• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[15.05.1972] Targowisko za magicznymi drzwiami || Augustus & Chester

[15.05.1972] Targowisko za magicznymi drzwiami || Augustus & Chester
Herald of Darkness
It seems that all that was good has died
And is decaying in me
Chester to mierzący 178 cm wzrostu, postawny mężczyzna, ważący 76 kg. Ma brązowe, poprzetykane pierwszymi siwymi pasmami włosy i niebieskie oczy. Brąz noszonej przez niego krótkiej brody został przerzedzony przez lekką siwiznę. Przez większość czasu nosi mundur Aurora, natomiast poza pracą ubiera się elegancko, w garnitury. Często widywany jest z papierosem. Pierwsze wrażenie... jest służbistą, twardym gnojem, za którym nie przepada niemałe grono osób z dep. przestrzegania prawa. Nie można mu jednak odmówić doświadczenia zawodowego.

Chester Rookwood
#1
29.11.2023, 15:04  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.03.2024, 01:00 przez Morrigan.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Chester Rookwood - osiągnięcie Piszę, więc jestem

Chester o bazarze Lovegoodów słyszał naprawdę sporo i chociaż sam nie mieszkał w Dolinie Godryka tak tego dnia postanowił się tam wybrać razem ze swoim synem Augustusem. Posiadane przez niego informacje odnośnie lokalizacji jednoznacznie wskazywały na to, że plac na którym Lovegoodowie rozstawiali swój bazar, znajdował się tuż za jedną z magicznych żelaznych bram. Pytaniem, które na chwilę obecną pozostawało bez zadowalającej go odpowiedzi było: o którą dokładnie magiczną bramę chodziło? Ile będą musieli przejść, aby ją znaleźć?

Niebędący miejscowym starszy Rookwood bardzo chciał dotrzeć do tego miejsca, najlepiej bez pytania przechodniów o drogę. Niektórzy z nich mogli okazać się mugolami, którzy nie mieli możliwości znać umiejscowienia poszukiwanego przez nich targowiska. Chestera, jako czarodzieja o radykalnych antymugolskich poglądach, sama myśl o jakimkolwiek bliższym kontakcie z niemagami napełniała poczuciem obrzydzenia. Inną kwestią było to, że zapytanie o drogę do bazaru dla czarodziejów przechodnia, który okazałby się mugolem, nie zostałoby dobrze przyjęte i nazwanie go (w najlepszym razie) dziwakiem wywołałoby u niego frustrację połączoną z pragnieniem wyładowania jej na tym mugolaku. Musiałby się powstrzymywać.

Chciał zobaczyć wystawiane tam towary. W szczególności interesowały go magiczne przedmioty, starodawne księgi i mapy, które podobno można było tam nabyć. Nie do końca wierzył w te pogłoski, że można było tam nawet pozyskać narzeczoną. Takowa przydałaby się jego najstarszemu synowi, Ulyssesowi. Jednak - zakładał - potencjalne kandydatki może byłyby czystokrwiste, tylko mogłyby przejawiać nieodpowiednie poglądy. Neutralność w sferze politycznej i ideologicznej nie zawsze była dobra, natomiast promugolskie poglądy nie wchodziły w grę. Mariaż powinien przynosić za sobą istotne dla obu rodzin korzyści, a także nieść szansę na podtrzymanie czystości krwi. Nie było tutaj miejsca na szlamy i zdrajców krwi.

— Rozglądaj się, synu, to musi być gdzieś tutaj. — Zaordynował samemu rozglądając się po okolicy. Nie przeszkadzało mu to w paleniu papierosa.

Pan z Ministerstwa Magii
Tak zawsze genialny
Idealny muszę być
Mierzy 176 cm wzrostu i waży 74 kg. Jest postawnej budowy, ani gruby, ani chudy. Włosy ma ciemnobrązowe, podobnie jak oczy, tylko te z kolei o nieco jaśniejszych tonach. Zwykle chodzi dumnie wyprostowany, z lekko uniesionym podbródkiem. Gestykulacja i dykcja typowa dla arystokraty. Wraz z początkiem lata zamienił brodę na rzecz gustownego wąsa.

