Rozliczono - Heather Wood - osiągnięcie Badacz Tajemnic I
—02/05/1972—
Namioty medyków, Knieja Godryka
Cameron Lupin & Heather Wood
Po kilkugodzinnej drzemce, która nastąpiła tuż po powrocie na teren polany, Cameron został dosyć szybko zagoniony do roboty. Chociaż z początku był to dla niego lekki szok, gdyż jego głównym priorytetem było przekonanie się na własnej skórze, czy z jego najbliższymi jest wszystko w porządku, chcąc nie chcąc musiał się dostosować do warunków, które panowały w namiocie medyków.
Szczęście w nieszczęście, że gdy zajmował się kolejnymi pacjentami, na jednym z łóżek wypatrzył Heather. W pierwszej chwili się przeraził, widząc w jakim jest stanie: spalone włosy, siatka zadrapań, siniaków i innych pomniejszych obrażeń rozciągające się po kolejnych częściach ciała... A jednak sporządzona na szybko karta pacjenta zaczepiona w nogach jej koi wskazywała, że nie było tragicznie.
Cameron mimo to od tamtej pory chodził cały blady i mimochodem co chwilę zerkał ku Rudej. Chciał zapomnieć o swoich obowiązkach, zniknąć z oczu starszych uzdrowicieli i się nią zająć, dowiedzieć się, co takiego się stało z jej perspektywy. Nie był w stanie opanować emocji; ręce mu drżały, gdy rozlewał eliksiry do pomniejszych fiolek, a głos trząsł się, gdy informował rannych o ich diagnozie. Gdy w końcu nadeszła przerwa, zaciągnął drewniany taboret pod łóżko Rudej.
— No dawaj, Rudzia — powtarzał przyciszonym głosem, ściskając delikatnie palce jej dłoni. — Eliksiry powinny już z ciebie zejść parę minut temu. — Zerknął na kartę pacjenta. A co jeśli osoba, która była na początku odpowiedzialna za jej stan się pomyliła? Co jeśli ktoś nie dopilnował dawkowania i Wood powinna już dawno wylądować w Mungu?
Lupin wziął głęboki oddech. Co jeśli się nie obudzi, przeszło mu przez myśl, jednak momentalnie odrzucił ten scenariusz. Nienienienienie. Nie zgadzał się na to. To nie mogło się tak skończyć. Jeszcze parę godzin temu wszystko było w porządku, wręcz wspaniale. Dopóki nie wpadło mu do głowy, żeby odgrywać chojraka i wspinać się na te cholerne pale. Dalej miał wrażenie, że sprawił jej zawód. Musiał dostać od losu szansę, aby to naprawić, lepiej się spisać, dać z siebie więcej, pokazać jak bardzo mu zależy. Nie pozwoli na to, żeby...
— Słodka M-m-morgano — wymamrotał, gdy podniósł wzrok i ujrzał taksujące go z uwagą niebieskie oczy. — Oh, Heather... Myślałem, że już po tobie.
Wypuścił głośno powietrze z ust i uśmiechnął się niepewnie.