adnotacja moderatora
Rozliczono - Anthony Shafiq - osiągnięcie Badacz tajemnic I
—27/08/1972—
Francja, Paryż
Quintessa Longbottom & Anthony Shafiq
![[Obrazek: N4J6trz.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=N4J6trz.png)
Jak lichy aktor, co stojąc na scenie,
Zapomniał z trwogi słów do swojej roli
Lub ogarnięte wściekłością stworzenie,
Któremu gniew się ruszyć nie pozwoli,
Tak ja, nie wierząc, bym umiał wysłowić
Nadmiar miłości, straciłem już wiarę
I tonę w uczuć wezbranych powodzi
Pod namiętności zbyt wielkim ciężarem.
![[Obrazek: N4J6trz.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=N4J6trz.png)
Jak lichy aktor, co stojąc na scenie,
Zapomniał z trwogi słów do swojej roli
Lub ogarnięte wściekłością stworzenie,
Któremu gniew się ruszyć nie pozwoli,
Tak ja, nie wierząc, bym umiał wysłowić
Nadmiar miłości, straciłem już wiarę
I tonę w uczuć wezbranych powodzi
Pod namiętności zbyt wielkim ciężarem.
To miał być dwudziesty ósmy sierpnia, ale nie udało się tego zorganizować z kilku przyczyn. Nie mógł wytrzymać za bardzo, po ubiegłym wieczorze pełnym dziwacznych uczuć, które rozbłyskiwały i gasły, pozostawiając go w pożarze myśli i niezrozumienia. Listem przynaglił ją, mimo obolałych trzewi, mimo niedospania i ciężkiej głowy. Musiał z kimś o tym porozmawiać, a Quintessa z całego grona jego najbliższych przyjaciół jawiła mu się przy tym jako najodpowiedniejsza osoba, pomimo nazwiska, które nosiła. Ze wszystkich otaczających osób miała wszak największe doświadczenie życiowe i mądrość, która niejednokrotnie przebijała przez jej perlisty śmiech. To nawet nie musiały być słowa skierowane do niego personalnie, ale znał z jej opowieści ścieżki innych, które wygładzała swoją dobrocią i radą.
Obiecane naleśniki, zdawały się wyborną okazją by w końcu poruszyć temat, zwłaszcza że skóra na szyi piekła nie mniej, jak zagubione serce. To była znana trasa, zaaranżowanie testralowej karocy do pokonania kanału zajęło moment. Potem skok, znał te ścieżki na pamięć. Ulubiona magiczna kawiarenka z widokiem na słynną wieżę zawsze miała dla niego wolny stolik na piętrze, ulubiony, na balkonie, pozwalający na prowadzenie rozmów z dala od uszu zbyt zainteresowanych.
Kilka zaklęć chroniących przed widmowidzami, kilka modlitw do Matki o to, by buzująca krew nie zasznurowała ust. Jak spowiedź, jak mistyczne spotkanie, w którym jednak prym miast kadzidła wiodły.. ciepłe i parujące, oprószone gustownie cukrem pudrem naleśniki.
Ciepła kawa parowała, było trochę późno na śniadanie, ale zbyt wcześnie na lunch. Anthony nie miał pojęcia jak zacząć, więc mówił nieskładnie o Lammas, o powrocie Mulciberów z Norwegii, o konieczności zmiany kambodżańskiego szczytu. Był w kryzysie, choć drastycznie odmiennym od poprzedniej przygaszonej czernią aury. Miał dużo energii, choć co jakiś czas krzywił się przy nazbyt gwałtownym ruchu. W pewnym momencie nawet przeprosił i wyciągnął z kieszeni niewielką fiolkę wiggenowego eliksiru, która niezwykle szybko znalazła się z jego przełyku, mimo dania degustowanego dopiero w połowie.
Ewidentnie krążył, w opowieści pojawiały się różne zacięcia, a to gdy przyszłoby mu mówić do tego co działo się po jarmarku, albo jak wygląda delegatura i z kim jedzie poza Morpheusem.
– Jeszcze dwa tygodnie Quintesso. Jeszcze dwa tygodnie i wszystko się skończy, umowa zostanie podpisana i wszyscy rozjedziemy się do domów. Znowu. – Wymowa zdania zmieniła się gwałtowanie jeszcze w trakcie jego trwania, jak mieniący się w świetle pryzmat. Nagle cień padł na otwartą i szczerą twarz, zwykle skrywającą zbyt wiele. Sięgnął po filiżankę, nieporadnie próbując ukryć bałagan jakim się stał.
Obiecane naleśniki, zdawały się wyborną okazją by w końcu poruszyć temat, zwłaszcza że skóra na szyi piekła nie mniej, jak zagubione serce. To była znana trasa, zaaranżowanie testralowej karocy do pokonania kanału zajęło moment. Potem skok, znał te ścieżki na pamięć. Ulubiona magiczna kawiarenka z widokiem na słynną wieżę zawsze miała dla niego wolny stolik na piętrze, ulubiony, na balkonie, pozwalający na prowadzenie rozmów z dala od uszu zbyt zainteresowanych.
Kilka zaklęć chroniących przed widmowidzami, kilka modlitw do Matki o to, by buzująca krew nie zasznurowała ust. Jak spowiedź, jak mistyczne spotkanie, w którym jednak prym miast kadzidła wiodły.. ciepłe i parujące, oprószone gustownie cukrem pudrem naleśniki.
Ciepła kawa parowała, było trochę późno na śniadanie, ale zbyt wcześnie na lunch. Anthony nie miał pojęcia jak zacząć, więc mówił nieskładnie o Lammas, o powrocie Mulciberów z Norwegii, o konieczności zmiany kambodżańskiego szczytu. Był w kryzysie, choć drastycznie odmiennym od poprzedniej przygaszonej czernią aury. Miał dużo energii, choć co jakiś czas krzywił się przy nazbyt gwałtownym ruchu. W pewnym momencie nawet przeprosił i wyciągnął z kieszeni niewielką fiolkę wiggenowego eliksiru, która niezwykle szybko znalazła się z jego przełyku, mimo dania degustowanego dopiero w połowie.
Ewidentnie krążył, w opowieści pojawiały się różne zacięcia, a to gdy przyszłoby mu mówić do tego co działo się po jarmarku, albo jak wygląda delegatura i z kim jedzie poza Morpheusem.
– Jeszcze dwa tygodnie Quintesso. Jeszcze dwa tygodnie i wszystko się skończy, umowa zostanie podpisana i wszyscy rozjedziemy się do domów. Znowu. – Wymowa zdania zmieniła się gwałtowanie jeszcze w trakcie jego trwania, jak mieniący się w świetle pryzmat. Nagle cień padł na otwartą i szczerą twarz, zwykle skrywającą zbyt wiele. Sięgnął po filiżankę, nieporadnie próbując ukryć bałagan jakim się stał.