- Ty. Pierwsza. - powtórzył dobitnie, nieco sycząco, unosząc różdżkę. Jeżeli myślała, że zejdą tam jak barany na rzeź, to musiała być głupsza niż ustawa przewiduje. Koniec różdżki wycelował w Cassandrę, lecz nie podejmował kolejnych kroków, mających na celu wzmocnienia swojego rozkazu. Lekko wskazał różdżką na schody, jakby zachęcając ją do tego, by nie stawiała oporu. Naprawdę nie lubił się powtarzać. Domyślał się, że celowanie do kobiety z różdżki nie było może posunięciem, które wzbudziłoby zaufanie, ale po pierwsze: nie od tego byli, a po drugie nie zlezie na dół bez niej, by ta kurwa mogła ich tam zamknąć.

Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.
02.10.2024, 23:37 ✶
Paskudny uśmiech wymalował się pod jego maską, chociaż ani Nicholas, ani Cassandra nie mogli go ujrzeć. Słusznie podejrzewał, żeby nie ufać tej jędzy Fawley. Oczy zabłyszczały mu złowrogo, lecz tego zapewne też żadne z nich nie miało szansy ujrzeć. Lestrange powoli obrócił się w stronę kobiety, nie będąc pewnym czy to gra świateł, czy być może dostrzegł uniesiony na ułamek sekundy kącik ust.
- Ty. Pierwsza. - powtórzył dobitnie, nieco sycząco, unosząc różdżkę. Jeżeli myślała, że zejdą tam jak barany na rzeź, to musiała być głupsza niż ustawa przewiduje. Koniec różdżki wycelował w Cassandrę, lecz nie podejmował kolejnych kroków, mających na celu wzmocnienia swojego rozkazu. Lekko wskazał różdżką na schody, jakby zachęcając ją do tego, by nie stawiała oporu. Naprawdę nie lubił się powtarzać. Domyślał się, że celowanie do kobiety z różdżki nie było może posunięciem, które wzbudziłoby zaufanie, ale po pierwsze: nie od tego byli, a po drugie nie zlezie na dół bez niej, by ta kurwa mogła ich tam zamknąć. Wysoki blondyn, mierzący 194 cm wzrostu. Jego niebieskie oczy przejawiają najczęściej chłód, odwagę, opanowanie, tajemniczość. Nie łatwo odczytać jego zamierzenia i jakie może mieć intencje względem osób drugich.
03.10.2024, 00:04 ✶
Przejście zostało im udostępnione, ale kobieta nie raczyła dalej współpracować. Może i jej zadanie się w tym momencie zakończyło, to jednak nie dla nich. Rodolphus nie krył się z tym, jak bardzo nie podobało mu się zostawianie tej kobiety na tym poziomie budynku, kiedy oni będą musieli zejść niżej, nie wiedząc co ich czeka. Travers postawił stopę na pierwszym stopniu, po czym na drugim. Sprawdzał stabilność schodów w pierwszych stopniach. Póki co, było na razie dobrze. Przeniósł swoje chłodne spojrzenie na Fawleyową i Viperę, trzymającego wycelowaną różdżkę w jej stronę. Powrócił na nią swoim stanowczym wzrokiem, lecz maska idealnie wszystko zakrywała. - Owszem. Udostępniłaś nam. Lecz nie było mowy, że nie będziesz nam towarzyszyć. Teren ten jest dla nas obcy. Ale nie dla Ciebie. Chyba że się boisz? Nasz Pan nie akceptuje tchórzy.W przeciwieństwie do Rodolphusa, nie celował do niej z różdżki. Wyciągnął w jej kierunku wolną dłoń, aby mu podała, albo mogła wyminąć, aby iść przed nim. Próbował zachęcić ją słowami, próbować być przekonującym. Jeżeli sama nie znała podziemi, nie była zainteresowana zobaczyć, co tam jest? Nieuniknione, że w dole coś było. Coś słyszał, ale nie skupił się w tym momencie, co to było. Wiedźma, która mieszkała w domku stojącym na kurzych nogach. Jadła dzieci na śniadanie — i prawdopodobnie na obiad i do herbaty.
03.10.2024, 02:34 ✶
Kobieta uniosła delikatnie brwi, słysząc dobitnie wypowiedziane słowa Rodolphusa. Przez moment mierzyła się z nim spojrzeniem, ale to wreszcie opadło na trzymaną przez niego różdżkę. Jej własne dłonie wciąż pozostały splecione, nawet jeśli palce zdawały się zacisnąć nieco mocniej, ale Fawley chyba zdawała sobie sprawę z tego że niewiele mogła zrobić wobec już wyciągniętej ku niej różdżce.
Drażniła ją wyraźnie ta sytuacja, bo mimo niepewności, która wkradła się do jej spojrzenia, pojawiło się tam także zniecierpliwienie. - I mówi to człowiek, który kryje swoją twarz za maską - odparła chłodno, spoglądając na Nicholasa. Louvain miał przynajmniej tyle przyzwoitości, by stanąć przed nią twarzą w twarz, kiedy przedstawiał jej propozycję współpracy. Nie było tam wyciągniętych różdżek czy próby zastraszenia tylko obietnica zgłębiania tajemnic. Lestrange doskonale wiedział jak ją podejść, a rozmowa z Czarnym Panem tylko ugruntowała jej chęć współpracy. Ale oni? Tych dwoje tutaj, skrytych za maskami, jakby ich tożsamość była największym skarbem wobec tego, co skrywało się tam na dole? Wyminęła ich bez słowa, bo przecież nie była wojowniczką, odbierając od Rodolphusa pochodnię i schodząc po kolejnych stopniach przejścia. Powietrze było tam wręcz nieprzyjemnie suche i drapało w gardło, a sama droga w dół zdawała się trochę ciągnąć. Kiedy też przeszli kawałek, mogli usłyszeć zgrzyt kamienia, kiedy rzeźba na nowo ukryła przejście, zamykając za nimi drogę powrotną. Potem trafili do krótkiego korytarza, gdzie na bocznych ścianach znajdowały się kamienne płyty, a w błękitnym świetle pochodni błyskały wyryte na nich informacje tych, którzy to spoczęli. Wszystko oświetlały tutaj pojedyncze, mdłe światełka znajdujące się na ścianach, ale w rogach pomieszczenia można było dojrzeć wysokie paleniska, gotowe do rozpalenia gdyby komuś brakowało światła. Cassandra przeszła obok nich niby to obojętnie, ale można było zauważyć w jej ruchach pewną nerwowość, która pokazywała się odkąd tylko weszła na schody. A potem doprowadziła śmierciożerców do rozwidlenia. Od tego miejsca wiodły cztery korytarze. Nawet jeśli nic nie zasłaniało wejścia do nich, mężczyźni mogli odnieść wrażenie, że kiedy na nie patrzą, wydają się nieskończone. Przed nimi, na niewielkim podeście, stała karafka. Wypełniona była jakimś ciemnym, niemal czarnym płynem. Obok natomiast stała kryształowa szklaneczka, podobnie jak karafka zdobiona złotem i na obu naczyniach można było dostrzec wyrżnięte na nich runy. Kiedy Fawley podeszła do podniesienia, na kamieniu zalśnił od płomienia ten sam napis, który wcześniej znajdował się przy statule na wejściu. Fawley stanęła, odwracając się do śmierciożerców, ale nie zrobiła nic, wyraźnie ku nim niechętna. Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.
03.10.2024, 08:41 ✶
Lestrange nie skomentował tego przytyku, wypowiedzianego w kierunku Nicholasa. Nie miał pojęcia w jaki sposób Louvain zwerbował tę kobietę, ale zaczynał mieć podejrzenia, że po prostu ją wyruchał i naobiecywał góry złota. Była w jego typie: wredna, pyskata i głupia. On takie lubił, były najlepszymi zabawkami do zabawy. On sam nie chciał od Fawley nic. Nie widział w niej sojusznika, nie widział w niej kogokolwiek, z kim chciałby na jakimkolwiek etapie współpracować. Głównie dlatego, że próbowała być cwana i chwytać się umów, które przecież nie zostały spisane i przypieczętowane. Mógł się jednak domyślać, że od teraz Cassandra nie będzie chętna do współpracy - jakby była chętna już wcześniej. Dla niego to nie stanowiło w zasadzie żadnej różnicy, bo nastawił się na problemy już na starcie.
Podał jej pochodnię bez słowa i tym razem on poszedł za Fawley, pozwalając Nicholasowi zamykać pochód. Nicholas wyciągnął do niej dłoń, która została metaforycznie odtrącona, za to on sam wciąż trzymał w dłoni różdżkę. Uważał, że szczypta groźby i strachu nigdy nikomu nie zaszkodziła, a świadomość że ma za sobą śmierciożercę z wycelowaną w swoje plecy różdżką być może sprawi, że Cassandra zacznie myśleć. I naprawdę w to wierzył, gdy schodzili w dół krętymi schodami i przechodzili korytarzem. Może był naiwny, ale wierzył że Fawley miała trochę oleju w głowie. Lecz to wszystko runęło, gdy stanęli przed kamieniem, na którym stały dwa naczynia. Przewodnicząca Spectrum obróciła się w ich stronę a on mógłby się założyć, że była teraz z siebie cholernie dumna. Miał ochotę westchnąć, długo, ciężko i głośno. Ta misja to będzie wrzód na dupie. Rodolphus podszedł do kobiety powoli, opuszczając różdżkę odrobinę. Górował nad nią, ale to nie było trudne, górował nad większością ludzi. - Madame Fawley - zaczął cicho, pozornie bezbarwnym tonem. - Być może tego pani nie wie, lecz w naszej organizacji nie brakuje gentelmenów. A kodeks nakazuje, by to płeć piękna czyniła honory. Gówno prawda. Po pierwsze: Śmierciożercy i gentelmeni mieli ze sobą tyle wspólnego, co nic. Ostatnio jak słyszał, że są gentelmenami, to zamordowali z zimną krwią dwie osoby na oczach ich dziecka, wcześniej je torturując. Po drugie: nie istniał absolutnie żaden kodeks, który nakazywałby przepuszczanie kobiet w takiej sytuacji. Ale tak szczerze to miał to w dupie. Wiedział już, że Fawley nie należy ufać: upewnił się, gdy zobaczył te cholerne szklanki. Zapewne w którejś była trucizna, gdyby nie zlazła na dół z nimi, to któryś z nich byłby już martwy. Kobiety - same z nimi problemy. Lestrange oparł ciężko dłoń na ramieniu Cassandry. - A gospodyni, którą pani jest, powinna nam grzecznie wytłumaczyć, z czym mamy do czynienia - nie silił się na przyjacielski ton, za to odrobinę ścisnął jej ramię. Nie tak, by zabolało ale na tyle mocno, by wiedziała że to naprawdę nie są żarty a on zdecydowanie do cierpliwych nie należy. Po to ją tu zabrali, żeby szła na pierwszy ogień. Przecież nie będą ryzykować swoim życiem, prawda? Co innego ryzyko życiem osoby, na której im nie zależy. Wysoki blondyn, mierzący 194 cm wzrostu. Jego niebieskie oczy przejawiają najczęściej chłód, odwagę, opanowanie, tajemniczość. Nie łatwo odczytać jego zamierzenia i jakie może mieć intencje względem osób drugich.
03.10.2024, 10:16 ✶
Chyba od tej strony jej nie znał. Kobieta nie była najwyraźniej zadowolona z faktu, że musi iść nimi. Travers próbował po dobroci, ale zrezygnował, kiedy usłyszał jej odpowiedź. Odsunął się, aby zrobić jej przejście, zabierając dłoń, której i tak nie przyjęta. Tym samym Lestrange postanowił go wyminąć i samemu osobiście jej pilnować. Westchnął. Najwyraźniej zostając tym, który zamykał kolejkę zejścia do podziemi. Nie było to kilka podstawowych stopni do ominięcia, ale znacznie więcej. To by świadczyło o głębokości na jakiej wybudowano tutejsze korytarze, przejścia i pomieszczenia. Architekt nieźle się postarał w swoich czasach świetności. Ruszył dalej za nimi, różdżkę trzymając w lewej dłoni na wszelki wypadek. Rozglądał się po obu stronach, za siebie i przed siebie. Próbując dostrzec coś godnego uwagi. Aż w pewnym momencie zatrzymali się. Rozwidlenie korytarzy. Jeszcze tego brakowało. W dodatku na podium stała karafka z naczyniem. Tajemniczą substancją. Rodolphus ponownie nie wytrzymał i czuł, że nosiło go. Teraz on stał się nagle rozmowny, a Nicholas milczący, obserwujący i słuchający. - Odpuść przemoc.Zwrócił uwagę Lestrange’owi, aby nie próbował czegokolwiek wymuszać na niej siłą. Skoro jego kuzyn zwerbował ją na swoich zasadach, to pewnie jej ufał, znał i także był członkiem Spectum. Jeżeli kobieta nawali im w tej misji, to sama poniesie konsekwencje wytyczone przez "górę". - Gdzie prowadzą te korytarze i co znajduje w tej karafce? Zadał jej pytania, nie licząc na to, że zacznie im chętnie prowadzić wycieczkę i opowiadać o historii tego miejsca. Widział, że nie chciała tutaj schodzić tak bardzo chętnie, jakby jej zadanie miało zakończyć się przy posągu. - Czy jest tutaj coś, na co powinniśmy uważać? Kolejne pytanie. Choć zadawał jej z chłodem i powagą, nie ukrywał że chciałby dowiedzieć się więcej. Ale też nie tracić czasu na zwiedzanie miejsca całą noc, tylko udać do konkretnego korytarza i znaleźć to, czego najpewniej potrzebuje Czarny Pan. Rzut na Percepcję, aby rozejrzeć się ponownie. Rzut N 1d100 - 91
Sukces! Rzut N 1d100 - 100
Krytyczny sukces! Wiedźma, która mieszkała w domku stojącym na kurzych nogach. Jadła dzieci na śniadanie — i prawdopodobnie na obiad i do herbaty.
06.10.2024, 00:33 ✶
Próżno było szukać na twarzy Cassandry jakiejkolwiek dumy. Wydawała się nieco... znużona, jakby każdy kolejny krok śmierciożerców nie wpisywał się w żaden zakładany przez nią scenariusz i zaczynała się tym niecierpliwić. Marnowali jej czas, a do tego tracili także swój, jakby mieli go nieskończenie wiele na poświęcanie zwiedzaniu Katakumb.
Fawley pewnie byłaby w stanie uwierzyć w to gentelmeństwo, gdyby miała do czynienia tylko z Louvainem, ale teraz przed Rodophusem, kąciki ust drgnęły delikatnie, kiedy próbowała się ostentacyjnie nie skrzywić na jego słowa. - Jesteście w miejscu, gdzie od lat próbuje się zgłębić zależność życia i śmierci i przełamać dzielące je granice - wepchnęła Lestrange'owi na nowo pochodnię, sięgając do karafki i nalewając z niej do rżniętego kryształu i tak przygotowany napój, zostawiła w spokoju na podeście. - W tej karafce znajduje się próba. Mors solum initium est - Śmierć to dopiero początek. Jeśli chcecie cokolwiek wynieść z tego miejsca dla siebie i naszego Pana, radzę zastanowić się nad tym czy jesteście w stanie poświęcić mu życie. Tak będzie łatwiej - odpowiedziała grzecznie, z dłońmi znowu splecionymi przed sobą, odwracając się wreszcie w stronę wspomnianych przez Nicholasa korytarzy. - Prowadzą w głąb kompleksu - odpowiedziała sztywno, wyraźnie nie chcąc rozwijać temat. - Was interesuje ostatni. Czerwony - dorzuciła łaskawie, wskazując ręką w stronę pierwszego od prawej korytarza. Każdy z nich wyglądał niemal tak samo; na pierwszy rzut oka nieskończony i prowadzący donikąd. Posiadały rzędy rzeźb i wyłożone były tylko innym kolorem płytek na posadzce. Zaczynając od lewej były to kolejne czarno, biało, żółto i czerwono zabarwiony marmur. W salce gdzie teraz stali, mieszały się ze sobą podobne barwy, ułożone w geometryczne wzory, które najprawdopodobniej nie miały większego znaczenia niż wizja artysty. Pod ścianami też znajdowały się rzeźby, przedstawiające okryte długimi szatami szkielety. - Najbardziej powinniście uważać na siebie samych. A teraz pijcie - wskazała na karafkę. Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.
07.10.2024, 09:49 ✶
Nie podobało mu się podejście Cassandry. Być może reagowała w ten sposób dlatego, że od samego początku był wobec niej nieufny, lecz z drugiej strony on nie ufał nikomu na tyle, by tak po prostu wejść w nieznane i zagłębić się w te rozważania na temat życia i śmierci ot tak. Wyglądało jednak na to, że nie mieli wyboru.
Gdy Nicholas powiedział, żeby odpuścił, przechylił lekko głowę na bok, ale puścił kobietę. Jeżeli to nazywał przemocą, to chyba tak naprawdę wcale go nie znał. To, co robił, nie można było w żaden sposób przyrównać do przemocy. Przemoc zaczynała się dopiero za inną, dość cienką granicą. Zapewne by to odczytał z jego twarzy, lecz ta była ukryta pod maską. Kusiło go, ach jakże kusiło, by wystawić Fawley na tę próbę. Nie podobało mu się, że podważała ich zaangażowanie, nie podobało mu się też to, że próbowała dyktować warunki, skoro była wyłącznie wsparciem i lekką pomocą, w przeciwieństwie do nich. Inna sprawa miała się z Nicholasem. Lestrange zerknął na karafki, a potem z powrotem na Traversa. Czy był gotowy oddać życie za ich mistrza? Czy przypadkiem nie połączyli sił, bo na ten moment ich cele były zbieżne? Fakt był taki, że Rodolphus poświęcił Czarnemu Panu całkiem sporo lat ze swojego dojrzałego życia. Bez słowa wykonywał jego polecenia, nawet jeżeli wydawały mu się nielogiczne. Doskonale wiedział, że on sam - i w zasadzie ktokolwiek z organizacji - nie miał całego obrazu, nie posiadał wszystkich elementów skomplikowanej układanki, którą próbowali uporządkować razem z mistrzem. Czy byłby gotów oddać za niego życie? Czy być może byłby gotów oddać życie za sprawę, którą dzielili? Za wspólną wizję świata - lepszego świata? - Powinnaś to samo pytanie zadać sobie samej - odpowiedział cicho, przymykając oczy. Czy był gotowy oddać życie Voldemortowi? A czy przecież już tego nie zrobił? Śmierć była dopiero początkiem, prawda? Co za różnica, czy zginie teraz, czy później? Czym był on sam w obliczu czegoś większego, czego mieli dokonać razem z Voldemortem? Morpheus ostrzegał go swoją przepowiednią, że ciąży na nim niebezpieczeństwo. Że widzi zagrożenie, które jest blisko, ale przecież całe jego życie to było jedno wielkie stąpanie po cienkiej linie, która w każdej chwili mogła się zarwać pod ciężarem nieodpowiednich decyzji. Sięgnął po naczynie i odwrócił się tak, by Fawley nie mogła dostrzec skrawka jego twarzy, gdy jednym haustem wypijał "próbę", czymkolwiek ona by nie była. Jeżeli padnie martwy, przynajmniej Nicholas się zajmie Fawley, tego był pewny. Wysoki blondyn, mierzący 194 cm wzrostu. Jego niebieskie oczy przejawiają najczęściej chłód, odwagę, opanowanie, tajemniczość. Nie łatwo odczytać jego zamierzenia i jakie może mieć intencje względem osób drugich.
07.10.2024, 10:31 ✶
Gdyby wiedzieli po co tutaj przyszli, konkretnie, być może zapamiętaliby się jej znacznie lepiej? Wysłani zostali po niewiadomą. Wystawieni jakby na próbę jakąś? Jak wcześniejsze misje, zlecenia były klarowniejsze, czarodziej wiedział po co i gdzie idzie, tak teraz odnosił wrażenie, że Louvain, jako lewa ręka Czarnego Pana, nie umiał odpowiednio wyciągać informacje lub je przekazać, wysyłając ich na niewiadome. Według Traversa, organizacja prowadzona przez Mulcibera była lepiej zorganizowana. No trudno. Nie przejmował się tym. Czuł jedynie że tracą czas i jeszcze musieli wyciągać od niej informacje, bo sama nie raczyła oszczędzić im wyjaśnień. Rodolphus słusznie też to zauważył. Ale nie musiał jej w sumie dotykać. Jeszcze odmówi współpracy czy coś. Przynajmniej dowiedzieli się, którym korytarzem powinni iść. Kobieta odpowiedziała także na pytanie dotyczące zawartości karafki. Próba. Travers pod maską zmarszczył brwi, skupiając spojrzenie na naczyniu. Zabezpieczenie Fawleyów. Wychodziło na to, że jednak te podziemia są jakoś zabezpieczone. Pytanie tylko, czym? Klątwami? Innymi zaklęciami? Stworzeniami? "Czy jesteście w stanie poświęcić mu życie?" Czy był wstanie oddać życie dla Czarnego Pana? Nie. Nie był. Nie dla tej osoby. Akurat w tym momencie przypomniał sobie słowa Roberta. Co kazał mu zrobić. "...Zakop je tak głęboko, żeby nie ujrzało to światła dziennego." Wypiłby to tylko z jednego powodu – że jego życie było już i tak skrócone przez chorobę serca. Poddałby się tej próbie, choć pewnie z ryzykiem. Całe szczęście, jego umysł chroniła Oklumencja. Nie zdążył sięgnąć po szklankę, gdyż wyprzedził go Rodolphus. Zaskoczył go, choć maska to ukrywała. Obserwował towarzysza, upewniając się czy po wypiciu zawartości, odczuwał jakieś zmiany. - Czujesz jakieś zmiany?Zapytał w końcu Viperę. Wiedźma, która mieszkała w domku stojącym na kurzych nogach. Jadła dzieci na śniadanie — i prawdopodobnie na obiad i do herbaty.
07.10.2024, 15:37 ✶
Cassandra uśmiechnęła się delikatnie do Rodolphusa w nieodgadniony sposób. Czarny Pan miał to do siebie, że roztaczał specyficzną aurę respektu, która jednocześnie działała w niezwykle magnetyczny sposób. Jego rozmowa z nią wywarła na Fawley oczywiście silne wrażenie; dostała to czego chciała. Porozumienie odnośnie tematyki, którą tak długo pielęgnowała i ona i jej rodzina. Voldemort był drzwiami do świata wiedzy i może przez to podchodziła do swojej roli nieco inaczej niż do tej przypisanej im.
Czy była gotowa zginąć w imię Czarnego Pana? Nie zastanawiała się nad tym. Czy była gotowa zgłębić to, co znajdowało się na granicy życia i śmierci, i dalej? Jak najbardziej. A kiedy Lestrange wypił zawartość szklanki, uśmiechnęła się nieco wyraźniej, kiwając lekko głową. Wzięła szklankę ponownie do ręki i powtórzyła całą czynność, napełniając ją z karafki. Ale tym razem nie odstawiła szklanki, tylko wyciągnęła dłoń z nią w kierunku Nicholasa w wyczekującym geście. Cokolwiek znajdowało się w karafce, nie miało żadnego smaku. Rodolphusowi wydawało się, że nawet woda była bardziej wyrazista pod tym względem i jedyne co faktycznie skupiło jego uwagę to gęstość cieczy. Wydawała się trochę w konsystencji miodu i tak samo oblepiała gardło, powoli spływając przełykiem. I w pierwszej chwili w sumie nie stało się nic. Przełknął, odstawił szklankę, ba, pewnie mógł rzucić parę całkiem niezłych zaklęć. Ale potem poczuł narastające w piersi ciepło. Początkowo niepozorne, ale szybko pęczniejące i rozlewające się na całe ciało. Poczerwieniał na twarzy, ale jakkolwiek nie próbowałby z tym walczyć, nie miał zbytnio co zrobić w odpowiedzi na właśnie przyjętą dawkę tego, czymkolwiek ta tajemnicza ciecz nie była. Cassandra oczekuje bardzo szybkiej reakcji od Nicholasa; proszę więc na ten moment o posta tylko od ciebie, Nicholasie, po którym wrzucę swoją odpowiedź i rozgrywka będzie się mogła dalej toczyć swoim rytmem Wysoki blondyn, mierzący 194 cm wzrostu. Jego niebieskie oczy przejawiają najczęściej chłód, odwagę, opanowanie, tajemniczość. Nie łatwo odczytać jego zamierzenia i jakie może mieć intencje względem osób drugich.
07.10.2024, 16:05 ✶
Nicholas wyczekiwał jakiejkolwiek reakcji ze strony Rodolphusa, ale jej nie otrzymał. Może nic się nie działo, kiedy ten miał na twarzy maskę? Trudno było więc stwierdzić, czy wszystko jest w porządku. Nie dane było im też czekać na rezultaty, kiedy Travers dostrzegł ruch Fawley. Spojrzał na nią, po czym na wyciągniętą w swoim kierunku naczynie z cieczą. To znaczy, że też powinien wypić. Westchnął. Raz się żyje. Kilka razy może umrzeć. Wziął od niej szklankę, przysunął sobie do nosa, aby wywąchać zapach, rozpoznać składniki, czym jest to coś. Słodycz, albo mu się zdawało? Przyłożył do ust i wypił jej zawartość. Oddał jej szklankę. Pozostawało czekać. Bez smak cieczy, ale lepkość było można odczuć przy przełykaniu. Niby nic groźnego, ale po niejakiej chwili być może poczuł to samo co Rodolphus? Dziwne ciepło. Czy to coś miało ich rozgrzewać, czy rozpalać od środka? Wzrokiem powrócił na Cassandrę. Czego się spodziewać? |
« Starszy wątek | Nowszy wątek »
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności:
Nicholas Travers (4206), Baba Jaga (6738), Rodolphus Lestrange (5371)
|