03.04.2025, 22:57 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.06.2025, 23:48 przez Król Likaon.)
adnotacja moderatora
Rozliczono - Leviathan Rowle - osiągnięcie Piszę, więc jestem
9 września, koło południa
Jak on nienawidził tego rynsztoka.
Było coś w Nokturnie takiego, co jego zdaniem powinno odrzucać każdego, kto posiadał odrobinę instynktu samozachowawczego i poczucia własnej wartości. Nie przeszkadzał mu fakt, jakiego rodzaju interesy się tutaj robiło, a raczej to kto przede wszystkim się za nie zabierał. Męty, życiowe odpadki i nieudacznicy. Ludzie, którzy nie byli w stanie wyjrzeć poza pociemniałe, popielnie śmierdzące uliczki. Ci, którym zawsze brakowało chociażby sykla, wyklęci przez rodziny i przynoszący wstyd.
Ale tego dnia było coś w Nokturnie pięknego.
Noc minęła, ale Leviathan miał wrażenie, że wciąż dało się wyczuć ciepłotę promieniującą z budynków i gruzów, jakby materiał opił się energii płomieni do oporu. Powietrze też pachniało inaczej i miało inną temperaturę. Dało się wyczuć charakterystyczny aromat spalenizny; głównie drewna i cegieł, ale pojawiały się tam też zgniłe nuty palonego mięsa. Wspomnienie tych, którzy nie uniknęli płomieni. Nie potrzebował wyczulonego nosa, by się tych zapachów dopatrzeć. Nie kiedy na co dzień igrał z ogniem i stworzeniami, które z taką łatwością się nim posługiwały. Miał też wrażenie, że świeże aromaty, jakie zostawiła za sobą Spalona Noc, przykrywała nawet zapach czarnej magii, który do tej pory wydawał się niezmienną i stałym elementem tej przeklętej ulicy.
Był tutaj bo był w gruncie rzeczy prostym człowiekiem. Było coś fascynującego i ciekawego w tym, co pozostawili po sobie i jak wyglądało to teraz w świetle dnia. Wszystko wydawało się nieco bardziej realne i jakby bardziej wyraziste, jak gdyby noc odrealniała wszystko, czego udało im się dopuścić. A może była to sprawa płomieni i sypiącego nieustannie popiołu. Może to noszone maski sprawiały, że odrywali się nieco od tego, czego się dopuszczali. Może była to nadana im anonimowość.
Patrzył i podziwiał ich dzieło. Swoje dzieło. I miał całkiem dobry humor do momentu, kiedy zobaczył znajomą twarz.
Niebywałe to było, jak jej obecność potrafiła wszystko zepsuć. Jakby nawet mimo dystansu, jego umysł już czuł przedsmak tego, co mogła mu dzisiejszego dnia zaprezentować. Czy znowu będzie to tylko i wyłącznie niechęć? Ostre słowa i złość? W sumie nie spodziewał się po niej niczego innego.
- Faye - powiedział miękko, kiedy zatrzymał się za nią, trochę zaledwie nachylając do jej ucha, ale wciąż w sylwetce i ułożeniu ciała zwyczajnie sztywny i ograniczony. - Nic ci nie jest? Nic ci się w nocy nie stało?