• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Reszta świata i wszechświata v
1 2 Dalej »
[3.10.72] At The Mountains of Madness | Anthony & Jonathan

[3.10.72] At The Mountains of Madness | Anthony & Jonathan
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#11
15.09.2025, 14:36  ✶  
Milczał. Anthony nie powiedział nic, ale to nic. Jonathan obawiał się tego, a jednocześnie zupełnie nie wierzył, że to się naprawdę wydarzyło. Przynajmniej nie musiał się już martwić, że ich przyjaźń nie ma sensu, bo najzwyczajniej na świecie nic już dla niego w tej chwili nie miało sensu. Ani smak wina. Ani ciepło ogniska. Nic, a nic. Masakra. Tragedia. Koszmar. Równie dobrze Anthony mógłby potraktować jego ciało, jako rozpałkę do kominka. No dobrze. Chyba po prostu nic już nigdy mu nie powie. Będzie milczał, skoro Anthony tak wolał. Nie będzie się narzucał. Merlinie, a co z ich urodzinami? Od teraz będzie musiał organizować je samotnie! Koniec ze wspólnym dmuchaniem świeczek! Koniec z moczeniem się w łazience! Czy jeszcze kiedykolwiek będzie mu w ogóle dane ujrzenie uśmiechu na twarzy Shafiqa? Ale takiego szczerego i najlepiej wywołanego przez Jonathana? Czy już nigdy nie będzie mógł zwrócić się do niego jako “mój drogi”?
Coś ścisnęło mu serce.

– Oczywiście – powiedział, podszedł do swojego kufra, wyciągnął rzeczy na przebranie, a następnie zgasił światło i wyszedł z pokoju, aby oporządzić się w obskurnej łazience.

Lata przyjaźni obrócone w kamień. Próbował udawać, nawet przed samym sobą, że go to nie boli, ale nie mógł przestać myśleć o tych wszystkich chwilach straconych w przyszłości. I już, już gdy miał się poddać i uznać, że to wszystko jest i będzie beznadziejne, coś w nim pękło, a Selwyn… Coś postanowił.

Wyszedł z łazienki, już przebrany w piżamę niosąc za sobą śliwkowy zapach specyfików do twarzy, a następnie położył się na samym brzegu łóżka. Przykrył się jedynie kocem, aby nie wchodzić Shafiqowi pod kołdrę. Powinien wziąć eliksir nasenny, ale chciał coś jeszcze zrobić. Zabawne więc, że na razie jednak milczał wsłuchując się w trzaskanie kominka, odgłosy śnieżycy i oddech Anthony'ego. Otaczała ich ciemność. Idealny moment na ostatnią walkę, teraz gdy Tony nie widziałby jego twarzy w wypadku porażki. Albo on twarzy Anthony'ego. Czekał i milczał z oczami wklejonymi w ścianę, aż wreszcie gdy otumaniony zmęczeniem, żalem i alkoholem umysł przestał się wstrzymywać zadał jedno pytanie.
– Pamiętasz gdy raz nocowałeś u mnie w wakacje? Wtedy gdy próbowaliśmy ułożyć sztukę w jedną noc?
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#12
15.09.2025, 15:39  ✶  
Jonathan wyszedł, a przez ciało przeszedł prąd nieprzyjemnego uczucia dojmującej straty, podobny do tego, który czuł tamtego wieczoru w Prowansji. Od tamtego czasu Jonathan wielokrotnie, niemalże na każdym kroku podkreślał, że szare oczy nie są tylko od tęsknego i bezużytecznego patrzenia się w dal, zagrożenie rozstania się zawodowego zaklejane było - jak przed momentem - komplementami i mniej lub bardziej jaskrawymi dowodami na to, że są zgranym duetem.

Anthony w pracy miał jednak odmienne wrażenie. Pozbawiony celu w postaci wyprawy Kambodżańskiej, wypchnięty już dawno z biurokratycznej rutyny, nominalnie znający personalia (a czasem nie) swoich podwładnych… Miał wrażenie, że to on teraz wychodził częściej po kawę dla Jonathana, który miał kontrolę nad tym co się działo. Że to on wykonuje polecenia zastępcy, podąża za jego porządkiem, jego rutyną. Oczywiście, nie była to do końca prawda, ale umysł zatopiony w kryzysie, w gęstym bagnie skruszonej pewności siebie dostrojony był do wychwytywania tylko tych momentów, które potwierdzały tezę, że był słabym ogniwem w łańcuchu.

I tak, o zawodostwie trzeba było mówić, bo prywatnie ich ścieżki rozjeżdżały się jeszcze bardziej. Shafiq znów nie dostrzegał faktu, że ich spotkań nie było mniej niż wcześniej. Kalendarze zaplanowane dużo, dużo wcześniej obfitowały w regularne towarzyskie wizyty. W percepcji Anthony’ego jednak nie widzieli się wcale. W percepcji Anthony’ego zaraz po wyjściu z biura uciekał do przeludnionego apartamentu, albo opustoszałego Little Hangleton, w książki, do badań nad splotem, który zajmował mu głowę do późnych, późnych godzin nocnych.

Wszystko żeby nie myśleć.

Wszystko, żeby jedną obsesją przykryć inną…

Nie widział innego rozwiązania. Wskazanie na to, że czas rozwiąże ten problem sam, zdawało mu się kpiną, choć możliwe że była to prawda nie miał cierpliwości czekać. Każda jednak taka rozmowa, każda gorzka pigułka wykrzywionej kryzysem rzeczywistości utwierdzała go w przekonaniu, że tak zapewne zostanie. A im bardziej dojmująca była ta strata, tym bardziej dociążała go jej bliźniacza siostra…
…tęsknota.

Dlatego, gdy Jonathan wyszedł z łazienki pachnąc jak gdyby nigdy nic swoimi śliwkowymi olejami, leżący na samym, samuśkim skraju i tak wąskiego łóżka Anthony udawał że śpi. Zdążył przewrócić się na plecy, złożyć ręce na brzuchu, jakby był martwy nie tylko wewnątrz, ale i na zewnątrz. Ćwiczenia oddechowe, które dostał w ubiegłym kwartale od swojej kambodżańskiej nauczycielki doskonale zdawały egzamin. I nawet śliwka, nawet powrót jego… kogoś, nie wytrąciły miarowego pulsu.

…Wdech dwa trzy cztery, trzymaj dwa trzy cztery, wydech dwa trzy cztery, spokój dwa trzy cztery, wdech dwa trzy…

Płomień z paleniska był osłonięty, udomowiony, szczęśliwie, nie przypominał swym dzikim tańcem po ścianach o pamiętnej nocy sprzed miesiąca, choć życie Anthony’ego spopieliło się dobę wcześniej, by zgliszcza rozwiał wiatr dobę po tym terminie listem od pani szacownej Ministry.

Pytanie było niespodziewane, ciche, ale wgryzające się w umysł, wytrącające bardziej niż zapach słodkiej śliwki tak skutecznie umożliwiający mu jakikolwiek spokojny sen.

Przez krótki moment milczał, rozważając wszystkie za i przeciw odpowiadania. Może lepiej udawać było dalej? Milczeć, gdy nie było przecież słów, które mogłyby cokolwiek zmienić.

Bo przecież rozmawiali.

I było tylko gorzej.

Wspomnienie rozpłynęło się jednak po zmęczonej, zziębniętej i głodnej przecież wciąż głowie, dociskając mu znów klatkę piersiową, Poruszył nerwowo wskazującym palcem, leżących na brzuchu dłoni, łóżko nie zaskrzypiało puls oddechu nie zmienił się utrzymany resztkami żelaznej woli. Miał wrażenie, że gdyby wsunął sobie dłoń pod żebra, to nie znalazłby tam płuc a sznurki naciągające kości w bolesnej implozji fizycznego cierpienia na które działały eliksiry, ale nie z munga, a z lecznicy dusz.

Miał poczucie, że w jego przypadku nie było już czego leczyć.

– Pamiętam – powiedział w końcu, wyszeptał właściwie głosem pozbawionym wibracji, cichym szelestem wspomnienia, do którego wracał częściej niż chciałby kiedykolwiek przyznać. Podwaliny uczucia, które nadało kierunek jego życiu. Mimo wszystko spróbował wrócić do ćwiczenia oddechowego. Cokolwiek Jonathan chciał mu powiedzieć, musiał zmusić swoje ciało do tego żeby się rozluźniło. Oczywiście ciało znało całkiem niezły sposób na to, który był mimo wszystko niemożliwy do realizacji w zaistniałych okolicznościach. Płacz, choć skuteczny, pociągnąłby za sobą zdecydowanie zbyt wiele konsekwencji, a on i tak czuł się już tak przeraźliwie słaby… Dlatego umilkł i oddychał. Czekał, gdzie to pójdzie dalej. Jeśli pójdzie…
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#13
15.09.2025, 22:25  ✶  
Już myślał, że Anthony znowu mu nie odpowie i już szykował się do wmówienia sobie, że to z pewnością kwestia tego, że drugi czarodziej zasnął i już miał zamknąć oczy, aby o tym więcej nie myśleć kiedy…

Pamiętam.

Na twarzy Selwyna pojawił się uśmiech.

– Upierałem się wtedy, aby była to sztuka o stępującym Yeti w Himalajach. Jak to szło? Ojciec w niego nie wierzył, ale on uwierzył w siebie. – Jonathan nigdy nie marzył, aby cofnąć się w czasie, uważając że czar życia polegał na tym, że zawsze było jakieś inne teraz, ale tym razem nie mógł powstrzymać wpełzającej mu do głowy myśli - Co by było gdyby ta zamieć była jednak magiczna, wdarłaby się przez okna i otuliła ich czasową anomalią, przez którą obudziliby się w jego pokoju po wspólnym nocowaniu w pewien deszczowy, letni dzień.

Czy mogliby w ten sposób zacząć od nowa?

Nie. Chyba nie. Wciąż się łudził, że przed nimi było o wiele więcej cudownych wspomnień, które zasługiwały na uwagę bardziej niż przeszłość, nieważne jak cudowna by ona nie była.

Poza tym miał walczyć.
A walki miały to do siebie, że działy się teraz i napędzane przeszlością walczyły o przyszłość.
Jonathan nagle z głośnym skrzypieniem, odwrócił się na plecy i wlepił oczy w sufit.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#14
15.09.2025, 22:53  ✶  
Wspomnienie było rzeczywiście absurdalne, tym bardziej, że kłócili się długo i żarliwie, bo gdy dla Jonathana liczył się sam koncept, Anthony punktował logiczne nieścisłości.
– Yeti mają rozstaw stóp, który nie podpada pod żadne obuwie, nie ma mowy żeby miały więc buty do stepowania. I mają za słabe pięty Jonathan powinieneś to wiedzieć, mieliśmy to na ostatnich zajęciach… – sparafrazował cicho, skupiając się na wspomnieniu, które choć dawne, wibrowało w nim wciąż, rezonowało momentami, w której zdawał sobie sprawę, że woli być bliżej tego niezbyt mądrego, za to stanowczo zbyt głośnego i nadętego chłopca. On sam zaś był tym przemądrzałym chuchrem, którego ludzie tolerowali ze względu na aurę roztaczaną przez Morpheusa. Z czasem dopiero odkrył, że można się nauczyć jak zrobić, by ludzie  cię lubili. Obserwacja, analiza, skrupulatne notatki wsparte darem niezbyt mądrego, zbyt głośnego…

Teraz Anthony nigdy by nie nazwał Jonathana niezbyt mądrym. Dojrzały, świadomy mocnych stron, silny i zdecydowany. Odważny. Szlachetny.

A przecież przeżyli taką podróż ostatnio, gdy poltergeist odmłodził Selwyna i dał Anthony’emu kilka godzin dziwacznej retrospekcji, możliwości widzenia swojej młodzieńczej fascynacji w pełnej, niewinnej krasie.

Oddech mężczyzny zadrżał groźnie, spłycił się innym, świeższym wspomnieniem, gdy czar złośliwego ducha w końcu minął, a Jonathan odmienił się. Gdy nabrał ciała i nabrał lat. I tak było lepiej, tak było właściwie. Tak było…

…gwałtowne obrócenie się na plecy połączone z chóralnym skrzekiem sprężyn niemalże go sparaliżowało i był o cal od spadnięcia z tego łóżka, gdy próbował zachować swoją niezależność i autonomię na swoim skraju. Zdecydowanie kawałek jego połowy został najechany przez Selwyna, ale nie chciał jakkolwiek zwracać mu na to uwagi. Chyba wolał, jak Jonathan był Jonathanem. Zbyt głośnym, niezbyt uważnym w okazywaniu swojej atencji. Zbyt entuzjastycznie nastawionym. To było drażniące, ale miłe. Tylko czemu wszystko co miłe, tak bardzo zaciskało mu serce?

– Przypomniałeś sobie o tym bo… burza śnieżna? – odchrząknął niepewny, wciąż z oczami utkwionymi w suficie, próbując świszczącym oddechem powrócić do pulsu ćwiczenia zadanego mu latem przez orientalną nauczycielkę. – Myślisz, że gdzieś w okolicy… grasuje wściekły Yeti… bo żaden szewc nie uszył mu… butów? – próbował bezskutecznie odkryć, dokąd to w ogóle zmierzało...
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#15
16.09.2025, 01:03  ✶  
– Może więc stworzyłby specjalną wersję stepowania dla jego pobratymców – zasugerował wtedy podrywając się na łóżku, a jego oczy zalśniły. – Zresztą to ma być metafora! A pomyśl sobie o tych efektach śnieżycy na scenie. I miałbym białe futro!! I łączące buty! I za każdym razem jakbym stepował to obcasy wystrzeliwałyny iskierki! Najpierw czerwone bo nasz bohater byłby pełen gniewu do ojca I determinacji, a potem niebieskie! Czaisz? Bo niby czerwony to kolor pasji, a niebieski chłodu. Ale tu chodziło o to, że mógł już skupić się na ćwiczeniu nikt zdolności wciąż  z miłością do niej, ale bez złości  no wiesz tak po krukońsku!
Teraz jednak tylko wyszeptał z uśmiechem.
– W teatrze nawet Yeti mogą stepować.

Kolejne milczenie. Jonathan przełknął ślinę.
– To chyba przez tę śnieżycę.
Wdech, wydech. Patrz w sufit i zadaj pytanie. Nie myśl o tym co możesz stracić jeśli ci się nie uda.
– Anthony… – zaczął a do jego głosu wdarły się wszystkie pokłady wrażliwości, które nosił w sobie wobec drugiego mężczyzny. Brzmiał ciepło, spokojnie i niemalże czułe. – Czy jest coś na tym świecie co mogę zrobić, abyś jeszcze kiedyś uśmiechał się podczas rozmów ze mną? Tak jak wtedy? – Lub nawet mniej. Tyle by mu wystarczyło. Pół szczerego uśmiechu Anthony'ego Shafiqa wobec jego osoby. No… No i może jeszcze jego spojrzenie, które mówiło, że byli przyjaciółmi. Tak. Tyle by wystarczyło. Byle zachować go w swoim życiu. Poczuł jak łzy napływają mu do oczu. Zamrugał szybko. Już. Powiedział to. Zadał pytanie, które chciał zadać. Rozpoczął ostatnią bitwę.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#16
16.09.2025, 12:00  ✶  
Wystarczyło przywołanie jego imienia, wystarczyłoby zupełnie. Anthony’emu zdawało się, że to nie burza szumi, a krew płynąca zdecydowanie zbyt szybko. Boleść w klatce piersiowej tylko zwiększyła się, zacisnął wargi jeszcze mocniej, gryząc sobie policzki, by zachować resztki pozorów, by próbować udawać, że wszystko jest w porządku.

Przecież ze sobą rozmawiali…

A potem padło to pytanie, tak surrealistyczne, tak nieadekwatne, a jednak zadane w punkt.

A więc widział, cóż Anthony domyślał się, że po tyle latach spędzonych w swoim towarzystwie, Jonathan będzie wyczuwał, że coś jest nie w porządku nie tylko gdy zbiegiem okoliczności zostaną zamknięci na jakimś poddaszu na zapomnianym przez Matkę i ludzi odludziu. Minął miesiąc, a czas leczył rany. Wszyscy najbliżsi przekonywali, że wspólna historia znaczy więcej niż kilka słów wypowiedzianych w nieporozumieniu.

Ale to nie był tylko ten jeden wieczór.

To było zrozumienie dla lat w kłamstwie, gdy zaczęli ukrywać przed sobą rzeczy, gdy wcale nie ufali sobie na tyle, by słowa mogły swobodnie między nimi przepływać. Gdy cała relacja zbudowana była na kłamstwie. Oparta na tym, że Anthony nigdy się nie przyznał dlaczego tak szybko nauczył się oklumencji.

Nie słyszał burzy, słyszał tylko swoje walące serce, gdy rozpaczliwie wewnątrz swojego spetryfikowanego emocjami ciała próbował pozbierać myśli i ubrać je w odpowiednie słowa. W panice, w przerażeniu, w bezradności i zagubieniu, w gąszczu własnych emocji, które zbutowane, zamknięte szczelnie w piwnicy teraz zgniłe nie dawały o sobie zapomnieć.

– Nie wiem – odpowiedział w końcu, czy właściwie wypchnął z siebie resztki powietrza w płucach po trwającej wieczność ciszy. Leżał w sumie na samuśkim końcu, na drewnianej ramie wbijającej się boleśnie w ciało, choć to nie znękane plecy domagały się posłuchu, wobec struchlałej, zwiniętej w kłębek duszy. – Chciałbym – dodał jeszcze ciszej, czując jak zdradzieckie łzy zbierają się w oczach, jak smutek jest zbyt wielki, żałoba zbyt dojmująca, by można było ją utrzymać na wodzy, –... ale to wciąż boli. Wciąż… tak bardzo… boli.
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#17
16.09.2025, 16:50  ✶  
Nigdy w historii ich długoletniej przyjaźni nie chciał mu sprawiać prawdziwego bólu. Nie musieli być anam cara, aby krzywda wyrządzona Anthony'emu bolała, jak ta wyrządzona jemu samemu.

Ale nie chciał zadawać bólu też sobie samemu.

A to właśnie z tym wiązałoby się przyznanie szybciej do związku z Gabrielem, o którym chciał wtedy jak najszybciej zapomnieć. I z tym wiązałoby się powiedzenie Anthony'emu o Zakonie.

Bo gdyby miał mu o tym powiedzieć musiałby go włączyć w ich szeregi. Gdyby go zaś włączył, to nikt nie mógłby mu obiecać, że nie zobaczył przyjaciela w trumnie, a tego by nie przeżył, więc uznał, że okłamywany przyjaciel jest lepszy niż ten martwy.

Poza tym i tak oni odrzucili kandydaturę Shafiqa wbrew temu co mówił z Morpheusem.

Nie wiem.

To wciąż boli.


Jonathan przekręcił się na bok i uniósł nieco na łokciu, tak aby wśród mroku obserwować twarz mężczyzny. Nie przybliżył się, wciąż leżał na swoim krańcu.
– Mnie też – wyszeptał, bo bolało. Bolało bardzo. Bolało codziennie oplatającym pień ich przyjaźni bluszczem dyskomfortu i bolało w chwilach takich jak te - nagłymi cierniami. Bolało, bo niemal nie pamiętał rzeczywistości, w której by się nie przyjaźnili i nie chciał przekonywać się jakby to było bez Anthony'ego.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#18
16.09.2025, 18:08  ✶  
Biała kostka domina opadła, a za nią następna. Tak jak łzy po policzkach, tak toczyły się mentalne prostokątne kamyczki, ustawiane pieczołowicie przez lata i z największą ostrożnością nie ruszane.

Anthony zamknął oczy. W przeciwieństwie do Jonathana nawet nie drgnął, mimo że łóżko zaskrzypiało głośno pod ruchem rosłego mężczyzny, co dawało przestrzeń do tego by ułożyć się inaczej. Selwyn wiercił się jak zawsze nie mogąc znaleźć idealnego położenia mimo, że wiedział, który jego profil był lepszy. Shafiq jednak skupiał się na czym innym. Próbował przywołać kształt kominka, jego wnętrze, pęd powietrza, niewielkie otwory w żelaznej kracie, przez którą mogłaby wpłynąć magia. Skupił się, odnajdując w tym pieczołowitym zadaniu resztki skupienia.

Kontroli… czegokolwiek.

Powietrze tchnęło, zagaszając płomienie, którym wcześniej przydał energii, a widok spod powiek stracił na czerwieni. Nie otworzył oczu, ale chciał jakby ukryć się za tą czernią, odnaleźć w niej kryjówkę, jakby wcale nie było tu Jonathana, który przyznał, że bardzo obchodziło go to co się między nimi działo.

Jonathana, który ponad wszystkich ludzi zasługiwał na prawdę. Zupełnie tak samo jak Anthony.

Proces myślowy trwał już przecież od miesiąca, a może nawet i dwóch. Morpheus nadał tej myśli adekwatny tor, a trwająca wojna domowa stała się nieoczekiwanym katalizatorem. Czy gdyby nie było kryzysu, gdyby hrabia Rochfocloude nie stracił cierpliwości, czy gdyby wszystko było inaczej… ale nie było. Anthony znał wynik tego równania, nie miał jednak śmiałości wypowiedzieć go na głos.

Aż do dziś.

– Kiedy byliśmy młodsi. – podjął po dłuższej chwili, bardzo powoli, z oddechem płytszym od kałuży, wciąż niezmienny, wciąż stały, nieruchomy. Jak wtedy na wieży krukońskiej, gdy pierwszy raz rozmawiał o tym z Morpheusem. Gdy Morpheus powiedział mu… że wie. Pod plecami miał wtedy marmur. Nad sobą bezchmurne niebo. – Pamiętam dziewczyny z którymi się spotykałeś. Wielkie miłości. Nieudane romanse. Kobiety, które rozpalały Twoją wyobraźnię, moją też niestety. Niekoniecznie w tym… w tym dobrym sensie. Próbowałem… próbowałem wtedy znaleźć na to jakiś sposób, by… by poradzić sobie z tym wszystkim. Wiesz… z tym co czułem, a co bardzo hm… przeszkadzało. – Robił przerwy, szukał słów. To było trudne. Jak obalenie wielkiej marmurowej kostki. Ale gdy mniejsze upadały, gdy kolejne słowa znajdowały drogę, fizyka robiła swoje. – Wymyśliłem sobie wtedy… nieco egoistycznie… ale wymyśliłem sobie, że to wszystko nie ma znaczenia. Że ten barwny korowód nie ma znaczenia tak długo, jak… jak ja… wiesz. Jak ja, jestem dla Ciebie najważniejszy mm… po tej drugiej stronie. Najważniejszy pośród mężczyzn których znasz. – Czy to miało sens? Czy to było złe? Nie chciał przecież jego miłości. Nie śnił o romansie, o kolejnych nierealnych, niemożliwych do spełnienia scenariuszach. Chciał tylko mieć pewność, że gdyby Jonathan chciał, albo musiał wybierać, to by się nie zawahał. A teraz zdecydowanie tej pewności nie miał.

– Więc… jest mi trudno. Nie umiem się odnaleźć w myśli, że… że tak nie jest. Nie mam żadnych do tego praw, a Ty nie masz obowiązku. Ale teraz Jean, Clemens... nawet nie wiem czy teraz się z kimś nie spotykasz. Mam wrażenie, że już nic o Tobie nie wiem… że nie umiem patrzeć, żeby widzieć. – Rozleniwił się, przestał być uważny, ciekawy przyjaciela. Przyjmował zbyt wiele za pewnik. Ostatecznie też to Jonathan, jego przyjaciel, jego najbliższy, najbardziej zaufany współpracownik był jego oczyma. Oczyma które dbały, by pewne rzeczy nie zostały odkryte.
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#19
16.09.2025, 19:26  ✶  
– To nie mogło być dla ciebie łatwe – powiedział, myśląc jaki ból musiało przynieść młodemu Anthony'emu bycie zauroczonym w nim samym i patrzenie jak różne dziewczyny zabierały mu go dla siebie.

I oczywiscie nie czuł się winny za te wszystkie romanse w końcu podążał wtedy za głosem serca, które jeszcze nie wiedziało, ani tego że Anthony coś do niego czuł, ani tego że on sam kiedyś zacznie czuć coś do Anthony'ego, ale i tak posmutniał na myśl o przedstawionym mu przez Shafiqa obrazie.

Tony mówił dalej, a po głowie Jonathana zaczęło przepływać coraz więcej pytań. Nie było w tym jednak gniewu, który niechybnie zagościłby w sercu Gryfona, gdyby usłyszał to podczas tamtej kłótni, bo przecież… Przecież to Shafiq zaczął to rozstanie.
– Ale Anthony – powiedział i uznał, że to była absolutnie okropna pozycja do rozmowy na te tematy. Usiadł więc na łóżku, nogi skrzyżowane, wciąż wpatrując się w przyjaciela. – Czemu zakładasz, że tak nie jest? Clemens jest moim przyjacielem, ale to ty jesteś dla mnie niezastąpiony. Jean, to znaczy Gabriel… – westchnął cicho. – To że nie powiedziałem ci o nim od razu nie miało nic wspólnego z naszą przyjaźnią. Po prostu… Nie ważne. I nie spotykam się z nikim. Wspomniałbym ci. Czemu miałbym ci nie wspominać? Poza tym Tony… Ja sam długo nie wiedziałem z kim ty się spotykasz.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#20
16.09.2025, 23:50  ✶  
Łóżko znów skrzypnęło, pewnie uśmiechnąłby się widząc jak jego towarzysz nie może sobie znaleźć miejsca, zupełnie jakby pod materacem położono ziarnko grochu. Nie żeby to łóżko było jakkolwiek wygodne. Cóż, z perspektywy Anthony’ego było szalenie niewygodne.

Kolejne słowa, wypowiedziane w tonie tak odmiennym niż ten, który towarzyszył im konfrontacji sprzed miesiąca, powoli rozplątywały ten emocjonalny supeł zaciśnięty w jego żołądku. Domino jednak uderzało o siebie dalej, a kamienne prostokąty były coraz większe i większe. Czemu miałby zakładać, że tak nie było? Czemu z taką zapalczywością odsuwał go od siebie, rozpaczliwie deklarując przed światem, a potem już głównie przed sobą, że nic już nigdy nie będzie takie jak kiedyś?

Zapewne z resztą miał rację. Przekroczyli obaj punkt, z którego nie było powrotu. Zwłaszcza teraz. Zwłaszcza otuleni śnieżycą pośrodku niczego.

Westchnął cicho na wypomnienie tej symetrii tajemniczości, westchnął nerwowo, ale w żaden sposób nie odniósł się do tego. Znał bardzo dokładną listę powodów dla których się nie przyznał do swoich przygód na delegacjach, do swojego wzmagającego sentymentalizmu wobec młodzieńca, któremu bardzo nie chciał zepsuć przyszłości, łatwiej było więc traktować całą sytuację jako okazjonalny romans niż…
– Dlaczego mi nie powiedziałeś Jonathan? Dlaczego nie powiedziałeś, kiedy to się zaczęło, kiedy to było już pewne? Czemu nie powiedziałeś mi, że zakochałeś się w innym mężczyźnie, tak jak ja przyznałem Ci się w końcu, że ja i Alcuin… – Przeklęta Francja. Morpheus miał swoją teorię w tym temacie, ale Anthony nie chciał dawać w nią wiary, nie chciał za nią podążać, żeby nie zaprzepaścić tylu wspólnych lat, nie narazić się na ból skonfrontowania z prawdą. Nie chciał wystawiać dawno umarłej nadziei na ostatnią próbę. Ale już teraz cierpiał bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, a próba ukrycia się przed uczuciami, maskowania, udawania, że wszystko jest jak kiedyś, raniło po stokroć bardziej. – Byłbym… wiesz przecież, że wsparłbym Cie… wiesz że… – umilkł, gdy usłyszał swoje słowa, niespiesznie rozchylając w końcu powieki, by zawiesić wzrok na czerni sufitu. Dostrzegał obrysy belek, ciemniejsze sęki w deskach. Czuł drewno pod plecami, szorstkość białej pościeli tam gdzie skóry nie dotykał jedwab i kaszmir ubrania.

Nie byłby wsparciem. Byłby wściekły wobec prawdy o przyjacielu, wobec jego zdrady, byłby rozgoryczony, rozżalony, byłby szalenie i przeraźliwie…

… zazdrosny.

Ostatni klocek domina upadł na ziemię, a Anthony zapomniał jak się oddycha.

Jonathan mógłby chcieć uniknąć tej zazdrości. Domyślić się i zapobiec jej. Ale musiałby wcześniej wiedzieć o jego szkolnych uczuciach, wtedy to miałoby sens, aby nie mówił mu o tym co działo się w Hogwarcie. Ale raczej nie wiedział o tym co działo się w sercu młodego krukona za każdym razem gdy jowialnie wygłaszał swoje szumne monologi, zawsze obsadzając się w rolach najznamienitszych, najszlachetniejszych, naj… Nie mógł wiedzieć! Zdziwił się wtedy, gdy w końcu po latach Anthony odkrył przed nim fakty o swojej młodzieńczej słabości. Zdziwił się… czy możliwe, że była to tylko gra aktorska? Czy możliwe, że Morpheus rozmawiał z nim wcześniej, odkrywając tajemnice jednego przyjaciela przed drugim? Spirala myśli rozpędzała się coraz bardziej i bardziej, wobec nowych faktów, wobec prawdy o uczuciach, które skrywał nie tylko przed światem zewnętrznym ale też przed samym sobą. Uczuciach, które nawet teraz próbował zasłonić feerią słów, rozbryzgiem myśli, obaw, przypuszczeń i domysłów, zbyt przejęty, by pobyć z tą jedną myślą przez moment sam.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 3 gości
Podsumowanie aktywności: Anthony Shafiq (10026), Jonathan Selwyn (6921)


Strony (5): « Wstecz 1 2 3 4 5 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa