11.04.2023, 02:04 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.04.2023, 02:30 przez William Lestrange.)
Od pojawienia się Voldemorta Ministerstwo miało pełne ręce roboty, zwłaszcza departament Przestrzegania Prawa, prosektorium w to włączając. Ataki Śmierciożerców ciągnęły za sobą mnóstwo ofiar, których zidentyfikowanie bywało naprawdę skomplikowane. Niby każda sprawa się od siebie różniła, acz William czuł jakby przez ostatnie pare miesięcy wykonywał i stwierdzał te same rzeczy, mimo że ciała przed nim położone należały do innych ludzi, którzy jeszcze przed paroma godzinami mieli imię, nazwisko, możliwe że bliskich, którzy czekali na ich powrót do domu. Od czasu do czasu zdarzało się 'coś' ciekawszego, bardziej emocjonującego. Wtedy dawał się sprawie całkowicie pochłonąć, za wszelką cenę pragnąć dobrnąć do jej sedna. Jego umysł był bardzo analityczny, nawet jeżeli ściągał rękawiczki i odkładał skalpel, to w wypadku nierozwikłanej zagadki wracał umysłem do wykonywanych czynności, do zakorzenionej w głowie wiedzy, która pomagała wyłapywać nienaturalności i inności w często już zimnych ciałach.
Nic więc dziwnego, że przy zobaczeniu ostatniego raportu, którego powrotu 'z góry' nie mógł się doprosić przez ostatnie trzy tygodnie, wszystko w nim zawrzało. Nie był człowiekiem, który poddawałby się wewnętrznym wybuchom emocji, zazwyczaj po prostu ich nie doświadczał, a jeżeli już to bardzo dokładnie przepuszczał je przez siatkę 'a co jeżeli' oraz 'właściwie po co'.
Sprawa siedmiu, przedziwnie pomalowanych kobiet, których zidentyfikowanie tez zajęło trochę czasu, a też nie przy wszystkich było to możliwe, sprawiała że przychodził do Ministerstwa, aby przepracować te parę dodatkowych godzin w znacznie lepszym humorze. Gotowy, aby odkryć intrygę za tak skrzętnie przygotowanym procesem, jak mu się wydawało, mordercy. Nie było to, w żadnym wypadku jego pracą, ale gdy znajdowało się powieszoną ofiarę, której krew skupiona była na plecach, a nie w kończynach, to umysł zadawał wiele pytań i na wszystkie, jak najszybciej chciał znać odpowiedź.
Wszedł do gabinetu bez pukania, trzymając pergamin w ręce.
- Co to ma być? - zapytał, chyba z największą pretensja, jaką można było u niego usłyszeć odkąd lata temu jeden z pracowników Ministerstwa zapytał go czy nie chce 'dorywczo' pomagać w prosektorium, skoro się na tym zna.
- Przez kogo przechodził ten raport? Tu, tu, o t-tu - pokazał palcem na papier, oskarżycielsko - Jest dopisek, którego wcześniej nie było. Jakim cudem stwierdziłyście - miał tu na myśli Cynthię oraz swoją kuzynkę - Lycoris. Rozwinął pergamin, aby czytać dalej, odsunał go od twarzy, bo nie miał na sobie okularów, a przez pracę w przeróżnych warunkach wzrok powoli odmawiał mu posłuszeństwa - albo ktokolwiek inny stwierdził, że to 'nie jest priorytetem' oraz 'definitywnie były to samobójstwa', widziałaś te ciała? Nie ma opcji i mówię to ze stuprocentową pewnością, absolutnie nie ma opcji, że to były samobójstwa - miał lekkie wypieki na twarz, ze zirytowania i ilości skupienia jaką musiał włożyć w wypowiedź aby się nie zająknąć i nie zamotać.
William miał to do siebie, że żył w swojej własnej głowie, gdy musiał się z kimś konfrontować, zazwyczaj go to stresowało. W tym jednak wypadku wiedział, że ma racje, że jego wersja jest poprawna. Fakt, dał się ponieść emocjom, co już powinno być alarmujące i zamiast zapytać spokojnie, wszedł do pomieszczenia z pretensją. Nie wspominając nawet, że nie wiedział jaki jest proces, przez jaki przechodzą raporty, bo też nigdy zbytnio go to nie obchodziło. Administracja to ostatnia kwestia, do której przykładałby wagę.
Nic więc dziwnego, że przy zobaczeniu ostatniego raportu, którego powrotu 'z góry' nie mógł się doprosić przez ostatnie trzy tygodnie, wszystko w nim zawrzało. Nie był człowiekiem, który poddawałby się wewnętrznym wybuchom emocji, zazwyczaj po prostu ich nie doświadczał, a jeżeli już to bardzo dokładnie przepuszczał je przez siatkę 'a co jeżeli' oraz 'właściwie po co'.
Sprawa siedmiu, przedziwnie pomalowanych kobiet, których zidentyfikowanie tez zajęło trochę czasu, a też nie przy wszystkich było to możliwe, sprawiała że przychodził do Ministerstwa, aby przepracować te parę dodatkowych godzin w znacznie lepszym humorze. Gotowy, aby odkryć intrygę za tak skrzętnie przygotowanym procesem, jak mu się wydawało, mordercy. Nie było to, w żadnym wypadku jego pracą, ale gdy znajdowało się powieszoną ofiarę, której krew skupiona była na plecach, a nie w kończynach, to umysł zadawał wiele pytań i na wszystkie, jak najszybciej chciał znać odpowiedź.
Wszedł do gabinetu bez pukania, trzymając pergamin w ręce.
- Co to ma być? - zapytał, chyba z największą pretensja, jaką można było u niego usłyszeć odkąd lata temu jeden z pracowników Ministerstwa zapytał go czy nie chce 'dorywczo' pomagać w prosektorium, skoro się na tym zna.
- Przez kogo przechodził ten raport? Tu, tu, o t-tu - pokazał palcem na papier, oskarżycielsko - Jest dopisek, którego wcześniej nie było. Jakim cudem stwierdziłyście - miał tu na myśli Cynthię oraz swoją kuzynkę - Lycoris. Rozwinął pergamin, aby czytać dalej, odsunał go od twarzy, bo nie miał na sobie okularów, a przez pracę w przeróżnych warunkach wzrok powoli odmawiał mu posłuszeństwa - albo ktokolwiek inny stwierdził, że to 'nie jest priorytetem' oraz 'definitywnie były to samobójstwa', widziałaś te ciała? Nie ma opcji i mówię to ze stuprocentową pewnością, absolutnie nie ma opcji, że to były samobójstwa - miał lekkie wypieki na twarz, ze zirytowania i ilości skupienia jaką musiał włożyć w wypowiedź aby się nie zająknąć i nie zamotać.
William miał to do siebie, że żył w swojej własnej głowie, gdy musiał się z kimś konfrontować, zazwyczaj go to stresowało. W tym jednak wypadku wiedział, że ma racje, że jego wersja jest poprawna. Fakt, dał się ponieść emocjom, co już powinno być alarmujące i zamiast zapytać spokojnie, wszedł do pomieszczenia z pretensją. Nie wspominając nawet, że nie wiedział jaki jest proces, przez jaki przechodzą raporty, bo też nigdy zbytnio go to nie obchodziło. Administracja to ostatnia kwestia, do której przykładałby wagę.
Sometimes, I wonder if I should be medicated;
If I would feel better just lightly sedated
If I would feel better just lightly sedated