Augustus Rookwood
#2
02.12.2023, 19:12  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 02.12.2023, 19:32 przez Augustus Rookwood.)  
Stresowało mnie przebywanie w pobliżu ojca, a na domiar złego byliśmy sami. Najchętniej orzekłbym, że jestem zajęty, że mam ciekawsze rzeczy do roboty niż pałętanie się z nim o Dolinie Godryka, ale jak to bywało w moim obyciu, nie byłem w stanie nic wydusić z siebie negatywnego, kiedy usłyszałem polecenie, tylko kiwnięcie głową, przyjęcie rozkazu, polecenia, prośby. Nieistotne, co to było, gdyż wypłynęło z ust ojca, kiedy oświadczył mi to podczas śniadania. Byliśy równi wzrostem, ale jednak nierówni rangą i siłą ducha.
Jedynym plusem w całej tej sytuacji było to, że się rozjaśniało, że poranek coraz bardziej odsłaniał przed nami zamgloną okolicę. Mgła właściwie coraz bardziej opadała, więc wkrótce miał nam się ukazać piękny dzień, a właściwie jego początek, jego zapowiedź. Kto wie? Może usłyszę dziś jakieś pozytywne wieści albo - wręcz przeciwnie - uratuję dziś komuś życie? Moja praca, właściwie jej charakter, raczej tego nie zapowiedziała, ale kto wie...?
- Rozglądam się - odparłem w odpowiedzi beznamiętnie, wypranym ze wszelkich emocji głosem. Niczym posąg. Pewnie nawet bym się nie ruszał, gdybyśmy nie szli do przodu, gdybym faktycznie nie szukał tej bramy, o której wspominał Ojciec i nie palił papierosa, bo też nie omieszkałem zapalić. Bardziej z nerwów niż dla elegancji, aby tylko mieć coś w rękach, coś robić i nie rzucać kurwami albo - co gorsza - zaklęciami w plecy własnego ojca. Zaśmiałbym się na tę myśl, bo przecież nie byłbym w stanie nic mu zrobić, bo go szanowałem i kochałem, ale... za bardzo nie było mi do śmiechu.
- Może zapytajmy przechodniów o sklep Lovegoodów. Odpowiednie osoby będą wiedziały, o kogo i co chodzi, a niewtajemniczeni - mówiłem, mając tu na myśli oczywiście mugoli - nie będą wiedzieli i po prostu wzruszą ramionami? - zaproponowałem, bo nic podobnego do magicznego przejścia nie widziałem. Nie bywałem, podobnie jak ojciec, w Dolinie Godryka, bo i po co, ale można było skorzystać z pomocy. Nawet jakiegoś mugola. Nie musieliśmy mu służyć wdzięcznością. Niech on nam służy informacją. Może coś gdzieś kiedyś zasłyszał, hę?
Cóż, poprawiłem mankiet wygodnego odzienia wierzchniego, idealnego na podobne eskapady po wsiach, po czym zaciągnąłem się ponownie papierosem. Głęboko, najgłębiej, bo też wpatrywałem się w pewien punkt w oddali. Nawet przystanąłem zaintrygowany. Czy to mogła być owa brama? Ciekawe, ciekawe. I miałem przeogromną nadzieję, że nie natknę się na tym padole łez na jakąkolwiek świnię. Aż mnie dreszcz przeszedł na podobną myśl i ewentualność.

Rzut N 1d100 - 8
Akcja nieudana
Herald of Darkness
It seems that all that was good has died
And is decaying in me
Chester to mierzący 178 cm wzrostu, postawny mężczyzna, ważący 76 kg. Ma brązowe, poprzetykane pierwszymi siwymi pasmami włosy i niebieskie oczy. Brąz noszonej przez niego krótkiej brody został przerzedzony przez lekką siwiznę. Przez większość czasu nosi mundur Aurora, natomiast poza pracą ubiera się elegancko, w garnitury. Często widywany jest z papierosem. Pierwsze wrażenie... jest służbistą, twardym gnojem, za którym nie przepada niemałe grono osób z dep. przestrzegania prawa. Nie można mu jednak odmówić doświadczenia zawodowego.

Chester Rookwood
#3
10.12.2023, 22:56  ✶  

Zestresowanie Augustusa było w dużej mierze widoczne dla niego, jednak można było zrzucić je na karb tego, że od jakiegoś czasu błądziło po tym miasteczku w poszukiwaniu tego bazaru Lovegoodów i nie byli w stanie znaleźć właściwej bramy, która prowadziłaby na targowisko. Jego czas okazywał się zbyt cenny. Stwierdzenie, że czas to pieniądz nie znalazłoby swojego zastosowania. Jako Auror po przekroczeniu pięćdziesiątego roku życia mógłby z powodzeniem przejść na zasłużoną emeryturę, jednak nie uważał aby to było dla niego dobre. Skazałby się na siedzenie przez większość czasu w rodowej posiadłości.

