• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Reszta świata i wszechświata v
1 2 Dalej »
[11.06.1972, Irlandia] Mózg w przyszłości | Rodolphus, Morpheus

[11.06.1972, Irlandia] Mózg w przyszłości | Rodolphus, Morpheus
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#1
05.01.2024, 13:05  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.03.2024, 00:24 przez Morrigan.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Rodolphus Lestrange - osiągnięcie Piszę, więc jestem
Rozliczono - Morpheus Longbottom - osiągnięcie Piszę, więc jestem

11 czerwca 1972
Irlandia

Nieczęsto zdarzało się, żeby Rodolphus był wysyłany "w teren". Zwykle jego praca ograniczała się do prowadzenia dokumentacji i przeprowadzania badań na terenie Ministerstwa, lecz zdarzało się niezwykle rzadko, tak jak teraz, że coś wzbudzało w Departamencie Tajemnic tyle uwagi, by niezwłocznie posłać w dane miejsce na świecie jednego z Niewymownych. W przypadku tej sprawy - wysłano dwóch.

Morpheus widział... coś. Coś, co mroziło krew w żyłach. Przepowiednię, wróżbę, która sprawiła, że jego przełożeni podjęli decyzję o niezwłocznym zbadaniu sprawy. Dorosła kobieta w średnim wieku stała z różdżką nad sparaliżowanym mężczyzną. Leżał nieruchomo, z rękoma wzdłuż ciała, i patrzył z przerażeniem, jak czarownica nachyla się z obłąkańczym uśmiechem, by powoli, mozolnie zacząć przy pomocy zaklęcia zacząć rozcinać skórę głowy. Zaczęła od skroni. W tle widać było regał ze słoikami, w których znajdowały się mózgi. Mniejsze, większe - część była najpewniej zwierzęca, lecz wszystko wskazywało na to, że nie wszystkie. Widzieli chatę na uboczu, niedaleko klifu i lasu. Nie paliło się w niej światło.

Dlaczego nie wysłano Aurorów? Czemu nie zajął się tym BUM? To były dobre pytania, lecz nikt ich nie zadał. Być może kompetencje obu wydziałów zbytnio się nałożyły, ale to Departament Tajemnic miał powód, by wysłać swoich ludzi do Irlandii? A być może to było... Przeczucie? Wróżba, coś niepewnego. Najpierw wypadałoby to sprawdzić, zanim wyśle się prośbę o wsparcie. Bo przecież nie każda wizja była prawdziwa, być może nie dopuszczą do ataku. Być może się mylą. A być może przybędą, gdy będzie za późno? Wtedy oddadzą sprawę do BUMu. Możliwości było wiele.

Rodolphus i Morpheus teleportowali się do wioski, którą udało im się dopasować do wizji z Departamentu. Wszystko wskazywało na to, że to tutaj dochodziło do... No właśnie, czego? Abominacji, morderstw? Badań poza okiem Ministerstwa? Nikt nie rozpoznawał czarownicy z wizji, możliwe więc że była poza całkowitą kontrolą magiczną z Londynu. Podczas wizji nie mówiła, ale jej wygląd sugerował, że nie pochodzi stąd. Może z innej szkoły magicznej? Zdecydowanie było tu zbyt dużo pytań i zbyt mało odpowiedzi.
- Pamiętasz, który to był dom? - wioska, obok której wylądowali, była niewielka, ale na tyle spora, że zaglądanie w okna mieszkańcom nie wchodziło w grę, bo było tylko marnotrawieniem czasu. Rodolphus nie widział przepowiedni, musiał polegać na Morpheusie. Młody Lestrange nie lubił być zależny od innych osób, lecz w tej sytuacji nie miał wyjścia. On potrzebował Morpheusa, a Morpheus - jego. By ocenić zagrożenie, straty i całą sytuację.

Rodolphus ubrany był tak, jak zawsze. Longbottom nie widział go chyba w żadnym innym wydaniu, niż w wygodnym garniturze, ze śnieżnobiałą koszulą i robioną na wymiar marynarką oraz kamizelką. Czasem miał też płaszcz. Wyglądało na to, że albo chłopak chodził notorycznie w tych samych ubraniach, albo stawiał na prosty, nieskomplikowany ubiór i miał kilka takich kompletów w mieszkaniu. Rodolphus mało też o sobie mówił. W ogóle mało mówił, gdy się mijali na korytarzach Ministerstwa. I to nie tylko do niego się nie odzywał - nie utrzymywał stosunków praktycznie z nikim z Ministerstwa. Poza oczywiście tymi niezbędnymi do pracy. Młody mężczyzna był wysoki, miał prawie 190 cm wzrostu. Zawsze był gładko ogolony i dzisiejszy dzień nie był wyjątkiem. Poza tym miał zaczesane do tyłu, czarne jak smoła włosy i dość bladą cerę, jakby w jego naturze leżało unikanie słońca. Jedyną charakterystyczną rzeczą z wyglądu były oczy, jasnoszare, przenikliwe i mocno kontrastujące z czarnymi rzęsami. Miał niemal zawsze zwężone źrenice, przez co gdy patrzył na rozmówcę, mógł wprowadzać go w pewien rodzaj dyskomfortu. Te oczy były dziwne, zimne, jakby Lestrange już za młodu został wyprany z emocji. Ale Morpheus wiedział, że to tylko pozory. Każdy wiedział, że jest zaręczony z panną Black, za którą gotów był zrobić niemal wszystko. Jak ktoś, kto tak kochał, mógłby nie posiadać emocji?
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#2
05.01.2024, 14:05  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.04.2024, 10:26 przez Morpheus Longbottom.)  

Podczas gdy Rodolphusa nie wysyłano w teren, Morpheus Longbottom ledwie dziesięć dni temu wrócił z delegacji do Grecji, która zajęła mu prawie pół roku. Na skrytej przed światem wysepce Simi, w pobliżu Rodos, pracował zespół brytyjskich archeologów, którzy odkryli tam rezydencję sekty poświęconej Apollinowi. To miejsce zachowało ślady praktyk kultowych aż do późnego średniowiecza, przeżywając ostatnie proroctwo delfickie z 365 roku naszej ery o kilka stuleci. Centralnym punktem był miniaturyzowany świątynny kompleks, wzorowany na słynnym oryginalnym budynku, pełniący funkcję schronienia dla wybranych dziewcząt obdarzonych darem przewidywania przyszłości, Pythii. Te zdolności prekognicji nie tylko fascynowały świat mugoli, ale również uznawane były za autentyczne przez społeczność czarodziejów. Odkrycie to rzuciło nowe światło na historię praktyk religijnych związanych z kultem Apollina, ukazując trwałość i ewolucję tych wierzeń przez wieki. Morpheus przywiózł z tej wyprawy kilka trumien z ludzkimi szczątkami do zbadania pod kątem magicznej antropologii, a także różne notatki i spisane przepowiednie, w celu weryfikacji prawdziwości obecności profetów na tej wysepce.

Wróżbiarstwo stanowiło trzon istnienia Longbottoma i wieszczył codziennie, tańczył na ostrzu czasu i wizji niemal ciągle, drapieżne tango predestynacji oraz przeszłości, stykające się opuszkami palców w jego osobie. Nadal jednak wizje, dzikie, niewspomagane ani dymem, ani narzędziami wieszczymi, ani własną chęcią, stanowiły dość bolesne wydarzenie. Jaźń, wyrwana nagle z materialnej rzeczywistości, stawała się prochem, gwiezdnym pyłem, doświadczającym nieznanego. Tak właśnie się wydarzyło w tym wypadku, gdy podczas zdawania raportu swojemu przełożonemu, jego głos się rozdwoił i przemawiał przez niego Czas. Niebywale nieprzyjemne zarówno dla niego samego, jak i świadków.

Dwójka Niewymownych zjawiła się w czerni niczym omen nadchodzących wypadków.

Wieszcz występował inaczej niż zwykle. Zazwyczaj nosił modne szaty głębokich odcieniach soczystych kolorów, czasami nawet żywej czerwieni czy cyjan, z bogatymi haftami, skrojone na miarę. Jednakże wszyscy wiedzieli, że Ród Longbottom nosił żałobę, więc i ją nałożył czarodziej. Stosując się do zamierzchłych zasad arystokracji wpojonych przez matkę, nawet koszulę miał z matowego, czarnego materiału, odpowiedniego dla pierwszych dwóch miesięcy po śmierci. I pachniał jak śmierć. Nie dosłownie jak rozkład, ale jego perfuma była wyraźnie bogata w białe kwiecie, pogrzebowe lilie okryte dymem i czymś kremowym, trudnym do określenia, a stojąc blisko czarodzieja, Lestrange mógł wyczuć też zapach drobinek ziemi.

W gruncie rzeczy czarodzieje wyglądali na pierwszy rzut oka bardzo podobnie, z identycznym uczesaniem w kruczej czerni (poza pierwszymi oznakami siwizny u starszego), gładkimi twarzami i okalającym ich kirem powagi. I prawdopodobnie na tym kończyły się podobieństwa. Wieszcz był niższy o kilka cali od swojego towarzysza i spoglądał na świat czernią, która odbijała świat, na który patrzył.

— Na pewno nie tutaj. Obraz był znacznie bardziej odludny, gdzieś na skraju tej miejscowości. Niech pan mi da chwilę, panie Lestrange.

Zamiast różdżki Morpheus wyciągnął wahadełko, ułożył je tak, aby zawisło między palcem wskazującym a kciukiem i spojrzał przez kryształ. Prędkonogi Hermesie, przyjacielu podróżnika, przyjacielu tych, którzy znaleźli się daleko od swych domów, z woli lub przypadku, do Ciebie się modlę. Hermesie, który poruszasz się między światami ze swobodą, który prowadzi mężczyzn i kobiety w ostatnią, najdłuższą podróż, który stoi na skrzyżowaniu dróg, który czuwa nad przejściami, w Tobie pokładam swoje zaufanie, bo dzięki Twojej mocy wiem, że gdy potknę się, ponownie się podniosę, że gdy wybiorę swoją drogę, wybiorę słusznie. Hermesie, podczas gdy przemierzam świat, czy to wędrując, czy też ostrożnie krocząc moją ścieżką, bądź ze mną. Podczas wymawiania szeptem inkantacji, tak cicho, że poruszały się tylko lekko usta wieszcza, zaczął zdawać się nieco niematerialny, jakby znalazł się za zasłoną, jakby zrobił krok w stronę śmierci. Jego zwykle sokolo-ostre spojrzenie rozmyło się, jak zasnute welonem. Najpierw wahadełko zastygło, a później zaczęło się poruszać.

— W tamtą stronę.


Kierunek wskazany przez wahadełko:
Rzut Strony 1d4 - 3
Wschód


And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#3
05.01.2024, 20:44  ✶  
Czy wszyscy o tym wiedzieli - to nie było dyskusyjną sprawą, jeśli chodzi o większe rody. Plotki roznosiły się lotem błyskawicy: lub szybciej. Rody czystej krwi, szczególnie te mające konkretnie ugruntowane poglądy na temat działań Czarnego Pana i samej koncepcji czystej krwi, naturalnie wiedziały co się stało u Longbottomów, lecz kogo tak naprawdę obchodziło, co zdrajcy krwi teraz przeżywają? Że cierpią, płaczą, grzebią bliską osobę? Wielu potrafiło z pogardą wyrażać się zarówno o pojedynczych członkach tej rodziny, jak i o całym rodzie, nawet nie mając z nimi absolutnie żadnej styczności. Pluli jadem po kątach, milkli gdy przechodził obok nich którychś z Longbottomów, posyłali nieprzychylne spojrzenia lecz tylko w stronę pleców, by przypadkiem nikt tego nie zauważył. Były to jednostki jednak odosobnione - bo były i jednostki, które mimo rodowodu, reagowały na nich sympatią, a w chwilach takich jak ta - nawet współczuciem. Ale i były osoby, które po prostu milczały, wyrzucały takie informacje z głowy niczym śmieci z kosza. Do tej ostatniej kategorii należał Rodolphus. Oczywistym było, że odnotował fakt czerni u Morpheusa, którego zwykłe odzienie diametralnie różniło się od tego, które miał na sobie tej chwili. Lecz czy jego umysł był w stanie połączyć czerń z żałobą, brak koloru ze śmiercią? Czy po prostu odnotował fakt, odhaczył coś na swojej liście i przeszedł z tym do porządku dziennego, nie zastanawiając się w żaden sposób nad symboliką? Również nie bawił się we wdychanie zapachu Morpheusa. Nie miał w zwyczaju obwąchiwać swoich współpracowników - trzymał dystans nie tylko na poziomie psychicznym, ale i fizycznym. Nie podawał ręki na powitanie, miast tego wykonując oszczędne kiwnięcia głową. Nie zauważył tej zmiany, delikatnej nuty ziemi i przemijającego czasu. Sam zresztą od małego otoczony był śmiercią, ostatnio bardziej niż zwykle. Ta woń wsiąkła w jego skórę, wdarła się do mózgu na zawsze i być może gdyby zbliżył się do mężczyzny, skojarzyłby błyskawicznie te subtelne tony. Ale nie zbliżał się.

Lestrange kiwnął głową na znak, że da mu tyle czasu, ile ten potrzebuje. Odwrócił się bokiem do towarzysza, omiatając spokojnym wzrokiem otoczenie. Mieścina niewielka, urokliwa... Dachy targane wiatrem były lekko podniszczone, na uliczkach znajdował się stary bruk. Bluszcz wił się po ścianach starszych budynków, w wielu wciąż znajdowały się okiennice zamiast porządnych, nowoczesnych rozwiązań. Zapewne idąc uliczkami tego miasteczka można było odczuć, że czas po prostu się zatrzymał jakieś pół wieku temu i nie miał zamiaru ruszyć. Rodolphus odniósł dziwne wrażenie, że być może to było clue, powodem dla którego ktoś wybrał właśnie to miejsce. Czy była tu jakakolwiek forma nowoczesnej ochrony, która stała na straży porządku? Jak daleko było do kolejnego miasta? Czy ktokolwiek odnotował zaginięcia, czy może nie uderzała tutaj, a gdzie indziej? On sam by wybrał inne miejsce, inne cele. Inaczej by to zaplanował.

Głowa Rolpha odwróciła się w stronę Morpheusa. Mężczyzna zmarszczył lekko brwi, widząc zmianę w wyglądzie i postrzeganiu Niewymownego. Zdawał się przekroczyć tajemniczą zasłonę Komnaty Śmierci, przejść na drugą stronę lecz tylko jedną nogą. Wahadełko zaczęło się poruszać, a Lestrange odwrócił głowę. Nie chciał być tego świadkiem, nie chciał wkładać więcej wysiłku w panowanie nad mimiką, by Morpheus nie wyczytał, co o tym sądzi.
- Chodź - rzucił tylko krótko, czekając jednak aż towarzysz schowa swoją zabawkę. Ruszył w kierunku, który wskazywał Morpheus. Najprościej byłoby przejść przez sam środek miasta, lecz Rodolphus wybrał okrężną drogę, chcąc uniknąć ciekawskich spojrzeń. Im mniej świadków, tym lepiej zarówno dla nich, jak i całego Ministerstwa. Irlandia rządziła się innymi prawami - wszystko tu było inaczej, począwszy od pogody, a na czarodziejach tu mieszkających kończąc. Mieli nawet zupełnie inny sposób wymowy tych samych słów, inaczej nazywali te same przedmioty. Lestrange tego nie rozumiał, denerwowało go to. Nie chciał zostawać w tej części kraju dłużej niż to było konieczne.

Pogoda niezbyt sprzyjała pieszym wędrówkom, dzięki czemu uniknęli nieprzyjemnych (bądź wręcz przeciwnie) spotkań po drodze, mimo że szli wydeptaną przez lokalsów ścieżką. Pięli się w górę, okrążając miasto. W oddali widzieli wyłaniający się las, najpewniej znajdujący się w niewielkiej dolinie. Jako pierwsze ukazały im się szczyty drzew, iglaste pomieszane z liściastymi. Dopiero potem coraz grubsze gałęzie, aż w końcu pnie różnej grubości. Widzieli chatę. To ją Morpheus widział w wizji. Stała tuż na skraju, zablokowana z jednej strony zboczem niedaleko, a z drugiej: lasem. Wyglądała trochę jak z baśni. Na odludziu, z dachem pokrytym zielonym mchem. Z okiennicami, które zostały przytwierdzone krzywo do framugi. Z dębowymi drzwiami, noszącymi ślady wielu nawałnic, nadszarpniętymi zębem czasu, słonym powietrzem i lodowatym wiatrem. Wydawała się stara, opuszczona. Złowrogo wyrastała z gruntu, ale jednocześnie kusiła obietnicą, tajemnicą. Wokół jednak nie panowała cisza - wszystko zdawało się być normalne. Ptaki dokazywały w lesie, urządzając treli koncert, gdzieś z boku w wysokiej trawie mignęło szare futro zająca. Wszystko tu było do bólu normalne. Ale Morpheus czuł coś jeszcze. Włoski na karku stanęły mu dęba, wysyłając do mózgu sygnał ostrzegawczy. Śmierć wisiała nad tym domem, otaczała go z każdej strony, pokrywając niewidzialnym, ciężkim całunem. Nie miał żadnych wątpliwości, że dotarli na miejsce.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#4
06.01.2024, 19:22  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.04.2024, 10:27 przez Morpheus Longbottom.)  

Morpheus doceniał pewien rodzaj anonimowości, jaki zapewniał mu status najmłodszego z dzieci Godryka Longbottoma. Tragedie dotyczyły rodziny, jakiegoś ogółu, nikt nie pochylał się nad prywatną relacją Morpheusa i Derwina. Kim byli dla siebie. Jemu to odpowiadało. Nikt nie musiał oglądać jego żałoby, jak wyrywany jest z niego samego fragment duszy, jak zamiera rytm rozmowy pomiędzy rodzeństwem, gdy jednego z nich braknie, jak wydłuża się dźwięk ciszy tam, gdzie powinny paść słowa, wypowiedziane znanym głosem. Nagle wracają wszystkie wspomnienia, wszystkie bezsensowne kłótnie i docinki, przychodzą też wszystkie żarty, które miały siedemdziesiąt poziomów wtajemniczenia, rozumiane tylko przez rodzeństwo. Żałoba dla każdego znaczyła coś innego, a Morpheus ukrywał swoją pod kirem wiktoriańskich zasad.

Schował kryształ w kieszeni swojej magicznej szaty, ciepło znajomej energii dodawało mu otuchy. Nie był Gryfonem, ale prawie, przede wszystkim był jednak Longbottomem, a jako szczypta przyprawy, jego matka uparła się, żeby jednym z jego imion był Godryk. Szedł więc dziarsko, sprężystym krokiem swojego ojca, krokiem szermierza, zdecydowanie niepasującym do jego fizjonomii i słabowitego zdrowia, płuc zadymionych dymem tytoniowym i małej wydolności organizmu. Chociaż wieszcz był synem swojej matki, to nadal pewne rzeczy należały do jego ojca. Odziedziczył po nim nos, posturę i właśnie sposób chodzenia. Każdy koniec końców jest portretem swoich przodków. Nachylając się nad stawem, patrzy się nie na swoją twarz, lecz tych, którzy żyli setki lat wcześniej.

Pierwsze, co zauważył Longbottom, żyjący w gloryfikowanych koszarach, otoczony pracownikami zbrojnego ramienia Ministerstwa, to jak mało osób było w ogóle na ulicach, nawet jeśli obrali okrężną drogę, na co nie narzekał, przynajmniej werbalnie. W głowie wyklinał czarodzieja, bo jeśli nie musiał, zwyczajnie nie używał swoich nóg do przechodzenia dłuższych dystansów, po prostu nie. Im bardziej w górę szli, tym bardziej czuł ból w łydkach. Chociaż oddech mu przyspieszył podczas marszu, nie zwalniał.

— To tutaj — powiedział czarodziej, wskazując chatkę papierosem, trzymanym w dłoniach, który chwilę później wylądował między jego wargami. Odpalił go od różdżki, zaciągnął się, udając, że lekka mżawka wcale śmiertelnie go nie irytuje, żeby nie powiedzieć innymi słowami, które nie przechodzą przez redakcję do druku. — Jest zła pogoda. W wizji nie padało. Jesteśmy albo za wcześnie, albo za późno. I niech pan zobaczy, pali się światło. Ktoś jest w środku i nie dba o to, że inni to wiedzą.

Zaproponował Lestrenge'owi papierosa ze srebrnej papierośnicy.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#5
07.01.2024, 12:36  ✶  
Rodolphus nie był typem atlety, jednak kondycję miał przeciętną jak na przedstawiciela swoje pokolenia. Był więc bardziej wysportowany od Morpheusa, na dodatek płuca młodego Niewymownego nie były zgniecione przez tytoń. Nie palił ani nałogowo, ani okazyjnie - w przeszłości zdarzało mu się próbować papierosów, głównie jednak było to w wieku szczenięcym. Nie lubił tego zapachu, dym drażnił jego gardło i osiadał na ubraniach, wżerał się we włosy i skórę: tego zapachu ciężko było się pozbyć nawet mimo wielokrotnego mycia. Dzięki temu jednak nie złapał zadyszki, lecz zwolnił w formie niewypowiedzianej uprzejmości, gdy tylko przypomniał sobie, że ma do czynienia z osobą starszą, palącą - wróżbitą, który w jego opinii raczej nie spędzał wolnego czasu na ćwiczeniu swojej sprawności. Może się mylił, być może źle go ocenił i pozwolił stereotypom wziąć górę nad rozumowaniem, ale tak po prawdzie to każdy zawsze wrzucał swoich towarzyszy do pewnych szuflad, przypinał im metki czy tego chciał, czy nie. Kluczem była jednak obserwacja i zmiana zdania, opinii - gdy tylko się zauważyło, że popełniło się błąd w tej ocenie.

Odmówił więc papierosa krótkim uniesieniem dłoni i pokręceniem głową. Jego stalowe spojrzenie jednak błądziło między dachówkami i mchem, próbowało się wślizgnąć w szczeliny desek drzwi, wyłuskać te niepasujące do całości elementy, wywlec je na powierzchnię by móc dokonać odpowiedniego osądu całej sytuacji.
- Nie ma znaczenia, czy jesteśmy przed czy po - naszym zadaniem nie jest ratunek, tylko rozeznanie się w sytuacji i sprawdzenie, czy teren jest bezpieczny - powiedział cicho, wciąż obserwując otoczenie. Nie lubił wchodzić na hurra, bez planu. A najlepiej co najmniej kilku planów: A, B, C i może nawet D. Jego umysł pracował teraz na najwyższych obrotach, próbując ustalić w jaki sposób powinni teraz zareagować. Wejść i po prostu zapukać? Przerwać to, co się działo? Morpheus mówił, że są przed albo po. W zależności od tego w jakim momencie przybyli, reakcja czarownicy będzie kompletnie inna. Jeżeli byli przed, to mogła im otworzyć. Jeśli przybyli za późno, możliwe że będzie chciała uciec. Palce Lestrange'a zacisnęły się w kieszeni na rękojeści różdżki z ciemnego drewna. Pozwalało mu to się skupić, zwolnić nieco, zastanowić się. - Myślał pan nad tym, jak wejdziemy do środka? Może używać teleportacji, bo na pewno kominek nie jest podłączony do fiuu. Nie w takim miejscu, nie u kogoś, kto działa poza ramieniem Ministerstwa. Jeden fałszywy ruch i nam ucieknie.
Nie uśmiechało mu się zaglądanie w okna z prostej przyczyny - mogli zostać zauważeni. Co prawda jeden mógł zaglądać, a drugi pukać do drzwi, lecz jeśli kobiecie udało się wyjąć mózg z czaszki swojej ofiary, to raczej nie będzie skłonna do otwierania, a po prostu się teleportuje. Oczy Rodolphusa powędrowały w stronę dachu. Chata miała tylko parter, nie było możliwości by wejść do środka inną drogą. Okna, ze względu na pogodę, były zamknięte. Przez komin nie będzie się przeciskał.
- Zaskoczenie jednak działa na naszą korzyść - dodał, a kącik ust Niewymownego drgnął. Zawsze mogli rozwalić drzwi bombardą i wparować do środka, korzystając z tego elementu zaskoczenia, by obezwładnić kobietę. Ale to by odrobinę kłóciło się z poleceniem przełożonych, by nie robili zbędnego zamieszania. Z drugiej strony... Nikogo oprócz nich tu nie było.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#6
07.01.2024, 15:55  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.04.2024, 10:28 przez Morpheus Longbottom.)  

