Wszystko działo się bardzo szybko. Błyskawicznie wręcz. Jeszcze kilka godzin temu Faye wychodziła do sklepu, żeby kupić coś do jedzenia - zostawiła różdżkę, zostawiła praktycznie wszystko, co zawsze zabierała ze sobą, i ruszyła na swoją małą przygodę, polegającą na zakupie świeżego mięsa, które mogłaby włożyć do kanapek. A potem, kilka chwil później, pędziła pod wilkołaczą postacią, nie zważając na nic i na nikogo. Pędziła, by odpowiedzieć na tajemniczy zew, wezwanie którego genezy nie rozumiała.
Miała szczęście, że przeżyła. Miała szczęście, że ktoś był przy niej, że ktoś za nią podążył. Nie znała Nikolaia, widziała go pierwszy raz na oczy, lecz poruszyło ją dogłębnie jego dobro i troska o kompletnie obcą mu dziewczynę. O tak, miała naprawdę sporo szczęścia, że trafiła na animaga: w innym wypadku nie była pewna, czy potrafiłaby się kontrolować. Normalnie nie miała z tym problemu, lecz... Nic teraz nie było normalne. Gdyby było, to nie przemieniłaby się poza pełnią, wbrew własnej woli. Gdyby było normalnie, to nie zrobiłaby tego na oczach obcych ludzi, w miejscu publicznym.
Nic tu nie było normalne.
Od razu, gdy Nikolai teleportował się razem z nią z powrotem do Doliny Godryka, wpadła do swojego mieszkania i posłała listy. Do Lazarusa, Nicholasa i Anthony'ego. A potem wzięła różdżkę, przysięgając sobie, że nigdy już bez niej nie wyjdzie, i teleportowała się do Magicznego Londynu. Chwilę jej zajęło, żeby przejść do odpowiedniej dzielnicy i wpaść do Ministerstwa Magii. Wpaść to było niezwykle trafne określenie, bo wpadła tam jak burza. Była pewna, że amnezjatorzy już byli na miejscu, a pracownicy Ministerstwa jej szukali. Naprawdę nie chciała trafić do Azkabanu: przecież zawsze gdy łamała przepisy, to były to drobnostki. Ona nie była zła, nigdy nie zrobiłaby czegoś takiego z własnej, nieprzymuszonej woli. Liczyła na to, że jej współpraca z Ministerstwem, kojarzenie się z Rowlem oraz Shafiqem sprawią, że... Chociaż ją wysłuchają! Bo tego się najbardziej obawiała: że zaraz ją otoczą, każą oddać różdżkę i wsadzą do celi. Była osobą, która kochała las i tam spędzała większość swojego czasu - nie miała więc pojęcia, jakie procedury obowiązują w przypadku tak jawnego naruszenia Kodeksu Czarodziejów. Ale wiedziała jedno: ona nie chciała.
Drżącym głosem podeszła do kobiety, siedzącej za długim biurkiem - kojarzyła ją, w końcu bywała tutaj nie raz i nie dwa, lecz tym razem nie miała ani ochoty, ani czasu na plotki. Jej burza kasztanowych włosów miała wciąż gałązki i liście. Na jasnej skórze znajdowały się kropelki zaschniętego błota. Ubrania, które wrzuciła na grzbiet, były pomięte, ale to akurat nie była żadna nowość - nigdy nie dawała jebania o prasowanie. Krótko wyjaśniła, po co i do kogo idzie. A raczej poprosiła o to, by ktoś ją zapowiedział i zaprowadził do pokoju przesłuchań. Wyjaśniła wszystko dość lakonicznie, ale nakreśliła problem: niekontrolowana przemiana w Dolinie Godryka i wtargnięcie do Kniei. Chce porozmawiać, bo to nie jej wina. Dorzuciła błagalne spojrzenia a nawet złożyła dłonie w proszącym geście.
I tak oto siedziała na krześle w pokoju przesłuchań, skubiąc nerwowo skórki przy paznokciach. Jakim cudem to się stało? I to akurat teraz, gdy miała się jako tako uniezależnić od rodziców. Nick ją zabije. A co, jak starzy się dowiedzą? Zamkną ją w piwnicy, jak nic.