• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu Podziemne Ścieżki v
1 2 Dalej »
[13 czerwca 1972] Olibanum, Robert & Stanley

[13 czerwca 1972] Olibanum, Robert & Stanley
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#1
31.12.2023, 20:03  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.12.2024, 10:41 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Sesja rozliczona w osiągnięciu Badacz Tajemnic przez Roberta Mulcibera.
Rozliczono - Stanley Borgin - osiągnięcie Badacz tajemnic I

13 czerwca 1972
Robert & Stanley


Nie był pewien tego, co zastanie po powrocie do Londynu.

Nie opuścił miasta na długo. Nieobecny był jedynie nieco ponad miesiąc. Ile mogło się przez ten czas wydarzyć? Jak wiele zmienić? Czas niestety nie stanął w miejscu, życie nadal biegło do przodu. Miał podstawy, żeby się pewnych rzeczy obawiać. Były to w dodatku podstawy dość solidne. Uzasadnione.

Przekonał się o tym boleśnie, podczas swojego niedawnego spotkania z Mistrzem.

Nie był typem człowieka, który po przegranej walce wpełza do nory, żeby następnie przez długie tygodnie nie opuszczać bezpiecznego schronienia, które ta stanowiła. Był świadomy, że postępując w ten sposób, nie zdoła niczego wyprostować. Niczego naprawić. Do tego potrzebne były konkretne działania. Podniesiona głowa, wyprostowane ramiona. Przynajmniej odrobina pewności siebie.

Lata temu nauczył go tego ojciec. Była to jedna z niewielu kwestii, w których Robert się po dziś dzień z Francisem zgadzał.

Umówiony ze Stanleyem, w sklepie pojawił się odpowiednio wcześniej. Dostanie się do środka, nie stanowiło dla niego żadnego problemu. Posiadał świstoklik, przygotowany niegdyś z myślą o szybkim przemieszczaniu się z domu do sklepu. Było to całkiem wygodne. Pozwalało mu uniknąć zbędnego rzucania się w oczy na Nokturnie. Dzięki temu nie był z tym miejscem łączony zbyt często. Przez zbyt wielu ludzi.

Czekając na pojawienie się syna, dokonał wstępnej inspekcji lokalu. Zajrzał kolejno do każdego z pomieszczeń. Upewnił się czy każda jedna rzecz znajdywała się we właściwym miejscu - oczywiście dotyczyło to rzeczy istotnych. Miał na to wystarczająco dużo czasu. Mógł sobie na to pozwolić.

Kiedy Stanley znalazł się wreszcie na miejscu, z okularami na nosie, zajęty był przeglądaniem dość opasłej księgi, w której znajdywały się zapisku dotyczące sprzedaży. Na podstawie zgromadzonych tutaj informacji, można było na bieżąco weryfikować, które produkty w danym okresie czasu sprzedawały się lepiej bądź gorzej. Pomagało to w podejmowaniu decyzji w zakresie zaopatrzenia sklepu. Ułatwiało właściwy dobór towaru.

Albo przynajmniej powinno to robić.

- Zdajesz sobie sprawę, że pracownik nie prowadził żadnej ewidencji w zakresie sprzedaży począwszy od 15 maja? - nie padło żadne dzień dobry, cześć, miło Ciebie widzieć, trochę czasu minęło. Robert tradycyjnie był tym samym Robertem co zawsze. Ale może to dobrze? Przynajmniej można było mieć pewność, że to właśnie on znajdywał się właśnie za sklepową ladą. - To daje nam cały miesiąc bez choćby jednej informacji odnośnie tego, jak funkcjonował sklep. Czy funkcjonował w ogóle? - z westchnięciem zamknął księgę, odłożył ją gdzieś pod ladą. Musiała być tam jakaś półka czy coś podobnego. Czyżby nie przejmował się tym, że do zawartych tam informacji mogłaby się dostać przypadkowa osoba? Następnie pozbył się również okularów. Przestały być potrzebne. - Zamknij i zabezpiecz wejście, porozmawiamy w gabinecie.

Co prawda nie istniała faktyczna potrzeba, żeby do gabinetu się przenosić, ale... to była wygoda. Po prostu wygoda. Mogli usiąść w podniszczonych, ale jednak fotelach. Mogli też sięgnąć po alkohol, postawić szklanki. Zawsze to trochę inaczej niż tak stać na samym środku sali sprzedażowej.

Nie czekając na jakąś reakcje, ruszył w stronę drzwi prowadzących na zaplecze.

Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#2
02.01.2024, 00:21  ✶  

Stanley mógłby przysiąść, że Robert po raz drugi zawinął się po mleko w jego życiu i miał już nie wrócić. Wielki pan turysta i znawca kultury Francuskiej wziął nogi za pas i wyjechał sobie do Paryża. Najdziwniejsze w tym było tylko jedno - nie wyjechał bez słowa i nawet postanowił coś zostawić po sobie jako prezent? Pamiątkę? Nie - jako przetrzymanie, bo właśnie chciał odzyskać wszystko to co powierzył własnemu synowi. No cóż - tak też się zdarza.

Czy list zdziwił Stanleya? Trochę, dużo bardziej, niż sama jego zawartość. Borgin był zdziwiony, że jakikolwiek list otrzymał, wszak w ich wspólnym "hobby" się trochę ostatnio pogmatwało. Czarny Pan zapowiedział walkę z tymi co mu się sprzeciwili, a Robert miał przecież czelność czy odwagę to zrobić.

Dobrze było jednak wiedzieć, że jeszcze nic mu nie zrobił albo go w jakiś sposób oszczędził. Gorzej jeżeli teraz miał być skazany na dożywocie ucieczek przed wszystkimi osobami, a każdy jego odwiedzający miałby być potencjalnym egzekutorem na jego osobie.

Umówili się na spotkanie, więc i trzeba było się na nie stawić. Papiery wylądowały w wewnętrznej części płaszcza, a klucze gdzieś między jego własnymi i paczką papierosów. Kolejne rodzinne zjednoczenie? Ile ich jeszcze kurwa planujesz? zastanawiał się całą drogę, snując tylko domysły na ten temat.

Znajdując odpowiedni lokal, otworzył sobie drzwi i wszedł do środka, ponieważ jeszcze przez minutę był niejako właścicielem, chociaż tak naprawdę to powiernikiem tego przybytku - Ciebie też dobrze widzieć... - rzucił pod nosem, trochę dla siebie, a trochę dla nikogo. Obraz, który zobaczył wcale go nie zaskoczył i w sumie nie powinien. Ten stary dziad był po prostu niereformowalny, a miesiąc we Francji go wcale nie zmienił. Tysiąc tłuczków w głowę by go pewnie nawet nie zmieniło, ten typ tak ewidentnie miał i to oznaczało tylko jedno - Stanley był obciążony genetycznie.

- Tragedia, co? - odparł głośniej, rozglądając się po środku. Fakt, Borgin nie bardzo miał czas, aby jakoś bardziej zająć się tym przybytkiem bo miał własne problemy na głowie - jak chociażby remont "Głębiny" na Nokturnie - Działał... jako tako pewnie. Czasu nie miałem, aby coś więcej tutaj działać - wytłumaczył, a następnie postąpił zgodnie z instrukcjami ojca odnośnie drzwi. Bezpieczeństwo to podstawa.

Ruszył w głąb lokalu do biura Roberta i gdy tam dotarli, zatrzymał się koło biurka - Na długo przyjechałeś? Trzy tygodnie? Miesiąc? - zapytał, wyciągając dokumenty z płaszcza, które położył na blacie - Może dwa tym razem? - dodał, robiąc to samo z kluczami. Starszy Mulciber otrzymał swoją własność - ponownie mając moc sprawczą w obydwóch sprawach... chociaż czy kiedykolwiek ją utracił?



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#3
06.01.2024, 16:34  ✶  

Sprawy się odrobinę skomplikowały, to prawda, ale ostatecznie nie było tak źle, jak to sobie początkowo zakładał. Przede wszystkim zachował życie. Wielu innych nie miało tego szczęścia. Względem niektórych on sam był zmuszony do tego, aby wyciągnąć odpowiednie konsekwencje. Wiedział w jaki sposób to wszystko funkcjonowało. Zdawał sobie sprawę z tego, że cała ta wyprawa do Francji, będzie go wiele kosztować. Zarazem jednak nie mógł w tym przypadku postąpić inaczej. Nie miał czasu na to, aby poszukać innego rozwiązania.

Słysząc kolejne słowa syna, nie te pierwsze, zatrzymał się w pół drogi na zaplecze. Odwrócił się w jego kierunku. Zmierzył Stanleya uważnym spojrzeniem. Ostatecznie zrezygnował jednak z wygłoszenia jakiegokolwiek komentarza. Wszelkie uwagi oraz pytania, które krążyły po głowie musiały chwilę zaczekać.

Kiedy znaleźli się w dość zaniedbanym gabinecie, Robert zajął swoje standardowe miejsce - w fotelu za biurkiem. Nie tracił czasu na sięganie po szklanki oraz butelkę, o ile jakakolwiek butelka z alkoholem przez ten miesiąc przetrwała. Może zdecyduje się na ten krok później. Pierw należało się zająć tym co istotne.

- Siadaj, zaraz wszystko sobie wyjaśnimy. - mimo słów Stanleya, jego karygodnego zachowania, nie okazał złości. Nie dało się wychwycić żadnej irytacji. Jedynie spokój, który zaczynał dopiero odzyskiwać. Po trosze każdego dnia. Krok po kroku. - Chyba, że wolisz pierw wszystko z siebie wyrzucić?

Cokolwiek zdecydował Stanley, Robert mu na to pozwolił. Swoją uwagę podzielił pomiędzy syna, a zwrócone dokumenty. Sprawdził czy te były kompletne. Upewnił się, że wszystko znajdywało się na swoim miejscu. Następnie odsunął na bok.

- Możemy już zająć się tym co istotne? - możliwe, że tym razem w spojrzeniu mignęło coś na kształt lekkiej irytacji. Ułamek sekundy. Tak krótko, że równie dobrze Borginowi mogło się to tylko wydawać. Albo może chciał dostrzec tutaj cokolwiek? - Potrzebuje rozeznać się we wszystkim, co miało miejsce w ostatnim miesiącu. Wiem, że po Beltane działo się sporo. Nie zamierzam opuszczać Londynu, ale żeby działać, potrzebuje wszystko odpowiednio sobie poukładać. - wyjaśnił, przedstawił chłopakowi czego oczekuje; czego od niego potrzebuje. Mógł odmówić, mógł się zgodzić. Co jednak byłoby w tym przypadku lepszą opcją? Obydwoje tkwili po uszy w tym samym bagnie. Działali w imię jednej idei. A przynajmniej tak było wcześniej. Do czasu kiedy Robert zniknął. Nagle. Bez konkretnych wyjaśnień. Zostawiając po sobie jedynie list oraz adres, pod którym można było próbować nawiązać z nim kontakt.

Czy wszystko nadal było aktualne?

- Wiem, że udało Ci się dostarczyć głowę naszego przyjaciela pod właściwy adres, zdążyłem jeszcze odczytać list, muszę jednak wiedzieć czy później nie doszło w związku z tym do żadnych komplikacji? - zadał pytanie. Doprecyzował, wskazując zarazem na to, o co mu w tym przypadku chodziło. Mimo ostrzeżenia, którego udzielił Stanleyowi w kwietniu, teraz wszystko weryfikował. sprawdzał.

Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#4
08.01.2024, 01:23  ✶  

Jak tak obserwował działania swojego ojca to doszedł do jednego wniosku. Stary nie dosyć, że był niereformowalny, to jeszcze ktoś mu wsadził kija głęboko w cztery litery w tej Francji. Aż odechciewało się wnikać w to, po co on tam w ogóle pojechał. Jego wzrok wyglądał jakby chciał go co najmniej zamordować na miejscu - ot to dostaje się w podzięce od własnego ojca. Trzeba było się z tym pogodzić albo odnaleźć tego mitycznego brata, licząc, że ten otrzymał więcej człowieczych cech.

Usiadł, nie zdejmując jednak swojego płaszcza - Nie. Przejdźmy do meritum spotkania, a moje poprzednie słowa możesz zignorować. Zupełnie jakby nigdy nie padły - odparł, nie widząc najmniejszego sensu w prowadzeniu jakiejś dyskusji odnośnie tego co powiedział. Równie dobrze mógłby po prostu powiedzieć - "przepraszam ojcze", pochylić głowę i liczyć, że tym razem obędzie się bez kary. Niby Robert mówił normalnie ale było coś w tym z pretensji albo tak go po prostu interpretował Stanley, modląc się, że los będzie dla niego łaskawy.

Dokumenty były kompletne i nie pogniecione, a wręcz zadbane. Borgin nie mając czasu aby się nimi bardziej zająć, po prostu je przejrzał, a następnie schował do jednej z książek, de facto zapominając o ich istnieniu. Na całe szczęście oddał je teraz ojcu, więc były jego problemem.

- Oczywiście, że tak. W końcu po to mnie tu wezwałeś, czyż nie? - odparł retorycznie, wyciągając paczkę papierosów, by poczęstować się jednym. Po chwili położył ją oczywiście na stole, tak aby i ten stary pryk mógł się poczęstować, gdyby miał tylko taką ochotę - Pytaj o co chcesz. Jeżeli będę wiedział to Ci odpowiem, jeżeli nie... to nie. Logiczne - stwierdził, podpalając fajkę - Ewentualnie podpowiem kto mógłby to wiedzieć - dodał, zaciągając się nią, a wręcz rozkoszując się pierwszą partią nikotyny, która dotarła do jego płuc. Robert musiał mieć wszystko i wszystkich poukładanych. Musiało być tak jak on chciał.

Nie działo się nic wielkiego, więc i nie była potrzebna niezapowiedziana wizyta we Francji. Stanley oczywiście bał się, że na pobeltanowskim spotkaniu, będą kazali im odnaleźć jego ojca ale tak się na szczęście nie stało, więc życie toczyło się dalej.

- Nie. Nie było żadnych problemów z głową - rzekł, opierając się wygodnie o oparcie fotela - Harper pewnie dalej jest w szoku, że dostała taki piękny prezent - wyjaśnił, nie wiedząc jeszcze, że jedna z brygadzistek miała zamiar przełamać się i donieść na temat tego co widziała - Zresztą w Ministerstwie jest taki dym, że szkoda gadać. Dodać do tego braki kadrowe... - wzruszył lekko ramionami. Niedobór funkcjonariuszy nie był ich problemem, a wręcz działał na ich korzyść - Na Beltane było więcej problemów, niż z naszym koleszkom - dodał - Mało brakowało i Chestera by zawinęli na dołek - wspomniał Robertowi bo nie bardzo wiedział ile on wiedział o ich akcji - Masz jakąś popielniczkę? - zapytał, rozglądając się po najbliższej okolicy. Nie chciał robić tutaj syfu, ponieważ musiałby tutaj później posprzątać. I to nie tylko biurko, a pewnie cały sklep.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#5
14.01.2024, 19:59  ✶  

Robert taki właśnie był. Ten kij, który zdaniem Stanleya znajdywał się w jego czterech literach, nie trafił tam w wyniku ostatniego wyjazdu do Francji. Owszem, wyjazd ten miał pewien wpływ na jego osobę, ale nie był on aż tak duży. Nie zmienił wiele. Nie wpłynąl również na to, co dla Mulcibera było charakterystyczne. Stosunkowo krótka znajomość, która łączyła Mulcibera z synem, nie pozwoliła temu drugiem zaobserwować pewnych rzeczy; pewnych wniosków wyciągnąć. 

Czy najbliższe dni miały to zmienić?

Zachowanie Stanleya poniekąd go zaskoczyło. Starał się jednak nie dać tego po sobie poznać. Zamiast komentować, przeszedł do tego, czym chciał się zająć - do wyjaśniania spraw, zadawania pytań. Układania sobie w głowie wszystkich tych wydarzeń, które miały miejsce w Londynie. Potrzebował to nadrobić. Każda jedna rzecz mogła mieć w tym przypadku duże znaczenie. Niewiedza potrafiła być bolesna.

Skoro Stanley położył na stole paczkę papierosów, poczęstował się jednym. Odpalił go, słuchając co syn miał do powiedzenia. Kiedy ten zapytał o popielniczkę, przy pomocy różdżki przywołał na biurko kolejną szklankę. Musiała im wystarczyć. Niczym lepszym, bardziej odpowiednim, w tym miejscu nie dysponował. Niestety.

- Chestera? - zainteresował się, zachęcając Stanleya, żeby powiedział na ten temat coś więcej. Każda informacja mogła okazać się na wagę złota. Zwłaszcza, jeśli zostałaby następnie odpowiednio wykorzystana. Robert zaś nie wątpił w to, że z otrzymanych informacji byłby w stanie zrobić odpowiedni użytek. A i na Chestera był w ostatnim czasie zwyczajnie cięty. Podczas wizyty w posiadłości Mulciberów, mężczyzna miał czelność grozić mu różdżką. Nad czymś takim nie przechodziło się tak po prostu do porządku dziennego. Nie zapominało się. Nie zachowywało się tak, jakby dane zdarzenie nie miało miejsca. - Zaraz do tego wrócimy. - dodał, dając Stanleyowi znać, że będzie chciał dowiedzieć się więcej. Za chwilę. Na ten moment interesowały go inne sprawy. - Nikt nie widział Ciebie z tym... prezentem dla Harper? Nie zostawiłeś śladów? - upewnił się. Bo dla niego było jasne, że w przypadku takiego prezentu, będąc chcieli wszystko sprawdzić. Zbadają każdy trop. Każdą jedną poszlakę. Nie mogli sobie pozwolić na to, żeby przez drobne niedociągnięcie, cokolwiek się po prostu... cóż, zjebało. Lepsze określenie nie istnieje. - I odnośnie ministerstwa... o czymś powinniśmy wiedzieć? Jakieś tematy są szczególnie gorące? - w zasadzie to nie tylko w kontekście ministerstwa. W grę wchodziło znacznie więcej kwestii. Od czegoś trzeba było wyjść. Wyznaczyć punkt, który będzie stanowił początek. Nawet jeśli nie był już za to wszystko odpowiedzialny w kontekście organizacji, nie zamierzał siedzieć i tak po prostu czekać na pozostałych. Czekać na ich decyzje. Ich działania. Wszystkiemu biernie się przyglądać.

Nie było to w jego stylu.

Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#6
21.01.2024, 21:36  ✶  

Szklanka była jak najbardziej w porządku. Była niejako uniwersalną popielniczką - taką na którą każdy mógł sobie pozwolić i każdy miał pod ręką. Wystarczyło, że byli w stanie zachować pewnego rodzaju kulturę i porządek w pomieszczeniu, a i uzależnienie było zaspokojone.

Wychodziło, że Robert o niczym nie wiedział. Czy to mogło dziwić? Trochę. Stanley myślał, że Chester podzielił się z nim jakimiś raportami, słowem czy tak naprawdę czymkolwiek ale jak widać... mylił się.

- No Chestera. Rookwooda. A kogo innego? - zdziwił się, wyjaśniając o którego Chestera mu dokładnie chodzi. Z perspektywy Borgina było to oczywiste o kogo może mu chodzić, wszak on sam nie znał nikogo innego, a to co się wydarzyła na polanie, chyba na zawsze pozostanie w jego pamięci.

Słysząc kolejne słowa ojca, pokiwał tylko na zgodę. W końcu wrócił i znowu musiało być według jego zasad. Robert zadawał pytania, a on odpowiadał - klasyka gatunku. Rozkoszował się papierosem w najlepsze, a nawet zagościł mały uśmiech kiedy padło pytanie o prezent dla Harper - Nie - odparł krótko - Gdyby ktoś mnie widział to byśmy dzisiaj nie rozmawiali tutaj bo pewnie już dawno bym siedział na dołku albo w Azkabanie - dodał, wyjaśniając jak on sam to widział w tym momencie. To było pewne, że nie dostałby żadnej taryfy ulgowej, a ta cała Moody to zrobiłaby mu jesień średniowiecza i Azkaban Express, a nie jakieś zabawy w kilkuletnie sądy - Ojcze to była precyzyjna robota - stwierdził bez żadnego zawahania. Stanley był o tym święcie przekonany, a że prawda była inna... no to cóż.

- Hmm... - przejechał kilkukrotnie po brodzie w zastanowieniu, dogaszając przy okazji papierosa w ich improwizowanej popielniczce - No ostatnio to cały czas jest Beltane mimo wszystko. Po drodze były jeszcze jakieś sprawy z zaginięciem ludzi jak na przykład Charlie Dafoe... Ale wszystko ogólnie sprowadza się do wydarzeń z 1 maja - zastygł na moment - Po za tym to wiadomo... komuś coś zginęło, ktoś kogoś zadźgał i tego typu, mało ważne sprawy - wzruszył ramionami bo to chyba nie bardzo interesowało Roberta. No chyba, że nagle wypad do Francji zamienił go w dobrodusznego samarytanina, który martwił się tym, że ktoś zgubił swoją ulubioną paprotkę, a to przecież nie było w jego stylu.

- Wiesz w ogóle cokolwiek o Beltane? Czy nic nie wiesz? - zapytał, sugerując niejako, że może trochę poopowiadać, wszak widział bardzo dużo. A co ważniejsze - nie miał żadnego problemu, aby opowiedzieć ojcu wszystko co tam się stało i co było potem. To była czysta przyjemność, a może wręcz obowiązek?



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#7
22.01.2024, 14:21  ✶  

Miał wątpliwą przyjemność spotkać się z Chesterem. Krótko po tym jak wrócił do stolicy, Rookwood zaszczycił go swoją niezapowiedzianą wizytą. A także licznymi pretensjami oraz groźbami. To ostatnie Roberta nie tylko mocno zirytowało, ale też wzbudziło w nim pewne wątpliwości. Dlaczego auror zareagował tak ostro? Dlaczego zachowywał się w ten sposób? Miał swoje podejrzenia, być może przy pomocy Stanleya uda mu się pewne rzeczy potwierdzić.

Do tego jednak zamierzał wrócić później.

- W takim razie, Stanley, moje wyrazy uznania. Spadło na Ciebie najtrudniejsze zadanie, ale dałeś radę je wykonać. – Robert był jaki był, ale dobrze wykonaną prace zawsze odpowiednio doceniał. Stanley ze swojego zadania się wywiązał, więc zasługiwał na to, aby zwrócić na ten fakt uwagę. Zwłaszcza w obecnej sytuacji, kiedy potrzebował mieć syna po swojej stronie. Było to coś, czego ledwie 2 miesiące wcześniej kompletnie się nie spodziewał. Takie jednak bywało życie. Raz byłeś na wozie, raz pod wozem, a czasami byłeś biegłeś za nim, licząc że jakimś cudem dasz radę dotrwać do końca tej podróży. Trzeba było to zaakceptować, bo zmienić… zmienić tego najpewniej się na dało.

- Staram się wszystko na ten temat nadrobić, ale okoliczności… powiedzmy, że niekoniecznie są na ten moment sprzyjające. – postanowił grać w otwarte karty. Mógłby spróbować Stanleya okłamać, ale ten był na miejscu, pracował w Ministerstwie. To nie miało sensu. Wolał więc darować sobie tego rodzaju zagrywki. Miał na to dość rozumu. - Postawie sprawę jasno. Wróciłem, ale moja rola się zmieniła. Mistrz nie był zadowolony z mojej… niesubordynacji. – pozwolił sobie na chwilę przerwać, zaciągnąć się papierosem, skupić się na tej jednej czynności. Przy okazji zbierał też myśli. – Nie znaczy to, że zamierzam się całkowicie usunąć od tego momentu w cień. Moim planem jest, powiedzmy… odbudowa pozycji. – strzepnął nieco popiołu do szklanki. Nie chciał zapaskudzić biurka tym, co pozostawił po sobie papieros. Dobrze, że mieli tą prowizoryczną popielniczkę, nawet jeśli szklanka niekoniecznie w tym celu została stworzona. Inne było jej przeznaczenie. – Nadal działam. Jeśli będziesz zainteresowany współpracą, gwarantuje że na tym nie stracisz. Możesz natomiast wiele zyskać.

Czy faktycznie był mu w stanie cokolwiek zagwarantować? Tak uważał. Tkwił w tym od początku. Czarnego Pana pamiętał jeszcze jako tego niepozornego dzieciaka, z którym był na jednym roku w Hogwarcie. Widział jak Tom stopniowo zmieniał się w tego człowieka, którym był dzisiaj. To zaś, tak przynajmniej Robert uważał, zapewniało mu przewagę, której z całą pewnością nie mógł posiadać Chester Rookwood. I nie miało w tym przypadku znaczenia to, że Czarny Pan mieszkał od dłuższego czasu w jego rodzinnej posiadłości…

Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#8
04.02.2024, 21:54  ✶  

Uśmiechnął się pod nosem na słowa ojca. W tym co Robert mu przekazał - swego rodzaju pochwale - było coś niespotykanego. Coś przyjemnego... jakby rzeczywiście byli rodziną? Jakby naprawdę były to słowa uznania gdzieś tam z otchłani jego duszy, zwanej również przez niektórych sercem?

Nie dało się ukryć, że Czarny Pan był niezadowolony z takiego obrotu spraw. Pozostało się jednak cieszyć, że nie kazał zamordować Mulcibera w imię wyższych korzyści i dania przykładu tym, którzy próbowaliby się od niego odwrócić. Bo nie ukrywając tego, Stanley miał takie obawy. Co więcej, bał się, że to właśnie jemu przypadłoby takie zadania ze względu na to co ich łączy czyli fakt bycia ojcem i synem. Przy takim obrocie spraw, miałby wielki orzech do zgryzienia. Pytanie tylko czy byłby gotów to zrobić, aby zadowolić Lorda Voldemorta? Czy raczej wykazałby się niesubordynacją, nie chcąc podnosić dłoni na własnego rodzica? Na szczęście nie musiał się nad tym zastanawiać, bo takie zadanie nie zostało mu zlecone.

- Wcale mu się nie dziwię - przyznał, spoglądając jak strzepuje popiół do popielniczki - Ale dobrze, że nic Ci nie zrobił... - przeniósł na moment wzrok w kierunku szyi Roberta - A już na pewno nic większego - stwierdził wzdychając. Nie mógł działać pośpiesznie. Według Stanleya potrzebował czasu, informacji i wsparcia. Nie mógł sam podbić świata. Nie mogli tego nawet zrobić we dwójkę czy we trójkę. W kilkudziesięciu byłby problem... ale mogli sabotować, zbierać dane i sojuszników. To już de facto robili.

- Jak najbardziej - odparł bez zawahania, uznając pomoc Robertowi za wyższość konieczną, która była jego obowiązkiem - Możesz na mnie liczyć. Nie ważne co by się stało albo gdzie byś mnie potrzebował - kiwnął głową w jego kierunku, strzepując popiół do szklanki - Jakbyś potrzebował jakiejś kryjówki na Nokturnie czy Podziemnych Ścieżkach to mam kilku znajomych i przyjaciół, którzy takiej mogliby udzielić. Wystarczy słowo - zapewnił. Nie chodziło mu tylko i wyłącznie o lokal, którego właścicielem stał się w ostatnim czasie. Miał znajomości z Changami czy McKinnonami, którzy też tam urzędowali. Nawet jeżeli nie oni to zawsze byli inni - coś się dało wykombinować.

- Masz jakiś plan działania na teraz? - zapytał, chcąc poznać chociaż rąbek tajemnicy odnośnie dalszych działań. Borgin nie wierzył, że Mulciber chciał teraz tylko popijać kawkę czy herbatkę, zagryzając to herbatnikami, licząc, że wszystko się rozwiąże samo. To nie było w jego stylu - musiał nad czymś pracować, kombinować. Na pewno miał jakąś wizję na najbliższe dni, tygodnie... lata?



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#9
06.02.2024, 16:04  ✶  

Wracając do Londynu, zdecydował się podjąć olbrzymie ryzyko. Doskonale wiedział, że za swoje potknięcie będzie musiał zapłacić odpowiednią cenę. Nie miał natomiast pewności odnośnie tego jak wysoką się ta cena okaże. W najgorszym razie mógł nawet stracić życie. Podobnie jak wielu przed nim, zapewne również – wielu po nim. Podobnie jak Stanley obawiał się więc dalszego rozwoju wydarzeń. Odczuwał też pewną ulgę na myśl o tym, że najczarniejszy scenariusz nie został w jego przypadku zrealizowany. Miał dużo szczęścia.

Miał szansę na to, aby wszystko naprawić.

Albo wręcz przeciwnie – ostatecznie się pogrążyć.

- Łaskawy również nie był. – skomentował, ale nad tym, w jaki sposób został ukarany, rozwodzić się nie zamierzał. Sam Stanley, z racji na swoją obecność w Kromlechu, mógł to i owo założyć. Choć tożsamość Roberta nie została ujawniona, ilu innych Śmierciożerców mogło zostać w ostatnim czasie potraktowanych w taki sposób? Nie było to niczym typowym. Normalnym.

Za zdradę płaciło się przecież własnym życiem.

- Kryjówka zawsze będzie w cenie, musiałbym zobaczyć to miejsce. – zainteresował się. Temat był wart poruszenia. Będą musieli do niego wrócić. Za jakiś czas. W niedalekiej przyszłości. Kiedy już zajmą się innymi sprawami. Zdołają je zakończyć. – Plan się… powoli kształtuje. Dysponuje całkiem sporą ilością informacji, zakładam też, że mogę liczyć na wsparcie kilku osób. – po tych słowach, pozostałości papierosa umieścił we wnętrzu szklanki. – Na samym początku, muszę jednak zorientować się w tym na jakim etapie znajduje się sprawa Harper Moody oraz naszego zmarłego przyjaciela, którego głowę dostarczyłeś osobiście. – czy Stanley cokolwiek podejrzewał? Wiedział o tym, że kobietę łączyło coś więcej z mężczyzną, którego dopadli w kwietniu? Zamordowali? Robert starał się go obserwować. Dawkował informacje. Liczył, że dostrzeże u syna jakieś reakcje. Zdoła z niego cokolwiek wyczytać. – Nie wiem na ile jest to wśród naszych wiedza powszechna, zwłaszcza w tym momencie, ale jestem pewien tego, że Harper Moody jest powiązana z naszym zdrajcą. Jak blisko byli? Ile wie? Tutaj nie jestem w stanie powiedzieć niczego więcej. Poza tym, że z pewnością ze sobą współpracowali. – nie była to wiadomość z tych dobrych. Pozytywnych. O ile już wcześniej mogli zakładać, że szefowa Biura Aurorów nie była im przychylna, tak teraz mieli pewność, że aktywnie przeciwko nim działała. Zdołała ponadto zajść na tej drodze całkiem daleko.

Czy po tym, jak jej wspólnik stracił głowę, będzie próbowała znów?

Od nowa?

- Informacje te trafiły wyżej, ale na ile zdołałem się zorientować, kobieta nadal zajmuje stanowisko, wciąż aktywnie działa. Nadal może przeciwko nam działać. Pytanie więc w jaki sposób do tego doszło? Dlaczego nikt nie podjął działań? – przechylił lekko głowę, dając Stanleyowi dość czasu na to, aby się nad tym zastanowił. Pochylił. Owszem, z Beltane wiązało się sporo problemów, ale czy można było się tym ciągle tłumaczyć? Minął ponad miesiąc, a sprawa wciąż stała w miejscu. Zagrożenie utrzymywało się na tym samym, niezmiennym, poziomie. Zdecydowanie zbyt wysokim. Czy mogli na to pozwolić? Czy powinni się temu biernie przyglądać?

Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#10
10.02.2024, 21:38  ✶  

Stanley miał obawy, że prośba, a raczej zalecenie ojca, może być niemożliwe do zrealizowania. Nie mogli przecież nagle wpaść do wszystkich zaufanych ludzi Borgina, aby sprawdzić czy te miejsca nadają się na kryjówki. Nie mogli tych wszystkich miejsc zabezpieczyć idealnie. Nikt też nie mówił, że są to perfekcyjne miejsca, w których mogą ukrywać się przez dziesiątki tygodni czy miesięcy.

Mogli to oczywiście spróbować zrobić, chociaż nie wróżyło to większych sukcesów. Borgin mógł tylko zapewnić Roberta, że taką ekspertyzę mogliby przeprowadzić tylko w "Głębinie" bo to on tam wydawał rozkazy.

- Rozumiem - odparł - Postaram się zatem coś zorganizować w kwestii wizji w takich miejscach. Gdy będziesz gotowy, daj mi po prostu znać i się tym zajmiemy - stwierdził bez zawahania. "Kilka osób"? To nie brzmiało źle. To brzmiało lepiej, niż się spodziewał. Od czegoś musieli zacząć, a to była solidna podstawa do dalszych działań.

- Hmm... Na jakim etapie? - zdziwił się odrobinę. Tu były jakieś etapy? - Wydaje być się trochę przybita tym wszystkim. Ciężko jednak stwierdzić czym bardziej. Zważając jednak na fakt, że człowiek inaczej reaguje na śmierć kogoś bliskiego, a kogoś nam zupełnie obcego... Wydaje mi się, że na pewno byli sobie znani - wyjaśnił. Wiadome było, że każda śmierć była tragedią ale ludzki umysł mimo wszystko je sobie dzielił na te ważniejsze i te trochę mniej. Ofiara Greybacka była raczej tą "ważniejszą" śmiercią dla Harper. Sam Stanley nie kojarzył ich ofiary, więc nie mógł odnieść się do tej sprawy z własnego doświadczenia - Nasi chyba też nie mają za wiele informacji. Może Chester mógłby wiedzieć? W końcu pracuje w Ministerstwie mniej więcej od wtedy kiedy po ziemi stąpał sam Merlin - dodał z lekkim przekąsem. Taką odrobinką uszczypliwości w kierunku Rookwooda ze względu na jego wiek.

Dalej wsłuchiwał się w to co mówił Robert, wyłapując momenty w których był niejako wzywany od odpowiedzi. Kiedy Mulciber skończył, zastanowił się przez chwilę i przystąpił do składania niejako "raportu" - Pytasz jak do tego doszło od strony Ministerialnej czy zwolenników Czarnego Pana? - zapytał retorycznie, chcąc i tak odpowiedzieć na to z dwóch stron - Od strony Brygady i Biura Aurorów nie ma aktualnie chyba nikogo innego kto mógłby piastować to stanowisko. Dodając do tego fakt, że jej ludzie całkiem sprawnie poradzili sobie z tym co się stało podczas Beltane i harowali po 2 zmiany... Może dostała jakieś ostrzeżenie od swoich przełożonych ale szczerze? Wątpię. Chociaż jeszcze jedna akcja, która zepsułaby jej reputację i kto wie...? Może by straciła stołek - pokręcił przecząco głową - A od drugiej strony... To po prostu nie padł taki rozkaz, aby jej się pozbyć czy nic takiego zrobić. Brakowało drugiej dłoni Czarnego Pana i wszyscy byli zajęci wykonywaniem swoich misji, aby taką dłonią móc zostać - tłumaczył dalej - A no i jeszcze jedno... Wydaje mi się, że Corvus nie ma posłuchu wśród młodych Śmierciożerców. Słuchają się Czarnego Pana ale do niego samego podchodzą z pewnym dystansem? Nieufnością? Ciężko mi to określić. Po prostu nie czują tego czegoś - dodał, uznając, że może być to ważna informacja dla jego ojca. To nie było też tak, że młodzi byli niezdyscyplinowani bo nie byli. Potrzebowali po prostu kogoś kto ich poprowadzi. Kto da im nadzieję na to, że będzie lepiej.

- Sprzątnięcie Harper to nie jest proste zadanie ale nie mówię, że jest też niemożliwe. Da radę walczyć z nią 1 na 1 bo sam to zrobiłem - rzekł z pewną dumą w głosie, a sam powrócił do obrazu z tamtego dnia... Corvus szukający różdżki i Vulturis, który musiał go osłaniać czy niejako ratować przed śmiercią. Stanleyowi raz się udało walczyć z Moody ale czy udałoby się drugi raz? Nie był pewien i raczej nie chciał się o tym przekonywać.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Robert Mulciber (4459), Stanley Andrew Borgin (4554)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa