29.05.2025, 23:55 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.06.2025, 20:02 przez Hannibal Selwyn.)
Noc z 8 na 9.09.1972
Mówią, że w show-biznesie trzeba być twardym. Kiedy paparazzi śledzą każdy twój krok, fani czują się oburzeni twoimi wyborami, od poglądów na kwestie czystości krwi, po dobór fasonu spodni, a choreografowie, instruktorzy i reżyserowie oceniają to, jak twoje pośladki spinają się w trakcie wyskoku albo czy twoja sylwetka pozwala obsadzić cię w wymarzonej roli, nie da się inaczej. Słabi giną.
Hannibal spełniał te oczekiwania. Wstawał, kiedy Carlos kazał mu kręcić piruety, aż upadnie. Odpowiadał na kłopotliwe pytania dziennikarzy. Tańczył z zerwanym ścięgnem. Uśmiechał się do swoich niekorzystnych zdjęć w “Czarownicy”, które komuś udało się zrobić po jakiejś wybitnie dzikiej nocy w mugolskim klubie. Wychodził na scenę obolały albo skacowany, albo kiedy miał tylko ochotę zwinąć się w kłębek i płakać.
W tym jednak momencie Hannibal wcale nie czuł się twardy.
Znajdował się w atrium Ministerstwa Magii, prawdopodobnie najbezpieczniejszym punkcie na trawionej pożogą mapie Londynu, i miał szczerą nadzieję zostać tam do rana. Obszedł atrium dookoła, wypatrując znajomych twarzy. Odwiedził prowizoryczny punkt medyczny, gdzie sanitariusz po raz drugi tej nocy oczyścił jego rany, zabandażował go fachowo, a potem nieśmiało zapytał, czy może dostać autograf. Odmówił herbaty wydawanej w bufecie, bo inni potrzebowali jej bardziej. I czuł się coraz bardziej przytłoczony ogromem strachu i cierpienia. Ludzie nawoływali się, wybuchali radością na widok odnalezionych bliskich albo płaczem na wieść o nieszczęściach, a niektórzy po prostu trwali w stuporze, niezdolni do niczego więcej.
Selwyn nie był aurowidzem, ale wystarczyło mieć oczy i odrobinę empatii - tyle nieszczęścia i to przez co? Przez jakieś wydumane podziały, przez grupę ludzi, którzy musieli zaznaczyć swoją wyższość i poczuć się lepsi, a reprezentowali sobą tak mało, że opierali swoją wyższość na rzeczach całkowicie od nich niezależnych. Płeć. Kolor skóry. To, na czyj widok im staje. Tym razem - czystość magicznej krwi.
Dlatego, kiedy zobaczył o jedno za wiele płaczące za matką dziecko, trzymane przez unurzanego po łokcie we krwi i sadzy ojca, który wbijał nieobecny, pusty wzrok w przestrzeń, o jedną za wiele starszą czarownicę, która pytała, jak długo będzie można zostać w Ministerstwie, bo jej dom spłonął całkowicie, stwierdził, że nie wytrzyma tu ani chwili więcej.
Jakaś dziennikarka zaczepiła go, prosząc o komentarz, ale nie był w stanie wykrztusić słowa. Przełknął ślinę raz i drugi, a potem pokręcił głową i zamrugał, odpędzając łzy. Kobieta popatrzyła na niego ze współczuciem, dłonią dając dyskretny znak towarzyszącemu jej fotografowi.
Pstryk.
“Spalona Noc nie oszczędziła nawet znanych i lubianych! Aktor, Hannibal Selwyn poruszony wydarzeniami!”
albo może:
”Krokodyle łzy? Nad czyim losem płacze czystokrwisty celebryta?”
Nie dbał o to w tej chwili. Czując, że granica między względnym opanowaniem, a załamaniem nerwowym jest niebezpiecznie blisko, wyminął dziennikarkę, otulił się szczelniej pożyczoną kurtką i ruszył do wyjścia z budynku.
Miał nadzieję, że nocny chłód go otrzeźwi. Powietrze na zewnątrz nie było jednak chłodniejsze, niż w środku. Było po prostu gorące w inny sposób. Wszechobecny niski huk ognia tworzył dźwiękowe tło dla wszystkiego innego. Dym pachniał czymś, czego absolutnie nie powinno się wdychać. Mimo to, Hannibal odetchnął z ulgą i oparł się plecami o ścianę. Co dalej? Chciał wrócić do domu. Chciał napisać do rodziców. Chciał się wykąpać i przebrać. Chciał położyć się do łóżka i spać, i udawać, że to wszystko się nie dzieje naprawdę. Niech ta noc się już skończy. Tak, jakby mający po niej nastać dzień miał być w jakikolwiek sposób lepszy.
Zniecierpliwionym gestem potarł oczy palcami.
// Odgrywam: Rozpoznawalność V