Kot słucha i wykazuje brak zainteresowania, nawet jeśli rozumie, co się do niego mówi.
Nie miał dobrego dnia. Tygodnia. Miesiąca! ... łatwo dotrzeć do wniosku, że Sauriel Rookwood po prostu nie miał dobrego życia.
To nawet nie tak, że nadmiernie marudził. No dobra, może troszkę. Może odrobinkę za bardzo... nie, wróć. Może trochę za mało doceniał tych dobrych rzeczy, jakie miał? Na przykład - skradzioną różdżkę? No od przybytku głowa nie boli, a przecież przy tempie, z jakim Sauriel łamał różdżki to w ogóle! Choć od jakiegoś czasu ta jedna dzielnie trzymała się w całości jego kieszeni i nawet nadmierne nie marudziła na warunki utrzymania. Na całe jej szczęście. Tutaj nie było taryfy ulgowej, była tylko ewentualna możliwość zsyłki na łagry. Różdżkowe łagry? Czy coś takiego istniało? Cóż, jeśli nie, to właśnie powstało - w głowie Sauriela.
W tej samej głowie działo się jeszcze kilka procesów, a jak popularnie wiadomo - koty nie lubiły, kiedy coś im zawracało gitarę. Chyba, że to one tę gitarę zawracały, o! Wtedy to już zupełnie inna bajka! Tak się składało, że życie po Beltane nie było proste. Jeśli ktoś się z tym nie zgadza, niech pierwszy rzuci kamieniem. Na pewno było pokiełbaszone dla tych, którzy przeszli przez całkowicie felerny, zdaniem wampira, rytuał wianków. Kot, który usiadł na gorącej płycie więcej na niej nie usiądzie - nie usiądzie też jednak i na zimnej. Takim sposobem Sauriel miał mieć lęk związany z dziwnymi rytuałami. Ale, ale! Istotniejsze, bo w pełni obecne w przeciwieństwie do tematu Beltane, było to, co Sauriel tutaj robił. Bo tym razem nie przyszedł się po prostu w spokoju napić. Czasem wpadał do Kotła, ot, żeby "odsapnąć", zmienić towarzystwo, posiedzieć w ciszy i spokoju, a nie uchylać się przed latającymi kuflami na Nokturnie. Nie. Tym razem przyszedł tutaj, bo dowiedział się, że jego "kolega", William, przesiaduje sobie ostatnio z nową "aj love u" swojego życia i przynosi jej kwiatuszki. Ten sam skurwiel, który mu wisiał przynajmniej jedną krzywdę. No a przecież z długami jest już tak, że trzeba je spłacać. Zazwyczaj z nawiązką.
Takim właśnie sposobem Sauriel wpadł do Kotła tego wieczoru, licząc na to, że szczęście mu dopisze. Podobno głupiemu dopisywało, więc on powinien być w czepku urodzony! Nie, tak naprawdę to nie. Nie, że nie liczył na łut szczęścia, bo głupota pozostaje. Spodziewał się, że pewnie będzie musiał kilka razy jeszcze to miejsce odwiedzić, albo jegomościa szukać gdziekolwiek indziej. Ale nie. Pojawił się. Czarnowłosy wstał od swojego stolika i podszedł do bruneta, który już usiadł ze swoją cizią, żeby się do niego pięknie uśmiechnąć. Czyli całkiem paskudnie, bo Rookwood nie był zajebistym aktorem.
- Will. Skarbeńku mój kochany. - Sauriel oparł się o oparcie krzesła Williama i drugą ręką o blat, tym samym nachylając do niego. - Jaką masz śliczną dziewczynkę ze sobą. - Chyba od tego, żeby od razu przejść do rękoczynów ratowały tylko dwie rzeczy. Po pierwsze - obecność kobiety, która chwilowo była ducha winna Saurielowi. To malutka rzecz. A po drugie (i to drugie było już DUUŻE) - jakie satysfakcjonujące i upajające było patrzeć na minę Williama! Wystraszonego i wybitego z rytmu! Och, a Sauriel teraz bardzo dobrze pamiętał jego ryja. Aż za dobrze... i na to wspomnienie się w nim zagotowało.
- Heh... hej... Kocie... - Wydukał czarodziej, odsuwając się od wampira, którego twarz była teraz niebezpiecznie blisko niego. Niewiasta przy stoliku była ewidentnie zdezorientowana.
- Przepraszam, czy... - Nie dokończyła, bo czarne oczy spoczęły na niej ostrzegawczo, nim wróciły do jej partnera.
- Słuchaj to... my... dogadamy się... nie..? - William sięgnął do kieszeni po różdżkę, starając się to zrobić dyskretnie. I w następnej chwili oberwał pięścią w podbródek, lądując na panelach.
![[Obrazek: klt4M5W.gif]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=klt4M5W.gif)
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.