19.07.2025, 17:45 ✶
Bal Yule stanowił w Hogwarcie wyjątkową zachętę dla uczniów, by kierować się choć raz porywami serca, a nie umysłem. Oczywiście stanowiło to problem jedynie pozorny. Banda przeładowanych hormonami nastolatków nie miała problemu z postępowaniem jedynie podług własnych emocji, za to właśnie głowy rzadko miały udział w podejmowaniu przez nich decyzji. Bywały też przypadki, kiedy życie towarzyskie starali się poddawać analizie. Niektórzy pragnęli zostać ekspertami od relacji, dowiedzieć się, jakie prawa nim rządziły. Robert czuł się niezrównanym ekspertem w tej dziedzinie. W końcu był Crouchem — prawo płynęło w jego krwioobiegu. A kiedy stał się mistrzem, nadeszła najwyższa pora, by zostać mentorem.
Gryfon prowadził swojego przyjaciela, Lazarusa, prosto do opuszczonej łazienki dziewcząt, gdzie można było zorganizować to swoiste szkolenie. Biedny Lazzy chciał zaprosić dziewczynę na bal i bał się do niej zagadać. Nie prosił o pomoc, dostał wspaniałomyślną propozycję nie do odrzucenia. Robert wiedział, że Lovegood wolał zazwyczaj siedzieć w książkach, ale w nich nie dało znaleźć sobie partnerki na bal Yule. A pójście na niego z wymarzoną dziewczyną było najlepszą możliwą rzeczą. Chłopak chciał dla przyjaciela właśnie tego — spełnienia marzenia, stworzenia jak najlepszych wspomnień. Lazarus pomagał mu zresztą z niezliczonymi pracami domowymi, więc nie mógł pozostać mu dłużny.
— Posłuchaj, teraz wejdziemy do damskiej łazienki, ale nie po to, by kogokolwiek podglądać. Jest to zagrywka, przy której przegrywasz natychmiast i nie warto w ogóle iść w tę stronę — powiedział Robert, gdy już zbliżali się do opuszczonej łazienki. — Podobno dziesięć lat temu zginęła tam jakaś dziewczyna i wszyscy uważają to miejsce za przeklęte. Co oznacza, że nikt nie będzie nam przeszkadzał. A wiesz, droga do zwycięstwa bywa wyboista.
Robert nie wspominał o tym, że dla niego w gruncie rzeczy wyboista nie była. Dziewczęta w Hogwarcie interesowały się nim jako Ścigającym w drużynie Quidditcha z czarującym uśmiechem, poczuciem humoru i wrodzoną charyzmą. Jeszcze wczoraj udało mu się poprosić o pójście na bal najładniejszą dziewczynę na roku, Zacharię Macmillan. No i nie było jednak tak, że się nie zgodziła. Raczej oblała się rumieńcem i powiedziała, że się zastanowi. Dziś rano zaś Robert dostał podpisaną przez Zacharię karteczkę z pojedynczym "Tak".
Weszli do środka i rzeczywiście nie było tam żywej duszy. Idealnie.
Gryfon prowadził swojego przyjaciela, Lazarusa, prosto do opuszczonej łazienki dziewcząt, gdzie można było zorganizować to swoiste szkolenie. Biedny Lazzy chciał zaprosić dziewczynę na bal i bał się do niej zagadać. Nie prosił o pomoc, dostał wspaniałomyślną propozycję nie do odrzucenia. Robert wiedział, że Lovegood wolał zazwyczaj siedzieć w książkach, ale w nich nie dało znaleźć sobie partnerki na bal Yule. A pójście na niego z wymarzoną dziewczyną było najlepszą możliwą rzeczą. Chłopak chciał dla przyjaciela właśnie tego — spełnienia marzenia, stworzenia jak najlepszych wspomnień. Lazarus pomagał mu zresztą z niezliczonymi pracami domowymi, więc nie mógł pozostać mu dłużny.
— Posłuchaj, teraz wejdziemy do damskiej łazienki, ale nie po to, by kogokolwiek podglądać. Jest to zagrywka, przy której przegrywasz natychmiast i nie warto w ogóle iść w tę stronę — powiedział Robert, gdy już zbliżali się do opuszczonej łazienki. — Podobno dziesięć lat temu zginęła tam jakaś dziewczyna i wszyscy uważają to miejsce za przeklęte. Co oznacza, że nikt nie będzie nam przeszkadzał. A wiesz, droga do zwycięstwa bywa wyboista.
Robert nie wspominał o tym, że dla niego w gruncie rzeczy wyboista nie była. Dziewczęta w Hogwarcie interesowały się nim jako Ścigającym w drużynie Quidditcha z czarującym uśmiechem, poczuciem humoru i wrodzoną charyzmą. Jeszcze wczoraj udało mu się poprosić o pójście na bal najładniejszą dziewczynę na roku, Zacharię Macmillan. No i nie było jednak tak, że się nie zgodziła. Raczej oblała się rumieńcem i powiedziała, że się zastanowi. Dziś rano zaś Robert dostał podpisaną przez Zacharię karteczkę z pojedynczym "Tak".
Weszli do środka i rzeczywiście nie było tam żywej duszy. Idealnie.