Wszyscy szufladkowali wszystkich, bo tak działa mózg. Lestrange powinien coś o tym wiedzieć. Longbottom zamykał ludzi w kategoriach Wielkich Arkanów, tarotowych symboli, oznaczających Wielkie Sprawy. Wielkie Tajemnice. Samego siebie widział gdzieś pomiędzy Wielką Kapłanką a Sprawiedliwością, skądinąd jego kartami urodzeniowymi, chociaż kierował się bliżej Papieżycy przez to, że ona chroniła wiedzy tajemnej. Zresztą właśnie tak wybierał swoją karierę zawodową. Początki w administracji Wiznegamotu, gdzie prawo i zimny osąd stanowiły władzę, a później przeniesienie do Departamentu Tajemnic. Gdyby miał określić na podstawie plotek, kim jest jego towarzysz, Rodolphus Lestrange, postawiłby na Eremitę. Symbolika karty Pustelnika wskazuje na osobę lub na okoliczności, w których istotne jest odizolowanie się od zewnętrznego zgiełku, by móc zgłębiać wewnętrzne mądrości i odkrywać głębsze prawdy. Karta ta podkreśla potrzebę skupienia się na rozwoju duchowym poprzez samotne zastanowienie się nad życiem, medytację i wewnętrzne poszukiwania.

— Oczywiście, że ma. Nie chcę mieć czyjegoś mózgu albo fekaliów na butach. Zaskoczenie to nasza jedyna szansa. Wybicie z rytmu. Czuje pan tę śmierć w powietrzu?

Zaciągnął się papierosem, jak dymem z lulka wdychanym przez Pythie, jednak nie chciał wielkiej przepowiedni, a jedynie naruszyć tkaninę rzeczywistości, wyciągnąć kilka nitek i przyjrzeć się, jak się splatają, jakie mają kolory, kogo wywołują i jak brzmią, szarpnięte opuszkami palców. Nie był pewien, jak jego organizm zareaguje na taką akcję tuż po wizji profetycznej, jednak wolał upewnić się, że za kilka chwil nie staną oko w oko z czarnoksiężniczką, która ciska w nich potężnymi i śmiertelnymi zaklęciami. Był tutaj i go nie było, znów, taki rozproszony wizerunek, jakby Rodolphus nagle potrzebował założyć okulary, ale tylko na Morpheusa.

— Jest tam. Tylko ona. Planuje gdzieś wyjść, ale nie widzę gdzie, jest za daleko. Proszę nie rzucać bombardy na drzwi, panie Lestrange — zaśmiał się na końcu, gdy przeszła mu przez wizję niewypowiedziana myśl Niewymownego dotycząca do dość agresywnego podejścia do sprawy, która kończyła się czymś nieprzyjemnym, co zaraz zniknęło, nim zdążył się przyjrzeć strukturze tamtej przyszłości. Świat był predefiniowany i całkowicie chaotyczny w kontekście losu. Zrozumie to tylko ten, który prawdziwie widzi przez zasłonę.

— Ktoś powinien ją śledzić, a ktoś przeszukać jej dom, gdy wyjdzie.


Rzut na Jasnowidzenie

Rzut PO 1d100 - 57
Sukces!


And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#7
09.01.2024, 12:42  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.01.2024, 12:43 przez Rodolphus Lestrange.)  
Rodolphus leniwie przeniósł wzrok na Morpheusa. Tymi słowami, swoimi pierwszymi, o butach, odrobinę mu zaimponował. Myślał w podobnych kategoriach jak on sam - nie mógł tego wiedzieć, lecz gdy Lestrange przywdziewał szatę śmierciożercy i nakładał maskę, dbał o to, by nawet kropla krwi nie spadła na czubek buta. Krew ciężko było domyć ze skóry. Podobnie robił, gdy znajdował się przypadkiem w ferworze krwawych wydarzeń, bo co by nie powiedzieć, to ten czerwiec był dla niego niezwykle wymagający pod względem kontroli własnych emocji przy jednoczesnym zachowaniu odpowiedniej prezencji.

Na wspomnienie o bombardzie tylko wzruszył lekko ramionami, a kącik ust uniósł się nieznacznie.
- Czy do zadań Niewymownego wróżbity należy także czytanie w myślach? - zapytał retorycznie, bo poczułby, gdyby Longbottom majstrował mu w pamięci i wspomnieniach. Morpheus zaproponował dobre rozwiązanie, z którym Rodolphus się zgadzał. Kiwnął więc głową i dał mężczyźnie znak, by ten podążył za nim. Musieli okrążyć dom, unikając okien by czarownica przypadkiem ich nie zauważyła. Zanim jednak ruszyli, Rolph na chwilę się zatrzymał. - Przeszukam dom. Zajmuję się podobnymi sprawami na co dzień. Poradzi sobie pan w razie konfrontacji, panie Longbottom?
Jeżeli przyzna, że nie, to najwyżej zamienią się rolami. Musieli jednak ruszać, żeby kobieta ich nie zauważyła. Lestrange przyłożył palec do ust, gdy znaleźli się blisko domu, chociaż podejrzewał że Morpheus nie potrzebował pouczeń. Sam wyciągnął różdżkę i rzucił zaklęcie, ujawniające skrywaną przez dom magię. Chciał się upewnić, że nie wpakują się na minę - na przykład magiczne zabezpieczenie, które poinformowałoby kobietę, że się zbliżają. Jedyną jednak rzeczą, która zalśniła blado, były drzwi. Wystarczyło więc ich nie dotykać, by pozostali ukryci.

Czekanie potrafiło być nużące i monotonne, lecz Lestrange pomimo młodego wieku zdawał się być cierpliwy. Stał spokojnie i nasłuchiwał. Czarownica nie rzuciła zaklęć wygłuszających na dom, musieli więc być wcześniej. Być może dużo wcześniej. Zapewne nie była głupia, więc rzuci stosowne zabezpieczenie w chwili, gdy dopadnie ofiarę. Rodolphusa interesowało, w jaki sposób wybiera swoje cele. Czy przed atakiem robi należyte rozeznanie? Czy wybiera osoby bez rodziny, takie których nie będzie nikt szukać? Przez jego głowę spokojnie płynęły kolejne myśli, pytania na które zapewne nigdy nie dostanie odpowiedzi. Zostały przerwane w chwili, gdy skrzypnęły drzwi. Zawiał wiatr i huknął nimi niespodziewanie o ścianę.
- Och, za każdym razem! - głos był młody, zirytowany. Damski, dość wysoki. Huknęło znowu, gdy kobieta postanowiła zatrzasnąć ze złością drzwi. Była zła? A może miała taki charakter? W innym razie by się pewnie lepiej zabezpieczyła. Mogła działać lekkomyślnie, a to sprawiało, że dwójka Niewymownych miała szanse.

Rodolphus spojrzał na Morpheusa i kiwnął mu głową na znak, żeby ten był w pogotowiu. Rzuciła zaklęcie zabezpieczające na drzwi, jej głos przerywał wycie wiatru.  A potem, nagle i niespodziewanie, rozległ się suchy trzask, charakterystyczny dla teleportacji. Tego nie przewidzieli: że kobieta po prostu zniknie. I jak któryś z nich miałby ją teraz śledzić?[/b][/b]
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#8
12.01.2024, 10:03  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.04.2024, 10:30 przez Morpheus Longbottom.)  

W przeciwieństwie do tego, co uważało wielu, przyszłość nie została całkowicie określona. Gdyby tak było, Morpheus już by nie żył, a każdy jasnowidz natychmiast stawiałby się celem każdej organizacji, bez względu na moralny kompas. Przyszłość stanowiła delikatny konstrukt szklanych nici układający się w budynek wszechświata, niczym mroźny krajobraz z szadzią na gałęziach drzew, katedrę świata, zmienną, lśniącą, pośród której pająk przyszłości tkał kolejne pajęczyny, zamarzające lub kruszące się pod dotykiem wyborów ludzkich. Zgodnie z badaniami Morpheusa, przepowiednie istniały, aby je wypełnić dla stabilności rzeczywistości, a nie predestynować losy konkretnych osób. To zadania od wszechświata, a on stanowił jedynie głos bogów, który je zwiastował.

— Nie, ale wyczytywanie wątków przyszłości już tak. Szkoda byłoby pana twarzy — stwierdził i dodał jeszcze ściszonym głosem: — Przecież pan wie, czym się zajmuje moja rodzina, oczywiście, że sobie poradzę.

Błysnął bielą zębów.

Warownia, nawet jeśli wyglądała jak wiejski dworek, nie dość, że obłożona została grubymi warstwami zabezpieczeń, to jeszcze znacząca część mieszkańców stanowiła zbrojne ramię Ministerstwa Magii aktualnie lub w swojej orzeszlosci. Odstawał od reszty Longbottomów ścieżką kariery, niejako też stanowiąc przykład dla niektórych, jak Danielle, że można obrać inną drogę, ale w pewnych podstawach nie różnił się od twoich braci, zrodzony z tej samej matki, wychowamy przez tego samego ojca. Mało kto wiedział to, ale Morpheus doskonale fechtował, co objawiało się w jego zadziornym stylu walki na różdżki i pojedynkował się sportowo w klubie, chociaż akurat to robił głównie dla ojca. Uważał, że nie przeżyłby dziecieństwa, gdyby nie potrafił się bronić przed nastoletnimi braćmi.

Gdzieś po drodze Morpheus zgasił papierosa, aby zapach i siny dymek nie zdradziły go, gdy będą podchodzić. Na szczęście pogoda szybko zmywała wszystko, łącznie z wonią palącego się tytoniu. Przyglądał się przez cały czas oczekiwania Rodolphusowi.

Młodszy Niewymowny mógł czuć na sobie nieruchome spojrzenie wieszcza, niemal gadzie, niepokojąco długie, przerywane tak rzadko mrugnięciami, że niemalże dało się uwierzyć, że mężczyzna nie ma powiek, niczym jakiś gekon. Często właśnie przez to wielu celowało, że jego zwierzęciem totemicznym jest właśnie kamelon lub coś podobnego. Nie zaglądał w przyszłość Rodolphusowi, nie chcąc się rozproszyć, ale uważnie, chyba poraz pierwszy, chłonął osobę swojego towarzysza. Wyznawał zasadę, że każdy, kogo się spotka na swojej drodze, zostawia w nas swój ślad i stanowimy konglomerat wszystkiego, co otacza. Obserwował więc arystokratyczne manieryzmy Lestrenge'a, sposób poruszania się, próbując dopasować, po którym rodzicu je nabył (i czy w ogóle ich kojarzył?). Prawdę mówiąc, gdy wyobrażał sobie to jako małego chłopca, widział kogoś, kto lubi dokuczać rodzeństwu, złości się, gdy nie otrzymuje takiego prezentu, jak chce i robi ekshumacje oraz autopsje domowym zwierzątkom. Tylko dziwacy trafiali do Departamentu Tajemnic.

Przerwał swoją amatorską analizę i skupił się na głosie czarownicy, znów próbując widzieć w przyszłość. Nie chciał wyłapywać strzępków z życia Niewymownego, raz rozpoznany, mógł zostać odrzucony z równania, nici zignorowane, aby pochwycić jak najwięcej tych dotyczących czarownicy.


Rzut na Jasnowidzenie
Rzut PO 1d100 - 61
Sukces!

— Udało mi się zobaczyć, że nie wróci zbyt prędko i jest chyba w jakimś lesie. Dużo drzew, wygląda podobnie do tego, co nas otacza, ale nie znam się na faunie i florze Irlandii — oznajmił, wyciągając swoją różdżkę i przyglądając się drzwiom. — Okno?

Nie wiedział, czy Rodolphus Lestrenge kiedykolwiek wymykał się przez okno w nocy jako nastolatek lub próbował się dostać gdzieś przez okno, jako nieproszony gość. Lub proszony, tylko nie przez głównych gospodarzy. Longbottom miał za sobą pewne przygody, chociaż głównie dotyczyły ucieczki przez okno, niekoniecznie w pełnym odzieniu.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#9
12.01.2024, 11:45  ✶  
Szkoda byłoby pana twarzy... Lestrange skierował leniwie spojrzenie na Morpheusa. Rodolphus miał wyrobione zdanie na temat wróżbiarstwa. Dla niego była to dziedzina, w której jedyną pewną rzeczą było zmarnowanie czasu. Uważał tak nie ze względu na to, że wróżby się nie sprawdzały, bo gdyby tak było, Departament Tajemnic nie miałby swojej osobnej komnaty przepowiedni. Uważał tak dlatego, że przyszłość była niejasna, łatwo było ją zmienić i bardzo łatwo było się pomylić w interpretacji. A próbując manipulować w przyszłości, można było naruszyć cieniutkie nici zależności i doprowadzić do jeszcze większej katastrofy. Wróżbiarstwo to nic pewnego - jednego dnia taki Longbottom może ci powiedzieć, że jak uderzysz zaklęciem w drzwi to poranisz twarz, a gdy drugiego to zrobisz: nic z tego gdybania nie będzie miało miejsca.
- Wiem - nie skrzywił się, chociaż mięsień twarzy delikatnie mu drgnął, jakby miał zamiar to zrobić. Panował jednak nad odruchami swojego ciała. Ćwiczył to przez prawie całe swoje życie - dzisiaj nikt by nie powiedział, że Rodolphus w gruncie rzeczy ma bardzo plastyczną twarz i mimikę niemalże aktorską, bo zwykle jego twarz pozostawała nieruchoma. Potrafił jednak zmieniać ją tak, by wyrażała emocje, których nie odczuwał lub... chowała te emocje, tak jak teraz.

Rolph czuł na sobie jego wzrok. Czuł, jak go oblepia i próbuje wejść pod maskę, którą przywdział. Czy Longbottom spróbował dojrzeć to, co tak skrzętnie skrywał przed światem? Lestrange jednak nie doszedłby tak daleko, gdyby przejrzenie go było tak łatwe. Na dodatek czuł pod skórą, że Morpheus mimo nazwiska, które było synonimem zdrajców krwi, jest w gruncie rzeczy do niego bardzo podobny. Obaj lubili wpatrywać się w drugą osobę, wywołując - celowo lub nie - dyskomfort w rozmówcy. Wtedy przeciwnik popełniał błędy: uciekał wzrokiem, zaczynał się pocić, mówił cokolwiek, by przerwać niezręczną ciszę i napięcie, które się wtedy wytwarzało. Znał tę sztuczkę, sam z lubością z niej korzystał, gdy mógł. Dlatego jakby na przekór wszystkiemu Rodolphus pochwycił wzrok mężczyzny, zderzył jego spojrzenie ze swoim i zatrzymał je na dłużej. Nie obchodziło go, czy mężczyzna próbuje teraz wyczytać jego przyszłość - ona była zmienna, każda sekunda i każda decyzja mogła odwrócić bieg wydarzeń. Lestrange prowokował spokojem i milczeniem, co na niektórych działało jak płachta na byka. Zdecydowanie nie mógł mieć tego po matce, która była z Potterów. Jego zachowanie i milcząca wyniosłość pasowały do ojca, do nazwiska które nosił. Musiał mieć ogromny wpływ na życie młodego Rodolphusa, chociaż Morpheus miał nieco błędne wyobrażenie o jego dzieciństwie. W przeciwieństwie do swoich kuzynów Rolph nie był bad boy'em. Nie pił, nie palił, nie korzystał z używek. Nie stosował przemocy, jeżeli to nie było konieczne. Jednak w jednym miał rację - dokuczał innym, chociaż bardziej pasowałoby tu słowo znęcał się. Odkrywał słabe strony swoich rówieśników, wykorzystywał bezlitośnie swoje rysy twarzy i sylwetkę oraz intelekt by miażdżyć ich emocjonalnie. Był okrutny w książkowym tego słowa znaczeniu. Nie okazywał ciepła, lecz pogardę. Nie rozrabiał, lecz załatwiał sprawy po cichu. Nie wdawał się w bójki, lecz... Być może podrzucił kiedyś uciętą głowę ulubionego kota jednej szlamie, którą spotkał na swej drodze. Prawdziwy sadyzm wyszedł z Rodolphusa dopiero później, po skończeniu szkoły, ale na długo przed tym, gdy pierwszy raz zaatakował na polecenie Czarnego Pana. Nawet wtedy jednak nie ranił tak, jak jego towarzysze. Nie - jego tortury objawiły się w słowach, w opisaniu co zrobi i czego pozbawi pewnego byłego aurora, którego zdecydowali się pozostawić przy życiu. Żeby się bał, żeby do końca swoich dni oglądał się przez ramię i miał w pamięci to, że mógł znaleźć się w klatce ciszy, ciemności bez dźwięków i smaków. Na samo wspomnienie tego, co mu zrobili, poczuł przyjemny dreszcz, rozchodzący się po ciele.

To prawda - tylko dziwacy trafiali do Departamentu Tajemnic.

Na wspomnienie o oknie tylko westchnął. Spojrzał na domek i pokręcił głową. Wolałby wejść jak człowiek, przez drzwi, ale skoro Morpheus już drugi raz odrzucił drzwi jako sposób dostania się do środka, to może nie potrafił rzucać czarów rozpraszających? Albo zobaczył coś w swojej pokrętnej wizji i uważał, że wkradanie się przez okno do chaty kobiety jak do komnaty kochanki było najrozsądniejszym wyjściem.
- Okno - potwierdził, poprawiając uchwyt na różdżce. Z gracją wygiął nadgarstek, wytwarzając siłę, która nie tylko nie rozwaliła framugi, ale wślizgnęła się do środka i uniosła haczyk, sprawiając że jedno skrzydło skrzypnęło i się odchyliło. - W takim razie panowie ze znakomitego rodu wojowników - przodem.
Kiwnął zachęcająco różdżką, dając znak Morpheusowi, by czynił honory i pierwszy przerzucił nogę przez okno. Nie zastanawiał się, czy starszy mężczyzna miał w tym wprawę. Ale znając Longbottomów - pewnie bił w tym Rodolphusa na głowę.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#10
12.01.2024, 16:59  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.04.2024, 10:30 przez Morpheus Longbottom.)  

Gdyby nie towarzyszyło im widmo śmierci, niekoniecznie ich, ale raczej niebezpieczeństwo i nie gonił ich czas, zapewne rzuciłby żartobliwie coś o tym, że ma pan bardzo ładne oczy, panie Lestrange. Z drugiej strony takie deklaracje mogły znaleźć nieodpowiednie podejrzenia, które narażą jego karierę w Departamencie Tajemnic, jako kropka nad i do jego wiecznego stanu kawalerskiego. Nikt nie chciał mieć za szefa pedzia. Nie byłyby to również nieuzasadnione zarzuty, bowiem bazując na opisach XIX-wiecznego Karla Urlichsa, Morpheus przejawiał cechy hermafrodytyzmu psychofizycznego, czyli niekomplementarności płci biologicznej z psychicznymi upodobaniami. Naukowiec nazwałby czarodzieja Urningiem (aczkolwiek w definicji przypisywanej kobietom), czyli tym, który poddaje się zarówno miłości do niebiańskiej Afrodyty, utworzonej z piany morskiej oraz z genitaliów Uranosa, czyli do tej samej płci, jak i do wszetecznej, córki Zeusa i Dione, odpowiadającej pociągowi do obojga płci. Był czas, gdy skupiał się nad tym dużo bardziej, zwłaszcza na mitologicznym aspekcie odczuć i Greckim wpływom. Nie identyfikował się jednak z nimi w sposób kompletny. Praca w Komnacie Tajemnic, bardzo aktywna i pochłaniająca, zwłaszcza ze strony Morpheusa, zupełnie zrzucił na bok wszelkie romanse, pomimo że ten zakochiwał się szybko i bardzo mocno.

— Ależ oczywiście, magidoktorze umysłów — odpowiedział, rozbawiony Morpheus, podchodząc do otwartego okna i zaczął je oglądać. Nie dotykając go, ale sunąc opuszkami tuż nad framugą, patrzył na nieco już zbutwiałe drewno, szukając pułapek na takich cwaniaków, jak oni. Nie zamierzał ryzykować magii i obudzenia alarmów, które mogły czaić się w domostwie czarownicy.

O, Hermesie, niech Cię czcimy jako tego, który otwiera drzwi, i łamie skoble bramy. O, Wędrowco po drogach, pragniemy mieć w Tobie pomocnika w planowaniu. Niech będziemy obdarzeni Twoim błogosławieństwem. Wędrujący figlarzu, najdroższy nieznajomy, Twoje talenty są liczne, a przed Tobą nie ma zamkniętych dróg. Niech Twoje szczęście przenika przeze mnie, gdy przemierzam życie, w harmonii z bogami.

Oboje nie do końca wpisywali się w archetypiczne zawody swoich rodzin, chociaż jego własna pojawiała się nawet w dniu jego narodzin. Karty jego ścieżki to Sprawiedliwość i Wysoka Kapłanka, droga wiedzy i poznania, droga duchowa i droga racjonalizmu, połączona w jedno, z szalami wyrównanymi dla obu tych aspektów. Jak w niebie, tak i na ziemi.

— Mam cię — szepnął do siebie, gdy jego opuszki natrafiły na mały spust, uruchamiający jakiś sygnalizator. Absolutnie mechaniczna pułapka. Wskazał ją Lestrenge'owi, aby i on mógł wyminąć element podczas przechodzenia. Podciągnął się z cichym stęknięciem i usiadł na parapecie. Z różdżką w pogotowiu, zdjął buty i zostawił je obok siebie, aby nie zostawić śladu na klepisku po swojej obecności.

W środku było gorzej, niż się spodziewał. Oprócz mózgów różnych istot, sądząc po kształtach, zauważył lekko połyskujące w półmroku, ułożone na półce przepowiednie. W zamyśleniu zrobił krok w bok, aby zrobić miejsce dla drugiego Niewymownego i wskazał wolną ręką równiutko ułożone słoiki z parafiną. Całe domostwo przypominało raczej średniowieczne chatynki, jednoizbowe, z łóżkiem i kuchnią w tym samym miejscu, zdecydowanie biednie wystrojone, jakby dosłownie czas się zatrzymał tam w czasie tamtejszego Wielkiego Głodu. Szybkie przeczesanie spojrzeniem pozwoliło dostrzec stare plamy na podłodze, które ktoś zmywał i przykrywał sianem klepiska, a także eleganckie i czyste narzędzia rzeźnicze oraz chirurgiczne, zawieszone na ścianie oraz ułożone do wyschnięcia w skórzanym pokrowcu. Nie miały na sobie jednakże kropli wody, więc leżały tam już od jakiegoś czasu.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Rodolphus Lestrange (4621), Morpheus Longbottom (3842)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa