• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu Podziemne Ścieżki v
1 2 Dalej »
[1 maja 1972] Nie ukryjesz się | część II

[1 maja 1972] Nie ukryjesz się | część II
Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#1
10.01.2024, 18:24  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.09.2024, 20:12 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Sesja rozliczona w osiągnięciu Badacz Tajemnic przez Roberta Mulcibera.
adnotacja moderatora
Rozliczono - Rodolphus Lestrange - osiągnięcie Bajarz I

1 maja 1972
Południe

Znalezienie Carrowa było teraz jego priorytetem. To, co znalazła Henrietta, to w jaki sposób uciekła i dokąd - ta sprawa nie mogła czekać. Kobieta stanowiła poważne zagrożenie nie tylko dla samego Mulcibera, ale także dla całej organizacji, dla Śmierciożerców i dla Czarnego Pana. Robert popełnił błąd, który musiał błyskawicznie naprawić. Nie miał czasu na sen, nie miał czasu na chwilę zastanowienia: i tak zmarnował go już dość, gdy Selar grzebała w śmieciach, by poskładać list. Ale miał w garści wskazówki, miał także nazwisko. Carrow.

Robert zanim opuścił dom wydał stosowne polecenie skrzatce, która obiecała zawiadomić Richarda jak najszybciej. Pytanie tylko ile czasu minie, zanim jego bliźniak otrzyma list? Dzień, dwa, tydzień? Robert wiedział jednak, że Selar zrobi wszystko żeby przyspieszyć bieg wydarzeń - chociaż o tę kwestię nie musiał się martwić. Z tym, że wiedział również że on sam nie może czekać na to, aż Richard przybędzie do Anglii. Zegar tykał a kolejne upływające minuty oddalały go od pojmania Henrietty. Kto wie, co jego żonie strzeliło do głowy? Czy go wyda? Czy wysłała list do ministerstwa, czy może po prostu chciała zniknąć? Czy chciała go pogrążyć czy po prostu bała się o własne życie? Kolejne pytania i ponownie: zero odpowiedzi. To zaczynało być irytujące. Udał się więc na Nokturn, sprawy korespondencyjne zostawiając Selar.

Nokturn był miejscem, które zrzeszało wszelkie londyńskie męty, odrzutki magicznej społeczności, które gotowe były zrobić wszystko. Śmierdziało tu, było brudno, ciemno nawet za dnia, chociaż w południe było zdecydowanie mniej tłoczno, niż ciemną nocą. Atmosfera tej dzielnicy przytłaczała, odpychała zbyt dobre istoty, a te złe: przyciągała. To tutaj można było załatwić wszystko, jeśli tylko miało się… Znajomości. Wyjątkowo, bo w miejscach takich jak to złoto nie zawsze miało decydujący głos i Robert doskonale o tym wiedział. Sam przecież teraz nie wiedział gdzie szukać Carrowa, ale wiedział, gdzie znajdują się ludzie, którzy mogli wiedzieć, gdzie mężczyzna przebywał. Kojarzył kilka nazwisk i wiedział, przed którymi obskurwiałymi drzwiami stanąć. Wiedział w jaki sposób spojrzeć, by żebrak (a może to była przykrywka? Czujka, ktoś kto pilnował wejścia?) tylko na niego spojrzał i jakby w zachęcającym geście potrząsnął aluminiową puszką. No wchodź, co złego może się stać?
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#2
11.01.2024, 11:46  ✶  

Skłamałby mówiąc, że Nokturn znał równie dobrze, co własną kieszeń. Z racji na prowadzony tutaj - w Podziemnych Ścieżkach - biznes, był jednak do pewnego stopnia z tą okolicą zaznajomiony. Znał pewne osoby oraz miejsca, do których należało się udać, aby uzyskać niezbędne informacje. Wiedzę tę zamierzał wykorzystać teraz. Zatrzymując się przed właściwymi drzwiami, ze swojej kieszeni wygrzebał  kilka sykli. Srebrne monety zabrzęczały, lądując wewnątrz metalowej puszki. Dołączając zapewne do innych, zebranych przez żebraka. Następnie ominął mężczyznę możliwie najszerszym łukiem, sięgając do drzwi. Naciskając klamkę.

Lata temu zdołał przyzwyczaić się do tutejszych warunków. Przynajmniej do pewnego stopnia. Nie robiły na nim większego wrażenia panujące tutaj bieda, brud, smród. Choć to ostatnie na dłuższą metę było całkiem męczące. Czasami zasłaniał nos dłonią, czasami zamiast tego sięgał po chusteczkę noszoną w kieszeni. Obydwie metody nie bardzo jednak pomagały. Pewnych rzeczy nie dało się łatwo przeskoczyć. Ominąć. Pokonać?

Wiele by dał, żeby nie być zmuszonym odwiedzać tego człowieka. Niestety, nie dało się tego załatwić w inny sposób. Wybierając inną ścieżkę. Zwłaszcza w sytuacji, gdy czas miał znaczenie. Uciekały kolejne minuty, które zamieniały się w godziny. Jak daleko znajdywała się Henrietta? Jak daleko udało jej się uciec? Ile dała radę zdziałać? Rozglądał się po obskurnym pomieszczeniu, nie będąc w stanie wyrzucić z głowy tych oraz podobnych myśli. Za sklepową ladą stał mężczyzna. Ten sam co zawsze? Inny? Robert nie byłby w stanie tego ocenić. Dużo wody upłynęło odkąd był tu po raz ostatni. Może nawet zbyt wiele?

- Chce rozmawiać z Irlandczykiem. – nie tracił czasu, nie bawił się w zbędne uprzejmości ani pogawędki. Ledwie tylko zamknęły się za nim drzwi, ledwie tylko skierował się w stronę stojącego za ladą… czy był on po części olbrzymem? Nieistotne w zasadzie. Po prostu nie tracił więcej czasu. Wyjaśnił co sprowadziło go do tego miejsca. Albo raczej kto.

Irlandczyk. Człowiek, który wiedział wiele. Handlujący tym, co najcenniejsze.

Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#3
12.01.2024, 12:35  ✶  
Żebrak kiwnął głową Robertowi. Twarz miał niepodobną do nikogo - brudną, ale nie w ten charakterystyczny, nieumyty sposób. Ubranie również było nad wyraz dziurawe, a odstępy między łatami były zbyt równe. Mulciber dostrzegł to, wyłapał te nieścisłości gdy wrzucał monety do puszki. Podjął najwyraźniej dobrą decyzję, skoro nie-żebrak skinął mu głową, a klamka gładko ustąpiła pod niewielkim naciskiem dłoni.

Sklep był, jak przystało na Nocturn, mroczny w ten sposób, który sugerował że przebywające w nim osoby nie życzyły sobie, by ktoś zaglądał przez okna. Szyby były więc pokryte dziwną, mleczną substancją, która wpuszczała do środka dużo mniej światła, niż robiły to klasyczne okna. Czarne, zaciemniające kotary były rozsunięte i nawet nie drgnęły, gdy Robert znalazł się w środku. W sklepie było wszystko - figurki, zegarki, zegary, bibeloty, naszyjniki i elementy wyposażenia, które… Mogły nie być tym, na co wyglądały. Robertowi mignęła niemalże trupia dłoń, ściskająca fiolkę. Do niej przyczepiono karteczkę nie dotykać. Aż chciałoby się złamać ten zakaz.

Mężczyzna, stojący za ladą, był młodszy od Mulcibera. Ile mógł mieć lat - 30? 20-kilka? Gęsta broda w kolorze brązowo-czarnym trochę zaburzała ten obraz. Był też bardzo wysoki i dobrze zbudowany, możliwe że faktycznie w jego rodzinie ktoś połasił się na sprawdzenie, jak to jest być z olbrzymką. Normalni ludzie nie mieli tyle wzrostu i tak szerokich barów. No i ten nos… Jak kartofel. Złamany przynajmniej dwa razy. Do tego paskudna, biała i wypukła blizna na prawej ręce.
- A ja chcę milion galeonów - głos mężczyzny był głęboki i donośny, nawet pomruk który z siebie wydał był wyraźnie słyszalny. Sklepikarz zmierzył Roberta nieprzychylnym wzrokiem i mlasnął nieprzyjemnie, jakby wyzywająco.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#4
12.01.2024, 15:08  ✶  

Nie tracił czasu na dokładniejsze zapoznawanie się z pomieszczeniem; z asortymentem dostępnym w lokalu. Wiedział, w jakim celu się tutaj zjawił. Potrzebował pomocy jednej, bardzo konkretnej osoby. I to właśnie ona – wspomniany wcześniej Irlandczyk – go teraz interesowała. Problem był jeden. Co musiał zrobić, żeby móc się spotkać z tym człowiekiem?

Głupotą byłoby reagowanie na słowa sklepikarza. Oczywistym było, że tak po prostu, pierwszej lepszej osoby, do Irlandczyka nie dopuści. Bywało różnie. Ostrożność zawsze była w cenie. Robert to rozumiał. Nie zamierzał się irytować. Złościć. Domagać spotkania.

To było trzeba odpowiednio rozegrać.

- Niestety, nie jestem w stanie zaoferować takiej sumy za umożliwienie tego spotkania. – odpowiedział, mając nadzieje, że nieprzychylne spojrzenie nie przerodzi się w coś więcej. Nie potrzebował kolejnych komplikacji. Musiał wszystko załatwić szybko i sprawnie. Tylko czy był w stanie to zrobić? – Gwarantuje jednak, że Irlandczyk będzie zainteresowany tym spotkaniem.

Czy faktycznie był w stanie to zagwarantować? W żadnym razie. Zwyczajnie liczył na to, iż jakimś cudem uda mu się spotkać z mężczyzną. Porozumieć. Dobić targu. Musiał tu improwizować. Kombinować. Wymyślić coś, co pozwoli mu zdobyć niezbędne informacje. Tylko czy znajdywał się w posiadaniu czegoś, co mógł Irlandczykowi zaoferować? Czegoś, co byłoby dla niego opłacalne? Korzystne?

Na ten moment niewiele przychodziło mu do głowy, ale przez cały czas starał się znaleźć odpowiednie rozwiązanie. Nie miał wyboru. Jeśli chciał zachować własną głowę, życie, a przy okazji uporządkować bałagan, któremu sam był winien, to musiał sobie z tym poradzić. Inne możliwości nie tyle nie wchodziły w grę, co w ogóle nie istniały.

Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#5
13.01.2024, 20:35  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.01.2024, 21:11 przez Bard Beedle.)  
Facet spojrzał na Roberta jak na idiotę. Nie załapał żartu? A może załapał, tylko uznał, że jest na tyle kiepski, że lepiej pociągnąć swoją poprzednią wypowiedź dalej? Nie wiedział, ale westchnął ciężko i wyprostował się powoli. Jego dłoń od razu powędrowała na bliznę, jakby ta go nagle zaswędziała okropnie. Drapał się tak przez chwilę, słuchając co Mulciber ma do powiedzenia.
- To jak możesz to zagwarantować, hm? - walił do niego na ty, ale nie wyglądał na osobę, która przejmowała się konwenansami. Klient to klient, szczególnie w tym miejscu nie będzie używał żadnego sir ani nic podobnego. Mężczyzna obie dłonie położył na blacie i lekko się nachylił w kierunku Roberta. - Masz coś dla niego, skoro jesteś biedny?
Nie wyglądał, jakby miał. Pół-olbrzym otaksował go wzrokiem bez najmniejszych problemów, niemal od góry do dołu. A potem się lekko odchylił i sięgnął po wykałaczkę, którą wetknął w zęby. Nie mógł palić w sklepie, to rekompensował sobie brak należytych odruchów w ten sposób.
- Jest zajęty, nie przyjmie byle kogo - mężczyzna wzruszył ramionami. Trochę jakby to, co chce Robert, było grochem a sprzedawca ścianą, o którą ten groch się rozbija. Uniósł wielką łapę do twarzy i rozmasował sobie nasadę nosa. Robert dostrzegł sińce pod oczami i przekrwione prawe oko. Lewe było lekko zaróżowione. Zaraz potem jego dłoń powróciła do blizny i zaczęła ją drapać jeszcze intensywniej.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#6
14.01.2024, 18:49  ✶  

Musiał brnąć w to dalej, mając nadzieję, że uda mu się postawić na swoim. Nie miał wyjścia. Irlandczyk był dla niego na ten moment jedyną osobą, która mogła udzielić niezbędnych informacji. Alternatywą, niestety, było krążenie po Nokturnie przez najbliższe godziny, w nadziei, że cel sam się znajdzie; że jakimś cudem na niego trafi.

To zaś nie wchodziło w grę.

Blizna na prawej ręce, nos jak kartofel, pewnie załamany o tych kilka razy za dużo, jedno oko przekrwione, drugie zaróżowione. Półolbrzym wyglądał na takiego, z którym niekoniecznie chciałoby się wchodzić w konflikt. Ale może to była jedyna opcja? Skoro nie dało się dogadać po dobroci, to należało skorzystać z magii?

- Obydwoje dobrze wiemy, że pieniądze nie są jedynym, co może go zainteresować. - zamiast decydować się na bardziej drastyczne rozwiązania, próbował kłamać. Brzmieć na pewnego siebie. Może i Robert zdążył już przyznać się do braku pieniędzy, ale zarazem nie informował sklepikarza o tym, że nie znajdywał się w posiadaniu czegoś również wartościowego.

Albo może nawet wartościowego bardziej?

- Możemy się tutaj dłużej przepychać, skoro tak najwyraźniej wolisz, ale mogę Ci zagwarantować, że tym sposobem tylko go rozzłościsz. Dysponuje czymś, co Irlandczyk chciałby mieć w swoich rękach. - czy ten olbrzym w ogóle rozumiał. co się do niego mówiło? Może niepotrzebnie się tu trudził, starał cokolwiek wymyślić, jakoś tego wielkoluda przekonać. Może zamiast tego wystarczyło strzelić mu w ryj, albo posłać w jego kierunku jakiegoś cruciatusa? Może nawet lubił w ten sposób?

Tak. Typek niewątpliwie wyglądał mu na amatora mocnych wrażeń. Akurat to nie ulegało żadnej wątpliwości. Tylko czy mógł to jakoś wykorzystać na swoją korzyść? Cokolwiek na tym zyskać? Ugrać? Przeklęta Henrietta. Łeb jej ukręcę, kiedy wreszcie uda mi się ją dorwać. Obiecał sobie w myślach, obwiniając kobietę za to, gdzie teraz się znajdywał, do rozmowy z kim musiał się obecnie zniżać. Gdyby nie ta przeklęta baba wszystko byłoby łatwiejsze. Mniej skomplikowane.

Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#7
16.01.2024, 10:17  ✶  
Mężczyzna prychnął jak zdenerwowane kocię. Robert zaczynał go denerwować. Przychodził tu z głupimi frazesami, a to przecież nie on ryzykował pracą, nie? Albo nawet i nie pracą. Irlandczyk bardzo cenił sobie prywatność i czas wolny, nie lubił też, gdy mu się przeszkadzało i zawracało głowę z byle powodu. Robert przyszedł tu bez niczego, jaką więc on sam miał gwarancję, że cokolwiek z tego, co mówi, zainteresuje jego szefa? Chociaż sam fakt, że wiedział kim jest i czym się zajmuje, był alarmujący. Mężczyzna otaksował Mulcibera spojrzeniem. Leniwie przejeżdżał od ramienia do ramienia, od jednego oka do drugiego, od prawej do lewej i od góry do dołu. Przedłużał tę chwilę, obserwował reakcję czarodzieja.
- A spierdalaj - burknął, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Byłby splunął, gdyby nie fakt, że sam będzie musiał po sobie sprzątać. Ziewnął nawet przeciągle, ostentacyjnie. Dla niego rozmowa była skończona. Drzwi, znajdujące się za plecami pół-olbrzyma, skrzypnęły. W szparze ukazało się błękitne oko, należące do osoby o wyjątkowo bladej cerze. W półmroku widać było też włosy, chyba ciemne, ale nie dało się dostrzec jakiej konkretnie barwy były.
- Rorry, nieładnie tak traktować gości - wyszeptała, mrugając kilkakrotnie. Rorry wzruszył ramionami.
- Ty też spierdalaj. Jak go wpuścisz, będzie na ciebie.
- Jak brzydko - postać cmoknęła i otworzyła szerzej drzwi. Już po głosie szło się domyślić, że była to kobieta. Niska, przeraźliwie wychudzona, z wyłupiastymi niebieskimi oczami. Mogła być niewiele młodsza od Roberta. Miała obrzydliwy nawyk powolnego, ale częstego mrugania. Wyglądała trochę jak kameleon z tymi oczami. Albo skrzat domowy. Z tą różnicą, że była ubrana w czyste ciuchy i to chyba lepszej jakości. - Musisz mu wybaczyć, skarbie, nie wysypia się ostatnio. Czego chcesz od szefa? Nie czekał na nikogo o tej porze, nie byliście więc umówieni. A nie możemy teraz wpuścić byle kogo, sam rozumiesz.
Znowu powoli zamknęła oczy. Mówiła też flegmatycznie, podobnież jak się poruszała w taki sam sposób.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#8
17.01.2024, 09:51  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.01.2024, 10:02 przez Robert Mulciber.)  

Cała ta przepychanka trwała stanowczo zbyt długo. Z wolna tracił cierpliwość, której przecież w wielu innych sytuacjach mu nie brakowało. Tyle tylko, że w przypadku tych innych sytuacji, czas niekoniecznie odgrywał tak dużą role. Grunt nie uciekał mu spode stóp. Mógł sobie pozwolić na inne podejście, na zachowanie większego spokoju.

- Zważaj lepiej na słowa, dziwolągu. – odpyskował, niczym ten szczeniak. Poniosły go odrobinę nerwy. Wiedział, że nie powinien był tego robić, ale nie dał rady w porę ugryźć się w język. Pozostawało teraz liczyć, że straty nie będą zbyt duże; że nie wpakuje się tym sposobem w kolejne problemy. Naprawdę tego nie potrzebował.

Mniej więcej w tym czasie, dołączyła do nich kolejna osoba. Kobieta? Trochę dziwna. Postanowiła się wtrącić. Dorzucić swoje trzy knuty. Koła ratunkowego należało się chwytać, prawda? Dlatego też Robert postanowił spróbować to uczynić.

- Ja również dałem się za bardzo ponieść nerwom. – odpowiedział, starając się podejść do tego wszystkiego z odpowiedniej strony. Nie chciał zrażać do siebie kolejnej osoby. – Znam dobry sposób na problemy ze snem, wystarczy się zgłosić z tym, pierwsze kadzidło lub świeca będą za darmo. – wysunął z kieszeni wizytówkę. W Olibanum dostępne były świece oraz kadzidła, które można było wykorzystać w różnych celach. Produkty znajdujące się w sklepie posiadały szeroki zakres właściwości. Dzięki temu nie były skierowane wyłącznie do wąskiego grona odbiorców.

Kiedy umieścił wizytówkę na ladzie, ponownie skupił się na nieznajomej kobiecie.

- Potrzebuje drobnej pomocy, muszę uzyskać informacje o pewnym człowieku. – wyjaśnił, nie widząc potrzeby ukrywania celu swojej wizyty. – Masz racje, że nie byliśmy umówieni, ale wasz szef z pewnością mnie przyjmie. – dodał. Czy miał pewność? Kolejny raz nie. Ryzykował. Mógł mieć jedynie nadzieje, że mimo upływu czasu, Irlandczyk wciąż o nim pamiętał. Lata temu Robert odpłacił mężczyźnie przysługą za przysługę. Były to jego początki w Podziemnych Ścieżkach. Krótka współpraca jaką nawiązał wówczas z Irlandczykiem, pozwoliła mu rozwinąć prowadzone tutaj interesy. Zabezpieczyć się przed konkurencją.

A nawet więcej – tej konkurencji się pozbyć raz i na dobre.

Po cichu, bez zwracania na siebie uwagi, bez brudzenia swoich własnych rąk. Bo przecież on, Robert, swoje ręce brudził jedynie w ostateczności, kiedy inne rozwiązania okazywały się zawodzić.

Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#9
19.01.2024, 11:26  ✶  
Mężczyzna wstrzymał oddech na kilka uderzeń serca, gdy do jego uszu dobiegły słowa Mulcibera. Dziwolągu… Jego dłonie odruchowo zwinęły się w pięści, wzrok mu pociemniał, a mięśnie ciała napięły się tak mocno i gwałtownie, jakby ten chciał przeskoczyć ladę i po prostu trzasnąć Roberta w twarz.
- Ty stary, mały knurze… - warknął, wykonując ruch jakby chciał rzucić się w bok. To jednak szybko zostało przerwane przez kobietę. Chuda, niska, ewidentnie starsza od niego i tak inna pod względem charakteru, co widać było już na pierwszy rzut oka. Głośny, obrzydliwy chichot wypełnił sklep i odbijał się echem od kolejnych bibelotów.
- Rorry, wystarczy, pan chce ci pomóc - kobieta podeszła pokracznie do pół olbrzyma i poklepała go po plecach. Do ramienia mu nie dosięgała. - Ale ma rację, jeśli coś, to będzie na mnie. Więc lepiej dla ciebie, kochanienki, żeby szef się nie rozzłościł.
To nie była groźba, chociaż błysk w oku kobiety mógł sugerować zupełnie co innego. Ale kiwnęła mu głową na znak, żeby szedł za nią. Tylko lepiej żeby obszedł ladę z drugiej strony, tak by wyminąć mężczyznę, który metaforycznie toczył pianę z pyska. Na wizytówkę nawet nie spojrzał.

Zaplecze, do którego najpierw weszła chuda kobieta, a potem Robert, nie było zwykłym sklepowym zapleczem. Za drzwiami znajdował się korytarz z dwoma parami drzwi. Jedne były po lewej stronie i zapewne tam trzymano różne bibeloty, na które nie było miejsca w sklepie. Drugie drzwi znajdowały się odrobinę dalej, dla odmiany po prawej stronie. Kobieta nacisnęła klamkę, uprzednio pukając cztery razy. Wpuściła Roberta do środka i zamknęła za nim cicho drzwi.

Jeżeli Mulciber spodziewał się, że Irlandczyk będzie zajęty… czymkolwiek mógł być zajęty ktoś jego pokroju, to musiał się rozczarować. W pokoju bez okien, oświetlonym lampami i świecami, w głębokim fotelu, siedziała osoba, której przed laty pomógł. Rude, ścięte na zapałkę włosy wyraźnie odznaczały się w blasku płomieni. Twarz miał pooraną przebytym trądzikiem, nieco czerwoną, ale w większości blizny były zakryte przez rudą, gęstą brodę. Właśnie podnosił wzrok znad Proroka Codziennego. Ubrany był w wygodne, rozciągnięte nieco ubrania, różdżkę trzymał na stoliku obok. W pomieszczeniu znajdowało się też sporej wielkości biurko z fotelem za nim i dwoma krzesłami przed nim. Oprócz tego kilka zamykanych szaf. Pachniało kawą, jakby dopiero zaczynał dzień, chociaż wzrok mężczyzna miał bystry - na pewno nie wstał chwilę temu.
- Mulciber - rude brwi uniosły się w wyrazie zdumienia. Nie spodziewał się, że Robert kiedykolwiek przyjdzie odebrać dług. - A więc to ty jesteś odpowiedzialny za te krzyki w sklepie.
Mówił z wyraźnym, irlandzkim akcentem. Przy dłuższej konwersacji pewnie byłby problem, żeby się porozumieć, chociaż tyle lat mieszkał w Londynie, że akcent już dawno powinien zniknąć. Możliwe, że nie chciał się go pozbywać lub robił to specjalnie, by nikt nie miał wątpliwości, z kim rozmawia. Irlandczyk - stereotypowo.
- Mogłeś posłać sowę - zauważył, wstając. Kiwnął dłonią w kierunku biurka, za które sam się udał. - Czego chcesz?
Nie proponował mu nic do picia. Widział po jego minie, że był zdeterminowany. Poza tym nigdy nikomu nic nie proponował - Irlandczyk nie był dżentelmenem, który na starcie proponuje 20-letnią whisky i cygaro.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#10
22.01.2024, 11:08  ✶  

Nie chciał nawiązywać bliższych relacji z półolbrzymem, dlatego kiedy kobieta zgodziła się na spotkanie z Irlandczykiem, postarał się obejść go możliwie najszerszym łukiem. Mężczyzna wyraźnie się gotował i cholera jedna wie, co mógłby zrobić w tym momencie. Emocje niestety nigdy nie były dobrym doradcą. Umiejętność kontrolowania ich bywała cenna.

- Nie musisz się niczego obawiać. – zapewnił kobietę. Na wyrost, ale czy to miało jakieś znaczenie? Teraz liczyło się tylko i wyłącznie to, żeby dostać się do Irlandczyka. Jego pomoc była niestety niezbędna. Bez informacji, nie był w stanie ruszyć dalej i rozwiązać swojego problemu.

Problemu, którego nie mógł tak po prostu zignorować.

Zaplecze jak zaplecze. W tej okolicy wszystkie lokacje były dość specyficznie. Niejednokrotnie kryły coś więcej. Sam doskonale o tym wiedział, wszak nawet w jego Olibanum znajdywały się dodatkowe pomieszczenia. Nie do każdego z nich dało się tak po prostu wejść. Biorąc to wszystko pod uwagę, niekoniecznie interesował się tym, jak wszystko wyglądało tutaj. Po prostu szedł za kobietą. Może był przy tym nieco zbyt naiwny, ale co więcej mógł zrobić?

Okoliczności zmuszały go do tego, żeby tej pokracznej nieznajomej jednak… no cóż, zaufał.

- Devin. – przywitał się. To tym imieniem, Irlandczyk kazał mu się do siebie zwracać, kiedy lata temu nawiązali swoją krótką współpracę. Czy było prawdziwe? Robert w to szczerze wątpił. Z pewnych źródeł wiedział, że posługiwał się również kilkoma innymi. Nie miało to jednak dla niego większego znaczenia. Jakkolwiek nazwać róże, pachnieć będzie tak samo.

W kontekście Podziemnych Ścieżek i reszty Nokturnu, bardziej pasowałoby zapewne jednak inne stwierdzenie – tak samo będzie śmierdzieć.

- Twój człowiek niekoniecznie radzi sobie z obsługą klientów. Może warto rozważyć zatrudnienie kogoś innego. – wyjaśnił krzyki, które doszły do Irlandczyka. W typowy dla siebie sposób. Zwracając uwagę na problemy dostarczane przez innych, nie siebie samego. W końcu on, Robert, problemu z reguły nie stanowił. Nie sprawiał. – Albo odpowiednie przeszkolenie wielkoluda. – dodał, niewiele sobie robiąc z tego w jaki sposób ma przebiegać to spotkanie. Nie oczekiwał, że Irlandczyk zaoferuje mu alkohol, cygaro, każe usiąść, okaże się prawdziwym dżentelmenem. To nie ta bajka, nie był głupi. No i w zasadzie to wcale tego nie potrzebował. Chciał jedynie szybko załatwić pewne sprawy. Zdobyć informacje.

Poszedł do biurka, zajął jedno z miejsc za nim.

- Potrzebuje informacji o Remualdzie Carrowie. – nie przepraszał za sposób w jaki nawiązał kontakt, nie tłumaczył się ze swojego osobistego stawiennictwa. W innych okolicznościach najpewniej faktycznie by wysłał sowę, ale w tej sytuacji nie miał na to wystarczająco czasu. Wszystko musiało potoczyć się szybko oraz sprawnie.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Bard Beedle (2972), Robert Mulciber (2911)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa