• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu Podziemne Ścieżki v
1 2 Dalej »
[28 lipca 1972] baby one more time | Severine & Louvain

[28 lipca 1972] baby one more time | Severine & Louvain
evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#1
18.12.2023, 16:03  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.12.2023, 23:46 przez Louvain Lestrange.)  

Palarnia opium



tw: ksenofobia, slutshaming


Nie każda szmata to Mulciber, ale każdy Mulciber to szmata. Każdemu, dosłownie każdemu spod tego herbu mógłby przypisać jakąś hańbiącą i śmierdzącą sprawę. Alexander plamił honor jego siostry, Diana plamiła godność dziedzictwa Salazara, a Robert splamił majestat Czarnego Pana. Bo nawet ten remis z Nottem nie ukuł go w ego tak jak zrobił to ten pierdolony, rumuński pies. Wciąż zbierało go na wymioty jak tylko przypominał sobie migawki sprzed raptem dwóch wieczorów temu. Jak oblepiał swoimi zwyrodniałymi od ćpuńskich igieł rękami Lorettę. Z niej też zresztą wyszedł niezły elemencik, doskonale przecież wiedziała, że nie toleruje tej cygańskiej wszy w żadnym wymiarze, a wprowadziła go na wydarzenie i to niemalże pod samą arenę. Ten wieczór musiał się skończyć w Mungu, przynajmniej dla jednego z nich. Nie było innej możliwości. Naprawdę niewiele brakowało, bo gdyby miał tylko w ręku swoją różdżkę, nie wahałby się ani przez ułamek sekundy z czarną magią. Już dawno nie czuł takiego pragnienia śmierci. Odmówił wizyty w szpitalu z oczywistych, zimnych względów, ale miał trochę czasu na przemyślenia i czuł jak gdzieś głęboko, w samym środku serca, powoli i miarowo sypie się jeden z życiowych filarów w jego życiu. Wiedział, że jeśli nic nie zrobi to straci Lorettę na dobre, że te brudne romskie łapska ściągną ją o wiele głębiej, niż dno tego szamba. Pojedynek z Nottem nie zabolał go tak, jak oślizgły żywot Alexa.
Dlatego do palarni Changów przyszedł w ciemnym okularach. Nie miał zamiaru dawać paparazzi jak na tacy, okładkę ze zdjęciem swojej mordy z podbitym okiem. Chociaż miał cerę bladą jak denat, to spod czarnych szkieł i oprawki widać było jak wychodził podkład i puder. Był zbyt zmęczony i skołowany, żeby martwić się podtrzymywaniem zaklęcia transmutacji, w głowie wciąż mu szumiało od alkoholu, eliksirów znieczulających i kilku ciosów przyjętych na głowę. Ta rynsztokowa bohema biła się lepiej, niż prowadziła.
Potrzebował chwili wytchnienia od tego wszystkiego. I porozmawiać z kimś, komu los Loretty był tak bliski jak jemu. Musiał po prostu ponarzekać na to całe gówno i przy okazji wylać wiadro pomyj pod paroma adresami, nie tylko we własnej głowie. Jednak bez znieczulenia ogólnego nie będzie to takie proste. Dlatego kazał sobie wydzielić dwie leżanki, zza parawanem i w ustronnej części palarni, by nie musieć patrzeć na te parszywe mordy z Nokturnu i Podziemi. - Jaki znasz najcięższy paragraf, który można mu przeklepać? - wyrzucił nieco ironicznie, nieco zrezygnowany.
miss goodman
rage, maybe rage would lift me up, make me stand, make me walk—
Wysoka (177 centymetrów) i niekształtna; wąska talia, niemalże płaska klatka piersiowa, szerokie ramiona oraz krzywe, bocianowate nogi zaskarbiły jej w szkolnych latach niechlubne przezwisko - oset. Jej miodowe włosy, jeśli nie potargane, upięte są w niedbały kok, zaś spojrzenie błękitnych oczu kryje w sobie zmęczenie. Poza tym nosi się elegancko, choć mało kobieco, lubując się w idealnie skrojonych garniturach.

Severine Crouch
#2
18.12.2023, 22:58  ✶  
Coś umarło w Severine; jakaś jej część, która buntowała się przeciwko światu, uparcie wciskając ją spodnie, których - jako damie - nosić jej nie wypadało. Ale czy każda śmierć musiała być opłakiwana? Nie, na pewno nie w tym wypadku, gdy błękitna sukienka w drobne białe grochy na grubych ramiączkach tak pięknie na niej leżała, nawet jeśli jej figura nie wpisywała się w kanony piękna. Gruby biały pasek i srebrny jedwabny szal odwracały od nich uwagę. No bo co z tego, że ma mały biust i wąską talię? Co z tego, że w wieku siedmiu lat usłyszała, że jej nogi są krzywe? Niechaj będą, a ona na złość wszystkim, którym to nie odpowiada, założy buty na obcasie, by jeszcze mocniej eksponować łydki!
— A ćpa? — zapytała odruchowo, by za chwilę odpowiedzieć sobie samej śmiechem. Oczywiście, że ćpał. Zapadnięta twarz, podkrążone oczy, papierowa skóra i dziwnym trafem znajomość z tymi samymi mętnymi typami, którzy byli w stanie załatwić Severine to i owo. Swój pozna swego, jak to mówią. Poza tym, zdziwiłaby się, gdyby Loretta obdarzyła uczuciami miłego chłopca, który co niedzielę chodzi do kowenu i jeszcze, nie daj Merlinie, ją szanuje — Nie wiem, posiadanie narkotyków? Jeśli Brygada przetrzepie jego mieszkanie, może znajdzie coś jeszcze. Myślisz, że może opisywać swoje spierdolone akcje w pamię... — urwała i spojrzała na przyjaciela — Myślisz, że ten przyjeb w ogóle umie pisać?
Zaraz jednak złośliwy uśmiech zgasł na jej twarzy. Nie tylko on przyszedł tu się oczyścić.
— Louvainie — zwróciła się do niego jego pełnym imieniem, co oznaczało, że zamierzała powiedzieć mu coś śmiertelnie poważnego — Niekiedy czuję, że nie mam już sił o nią walczyć. Mogę bezustannie próbować jej tłumaczyć, że robi sobie krzywdę, że ONI robią jej krzywdę, ale na koniec dnia wychodzę na tę złą, która się wpierdala tak, gdzie jej nie chcą, a Loretta zrobi swoje.
Usiadła na brzegu swojego fotela i pochyliła się w stronę mężczyzny, ujmując jego dłoń w swoje kościste palce. Zdziwiła się nieco, że nosi skórzane rękawiczki w środku upalnego lata, ale kimże była Severine, by kogokolwiek oceniać? Gdyby Merkuria Rosier zajrzała do jej szafy, zemdlałaby z wrażenia. Bynajmniej pozytywnego.
— Skarbie — kiedy mówiła mu tak słodko, mógł być pewien, że zaraz z jej ust padnie prośba lub przykra prawda; Louvain nie musiał szczególnie wytężać umysłu, by dowiedzieć się, co zamierza powiedzieć Severine - a dokładniej tego, jaki wydźwięk będzie miała jej wypowiedź  — Zniszczę dla was każdego, wiesz o tym, prawda? Ale to nic nie da. Załóżmy, że hipotetycznie, znajdę na tego pajaca Mulcibera coś grubego i wyślemy go na randkę z Dementorem. Co dalej? Loretta znajdzie kolejnego chuja, może nawet jeszcze gorszego, niż Mulciber, czy Yaxley, czy ci wszyscy przed nimi. Myślę... — urwała, wodząc palcami po śliskiej skórze jego rękawiczek — Wydaje mi się, że powinniśmy... Och, nie bądź na mnie zły, mam na względzie tylko jej dobro, ale może powinniśmy ją skonsultować z jakimś magipsychiatrą? To, że wybiera takich mężczyzn, jest jakąś formą autoagresji. A ja... nie mogę być zawsze przy niej i ratować ją przed samą sobą. Muszę być teraz ostrożniejsza i nie robić sobie więcej wrogów, niż to konieczne.
Zdawszy sobie sprawę z tego, że za dużo powiedziała, postanowiła płynnie zmienić temat.
— Bardzo boli? — zapytała, bez pytania zdejmując jego okulary. Ujęła jego twarz w dłonie - och, jakże zimna była jego skóra, tak niepodobna do niego! Severine jednak w żaden sposób tego nie skomentowała, co oznaczało, że albo jej dotychczas cięty jak brzytwa umysł wymagał ponownego naostrzenia, albo doświadczenie podpowiadało jej, że niektórych spraw nie powinno się poruszać. Zdjęła swój jedwabny szal pachnący jej perfumami i okryła nim Louvaina, jakby naiwnie liczyła, że ten cienki kawałek materiału w jakiś sposób zmieni temperaturę jego ciała. A potem pochyliła się nad mężczyzną i pocałowała go w łuk brwiowy w miejscu, gdzie zaczynała się opuchlizna.
evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#3
22.12.2023, 14:53  ✶  
Nie wszystko musiało być wypowiadane na głos, by istniało w świadomości. I nie chodziło o to, że Alexander brał tyle, że prawdopodobnie nie sypał kresek, tylko całe przekątne stołu przy którym zażywał. Chodziło o zażyłość jaką jego przyjaciółka żywiła do jego bliźniaczki. To coś więcej niż domysły, ale nie mógł być tego w zupełności pewny. Z całą miłością do niej, ale Loretta nie zasługiwała na taką przyjaciółkę jak Severine. Taką która będzie się o jej dobro troszczyć z nią, bez niej, a nawet pomimo niej. To nie jest opoka którą otacza się nawet najlepszych przyjaciół. Sam miał swoją bandę i nadstawiłby karku za każdego z nich, jednak była też jakaś tam granica. Nigdy od żadnego nie usłyszał przyjacielskiej porady jak; przestań wydawać setki galeonów na kobiety, znajdź sobie kogoś na stałe. On dbał o Lorettę, bo był jej bratem, bo ją kochał. Dlatego starania Severine musiały być motywowane podobnym wektorem, skoro wciąż, po tylu latach, nadal przejmował ją los zdeprawowanej artystki.
Uśmiechnął się szerzej i parsknął niedbale śmiechem, czego od razu pożałował, bo szczęka ukuła go u nasady. Oczywistym było, że romski pies ćpał, za jego życia do herbu rodowego Mulciberów powinni domalować łyżkę z zapalniczką. Gość mógłby być maskotką, pamiątką turystyczną z dworca kolejowego w Hamburgu. - To też nic nie da... - odezwał się zniesmaczony, rozmasowując sobie ból w gębie. - Jeszcze sobie to zromantyzują, jako miłość ponad bariery... - pokusił się na drobny żart. Rozłożył się wygodniej w leżance w pozycji półleżącej, krwawiąc egzystencjalnie. Zamknięcie Mulcibera za kratami nie zmieniało tak naprawdę za wiele. Problem wciąż pozostawał, Loretta dalej mogła pchać się w autodestrukcji. No i był ten szkopuł, że Alexander po prostu nie mógł trafić do więzienia, znał zbyt dużo sekretów i mógł pogrążyć nie tylko siebie, Louvaina, Lorettę, ale kurwa wszystkich spod mrocznego znaku. Kim był człowiek, który stwierdził, że taka gnida nadaje się na Śmierciożerce? Jasne, że Czarny Pan nie mógł znać na wylot wszystkich swoich sług, ale ktoś kto znał to cygańskie ścierwo nieco lepiej, musiał wcześniej za niego poświadczyć. Kpina.
- Słodka, ja naprawdę przerabiam to od dekady, może nawet więcej... Przerabiałem w głowie każdy scenariusz i jeszcze nigdy nie udało mi się ściągnąć jej z kolizyjnej... - zdegustowany, może zbyt mocno zmanierowany. Jego też bolała ta niemoc i opuchnięty ryj. - Specjalista byłby dobrym rozwiązaniem, ale ta opcja zakłada, że musiałaby przyznać przed samym sobą, że ma problem i popełnia błąd. - dorzucił chcąc szybko rozwiać wątpliwości. Oczywistym było również to, że zachowania jego bliźniaczki były bardzo złe, krzywdzące dla niej i mogące zostawić wiele ran, które nigdy się dobrze nie zabliźnią. Nie mógłby teraz być zły na przyjaciółkę, dobrze wiedział, że zależy jej na dobru Loretty momentami może bardziej, niż jemu. Potem pozwolił jej mówić i wsłuchiwał się co ma mu do przekazania. W między czasie w końcu zostały podane im do stolika zamówienia. Lou nie zamierzał jeszcze dłużej odwlekać tego po co tu też przyszedł. Potrzebował chwilowego, ale głębokiego wytchnienia od tego zamieszania. Na końcu długiej, szklanej rureczki, umieścił przygotowaną lepką grudkę i podpalił pośpiesznie zaciągając się głęboko. Poczuł jak w końcu rozluźniają mu się pospinane od obrażeń, ale i emocji, mięśnie na całym ciele. - On musi po prostu zniknąć, bezpowrotnie... - na bezdechu, wyrzucił beznamiętnie. Powstrzymał się od brutalnych konkluzji i bogatych w przemoc fraz, ale tego mu szczerze życzył i tego od niego oczekiwał. Chyba nie istniało bardziej dobitne rozwiązanie z tej patowej sytuacji. - Ewentualnie musiałby ją zdradzić... Zdrady nigdy by nie wybaczyła, nawet mi... - z już o wiele miększym głosem dorzucił naprędce.
miss goodman
rage, maybe rage would lift me up, make me stand, make me walk—
Wysoka (177 centymetrów) i niekształtna; wąska talia, niemalże płaska klatka piersiowa, szerokie ramiona oraz krzywe, bocianowate nogi zaskarbiły jej w szkolnych latach niechlubne przezwisko - oset. Jej miodowe włosy, jeśli nie potargane, upięte są w niedbały kok, zaś spojrzenie błękitnych oczu kryje w sobie zmęczenie. Poza tym nosi się elegancko, choć mało kobieco, lubując się w idealnie skrojonych garniturach.

Severine Crouch
#4
22.12.2023, 16:03  ✶  
Nigdy nie wypowiedziała na głos tego, jakie uczucia żywi względem Loretty. Sądziła, że samoistnie znikną jeśli nie nada im imienia. One tymczasem, na przekór Severine, z roku na rok przybierały na sile, stawały się coraz bardziej męczące, duszące, dławiące. Były też przebiegłe; zazdrość na przykład świetnie maskowała się jako gniew względem wszystkich partnerów malarki. Smutek z kolei lubił ubierać się w szaty pretensji względem świata.
Nigdy nie wypowiedziała tego na głos, ale też nigdy się z tym nie kryła; nie przed Louvainem. Nie trzeba było niesamowitej percepcji, by zauważyć, jak oczy Crouchówny wypełniają się blaskiem za każdym razem, gdy patrzy na Lorettę. Czułość i swego rodzaju uwielbienie z jakim ją dotykała. Wyrozumienie, z którym przyjmowała wszystko, co miała jej do powiedzenia. Podziw, jakim ją darzyła. Wsparcie, którym dla niej była, chociaż sama czuła, że jej świat się sypie.
Była w niej zakochana odkąd pamiętała. I bardzo bolało ją to, że Loretta w ten sposób pozwala się niszczyć.
— Yaxley ją zdradzał. Tak przynajmniej mówiło się w palestrze. Powiedziałam jej o tym, uwierzyła bez dowodów. Chyba sama miała pewne przypuszczenia — westchnęła ciężko, sięgając po zdobioną fajkę do opium. Była z prawdziwej kości słoniowej, czy jakiegoś taniego substytutu? Nie miało to żadnego znaczenia, ale dywagacje tego typu pozwalały myślom na chwilową ucieczkę od tematów bolesnych i niezwykle przykrych. — Nie wiem jak będzie tym razem, wydaje się... tak dawno nie widziałam jej tak ślepo w kogoś zapatrzonej. Możemy spróbować coś zaaranżować. Znasz połowę dziwek w Londynie — powiedziała to bez żadnej zawoalowanej złośliwości, czy wyrzutu; jakby miała przed sobą dokument i stwierdzała suchy fakt — Zapłać którejś za to, żeby wskoczyła mu do łóżka.
Plan tak dziecinnie prosty, że wszystko mogło pójść nie tak, począwszy od tego, że dziewczynie nie uda się uwieść Alexandra i kończąc na ryzyku, że Loretta dowie się o całej intrydze i wówczas nabije na pal cztery głowy: Mucibera, tej dziewczyny, Louvaina i Severine. A jeśli nawet jakimś cudem daruje im życie, to prawdopodobnie już nigdy więcej im nie zaufa. A potem zniszczy swoje życie i karierę dla ślepej wiary w to, że ktoś, kto nie zna łagodności, nagle znajdzie jej dla Loretty całe pokłady, a jej uczucia są w stanie skruszyć nawet najtwardsze serce.
Ale życie nie było tak piękne i wzniosłe jak sztuka, którą tworzyła.
— Lou, zanim się naćpasz, muszę powiedzieć ci coś ważnego... Ważniejszego niż Loretta, twoja duma i pierdolony Mulciber. — usiadła prosto, nie wiedząc co powinna zrobić z dłońmi, więc obracała w nich tę nieszczęsną fajkę — Pamiętasz jak prawie półtora roku temu nas poniosło?
evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#5
01.01.2024, 15:24  ✶  

Właśnie dlatego wybrał Severine na powierniczkę swoich skrytych problemów rodzinnych. Bo tylko ona tak naprawdę była w stanie zrozumieć jak obciążające dla serca i sumienia było troszczenie się o Lorettę. Nie dało się po tym wyjść w pełni kondycji na umyśle. Przecież wszystko mówiło za tym, aby pozwolić się jej rozbić w tym dryfowaniu bez kursu na morzu niebezpieczeństw. Ile razy wiara i nadzieja na odnowienie może być złamana, by nie potrafić się odbudować na nowo? Ciężko zliczyć, może nawet nie jest to wykonalne. On nigdy nie pytał w prost o uczucia Osetka do  Loretty, to byłoby zbyt nie wygodne dla niego, a co dopiero dla niej. Jeszcze w Hogwarcie, jakaś zaszczepiona podskórnie cząstka w nim mówiła mu, że to niewłaściwe, że nie powinien dawać na to przyzwolenia. Nie musiał być wróżbitą, żeby domyślić się jakie zdanie mógł mieć na ten temat ich ojciec. Jednak o wiele bardziej potrzebował jej nieocenionej pomocy w tym wszystkim. Ostatecznie wolał nie zbliżać się do tej cienkiej granicy, by nie musieć decydować między rozsądkiem, a wyuczonymi instynktami. Dzisiaj byli już zbyt zżyci w tej trójkątnej relacji, by faktycznie potrafił nagle zmienić retorykę i udawać, że wcale nie przyjaźnił się z Severine przez ponad dekadę. Zwyczajnie dojrzał do tego ciężaru gatunkowego, akceptując sprawy takimi jakim są, pielęgnując to, co w tym wszystkim było dla nich najlepsze.

Cmoknął instynktownie w geście zażenowania, kiedy tylko padło nazwisko byłego narzeczonego jego siostry. - On przynajmniej sam zrezygnował... - zaznaczył pewien istotny fakt, chociaż niesmak odczuwał wciąż taki sam. Z tą sprawą było o tyle łatwiej, że ostatecznie sama się rozwiązała, przynajmniej na tyle, by nie musieć o niej wracać, a wspominać o nim można było już z ulgą. Wzdrygnął się na słowa Crouch, podnosząc się na łokciach, spojrzał z lekka poirytowany i zaskoczony. - Nie pozwalaj sobie... - zaczął niby pogniewany, odstawiając podłużną lufkę na stolik. - Obrażaj sobie mnie do woli, ale od ciężko pracujących kobiet możesz się od... odstosunkować... - uśmiechnął się kącikiem ust, wskazując w końcu na zamierzoną ironię. Chociaż tak na prawdę nie przepadał, kiedy mu wypominała jego uległość do pokusy bliskości. Tym bardziej, że już prawie od dwóch lat jest porządnym śmierciożercą gentlemanem ze sztywnym kompasem moralnym. Korciło go by wzmocnić wypowiedź, ale przecież to ona mu pomagała, a nie na odwrót. - Zresztą to nie takie proste, potrzeba by zaaranżować całą intrygę, tak by Loretta sama wpadła na trop i sama dokopała się do prawdy. - dorzucił, klarując nieco sytuację. Stare numery z podrabianiem listów miłosnych do innych uczennic, pismem do złudzenia przypominającym pismo nowego chłopaka Loretty już nie przejdzie, nawet zmodyfikowany na teraźniejsze czasy już nie wypali.

Już zaciągał się dymem z podpalanego opium, a drobną sugestię przyjaciółki, by jeszcze przez chwilę zaniechał zażywania, najzwyczajniej pominął na te kilka sekund. Jednak kiedy przypomniała mu o tej sprawie, zaskoczony nagłym tematem, zakrztusił się dymem. Najpierw zasłonił usta rękawem, by szybko podmienić ją kawałkiem haftowanej chusty z wewnętrznej kieszeni marynarki. O tamtym wieczorze zdążył już nawet zapomnieć na tyle, by nie wracać wspomnieniami za każdym razem kiedy widział słodką twarzyczkę przyjaciółki. Bardzo się wstydził i krępował tego tematu, nie bez powodu prosił ją wtedy żeby do tego nie wracali. Poderwał się do pozycji siedzącej z leżanki, prostując plecy jak na rozkaz. - Ekh... Pamiętam... Myślałem, że mamy to już za sobą... - odbąkiwał coś ewidentnie spięty i poddenerwowany.

miss goodman
rage, maybe rage would lift me up, make me stand, make me walk—
Wysoka (177 centymetrów) i niekształtna; wąska talia, niemalże płaska klatka piersiowa, szerokie ramiona oraz krzywe, bocianowate nogi zaskarbiły jej w szkolnych latach niechlubne przezwisko - oset. Jej miodowe włosy, jeśli nie potargane, upięte są w niedbały kok, zaś spojrzenie błękitnych oczu kryje w sobie zmęczenie. Poza tym nosi się elegancko, choć mało kobieco, lubując się w idealnie skrojonych garniturach.

Severine Crouch
#6
01.01.2024, 23:56  ✶  
Sprawę Loretty skwitowała jedynie pełnym zmęczenia i smutku westchnieniem.
Przez całe życie potykała się i wstawała, lizała rany i znów je otwierała, spadała i się wznosiła; była brzydkim ostem i jaśniejącą gwiazdą, wznosiła się na wyżyny sal Wizengamotu i spadała na dno na Podziemnych Ścieżkach. Od zawsze dusiła w sobie emocje - ona, która miała w sobie całe morze uczuć, gwałtowne i wzburzone jak w czasie sztormu - i służyła ramieniem oraz radą dla każdego ze swych przyjaciół. Kiedy jednak brakowało już słów pocieszenia, a objęcia nie wystarczały, ocierała ich łzy, polewała kieliszek, nabijała fajki opium, nastawiała igłę gramofonu i podrywała ich do tańca. A była w nim lekka i zwinna jak pliszka, choć serce miała ciężkie jak z ołowiu.
Kochała Lorettę miłością beznadziejną, paradoksalnie odnajdując szczęście w swym nieszczęściu. Kochała Louvaina miłością bezgraniczną i czystą, pozbawioną tego okołoromantycznego pierwiastka (mówią, że przyjaźń damsko-męska nie istnieje, ale to nie prawda; istnieje, jeśli wygląda się jak Severine), choć przez jeden wieczór było zupełnie inaczej, gdy pijana rzuciła "nigdy nie całowałam mężczyzny" i chwilę później nieśmiało zapytała, czy może pocałować jego, a potem wszystko zadziało się samo - jej sukienka na podłodze i jego koszula na oparciu kanapy.
Nigdy nie postrzegała tej nocy jako błędu; w pewnym sensie była ukontentowana tym, że to właśnie Louvain znalazł się wtedy w jej mieszkaniu - Louvain, którego tak długo znała, któremu ufała i który nigdy by jej nie skrzywdził, zamiast kogoś obcego, nieznajomego, przed którym nie umiałaby otworzyć się tak samo, jak przed przyjacielem. Ta jedna jedyna chwila zapomnienia nie zmieniła sposobu, w jaki na niego patrzyła; stało się, po prostu. Mieli teraz jedną tajemnicę więcej.
Tak przynajmniej sądziła, dopóki nie zorientowała się, że ich czyn będzie miał swoje konsekwencje.
— Chciałabym... Naprawdę chciałabym zostawić to za sobą, ale obawiam się, że to w ogóle niemożliwe — zaczęła niepewnie, jakby przepraszająco. Wiedziała, że jest to dla niego temat trudny - samo to, w jaki sposób się wyprostował i spojrzał na nią świadczyło o emocjonalnym stosunku - zwłaszcza teraz, gdy chyba postanowił się ustatkować. Nie chciała mu tego niszczyć, burzyć tego, co mozolnie budował, dlatego wzięła całą odpowiedzialność na siebie i chroniła go jak tylko mogła, ale teraz miała wrażenie, że znalazła się w ciemnym pokoju bez wyjścia, w którym ściany zaczęły na nią napierać i bała się, że zostanie przez nie zgnieciona, jeśli zaraz nie zacznie krzyczeć o pomoc. — Nie powiedziałam ci. Dopiero co się zaręczyłeś i byłeś taki szczęśliwy... Nie chciałam wywracać ci tego wszystkiego do góry nogami i miałam nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży, ale się nie ułożyło. Obiecali mi pomóc, ale mi go zabrali, oddali dalszym krewnym, a ja nawet nie mogę znaleźć ich adresu, bo obwarowali dom zaklęciami zabezpieczającymi przede mną, jakbym była co najmniej... co najmniej jakimś potworem...
Płacz ściskał jej gardło, przez co mówiła coraz cieńszym i bardziej drżącym głosem, aż w końcu ukryła twarz w dłoniach i oddychała ciężko. Wreszcie się uspokoiła i spojrzała na niego z oczami czerwonymi od łez.
— Ja nigdzie nie wyjechałam, Lou. Nie byłam też chora. Na początku roku urodziłam chłopca. Twojego syna.
evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#7
07.01.2024, 19:54  ✶  

Żałował tego co zrobili. Żałował, że dał się ponieść instynktowi, że zostawił rozum na dnie tej butelki. Ta chwila uniesienia kompletnie nie była warta wszystkich następstw tej decyzji. Bo coś tamtej nocy umarło, przepadło bezpowrotnie, a ich relacja już nigdy nie mogła być tak szczeniacko beztroska. Ta relacja nigdy nie powinna zbaczać z raz obranego kursu, bo było to zbyt cenne dla niego. Dobrze widział na przykładzie swojej siostry jakie oddanie potrafiła wykazać względem swoich przyjaciół. Oczywiste, że to nie oznaczało, że nigdy już nie będą mogli być dla siebie wsparciem, jednak coś się zmieniło. Dużo czasu zajęło mu zanim potrafił spojrzeć na Severine bez poczucia wstydu do samego siebie. Przecież w jego życiu nie brakowało kobiecego ciepła, nie potrzebował tego w żadnym wypadku, a jednak uległ pokusie. Sprowokował nieodwracalne i chociaż to być może błahostka, mało skomplikowana sprawa, która wymagała jedynie kilku rozmów do przepracowania tego, to ciążyło mu na sumieniu. Obwiniał w przytłaczającej większości siebie samego, bo jak mógłby winić Osetkę? Usłyszał to jedno hasło, że nigdy nie całowała się z mężczyzną i kompletnie zapomniał o przyzwoitości. Oh na boga, przecież to prawie tak jakby, ledwo przechodziło mu nawet przez myśl, przespać się z własną siostrą. Bo takim rodzajem wrażliwości darzył przyjaciółkę, bo przecież taką łagodnością potrafili się obdarzyć. Nie powinno się to zdarzyć, absolutnie.

Milczał i słuchał. No bo co miał powiedzieć? Wszystko co mówiła, każde kolejne zdanie było przytłaczające. Obciążone takim ładunkiem emocjonalnym, że ciężko mu było nawet patrzeć jej w oczy. Jednak słuchał, bo tego wymagała przyzwoitość i przyjaźń. Chciał jej przerwać i dopytywać. Kogo zabrali? Jaki adres? O czym ty do cholery mówisz Severine? Jednak żal zacisnął mu pętle w krtani, nie potrafił wydusić z siebie ani słowa. Podawała mu wszystko w taki sposób, że napięcie wyłącznie rosło i rosło. Już z ruchu jej twarzy wiedział, że to co chce mu przekazać było dobijające.

Zbladł. Nawet kiedy wrócił z limbo nie było mu tak słabo jak teraz. Przez sekundę chciał dopytywać, czy jest pewna. Czy jest przekonana, że to na pewno jego syn. Nie potrafił tego przyjąć do świadomości. Przez tyle lat imprezował, przetańczył galeonów na kamienicę na Pokątnej i dopiero w taki sposób dorobił się nieślubnego dziecka? Milczał, długo milczał. Przygnębiający smutek przeszywał go na wskroś, ale nie potrafił uronić nawet łzy. On nie płacze, on nie krzyczy. On się niszczy.

- Jak ma na imię? - wydusił z siebie w końcu cokolwiek. Drżącym głosem, obdarty ze swojej pewności siebie. Kompletnie nie wiedział co powinien teraz powiedzieć. Wszystko co przychodziło mu na myśl, było miałkie. Przecież nie chciał tego dziecka, cholera nawet nie mógł chcieć. Ale jeszcze bardziej nie chciał ranić uczuć przyjaciółki. - Powiedz... Jak mogę Ci pomóc? - dorzucił przygnębiony. Co za potworność. Nie potrafił sobie nawet wyobrazić co musiała czuć Severine, a była taka dzielna. Milczała, by go chronić. Nie zasługiwał na nią w żadnym wypadku. W swojej bezsilności jedyne co mógł teraz zrobić, to przysunąć się bliżej niej, otulić z każdej strony i pozwolić zapłakać jej swoją koszulę.

miss goodman
rage, maybe rage would lift me up, make me stand, make me walk—
Wysoka (177 centymetrów) i niekształtna; wąska talia, niemalże płaska klatka piersiowa, szerokie ramiona oraz krzywe, bocianowate nogi zaskarbiły jej w szkolnych latach niechlubne przezwisko - oset. Jej miodowe włosy, jeśli nie potargane, upięte są w niedbały kok, zaś spojrzenie błękitnych oczu kryje w sobie zmęczenie. Poza tym nosi się elegancko, choć mało kobieco, lubując się w idealnie skrojonych garniturach.

Severine Crouch
#8
14.02.2024, 13:26  ✶  
Mówiono o Severine, że była niewzruszoną skałą.
Dlaczego więc teraz płakała, tak żałośnie krucha i słaba, szukając pocieszenia w ramionach przyjaciela? Do perfekcji opanowała przecież sztukę odcinania się od swoich emocji, dystansowania się, mówienia o sobie w taki sposób, jakby przedstawiała kolejnego klienta i sprawę; bezpodmiotowo, chłodno, nastawiona wyłącznie na zysk. Dlaczego nagle się złamała? Jedna z przyczyn z pewnością leżała w ludzkiej fizjologii, w burzy hormonów, jakie jej organizm - jakby na przekór niej samej - produkował w nadmiernych ilościach. Ale to nie wyrzut oksytocyny doprowadził Severine do takiego stanu.
Czuła, że coś w niej pęka. Powoli, kawałek po kawałku, jak tama, która nie może dłużej powstrzymać zbierającej się za nią wody, która w końcu przerywa pozornie solidny (żel)beton i przedziera się na zewnątrz. Zdawało jej się, że oto wylewają się z niej wszystkie uczucia, jakie tłumiła przez ostatnie lata i wstydziła się za siebie. Wstydziła się swojej opuchniętej, czerwonej twarzy i łzy cieknących po policzkach i tego, że nie była w stanie mówić.
— Atticus — załkała żałośnie. Genezy imienia nie zdradzała - gdyby zapytał, szłaby w zaparte, że nie stało za tym nic nadzwyczajnego; jedynie spodobało jej się brzmienie tego imienia. Nie należy komplikować sprawy bardziej, niż już była zagmatwana. — Nie wiem... Nie wiem, Lou.
A przecież zawsze wiedziała. Zawsze umiała znaleźć wyjście z każdej sytuacji, światełko w tunelu - nawet jeśli sama musiała rozniecić tę iskrę. Teraz wydawało jej się, że znajduje się w ciemnym pokoju bez możliwości wyjścia, a ściany napierają na nią z każdej strony coraz mocniej, i mocniej. Żałośnie bezradna wobec okrucieństwa świata.
Przylgnęła więc do Louvaina, złożyła głowę na jego zimnym jak lód torsie i długo nie mówiła nic. Pozwalała tylko łzom płynąć, wylać się za wszystkie czasy. Och, jakże kojąca była bliskość drugiego człowieka! A gdy wreszcie się uspokoiła, ostrożnie podniosła na niego spojrzenie zaczerwienionych oczu. Nie odsunęła się jednak, zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo brakowało jej zwyczajnego przyjacielskiego dotyku.
— Nie zamierzam cię prosić, abyś go uznał. To przyniesie nam same kłopoty i wywoła niepotrzebny skandal. Właściwie, to nikt nie musi wiedzieć, że to ja go urodziłam... — głos miała dziwnie ochrypły, jakby nie do końca zgadzała się ze słusznością swoich słów — Chcę mieć go tylko przy sobie. Móc uczestniczyć w jego życiu bez lęku, że znów go stracę.
evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#9
24.03.2024, 20:50  ✶  

Mocne uderzenie zaserwowała mu Severine, na pewno mocniejsze, niż to do romskiego wieszcza. W przeciwieńśtwie do przyjaciółki nie potrafił zaszlochać, uronić choćby łzy. To wszystko było przejmujące to pewne, ale kiedy widział jak ona rozsypuję mu się niemalże w ramionach, nie potrafił okazać słabości. Chociaż on musiał być w tej sytuacji silny, choć wcale takim się nie czuł. Miał ochotę zaszyć się pod ziemię, albo tyłek. Tak na wszelki wypadek, gdyby po tym wszystkim czego doświadczył przez ostatnie parę dni, przyszło mu do głowy uciec przez przytłaczającą rzeczywistością w alkohol, albo inne używki.

- Pięknie...- wyrzucił, z trudem zmuszając swój głos do niezałamania się. Otulił ją ramieniem i chciał powiedzieć, że wszystko się jakoś ułoży, ale nie potrafił postawić tak wielkiej obietnicy bez pokrycia. To cholernie wszystko komplikowało i bardzo dobrze to rozumiał. Tak jak teraz zaczynał rozumieć te wszystkie dziwne zachowania Severine na przestrzeni ostatniego roku. Teraz wszystko nabierało większego sensu, jakby wcześniej nie potrafił połączyć kropek. Jej słowa tylko potwierdziły jego przypuszczenia i nieco go uspokoiły.

- Nikomu by to nie pomogło, na pewno nie jemu... - dodał od siebie. Z jednej strony tak będzie bezpieczniej dla nich wszystkich, a z drugiej, czuł jakby uciekał przed odpowiedzialnością. Ale co mogli zrobić? Oboje zostaliby wydziedziczeni i wypchnięci poza margines przez własne społeczności. Chłopiec zasługiwał na rodzinę, problem tylko, że oni takiej nie stworzą. To było po prostu nierealne. Mogli co najwyżej stwarzać pozory, pobrać się, ale to i tak nie rozwiązywało żadnego problemu. To i tak nie był odpowiedni moment na podejmowanie takich trudnych decyzji. Jedyne co mógł teraz dla nich zrobić, to wspierać Severine w tym wszystkim. - Wiesz gdzie on teraz jest? - z przejęciem w głosie dopytał odrazu. - Zrobię co tylko w mojej mocy, ale powiedz mi co... Ewidentnie podłamany, sam do końca nie wiedział co powinien teraz zrobić, co powiedzieć. Zupełnie nie tak wyobrażał sobie zostanie ojcem, a przecież marzył o szczęśliwej rodzinie. Pragnął własnego miejsca na ziemi w którym mógłby się troszczyć o swoich najbliższych, ukochaną wraz z dziećmi. To nie tak miało wyglądać, nie tak to wszystko zaplanował.

miss goodman
rage, maybe rage would lift me up, make me stand, make me walk—
Wysoka (177 centymetrów) i niekształtna; wąska talia, niemalże płaska klatka piersiowa, szerokie ramiona oraz krzywe, bocianowate nogi zaskarbiły jej w szkolnych latach niechlubne przezwisko - oset. Jej miodowe włosy, jeśli nie potargane, upięte są w niedbały kok, zaś spojrzenie błękitnych oczu kryje w sobie zmęczenie. Poza tym nosi się elegancko, choć mało kobieco, lubując się w idealnie skrojonych garniturach.

Severine Crouch
#10
28.06.2024, 21:22  ✶  
Nie oczekiwała od niego łez, ani skruchy. Nie oczekiwała od Louvaina, że teraz uklęknie przed nią z pierścionkiem, pójdzie do jej ojca i stanie w jej obronie, kupi spóźnioną wyprawkę dla ich syna, będzie razem z nią znosił trudy kolek i pierwszych ząbków oraz radość z pierwszych kroków i słów. Nie chciała dla nich przyszłości, w której musieliby zrezygnować z siebie - przynajmniej częściowo z siebie - i udawać przed światem. To się nie mogło udać, bo chociaż był jedną z osób, które kochała najmocniej na świecie, to miłość ta nie różniła się niczym od tej, którą żywiła względem Oleandra. Czysta, platoniczna i siostrzana. Severine pragnęła, żeby wszystko było jak dawniej; plotki przy winie, zwierzenia przy opium i porozumiewawcze uśmiechy - jej z trybun, jego z boiska - podczas tych kilku sekund meczu, kiedy ich spojrzenia się spotykały. Ale to wszystko było dziś jedynie mrzonką, bo był przecież nimi ktoś, człowiek o rączkach wielkości jej kciuka, który wywracał to wszystko do góry nogami.
Ładnie. Uśmiechnęła się smutno, ale on nie mógł tego zobaczyć, kiedy wtuliła mokry od łez policzek w jego tors.  Czy powiedziałbyś tak, gdybyś wiedział, że to imię po bohaterze mugolskiej książki? Prawniku, jak ja. Twoja skóra jest zimna jak lód - czuję to, może i jestem teraz rozdarta, ale nie straciłam czujności. To ty byłeś w Limbo, prawda?
Nawet jeśli, to nie miało to dla niej większego znaczenia. Louvain - celebryta, Louvain - Śmierciożerca; Severine znajdzie sposób, by go ochronić. Ale nie dziś, dziś potrzebowała ramion zamykających się wokół niej i serca wybijającego kojący rytm. O ratowaniu świata - swojego małego świata - będzie myślała jutro.
— Nie wiem, gdzie jest. Dobra wiadomość jest taka, że adoptowali go krewni mojej matki, ale nie mam pojęcia kto i gdzie... Wiesz, ona nie jest tak bezduszna i ta uzurpatorka roszcząca sobie prawo do naszego chłopczyka czasem... czasem... Kontaktuje się z moją matką i dostaję jego zdjęcia. Pokażę ci, mam je zawsze przy sobie — nie odrywając się od Louvaina, chwyciła torebkę, przez chwilę szukała w niej wspomnianej fotografii, czego nie ułatwiały jej drżące dłonie. W końcu udało jej się znaleźć zgięte wpół zdjęcie przedstawiające leżące w łóżku niemowlę. Z pozoru dziecko jak każde inne; pulchne, pyzate, eksponujące w uśmiechu pierwszy dolny mleczak, wesoło machające małymi rączkami i nóżkami do osoby robiącej mu zdjęcie. Im dłużej jednak się mu przyglądało, tym wyraźniejsze stawało się podobieństwo do Lestrenge'a - trudno było powiedzieć, czy było to spojrzenie, kształt noska, czy ciemne włosy; byli po prostu podobni.
Otarła łzy. Odsunęła się od niego nieznacznie, lecz wciąż nie wyswobadzała się z jego uścisku.
— Chcę zniszczyć mojego ojca. Zadać mu taki cios, że nie będzie w stanie się samodzielnie pozbierać i będzie błagać mnie o pomoc. Wtedy odzyskam Atticusa, a on przestanie mi zagrażać.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Louvain Lestrange (2994), Severine Crouch (2534)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa