• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ministerstwo magii v
« Wstecz 1 2 3 Dalej »
[22 kwietnia 1972] Martwi głosu nie mają | Cynthia & William

[22 kwietnia 1972] Martwi głosu nie mają | Cynthia & William
The Alchemistake
—I am a brain—
The rest of me is a mere appendix
William zdaje się mieć głowę w obłokach przy swoich 185 centymetrach wzrostu i wiecznie nieobecnym spojrzeniu. Burza kręconych, czarnych włosów wydaje się niezdatna do zaczesania, zazwyczaj towarzyszy jej też lekkie zmarszczenie brwi; w zamyśle, skoncentrowaniu. Skrępowany w towarzystwie mówi zbyt wiele lub za mało. Często zapomina o skarpetkach (czasami nawet o butach) czy jak wiąże sie krawat, nierzadko zapina nierówno koszule (myli guziki). Mówi dość szybko, więc czasami trudno zrozumieć zlewające się ze sobą słowa, ewentualnie nie kończy myśli, więc trzeba go ciągnąć za język.

William Lestrange
#1
11.04.2023, 02:04  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.04.2023, 02:30 przez William Lestrange.)  
Od pojawienia się Voldemorta Ministerstwo miało pełne ręce roboty, zwłaszcza departament Przestrzegania Prawa, prosektorium w to włączając. Ataki Śmierciożerców ciągnęły za sobą mnóstwo ofiar, których zidentyfikowanie bywało naprawdę skomplikowane. Niby każda sprawa się od siebie różniła, acz William czuł jakby przez ostatnie pare miesięcy wykonywał i stwierdzał te same rzeczy, mimo że ciała przed nim położone należały do innych ludzi, którzy jeszcze przed paroma godzinami mieli imię, nazwisko, możliwe że bliskich, którzy czekali na ich powrót do domu. Od czasu do czasu zdarzało się 'coś' ciekawszego, bardziej emocjonującego. Wtedy dawał się sprawie całkowicie pochłonąć, za wszelką cenę pragnąć dobrnąć do jej sedna. Jego umysł był bardzo analityczny, nawet jeżeli ściągał rękawiczki i odkładał skalpel, to w wypadku nierozwikłanej zagadki wracał umysłem do wykonywanych czynności, do zakorzenionej w głowie wiedzy, która pomagała wyłapywać nienaturalności i inności w często już zimnych ciałach.
Nic więc dziwnego, że przy zobaczeniu ostatniego raportu, którego powrotu 'z góry' nie mógł się doprosić przez ostatnie trzy tygodnie, wszystko w nim zawrzało. Nie był człowiekiem, który poddawałby się wewnętrznym wybuchom emocji, zazwyczaj po prostu ich nie doświadczał, a jeżeli już to bardzo dokładnie przepuszczał je przez siatkę 'a co jeżeli' oraz 'właściwie po co'.
Sprawa siedmiu, przedziwnie pomalowanych kobiet, których zidentyfikowanie tez zajęło trochę czasu, a też nie przy wszystkich było to możliwe, sprawiała że przychodził do Ministerstwa, aby przepracować te parę dodatkowych godzin w znacznie lepszym humorze. Gotowy, aby odkryć intrygę za tak skrzętnie przygotowanym procesem, jak mu się wydawało, mordercy. Nie było to, w żadnym wypadku jego pracą, ale gdy znajdowało się powieszoną ofiarę, której krew skupiona była na plecach, a nie w kończynach, to umysł zadawał wiele pytań i na wszystkie, jak najszybciej chciał znać odpowiedź.
Wszedł do gabinetu bez pukania, trzymając pergamin w ręce.
- Co to ma być? - zapytał, chyba z największą pretensja, jaką można było u niego usłyszeć odkąd lata temu jeden z pracowników Ministerstwa zapytał go czy nie chce 'dorywczo' pomagać w prosektorium, skoro się na tym zna.
- Przez kogo przechodził ten raport? Tu, tu, o t-tu - pokazał palcem na papier, oskarżycielsko - Jest dopisek, którego wcześniej nie było. Jakim cudem stwierdziłyście - miał tu na myśli Cynthię oraz swoją kuzynkę - Lycoris. Rozwinął pergamin, aby czytać dalej, odsunał go od twarzy, bo nie miał na sobie okularów, a przez pracę w przeróżnych warunkach wzrok powoli odmawiał mu posłuszeństwa - albo ktokolwiek inny stwierdził, że to 'nie jest priorytetem' oraz 'definitywnie były to samobójstwa', widziałaś te ciała? Nie ma opcji i mówię to ze stuprocentową pewnością, absolutnie nie ma opcji, że to były samobójstwa - miał lekkie wypieki na twarz, ze zirytowania i ilości skupienia jaką musiał włożyć w wypowiedź aby się nie zająknąć i nie zamotać.
William miał to do siebie, że żył w swojej własnej głowie, gdy musiał się z kimś konfrontować, zazwyczaj go to stresowało. W tym jednak wypadku wiedział, że ma racje, że jego wersja jest poprawna. Fakt, dał się ponieść emocjom, co już powinno być alarmujące i zamiast zapytać spokojnie, wszedł do pomieszczenia z pretensją. Nie wspominając nawet, że nie wiedział jaki jest proces, przez jaki przechodzą raporty, bo też nigdy zbytnio go to nie obchodziło. Administracja to ostatnia kwestia, do której przykładałby wagę.


Sometimes, I wonder if I should be medicated;
If I would feel better just lightly sedated
Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#2
12.04.2023, 22:16  ✶  
Nie pamiętała sytuacji, gdzie miały tak zapełnione prosektorium. Codziennie dowożono jakieś zwłoki oznaczone etykietką, która sugerowała bycie potencjalną ofiarą śmierciożerców. Takowe dostawały priorytet, gdyż Ministerstwo i Aurorzy bardzo chcieli zadusić lub zniszczyć rodzący się problem w zarodku, powstrzymać ciemne chmury, które nieubłaganie ciągnęły nad Wielką Brytanie, ciemniejąc i coraz mocniej przysłaniając słońce, dzieląc społeczeństwo. Cynthia nie zamierzała się wtrącać, mieszać w spór, chcąc skupić się na pracy i karierze, własnym rozwoju. Nie narzekała więc na nadgodziny lub sypianie w kanciapie przy prosektorium, na czucie oddechu Lycoris na karku. Obydwie były podekscytowane zgonami, a jednak były tylko ludźmi — może trochę nad we własnym mniemaniu, dlatego też miały dodatkowych pracowników, personel do pomocy. Głównie stażystów lub młodych rezydentów z Munga, którzy mieli jakiekolwiek doświadczenie w kostnicy. Sekcje były czasochłonne, a ilość chłodzących schowków ograniczona. Rodziny, których członków zidentyfikowano, również naciskały na szybsze wydawanie zwłok w celach pochówku. Przy otwartej trumnie było modnie.
Uwielbiała swoją pracę, odnajdowała spokój wśród martwych ciał, wyjmując im serca czy badając uzyskane od zaklęć lub broni rany, ale nie lubiła raportów. Los chciał, że stos ich piętrzył się na biurku — każdy do sprawdzenia, bo Panna Black nie wierzyła w umiejętności ich nowego narybku i wolała, aby sprawdzały to dodatkowo. Siedziała więc za biurkiem — bez kitla, w czarnej sukience i jasnym warkoczu, który opadał na prawe ramię, mając srebrne pióro w ręku i poprawiała coś w jednej z teczek z naturalnym, obojętnym raczej wyrazem twarzy. Błękitne tęczówki w skupieniu przedzierały się przez dane i tekst, a ciszę przerywało skrobanie lub poruszające się leniwie wskazówki zegara, ciężkie i metalowe. Lycoris musiała udać się do szpitala, gdzie zmarła jedna z osób, nad którą rzekomo widniał mroczny znak, a u nich do następnego poranka nie było miejsca. Marcus miał lunch, podobnie jak Anabelle. Rozkoszowała się więc samotnością, chociaż do pełni szczęścia brakowało kubka gorącej kawy. Niewiele spała w nocy, pierwszą sekcję rozpoczęła ze wschodem słońce, bo drzemanie na biurowej kanapie nie było komfortowe.
Na dźwięk otwieranych drzwi, a następnie pełen pretensji głos nawet nie drgnęła, doczytując fragment i poprawiając jedno ze zdań. - Ciebie również miło widzieć Williamie.
Rzuciła najpierw, zanim zamknęła teczkę i odłożyła na bok, prostując się na krześle i wbijając w niego spojrzenie. Uśmiechnęła się łagodnie i delikatnie, w wyuczony sposób, który idealnie pasował do jej aparycji. - Mogę?
Gdy skończył, wyciągnęła dłoń po pergamin, bo nie bardzo rozumiała, o czym do niej mówił — co nie było niczym dziwnym przy tym, ze sześć poprawionych raportów miała już po lewej stronie większego stosika. Gdy rozwinęła pergamin i przesunęła po nim wzrokiem, wydała z siebie ciche mruknięcie zamyślenia, przymykając na chwilę oczy. Myślała nad sprawą, o której mówił, po czym pokręciła jedynie głową.
- Przykro mi. Obawiam się, że nie mam pojęcia, o których zwłokach mówisz. Ostatnio mamy tu nawał trupów, nie każdego mam szansę sprawdzić. Podpis nie należy do mnie, nie należy też do Panny Black. Podejrzewam, że to któryś z koronerów przysłanych na pomoc przez górę. Daj mi, proszę chwilę.
Obdarzyła przyjaciela swojego brata krótkim uśmiechem i wstała z krzesła, wsuwając je po sobie. Odwróciła się, podchodząc do szuflad z dokumentami, kucając przy najniższej, w której zaczęła grzebać w poszukiwaniu odpowiednich folderów. Przechowywały dokładne analizy i zdjęcia przez pół roku, później lądowały w archiwum, robiąc miejsce nowym przypadkom. Wyjęła opasły folder i spojrzała na pierwszą stronę, gdzie widniała pieczątka świadcząca o tym, że ciała te nie zostały jeszcze wydane.
- Odbiorą je dopiero jutro. - wysunęła dłoń z dokumentami w jego stronę, uprzednio zamykając głęboką szufladę płynnym ruchem. Warkocz zakołysał się na ramieniu, gdy wstała chwilę przed tym, zanim zdecydowała się na wręczenie mu papierów. - Lycoris wróci za kilka godzin, ale jeśli chcesz, możemy się temu przyjrzeć. Raporty mogę skończyć wieczorem.
Doskonale wiedziała, że Lestragne w kwestii wykonywanej przez siebie pracy był perfekcjonistą, nie raz miała okazję go obserwować lub nawet mu pomagać, co zdaniem Cynthii było bardzo owocne. Lubiła się uczyć o zdolnych i mądrych ludzi, nawet odrobinę chaotycznych.
The Alchemistake
—I am a brain—
The rest of me is a mere appendix
William zdaje się mieć głowę w obłokach przy swoich 185 centymetrach wzrostu i wiecznie nieobecnym spojrzeniu. Burza kręconych, czarnych włosów wydaje się niezdatna do zaczesania, zazwyczaj towarzyszy jej też lekkie zmarszczenie brwi; w zamyśle, skoncentrowaniu. Skrępowany w towarzystwie mówi zbyt wiele lub za mało. Często zapomina o skarpetkach (czasami nawet o butach) czy jak wiąże sie krawat, nierzadko zapina nierówno koszule (myli guziki). Mówi dość szybko, więc czasami trudno zrozumieć zlewające się ze sobą słowa, ewentualnie nie kończy myśli, więc trzeba go ciągnąć za język.

William Lestrange
#3
09.05.2023, 12:52  ✶  
Zmieszał się.
Wypuścił powietrze nosem i nie powiedział jak na razie ani słowa, dając Cynthii moment na odnalezienie się w sytuacji. Definitywnie dał się ponieść emocjom i było mu z tego powodu głupio. Wszyscy mieli teraz ręce pełne roboty, co mógł stwierdzić po ilości papierów piętrzących się na jej biurku.
Wysłuchał, co kobieta miała do powiedzenia i widocznie ochłonął, zupełnie jakby razem ze spojrzeniem jej niebieskich oczu ogarnął go chłód, który emanował od tej barwy. Nie było w tym niczego nieprzyjemnego, William był poniekąd wdzięczny. Nie przepadał za momentami, gdy emocje brały górę; mało je rozumiał i zawsze sam się tylko konfundował.
Przygryzł wnętrze policzka. Nie wiedząc co zrobić z dłońmi, gdy oddał Pannie Flint raport, zaczął skubać krawędź rękawów szaty, po tym jak założył ręce na piersi. Nie był zestresowany, po prostu potrzebował się czymś zająć, gdy kobieta przeszukiwała szafki, aby dobyć wielkiego folderu.
- Wszystkie wciąż tutaj są? - zapytał, trochę zdziwiony - To by miało sens, nikt bliski się po nie nie zgłosił. Każde z ciał to kobieta - dodał, coby odrobinę rozjaśnić sytuację, chociaż uważał, że Cynthia zrozumie jego rozjuszenie, gdy sama spojrzy na ciała.
- To sytuacja, która, moim zdaniem, mało ma wspólnego z całym tym zamieszaniem z Voldemortem. Jedna osoba zabija te kobiety, zginęły w ten sam sposób, każda z nich. Ktoś definitywnie starał się, abyśmy stwierdzili, że były to samobójstwa. Martwi mnie to, że może tej osobie pomagać ktoś z Ministerstwa. To pochopna opinia, wiem, zdaję sobie z tego sprawę. Ale pierwsze ciało, które badałem w tej sprawie, prawie zostało oznaczone jako 'samobójca', gdybym nie spojrzał na to trochę dłużej. Każde kolejne też było tak 'przygotowane'. Nie chcę niczego wykluczać, a wygląda to dla mnie tak, jakby ktoś, kto podpisywał ten dokument, skorzystał z zamieszania. Stąd moja złość. - odchrząknął - Przepraszam - dopowiedział, wcale nie mamrotliwie, a wyraźnie i patrząc kobiecie prosto w oczy. Nie krępowało go przyznanie się do błędu, raczej traktował to jako normalny proces w relacjach międzyludzkich, z którymi, być może nie miał za dużo do czynienia, ale starał się wyuczyć pewnych schematów.
Lestrange zawsze był trochę chaotyczny w swoich opisach sytuacji. Tym razem starał się, aby tak nie było, acz nie mógł z człowieka, który ma milion myśli na sekundę, które trudno złapać i ułożyć w słowa, zmienić się nagle w krasomówcę, który wyjaśni wszystko od deski do deski.
- Najlepiej będzie jeżeli spojrzymy na ciała. Przepraszam, że cię odciągam. Mógłbym ci potem pomoc z tymi raportami, ale nie wiem czy tylko bardziej bym w nich nie zamieszał. Jestem okropny z dokumentami - wyznał, całkowicie szczerze i przesunął okulary na czoło, tak, że te odgarniały mu niektóre z niesfornych, kręcących się czarnych włosów.


Sometimes, I wonder if I should be medicated;
If I would feel better just lightly sedated
Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#4
04.06.2023, 20:26  ✶  
Blondynka posłała mu krótkie, aczkolwiek dość miłe spojrzenie, sugerujące tym samym, że skoro ona zmieszaniem z jego strony się nie przejęła, to on również nie powinien tego robić. Czasem tak po prostu było, że ciekawość lub emocje niosły przed siebie i bez opamiętania, a uzyskanie odpowiedzi stawało się poniekąd priorytetem. Lestrange był człowiekiem do niej względnie podobnym, oddanym pasji w ten sam sposób i nie mogłaby się wściekać, jeśli jego wizyty dotyczyły tak bliskich ich sercu trupów.
Obydwoje z emocjami radzili sobie bardzo słabo, co Cynthia zauważyła już dawno i poniekąd ją to uszczęśliwiało, bo w przeciwieństwie do przepełnionej nimi Lycoris, z nim było dużo prościej współpracować. Nie mogła więc się nie ruszyć, nie mogła pozostawić raportów i spraw mniejszej wagi, skoro William i jego zwłoki wymagały jej atencji. To było znacznie ciekawsze, mogła się więcej nauczyć. Grzebała więc w papierach pośpieszenie — na szczęście folder tkwił w szafkach, o które ona dbała i zachowany był w nich nienaganny porządek, wszystko alfabetycznie i według dat. Nic więc dziwnego, że odnalezienie go zajęło jej raptem dwie lub trzy minuty.
- Tak, są tutaj. - potwierdziła spokojnie, przesuwając spojrzeniem po sylwetce mężczyzny z odrobiną zaintrygowania, bo był naprawdę poruszony. To nie mogło być zwykłe zatrucie, jakaś błahostka lub nawet przebicie serce. William był zbyt doświadczony w swoim fachu, aby takie rzeczy robiły na nim wrażenie. Ciała musiały kryć za sobą coś upiornego i mrocznego, ekscytującego. I teraz to Flintówna nie mogła się odrobinę doczekać, aż dowie się więcej. Poruszyła niespokojnie palcami, nie chcąc jednak zasypywać go gradem pytań, bo nie pasowało to zupełnie do maski, którą przed nim kreowała. - Kobiety.
Powtórzyła po nim nieco ciszej i być może chciała coś dodać, ale William zaczął mówić, więc nie zamierzała przerywać, wbijając jedynie w niego ślepia. Im więcej słów uciekało spomiędzy jego warg, tym bardziej była zaintrygowana, jasne brwi ściągnęły się w zaskoczeniu na chwilę, jakby musiały dać gestem upust temu, co działo się w jej wnętrzu. Nie było powiązane z rosnącym poparciem oraz samą mocą Voldemorta, o którym ciągle się mówiło, a do tego fakt, że zabójca był jeden i to odważne stwierdzenie o pomocy z Ministerstwa, na które mimowolnie zerknęła na boki, bo przecież tutaj to niczym w Hogwarcie, ściany miały uszy. Wielu było nowych pracowników, którym dziewczyna zupełnie nie ufała, zwłaszcza tym, którzy w tutejszym prosektorium znaleźli się tylko na chwilę, do jednorazowej pomocy przy natłoku podejrzanych trupów, który stosy zdawały się każdego dnia tylko piętrzyć.
- Nie masz za co, to zrozumiałe w tej sytuacji. Nie sądzę jednak, żeby zrobiła to Lycoris, ja też zapewniam Cię, pierwsze słyszę o tej sprawie. Myślisz naprawdę, że to kwestia działania z premedytacją, czy może raczej braku doświadczenia oraz wiedzy? Przysłano nam naprawdę.. Niewykwalifikowanych ludzi. - odpowiedziała ze spokojem, tym charakterystycznym dla siebie tonem głosu, a wypowiedź uwieńczyła subtelnym uniesieniem kącików ust ku górze. Nie mogła być zła z takiego powodu, było to poważne oskarżenie. Owszem, zdarzały się sytuacje, że źle podawano przyczynę śmierci, bo ludzie nie byli nieomylni, ale jeśli znaki jawnie wskazywały na to, że kobieta samej siebie nie pozbawiła tchu? Odwzajemniała zawsze Williamowe spojrzenia, stąd też mógł z łatwością stwierdzić, że nie kryła urazy, było i minęło. Nawet bez masek, Cynthie było bardzo trudno zdenerwować, bo przez swoje braki emocjonalne, większość rzeczy przyjmowała naprawdę chłodno i z dystansem. Dużo spraw, a jeszcze więcej ludzi jej zwyczajnie nie obchodziło.
- Z przyjemnością Ci pomogę. - nie musiał mówić dwa razy, aby porzuciła nudne stosy na rzecz ciekawej sprawy, które zdarzały się tak rzadko. Im dłużej się tu pracowało, tym śmierć robiła mniejsze wrażenie, a do tego jej przyczyny były tak oklepane i schematyczne, wręcz nudne. Wiedziała, że wciąż ma mnóstwo do przyswojenia, nauka pod nim, czy też pod Lycoris była prawdziwym zaszczytem. - Dokumenty nie uciekną, szybko sobie z nimi poradzę, nie mam i tak planów na wieczór.
Dodała z delikatnym wzruszeniem ramion i zerknęła w folder, chcąc sprawdzić, w których chłodzących skrytkach znajdowały się ciała, których szukał. Uszykowała też później dla nich nowe rękawiczki, upewniła się, że stół jest czysty i narzędzia ułożone w odpowiedni sposób. Jej wrodzony pedantyzm sprawił, że dla pewności raz jeszcze umyła ręce przed wsunięciem kryjącego dłonie materiału, zaraz po włożeniu śnieżnobiałego kitla. Jeden czekał również na Williama. - Od którego ciała powinniśmy zacząć?
Dopytała tylko, zerkając w stronę metalowego stolika, na którym leżały narzędzia, a zaraz pod nim pergaminy, arkusze i samo notujące pióro, dzięki któremu praca przy zwłokach była znacznie szybsza i łatwiejsza, bo gdyby miała ręcznie wszystko notować, nie mogłaby odchodzić od zlewu.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 3 gości
Podsumowanie aktywności: William Lestrange (976), Cynthia Flint (1406)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa