• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna Dziurawy Kocioł [11.05.1972] Kocie i psie zainteresowania

[11.05.1972] Kocie i psie zainteresowania
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#1
16.07.2023, 17:28  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.09.2023, 18:14 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic II

Pies słucha i wykazuje zainteresowanie, nawet jeśli nie do końca rozumie słowa.
Kot słucha i wykazuje brak zainteresowania, nawet jeśli rozumie, co się do niego mówi.


Nie miał dobrego dnia. Tygodnia. Miesiąca! ... łatwo dotrzeć do wniosku, że Sauriel Rookwood po prostu nie miał dobrego życia.

To nawet nie tak, że nadmiernie marudził. No dobra, może troszkę. Może odrobinkę za bardzo... nie, wróć. Może trochę za mało doceniał tych dobrych rzeczy, jakie miał? Na przykład - skradzioną różdżkę? No od przybytku głowa nie boli, a przecież przy tempie, z jakim Sauriel łamał różdżki to w ogóle! Choć od jakiegoś czasu ta jedna dzielnie trzymała się w całości jego kieszeni i nawet nadmierne nie marudziła na warunki utrzymania. Na całe jej szczęście. Tutaj nie było taryfy ulgowej, była tylko ewentualna możliwość zsyłki na łagry. Różdżkowe łagry? Czy coś takiego istniało? Cóż, jeśli nie, to właśnie powstało - w głowie Sauriela.

W tej samej głowie działo się jeszcze kilka procesów, a jak popularnie wiadomo - koty nie lubiły, kiedy coś im zawracało gitarę. Chyba, że to one tę gitarę zawracały, o! Wtedy to już zupełnie inna bajka! Tak się składało, że życie po Beltane nie było proste. Jeśli ktoś się z tym nie zgadza, niech pierwszy rzuci kamieniem. Na pewno było pokiełbaszone dla tych, którzy przeszli przez całkowicie felerny, zdaniem wampira, rytuał wianków. Kot, który usiadł na gorącej płycie więcej na niej nie usiądzie - nie usiądzie też jednak i na zimnej. Takim sposobem Sauriel miał mieć lęk związany z dziwnymi rytuałami. Ale, ale! Istotniejsze, bo w pełni obecne w przeciwieństwie do tematu Beltane, było to, co Sauriel tutaj robił. Bo tym razem nie przyszedł się po prostu w spokoju napić. Czasem wpadał do Kotła, ot, żeby "odsapnąć", zmienić towarzystwo, posiedzieć w ciszy i spokoju, a nie uchylać się przed latającymi kuflami na Nokturnie. Nie. Tym razem przyszedł tutaj, bo dowiedział się, że jego "kolega", William, przesiaduje sobie ostatnio z nową "aj love u" swojego życia i przynosi jej kwiatuszki. Ten sam skurwiel, który mu wisiał przynajmniej jedną krzywdę. No a przecież z długami jest już tak, że trzeba je spłacać. Zazwyczaj z nawiązką.

Takim właśnie sposobem Sauriel wpadł do Kotła tego wieczoru, licząc na to, że szczęście mu dopisze. Podobno głupiemu dopisywało, więc on powinien być w czepku urodzony! Nie, tak naprawdę to nie. Nie, że nie liczył na łut szczęścia, bo głupota pozostaje. Spodziewał się, że pewnie będzie musiał kilka razy jeszcze to miejsce odwiedzić, albo jegomościa szukać gdziekolwiek indziej. Ale nie. Pojawił się. Czarnowłosy wstał od swojego stolika i podszedł do bruneta, który już usiadł ze swoją cizią, żeby się do niego pięknie uśmiechnąć. Czyli całkiem paskudnie, bo Rookwood nie był zajebistym aktorem.

- Will. Skarbeńku mój kochany. - Sauriel oparł się o oparcie krzesła Williama i drugą ręką o blat, tym samym nachylając do niego. - Jaką masz śliczną dziewczynkę ze sobą. - Chyba od tego, żeby od razu przejść do rękoczynów ratowały tylko dwie rzeczy. Po pierwsze - obecność kobiety, która chwilowo była ducha winna Saurielowi. To malutka rzecz. A po drugie (i to drugie było już DUUŻE) - jakie satysfakcjonujące i upajające było patrzeć na minę Williama! Wystraszonego i wybitego z rytmu! Och, a Sauriel teraz bardzo dobrze pamiętał jego ryja. Aż za dobrze... i na to wspomnienie się w nim zagotowało.

- Heh... hej... Kocie... - Wydukał czarodziej, odsuwając się od wampira, którego twarz była teraz niebezpiecznie blisko niego. Niewiasta przy stoliku była ewidentnie zdezorientowana.

- Przepraszam, czy... - Nie dokończyła, bo czarne oczy spoczęły na niej ostrzegawczo, nim wróciły do jej partnera.

- Słuchaj to... my... dogadamy się... nie..? - William sięgnął do kieszeni po różdżkę, starając się to zrobić dyskretnie. I w następnej chwili oberwał pięścią w podbródek, lądując na panelach.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#2
16.07.2023, 17:50  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.07.2023, 20:12 przez Brenna Longbottom.)  
Brenna prawdopodobnie miała całkiem dobre życie. Przynajmniej do niedawna. Chwilowo jednak też jej dzień, tydzień i miesiąc niekoniecznie mogłyby rywalizować o miano tych najlepszych, za to byłyby bardzo wysoko w kwalifikacji tych najgorszych. Ostatnie dni upływały pod oznaką żałoby, zmartwienie o trzy kuzynki i brata, nadmiaru pracy, kiedy próbowała wykonywać obowiązki za trzy osoby – a to i tak było za mało, a także poddenerwowania, którego źródłem jak uznała, nie był jednak Voldemort. (I zaczęła aż szukać informacji o eliksirach, bo nawiedziła ją myśl, że może na sabacie i ona upiła się amortencją, tylko jakaś bardziej podstępną, za to trwalszą jej wersją.)
Miała więc dziś za sobą o wiele zbyt długi dyżur, i o wiele zbyt długie spotkanie, przełożone już i tak trzykrotnie, od którego wreszcie nie mogła się wymigać. Do Dziurawego Kotła, o tej porze dość zatłoczonego, weszła nietypowo dla siebie zirytowana.
I już od progu przekonała się o dwóch rzeczach.
Po pierwsze, informatora i dostawcy zarazem, z którym miała się spotkać, jeszcze nie było, chociaż pojawiła się dokładnie o umówionej godzinie.
Po drugie, jakiś gość właśnie podszedł do jednego ze stolików i postanowił dać w mordę drugiemu. W jej oczach nie wyglądało to przecież jak porachunki dwójki „kumpli”, a ktoś atakujący przypadkową osobę w barze. Zwłaszcza, że najbliżsi klienci już zaczęli podrywać się od stolików, a ze dwóch nawet sięgnęło po różdżki i choć nie interweniowali, sytuacja miała potencjał awansować do „wielkiej katastrofy”, jeżeli jeden z nich spróbuje, spudłuje i rozpęta tu małe piekło…
Zazwyczaj Brenna przyjmowała wszystkie tego typu wydarzenia z filozoficznym spokojem, jako absolutnie normalne traktując rzeczy takie jak spadanie do dziur, w których kryły się czarnomagiczne księgi, wygrzebywanie z bocznych alejek naćpanych czymś znajomych czy listy wzywające ją natychmiast do pojawienia się na drugim końcu kraju. Tym razem gdzieś jej przez głowę przeszła myśl dlaczegokurwaznowuja. Dlaczego ze wszystkich barów w całym Londynie umówiła się tutaj, o dokładnie tej godzinie, i dokładnie tę porę ktoś postanowił wybrać sobie na okładanie jednego z bywalców…
Chciała tylko usiąść, poczekać na Teddy’ego i wypić w tym czasie kawę. Naprawdę, naprawdę bardzo potrzebowała kawy.
Nie była już na służbie. Po prawdzie po cholernym spotkaniu w interesach, wyglądała bardziej jakby miała zaraz zawisnąć na ramieniu jakiegoś bogatego dżentelmena niż wdawać się w bójki – strój nieprzyzwoicie drogi, fryzura nie a la Brenna, bo wyjątkowo ułożona i podtrzymujące tę spinki, warte zapewne tyle, co jej pół wypłaty. Nie była pewna, nie pytała, bo stanowiły prezent. (Do obrazka nie pasował ślad na łuku brwiowym, jakby parę dni temu go rozwaliła - w istocie stało się to przedwczoraj, ale magia już prawie to zaleczyła - i trochę siniaków na ręce.) Mogłaby nie reagować, dać sobie spokój, ale tak jakby Brenna chyba nigdy nie przyjęła do końca idei bycia „poza służbą”, czy to szło o Brygadę, czy o Zakon…
- Hej! Brygada Uderzeniowa! Spokój! – zawołała, rzucając się ku Saurielowi. Biedny właściciel pubu, miał tutaj ostatnio aż za wiele tego typu przygód. Jakby nie mogli wyjść i pobić się w jakiejś ciemnej alejce. Gotowa próbować zablokować kolejny cios, gdyby taki padł, czy ku niej, czy Williamowi.
Było to mądre? Zapewne niekoniecznie, bo chłopak wyglądał jak ktoś, komu bójki nie są obce. Ale gdyby Brenna była mądra, to wiele lat temu trafiłaby zapewne do Ravenclawu, nie do Gryffindoru, który tylko utrwalił jej idiotyczne zapędy.

Aktywność fizyczna, ewentualnie blokowanie.
Rzut Z 1d100 - 11
Akcja nieudana


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#3
16.07.2023, 19:50  ✶  

Zabawna sprawa. Bójka w takim miejscu była zdecydowanie debilnym pomysłem i całkowicie naturalym było wyciągnięcie jej na zewnątrz. No tak by postąpił MĄDRY czarodziej. Właśnie - z Ravenclaw na przykład, prawda? Na szczęście każdy dom potrzebował czarnych owiec i wyjątków, które będą kompromitowały regułę. Bo tak się składało, że Sauriel z Ravenclaw był.

Pan William wylądował na podłodze, a tusza wstała ze stołku. Przynajmniej co poniektórzy, których martwiło to, co widzieli, o wiele bardziej, niż powinno. No bo przecież Rookwood miał wszystko pod kontrolą! Nie. Nie miał. Jego zimna dłoń przed momentem wylądowała na podbródku celu, a teraz czarnowłosy opadł na czarownika, przygniatając go do ziemi i uderzając go prosto w nos. Coś trzasnęło, poleciała krew.

- Kurwa, przestań..! - Sauriel słyszał, Sauriel rozumiał, ale jednocześnie - nie chciał zaakceptować. Nic go nie obchodziło proszenie o przestanie. To, że wycelowano w niego kila różdżek. Czuł się, o zgrozo, bezpiecznie na tym terenie - na podłodze, między stolikami i nogami ludzi, którzy się odsunęli, żeby czasem o nich nie zahaczyła cała ta zabawa. I bardzo dobrze. Dzięki temu robili więcej miejsca i nie narażali się na to, że przypadkiem, całkiem przypadkiem, ktoś, albo coś, na nich poleci. Więc nie - nie przestał. I przestać nie zamierzał. Tutaj jednak wchodził element zewnętrzny, który powinien być uwzględniony, a jednak nie został przewidziany. W nerwach człowiek gubi myśli, gubi sprawy, gubi samego siebie. Zostaje zmielona kulka o ostrych kantach - to tylko papier, myślisz sobie. I ten papier tnie ci palce.

Usłyszał ten głos - kolejny gdzieś z boku. Nawołanie do zaprzestania, przedstawienie się jako osoba w pełni uprawniona do ingerencji w taką sprawę. Pies by posłuchał. Chyba. Ale Kot? Nie był nawet w połowie tak zainteresowany, żeby przestać. Nie chciał przestawać. Czerwień pięknie ozdobiła twarz Williama i błysnęło coś w czeluści czarnych oczu Sauriela. Kilka kropel opadło na skórę, w
którą był ubrany. Czerń jego odzienia doskonale kontrastowała z bielą jego skóry i tym smakowitym karminem. Jak wino, rozlane od niechcenia z pańskiego stołu.

Takim sposobem Brenna, która miała dobry dzień i dobre życie chciała wleźć między zagryzkę a zakąskę. Czy jakkolwiek się to mówi. I Sauriel sprzedał jej piąchę w nochala. Albo przynajmniej spróbował. Co by się nie wtrącała.



Rzut PO 1d100 - 71
Sukces!


[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#4
16.07.2023, 20:02  ✶  
Nie miała dobrego dnia. A cios zdecydowanie go nie poprawił. Nie zdołała zablokować ciosu, Sauriel był szybki i silny, prawdopodobnie silniejszy od niej. Zdążyła tylko odwrócić nieco twarz na bok, aby nie oberwać bezpośrednio w nos – wiedziona instynktem, który podpowiadał, że nos złamany w takiej bójce oznaczał zwykle jej bezwzględny koniec. Złamany nos oznaczałby nie tylko nagłą eksplozję bólu, ale też zamroczenie i przede wszystkim: załzawione oczy.
Walnięcie pięścią sprawiło, że zatoczyła się, na tych swoich idiotycznych, eleganckich butach, ale Sauriel nie mógł liczyć na to, że nie będzie się wtrącać. Mógł sobie myśleć, że psy są posłuszne, ale ich posłuszeństwo zwykle wynikało z lojalności, a Brenna była lojalna pewnym zasadom. Zdołała ustać, chociaż ból, przytłumiony przez adrenalinę, uderzył nagłą falą i mogła być pewna, że na jej twarzy już za moment pojawi się przepiękny siniak i jeszcze piękniejsza opuchlizna. I ani się nie odsunęła, ani nie próbowała uciekać, jak przystało na pańcię, na jaką w tej chwili wyglądała.
Nie dostrzegła czerwieni w oczach Sauriela, nie widziała nawet ich czerni, zbyt skupiona na czymś innym – na tym, jak ten rzucił się na tego drugiego mężczyznę i myślą, że jeżeli go dorwie, to prawdopodobnie zabije. Nie wiedziała – bogowie, całe szczęście, że nie wiedziała – kogo ma przed sobą, ile osób ten ktoś już zabił, kogo zabił, bo wtedy pewnie też chciałaby zabić jego i ani myślałaby ograniczać się do prób powstrzymania go fizycznie. I kto wie, może próbowałaby nawet użyć czarnej magii, niszcząc przy okazji swoją reputację i siebie.
- ZMIATAJ STĄD! – wrzasnęła tymczasem do Williama (znajdzie go później: o ile będzie jakieś później, bo cóż, będzie potrzebny jako świadek, ale tak wolała, żeby nie znajdował się tutaj, tak gdyby nie zdołała zatrzymać tego tutaj, i gdyby nikt nie wpadł na pomysł wezwania Brygadzistów na służbie). I spróbowała się odwinąć Saurielowi, też pięścią w twarz.

Rzut Z 1d100 - 53
Sukces!


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#5
16.07.2023, 21:31  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.07.2023, 21:51 przez Sauriel Rookwood.)  

Ciało człowieka miało takie punkty, że wystarczyło w nie przywalić - i jakoś ofiara wykluczona z bójki. Sauriel nie potrafiłby ich nazwać. Nie musiał. Wystarczyło, że potrafił w nie wycelować. Zazwyczaj robił to również niecelowo - jak w przypadku Williama. Czy raczej - odruchowo. Tak, odruch to dobre słowo. Prowadziło ludzi do niesamowitych czynów podejmowanych ledwo z powodu jakiegoś przesmyku informacji, widma obrazu. Pamięci mięśniowej. William jednak leżał, jęczał, trzymał się za nos i zgadza się - łzawił. Niektórzy mogliby powiedzieć, że płakał i tak by to określił Sauriel. Że ryczy, żeby się ogarnął, że ma, na co zasłużył, a to ledwie początek tego, co mógł i co zamierzał mu zgotować. Tylko nie tutaj, oj nie. Tutaj trzeba było tylko zaspokoić pierwszą potrzebę krwi. Niekoniecznie związaną z jej piciem - ledwo z jej przelewem.

Kobieta się odsunęła, a czarnowłosy jak opętany - obrócił się znów w kierunku Williama, który teraz odpełznął z metr w tył, starając się podeprzeć brudnymi od własnej krwi rękoma krzesła, na którym chwilę temu siedział, żeby wstać. I nawet mu się to udawało. Drżał jak osika, kiedy czarne oczy znowu się na nim skupiły, kiedy został zrobiony krok w jego stronę. Nastąpił jednak krzyk, który sprawił, że Rookwood skupił się na Brennie - tym razem w pełni. A William po sekundzie paraliżu dał rurę między ludzi. Nie zamierzał marnować okazji. I nie zamierzał oglądać się na kobietkę, którą zostawił przy stoliku.

