27.03.2025, 22:03 ✶
– Dorosły jesteś. Póki ci to nie przeszkadza, hulaj duszo – stwierdziłem do Eliasa, bo w sumie co miałem mu powiedzieć? Miło, że nie zamierzał na mnie donosić – czy to celowo, czy przy okazji – ale nawet gdyby, byłem gotów stawić czoła Prudence. Swoją drogą, dawno jej nie widziałem. Może mnie unikała, a może los po prostu mi sprzyjał... W każdym razie fajnie byłoby ją znowu zobaczyć. Pełną furii.
Z drugiej strony, pewnie nie powinienem zachęcać osoby uzależnionej od hazardu do grania, ale dopóki nie osiągnie to naprawdę niebezpiecznych poziomów... cóż, wtedy może wkroczę. A może nie. Będzie zależało od sytuacji. Jak na razie Elias wyglądał na człowieka, który doskonale sobie radzi – nawet jeśli czasem flirtował z ryzykiem. Tak jak dziś.
– Tata wciąż od czasu do czasu rzuca mi jakąś inwestycją… Jeśli chcesz włożyć pieniądze w coś konkretnego, mogę do niego napisać po radę – poleciłem się, bo jednak były inne sposoby na pomnażanie majątku niż hazard. Mniej ryzykowne. – Ja sam nie mam głowy do śledzenia trendów rynkowych, ale on w tym siedzi na co dzień, więc... z reguły to pewniaki.
- przyznałem.
Takie pewniaki jak ten mój księgowy, przez którego za cztery dni miałem wizytę w Ministerstwie Magii, bo coś im się nie spinało z podatkami. Oczywiście zarzekał się, że to wina ministerialnych urzędasów. Cóż, zobaczymy. Miałem nadzieję, że nie będę musiał go zwolnić. Przygotowywał dla mnie materiały na to spotkanie, więc widać, że się starał.
– Ogólnie, co robisz poza domem, skoro na ulicy takie tłumy w związku z rozpoczęciem roku szkolnego...? – rzuciłem, zauważając przy okazji, że właśnie raczyliśmy się alkoholem przed południem. Życie dorosłe... Hehe. Przytłaczało. Praca mniej niż samotność. – To, że trafiłeś tu, to raczej żaden ewenement. Najbliższa knajpa w okolicy...?
– Lecznica Dusz... Wiesz, to wszystko zależy od tego, jak bardzo dasz się stłamsić odpowiedzialności. Ja podchodzę do tego na luzie. – Wzruszyłem ramionami, bawiąc się szklanką. – Chcę pomóc tym wszystkim czarodziejom z problemami, ale jak mam gorszy dzień... to po prostu rozmawiamy o czymś przyjemnym, zamiast o dramatach życia.
Nie czułem się przygnieciony odpowiedzialnością za innych. Każdy miał swój rozum, ja miałem swój – proste. Owszem, używałem hipnozy, ale to było całkowicie pod moją kontrolą. Może zdarzały się przypadki, że ktoś kompletnie zbzikował i nawet moje metody nic nie wskórały, ale jeśli już, to oznaczało, że po prostu nie dało się im pomóc. Tyle w temacie.
– I nie jestem odpowiedzialny za to, jak wielkimi są wariatami. Nie każdemu dam radę pomóc – to kwestia skomplikowania sedna sprawy – przyznałem to w końcu na głos i łyknąłem alkoholu.
Może brzmiało to brutalnie, ale dla mnie to była pestka. Nie poczuwałem się do roli bohatera, ale... biorąc pod uwagę, ilu osobom pomogłem, może jednak nim byłem? Pan Doskonały.
Z drugiej strony, pewnie nie powinienem zachęcać osoby uzależnionej od hazardu do grania, ale dopóki nie osiągnie to naprawdę niebezpiecznych poziomów... cóż, wtedy może wkroczę. A może nie. Będzie zależało od sytuacji. Jak na razie Elias wyglądał na człowieka, który doskonale sobie radzi – nawet jeśli czasem flirtował z ryzykiem. Tak jak dziś.
– Tata wciąż od czasu do czasu rzuca mi jakąś inwestycją… Jeśli chcesz włożyć pieniądze w coś konkretnego, mogę do niego napisać po radę – poleciłem się, bo jednak były inne sposoby na pomnażanie majątku niż hazard. Mniej ryzykowne. – Ja sam nie mam głowy do śledzenia trendów rynkowych, ale on w tym siedzi na co dzień, więc... z reguły to pewniaki.
- przyznałem.
Takie pewniaki jak ten mój księgowy, przez którego za cztery dni miałem wizytę w Ministerstwie Magii, bo coś im się nie spinało z podatkami. Oczywiście zarzekał się, że to wina ministerialnych urzędasów. Cóż, zobaczymy. Miałem nadzieję, że nie będę musiał go zwolnić. Przygotowywał dla mnie materiały na to spotkanie, więc widać, że się starał.
– Ogólnie, co robisz poza domem, skoro na ulicy takie tłumy w związku z rozpoczęciem roku szkolnego...? – rzuciłem, zauważając przy okazji, że właśnie raczyliśmy się alkoholem przed południem. Życie dorosłe... Hehe. Przytłaczało. Praca mniej niż samotność. – To, że trafiłeś tu, to raczej żaden ewenement. Najbliższa knajpa w okolicy...?
– Lecznica Dusz... Wiesz, to wszystko zależy od tego, jak bardzo dasz się stłamsić odpowiedzialności. Ja podchodzę do tego na luzie. – Wzruszyłem ramionami, bawiąc się szklanką. – Chcę pomóc tym wszystkim czarodziejom z problemami, ale jak mam gorszy dzień... to po prostu rozmawiamy o czymś przyjemnym, zamiast o dramatach życia.
Nie czułem się przygnieciony odpowiedzialnością za innych. Każdy miał swój rozum, ja miałem swój – proste. Owszem, używałem hipnozy, ale to było całkowicie pod moją kontrolą. Może zdarzały się przypadki, że ktoś kompletnie zbzikował i nawet moje metody nic nie wskórały, ale jeśli już, to oznaczało, że po prostu nie dało się im pomóc. Tyle w temacie.
– I nie jestem odpowiedzialny za to, jak wielkimi są wariatami. Nie każdemu dam radę pomóc – to kwestia skomplikowania sedna sprawy – przyznałem to w końcu na głos i łyknąłem alkoholu.
Może brzmiało to brutalnie, ale dla mnie to była pestka. Nie poczuwałem się do roli bohatera, ale... biorąc pod uwagę, ilu osobom pomogłem, może jednak nim byłem? Pan Doskonały.