Chester w dalszym ciągu rozglądał się za tą bramą. Nie dało się nie usłyszeć beznamiętnego, pozbawionego emocji tonu w głosie idącego obok niego Augustusa. Nie miał żadnych zastrzeżeń do palenia papierosów przez swojego syna, dlatego słowem się nie odezwał z zamiarem potępienia go za to. Trwał w przekonaniu, że palenie papierosów nie szkodziło czarodziejom, czystej krwi, tylko mugolom i szlamom.

— Zapytanie kogokolwiek o drogę to już ostateczność. Znalezienie jednego targowiska nie powinno być trudnym zadaniem. — Chester wydawał się być niechętny do nawiązywania kontaktu z miejscowymi i traktował to jako przykrą konieczność, zwłaszcza przez możliwości styczności z mugolami. Nie powinien być widziany w ich obecności. Nie powinien nawet z nimi rozmawiać, za wyjątkiem sytuacji, w których wymagała od niego tego praca. Nie nosząc czarnej szaty i nie zakrywając maską swojej twarzy nie mógł zmusić ich do posłuszeństwa. Mocno zaciągnął się papierosem. W chwili gdy Augustus przystanął na moment, on wykonał kilka kroków do przodu w poszukiwaniu bramy. Ona musiała gdzieś tutaj być.

W czasie, w którym on poszukiwał bramy prowadzącej na to targowisko, Augustus musiał zmierzyć się z własnymi lękami, gdyż na końcu jednej z ulic, po prawej stronie jednego z wielu domów znajdowała się zagroda z trzema umorusanymi błotem świniami, z ryjkami zanurzonymi w korytach pełnych resztek z obiadu. Z leża bestii dobiegało charakterystyczne chrumkanie i mlaskanie.


Rzucam na percepcję w poszukiwaniu bramy do bazaru Lovegoodów
Rzut N 1d100 - 11
Akcja nieudana
Pan z Ministerstwa Magii
Tak zawsze genialny
Idealny muszę być
Mierzy 176 cm wzrostu i waży 74 kg. Jest postawnej budowy, ani gruby, ani chudy. Włosy ma ciemnobrązowe, podobnie jak oczy, tylko te z kolei o nieco jaśniejszych tonach. Zwykle chodzi dumnie wyprostowany, z lekko uniesionym podbródkiem. Gestykulacja i dykcja typowa dla arystokraty. Wraz z początkiem lata zamienił brodę na rzecz gustownego wąsa.

Augustus Rookwood
#4
17.12.2023, 20:28  ✶  
Nie zamierzałem sprzeczać się z Ojcem na temat potencjalnego rozmawiania z mugolami. Nie spieszyło mi się do tego, nie byłem ich fanem ani nikim podobnym, byli mi jak najbardziej obojętni, więc... Sam traktowałem to jako ostateczność, szczególnie że z rozmowy z mugolem było rzut beretem do otrzymania plakietki ich sprzymierzeńca, a tego akurat bym nie chciał, szczególnie w oczach Ojca, więc przyjąłem te jego słowa z kiwnięciem głowy, ugodą, bez żadnego sprzeciwu, mimo że punkt, w który się wpatrywałem, okazał się być tylko drzewami. Ułożyły się jakoś tak... pomyślnie. Trudno. Choć łudziłem się, że trochę zabłysnę w oczach rodziciela.
- Co dokładnie, Ojcze, chcesz tam zakupić? - zapytałem, bo coś wspominał o tym sklepie przy śniadaniu, ale konkretne szczegóły nie były mi znane. Albo nie przyswoiłem odpowiednio jego słów poprzez zamyślanie, albo wcale nie padły. Miałem nadzieję, że jednak to drugie, bo nie chciałem wyjść na ignoranta, tylko podtrzymać rozmowę, żeby nie było tak tego stresu wylewającego się ze mnie widać. Zwykle chodziłem prosto, sztywno, chcąc uchodzić za pełnego klasy, ale jednak teraz było ze mną trochę inaczej, bo nie mogłem patrzeć na Ojca z góry. Tak się nie godziło, poza tym nie byłem elokwentnie nastawiony do towarzystwa, tylko... Jak na załączonym obrazku.
Niestety, jakikolwiek fason nie był mi dany, dobre imię, nic kompletnie, bo usłyszałem wpierw to złowieszcze chrumkanie, nim je zobaczyłem. Trzy wstrętne, grube świnie. Owłosione w sposób, którego nie chciałem oglądać, ale jednak ujrzałem. To, co się zobaczyło, tego nie dało się odzobaczyć. Przeszedł mnie paskudny dreszcz i nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, że przystanąłem. Ba!, wrosłem w ziemię, nie potrafiąc zrobić kroku chociażby w tył. Zbladłem, obsypałem się gęsią skórką, przełknąłem z trudem ślinę, jak gdyby mogły tu zaraz podbiec i mnie zeżreć albo - co gorsza - się do mnie przytulić. W głowie mi huczało, robiło mi się słabo, kiedy wpatrywałem się w te małe, czarne, bezdenne oczka świń.
- Ta-- - zacząłem, ale nie byłem w stanie z siebie więcej wykrzesać. Brakowało mi tchu, brakowało mi wszystkiego, w głowie miałem tylko te świnie. Owłosione, różowe, całe w błocie, bezdusznie chrumkające i tylko czyhające by mnie znieważyć, zaatakować, cokolwiek.
Nie miałem różdżki. Gdzie miałem różdżkę. Dlaczego jej nigdzie nie było - myślałem aż nazbyt intensywnie, stojąc nieruchomo i zapominając o tym, że umiałem swobodnie w magię bezróżdżkową albo że znajdowałem się w częściowo mugolskim miasteczku. I czy one były zamknięte? Z pewnością mogły stamtąd wyjść!
Robiło mi się duszno, za gorąco. Czy coś ostudzi te emocje, odwróci uwagę od nieuchronnej śmierci?

!pęknięcia
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#5
17.12.2023, 20:28  ✶  

Koszmar Harper


Biegł w waszym kierunku. Tak szybko, że ciężko wam było zareagować. Mężczyzna pozbawiony głowy szarżował w was całą swoją mocą, a kiedy zetknął się z wami... okazał się niematerialny. Pozostawił po sobie dziwne uczucie chłodu, które nie opuściło was do końca dnia, ale nie zrobił wam krzywdy. Wbiegł pomiędzy drzewa i nie mogliście go już odnaleźć.

To było tylko wrażenie, ale nie opuszczało was na krok - zdawało wam się, że czegoś lub kogoś szukał.
Herald of Darkness
It seems that all that was good has died
And is decaying in me
Chester to mierzący 178 cm wzrostu, postawny mężczyzna, ważący 76 kg. Ma brązowe, poprzetykane pierwszymi siwymi pasmami włosy i niebieskie oczy. Brąz noszonej przez niego krótkiej brody został przerzedzony przez lekką siwiznę. Przez większość czasu nosi mundur Aurora, natomiast poza pracą ubiera się elegancko, w garnitury. Często widywany jest z papierosem. Pierwsze wrażenie... jest służbistą, twardym gnojem, za którym nie przepada niemałe grono osób z dep. przestrzegania prawa. Nie można mu jednak odmówić doświadczenia zawodowego.

Chester Rookwood
#6
30.12.2023, 17:45  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.01.2024, 23:24 przez Chester Rookwood.)  

Kwestia korzystania z pomocy mieszkańców, którzy mogli się okazać mugolami albo szlamami została wyjaśniona. Jego syn zadał bardzo dobre pytanie, na które zamierzał odpowiedzieć. To nie była żadna tajemnica. Na bazarze Lovegoodów nie szukał niczego, co byłoby czarnomagiczne. Po to udałby się na Nokturn.

— Księgi. Może coś innego mnie zainteresuje. — Odpowiadając na pytanie swojego syna Chester miał nadzieję, że zaspokoi w ten sposób jego ciekawość. Poza starodawnymi księgami interesowały go te dotyczące teorii magii. Poza tym nie wykluczał zakupienia przedmiotów niezwiązanych ze swoimi dążeniami, o których nie zamierzałem opowiadać swojemu potomkowi. — Poza tym... słyszałem, że można znaleźć na tym bazarze nawet żonę. — Wspomniał o tym mimochodem, jako że jego najstarszy syn wciąż nie miał żony. Można to uznać za swoisty żart z jego strony. Znaleziona na bazarze kobieta nie byłaby odpowiednia dla jego pierworodnego, zwłaszcza że najpewniej w jej żyłach nie płynęłaby czysta krew.

— Synu, weź się w garść. To tylko świnie w zagrodzie, z której nic ci nie zrobią. — Zwrócił się do niego poważnym tonem nakazując mu opanowanie się. To było niepoważne aby bać się świń. Nie zamierzał zrobić nic więcej dla swojego syna. Nie wyciągnie różdżki i nie wykończy tych zwierząt po to aby Augustus przestał odczuwać paniczny lęk. Obawiał się, że właściciele gospodarstwa nie byliby tak wyrozumiali gdyby to zrobił. Nie zamierzał zrobić czegoś zgoła odwrotnego - chwycić swojego syna za ubranie i wrzucić wprost do zagrody - z tego względu, że musieliby się tłumaczyć właścicielom. Oczyszczenie ubrania z błota, resztek jedzenia i odchodów zwierząt stanowiłoby dla nich najmniejsze zmartwienie.

Wszystko powinno stracić na znaczeniu w obliczu tego, co miało miejsce w następnej chwili. Ich oczom ukazał się bezgłowy mężczyzna, biegnący... wręcz szarżujący ku nim. W naturalnym dla siebie odruchu chciał sięgnąć po swoją różdżkę. Wszystko jednak stało się zbyt szybko, że nawet nie zdążył tego zrobić. Na domiar tego mężczyzna okazał się niematerialny niczym duch. W momencie swojego kontaktu z nim poczuł dziwny chłód, który nie opuścił jego ciała po tym jak pozbawione głowy widmo wbiegło między drzewa i zniknęło bezpowrotnie, nie robiąc im krzywdy. Jeszcze nie wiedział że odczuwany przez niego chłód nie opuści go do końca dnia.

— Synu, czy tobie też się wydaje... że to widmo czegoś szuka? — Postanowił podzielić się z Augustusem tym wrażeniem, licząc na to że jego syn zdołał się opanować i go słucha. Potarł ramiona jakby to miało pomóc na odczuwany przez niego przedziwny chłód. Pierwszą i całkiem prawdopodobną możliwością było to, że zjawa szukała swojej głowy. Wolał nie rozważać innych opcji, że zamiast swojej głowy szukało kogoś. Warte rozważenia wydawało się, że szarżowało w ich stronę niczym wściekły buchorożec, ale nie było w stanie nic im zrobić i ostatecznie zniknęło między drzewami.

Pan z Ministerstwa Magii
Tak zawsze genialny
Idealny muszę być
Mierzy 176 cm wzrostu i waży 74 kg. Jest postawnej budowy, ani gruby, ani chudy. Włosy ma ciemnobrązowe, podobnie jak oczy, tylko te z kolei o nieco jaśniejszych tonach. Zwykle chodzi dumnie wyprostowany, z lekko uniesionym podbródkiem. Gestykulacja i dykcja typowa dla arystokraty. Wraz z początkiem lata zamienił brodę na rzecz gustownego wąsa.

Augustus Rookwood
#7
01.01.2024, 17:01  ✶  
Jeszcze zanim wpadłem w panikę, nie mieściło mi się w głowie, że oprócz ksiąg i bibelotów, Ojciec miał - być może - znaleźć w tym sklepie żonę... dla Ulyssesa? Nie byłem pewien, czy to tylko żart, czy mówił na poważnie, więc uśmiechnąłem się jedynie, nie śmiałem się ani nie kiwałem głową z uznaniem. Cieszyłem się jedynie, że w moim przypadku żona nie było kupowana... Chociaż w pewien sposób właściwie była. Oboje zostaliśmy związani węzłem małżeńskim dla rodowych korzyści. Powiedzmy, bo prawdy tak na dobrą sprawę nie znałem, żyjąc w słodkiej nieświadomości.
Niestety, wszelkie żarty czy inne sprawy odeszły w niedostępną dal, kiedy na arenie mojego życia pojawiły się świnie. Straciłem kompletnie kontakt z rzeczywistością, usilnie chcąc się opanować, ale im bardziej pragnąłem znaleźć stabilność, bojąc się porażki, tym bardziej panika mnie pochłania. Zjadała mnie. Tonąłem w niej, nie mogąc złapać tchu. Buczało i huczało mi w uszach. Słowa Ojca docierały do mnie coraz bardziej niewyraźnie, a po czaszce obijało się jedynie: Synu, weź się garść. Synu, weź się garść. Synu, weź się garść. Słyszałem w myślach jego głos, ale nie widziałem twarzy. Tylko te świnie-świnie-świnie. Chciałem wziąć się w garść, ale jak? Gdzie była ta garść? Gdzie była moja różdżka...? A gdzie te przeklęte świnie? Były na swoim miejscu czy już szykowały na mnie atak?
Chciałem się złapać Ojca niczym kotwicy, jedynej rzeczywistości w moim otoczeniu, ale napotkałem tylko pustkę. Nie widziałem, co mnie dotknęło, co sprawiło, że poczułem natychmiastowy chłód. Nie wiedziałem, ale przeczuwałem, że to te świnie... te świnie... te świnie. Zareagowałem mechanicznie, strzelając różdżką na oślep. Udało mi się wyplątać ją drżącymi dłońmi z kurtki i ciskałem... W różne strony, nie wiedząc, skąd nastąpił atak, gdzie one wszystkie były. Pragnąłem jedynie, aby przestały. Chrumkać. Żyć. Cokolwiek.
Jedno zaklęcie mroziło... może nawet krew w żyłach...? Nie byłem pewien. Próbowałem wszystkiego. Drugie wiązało mocną liną. Grubą niemalże niczym męska, ogromna pięść. A przynajmniej tak to sobie wyobrażałem. Trzecie zwalało z nóg, zapierając dech w piersi. Rzuciłem je w trzy różne strony, na oślep, próbując się obronić przed niewidocznym dla mnie wrogiem. Nie wiedziałem, gdzie był Ojciec. Coś mówił, ale jego słowa nie brzmiały jak prawdziwe słowa, tylko jak bełkot. Czemu go nie było tuż obok? Czemu nie walczył z wrogiem...? Byliśmy w potrzasku.
Osłoniłem twarz, szykując się na ciosy. Nie widziałem wrogów, więc nie byłem w stanie bronić się magią. Wszystko mazało mi się przed oczami. Było duszno, za duszno. I jednocześnie tak zimno, że miałem wrażenie, iż umieram.

Rzucam na kształtowanie. Kolejno jak w poście: zaklęcie mrożące, linę i mocne uderzenie. Za panikę ujmuję sobie jedną kropkę.
Rzut N 1d100 - 17
Akcja nieudana

Rzut N 1d100 - 15
Akcja nieudana

Rzut N 1d100 - 30
Akcja nieudana


Rzut na to, które zaklęcie dosięgnie Ojca. 1 - zamrożenie, 2 - lina, 3 - mocne uderzenie.
Rzut 1d3 - 1
Herald of Darkness
It seems that all that was good has died
And is decaying in me
Chester to mierzący 178 cm wzrostu, postawny mężczyzna, ważący 76 kg. Ma brązowe, poprzetykane pierwszymi siwymi pasmami włosy i niebieskie oczy. Brąz noszonej przez niego krótkiej brody został przerzedzony przez lekką siwiznę. Przez większość czasu nosi mundur Aurora, natomiast poza pracą ubiera się elegancko, w garnitury. Często widywany jest z papierosem. Pierwsze wrażenie... jest służbistą, twardym gnojem, za którym nie przepada niemałe grono osób z dep. przestrzegania prawa. Nie można mu jednak odmówić doświadczenia zawodowego.

Chester Rookwood
#8
07.01.2024, 14:59  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.01.2024, 15:06 przez Chester Rookwood.)  

Chester naprawdę nie wiedział, skąd u jego wziął się ten lęk przed świniami. Odpowiedzi na to pytanie mógłby szukać w Skorowidzu Czystości Krwi, w którym zawarto informację, że czystokrwiste dzieci wykazywały niechęć albo bało się świń postrzeganych za wyjątkowo niemagiczne stworzenia. Podobno nie zostało to potwierdzone w żaden sposób, ale patrząc na to jak jego drugi syn reagował na te plugawe, aczkolwiek całkiem dobrze smakujące po ubiciu i odpowiednim przygotowaniu zwierzęta, to może powinien poszukać jakiegoś specjalisty który go przebada i pozwoli wyjaśnić tę sytuację przy okazji uwiarygodniając tamtą tezę. Nie dopuściłby do sytuacji, w której jakiekolwiek jego dzieci znalazło się w zagrodzie tych zwierząt.

Takie zachowanie nie przystoi dorosłemu mężczyźnie, będącemu mężem i ojcem. Jego syn nie powinien robić z siebie pośmiewiska. Bo te świnie nie miały lada moment dostać skrzydeł i zaatakować go z powietrza albo nie wyskoczą ku niemu z zagrody. Po prawdzie nie były nim w ogóle zainteresowane.

Jego słowa na wiele się nie zdały, nie trafiły do ogarniętego irracjonalną paniką umysłu jego syna, który sięgnął po swoją różdżkę, starając się rzucając zaklęcia na oślep. Sytuację ratował fakt, że stan w którym znajdował się Augustus, zdawał się uniemożliwiać mu skuteczne rzucanie zaklęć. Sam fakt, że sięgnął po różdżkę rzucając zaklęcia w różne strony był dla niego niedopuszczalny. Po pierwsze w Dolinie Godryka mieszkali również mugole. Po drugie mógł trafić któregoś z przechodniów albo nawet jego. Tak czy inaczej, zwracał na nich za dużo uwagi a to coś, czego Chester bardzo nie lubił.

Starszy Rookwood podszedł szybkim krokiem do swojego syna, w pierwszej kolejności starając się odebrać mu różdżkę. Wyczekiwał również momentu w którym on odsłoni choć na moment twarz. Jedynym ciosem, jaki nastąpił był ten który sam wykonał - uderzenie Augustusa w prawy policzek stanowiło dla niego doraźny sposób na zdyscyplinowanie go. Poprzednim razem nie zadziałały same słowa, to teraz wybrał ten znacznie mniej miły sposób. Jak to nie pomoże to będzie musiał rozważyć spacyfikowanie swojego syna w inny sposób, za pomocą magii.

— Uspokój się chłopcze. Dobrze ci radzę. — Warknął do syna, który zaczynał już wyczerpywać jego cierpliwość. Gdy ona całkiem się wyczerpie, przekona się że świnie w zagrodzie, bezgłowe widmo szybko przestaną być jedynym jego zmartwieniem. Będzie nim wkurwiony ojciec.


Rzucam na odebranie synowi różdżki (AF)
Rzut N 1d100 - 35
Akcja nieudana

Rzut N 1d100 - 12
Akcja nieudana
Pan z Ministerstwa Magii
Tak zawsze genialny
Idealny muszę być
Mierzy 176 cm wzrostu i waży 74 kg. Jest postawnej budowy, ani gruby, ani chudy. Włosy ma ciemnobrązowe, podobnie jak oczy, tylko te z kolei o nieco jaśniejszych tonach. Zwykle chodzi dumnie wyprostowany, z lekko uniesionym podbródkiem. Gestykulacja i dykcja typowa dla arystokraty. Wraz z początkiem lata zamienił brodę na rzecz gustownego wąsa.

Augustus Rookwood
#9
15.01.2024, 23:29  ✶  
Nie mogłem oddychać. Nie mogłem patrzeć. Nie mogłem myśleć. Zamknięty w ciasnej i mrocznej kuli strachu, która mnie więziła w sobie i jednocześnie wypełniała wewnątrz. Już kiedyś tak miałem, dawno temu jako dziecko... Kilka razy, ale nieczęsto przy Ojcu. Może raz czy dwa. I jeszcze nie tak dawno temu myślałem sobie, że mam to już za sobą, że to nie wróci, że wyrosłem z tych na pozór prozaicznych strachów, ale srogo się myliłem.
Policzek; cios, który wymierzył mi Ojciec podziałał. Stałem w szoku, osłupiały, próbując zebrać swoje myśli, ogarnąć sytuację, poskładać całą historię w jedną całość, ale nie miało to sensu, ładu i składu. Na dodatek wciąż mi huczało w uszach i wcale nie czułem się lepiej. Było mi mdło i słabo.
Ująłem dłonią drugą rękę, niepewnie, próbując wziąć głęboki wdech... Próbowałem, bo właśnie zawiało tym paskudnym odorem od świń. Aż przeszedł mnie dreszcz i czym prędzej zamknąłem oczy by nie patrzeć w ich kierunku. Niestety, wiedziałem, że one tam są. One tam były. One wciąż były. Tam.
Podobnie jak Ojciec. O nim też powinienem pamiętać, bo stał zdecydowanie bliżej mnie i nie wyglądał na zadowolonego. Wręcz znajdował się na skraju cierpliwości. Znowu zawiodłem, więc nie byłem w stanie się dumnie wyprostować. Znowu byłem tym małym, żałosnym dzieciakiem, nad którym górował, mimo że jakoś szczególnie nie różniliśmy się wzrostem. Już nie.
Otworzyłem oczy, ale nie odważyłem się na niego spojrzeć. Patrzyłem w dół na jego dłonie. Nie wiem czemu, ale wyobrażałem sobie jak zaciskają się na mojej szyi... albo celują do mnie z różdżki. Może właśnie tak było jeszcze chwilę temu...?
- P-przepraszam, Tato... - wyszeptałem do niego, próbując zebrać myśli, ale napotykałem opór, więc chyba nie miałem zbyt dużego wyboru. Nie mogłem udawać, że nic nie miało tu miejsca, a też potrzebowałem logicznego wyjaśnienia, żeby jakoś... móc iść dalej? - ...co się stało? Jest mi zimno... w środku - zapytałem, jak i również zauważyłem. Podejrzewałem, że to zasługa Ojca, że rzucił na mnie jakieś zaklęcie za moją niesubordynację, bo to jednak nie świnie, to nie mogły być świnie, a jednak... właśnie tak myślałem jeszcze chwilę temu. I próbowałem usilnie ponownie tak nie myśleć, ale ten zapach był wszędzie. Przez cały dzień się go nie pozbędę - fizycznie, bo we wspomnieniach nie opuści mnie przez najbliższy miesiąc.
- Czy... ja mogę stąd iść, Ojcze? Czuję się... niedysponowany do dalszych poszukiwań sklepu - odparłem, próbując brzmieć spokojnie i górnolotnie, ale brzmiało to bardziej jak żałosne pobrzękiwanie. Byłem śmieszny, ponownie. W kwietniu ten przeklęty kaktus, teraz to... Nie chciałem nawet pytać, jakie ośmieszenia przyniesie mi dalsza część roku. Chciałem wrócić do domu i zniknąć w półmroku własnej sypialni. Niestety, miałem też obowiązki.
Herald of Darkness
It seems that all that was good has died
And is decaying in me
Chester to mierzący 178 cm wzrostu, postawny mężczyzna, ważący 76 kg. Ma brązowe, poprzetykane pierwszymi siwymi pasmami włosy i niebieskie oczy. Brąz noszonej przez niego krótkiej brody został przerzedzony przez lekką siwiznę. Przez większość czasu nosi mundur Aurora, natomiast poza pracą ubiera się elegancko, w garnitury. Często widywany jest z papierosem. Pierwsze wrażenie... jest służbistą, twardym gnojem, za którym nie przepada niemałe grono osób z dep. przestrzegania prawa. Nie można mu jednak odmówić doświadczenia zawodowego.

Chester Rookwood
#10
23.01.2024, 15:30  ✶  

Prawdopodobnie w życiu każdego ojca bywają takie momenty, że przeżywa moment rozczarowania własnymi dziećmi. Nie rozmawiał o tym z innymi ojcami i tak naprawdę nie miał co do tego pewności. Jak na co dzień pozostawał dumny ze swoich osiągnięć swojego drugiego syna, zarówno na polu zawodowym jak i prywatnym... tak teraz zaczynało wzbierać w nim rozczarowanie zachowaniem swojego syna, który nie jest już dzieckiem aby zachowywać w ten sposób. Doświadczany przez niego zawód nie kolidował w żadnym stopniu z tym, że odczuwał złość wywołaną przez zachowanie syna, który w swoim napadzie paniki starał się użyć magii czego skutki byłyby naprawdę opłakane.

To, co stanowiło ostateczność, najwyraźniej przyniosło względnie pożądany efekt i wyrwało tego mężczyznę z tego stanu, choć to nie oznaczało zakończenia tego cyrku jaki właśnie rozgrywał się na jego oczach oraz w obecności przechodniów. To jedyne co mógł zrobić w obecnej sytuacji. Przecież nie mógł sięgnąć po różdżkę i wykończyć paroma zaklęciami tych plugawych zwierząt, które jedynie trzymano przy domach z powodu całkiem smacznego mięsa i z faktu że ich hodowla nie była wymagająca. To przysporzyłoby mu znacznie więcej kłopotów, niż zachowanie młodszego syna.

— Opanowałeś się już, synu? — Przeprosiny stanowiły dobry początek. Po tych wszystkich latach rzadko słyszał "tato" z ust swoich dzieci, które zwracały się do niego "ojcze". Chester chciał usłyszeć od Augustusa wyłącznie twierdzącą odpowiedź. — Weszliśmy w kontakt z pozbawionym głowy widmem, które przez nas przeniknęło i ostatecznie zniknęło między tymi drzewami. — Wytłumaczył temu mężczyźnie, który zatracając się w odczuwanej przez siebie panice nawet nie zdał sobie sprawy z tego z tego incydentu. Gdyby czyhało na nich prawdziwe zagrożenie to nawet nie mógłby liczyć na potencjalne wsparcie swojego potomka. Jako Auror potrafiłby sobie poradzić z tego typu zagrożeniem, ale dodatkowa różdżka stanowi zawsze przewagę podczas pojedynku.

— Możesz. Sam dokończę te zakupy. Porozmawiamy w domu. — Pozwolił odejść swojemu synowi. Już wystarczająco najadł się wstydu przez niego i wolał uniknąć dalszej kompromitacji. Nawet jeśli Augustus zejdzie mu z oczu to ta sprawa nieprędko dobiegnie końca. Gdy ten mężczyzna ochłonie to będzie musiał uświadomić go o konsekwencjach swoich czynów - znacznie poważniejszych, niż zrobienie z nich pośmiewiska na oczach mieszkańców Doliny Godryka.

Chester odczekał aż jego syn opuści to miasto, a samemu ruszył na poszukiwanie tego bazaru. W końcu udało mu się odnaleźć bramę prowadzącą na to targowisko i udało mu się tam znaleźć interesującą go księgę, jednak panująca tam pozytywna atmosfera napawała go obrzydzeniem i po dokonaniu zakupów bardzo chętnie opuścił teren tego bazaru oraz teleportował się do Little Hangleton.


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Chester Rookwood (1869), Augustus Rookwood (1706), Pan Losu (77)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa