02.08.2025, 10:09 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.08.2025, 18:11 przez Hannibal Selwyn.
Powód edycji: zmiana godziny rozpoczęcia sesji
)
12.09.1972, około 16:00
The Globe
The Globe
- "Are you going to Scarborough fair?
Parsley, sage, rosemary and thyme…”
Hannibal krzątał się po swojej garderobie, nucąc pod nosem. Niespiesznie, odruchowo dostosowując ruchy do leniwej melodii, zdjął koszulkę i spodnie, w których przyszedł do pracy, niedbale rzucił je na szezlong i podszedł tanecznym krokiem do wieszaka, na którym pozostawiono kostium, w którym miał występować w nadchodzącej “Ekstazie Merlina” jako młody czarodziej - staromodną koszulę i białe, płócienne płócienne spodnie.
- ”Tell her to make me a cambric shirt…”
Stanął o krok za daleko i wykonał zgrabną arabeskę, sięgając po ubiór. Wciągnął go na siebie i skontrolował swój wygląd w dużym, stojącym lustrze. Zawiązał troczki od koszuli, skrzywił się, a potem na powrót je rozwiązał. Lepiej. Rozczesał włosy przed dobrze oświetlonym lustrem toaletki i przyjrzał się z bliska swojej twarzy i szyi. Wszystko na swoim miejscu.
- ”Gather it all in a bunch of heather,
Then she'll be a true love of mine..."
Jego głos uniósł się nieco wyżej, niż w oryginale, po prostu dlatego, że Selwyn mógł to zrobić. Potem piosenka przycichła, a Hannibal złapał bicz i ruszył korytarzem w stronę Sali Zachodniej, którą zarezerwował na potrzeby dzisiejszego zadania.
Wszedł na scenę i omiótł ją krytycznym wzrokiem. Z rekwizytorni dostarczono na jego życzenie jasne tło, dwa krzesła i stolik, na którym czekała karafka z wodą i dwie szklanki. On sam rzucił przyniesiony bicz niedbale na podłogę i zaklął cicho, kiedy z końcówek rekwizytu trysnęły czerwone krople. Na szczęście nie było ich wiele, więc nie poświęcając im więcej uwagi, poprawił ustawienie krzeseł tak, żeby jedno, bliżej stolika, zapewniało dobry widok na płachtę tła, a drugie stało niedaleko niej, gotowe do użycia.
Nie miał pojęcia, co jeszcze może być potrzebne, ale to nie szkodziło - teatr o tej porze roił się od pracowników technicznych, rekwizytorów, a nawet skrzatów, gotowych dostarczyć cokolwiek.
Pozostało mu tylko oczekiwać swojego gościa. Portier miał przykazane skierować go w odpowiednie miejsce, tak, by Selwyn nie musiał biegać po budynku, a mógł przygotować się do dzisiejszego zadania, nietypowego, jak dla niego, ale nie zapowiadającego się w żaden sposób nieprzyjemnie. Miał bowiem pozować do plakatu. Pozował dotąd tylko do zdjęć, za czym przepadał, ale było coś romantycznego i staromodnego w byciu uwiecznionym tradycyjnymi metodami, na papierze, czy płótnie, w dobie fotografii i filmu. No i był ciekaw samej malarki.
Hannibal i Lyssa poznali się w Paryżu. Przychodziła regularnie na jego spektakle, po drugim czy trzecim po prostu znalazła go za kulisami, nic sobie nie robiąc z napisu “Personnel autorisé seulement” na drzwiach i zaczęła rozmowę. Lubił jej pewność siebie, jej wrażliwość artystyczną i eteryczną urodę, ale znajomość urwała się i dopiero w zeszłym tygodniu okazało się, że to właśnie Dolohovówna jest artystką zatrudnioną do stworzenia afiszy reklamujących najgłośniejszą premierę tej jesieni. Hannibal nie miał nic przeciwko odnowieniu znajomości.
Dla zabicia czasu zaczął spacerować po scenie i powtarzać półgłosem swoje kwestie z drugiego aktu sztuki. Zatopiony w myślach, nawet się nie zorientował, kiedy wszedł w rolę i zaczął recytować z emfazą, okraszając tekst odpowiednimi gestami.