Rozliczono - Stanley Borgin - osiągnięcie Badacz tajemnic I
13 czerwca 1972
Robert & Stanley
Nie był pewien tego, co zastanie po powrocie do Londynu.
Nie opuścił miasta na długo. Nieobecny był jedynie nieco ponad miesiąc. Ile mogło się przez ten czas wydarzyć? Jak wiele zmienić? Czas niestety nie stanął w miejscu, życie nadal biegło do przodu. Miał podstawy, żeby się pewnych rzeczy obawiać. Były to w dodatku podstawy dość solidne. Uzasadnione.
Przekonał się o tym boleśnie, podczas swojego niedawnego spotkania z Mistrzem.
Nie był typem człowieka, który po przegranej walce wpełza do nory, żeby następnie przez długie tygodnie nie opuszczać bezpiecznego schronienia, które ta stanowiła. Był świadomy, że postępując w ten sposób, nie zdoła niczego wyprostować. Niczego naprawić. Do tego potrzebne były konkretne działania. Podniesiona głowa, wyprostowane ramiona. Przynajmniej odrobina pewności siebie.
Lata temu nauczył go tego ojciec. Była to jedna z niewielu kwestii, w których Robert się po dziś dzień z Francisem zgadzał.
Umówiony ze Stanleyem, w sklepie pojawił się odpowiednio wcześniej. Dostanie się do środka, nie stanowiło dla niego żadnego problemu. Posiadał świstoklik, przygotowany niegdyś z myślą o szybkim przemieszczaniu się z domu do sklepu. Było to całkiem wygodne. Pozwalało mu uniknąć zbędnego rzucania się w oczy na Nokturnie. Dzięki temu nie był z tym miejscem łączony zbyt często. Przez zbyt wielu ludzi.
Czekając na pojawienie się syna, dokonał wstępnej inspekcji lokalu. Zajrzał kolejno do każdego z pomieszczeń. Upewnił się czy każda jedna rzecz znajdywała się we właściwym miejscu - oczywiście dotyczyło to rzeczy istotnych. Miał na to wystarczająco dużo czasu. Mógł sobie na to pozwolić.
Kiedy Stanley znalazł się wreszcie na miejscu, z okularami na nosie, zajęty był przeglądaniem dość opasłej księgi, w której znajdywały się zapisku dotyczące sprzedaży. Na podstawie zgromadzonych tutaj informacji, można było na bieżąco weryfikować, które produkty w danym okresie czasu sprzedawały się lepiej bądź gorzej. Pomagało to w podejmowaniu decyzji w zakresie zaopatrzenia sklepu. Ułatwiało właściwy dobór towaru.
Albo przynajmniej powinno to robić.
- Zdajesz sobie sprawę, że pracownik nie prowadził żadnej ewidencji w zakresie sprzedaży począwszy od 15 maja? - nie padło żadne dzień dobry, cześć, miło Ciebie widzieć, trochę czasu minęło. Robert tradycyjnie był tym samym Robertem co zawsze. Ale może to dobrze? Przynajmniej można było mieć pewność, że to właśnie on znajdywał się właśnie za sklepową ladą. - To daje nam cały miesiąc bez choćby jednej informacji odnośnie tego, jak funkcjonował sklep. Czy funkcjonował w ogóle? - z westchnięciem zamknął księgę, odłożył ją gdzieś pod ladą. Musiała być tam jakaś półka czy coś podobnego. Czyżby nie przejmował się tym, że do zawartych tam informacji mogłaby się dostać przypadkowa osoba? Następnie pozbył się również okularów. Przestały być potrzebne. - Zamknij i zabezpiecz wejście, porozmawiamy w gabinecie.
Co prawda nie istniała faktyczna potrzeba, żeby do gabinetu się przenosić, ale... to była wygoda. Po prostu wygoda. Mogli usiąść w podniszczonych, ale jednak fotelach. Mogli też sięgnąć po alkohol, postawić szklanki. Zawsze to trochę inaczej niż tak stać na samym środku sali sprzedażowej.
Nie czekając na jakąś reakcje, ruszył w stronę drzwi prowadzących na zaplecze.