Ktoś mógłby powiedzieć, że picie, kiedy następnego dnia miało się iść do pracy, w której ktoś mógłby przyczepić się nawet tego, że twór krawat jest za długo o 1 cal, nie było najmądrzejszym pomysłem. Było nawet głupim pomysłem, bo kto normalny chodzi do knajp, żeby się napić, kiedy następnego dnia idzie się do pracy? I to, o Merlinie, w środku tygodnia? Barbarzyństwo!
Ale!
W Dziurawym Kotle kilka stolików było już zajętych. Nie było może tylu klientów, co przed tragedią Spalonej Nocy, ale pocieszającym był fakt, że nie tylko on wpadł na ten mało rozsądny plan.
Nie miał zamiaru pić dużo. W sumie planował ograniczyć się do jednego piwa, chwilkę posiedzieć przy barze i skupić myśli na obcych głosach, stukaniu szklanek i szumie nalewanych napoi i po prostu wrócić do domu. Bez szaleństw - te lepiej było zostawić na sobotę - bez przesady w jakimkolwiek tego słowa znaczeniu, ze spokojną głową.
Barman podał mu butelkę, on podał barmanowi pieniądze i na tym zakończyła się jakże przyjemna i równie przyjemnie krótka interakcja między dwoma panami. Butelka została otwarta, pierwszy łyk pociągnięty i wzrok przetoczył się miedzy stolikami i różnymi twarzami, jednymi bardziej przyjemnymi do oglądania, innymi mniej. Wzrok zatrzymał się na jednym ze stolików, a dokładniej - na osobie, siedzącej przy nim. Brwi powędrowały w górę. Znajoma czupryna, pochylona nad czymś, z papierosem między palcami. Jessie odepchnął się od baru i nieśpiesznie podszedł do stolika, zajmowanego przez Lockharta, a kącik jego ust uniósł się odrobinę na widok dwóch kieliszków przed nim.
-Wyglądasz, jakby przebiegło po tobie stado hipogryfów - innymi słowy "Cześć, dawno się nie widzieliśmy. Co u ciebie słychać?".
Pociągnął mały łyk z butelki i bez słowa dosiadł się do młodszego chłopaka.
-Blady jesteś - powiedział. -Będziesz mdlał? Na twoim miejscu postarałbym się nie. Jeden gość dość intensywnie się ci przygląda i podejrzewam, że byłby pierwszy do udzielenia ci pierwszej pomocy, a sądząc po jego mordzie, nie byłoby to przyjemne doświadczenie.
Wspomniany przez niego gość stał trochę dalej od nich, ze swoją świtą równie "urodziwych" kumpli i palili coś, co może palone w barze być nie powinno, ale chyba mało kto chciał wchodzić z nimi w rozmowę i nikt nie zwrócił im uwagi.