• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
1 2 3 4 5 … 9 Dalej »
[07/08/1972] Różdżka na drugą połowę życia

[07/08/1972] Różdżka na drugą połowę życia
a guy who knows a guy
Ojciec Wirgiliusz uczył dzieci swoje,
a miał ich wszystkich sto dwadzieścia troje
Niemal zawsze towarzyszy mu nakrycie głowy: któryś z jego kapeluszy. Zmysł modowy ma raczej mierny i kiczowaty, ale lubi eksperymenty. Widać w jego kreacjach silną inspirację retro westernami, twoim starym na rybach ze szwagrem, ale też mugolską modą lat 70. Nie da się ukryć, że przekroczył pięćdziesiątkę, więc nie próbuje udawać, że tak nie jest. Ma charakterystyczną przerwę między jedynkami, niebieskie oczy, 186 centymetrów wzrostu i barczystą sylwetkę. Zarost na ogół maksymalnie kilkudniowy, choć zdarza się, że zapuści okresowo jasną brodę przetykaną siwymi włosami. Włosów na głowie od lat nie stwierdzono.

Woody Tarpaulin
#1
09.10.2024, 10:40  ✶  

—07/08/1972—
Sklep Ollivandera, ulica Pokątna
Garrick Ollivander & Woody Tarpaulin



Woody znał niejednego twórcę różdżek z Nokturnu. Niektórzy nawet robili je całkiem przyzwoite i w pełni legalne; takie, z którym można śmiało wpaść w szpony patrolu Brygady i mucha na różdżce nie siada. Co jednak Ollivander to Ollivander — zupełnie inna jakość. Wiele rzeczy zmienił w Tarpie Nokturn, lecz tego nie zdołał: gdy tylko Woody stanął przed koniecznością nabycia nowej różdżki, od razu pomyślał o tym zakurzonym, ollivanderowym zakładzie z tradycjami i przez myśl mu nie przeszło, że miałby szukać nowej towarzyszki gdzieś indziej.
Przed drzwiami sklepiku zjawił się z samego rana, ledwo wybiła godzina otwarcia. Wciąż był nieco skwaszony i wcale nie zachwycała go ta konieczność, ale zdążył przez noc pogodzić się ze stratą. Przekonał się także, że nabycie nowej jest dość pilne, bo do szału doprowadzała go ta tandetna fałszywka spod własnej lady. Choćby jego stara różdżka miała odnaleźć się następnego dnia, nie zamierzał znosić dłużej tego, jak ustrojstwo się przegrzewa, gdy próbuje zrobić coś więcej niż zaklęcia z elementarza pierwszoklasisty.
Pierwszoklasistów, swoją drogą, miał nadzieję uniknąć u Ollivandera. Niebezpiecznie zbliżał się początek roku szkolnego, ale Tarp bardzo liczył, że matki jeszcze się nie obudziły z ogarnianiem wyprawki i nie będzie zmuszony wybierać nowej różdżki wśród tłumu dzieciaków biegających mu między nogami. Chciał to załatwić cicho i sprawnie. Bez małego Brianka testującego na ślepo swoją pierwszą różdżkę wybuchami magii bardziej chaotycznymi niż te produkowane przez ćpunów wypełzających z Podziemnych Ścieżek.
— Dobry — przywitał się, przekraczając progi ollivanderowego przybytku.
Wyglądał tego dnia dość schludnie, jak na siebie, bez szaleństw. Proste szaty, nie żadne wariactwa z mugolskich żurnali. Przez chwilę poczuł się znów jak detektyw Longbottom, uczciwy obywatel. Być może powodowała to jakaś aura tego miejsca przypominająca mu dzieciństwo i czasy, kiedy pierwszy raz tu był.
— Widzi pan, wczoraj doszło do małego incydentu. — Podszedł do lady i oparł na niej łokieć. — Ukradziono moją różdżkę. — Miał wrażenie, jakby od wczoraj powtórzył te słowa już setki razy, w mowie i piśmie. — Potrzebne będzie coś w jej miejsce, niestety.
Rozejrzał się ciekawsko po rzędach pudełeczek z różdżkami. Obok żalu zaczęła rodzić się w nim lekka ekscytacja wizją nowego. W końcu, pomijając przykre okoliczności, kto nie lubi zakupów?


piw0 to moje paliwo
orphic
sky above
earth below
and peace within
Jest już stary i ubiera się, jakby był z innej epoki, na pewno nie dasz mu mniej lat, niż ma w rzeczywistości, a może nawet dodasz mu kilka, bo siwiejące czupryna i broda Garricka twardo przypominają o nieuchronnym upływie czasu. Zadbany, ale nie w sposób przesadny - czuć od niego luz i swobodę. Widać, że w swoich ubraniach czuje się dobrze i jest mu wygodnie. Ciężko wyobrazić go sobie w innym wydaniu. Ma metr siedemdziesiąt wzrostu i obawiam się, że już nie urośnie.

Garrick Ollivander
#2
09.07.2025, 00:50  ✶  
W sklepie Ollivandera nikogo nie było, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Na drugi rzut oka, na wielkiej antresoli powyżej, Garrick grzebał w stosie pudełek, niefortunnie wypinając tyłek w kierunku osoby wchodzącej do środka. Słysząc dzwoneczki wiszące przy drzwiach, wyprostował się od razu, co skwitował głośnym i głębokim stęknięciem bólu. Bo to już nie młodość, a plecy miał zmęczone dziesiątkami lat pochylania się nad heblarką i wykonanie tak gwałtownych ruchów zawsze kończyło się u niego małą katastrofą. Nie potrafił jednak zareagować inaczej – bo Garrick był czarodziejem skromnym i czarodziejem z klasą, a to wymagało określonych zachowań, nawet kiedy do środka wchodził...

Ha, właściciel Rejwachu.

Nie to, żeby był stałym bywalcem Nokturnu (co to to nie!), ale znał osoby pracujące w obrębie magicznych dzielnic. Skrzętnie dobierał wśród nich te, które warto było zaprosić na comiesięczne spotkanie lokalnych handlarzy, na które... cóż, Tarpaulina nigdy nie zaprosił.

– Dzień dobry – przywitał go uprzejmie, choć z lekko niespokojnym uśmiechem (dla niektórych zapewne sztucznym), kiedy wreszcie zszedł na dół z drabiny (a to nie stało się zbyt szybko – dlatego wpierw pomachał do niego ręką na znak, że musi chwilę poczekać). Woody mógł obejrzeć wtedy wystawę najpiękniej zdobionych różdżek ułożonych na półkach licznych, przeszklonych gablotek. – Wybaczy pan – nie dodał już „to zajście tam na górze”, wszystko inne zostało dopowiedziane w domyśle, zawarte w całkiem precyzyjnym geście. – Wie pan, że nie jest pan pierwszą osobą, która do mnie w tym tygodniu przychodzi z podobną sprawą? Zdążyłem już zgłosić służbom podejrzenie powstania w stolicy gangu kradnącego różdżki... – I nawet tego Tarpaulina o to zagadał, jak prosty człowiek prostego człowieka, jak wytwórca różdżek właściciela baru, w którym mogły się takie skradzione przedmioty pojawiać.

Kiedy tego wieczoru pił lampkę wina i odnotowywał w przenudnej papierologii drugi zakup Pana Longbottoma, pomyślał sobie, że to zadziwiające jak wiele w życiu potrafi zdziałać czysty przypadek. Jednego dnia człowieka prawie nie znasz i jakimś sensie się go boisz, drugiego paczka dzieciaków łamie prawo, trzeciego przygotowujesz papeterię, na której wypiszesz zaproszenie na kolejne spotkanie gildii.

I tak pomiędzy nim i jego dziennikiem, przemiana jaką zaliczył po drodze dwuimienny jegomość, wydawała się czynić wymianę różdżki kropką na końcu przydługiego zdania. Każda opowieść musiała mieć swój koniec.

Koniec sesji


no rain,
no flowers
.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 3 gości
Podsumowanie aktywności: Garrick Ollivander (368), Woody Tarpaulin (370)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa