• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
1 2 3 4 5 … 14 Dalej »
1970 // zły poranek na nienawiść do łódek - czyli jak on się tam wpierdolił?

1970 // zły poranek na nienawiść do łódek - czyli jak on się tam wpierdolił?
oceanic feeling
The curious are always in some danger. If you are curious you might never come home, like all the men who now live with mermaids at the bottom of the sea.
179 centymetrów wzrostu; długie, lekko falujące się, brązowe włosy. Czasami kilkudniowy zarost. Kilka blizn, które zdobył na morzu, większość zakryta runicznymi tatuażami zamkniętymi w kołach. Nie używa żadnych perfum - czuć od niego pot, morze, alkohol i las.

Dægberht Flint
#1
25.05.2025, 01:32  ✶  
Dægberht Flint i Basilius Prewett
wokół niemal wyłącznie błękit

Przez kilka następnych nocy, kiedy próbował zasnąć,
Basilius przypominał sobie szum morskich fal
i powoli zbierało mu się na wymioty.

Głupie pomysły podsycone wpływem alkoholu potrafiły odcisnąć swoje piętno na ludzkiej psychice już permanentnie, nikt jednak oprócz samego Basiliusa nie wiedział, jak uzdrowiciel czuł się z decyzją podjętą felernego lata 1970 roku w Docklands, w portowej knajpie rodziny Flint, w której jeszcze dwie godziny temu zszywał nogę jednemu z marynarzy.

Wysłuchać marynarskiej opowieści przy kuflu, drugim, trzecim. Z białym, miękkim kotem wyłożonym na coraz bardziej wiotkich nogach. Któż by odmówił? Ktoś na pewno, ale nie on - na zbyt długo zawiesił spojrzenie na charyzmatycznym bajarzu, który gadał, gadał i gadał tak dług o i tak intensywnie, jak to tylko potrafił Dægberht, a słowo było najsilniejszą jego bronią. Pomijając to, jak kwieciście mężczyzna ujmował pewne sceny, w samej przygodzie na końcu świata było coś urzekającego - zaczynało się niewinnie, od drobnej plotki zasłyszanej gdzieś ukradkiem, przemyconej we wspomnieniach, która nagle pomogła w rozszyfrowaniu sposobu działania zaklętej mapy złożonej z pięciu przytwierdzonych do deski okręgów. A później był wyścig z czasem, była walka z okrutną burzą, był duch na skraju przepaści, spadający w nią nieskończoność razy.

Wśród tego wszystkiego był Dægberht.

Dægberht, który zawiesił na nim spojrzenie nie raz i nie dwa, a po wszystkim podszedł do Basiliusa, z gracją dostosowując ton głosu do harmidru, jaki pojawił się w knajpie kiedy opowieść się skończyła.

Powód zagadania okazał się odrobinę mniej magiczny, niż można by się tego spodziewać.

- To Kapitan - powiedział z uśmiechem, obserwując mruczka wyciągającego się na Prewettcie jak na wygodnym łóżku - mój kot. - A później rozmowa trwała w najlepsze.

Taka to jest scena: rozmawiasz przy kominku z mężczyzną, który zapewne mógłby tymi swoimi historyjkami wywieźć niejednego na manowce, bierzesz kolejny łyk, a później pamiętasz, jak idziecie. Następny pojawia się bezlitosny ucisk bólu. Leżąc na łóżku przesiąkniętym smrodem morskiej wody, cudem przypominasz sobie werbalną zgodę na spędzenie nocy w lokum należącym do Flintów, a teraz uderzasz się w czoło otwartą dłonią - bo jakoś nie wpadłeś na to, że marynarz może mieszkać... na statku! Naprawdę ciężko tu się pomylić, bo łajba przechyliła się na fali.


Matka nadała mi takie imię,
żeby poprawnie wymawiały je tylko drzewa i wiatr
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#2
03.07.2025, 01:30  ✶  
Basilius nienawidził morza.
Nienawidził tej przepastnej toni bezkresu, która nie tylko mogłaby każdego utopić, a jeszcze zadbałaby o to, aby podczas umierania oczy ofiary szczypały niemiłośniernie. Zresztą Basilius nie znosił żadnych zbiorników wodnych większych i głębszych niż wanna. Rzeki? Jeziora? Nie. Absolutnie nie. Z pewnej odległości jasne, wydawały się nawet urokliwe, ale Prewett absolutnie nie zamierzał do żadnego z nich wchodzić z tej prostej przyczyny, że wtedy jego, zwykle racjonalnie myślący umysł, zachowywał się gorzej, niż małpa w cyrku i potrafił przekonać całe ciało czarodzieja, że ono nie tyle co nie lubi dużych zbiorników wodnych, co się ich boi.

Portowe knajpy były jednak inne. Portowe knajpy przecież były tylko przy wodzie, od ktorej oddzielały je ściany, szanty i dobre jedzenie. Szkoda tylko, że tej nocy portowe knajpa go zdradziła.

Zaczęło się od rozoranej nogi, ale kiedy już ją załatał, uznał, że w sumie może chwilę zostać i odpocząc po stresującym tygodniu. A potem jakoś tak wyszło, że zaczął słuchac morskich historii z kotem na kolanach. A potem przysiadł się do niego Flint, o którym... Miał pewne zdanie w Hogwarcie, ale rozmowa się kleiła, alkohol lał, towarzystwo było sympatyczne, a Basilius coraz bardziej zmęczony i...

– Kurwa mać – Zostało pierwszym słowem, które wypowiedział tego ranka, kiedy zorientował się, że ból głowy i obce łózko nie było jego największym problemem. Nie musiał nawet dokładnie przyglądać się widokowi zza niewielkiego okienka w pomieszczeniu, bo wystarczyło mu jedynie z krótkie spojrzenie, aby widzieć, że było bardzo źle.

Basilius próbował z całych sił nie panikować. Co tu robił? Czemu nie był u siebie? Co... Ah. No tak.
Wspomnienie poprzedniego wieczoru stawało się coraz bardziej wyraźne, a Prewett uznał, że chyba rzeczywiście musiał być ostatnio bardzo przepracowany skoro najwyraźniej dał się złapać na gawędziarskie talenty kolegi ze szkoły. Albo Flint po prostu umiał bardzo dobrze rozmawiać ze zmęczonymi magimedykami..
Basilius wziął głęboki oddech i wreszcie odważył się wyjść z pomieszczenia, a tam...

Prewettowi serce zabiło szybciej, a czarodziej był nawet mu wdzięczny, że wyjątkowo postanowiło być dla niego na tyle uprzejme, by nie walić jeszcze jak oszalałe.
– Dlaczego? – wyrzucił w stronę Flinta, próbując skoncentrować się tylko na długowłosej sylwetce czarodzieja, a nie otaczającym ich ze wszystkich stron błękicie. Dlaczego mieszkasz na łodzi? Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? Dlaczego jesteśmy na morzu?
oceanic feeling
The curious are always in some danger. If you are curious you might never come home, like all the men who now live with mermaids at the bottom of the sea.
179 centymetrów wzrostu; długie, lekko falujące się, brązowe włosy. Czasami kilkudniowy zarost. Kilka blizn, które zdobył na morzu, większość zakryta runicznymi tatuażami zamkniętymi w kołach. Nie używa żadnych perfum - czuć od niego pot, morze, alkohol i las.

Dægberht Flint
#3
04.07.2025, 02:28  ✶  
Viviane od zawsze twierdziła, że w każdym artyście musiała zaistnieć iskra szaleństwa, jeżeli chciał choćby otrzeć się o wybitność. Dægberht się z nią wielokrotnie i otwarcie nie zgodził – nie rozumiał, dlaczego pasjonaci mieli być uznawani za szaleńców, a barwne łączenie ze sobą słów miało być kojarzone z czymś choćby minimalnie negatywnym... A jednak ciężko było nie zauważyć (oczywiście kiedy nie było się głównym zainteresowanym), że w jego przypadku była to najprawdziwsza z prawd.

Było w jego oczach zarówno coś, co przyciągało, jak i coś, co z góry ostrzegało, że ten właśnie człowiek sprowadzi cię na manowce. Niby nie był przygłupi, niby nie kłamał, ale gadał tak, jakby go ktoś zbyt wiele razy uderzył patelnią w sam środek czoła i odpadła mu piąta klepka, a on przez ponad dwadzieścia lat nie zauważył straty. Jeszcze nie Piotruś Pan, z pewnością nie ktoś moralnie przebrzydły, ale każdy nabierał podejrzliwości, kiedy tylko z pełnych warg znikał jednak-nie-permanentny uśmiech. Straciłby wiele, gdyby nie był tak śliczny i wygadany – bo teraz nie wszyscy dostrzegali, jaki z niego potrafił być cudak, a niektórzy nawet potrafili zaprzepaścić dla jego wymysłów i zachcianek tak wiele, że aż ciężko było w to uwierzyć. On też nieszczególnie miał się tutaj czym popisywać – jak mógł wybrać najniebezpieczniejszą opcję, pchał się tam jak ćma do lampy.

– Również dzień dobry – odparł od razu. W innych ustach mogło to zabrzmieć wyjątkowo uszczypliwie, ale Flint uszczypliwy nie był – brzmiał swobodnie, wyraźnie rozbawiony, z nutą ciekawości, jakiej nie dało się uniknąć po zmierzeniu Basiliusa niedyskretnym spojrzeniem. – Dlaczego co? – Zapytał otwarcie, wykonując kilka zadziwiająco zgrabnych ruchów i zawiązując jedną z lin na silny, dobrze wyuczony węzeł. – Trochę dla mnie za wcześnie na metodę sokratejską, zresztą zgubiłem wątek. Nie pamiętam, na czym żeśmy wczoraj skończyli, na pewno o tym co żem wykopał na tej pustyni, cośmy po niej płynęli, jak po morzu, a może to było... Ah nieważne. Skoro się obudziłeś, to mogę zrobić ci herbatę. Nie mam kawy, bo Kapitan strącił puszkę i się stoczyła z pokładu, trochę szkoda, bo naprawdę ładna była, ale w sumie to mam jeszcze takich pięć. Lubisz takie mocne, gorzkie smaki, czy bardziej lekkie, słodkie...?

Niby zaczęło się kiepsko, bo Prewett wyglądał jak truposz – obecny albo przyszły – ale Flint rzadko czuł się onieśmielony i nawet kiedy nie był panem sytuacji, zdawał się przez nawet najbardziej skomplikowane sceny płynąć z gracją morskich fal.

Statek unosił się i opadał, woda szumiała wokół, wzmagający się wiatr napiął mocniej żagiel, a wnikliwe oczy uzdrowiciela, skupione na sylwetce tegoż marynarza, dostrzegały kogoś stojącego na deskach pokładu ze stabilnością godną podziwu. Mógł znajdować się w pułapce, ale Flint był godzien noszonego nazwiska i czuł się tu na tyle swobodnie, aby uczynić jego wczorajsze opowieści jak najbardziej wiarygodnymi. Musiał wiedzieć co robi. Musiał potrafić zawrócić. Musiał mieć w sobie moc dobicia do brzegu bez szwanku.

– Mam coś świetnego na kaca.


Matka nadała mi takie imię,
żeby poprawnie wymawiały je tylko drzewa i wiatr
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#4
08.07.2025, 22:54  ✶  
Basilius był zdecydowanie bledszy niż wczoraj. Hah... Był nawet bledszy, niż gdyby miał po prostu kaca. Stał wpatrując się w Flinta, próbując ze wszystkich sił zachować spokój. To nie bujanie było najgorsze. Nie. Bujanie, gdyby nie kac, nie byłoby szczególnie problematyczne. To morze, otwarta przestrzeń, na której właśnie się znajdowali była przyczyną narastającego przerażenia. Bo stali na bujającej się na wodzie konstrukcji, która mogła zatonąć w każdej chwili, a wtedy? Wtedy nie mogli przecież liczyć na jakąkolwiek pomoc. Byli tutaj sami i jeśli coś by się stało to tak naprawdę pozostawało mu jedynie tonięcie coraz głębiej i głębiej, aż pewnie jego ciało zjedzą jakieś morskie stworzenia. I to nie było ważne, że statek był porządny. Że morze było spokojne i że był na tym statku z kimś kto miał żeglugę we krwi. To po prostu było zbyt przerażające. Każdy potencjalny krok w głowie Prewetta przypominał chodzenie po linie. Jedno potknięcie i na pewno wyleci przez burtę.
A to wszystko przez tamtą opowieść o pustyni. Flint najwyraźniej swoimi słowami zwabiał na statek równie skutecznie, co mitologiczne syreny wybawiały ludzi ze statku.
– Ja... Dlaczego jesteśmy na wodzie. Czemu wypłynęliśmy. Muszę... – cofnął się nieco. – Mam... – Powiedział mu wczoraj, że miał dzisiaj wolne prawda? Tak. Niestety to pamiętał. – Prywatnego pacjenta. Musimy wrócić na ląd. Jak najszybciej  – powiedział w końcu, odruchowo napinając mięśnie, gdy wiatr nieco się nasilił. Flint wiedział co robił. Nie że jakkolwiek pomagało mu to w opanowaniu irracjonalnego strachu. – Możemy wejść do środka? Herbata... – Co on mówił o herbacie? Dawał mu jakieś dwa wybory, ale chyba nie do końca dotarło do niego jakie. W ogóle ciężko było mu się dzisiaj, w przeciwieńsntwie do wczoraj, skupić na jego słowach. – Brzmi dobrze.
oceanic feeling
The curious are always in some danger. If you are curious you might never come home, like all the men who now live with mermaids at the bottom of the sea.
179 centymetrów wzrostu; długie, lekko falujące się, brązowe włosy. Czasami kilkudniowy zarost. Kilka blizn, które zdobył na morzu, większość zakryta runicznymi tatuażami zamkniętymi w kołach. Nie używa żadnych perfum - czuć od niego pot, morze, alkohol i las.

Dægberht Flint
#5
09.07.2025, 00:54  ✶  
– O Matko – powiedział, patrząc na niego z narastającym niepokojem. Czasami zadziwiało, jak dobrze Flint czarował słowem – bo w tej Matce nie było matki, to M było o wiele większe niż jego ego, to M było niczym ukłon wobec majestatu Pani Księżyca, w której oblicze marynarz musiał wpatrywać się latami. Bo przecież na tym statku prawie nigdy nie było nikogo innego. Tylko on, Ona, Kapitan i trzy skrzynie gwiazd rozsypanych po niespokojnej wodzie niczym cukier-puder. – Cóż... – Wyglądało na to, że chciał podejść do tego dyplomatycznie. – Nie martw się, też kiedyś byłem w tym miejscu wypranym z godności, bo jak utknąłem na oceanie, to jedynym co mi zostało do picia aż nie przyszła burza, była skrzynka rumu i nie miałem już do stracenia nic a nic, bo do wyboru miałem pijaństwo lub śmierć na trzeźwo. – I tak jak nikt by nie podrobił tego, w jaki sposób wymawiał Jej imię, tak i nikt nie podrobiłby tego, jak swobodnie i wesoło potrafił powiedzieć coś tak przerażającego. Woda była morderczym żywiołem – i do tego jak poetyckim! Być otoczonym przez wodę z każdej strony, nie móc od niej uciec, a jednak ci jej brakowało – do tego niebezpiecznego poziomu, kiedy modliłeś się o deszcz, bo tylko on mógł uratować twoje marne, kruche, ludzkie życie.

Lub kocie. Kapitan miauknął głośno, ocierając się o nogę Basiliusa.

Cóż, na szczęście skąpany w blasku słońca i piasku paniczyk bawiący się na tej ciasnej łódce w kogoś o wiele ważniejszego niż był w rzeczywistości, miał niesamowite sposoby radzenia sobie z takimi ciężkimi dolegliwościami, jakich doświadczał wcale-nie-o-wiele-bardziej-doświadczony uzdrowiciel z renomowanej kliniki uzdrowicielskiej. Przeszedł kilka kroków po trzeszczących deskach, schylił się i – o proszę – podał Prewettowi metalową rączkę.

– Masz, to najczystsze z moich wiader – uśmiechnął się. Był to jak zawsze uśmiech wyjątkowo przyjazny i ciepły, ale Flint miał w sobie coś przerażającego jak każdy obłąkany człowiek.  – Chciałem zażartować, że to rarytas tylko dla gości, ale to chyba byłoby kłamstwo, a ja składałem przysięgę Księżycowi. Cóż, nie wymiotuj za burtę, bo jak ci zmiecie świadomość, to wypadniesz, a łajba szybko płynie, więc od razu wciągnie cię pod wodę i pewnie uderzysz się w głowę i umrzesz. W rzeczywistości to jest – czknął – hic! Nieco mniej poetyckie niż w powieściach żeglarskich. – A później zawiesił się na moment. – To ja ci wstawię ten wywar, co? Ale wiesz, zanim wrócimy do Docklands... – Mhm... Minie trochę czasu. – Może chcesz list posłać?


Matka nadała mi takie imię,
żeby poprawnie wymawiały je tylko drzewa i wiatr
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#6
06.08.2025, 22:27  ✶  
Miejscu wypranym z godności.
Gdyby Basilius miał nieco więcej sił na złośliwości zapewne powiedziałby, że tak właśnie był w miejscu wypranym z godności i tym miejscem było morze.
Wolał jednak po pierwsze, nie irytować jedynej osoby, która mogła obecnie zabrać go z tego koszmaru, a po drugie skupić się na fakcie, że był na MORZU.

Zabawne jak w tej sytuacji ból głowy był tylko niewielką niedogodnością.
– Tak, rzeczywiście, śmierć na trzeźwo nie byłaby w takim momencie najlepszym rozwiązaniem – wymamrotał nieco niewyraźnie, blednąc jeszcze bardziej. Swoboda tonu w jakim Flint właśnie opowiadał o byciu samemu na środku oceanu, stanowiła obecnie dla niego zagadkę jeszcze większą niż znalezienie sposobu na klątwę Maledictusa. A może to też była jakaś klątwa rodziny Flint? Czy ktoś ich w ogóle badał na tę okoliczność? Basilius uważał, że chyba by wypadało, bo czym innym było tolerowanie morza, a czym innym pakowanie się na jego środek w kurwa głupiej łodzi.

Zerknął na kota i uśmiechnął się słabo, próbując ignorować myśl, że najwyraźniej nawet kot potrafiły nie bać się wody.

A potem dostał wiadro i w tym właśnie momencie Prewett zrozumiał, że musiał się jednak przyznać koledze ze szkoły do własnego lęku, bo chyba inaczej nie dadzą rady.
Wiadro...
Dostał najczytsze[/i] wiadro.
Chyba po to, aby walnąć się w nim głowę na tyle mocno, by stracić przytomność i obudzić się już w porcie.
– Flint... – powiedział zaskakująco poważnie i spokojnie, jak na kogoś, kto coraz mocniej zaczynał wierzyć, że zaraz utonie. – Nie potrzebuje wiadra. – Oby. – Potrzebuje być na lądzie. Mam... Odczuwam mocny dyskomfort przez bycie na wodzie i...
List? Byli tak daleko, że powinien wysłać list? Ile? Jak daleko? Jak długo będzie musiał tutaj siedzieć. Przecież... Każda minutą mogła oznaczać, że zaraz zatoną. Nie. Nie, nie. Może...  Może się teleportuje. Albo...
– Jak daleko jesteśmy od portu? – wydusił siebie zdecydowanie mniej spokojnie, niż chwilę wcześniej.
Musiał się stąd jakoś wydostać. Musiał uciekać. Nigdzie nie było możliwości ucieczki. Byli pozostawienie sami morzu. Umrą. Utoną. Coś się stanie. Chciał pobiec do środka, ale nogi miał jak z waty. Jeśli się ruszy to zapewne wypadnie z burty. Jeśli nie to też. Tu nie było dobrego rozwiązania.
oceanic feeling
The curious are always in some danger. If you are curious you might never come home, like all the men who now live with mermaids at the bottom of the sea.
179 centymetrów wzrostu; długie, lekko falujące się, brązowe włosy. Czasami kilkudniowy zarost. Kilka blizn, które zdobył na morzu, większość zakryta runicznymi tatuażami zamkniętymi w kołach. Nie używa żadnych perfum - czuć od niego pot, morze, alkohol i las.

Dægberht Flint
#7
11.08.2025, 19:04  ✶  
Dægberht Flint nie wydawał się być człowiekiem głupim ani nieporadnym, a jednak coś w wyrazie jego twarzy rozmywało to nabudowane wcześniej wrażenie. Podróżnik, zdobywca – niby się nie spodziewasz po kimś takim fanatycznego odklejenia, skoro zwiedził tak wiele lądów, zaczerpnął wiedzy z tak wielu kultur, radził sobie na samym końcu świata... a jednak wydawał się teraz tak beztrosko nieporadny, jak dziecko zagubione w czymś, czego jego mały umysł nie mógł pojąć.

Piękny uśmiech mógł w takich warunkach wydawać się uśmiechem okrucieństwa. Flint musiał być jednym z ludzi, którzy zachowywali uniesione kąciki ust nawet wtedy, kiedy wyrywali robakowi kończynę za kończyną.

– Słucham? – Zapytał jakże beztrosko, słysząc swoje nazwisko, jeszcze nie wyczuwając narastającej powagi i napięcia. Skinął głową. No jak nie chciał tego wiadra, to go przecież nie będzie zmuszał. Co prawda zmywanie wymiocin z pokładu to nie było jego najulubieńsze z zajęć, ale skłamałby mówiąc, że nie miał w tym żadnego doświadczenia. Jego wątroba czasami błagała go o w tył zwrot jeszcze zanim przekroczył nogą próg portowej knajpy. A on przecież nie mógł kłamać. – Oh, masz chorobę morską? A podobno mają ją tylko... – baby, chciał dokończyć, ale zamiast tego uśmiechnął się szerzej. To był dokładnie ten moment, w którym Vivianne kopnęłaby go w kostkę i poczuł to, chociaż byłą żonę zostawił daleko, daleko za sobą, w pięknej posiadłości rodzinnej na rogu, tuż przy parku...

Chciał go jakoś pocieszyć.

Jesteśmy blisko.

Zaraz będziemy!

Już zawracam...

Cóż... nie mógł tego zrobić. Sama myśl o wyduszeniu czegokolwiek sprawiła, że wytatuowana na lewej łopatce pieśń pochwalna zapłonęła ogniem. Powstrzymał syknięcie, jego uśmiech poszerzył się jeszcze mocniej. Nie dało się być już bardziej upiornym w bierności i zasłanianiu każdej krzywej myśli wesołą miną.

– Cóóóż, możee... Weź to wiadro jednak, popatrz sobie na niebo – mówił, idąc dziwacznie w kierunku steru, żeby przed zrobieniem tej herbatki zmienić jednak kierunek, w którym płynęli. – Wyobraź sobie, że jedziesz na grzbiecie wielbłąda może? Nie wiem, czy ci już to opowiadałem, ale sporą część życia spędziłem w Kairze... – Jasnym stało się, że jeżeli nic mu teraz nie przerwie, to zaleje go kolejną kompletnie niepasującą do sytuacji opowieścią. Z drugiej strony – czy nie tego uzdrowiciel teraz potrzebował?


Matka nadała mi takie imię,
żeby poprawnie wymawiały je tylko drzewa i wiatr
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#8
20.09.2025, 01:58  ✶  
– Nie... Nie mam choroby morskiej – wymamrotał, chociaż prawdę mówiąc naprawdę wolałby, aby o to chodziło. Było to w końcu zdecydowanie łatwiejsze do wytłumaczenia, niż przyznanie się, że bał się kurwa wody. Eh... I najwidoczniej łatwiej jest zakomunikować, że czyjś błędnik się buntuje, niż to że morze było bezkresną czeluścią, a każdy kontakt z nim na pewno musiał zakończyć się śmiercią.
– Nie mam choroby morskiej po prostu... ‐ Po prostu kiedyś niemal nie utonąłem i od tego czasu nie ufam niczemu co może pomieścić więcej niż jakieś trzysta litrów wody, a i tak mimo wszystko wolę prysznic. Mam wrażenie, że zaraz utonę, zawsze mam takie wrażenie kiedy jestem chociażby na molo, a co dopiero teraz gdy jestem kurwa na tej przeklętej łodzi i naprawdę nie wiem ile jeszcze wytrzymam zanim nie oszaleję, bo nigdy do jasnej cholery nie postanowiłem wypłunąć na pełne morze. A tak poza tym to naprawdę nie mam obecnie czasu, ani na tyle wolnego, aby pozwolić sobie na śmierć lub pobyt w Lecznicy Dusz. – Po prostu boj... Bardzo nie lubię przebywać na otwartej wodzie. Albo w pobliżu otwartej wody. Proszę. Nie chcę na nią patrzeć. Muszę się uspokoić. W środku.

Obecnie Basilius nie miał zielonego pojęcia, czy to statekiem tak bujało, czy też to jego nogi tak się trzęsły. Musiał jednak przyznać, że Flint w tym całym chaosie był mimo wszystko jakimś czynnikiem, który chociaż trochę odwracał uwagę Prewetta od swojego głównego problemu. Zwłaszcza gdy skupił się na tym jak najlepiej wytłumaczyć mu swój problem. To...  W połączeniu z uśmiechem na twarzy podróżnika paradoksalnie sprawiało, że... Myślał o tym problemie odrobinę mniej.
– Możesz opowiedzieć mi o Kairze. Tylko bez widoku na morze.
oceanic feeling
The curious are always in some danger. If you are curious you might never come home, like all the men who now live with mermaids at the bottom of the sea.
179 centymetrów wzrostu; długie, lekko falujące się, brązowe włosy. Czasami kilkudniowy zarost. Kilka blizn, które zdobył na morzu, większość zakryta runicznymi tatuażami zamkniętymi w kołach. Nie używa żadnych perfum - czuć od niego pot, morze, alkohol i las.

Dægberht Flint
#9
10.10.2025, 22:00  ✶  
Czy był sens zważania na słowa, kiedy osobą stojącą naprzeciw ciebie był akurat Flint? Wszystko wokół – od nieba po dno morskie – zdawało się odradzać aż tak ostrożnego krążenia wokół tematu, kiedy głowa była nie taka i bujanie łajby kuło w żołądek, jakby ktoś go ściskał na złość i z premedytacją. Bo Flinta... Flinta to chyba nie do końca obchodziło. Niechaj to będzie choroba, strach, czy co tam jeszcze można było wymyślić – jego myśli już zbaczały z tematu, oczy uciekały gdzieś w bok, a zainteresowanie krążyło wokół poruszanych zagadnień, sprawnie unikając obszarów, które chciało się zakryć rękoma i nogami. Można było powiedzieć o nim wiele, ale słaby był z niego strażnik cudzych sekretów, więc nie nadstawiał uszu na plotki, jeśli nie dotyczyły spraw ważnych.

Machnął więc ręką, kiedy lekarz się tak wahał.

– Nie musisz mi mówić, jak ci to nie leży.

Tak na przyszłość to powiedział. O ile jakaś przyszłość w ogóle się gdzieś tam w oddali rysowała i szli tam wspólnie, bo wcale by go nie zdziwiło, gdyby po wszystkim Basilius przestał się do niego odzywać. Nie pierwszy i nie ostatni raz by się coś takiego zdarzyło...

Cóż, cokolwiek przyniesie przyszłość, trzeba będzie się z tym zmierzyć.

Tak jak z opowieścią o Kairze, o słonecznym miejscu, którego upały różniły się wielce od tych europejskich. O piasku i o tym, że gdyby miał zostać skałą, chciałby być piaskowcem. Najlepiej tak precyzyjnie wyżłobionym kawałkiem, żeby go mogli doczepić do sfinksa i stałby się jego nosem. A później, kiedy woda w kociołku zawrzała, a Flint przeszedł do opowiadania czegoż to nie kupił na bazarze Khan Al-Khalili i były to głupoty przeokrutne, do człowieka powoli docierało, że może trochę upiorny był i odklejony, ale miał w sobie pewien czar – i wiedział kiedy odwrócić czyjąś uwagę od problemu durną historią.

Machnął różdżką, a chochla w kociołku wykonała jeszcze trzy ruchy w lewo i dwa w prawo, aż wreszcie zalała czerwony kubek w białe kropeczki. Z jakimś napisem, ale zatartym już przez czas.

– Proszę. – Wręczył mu go.

Ziołowy napar, jaki mu przekazał, pachniał cudownie. Aż zadziwiało, ileż nostalgii można było odkryć w zapachu czegoś, co marynarz musiał nazwozić z chujwiekąd, ale czy to było istotne, kiedy łyk jednego z jego dzieł obiecywał spokój. To nie była zwyczajna herbata, ani wywar na kaca. To były zielska zebrane na końcu świata, co do których Flint miał pewność, że pomogą ukoić lęk, zanim przeżuje i wypluje biednego Basiliusa i najczystsze z jego wiader stanie się najbrudniejszym.

Czas płynął, statek zawrócił. Bezpieczny ląd, na który Prewett chciał wrócić, stawał się coraz wyraźniejszy.


Matka nadała mi takie imię,
żeby poprawnie wymawiały je tylko drzewa i wiatr
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Dægberht Flint (2051), Basilius Prewett (1306)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa