05.09.2025, 15:02 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.09.2025, 16:29 przez Lazarus Lovegood.)
Grudzień 1965
Lecznica Dusz
Lecznica Dusz
Najpierw obudził się jego umysł.
Myśl szamotała się w nim, przerażona i dzika, ale tak szczelnie otulona watą otumanienia - eliksirami, brakiem krwi, nie do końca odzyskaną świadomością - że nie był w stanie odczuć w pełni tego przerażenia.
Ale wiedział.
Żył.
O kurwa…
To była jego pierwsza myśl. Zanim jeszcze otworzył oczy, zanim uświadomił sobie, jak beznadziejne są desperackie próby powrotu do stanu cudownego niebytu, niemyślenia, nieczucia. Druga brzmiała:
Nawet to zjebałeś.
Powoli zaczął sobie uświadamiać własne ciało. Jego głowa była ciężka i obolała. Ręce - jakby spętane, czy… czy przywiązali go do łóżka?... dłoni nie czuł w ogóle. Poddał się i otworzył oczy. Ciemny pokój. Szary sufit. Prawdopodobnie biały w dziennym świetle.
Nie
Powoli, jak człowiek wstający z grobu, a nie ze szpitalnego łóżka, przekręcił się na bok.
Nie przywiązany.
potrafisz
Ciężkie, osłabione ciało było jedynym, co ograniczało mu swobodę ruchu. Spojrzał na siebie - był ubrany w szpitalną, pasiastą piżamę. Umyty.
zrobić
Jego przedramiona były pokryte grubą warstwą bandaży. Gdy spróbował poruszyć palcami, ledwo to czuł.
Musiał uszkodzić ścięgna albo nerwy.
nawet
Właściwie to… był człowiekiem wstającym z grobu.
tego.
Gdyby mógł płakać, to pewnie by się rozpłakał. Bez kontroli. Bez godności. Bez woli.
Ścisnęło go w dołku, ale nie mógł już płakać.
Jego ból był na to zbyt wielki.
Siedział na łóżku, odrętwiały, i patrzył w ciemność, rozświetlaną nocnym oświetleniem szpitala, nie wiedział, jak długo. Głos w głowie wycedził ostatnie zdanie z bezbrzeżną pogardą. I zamilkł, jakby nawet on brzydził się kontaktem z gospodarzem.
Sekundy - uderzenia serca - minuty - przepływały obok. Pozwalał na to. Sen był najbliżej nieistnienia, jak mógł się obecnie znaleźć, ale Lazarus nie spodziewał się, żeby udało mu się teraz zasnąć. Więc wybrał następną dostępną rzecz, ten stan pustki, dysocjacji, zawieszenia. Trwał w nim, niemal zapomniawszy, że nadal jest uwięziony w życiu, aż…
O k n o .
Powoli, jakby nie był panem własnych ruchów, odwrócił głowę w tamtą stronę.
Może da się to naprawić.
Wstał i podszedł do okna. Było prawdziwe. Być może iluzoryczne okna i iluzoryczne światło nie działały tak dobrze na pacjentów.
A może po prostu takie permanentne iluzje były za drogie.
Z pewnością zadbali o to, by było zamknięte, prawda?
Prawda?..
Obawiasz się tego, czy masz na to nadzieję… porażko udająca czarodzieja?
Wyjrzał przez szybę w jasną, grudniową noc.
Oczywiście, że było zamknięte.