• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna Dziurawy Kocioł [27.03.72] Brenna i Victoria

[27.03.72] Brenna i Victoria
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#11
02.01.2023, 12:28  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 02.01.2023, 12:31 przez Brenna Longbottom.)  
- I tak, i nie – odparła Brenna na pytanie odnośnie tego, czy mogła sama decydować, co miała na siebie założyć. – Kiedy już matka straciła nadzieję, co do tego, że jakieś ubranie przetrwa na mnie nieubrudzone i niepodarte dłużej niż dziesięć minut, te bardziej eleganckie wyciągała tylko na specjalne okazje.
Brenna jako dorosła była aktywna, a po godzinach pracy miała w zwyczaju włazić na drzewa, sypiać na trawie, biegać w lesie, objadać się ciasteczkami, z których leciały okruszki albo zabierać się do kopania w ogródku – jeżeli nie robiła akurat jednej z miliona innych rzeczy, które ją interesowały. W konsekwencji jej ubiór i fryzura rzadko wyglądały nienagannie. Jako dziecko była jeszcze gorsza.
- Wiesz co? Widziałam kilka zdjęć grupy aurorów, tak z początku lat czterdziestych. Była tam jedna z waszej rodziny. Leta? Czy jakoś tak – mruknęła Brenna z zastanowieniem. – I jeszcze jedna aurorka. Na każdym jednym zdjęciu miały sukienki, i to takie eleganckie. I szpilki. Nie to, że mam coś do sukienek, czasem sama je noszę, ale one i szpilki w pracy? To jak poddawanie się długim, dobrowolnym torturom. Czy w tamtych czasach każdy przestępca stawał w miejscu, kiedy krzyknąłeś „stój, bo rzucam zaklęcie!”?
Zdawała się tym zagadnieniem szczerze zafascynowana. Jej praca – przynajmniej póki nie pojawił się Voldemort – nie obfitowała zwykle w jakiejś niesamowite sprawy, coś naprawdę poważnego zdarzało się raz na parę tygodni.
Ale nawet w najspokojniejszych czasach zdarzało się, że musiała kogoś gonić. Albo unikać zaklęć. Unikanie zaklęć w szpilkach i sukience zdawało się trudne nawet sprawnej fizycznie Brennie.
A może było to celowe? Skoro dawały sobie radę w takich strojach, to był doskonały trening i gdy już założyły spodnie i buty na płaskiej podeszwie, nagle nikt nie miał z nimi szans?
– Jakby naprawdę nie mogli ich po prostu zostawić w spokoju – westchnęła Brenna. Nie drążyła jednak tematu, bo cóż, przynajmniej podejrzewała, że w rodzie Lestrangów są osoby, które jej poglądy niekoniecznie podzielają. Jeżeli szło o Brennę, zupełnie nie pojmowała, jak komuś może przychodzić do głowy próba wybicia albo zniewolenia ludzi, którzy są tak liczni, że na jednego czarodzieja przypadało ich pewnie z pięć tysięcy. I ich karabiny maszynowe mogły być całkiem skuteczne, jeżeli ktoś nie zdąży rzucić protego. – A poza kołomyją w pracy, u ciebie coś ciekawego? – spytała jeszcze, unosząc filiżankę do ust, by dopić kawę, teraz już – na szczęście – ciepłą.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#12
04.01.2023, 01:25  ✶  
Uśmiechnęła się pod nosem, próbując sobie wyobrazić małą Brennę w podartych portkach biegającą z krzykiem (bo w jej głowie to musiało być z krzykiem z jakiegoś powodu) po ogrodzie za domem, w ręku trzymając patyk. Jakoś… pasowało to do niej tak po prostu. Do jej energiczności, jaką prezentowała w obecnych czasach i w Hogwarcie. Do pewnego roztrzepania i braku powagi. I nie było w tym nic złego – tak przynajmniej uważała.
- Ach, Leta, tak – Leta Lestrange, choć z tego co jej było wiadome, to Leta była asystentką kogoś ważnego. Prawdą jednak było, że nosiła te wszystkie piękne suknie i szpilki. - Jeszcze te sukienki to bym może zrozumiała, jakby nie była taka krępująca ruchy no jak cię mogę. Ale te szpilki to też dla mnie zagadka – mimo wszystko nie przypuszczała, że będzie z Brenną dyskutować na temat mody dawnych lat, sukienek i szpilek. Nie było to rzecz jasna nic złego! Tylko po prostu… do tej pory, choć nigdy nie żywiły do siebie nienawiści, raczej obracały się w zupełnie różnych kręgach. Rozmowa z Brenną zawsze niosła ze sobą pewną lekkość, jednak mimo to – nie tak wyobrażała sobie ten wieczór, tutaj, z alkoholem i z koleżanką, której droga blisko ocierała się o drogę Victorii. I było to miłe zaskoczenie – tutaj, dzisiaj. Bo o ile milej było się napić i prowadzić z kimś jakąś przyjemną rozmowę, niż pić w samotności? - Hahaha, oszczędziliby nam trochę roboty, gdyby stawali na te swoje przemowy – zmrużyła brązowe oczy w uśmiechu, który rozjaśnił jej twarz. Kiedy się uśmiechała to nawet nie wyglądała na tak zmęczoną.
- To wariaci. Oni czerpią przyjemność z zadawania bólu – jedni zasmakowali się w zabijaniu blondynek, jedni brunetek, jedni mężczyzn, a jeszcze inni mugoli. Victoria starała się tego nie kategoryzować w stylu, że jedno lepsze od drugiego – każde było złe. I była pewna, ze mugole mieli też swoich wariatów, którzy gdyby wiedzieli o świecie czarodziejów, pewnie chcieliby zrobić krzywdę i im. I prawdą było, że ich bronie bywały skuteczniejsze od magicznej różdżki. - Działania takich osób trudno zrozumieć – Victoria ogólnie bardzo starała się być tolerancyjna. Starała się, by lata nauk z domu nie przyćmiewały jej osądu. Starała się nie być stronnicza, choć nie zawsze to wychodziło, jeśli chodziło o mugoli. Do mugolaków jako tako nic nie miała. Ot – jednak mieli w sobie magię, potrafili czarować, więc co w nich złego? Jej rodzina miała całą listę tego, co w tym złego, ale przecież nie musiała spraszać ich do domu. Z żadnym się nawet nie przyjaźniła. Jednak – nie widziała w nich niczego złego.
- Zdefiniuj „ciekawe” – parsknęła, bo jedyne co jej przychodziło do głowy, to wszystko co mało ciekawe.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#13
04.01.2023, 20:51  ✶  
Gdy rozmawiało się z Brenną, w jednej chwili można było dyskutować o czekoladzie, w drugiej o wynikach Ligii quidditcha, w trzeciej o Hogwarcie, a w kolejnej o tym, czy da się wyhodować wielkiego, groźnego potwora z ubrań swojej ciotki. Jej myśli czasem zdawały się przypominać stado rozbrykanych szczeniaków, które to usiłowały biec w absolutnie różne strony, to niby w tę samą, ale przy okazji wpadały na siebie i się przewracały. A Brenna dość chętnie tak przynajmniej połową tych myśli dzieliła się z towarzystwem. I zazwyczaj jeśli nie była w sytuacji „rozmowa z podejrzanym”, „rozmowa z szefem” albo „rozmowa z Ministrem Magii” zachowywała się całkiem podobnie wobec koleżanek, luźnych znajomych albo przypadkowo spotykanych osób. (Wyróżniając może nieco przyjaciół, ci dostawali jeszcze większą dawkę absurdu.)
Można to było tolerować, lubić albo nienawidzić. Spotykała się już ze wszystkimi reakcjami. Victoria nie uciekała z krzykiem, w dodatku podejmowała tematy, więc można było powiedzieć, że tylko Brennę zachęcała…
- Jedna z największych zagadek współczesnego świata: kobiety z Departamentu Przestrzegania Prawa noszące buty na szpilkach do pracy – podsumowała Brenna. – Prawda? O ile nasza praca byłaby łatwiejsza. Powinni rozdawać takie specjalne instrukcje już w Hogwarcie. Albo przeprowadzać ćwiczenia. Wiesz, żeby wyrobić u czarodziejów odruch zatrzymywania się na konkretne hasło – parsknęła, chociaż gdy rozmawiały o temacie bólu, śmierci i zrozumienia morderców, była nieco poważniejsza.
- W sumie zrozumieć ich motywy na poziomie logicznym stosunkowo łatwo, gdy długo w tym siedzisz – nie zgodziła się w pewnym zamyśleniu. Po pewnym czasie zaczynałeś rozumieć, co takiemu siedzi w głowie. Skąd biorą się niektóre zachowania. Co sprawiło, że zabija, krzywdzi, kradnie. – To oczywiście co innego niż uznanie ich za „sensowne”.
Upiła jeszcze jeden łyk kawy i uśmiechnęła się do Victorii znad naczynia.
- Na przykład… co zjadłaś na śniadanie – powiedziała, odginając jeden z palców, a potem dołączył do niego drugi, trzeci, czwarty i piąty, w miarę jak wymieniała kolejne rzeczy, może zwykle mało ciekawe, ale dla niej równie interesujące, jak każdy inny temat. – Jaką sukienkę ostatnio kupiłaś, czym krewni doprowadzili cię do szału w tym tygodniu, jak spędziłaś ostatni dzień wolny albo czy trafiła ci się jakaś bardzo dziwna sprawa. O, ja na przykład. Wyobraź sobie, że jeden geniusz wręczył mnie, brygadzistce, przeklęty przedmiot na licytację, bo chciał się go pozbyć. Chyba myślał, że nie sprawdzam tego, co moja rodzina potem wystawia na charytatywnych zabawach.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#14
04.01.2023, 22:20  ✶  
Kluczem do sukcesu było po prostu nadążać. A nie każdy miał na tyle szybki umysł i myśli, by przeskoczyć z tematu do tematu, zahaczając przy okazji o to, tamto i siamto. Jak się miało kiepską kondycję, to można było dostać zadyszki, próbując biec myślowo za Brenną. Na całe szczęście Victoria tak potrafiła pofrunąć, analizując różne tematy, że czasami sama musiała powiedzieć do siebie „prrr” i wyhamować ten galop. Pewnie dlatego nie przeszkadzało jej tempo rozmowy z Brenną, ani chaos, jaki wokół tego kobieta tworzyła. Było w tym coś uroczego, swoją drogą. Ale dla niej – dla Victorii – była to swojego rodzaju gimnastyka. Dlatego nie uciekała od tych rozmów, nie denerwowała się i nawet chętnie brała w tym udział. O ile, rzecz jasna, miała w ogóle nastrój na rozmowę z ludźmi, bądź przebywanie w towarzystwie.
- Dziwię się, że jeszcze takiego artykułu do Proroka nie wcisnęli. To by było takie na czasie – może by się wtedy jedna paniusia z drugą zastanowiła dwa razy. Bo niektórzy to woleli wyglądać niż być skutecznymi, ale najwyraźniej mieli taki klimat. - No no, to mogłoby być całkiem skuteczne, jakby już dzieci od najmłodszych lat uczyć reakcji na pewne komendy – uśmiechnęła się półgębkiem znad rantu szklanki. - I całkowicie nierealne. A my wtedy nie mielibyśmy co robić – żartowała sobie cały ten czas rzecz jasna. Takie zaprogramowanie po części pozbawiałoby niektórych możliwości wyboru. Świat, przynajmniej ten angielski, stałby się jeszcze bardziej szary niż już był.
- No dobrze, racja, rozumieć się da, w pewnym sensie – zgodziła się z nią, momentalnie zmieniając ton rozmowy z tego żartobliwego na bardziej poważny. - Ale to nie znaczy, że ty czy ja postąpiłybyśmy tak samo – Brenna miała rację, rozbijało się to o sensowność. Tak jak Victoria nazwała ich po prostu skrótowo wariatami. Co jednak skłaniało ludzi do takiej brutalności? Bestialstwa? Tego nie wiedziała.
- Na śniadanie zjadłam prawdziwie klasyczne angielskie tosty i fasolkę, miałam też filiżankę herbaty. A ty? – trochę nie wierzyła, że prowadziła akurat TĘ rozmowę. Zastanawiała się jednak do czego to je zaprowadzi. Gdzie zajdą od tego śniadania. Oparła się też wygodniej na krześle i zapatrzyła w Brennę. - Kupiłam ostatnio taką prostą, czarną sukienkę, której rękawy są piękną koronką – zaczęła opisywać. - A matka mi suszy głowę, że powinnam wybierać bardziej bogate, balowe suknie, a ja ich nie znoszę – wywróciła oczami. - A no i ostatnio stwierdziła, że za dużo pracuję i mam przez to za mało czasu na godne reprezentowanie naszej rodziny – uśmiechnęła się sarkastycznie. Głównie to chodziło o to, że nie poświęca tyle czasu ile chciałaby jej matka na spotkania z tym obiecanym. A Victoria i tak robiła co mogła. Tyle… że już bardziej po swojemu. - Co do pracy… To nie. Już przestałam patrzeć na dziwność – każda jedna była osobliwa. Uśmiechnęła się pod sam koniec do Brenny, całkiem zadowolona, że była w stanie odpowiedzieć na wszystkie jej pytania. Ciekawe czy w ogóle tego oczekiwała? - Żartujesz? Złapaliście tego mistrza? – faktycznie, prawdziwy mastermind. Brązowowłosa aż pokręciła głową i westchnęła, co sprawiło, że stolik, który był wcześniej przedmiotem rozmowy, jakoś teraz przykuł już i jej uwagę. Na trochę dłuższą chwilkę. Rozochoceni panowie, którzy wypili już Merlin wie ile, przechodzili w kolejne stadium – głośnych krzyków i gestykulacji. A następne było łupnięcie z całej siły w blat pięścią i gwałtowne szurnięcie krzesłem, które wywróciło się z hukiem.
- CO POWIEDZIAŁEŚ O MOJEJ AMANDZIE?! – poniosło się już chyba po całym Dziurawym Kotle.
- Oho – wyrwało się z ust Victorii. Zapowiadało się na przedstawienie.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#15
05.01.2023, 11:32  ✶  
- Zjadłam bardzo przypalone tosty, a potem w pracy kanapkę – odparła Brenna, a kącik ust drgnął jej lekko. Tosty były bardzo przypalone, bo Erik akurat przechodził obok kuchni i nagle doszło do małego pożaru, ale o tym postanowiła nie wspominać. – Ostatnia sukienka, jaką kupiłam, była akurat na bal, ale też absolutnie prosta. Twoja matka trochę nie nadąża za modą, te strojne szatki przestają być w łaskach… a co do mistrza, złapanie go zajęło mi jakieś sześćdziesiąt sekund, ale znacznie gorzej z prześledzeniem, skąd ten artefakt się wziął i gdzie są pozostałe elementy zestawu.
Mężczyzna, który go jej przekazał, wyśpiewał wszystko, problem polegał na tym, że zdaniem Castiela, u którego była, by złamał klątwę, była to tylko jedna część całości. Brenna ostatnio więc dość sporo czasu spędzała na Nokturnie, bo najpierw odwiedzała pasera, potem znowu odwiedzała pasera, a kiedy paser wreszcie dał nazwisko, byleby Brygadzistka przestała psuć mu interes, siedząc na ladzie i komentując zakupy klientów, musiała jeszcze znaleźć właściwą osobę…
- To mi trochę zajmie – dokończyła melancholijnym tonem. Nie zdążyła jednak wyłożyć wszystkich zawiłości sprawy, bo przy sąsiednim stoliku wybuchło zamieszanie.
Brenna chyba podświadomie spodziewała się tego od dawna.
Może trochę dlatego nie wyszła. Żeby potem nie fatygować innych Brygadzistów, którzy pojawiliby się spisać zeznania, gdy stoły zostałyby już połamane, okna wybite, a właściciel Kotła właśnie kończył mordować prowodyrów.
- Bez zaklęć na razie – ostrzegła mruknięciem, by przypadkiem, jeżeli sytuacja eskaluje, ich działania nie stały się… mało skoordynowane.
Czary załatwiłyby sprawę szybko, owszem. Gdyby towarzystwo było mało liczne. Szybkie drętwowy i można by poczekać aż otrzeźwieją, a potem udzielić pouczenia. Rzecz w tym, że mieli tu dużo kolegów, więc jeżeli Brenna teraz z miejsca rąbnęłaby czarem w tych szykujących się do bitki, dla całej reszty byłaby to przypadkowa kobieta, ciskająca czary w ich kolegę…
Gdy rozległ się kolejny wrzask, wyjaśniający, kim jest owa Amanda, Brenna westchnęła ponownie, z kieszeni wydobywając odznakę. Miała jeszcze przez jakąś sekundę nadzieję, że może sytuacja nie eskaluje, ale sekundę później „właściciel” Amandy rzucił się na drugiego mężczyznę z pięściami, inny spróbował go zatrzymać, oberwał łokciem w twarz, poleciał na sąsiedni stolik, gdzie z kolei ktoś z tego niezadowolony dał mu w gębę…
Gdyby Brenna nie była Brenną, może by zignorowała, wszak była po służbie. Ale co poradzić, nie leżało to w jej charakterze. Poza tym Dziurawy Kocioł był kulturowym miejscem. I czasem wchodzili tu mugole albo charłacy ze swoimi krewnymi. Albo dzieci, idące z rodzicami na Pokątną…
- BRYGADA UDERZENIOWA, zostać na miejscach!!! – wrzasnęła, w jednej dłoni unosząc odznakę, w drugiej już trzymając różdżkę. Z nadzieją, że choć może nie uspokoi to przyszłego męża Amandy, to chociaż inni nie dołączą do bójki. Nie wypalała żadnych zaklęć, by jakiś głąb nie zrobił tego samego, ale była gotowa w razie potrzeby na szybkie protego.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#16
06.01.2023, 20:55  ✶  
Brenna miała całkowitą rację co do jej matki: że nie nadąża za modą. Ale ci zafiksowani w starych, czarodziejskich rodach, chyba tak po prostu mieli, że trudno było zmienić ich postrzeganie świata. Że potrzebowali nie burzy, a całego trzęsienia ziemi, by dostrzec, jak wiele się zmieniło i że samemu też trzeba się zmienić. Człowiek był w końcu istotą stworzoną do przystosowywania się do zmian.
Victoria pokiwała głową. Sześćdziesiąt sekund – a więc Brenna musiała się bardzo szybko zorientować, że ktoś próbuje ją oszukać i w jaki sposób. To bardzo dobrze o niej świadczyło – a przynajmniej według Lestrange. Chciała ją podpytać o kilka rzeczy w związku z tym – ale nie zdążyła.
- Bez zaklęć – odpowiedziała i tylko obróciła się by lepiej widzieć sytuację. Gdyby poleciały tutaj jakieś klątwy, to tak, wtedy wstałaby i bez wahania spacyfikowała pijanych pojedynkowiczów, ale tak..? Była przecież po pracy, po cywilnemu i ku własnej uciechy, nie zamierzała się w to mieszać.
No chyba, że zostanie poproszona o pomoc.
Victoria aż uniosła brwi spoglądając na rozwijającą się sytuację. Niesamowite jak bardzo potrafiły się różnić miejsca i to, jak można się w nich zachowywać. Jakiś czas temu była w końcu z Saurielem w knajpie, a gdy jakiś typ zaczął się do niej dostawiać i nie zrozumiał „nie”, to jej towarzysz sprał go na kwaśne jabłko – i nikt się nawet nie zająknął. Zaś tutaj, w Dziurawym Kotle, coś takiego nie miało prawa przejść. I nie przeszło. Bo Brenna, nie wyglądająca na zadowoloną, westchnęła i wstała, próbując uspokoić zgromadzenie. Ona sama jedna przeciwko rozochoconemu tłumowi, który – niczym prosty lud – żądał chleba i igrzysk.
Jej krzyk może i coś dał. Kilka osób się zatrzymało, zapatrzyło. Kilka – pewnie i tak tych, które nie chciały się mieszać. Bo te, którym czerwona mgła alkoholu i złości przysłoniła widok, zdawały się nie słyszeć – od, knajpa, hałas. Czasami ktoś krzyknie. Jak się myśli jednotorowo, ma klapy na oczach niczym koń, to nie słyszy się też podszeptów rozsądku. Bo narzeczony Amandy nie zamierzał ich słuchać na pewno. Przestał już co prawda barbarzyńsko okładać swojego rywala pięściami po pysku, a i koledzy, którzy próbowali go zatrzymać i odciągnąć zostali wciągnięci we własną bójkę. Ten dał w twarz temu, ten oberwał ot tego, tu ktoś coś wrzasnął. Zaś główny zainteresowany wyciągnął z kieszeni spodni różdżkę i wycelował w swojego przeciwnika, który też miał już różdżkę w ręce.
- CONFRINGO
- RICTUSEMPRA
Krzyknęli jednocześnie. I oboje przelecieli przez Kocioł, tylko w dwóch różnych kierunkach.
Wtedy też i Victoria stanęła na równe nogi. Zamierzała oddać Brennie pola, ale z własną różdżką w ręce stanęła tuż za nią, zamierzając ją ubezpieczać w razie czego.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#17
06.01.2023, 21:27  ✶  
Brenna nie wahała się przed wmieszaniem. Była tu wprawdzie już po godzinach, ale ot charakter miała taki, jaki miała. Nie planowała zresztą zmuszać do reakcji Victorii, przynajmniej dopóki w barze wszyscy nie próbowali się pozabijać, ponieważ wtedy już musiałaby prosić o pomoc. W sytuacji, w której siedziałyby cicho, gdyby wokół mordowali się ludzie, obie musiałyby się szefom gęsto tłumaczyć.
Okrzyk nie uspokoił sytuacji, ale przynajmniej zapobiegł ogólnemu nawalaniu i, jak miała nadzieję, powstrzyma kolegów zainteresowanych przed gromadnym rzuceniem w nią klątw. Gdzieś za jej plecami ktoś poderwał się ze stolika i rzucił ku wyjściu na ulicę, ktoś będący bliżej przejścia na Pokątną pognał tam. Któryś z co przytomniejszych towarzyszy zabawy agresorów teleportował się z cichym pyknięciem, gdy zdał sobie sprawę z tego, że sytuacja eskaluje, a na miejscu jest Brygada. Ten, który dał w gębę chłopakowi, próbującemu powstrzymać walkę, też znikł, pewnie chcąc uniknąć problemów.
Dobrze, im mniejszy tłum, tym lepiej.
Jeżeli szło zaś o Brennę, w tej samej chwili, w której zaklęcia przeleciały przez Kocioł, cisnęła własne, petryfikujące. Nie wypowiadała formuły na głos, nie chcąc dać znać, co planuje. Wycelowała bez wahania w mężczyznę, który użył confringo - z dwóch powodów.
Po pierwsze, było to zaklęcie bardziej niebezpieczne, więc to on chciał tutaj sprawić większe problemy i był gotów poważnie krzywdzić innych.
Po drugie, czarodziej trafiony confringo prawdopodobnie pozbiera się wolniej niż po rictrusempra, więc istniała mniejsza szansa, że on zostawiony na moment samemu ciśnie coś w Brennę.
- NIE DOTYKAĆ RÓŻDŻEK! – ostrzegła, nauczona, że wprawdzie przestępca rzadko zatrzyma się na okrzyk „stój”, ale dziewięciu na dziesięciu zwykłych czarodziejów słucha odpowiednio głośno krzyczących Brygadzistów. Zawsze problemem była ta dziesiąta osoba i brak wsparcia, ale co poradzić?
Nie podchodziła od razu do sparaliżowanego mężczyzny, najpierw z różdżką w jednym ręku, i odznaką wciąż w drugim, rozglądając się po barze, czy ktoś przypadkiem nie wpadnie na jeszcze jakiś głupi pomysł.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#18
08.01.2023, 17:48  ✶  
Okrzyk Brenny powstrzymał tych, których powstrzymać się dało, być może też uspokoił tych, którzy zaczęli się denerwować – bo ministerstwo nad wszystkim panowało. Nie było się więc czego bać, prawda? Łatwo było jednak doliczyć, że było ich tutaj tak niewielu… Znaczy sztuk jeden. Ale nawet jedna właściwa osoba z Ministerstwa na miejscu mogła zrobić różnicę, a już zwłaszcza w ludzkim myśleniu. Niektórzy więc uciekli i trochę się przerzedziło, a przynajmniej powodowało to, że znajdowało się tutaj mniej potencjalnych źródeł problemu. I dobrze – tak przynajmniej pomyślała sobie Victoria, kiedy czujnie obserwowała otoczenie, wyćwiczonym okiem szukając oznak tego, że ktoś chciałby zaatakować, kontynuując bałagan, jaki się tutaj już zrobił.
Chwilę się w ogóle wahała co zrobić; nie była z Brygady, tylko zajmowała się łapaniem czarnoksiężników. Zdradzenie tutaj, że jest aurorem mogło spowodować niepotrzebną panikę wśród tych, którzy wolniej myślą i nie kojarzą faktów, że najpierw zaczęto bójkę, a potem Brenna ujawniła, ze BUM jest na miejscu. Tak czy siak uznała, że może ludzie pomyślą, że jest z Brygady, bo była tutaj z Brenną i stała za jej plecami, robiąc za sztuczny tłum – i  żeby komuś nie przyszło do głowy, że można się rzucić na urzędnika Ministerstwa, bo jest tutaj bez obstawy.
- Zostać na miejscach, wszystko pod kontrolą! – krzyknęła zza Brenny i pewnie musiało to wyglądać śmiesznie, bo Brenna była od niej wyraźnie wyższa. Tak czy siak chciała jej tym samym dać znać, że ma wsparcie. Zresztą sama wyciągnęła swoją różdżkę, gotowa w razie czego rzucić nieme Petrificus Totalus na kogoś, kto jeszcze miałby ochotę chwilę pofikać.
Kiedy Brenna zaczęła iść w kierunku głównego prowodyra zamieszania, i kiedy sama się upewniła, że reszta gawiedzi siedzi na miejscu, sama gładko i lekkim truchtem zbliżyła się do tego, który oberwał znacznie mocniej. Celowała do niego różdżką, ale okazało się to całkowicie zbędne – był nieprzytomny. Musiał mocno oberwać. Kucnęła więc przy nim żeby zobaczyć jak się trzyma i westchnęła.
Trzeba będzie wezwać medyków.
- Nieprzytomny – powiedziała nieco głośniej, żeby jej koleżanka wiedziała jaka jest sytuacja.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#19
08.01.2023, 22:20  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.01.2023, 22:29 przez Brenna Longbottom.)  
- Państwo siedzą i się nie ruszają, reszta jeśli ma życzenie może opuścić lokal! – oświadczyła Brenna, różdżką wskazując na towarzystwo dwóch panów, którzy się pobili. Na całe szczęście, nie miały do czynienia z przestępcami, a raczej zwykłymi czarodziejami, którzy za wiele popili, ale niekoniecznie chcieli mieć problemy z Brygadą.
- Dzięki. Bardzo poszarpany? – rzuciła do Victorii, kiedy ta sprawdzała, czy ofiara zaklęcia żyje. Longbottom ukryła odznakę z powrotem w kieszeni i ruszyła do „tego od Amandy”, by dość bezceremonialnie przewrócić go na plecy, a potem z kolejnej kieszeni wydobyć magiczne kajdanki. Miała szczęście, że była świeżo po pracy… - Brawo, zakłócanie porządku publicznego, atak niebezpiecznym zaklęciem, jak nie będziesz grzeczny, dorzucimy stawianie oporu przy aresztowaniu – mruknęła, krępując mu ręce. Po czym wyprostowała się, znów zerkając na Lestrange.
- Victoria? Będziesz tak miła i poprosisz barmana, żeby wezwać uzdrowiciela i BUM? Ja tu z nimi muszę zostać – westchnęła. Lestrange mogła teraz po prostu się ulotnić. Dla niej niestety szykowały się natomiast niepłatne nadgodzinny, w pewnym sensie przypadkiem, bo musiała poczekać aż pojawią się jej koledzy, potem wyjaśnić sytuację, a najlepiej to zrobić jeszcze raport.
Uśmiechnęła się do Victorii, chociaż tym razem nieco krzywo. A było tak miło! Przez jakieś piętnaście minut, niestety.
Tak, zdecydowanie, dorzuci to stawianie oporu przy aresztowaniu.
Mimo to zaraz przybrała dość spokojną minę, zdjęła zaklęcie petryfikujące i pomogła skrępowanemu mężczyźnie przejść na krzesło. By potem nie czytać w prasie o niepotrzebnej brutalności policji. A później? Sprawdziła stan nieprzytomnego i zabrała się do wypytywania o dokładne okoliczności zdarzenia…

Koniec sesji


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (3739), Victoria Lestrange (3989)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa