• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[25.05.1972] niebo było różowe | Heather & Cameron

[25.05.1972] niebo było różowe | Heather & Cameron
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#1
26.09.2023, 12:09  ✶  

Dolina Godryka się zmieniła. Wood nie czuła się w niej już tak bezpiecznie, jak kiedyś. Nie chciała jednak przywyknąć do tej myśli, dlatego też, to tutaj postanowiła się spotkać dzisiaj z Cameronem. Zależało jej na tym, żeby pozbyć się złych skojarzeń. Czuła, że towarzystwo Lupina będzie do tego idealne.

Kto, jak kto, ale Cameron powodował, że czuła dziwny spokój i bezpieczeństwo. Wystarczała sama jego obecność. Mimo tego, że nie był przecież wojownikiem, który byłby w stanie obronić ją przed całym złem tego świata. Do tego ostatnio okropnie brakowało jej jego towarzystwa, mimo, że przecież spotykali się bardzo często, to jednak jakby nadal było za mało.

Na polanę w Dolinie Godryka przyleciała na miotle. Polubiła się już ponownie z tym środkiem transportu, chociaż na początku czuła się dosyć niepewnie po tym, jak została zaatakowana przez swoją ukochaną towarzyszkę. Nie trwało to jednak długo. Kochała latać i nie potrafiła sobie wyobrazić życia bez tej czynności.

Było późne popołudnie, kiedy lądowała na polanie. Pogoda nie była najgorsza, chociaż robiło się już dosyć chłodno. Dostrzegła znajomą sylwetkę będąc jeszcze wysoko w powietrzu. Całkiem zgrabnie wylądowała przed swoim przyjacielem, jakby chciała mu pokazać, że już wraca do formy.

Zeskoczyła z miotły i od razu ruszyła w stronę Camerona, aby się do niego przytulić. Nie było to nic nowego, byli ze sobą blisko, od zawsze? Ostatnio czuła, że nie wystarczająco blisko, ale nie chciała jeszcze o tym wspominać. - No, cześć. - Powiedziała, kiedy się od niego odsunęła. - Dzięki, że jesteś. - Dodała jeszcze. Widać było, że ma wyśmienity humor, oczy jej błyszczały, a na ustach malował się uśmiech. Naprawdę cieszyła się z tego spotkania. Wyglądała dużo lepiej, niże te kilka tygodni temu, jakby wcale nie przytrafiło się jej nic strasznego. Ubrana była jak zazwyczaj, w luźne spodnie i za duży sweter. Wood na co dzień zupełnie nie przejmowała się swoim wyglądem, zmieniało się to, kiedy pojawiała się gdzieś publicznie i mógłby na nią trafić jakiś fotograf. Włosy miała rozmierzwione, czesane wiatrem podczas tej podróży z Londynu. Były krótkie, fryzjerka poprawiła cięcie Charliego, które miało miejsce w szpitalu.

Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#2
26.09.2023, 12:59  ✶  

Cameron pojawił się w Dolinie Godryka w dosyć nietypowych ciuchach. Zazwyczaj, gdy miał umówione spotkanie po pracy, starał się w miarę możliwości szybko wrócić do domu, aby się przebrać lub rano zabrać ze sobą zapasowe ciuchy na zmianę. Tym razem kompletnie wypadło mu to z głowy, więc buszował w wiosce w kitlu medycznym, musząc znosić ciekawskie spojrzenia starszych mieszkanek wioski. Jedna kobieta nawet go zapytała, czy przypadkiem nie pracuje w miejscowej Lecznicy Dusz... Lupin kategorycznie zaprzeczył i szybko podreptał dalej.

Podczas drogi na polanę, zaczął nerwowo zapinać guziki białej szaty, aby powstrzymać jej poły przez łopotaniem na wietrze. Niby lato było tuż tuż, ale chłód i wiatr dalej dawały o sobie znać od czasu do czasu. Jeszcze w mieście szło jakoś wytrwać, bo człowiek mógł schować się w przejściu czy jednym z licznych lokali, ale na wsi? Można było wędrować przez godzinę i natknąć się co najwyżej na zniszczony wychodek pośrodku niczego.

— Ciebie też dobrze widzieć — powiedział, przytulając ją mocno, aby w ramach powitaniu pocałować ją lekko w policzek. — Już myślałem, że się nie wyrwę, ale coś wyskoczyło Florence, więc nie zdążyła mnie zatrzymać. Schowałem się w schowku na szczotki.

Parsknął cichym śmiechem, przyglądając się z uwagą Rudej. Wyglądało na dużo bardziej zdrową i... spokojną w porównaniu z tym, jak prezentowała się w sali szpitalnej. To dobrze, rehabilitacja działa cuda, skomentował w myślach, jednak nie chciał jej z miejsca zanudzać sugestiami co do tego, co mogłaby zrobić, aby doprowadzić się do szczytowej formy. Ten jeden raz mógł odpuścić. W końcu mieli chwilę od siebie, z dala od obowiązków zawodowych.

— Masz coś do roboty w Dolinie, czy zaprosiłaś mnie tutaj przed scenerię? — Uniósł pytająco brwi, rozglądając się na boki. Nie znał wioski zbyt dobrze, ale po tym, jak spędził tu kilka intensywnych dni, orientował się jako tako, gdzie się znajdowali. — [b]Chyba nie jesteśmy blisko Kniei... Prawda?

Dziwne potwory i zjawy, które jakoby latały po lesie, to była jedna kwestia, ale nawet Lupina doszły słuchy o mugolskich pielgrzymkach, które w ostatnich tygodniach obrały sobie za cel właśnie Dolinę Godryka. Było to nieco... dziwne, ale hej. Dolina nie była w stu procentach magiczną wioską. Mieszkali tu już mugole. Więc, może nie było w tym nic takiego... dziwnego?

Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#3
26.09.2023, 13:32  ✶  

Dopiero, kiedy stanęła tuż obok Camerona dostrzegła, że przyszedł tutaj ubrany w swój kitel medyczny. Spoglądała na niego przez chwilę bardzo uważnie, mierzyła wzrokiem. Na pewno to poczuł. Nie zdążył się przebrać. Miała delikatne wyrzuty sumienia, że tak się tutaj spieszył, że nie zdążył tego zrobić. Powinna była zapytać, czy godzina na pewno jest odpowiednia, a nie jak zawsze pisać, że widzą się o tej i o tej.

- Ty to jesteś! - Nie dało się ukryć, że sprawił jej tym ogromną przyjemność. Schował się przed tą jędzą Florence, żeby się z nią spotkać. - Masz szczęście, że cię nie znalazła, pewnie by się na tobie za to wyżywała przez najbliższy rok. - Słyszała opowieści o jego szefowej i wyobrażała ją sobie jako krwiożerczą bestię, której największą pasją było wyżywanie się na biednych stażystach.

Cieszyła się, że Cameron również ma dobry humor. Sprawiało jej przyjemność to, że widziała go takiego uśmiechniętego. Zapowiadał się całkiem przyjemny wieczór. Może robiło się nieco zimno, jednak nie uważała, że mogłoby im to przeszkodzyć w spacerze. Trochę się poruszają i powinno im się zrobić cieplej. Heather przerzuciła sobie miotłę na plecy, miała tam specjalny pas, który stworzył dla niej ojciec. Była gotowa, aby wyruszyć przed siebie w siną dal, ku zachodzącemu słońcu.

- Nie mam nic konkretnego do roboty, chciałam cię zabrać na spacer w ładne miejsce, tak po prostu. - Nie zamierzała mu powiedzieć, że trochę się bała tego, co siedzi w Kniei, że wzbudzało w niej niezbyt przyjemne wspomniania, bo nie o to chodziło. Chciała poczuć się jak dawniej, kiedy wszyscy byli szczęśliwi, zależało jej też na tym, żeby Dolina nadal kojarzyła jej się z czymś bezpiecznym.

- Nie, do Kniei mamy trochę drogi. Ponoć nie można tam wchodzić. Jakieś dziwne istoty zamieszkały tam po Beltane. - Dodała jakby nigdy nic. Nie zamierzała łamać zasad, nie z Cameronem u boku. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby przez nią stała mu się krzywda.

Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#4
26.09.2023, 14:27  ✶  

Humor stawał się nieco lepszy wraz z tym, jak sytuacja w pracy i na ulicach miasta zaczynała się stabilizować. Cameron niezmiernie cieszył się z tego, że najgorszy etap powrotu do rzeczywistości po wydarzeniach na Polanie Ognisk zdawał się już za nimi.

— Chyba już nie jestem pierwszą osobą do odstrzału na jej liście. Przynajmniej tymczasowo — rzucił niespodziewanie, sam poniekąd zaskoczony, że doszedł do takich, a nie innych wniosków. — Teraz to chyba Czarny Pan wylądował na jej celowniku. Albo wszyscy, którzy jakoś ingerują w poprawne działanie szpitala. Ale wiesz... To on jest teraz największym „łobuzem” na podwórku. Wprowadził sporo chaosu i namieszał w jej idealnym grafiku.

Uśmiechnął się niewinnie. Może jego stwierdzenie było nieco dziecinne, jednak po tych kilku miesiącach współpracy z Bulstrode uważał, że nieco już ją poznał. Zapewne nie od tej najmilszej strony, ale jednak. Poza tym odnosił wrażenie, że nagłe zmiany planów połączone z bezpardonowym wchodzeniem w czyjeś życie z brudnymi buciorami, nie były traktowane przez Florence z uśmiechem. Kto wie, może przygotuje w szpitalu jakąś reformę, co by personel sobie lepiej radził?

— Ładne... I w cholerę odosobnione? — Uniósł brew, obejmując Rudą w pasie. — Jeszcze powiedz, że schowałaś gdzieś tutaj koszyk wypełniony tostami i chłodzonym piwem kremowym, to ci się z miejsca oświadczę. — Zaczerwienił się, gdy zdał sobie sprawę, co właściwie powiedział. Przyspieszył nieco kroku. — T-to znaczy... P-padnę przed tobą na k-k-kolana i b-będę b-bardzo wdzięczny. Wiesz, c-co mam na myśli.

Nie potrafił zaprzeczyć przed samym sobą: myślał coraz więcej o tym, jak spędzić więcej czasu z Heather. Wszystko się zaczęło od tych przeklętych majowych pali. Chciał być blisko niej i zapewnić jej bezpieczeństwo, ale miał wrażenie, że jeśli nie zmienią czegokolwiek w swoim życiu, to nigdy nie będzie mógł dostarczyć jej wsparcia na czas. Jak na Beltane, kiedy dotarł do niej dopiero następnego ranka.

— C-Chociaż... M-może najpierw wspólne mieszkanie? — mruknął, drapiąc się po potylicy. — Wiesz, żeby nie w-wyszło, że się p-pozabijamy, jak spędzimy ze sobą więcej cz-czasu pod rząd? — Z jego gardła wydobyło się głośne parsknięcie śmiechem. Nie był pewny, czy potrafił rozmawiać o tym na poważnie. Nie, gdy sytuacja była tak skomplikowana. Nie, kiedy nawet Charlie zdawał się obecnie być poza zasięgiem, ukryty przed wzrokiem zwykłych ludzi w posiadłości Longbottomów. — Cecylia na pewno by się u-ucieszyła, że będzie kolejna kobieta w domu.

Cameron uciekał wzrokiem w bok, jednak zaraz znowu wracał do twarzy Heather. Z jednej strony obawiał się jej reakcji, z drugiej tak bardzo chciał się dowiedzieć, czy i ona przeżywała ostatnio podobne rozterki. Po tak tragicznych wydarzeniach, jak sabat na Beltane, ciężko było nie patrzeć na swoje życie z innej perspektywy. Zwłaszcza teraz – kilka tygodni później – gdy kurz po potyczce sił Ministerstwa ze Śmierciożercami opadł i można było faktycznie spojrzeć na całą sprawę trzeźwo.


!pęknięcia
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#5
26.09.2023, 14:27  ✶  

Błętkiny ogień


Coś w oddali zamigotało. Jeżeli zbliżyliście się w tym kierunku, zobaczyliście płonący na niebiesko krzew. Nie mogliście go dotknąć - był niematerialny jak duch. Nagle, tuż obok tego krzewu pojawiła się sylwetka mężczyzny. Jeżeli czytujecie gazety lub znacie go osobiście, rozpoznaliście w nim Atreusa Bulstrode. Leżał tam nieprzytomny z połamanymi palcami, a później zniknął razem z krzewem. Po ich obecności nie było żadnego śladu.
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#6
26.09.2023, 16:43  ✶  

Heather aktualnie bardzo pomagała świadomość, że już niedługo wróci do pracy. Skończy się siedzenie w domu i rehabilitacja. To, co ją tak okropnie męczyło. Nie była przyzwyczajona do takiej stagnacji, czuła się jakby ktoś jej podciął skrzydła i zamknął w klatce. Na szczęście powoli zbliżała się do końca tego czasu. Jakoś sobie poradziła, chociaż bywało jej naprawdę trudno. Najchętniej wpadłaby w wir pracy po tym wszystkim. Niestety ubytki na zdrowiu w tym przeszkodziły.

- To naprawdę dobre wieści. Cieszę się, że masz z nią spokój, chociaż na chwilę. - Pamiętała, że jeszcze niedawno jej się żalił, że się na niego uwzięła, jak widać wszystko szło ku temu, że Lupin wreszcie będzie miał spokój i nie będzie się musiał przejmować swoją przełożoną. Szkoda, że nie trafił tak jak ona. Brenna wydawała się być zupełnym przeciwieństwem tej całej Florence. - Czy ty właśnie porównałeś się do Czarnego Dzbana. Cameron Lupin - prawidzwe niebezpieczeństwo, którego musi się pozbyć Bulstrode. - Roześmiała się w głos, bo okropnie ją to rozbawiło.

Kiedy Cameron objął ją w pasie uśmiechnęła się do niego ciepło. Miała wrażenie, że potrzebują tego. On i ona. Chwili spokoju, z dala od szpitala, miejskiego zgiełku. Dobrze im zrobi taki spacer w malowniczym miejscu. - Kurde, chyba przegrałam. Nie wzięłam piwa i tostów, to oświadczyn nie będzie? - Odparła, a w jej głosie było słychać bardzo przerysowane rozczarowanie. Sama sobie rsucala kłody pod nogi, jeszcze chwila, a Cameron mógłby być tylko jej.

Wyczuła, że trochę przeraziły go te słowa, znaczy to, że powiedział je na głos. Zaczął się denerwować - nie umknęło to jej uwadze. Nie wiedziała dlaczego tak reaguje, nawet przy niej. Nie musiał się stresować tym, co mówił. Wood nigdy w życiu go nie oceniała, nie śmiała się z tego, co mówił, raczej reagowała na to, co miał do powiedzenia z ciekawością.

Nie do końca umiała odczytać jego intencje, kiedy wspomniał o wspólnym mieszkaniu. Czy mówił serio? To parsknięcie na końcu trochę temu zaprzeczało, jednak nie zapytałby się przecież o to bez powodu. Przystanęła i spojrzała na niego, próbowała odczytać co myśli. - Naprawdę chciałbyś ze mną zamieszkać? - W przeciwieństwie do Camerona była śmiertelnie poważna. Musiała się upewnić, że jego zamiary były szczere. Sama ostatnio o tym myślała. Okropnie za nim tęskniła i chciała, żeby zawsze był obok. Wspólne mieszkanie ułatwiłoby sprawę. Mogliby się częściej widywać i spędzać razem każdą wolną chwilę. - Jeśli mielibyśmy to zrobić, to sami. Nie wyobrażam sobie, że mielibyśmy mieszkać z twoją, albo moją rodziną. - Wtedy faktycznie będą mogli sprawdzić, jak żyje im się razem, we dwójkę. Miała wrażenie, że to jest właśnie to, czego pragnie. Myśli te pojawiły się po Beltane. Musieli coś zmienić w swoim życiu, a pomysł Camerona wydawał się być odpowiedni. Miała nadzieję, że mówił to wszystko na serio.

Tą całkiem istotną dla niej konwersację przerwały im płomienie, które pojawiły się w oddali. Heather gdy je tylko zobaczyła sięgnęła po różdżkę. - Cami, uważaj!!! - Krzyknęła głośno, przestraszyła się, że może to być coś niebezpiecznego, ale nie byłaby sobą gdyby nie postanowiła podejść bliżej. - Idziemy to sprawdzić? - Wolała się upewnić, że chce isc w tamtą stronę.

Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#7
30.09.2023, 22:28  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 01.10.2023, 15:53 przez Cameron Lupin.)  

Oblał się lekkim rumieńcem. Cóż, w tych dziwnych czasach wszyscy musieli nieco przewartościować swoje życie. Florence nie mogła skupiać się tylko na Cameronie i tym, czy zaraz nie otruje lub nie odrąbie przez przypadek nogi pacjentowi. Jak to było... Lepiej zapobiegać, niż leczyć? Jakoś tak. No to kierując się tą ideą, Bulstrode „awansując” Czarnego Pana w rankingu swoich największych zmartwień, starała się zapobiec masowym zgonom. I uszkodzeniom ciała. I ducha. Proste i logiczne.

— N-no, raczej nie. Muszę mieć z tego c-coś dla siebie, c-co n-nie?

Uśmiechnął się. Chociaż zaręczyny przy piwie i przypalonych tostach brzmiały jak coś, co mogliby zrobić bez większego wahania, tak gdyby to miały być prawdziwe, oficjalne, „romantyczne” zaręczyny, to nawet Cameron poszedłby o krok dalej. Albo dwa kroki dalej. Albo trzy... Niech będzie! Pięć.

— Myślałem o tym — potwierdził z wahaniem.

Chciał być blisko niej, ale miał też mętlik w głowie. Trudno było powiedzieć, czy była to kwestia jego własnego niezdecydowania, czy też majowy rytuał zostawił po sobie wyraźny ślad w jego psychice. W gruncie rzeczy byli w stanie... Wojny domowej? Zamieszek, które wybuchały co drugi tydzień lub miesiąc? Jak w ogóle nazwać to co obecnie targało krajem na prawo i lewo? Nie sposób było cokolwiek planować z wyprzedzeniem.

Chciał być blisko Rudej, ale nie był pewny, czy wspólne mieszkanie przyniosłoby im więcej złego niż dobrego. Każdy dzień przynosił coraz to nowe wyzwania i wcale nie robiło się lżej. Czy cały bagaż doświadczeń związany z dzieleniem lokum zadziałałby w tym przypadku na ich korzyść? A może przebywanie na tak małej przestrzeni sprawiłoby, że pękliby pod natłokiem tego, co dopiero miało nadejść?

— Nie jest to zły pomysł. — Zacisnął pięści, walcząc poniekąd z samym sobą, co by nie zrzucić swoich wcześniejszych słów na karb bardzo mało wyszukanego żartu. — Chociaż nie wiem, skąd byśmy wzięli własne mieszkanie. W szpitalu ledwo mi płacą za...

Nie zdołał dokończyć, bo w tym momencie między drzewami coś błysnęło. Nie. Nie. Zapłonęło. Tak, to było dużo lepsze określenie. Cameron jedynie przystanął, gapiąc się w to przedziwne ognisko. Czy to było jedno z tych Widm, o których pisano w gazetach i rozmawiano w Dziurawym Kotle wieczorami? Nie mówili nic o tym, że to jakieś płonące duchy, zwrócił uwagę Cameron. Krzyk Heather skutecznie przywrócił go do rzeczywistości.

— A czy m-mam w-w-wybór? — Uniósł sugestywnie brew, wskazując na różdżkę Wood, która już była wycelowana w to dziwne zjawisko. — P-poza tym... J-jesli to p-prawdziwy ogień t-to i t-tak trzeba będzie komuś p-powiedziec, nie?

Równie dobrze mogli to sprawdzić i przekazać służbom dokładniejsze informacje. Para ruszyła do przodu, Heather z przodu, Cameron bardziej z tyłu. Wszystko wskazywało, że byli tu sami, więc to chyba nie był jakiś żart ze strony miejscowych. Z drugiej strony, krzewy nie dokonują samozapłonu na niebiesko i rzadko kiedy ktoś sobie leżał obok...

— Yyyy! — jęknął zdezorientowany Lupin, wskazując palcem na leżącego przy ognisku faceta. — C-co to ma być? — Cofnął się o pół kroku. — Kto to jest?

Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#8
01.10.2023, 11:23  ✶  

Czyli jednak były jakieś plusy spowodowane tym całym zamieszaniem. Cameron mógł chociaż na chwilę odetchnąć w pracy i przestać się przejmować tym, że ktoś śledził każdy jego ruch. Bardzo dobrze, może dzięki temu poczuje się pewniej w Mungu i będzie potrafił postawić się Bulstrode, kiedy nabierze doświadczenia.

- Oczywiście, że musisz mieć z tego coś dla siebie. Powinnam o tym pamiętać. - Następnym razem Wood przygotuje się lepiej do kolejnego spaceru. Zazwyczaj po prostu pojawiała się sama z myślą, że to wystarczy, jak widać Lupin miał nieco większe wymagania. Zapamięta to sobie i w przyszłości się poprawi.

Myślał o tym. Heather nie wiedziała, czy to dobrze, czy źle. Właściwie nie do końca rozumiała to wszystko, co działo się między nimi, była jednak pewna, że COŚ jest na rzeczy. Czas nie był jednak zbyt odpowiedni, żeby o tym myśleć, chociaż z drugiej strony, czy kiedyś będzie lepiej? Nie wiadomo, ile potrwa ten konflikt, co będzie jeśli obudzą się za dwadzieścia lat z świadomością, że zmarnowali swoje życie? Nie było łatwo jej się w tym wszystkim odnaleźć. Czuła, że nie będzie ani odpowiedniego czasu, ani miejsca. To wszystko było bardzo, ale to bardzo skomplikowane.

Heath tak naprawdę całe życie mieszkała z rodzicami, nie licząc lat nauki w Hogwarcie. Nie miała pojęcia, jakby się odnalazła w zupełnie innej sytuacji. Sądziła, że z Cameronem mogłaby się dogadać zawsze, co jeśli jednak byłoby zupełnie inaczej? Sporo pracowali, Ruda pakowała się w wiele kłopotów, a nie o wszystkim mówiła Cameronowi. Gdyby razem zamieszkali zdecydowanie wiedziałby więcej, czy to by było dla niego bezpieczne? Śmierciożercy nie przepadali za jej rodziną, zaatakowali jej sklep, kwestia czasu, kiedy znowu coś się jej przytrafi. Nie mogłaby znieść myśli, że Lupin jest przez nią w niebezpieczeństwie. Musiała podejść do tej sprawy z rozsądkiem, chociaż nie było to wcale takie proste, bo naprawdę ta propozycja wydawała jej się być bardzo atrakcyjna. Chciałaby spróbować i miała nadzieję, że nie popsuje to ich relacji, chociaż nie mogła tego przewidzieć.

Pieniądze. To nie było problemem, przynajmniej dla niej. Nigdy nie narzekała na ich brak. Wiedziała, że to może być w pewien sposób niekomfortowe dla Lupina, jednak skoro miała pewne możliwości, dlaczego nie mieliby z nich skorzystać? - Wiesz, że to nie jest problem, nigdy nie był. - Dodała jeszcze, ale teraz ich rozmowa została przerwana, będą musieli wrócić do tematu później.

- Tak, bo las może spłonąć, niedaleko mieszkają ludzie. - Poczuła obywatelski obowiązek, aby to sprawdzić, chociaż czy nie była też funkcjonariuszem po służbie, kto jak kto, ale ona MUSIAŁA zareagować.

- Bulstrode! - Znała go i Cameron też powinien. Był osobą, z którą wygrała pamiętną licytację o sukienkę podczas balu Longbottomów, na którym była właśnie z przyjacielem. - Musimy mu pomóc! - Chociaż nie przepadała za tym mężczyzną, nie mogli go przecież tak zostawić. Podbiegła do ciała, już chciała je pociągnąć do siebie, tyle że zniknęło. Przepadło? Tak samo jak krzaki, które płonęły niebieską poświatą. Odwróciła się do Camerona. - Zniknął, jak to możliwe? - Nie mógł się teleportować, jeśli był nieprzytomny. Co też właściwie się tutaj działo?

Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#9
10.10.2023, 15:10  ✶  

— Wiem. — Odwrócił wzrok w bok. — Ale miło by było faktycznie stanąć na nogi samodzielnie. Wiesz, co mam na myśli.

Może gdyby zarabiał nieco więcej i faktycznie miał na tyle dużo wolnego czasu, aby bliżej przyjrzeć się kwestii wynajmu prawdziwego mieszkania, to sprawy miałyby się inaczej. Teraz jednak na rynku nieruchomości pewnie dochodziło do drugiego końca świata. Landlordzi i landlordzice zapewne piali z zachwytu, że mogą znowu podnieść ceny. Cameron zmełł w ustach przekleństwo na samą myśl o tym.

Wzdrygnął się na brzmienie tego nazwiska. W pierwszej chwili jego serce zabiło szybciej, a niespokojny wzrok przeskakiwał z jednego krzaku na drugi, jakby chłopak spodziewał się, że sama Florence Bulstrode postanowi się tutaj przed nimi objawić. Tak się jednak nie stało, toteż Cameron ponownie skupił się na obcym mężczyźnie. Ten jednak chwilę później całkowicie rozpłynął się w powietrzu.

— Jedno jest pewne, na zdrowego to on nie wyglądał — stwierdził, pocierając jedną dłonią o drugą. Nie rozumiał, co takiego się tu stało, ale miał wręcz niezachwianą pewność, że z medycyną miało to niewiele wspólnego. — Ludzie nie dokonują nieświadomych teleportacji. — Pokręcił stanowczo głową. — Ryzyko rozszczepienia byłoby zbyt duże. Poza tym... On dosłownie zniknął. Gdzie ten charakterystyczny dźwięk?

Pstryknął palcami, rozglądając się dookoła. Gorejący na niebiesko krzew również się ulotnił. Zupełnie jakby to był jakiś... Duch, dopowiedział sobie w myślach Cameron, marszcząc brwi. Zaczął się obracać to w jedną, to w drugą stronę, łudząc się, że pomoże mu to jakoś połączyć ze sobą kropki. Miał jednak wrażenie, że brakowało mu jakichś kluczowych informacji. Po raz kolejny jego nieobecność na Beltane dawała mu w kość.

— Nie wyglądał, jak człowiek, prawda? — Spojrzał na Heather. — To znaczy... Nie wyglądał tak, jakby był tutaj fizycznie z nami, co nie? — Przewrócił oczami na to drobne niedopowiedzenie. — Może... Może to jakieś wspomnienie? Albo jedno z tych stworzeń, co ponoć buszuje w Kniei, tylko bardziej przyjazne? — Zasypywał swą partnerkę kolejnymi scenariuszowi, licząc, że ta zdoła dojść do jakichś logicznych wniosków. — Ale to nie mogłoby być wspomnienie. Chyba? Wszyscy walczyliście przy Polanie Ognisk, więc gdyby coś się faktycznie wryło w tutejsze otoczenie, to zapewne tam, gdzie to się stało...

Westchnął przeciągle, aby koniec końców przykucnąć w miejscu, gdzie zniknął Atreus. Nie miał pojęcia, co z tym począć. Może powinni zawiadomić Brennę Longbottom? Albo jakiś zespół bezpieczeństwa, który obecnie chronił Polanę Ognisk i pokrewne tereny?

Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#10
10.10.2023, 20:58  ✶  

Bardzo dobrze wiedziała, o czym mówił Cameron, tyle, że dla niej takie problemy nie były codziennością. Nie przywykła do takich rozważań. Nigdy nie brakowało jej pieniędzy, miała skarbiec po brzegi wypełniony galeonami. Mogła sobie zawsze pozwolić na to, na co tylko miała ochotę. Próbowała zrozumieć to, że nie wszyscy mieli tak łatwo jeśli chodzi o dobra materialne, ale nie szło jej to wcale najłatwiej. Szkoda, że Lupin nie chciał pójść na łatwiznę, ale z drugiej strony bardzo dobrze to o nim świadczyło, chciał być niezależny, nie liczyć tylko na jej bogactwo. - Jak chcesz Cami, wiesz, że mi to nie robi różnicy, prawda? Chciałabym po prostu, żebyśmy spędzali więcej czasu, a to by to ułatwiło. - To, czyli wspólne mieszkanie. Mogłaby nawet poprosić rodziców, żeby jej jakieś kupili, nie musieliby wtedy nic wynajmować, jednak martwiła się, że wtedy Cameron nie czułby się tam dobrze, bo byłoby to jej mieszkanie, a nie jego. Musiała pomyśleć, jak odpowiednie ugryźć ten temat, do jego urodzin było jeszcze trochę czasu, więc póki co nie kupi mu mieszkania jako prezentu urodzinowego. Nic nie szło po jej myśli.

- Też go widziałeś, prawda? - Zadała to pytanie w głos, żeby upewnić się, że nie zwariowała, chociaż chwilę wcześniej odpowiedział na jej słowa. Chciała jednak usłyszeć jasny komunikat, że nie tylko ona dostrzegła w tych krzakach Atreusa.

- Tak, on był i nagle rozpłynął się w powietrzu, jakby nigdy nic. - Również nie usłyszała w powietrzu charakterystycznego dźwięku, który towarzyszył teleportacji, to musiało być coś innego, tylko co? Na to pytanie póki co nie znała odpowiedzi.

- Tak, tak jakby jego ciało nie do końca tutaj było. - Zgodziła się ze stwierdzeniem Lupina, ale ten cały Bulstrode chyba nie umarł. Słyszała o tym, że podczas Beltane działy się dziwne rzeczy, kilkoro z jej współpracowników gdzieś tam zniknęło, później pojawili się jacyś inny, ale nie umarli. To nie mógł być duch, tylko coś zupełnie innego.

- Może jakaś projekcja? Pojawił się tu podczas swojego snu, a ciało było gdzieś indziej? Da się tak w ogóle? - Dzieliła się z przyjacielem wszystkimi pomysłami, które przychodził jej do głowy, czy były one słuszne i w ogóle była szansa, że coś takiego mogło się wydarzyć? To już zupełnie inna sprawa. Miała nadzieję, że Cameron jej nie wyśmieje.

Wood szła na równi z Cameronem i ona także nachyliła się, żeby przyjrzeć się miejscu, w którym chwilę wcześniej mrygnął jej Bulstrode. Na trawie jednak nie było widać żadnych śladów. - Jakby tutaj nikogo nie było. - Podzieliła się z nim swoim spostrzeżeniem.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Heather Wood (2447), Cameron Lupin (2166), Pan Losu (66)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa