przed południem
Obudziwszy się z nie dających wytchnienia snów pełnych śmierci przez uduszenie, Hannibal poczuł najpierw ulgę, a zaraz potem zgrozę. Bo choć jedne koszmary okazały się być w istocie tylko koszmarami, całkiem inne uparcie pozostawały częścią rzeczywistości. Cokolwiek zagnieździło się w jego mieszkaniu (a był coraz bardziej pewny, że wszechobecna, nieusuwalna sadza, upiorne sny i dziwne odciski dłoni w różnych miejscach będą wymagały wizyty egzorcysty), nic sobie nie robiło z wlewającego się przez okna blasku dnia. Każde ubranie, jakie wyjął z szafy, było czarne lub przynajmniej nosiło odciski dłoni, jakby ktoś brudnymi od węgla rękami usiłował udusić właściciela. Próby umycia rąk i twarzy dały wręcz efekt odwrotny do zamierzonego. Nieufnie spojrzał na wodę, lecącą z kranu - wyglądała na czystą - po czym przetarł twarz dłonią, gest gwałtownie przerwany, kiedy uświadomił sobie, że zaraz wetrze sobie to czarne gówno w oko, zaklął pod nosem i uległ pragnieniu. Pił, rozważając, czy to jest właśnie sposób, w jaki chciałby zejść z tego świata, zatruty skażoną wodą z kranu, i zastanawiając się, jak szybko udałoby mu się dostać do Munga w razie czego. Woda trochę złagodziła suchość w gardle, spowodowaną tym, że nałykał się w nocy popiołu i może też trochę tym, że nałykał się w nocy whisky.
- Najgorszy poranek mojego życia! - mruknął z przekonaniem, obrzucając wzrokiem zrujnowane mieszkanie. Nie ma mowy, żeby sam to ogarnął. W dodatku, Hannibalowi cały czas towarzyszyło wrażenie bycia obserwowanym, tak nienaturalne, tak złowrogie, że nawet nie znający wstydu i przyzwyczajony do braku prywatności Selwyn czuł się nieswojo.W tej sytuacji perspektywa odwiedzenia znajomych i ucieczki z własnego, coraz mniej przyjaznego domu, jawiła się jak cudowne rozwiązanie.- Charakteryzacja, wyobraź sobie, że to tylko charakteryzacja do wyjątkowo paskudnej roli. - powiedział fragmentowi siebie, który było widać spod sadzy pokrywającej lustro. Zapaskudzona tafla nie pozwalała w pełni ocenić tego, jak wyglądał - i może to i dobrze. Przebrany w równie brudne, co dotychczasowe, ale przynajmniej nie przepocone, nie zakrwawione i nie przypalone ubranie, czarny od sadzy, tej zwykłej i tej niezmywalnej, z włosami pełnymi popiołu, którego nie dało się wyczesać i obrzydliwym posmakiem wypitego poprzedniej nocy alkoholu w ustach, Hannibal był zrozpaczony perspektywą wyjścia na ulicę w stanie, w jakim się znajdował. Dość szybko przekonał się jednak, że nie on jeden wygląda, jakby przejechał go ekspres do Hogwartu. Doświadczający akurat awarii paleniska. W bardzo błotnistym regionie Wielkiej Brytanii.
Tego ranka wyróżniali się raczej ludzie w czystych ubraniach, nienoszący śladów nocnych wydarzeń. Cóż, Hannibal się do nich nie zaliczał.
Pokonał krótką trasę starając się nie patrzeć na zgliszcza, pobojowisko na ulicach i ludzi poszukujących pod gruzami ofiar. Nie myśleć, czy ktoś z jego bliskich również skończył pod gruzami, w ogniu, jako ofiara przemocy. Zanim wróci, może dotrą odpowiedzi na wysłane rano listy.
Budynek stał na swoim miejscu, cały, poza wybitymi oknami na piętrze. Selwyn odetchnął z ulgą i kaszlnął. Głowa, ciężarna zapowiedzią bólu, zaprotestowała przed gwałtowną zmianą ciśnienia. Krzywiąc się, ostrożnie pokonał schody i stanął pod drzwiami Baldwina i Scarlett. W nadziei, że Malfoy i jego dziewczyna przetrwali bezpiecznie noc, że ich dom nie został naznaczony jakąś pieprzoną klątwą, że może pozwolą mu się umyć i może u nich woda i mydło będą działały poprawnie, błagam, niech chociaż coś działa poprawnie, zapukał.