Wampir odtrącił nieco rękę Brenny nie spodziewając się, ewidentnie, tego, że kobieta ma więcej pary w tych łapach niż na to wyglądało. I to pozostawiło go zaskoczonego. To, że cios wylądował jednak na jego facjacie mimo wszystko i że... zabolało. Obejrzał się szybko za siebie. A raczej - obok siebie. Na Williama, którym był o wiele bardziej zainteresowany niż Brenną.

- Sz kurwa...


Rzut PO 1d100 - 42
Sukces!


[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#6
16.07.2023, 22:02  ✶  
Nie uczyła się na pewno bójek w takich okolicznościach jak Sauriel – w walkach fizycznych niemalże na śmierć i życie, a czasem wręcz na nich. Jako dzieciak, nim dobrze opanowała magię, czasem najpierw atakowała pięścią. Potem ćwiczyła pod okiem ojca i dziadka, bo była to swego rodzaju rodzinna tradycja – Longbottomów nie szkolono do dobrych manier, polowań, eliksirów i tym podobnych, a do walki, w różnych jej aspektach. Na ogół jednak wciąż sięgała w pierwszej kolejności po różdżkę, nie po pięści. Rookwood, dla którego walka fizyczna była niejako sposobem na życie, miał więc na nią przewagę… chociaż prawdopodobnie dużo mniejszą niż nad mężczyzną, którego tak bez pardonowo zaatakował.
Sama Brenna nie odnotowała początkowo, co robi William (którego imienia zresztą nie znała). Była nieco zajęta obrywaniem w twarz, a potem celowaniem w Sauriela. O tym, że ten rzucił się do ucieczki, przekonała się dopiero, kiedy mężczyzna w skórach oberwawszy od niej – na pewno jednak nie tak mocno, jak wcześniej ona, bo próba zablokowania ciosu była nieco bardziej udana niż ta w jej wykonaniu – spróbował się za nim obejrzeć.
I postarała się wykorzystać ten moment.
W sposób, który właściwie całkiem dobrze pokazywał, że nie była łobuzem i ulicznym wojownikiem, a przynajmniej nie była takim „w domyślnym trybie”, gdy miała do czynienia ze zwykłą bójką w barze, w Dziurawym Kotle, gdzie nie wiedziała, kto, co i dlaczego, a wokół była cała masa świadków. Bo zamiast próbować walnąć w któryś z punktów witalnych, podjęła zupełnie inną próbę – schwytania i wykręcenia ręki Sauriela. Dla niej naturalnym odruchem był policyjny chwyt, który dałby szansę na założenie kajdanek, nie starania w celu urządzenia przeciwnika tak, aby nie mógł wstać…
Nosz kurwa?
Tak, miała całkiem podobne przemyślenia, chociaż szkoda jej było oddechu, aby w tej chwili wyrażać je na głos.

Rzut Z 1d100 - 6
Akcja nieudana


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#7
17.07.2023, 08:07  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.07.2023, 08:24 przez Sauriel Rookwood.)  

Kontur kobiety był niewyraźny. Posiadała ramę, wzrost i włosy, ale jej twarz była jeszcze nieposkładana w jedną całość. Rozsypane puzzle, o których ktoś zapomniał. Ktoś, kto ciągle chciał dobrać się do pierwszej zabawki. Zasłużył na to. Przecież zasłużył na to, żeby po tych gównianych nocach móc w końcu poczuć się dobrze. Ściągnąć dług, który tamten mu wisiał. Gdyby wszyscy tutaj widzieli, że stoi przed nimi trochę więcej niż zwykły czarodziej, któremu szybko było do bójki, pewnie inaczej by reagowali. Tak, jak inaczej reagowałaby Brenna. A znowu gdyby on wiedział, że ktokolwiek wie o jego czynach dokonanych, które psuły go coraz bardziej, nie poczuwałby się aż tak - jakby był Królem Świata. Bo przecież każdy kot nim był. Nie dało się jednak ukryć, że psy przynajmniej potrafiły chodzić stadami. W przeciwieństwie do kocich samotników.

Poczuł, jak kobieta szarpie jego ręką, jak wygina mu ją do tyłu. Czarnowłosy dobrze wiedział już, co chce zrobić, albo raczej spodziewał się, co zostanie uczynione - jeden z najprostszych sposobów na zatrzymanie przeciwnika, którego poza tym mieliśmy problem z zatrzymaniem. Chwilowo na zajmowanie się bólem mordy nie miał czasu. Przewaga cielesności nie leżała tu tylko w czystej sile fizycznej. Brak ukrwienia sprawiał, że nawet jak oberwałeś to przynajmniej nie było z tego siniaków. Wygryw.

Sauriel przekręcił swoją rękę, nie pozwalając Brennie swobodnie ściągnąć jej za plecy i sam przesunął się razem z nią, by swoją wolną dłonią złapać kobietę za podbródek i odciągnąć ją w tył, zmuszając do wygięcia się. Wtedy uderzył ją w klatkę piersiową łokciem ręki, którą próbowała wygiąć. Nie było to mocne uderzenie, bo wciąż był przytrzymywany - miał jedynie rozluźnić jej uścisk, żeby móc się wyrwać. Pchnął ją i uwolniony - zatrzymał. Choć w pierwszym odruchu chciał rzucić się biegiem za uciekinierem. To nie był jednak świat mugoli, tutaj za łatwo było oberwać zaklęciem w plecy. A kiedy chwilę poszarpał się z obcą kobietą, kiedy w końcu na nią spojrzał to jakoś... dotarł do niego obraz sytuacji, w jakiej się znalazł.


Rzut PO 1d100 - 69
Sukces!


[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#8
17.07.2023, 08:49  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.07.2023, 09:05 przez Brenna Longbottom.)  
William uciekł - dobrze. Sauriel za to pechowo dla Brenny bardzo łatwo poradził sobie z próbą unieruchomienia, która zresztą - prawdopodobnie - była bardzo głupia.
Zdołał bez problemu wykręcić rękę Brygadzistki, a nawet złapać ją za podbródek. A ona wykręciła się wprawdzie, na tyle, by nie pozwolić, aby cios trafił dokładnie tam, gdzie chciał, co zapewne gdyby było w pełni udane całkowicie pozbawiłoby Brennę tchu, ale już odepchnął ją bez większego problemu.
Ku jej zdziwieniu nie rzucił się jednak ani w pościg za zaatakowanym mężczyzną, ani nie skoczył na nią z podobną furią, jak wcześniej na niego - a już szykowała się do przemiany w wilka, uznając, że tylko to pozwoli nie dać się tutaj pobić do nieprzytomności, a może do śmierci. Nie rzuciła się więc na niego i ona, wyszarpnęła tylko różdżkę z kieszeni.
Dopiero teraz ból zaczął w pełni do niej docierać. Przede wszystkim twarzy, bo tam oberwała naprawdę mocno, nie zdołała zablokować tamtego ciosu w nawet najmniejszym stopniu. Gdzieś przez głowę przeszła jej myśl, że kuzynka pewnie ją zabije - dwa dni temu przyszła do niej z rozwalonym łukiem brwiowym i wciąż nosiła po tym ślad, i cała w sińcach, trzy dni temu poobijana i uwalana błotem, a dziś wpadnie do pokoju Danielle z uprzejmym "hej, Dani, zrobisz coś z tym tak, żeby mama niczego nie zauważyła?" (Jeżeli matka zauważy, to pewnie zabije ją podwójnie, to znaczy zabije, pochowa, odkopie, a potem wskrzesi, żeby zabić znowu.) Dotarły też do niej dźwięki - trzaskanych drzwi, bo barman Tom wypadł z baru, możliwe, że by wezwać Brygadę, płaczu kobiety, która wcześniej towarzyszyła Williamowi, a teraz nie znalazła w sobie dość siły, żeby próbować uciekać. Ktoś przeklinał głośno, ktoś schował się pod stolikiem, dwie osoby stały z różdżkami, celując w nich, jakby niepewne, co zrobić i kogo atakować.
Twarz Sauriela zdała się jej trochę znajoma, ale nie rozpoznała go. Ostatni raz mignął jej gdzieś w Hogwarcie, a wtedy, gdy ona miała osiemnaście lat i opuszczała szkołę, on był dopiero piętnastolatkiem. I nie dorobił się jeszcze tej trupiej bladości. Tego też na razie nie skojarzyła: i to mimo tego, że ledwo parę tygodni temu na progu jej gabinetu stanął inny wampir, i że była Potterówną, magia, która pozwalała Rookwoodowi kryć częściowo swoją naturę, płynęła i w jej żyłach. Ot zbyt była skupiona na tym, że gość był ewidentnie bardzo niebezpieczny i w tej chwili musiała uważać, czy nie postanowi rzucić się na nią znowu.
- Niesprowokowana napaść, niszczenie mienia... - Tu miała na myśli krzesło, na którym siedział William, teraz połamane... - ...i stawianie oporu przy aresztowaniu. Mam nadzieję, że masz na zbyciu jakieś dwieście galeonów na kaucję, bo taniej nie będzie.
Nie cedziła słów, nie próbowała być groźna, bo się do tego nie nadawała. Ton był niemal konwersacyjny, chociaż sporo ją kosztowało, aby nie krzywić się z bólu (pomagała w tym świadomość, że jeżeli się skrzywi, ten piękny siniak wykwitający na twarzy, będzie tylko bolał bardziej). Spojrzenie jednak miała czujne i pilnowała, by - skoro już ją odepchnął - dystans był na tyle wysoki, aby walnąć zaklęciem, gdyby chociaż drgnął.

Rzut Z 1d100 - 48
Sukces!


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#9
17.07.2023, 15:56  ✶  

Nie tak łatwo było rozluźnić mięśnie, kiedy już raz je napiąłeś. Przynajmniej dla Sauriela proste to nie było. Ta energia zebrana w dłoniach musiała gdzieś zostać upuszczona, ta potrzeba, żeby trzymać kogoś pod sobą. Przelać na niego złe samopoczucie, no bo co będziesz się sam kisił ze sobą? Bez sensu. Przypierdol komuś, będzie ci lepiej. KOMUŚ. Tym kimś lepiej, żeby nie była stojąca przed nim... kto? Ktoś z brygady uderzeniowej? Coś podobnego nie mówiła? Kot teraz postanowił skupić się na tym, co usłyszał i ku uciesze obecnych tutaj - zainteresować tym. Zainteresować bardziej samą Brenną niż tym, który mu uciekał. A Brenna... Brenna nie była malutka. Nie, rzucała się w oczy i teraz, kiedy stali przed sobą, przestał się dziwić, że jakaś kobieta próbowała z nim tutaj zatańczyć. Dziwne było tylko to, że chciała tańczyć na pięści - nie na różdżki. Nienormalna jakaś? Wydawała się podkręcona. Albo to on był jeszcze na tyle podkręcony, że widział to, co chciał. Zaproszenie do dalszej zabawy.

Sauriel stał teraz jak rzeźba. Nie oddychał, nie drgał, nie mrugał. Wpatrywał się intensywnie całkowicie czarnymi oczami w Brennę.

- Opór przy próbie aresztowania? - Zainteresował się, próbując trochę rozluźnić i przyjął też normalniejszą postawę - nie tak, jakby zaraz miał skakać na kobietę. Bo jeszcze przed chwilą nie wątpił, że sprawiał takie wrażenie. - Jeśli próbą aresztowania jest dla ciebie próba dołączenie do bójki to faktycznie... opór postawiony. - Czarnowłosy skrzywił się z niezadowoleniem, ale fakt, że Brenna właśnie wypluła mu w twarz oskarżenia i że pójdzie oglądać Ministerstwo od innej strony, niż oglądał dotychczas, nie do końca do niego dotarł. Syndrom wyparcia, sami wiecie, jak to jest. Dopiero teraz rozejrzał się na boki, jeszcze bardziej podkurwiony, niż być powinien. To przecież było jednak do przewidzenia - że tak się to skończy. Chociaż chciał zmyć się stąd szybciej, niż zostanie sprowadzona tutaj... pomoc do ingerencji.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#10
17.07.2023, 17:30  ✶  
Czy po prostu lubił mówić, czy próbował ją zagadać, licząc na to, że straci czujność? To drugie miało małą szansę powodzenia, przynajmniej na razie. Patrzyła na niego tak samo uważnie, a jej dłoń nie drgnęła. Odsunęła się nawet odrobinę, by ot mieć więcej czasu na ewentualne reakcje. Jeżeli zaś szło o samo gadanie… cóż, Sauriel mógł sobie być pyskaty, ale pod względem rozgadania trafił na godnego przeciwnika.
Nie atakowała jednak, bo naprawdę wolałaby uniknąć pojedynku magicznego w pomieszczeniu, z którego w dodatku - chociaż większość osób uciekła - wciąż było kilka osób.
- Wezwanie do spokoju i "brygada uderzeniowa" zostały wypowiedziane bardzo głośno i wyraźnie - powiedziała Brenna. Ton miała... uprzejmy. Nie przystający do sytuacji, do szarości i czerwieni rozlewających się na jej twarzy, do tego, że celowała w niego różdżką. Ani w tym głosie, ani w spojrzeniu nie dało się wychwycić choćby cienia złości. Gniew pogrzebała, jak robiła to wiele razy wcześniej. W takich sytuacjach wściekłość była złym doradcą. A zimną furię i nienawiść wolała zostawić na inne okazje. Czekały gdzieś tam w środku, pod pokładami spokoju, nie na zwykłą, barową bójkę. Razem z wspomnieniem pali lecących ku jej kuzynce, widmowej twarzy martwego chłopca, uśmiechu wuja. - Jeśli masz problemy ze słuchem, oczywiście z tego zarzutu łatwo będzie się wybronić. I rozumiem, że wolałbyś zaklęcie w tył głowy, ale pechowo mogłabym trafić twoją ofiarę albo jego towarzyszkę.
Z pewnością posłanie w niego zaklęcia, gdy był tyłem, byłoby dla niej bezpieczniejsze. Ale dziewczę Williama było na celowniku, a sama Brenna za często widywała, jak ktoś próbując rozdzielić dwie bijące się osoby, trafiał nie w tę, w którą powinien… Chociaż, ku sprawiedliwości, zapewne by zaryzykowała, gdyby spodziewała się, że nie ma do czynienia ot z jakimś opryszkiem, a mistrzem bójek. W świecie czarodziejów, gdzie niemal każdy polegał na magii, dotąd natknęła się na kogoś, kto był sprawniejszy fizycznie od niej tylko dwa razy i tym kimś były Geraldine Yaxley oraz Harper Moody. Najwyraźniej tutaj trafił się trzeci taki przypadek. Był, na jej nieszczęście, cholernie dobry. Kość policzkowa (Brenna miała wielką nadzieję, że nie była pęknięta) dawała o tym wyraźnie znać, promieniując bólem.
- Pójdziesz dobrowolnie, czy kontynuujemy zabawę? A jeśli myślisz o ucieczce, proszę bardzo, ale jeśli ci się uda, twój portret jutro trafi do Proroka i na każdą ścianę Pokątnej. Dalszy opór albo taka ucieczka już zagwarantuje ci bilet do Azkabanu.
Dostrzegła jego spojrzenie, rzut wzrokiem na boki, szukanie drogi na umknięcie. Pechowo dla niego, teraz miała okazję się przyjrzeć. A pamięć miała dobrą. I to była jedna z głównych rzeczy, jakie robiła dla Brygady: rzucała się w przeszłość, oglądała twarze żywych i umarłych, a potem opisywała je, póki nie powstała wierna podobizna. Teraz już zapisała w pamięci każdy szczegół jego twarzy, czerń oczu, kształt nosa, ust i podbródka, i ktoś na pewno na takim obrazku rozpoznałby Sauriela Rookwooda. Mieli tu zresztą całą masę świadków, w tym zapłakaną dziewczynę. (Brenna nie wiedziała, czy jej współczuć, czy wzdychać z politowaniem. Naprawdę, nie mogła wpaść choćby na to, by się odsunąć poza zasięg rażenia?!)
W tej chwili… cóż, nie miała złudzeń – raczej wpadnie kaucja, a potem kara finansowa, ewentualnie krótki wyrok w więzieniu, o ile nie będzie okoliczności łagodzących i nie stała za nim żadna potężna rodzina. (A stała. Rookwoodowie mieli dość spore wpływy w Departamencie Tajemnic, a stamtąd mogli pociągnąć za te czy owe sznurki.) Ucieczka i szeroko zakrojone poszukiwania już by pewnie skomplikowały sprawę bardziej.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (3000), Sauriel Rookwood (2803)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa