• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 … 3 4 5 6 7 … 9 Dalej »
[ 10.07.1972 ] – Wielka Loteria

[ 10.07.1972 ] – Wielka Loteria
Poison Girl
– You're a poison and –
I know that is the truth
Maya wygląda bardzo młodo i krucho. Jest niska, bo mierzy tylko 146 centymetrów i warzy niecałe 38 kilogramów. Dziewczyna ma niedowagę, bardzo mało je i jest to widać na pierwszy rzut oka. Jest drobnej budowy i dosłownie ginie w tłumie. Czasami można jej nie zauważyć. Kiedyś ubierała się w długie suknie i szaty czarodziejskie. Starała się zawsze biec za modą czarodziejską, ale wplatała w swoje stroje odrobinę chińskiej kultury, aby z pozoru dawać złudzenie osoby zagranicznej. W lipcu jak poznała Leo zaczęła nosić szerokie spodnie i duże swetry, pod które nakłada ładne, białe koszule lub po prostu koszulki lub koszule z krótkim rękawem jeśli jest cieplejszy dzień. Wokół niej unosi się woń jaśminu, paczuli, cytrusów, granatu – jest to olejek, który sama nauczyła się robić.

Maya Chang
#1
28.01.2024, 19:50  ✶  
Maya i Leo
Klubokawiarnia | Czy to jest randka?

Spotkała się z Liselottą na Pokątnej, bo miały razem spojrzeć do nowo otwartego sklepu zielarskiego. Maya potrzebowała kilka składników, a to właśnie z Liselottą w Hogwarcie często razem ważyły eliksiry i dziewczyna nadal starała się mieć z nią kontakt. Wyciągała ją na różne zakupy, wysyłała ulotki związane z eliksirami. Sama Changówna nie lubiła zapuszczać się na Pokątną, bo to nie były jej rewiry. Lepiej czuła się w swoim domu, albo w samej palarni, gdzie chciała pomagać swojej rodzinie. Maya z nieśmiałością opowiedziała jej o Leo. Nie mówiła o nim źle, ale też nie mówiła dobrze. Wspomniała o tym, co zrobił wtedy w uliczce na Horyzontalnej. Liselotta stwierdziła, że Leo jest po prostu niepoprawnym romantykiem i, że pamięta go z Hogwartu. Sama Maya nie pamiętała tego mężczyzny, ale sama była zapatrzona w Oleandra i miała drobne problemy z Desmondem, więc nic dziwnego, że koci dziwak uszedł jej uwadze. Blondynka namawiała Mayę, aby wybrała się w końcu do tej kawiarni, że jak już mu wspomniała, że przyjdzie to tak jakby się z nim umówiła na randkę, prawda?! Sama Maya tego tak nie odbierała, ale poczuła, że robi się jej niedobrze, że chłopak faktycznie uzna to za randkę, więc zaczęła jeszcze bardziej panikować.

W pewnym momencie w kolejce do kasy jednemu mężczyźnie zabrakło kilka drobnych do pełnej sumy za jakiś składnik do eliksiru leczniczego. Spojrzał na Maye i Liselottę, więc jej koleżanka dała mu drobniaki, a on dał im jakiś kupon na loterię. Liselotta oddała go Mayi, bo ona nie bawi się w hazard i nie ma zamiaru chodzić po takich miejscach. Maya schowała go do kieszeni i całkowicie o nim zapomniała.

Następnego dnia w gazecie zauważyła, że los, który dostała był wygrany, więc skusiła się na to, aby udać się do punktu i odebrać wygraną. Może w końcu los się do niej uśmiechnął. Wkroczyła do pomieszczenia ukrytego na rogu ulicy Pokątnej i chciała zrealizować swój los. Niestety kupon był przeterminowany. Była delikatnie zawiedziona, ale nie wpłynęło to na nią w jakiś negatywny sposób. Popchnęło ją jedynie do tego, aby udać się do Nory Nory, gdzie może spotkać się z Leo. Miała cichą nadzieję, że chłopak jednak zignoruje jej wiadomość i się tam nie zjawi. Chociaż tam pracował, ale nie jako barista, a barman. Barmani pracują bardziej w nocy, nie? Wkroczyła do kawiarni i zajęła jakieś spokojne, ciche miejsce z dala od ludzi. Zamówiła słodką kawę, z bitą śmietaną i wyjęła książkę, aby poczyta. Leo nigdzie nie widziała.

Kot z tendencją do głupoty
kici kici miau
będę ciebie brał
Ma wzrost 174. Gibki, żwawy, skory do zabawy. Oczy jasnobrązowe, ale włosy ciemniejsze. Jest wysportowany, bo dużo biega i się wspina. Mięśnie ma, ale nie jest jakimś Pudzianowskim. Zyskał je ze swojego aktywnego trybu życia, a nie przez ciągłe ćwiczenia. Z reguły ciepły albo cwany uśmieszek ma na pyszczku. W WERSJI KOCIEJ: rudo umaszczony kot domowy, nieprzeżarty. Ma kompletnie inne zwyczaje niż Garfield.

Leo O'Dwyer
#2
28.01.2024, 22:41  ✶  
Ach, lecimy z tym. Piękny dzień. Dziesiąty dzień lipca. Ładnie pachną kwiaty pod oknem. Tak... świeżo, orzeźwiająco. Pszczoły brzęczą. Ciekawe, co tam brzęczą. Uśmiechnąłem się pod nosem, pod okiem, a nawet każdą końcówką swoich włosów, bo MAYAMIAŁABYĆDZIŚWKAWIARNI. Awww. Nie mogłem nawet spać pół nocy z ekscytacji, więc czytałem sobie książkę, a kiedy zasnąłem, to śniłem o mlecznych kąpielach, całym parku rozrywki oblanym w mleku, gdzie wszyscy się śmiali i pluskali, i ogólnie było cud-miód-malina, a teraz sobie dreptałem ulicą i byłem przeszczęśliwy. Trochę niewyspany, ale podskakiwałem wesoło. Tańczyłem sobie.
Tak sobie szedłem w podskokach, kupiłem nawet bukiet kwiatów, tylko że nie spodziewałem się, że Mayka będzie wcześniej, tak wcześnie, że nie zdążę sobie znaleźć odpowiedniego miejsca za barem i ogólnie pięknie wyglądać. Cały ten stres, zaskoczenie, niedospanie, bycie typowym Leo-leo-leo, kotem rozbójnikiem i stażystą-pomocnikiem, sprawiło, że wpadłem tam jak ten szogun czy inna zmora, tak z rozpędu i z wrażeniem, że wpadłem na półkę ze szklankami, filiżankami i te zaczęły lecieć, ja też próbowałem się złapać czegoś, kwiaty pofrunęły i się ogólnie zrobił jeden hałas tam potężny. Nigdy jeszcze tak nie miałem. To był mój pierwszy raz na taką skalę... Pomyślałem, że Norka to mnie jednak wypierdoli z tej roboty, bo chyba właśnie pozbawiałem ją pierwszego miejsca w byciu niezdarną, a wcale nie chciałem jej tego robić. Po prostu stało się. Z MIŁOŚCI.
Ale złapałem jedną filiżankę i właściwie kwiaty, tylko tyle że się trochę rozleciały z tego idealnego bukietu, który miałem jeszcze chwilę temu w swoich rękach. Wypadło tam z połowę roślin, druga połowa leżała ze szkłem na podłodze, a ja, cóż oszalałem totalnie. Z chichotem, z wariactwem, z byciem kotem. Odstawiłem pustą filiżankę na blacie barowym, sam zaś wziąłem z bukietu samotną różę i w podskokach znalazłem się w tym rogu, co to zagospodarowała sobie Mayka. Jak gdyby nigdy nic, wsunąłem się na miejsce na przeciwko i położyłem różę na stoliku.
- Cześć, Mayka! - rzuciłem, wyciągając różdżkę tylko w jednym celu. Nie zamierzałem tym razem przemieniać się w kota, po prostu machnąłem w stronę baru zaklęcie sprzątające by nikt nie musiał po mnie tego robić. - Co czytasz??? Co pijesz? Chciałabyś zjeść coś jeszcze? - zapytałem ją niezrażony, gotowy być na jej usługach w tej sekundzie albo w następnej. Jak wolała. Ja się pisałem na wszystko.
Poison Girl
– You're a poison and –
I know that is the truth
Maya wygląda bardzo młodo i krucho. Jest niska, bo mierzy tylko 146 centymetrów i warzy niecałe 38 kilogramów. Dziewczyna ma niedowagę, bardzo mało je i jest to widać na pierwszy rzut oka. Jest drobnej budowy i dosłownie ginie w tłumie. Czasami można jej nie zauważyć. Kiedyś ubierała się w długie suknie i szaty czarodziejskie. Starała się zawsze biec za modą czarodziejską, ale wplatała w swoje stroje odrobinę chińskiej kultury, aby z pozoru dawać złudzenie osoby zagranicznej. W lipcu jak poznała Leo zaczęła nosić szerokie spodnie i duże swetry, pod które nakłada ładne, białe koszule lub po prostu koszulki lub koszule z krótkim rękawem jeśli jest cieplejszy dzień. Wokół niej unosi się woń jaśminu, paczuli, cytrusów, granatu – jest to olejek, który sama nauczyła się robić.

Maya Chang
#3
29.01.2024, 21:00  ✶  

Nie mogła skupić się na czytaniu, cały czas miała w palcach ten stary kupon, którym jeździła po czytanej przez nią stronie książki. Oglądała go i czuła zawstydzenie, że nie zwróciła uwagi na datę, ale dzień się zgadzał, tylko, że to było miesiąc temu. Odłożyła go w końcu na stoliczek, książkę położyła na nim, poprawiła futerał na skrzypce, aby bezpiecznie opierał się o ścianę, przy której siedziała i upiła trochę kawy. Była smaczna, słodka i smaczna. Można byłoby powiedzieć, że Maya wygląda na osobę, która gustuje w gorzkich rzeczach, ale w tym mogłaby Leo zaskoczyć, bo akurat uwielbiała słodycze i słodkie kawki. Ubrała dzisiaj szerokie dżinsy, do tego beżową koszulkę ze zwiewnym, prześwitującym rękawem. Na dłoniach miała kilka rzemyków i kolorowych bransoletek, na szyi wisiał wisior w kształcie różyczki, a włosy były spięte kolorową spinką na tyle głowy.

Podskoczyła delikatnie, gdy usłyszała jakiś rumor przy wejściu do kawiarni. Spojrzała tam i oblała się rumieńcem, zrobiło jej się ciepło, bo Leo zwrócił na siebie uwagę całej klienteli. Rozwalił regał, rozsypał jakieś kwiaty, a to spowodowało, że serce zaczęło jej bić jeszcze szybciej niż myślała, że będzie. Znowu włosy zrobiły się jej na końcówkach różowe z zawstydzenia. Niby nauczyła się nad tym panować, ale Leo totalnie wyprowadzał ją z równowagi. Jej wzrok padł na kwaitek, który położył na stoliku, a potem wróciła do patrzenia na niego. O matko jaki on miał czarujący uśmiech. Spojrzała na to jak szybko uwinął się ze sprzątnięciem bałaganu.

– Nową książkę o zielarstwie – odparła i zabrała ją, aby schować do swojej torby. Z całym szacunkiem do Kota, ale nie chciała, aby ją zniszczył przypadkiem rozlewając kawę. Kupon nadal leżał na stoliczku. – Kawę, mrożoną, z bitą śmietaną – dodała jeszcze nadal czując zawstydzenie i zdenerwowanie. – Nic sobie nie zrobiłeś? – spojrzała w kierunku sprzątającego się samemu bałaganu. – A polecasz coś? – spojrzała na kartę z ciastami.

Kot z tendencją do głupoty
kici kici miau
będę ciebie brał
Ma wzrost 174. Gibki, żwawy, skory do zabawy. Oczy jasnobrązowe, ale włosy ciemniejsze. Jest wysportowany, bo dużo biega i się wspina. Mięśnie ma, ale nie jest jakimś Pudzianowskim. Zyskał je ze swojego aktywnego trybu życia, a nie przez ciągłe ćwiczenia. Z reguły ciepły albo cwany uśmieszek ma na pyszczku. W WERSJI KOCIEJ: rudo umaszczony kot domowy, nieprzeżarty. Ma kompletnie inne zwyczaje niż Garfield.

Leo O'Dwyer
#4
29.01.2024, 23:24  ✶  
Może jednak mogłem przywitać ją inaczej, z większą pompą, ogromem miłości, wielką fanaberią, która uczyniłaby mnie najszczęśliwszym kotem na świecie? Mianowicie, KOCHAM CIĘ, MAYA! ZOSTAŃ MOJĄ ŻONĄ!. Tylko pewnie bym się nie powstrzymał i bym wziął ją dotknął, pocałował, ucałował, tak głęboko, namiętnie, a potem spłynąłbym z tej namiętności na podłogę i tyle by mnie widzieli.
I ja jako mąż...? Leo mąż, mąż Leo... Ewidentnie nadchodził koniec świata, skoro powoli dojrzewałem do ustatkowania się, założenia rodziny, kupienia sobie teczki do pracy, zapuszczenia poważnego wąsa i wracania do domu ze słodkim dzień dobry, kochanie!. Choć właściwie to ostatnie to spełniałem, ale na Dellianie, jeszcze kiedy przesiadywał w mieszkaniu, a teraz to było raczej tak jakoś pusto. Nie rozumiem jak mógł mnie zostawić dla podróży z Bellem. Nuda totalna. Prawdziwe przygody miały miejsce w Londynie, a nie w wielkim świecie. Phi.
- Książkę o zielarstwie? A ja czytuję wszystko i nic, nic i wszystko, wszystko o transmutacji, a nic o niczym, hehe. A tak serio, to naukowe tomiszcza, ale też wiersze, opowiastki, bajki, przygodówki, a czasami śledzę palcem encyklopedię, bo tam jest dużo takich mało znanych słów, które czasami wpadają do głowy. Znasz na przykład Sherlocka Holmesa? Byłbym detektywem, gdybym nie był medykiem. Tak, byłbym detektywem... Ale też nie mam głowy do takich zagadek, co to trzeba nad nimi posiedzieć dłużej, namiętnie się pochylić, ale to dlatego że bywam energiczny, ale jak coś trzeba znaleźć, to ja mogę pomóc, bo jednak jakieś umiejętności mam... i znajomości też - stwierdziłem, wzruszając ramionami i podsuwając bliżej Mayki tego kwiatka. Chyba wybrałem najładniejszy z tego, co pozostało. Uśmiechnąłem się szeroko, z oczami błyszczącymi samymi gwiazdami. - To dla ciebie. Taki śliczny dziś dzień, że trzeba go celebrować na słodko - przyznałem nieskromnie, po czym wstałem od stołu, bo co ja polecałem? Polecałem ja wszystko. Wszystkie najmniejsze ciasteczka, te ogromne torciska. Najchętniej to bym polecił jej skosztowania wszystkiego, ale właściwie mieliśmy czas na to by powoli nadrobić zaległości, a też nie musieliśmy się martwić, że nam te pyszności się skończą, bo Szefowa, ta Norka taka blondynka też wesoła i urocza, to ona wymyślała dużo różnych nowych takich przepisów, że mogliśmy jeść całe nasze życie. Razem, hihi.
- Ja sobie nic nie zrobiłem. Bywam czasami... czasami często szalony, ale Norka, właścicielka to wie i mnie zatrudniła. Fajna pani - przyznałem z uznaniem, kiwając przy tym głową. - A to polecenie moje, to nie na wiele nam się zda, bo ja mógłbym polecić nam wszystko. Tobie polecić wszystko, bo tu są przepyszne rzeczy, ale możemy zacząć próbować wszystko... Alfabetycznie od a do z albo od z do a, albo losowo, albo kolorami, albo jeszcze innym systemem... Na przykład od najbardziej kruchych. To jak? - zapytałem, przestępując z nogi na nogę, gotowy lecieć po to wszystko dla Mayki, Panny Metr Czterdzieści Sześć.
Poison Girl
– You're a poison and –
I know that is the truth
Maya wygląda bardzo młodo i krucho. Jest niska, bo mierzy tylko 146 centymetrów i warzy niecałe 38 kilogramów. Dziewczyna ma niedowagę, bardzo mało je i jest to widać na pierwszy rzut oka. Jest drobnej budowy i dosłownie ginie w tłumie. Czasami można jej nie zauważyć. Kiedyś ubierała się w długie suknie i szaty czarodziejskie. Starała się zawsze biec za modą czarodziejską, ale wplatała w swoje stroje odrobinę chińskiej kultury, aby z pozoru dawać złudzenie osoby zagranicznej. W lipcu jak poznała Leo zaczęła nosić szerokie spodnie i duże swetry, pod które nakłada ładne, białe koszule lub po prostu koszulki lub koszule z krótkim rękawem jeśli jest cieplejszy dzień. Wokół niej unosi się woń jaśminu, paczuli, cytrusów, granatu – jest to olejek, który sama nauczyła się robić.

Maya Chang
#5
15.02.2024, 22:37  ✶  

Wpatrywała się w niego intensywnie. To nie była randka, to nie była randka, to nie była randka – krzyczała w swojej głowie próbując uspokoić rozkołatane serce. Pochodziła z rodu Chang, z rogu potężnych czarownic, handlarek opium i właścicielek największej palarni na podziemnych ścieżkach, a miał ją pokonać stres związany ze spotkaniem jakiegoś dziwacznego mężczyzny w kawiarni?! Musiała się wziąć w garść, musiała przywrócić swoją potęgę, musiała… Być Mayą Chang. Uśmiechnęła się delikatnie, można powiedzieć, że nawet figlarnie obserwując uważnie mężczyznę. Jej końcówki nadal były różowe, bo zawstydzenia przed nim nie umiała ukryć. Wręcz nie panowała nad swoją mocą w jego obecności, ale jeszcze to wypracuje, prawda?

Słowotok mężczyzny był momentami przytłaczający, ale dzięki temu miała czas, aby mu się przyjrzeć, zapamiętać jego słowa, przetrawić informacje, które jej dawał. Lubił czytać, był medykiem, chciał być detektywem. Ciekawe, ale podejrzewała, że Leo był osobą, która mogła i chciała być każdym, wić to na niej wrażenia nie miało prawa zrobić, prawda? Lecz ten medyk zapadł jej w pamięć. Musiał mieć jakąś wiedzę nie tylko o medycynie, ale też zielarstwie i eliksirach, zapewne miał też dostęp do różnych szklarni, więc mogłaby go wykorzystywać, nie?

– Jesteś medykiem? – założyła nogę na nogę i spojrzała mu w oczy. Jej własne odrobinę złagodniały, kolor jej czarnych oczy zrobił się też bardziej cieplejszy, przyjemniejszy, starała się być przyjemniejsza w jego oczach. Czy próbowała z nim flirtować? Oh, chciała spróbować innej taktyki. Mężczyznami idzie łatwo manipulować, prawda? Jej ciotki często to robią, więc czemu ona nie mogła tego spróbować? – Dziękuję za kwiatka – odparła nie przestając się uśmiechać. – Też lubię czytać inne książki, ale zielarstwo jest moje ulubione – powiedziała coś o sobie.

Wstał dreptając w jednym miejscu, co zadziwiało ją ogromnie, gdy tak stąpał z nogi na nogę. Niepohamowana energia. Leo wręcz wyglądał jak definicja przeciwieństwa jej samej.

– W takim razie zdam się na twoją intuicję. Może dzisiaj nas nie zawiedzie. Uznałeś dzisiejszy dzień za wspaniały, nie? Więc takim go uczyńmy – upiła odrobinę kawy brudząc sobie wargę bitą śmietaną. Czy zrobiła to specjalnie? Kto wie…

Kot z tendencją do głupoty
kici kici miau
będę ciebie brał
Ma wzrost 174. Gibki, żwawy, skory do zabawy. Oczy jasnobrązowe, ale włosy ciemniejsze. Jest wysportowany, bo dużo biega i się wspina. Mięśnie ma, ale nie jest jakimś Pudzianowskim. Zyskał je ze swojego aktywnego trybu życia, a nie przez ciągłe ćwiczenia. Z reguły ciepły albo cwany uśmieszek ma na pyszczku. W WERSJI KOCIEJ: rudo umaszczony kot domowy, nieprzeżarty. Ma kompletnie inne zwyczaje niż Garfield.

Leo O'Dwyer
#6
17.02.2024, 23:16  ✶  
- Jestem właściwie stażystą... Ale dużo już umiem, bardzo dużo umiem, tak dużo, że już leczę na Nokturnie i na Pod...ziemnych Ścieżkach, ale o tym może lepiej tu nic nie mówić, żeby Pani Norka się nie przeraziła, hehe. Mamy tu zupełnie inne klimaty - przyznałem, wzruszając niewinnie ramionami. Może kłamcą to ja nie byłem, ale troszczyłem się o swoich człowieków, a co głowa nie wiedziała, to sercu nie było żal, no nie? Ale Maya to akurat była dziewczyna, co ona takie miejsca złowieszcze miała w jednym paluszku, a paluszek miała naprawdę drobniutki, bo miała metr czterdzieści sześć wzrostu. Sama słodycz. Jak te ciastka. Omnomnomnom. Mraurrr. I ta pianka na jej ustach... Jak na kociej sierści mleka, jak na kociej sierści mleka. Zlizywałbym hardo. Ale tego nie zrobiłem, booo...
Chyba udało mi się zjednać sobie Maykę. Bo się w końcu miło uśmiechnęła. I nawet postanowiła przystać na moje wybory. Zaufać mojej kociej intuicji. Więc obróciłem się w miejscu na jednej nodze niczym zawodowa primabalerina, po czym czmychnąłem w kierunku lady. W podskokach nieskrywanych, rzecz jasna, nucąc głośno piosenkę, która leciała sobie w tle, bo tu właśnie takie ciepłe, przytulne klimaty były. Można było się rozpłynąć w fantazji i miłości, w cieple i wzajemnym szacunku. Nie trzeba było też prowadzić walk na kocie pazury, bo mleka tu było pod dostatkiem. Krótko mówiąc - RAJ.
O Matko Przenajświętsza! Kochałem Norkę, bo zrobiła na dziś te super ciasto, które było wręcz idealne dla Mayki. Malinowy tort bezowy. Owocowy, taki nienudny w smaku, z mocą malin. Ale jednocześnie słodki, kruchy. Te bezy, to się w ustach rozpływały. Ja nie wiedziałem, w jaki sposób powstawały takie cuda, ale były grzechu warte, więc ukroiłem dwa kawałki, obiecując sobie, że potem za to zapłacę, i czym prędzej wróciłem do Mayki.
- Malinowy torcik bezowy... Będzie pasował do twoich włosów - zauważyłem, wskazując palcem na jej różowe czy też czerwone końcówki, kiedy już postawiłem na stoliku talerzyki z ciastem. Chyba wcześniej takich nie miała czy miała? Miała! Bo jeszcze się zastanawiałem, czy ona umie tak jak Mewka, ale nie pytałem by nie dostać po mordzie czy coś. - To tak na stałe czy eksperymentujesz? - zapytałem niewinnie, wsuwając się ponownie na miejsce na przeciwko niej. Kusiło by siąść tuż obok, ale wciąż pamiętałem, że obiecałem być grzeczny, więc starałem się być grzeczny. Względnie grzeczny,
Poison Girl
– You're a poison and –
I know that is the truth
Maya wygląda bardzo młodo i krucho. Jest niska, bo mierzy tylko 146 centymetrów i warzy niecałe 38 kilogramów. Dziewczyna ma niedowagę, bardzo mało je i jest to widać na pierwszy rzut oka. Jest drobnej budowy i dosłownie ginie w tłumie. Czasami można jej nie zauważyć. Kiedyś ubierała się w długie suknie i szaty czarodziejskie. Starała się zawsze biec za modą czarodziejską, ale wplatała w swoje stroje odrobinę chińskiej kultury, aby z pozoru dawać złudzenie osoby zagranicznej. W lipcu jak poznała Leo zaczęła nosić szerokie spodnie i duże swetry, pod które nakłada ładne, białe koszule lub po prostu koszulki lub koszule z krótkim rękawem jeśli jest cieplejszy dzień. Wokół niej unosi się woń jaśminu, paczuli, cytrusów, granatu – jest to olejek, który sama nauczyła się robić.

Maya Chang
#7
18.02.2024, 20:49  ✶  

Maya uśmiechała się delikatnie, może odrobinę zadziornie i prowokująco. Jakby chciała mu pokazać, że nie jest łatwą osobą w nawiązywaniu relacji, że byle kawa nie sprawi iż zacznie go lubić. Na razie chciała go poznać, dać mu szansę przestać się stresować w jego otoczeniu. W ciągu tych kilku minut przeanalizowała swoją pozycję i stwierdziła, że medycyna może jej się przydać w tej relacji, ale musiała być ostrożna, bo Leo nie wydawał się być bezpieczną osobą. Wydawał się być wręcz osobowością psychopatyczną, potrafił się odnaleźć w każdej sytuacji, a wobec takich osób trzeba być ostrożnym.

– Ah, stażystą – odparła kiwając głową i udając, że jej zainteresowanie odrobinę zmalało. Nie mogła mu pokazać od razu, że jest nim zainteresowana, nie? BO NIE BYŁA!

Gdy odszedł odetchnęła. Jedna z jej nóg podrygiwała nerwowo, starła z wargi bitą śmietanę i popatrzyła na swoją kawę. Wzięła łyżeczkę i zaczęła zjadać powoli warstwę śmietany z kawy. Była smaczna, rzadko jadła takie rzeczy, ale czasem mogła sobie pozwolić. Gdy wrócił drgnęła, bo znowu zrobił hałas. Nie mogła określić swoich uczuć względem niego, fizycznie się jej podobał, miał ładne oczy, czarujący uśmiech. Jego energia była czymś od czego nie mogła oderwać swoich oczu. Był wręcz przeciwieństwem jej życia w domu, wśród znajomych w Hogwarcie. Był jednak też przytłaczający, miał zbyt silna aurę, która wręcz dominowała i ją całą pochłaniała. Nie wiedziała jak reagować, jak się zachowywać, aby to wszystko miało sens.

Włosy zrobiły się jej mocniej różowe, więc zaczęła je szybko przeczesywać palcami, aby uspokoić swoje nerwy. Czemu zwrócił na to uwagę? Bo rzuca się to w oczy, Mayu. Po kilku takich uspokajających ruchach włosy wróciły do swojej naturalnej barwy, a ona spojrzała na chłopaka z lekkim dystansem. Czemu próbował ją zawstydzić?

– Nie – odparła na oba pytania. Co miała więcej mu powiedzieć. Zerknęła na torcik i niepewnie wzięła kęsa kawałka tortu malinowo bezowego. Lubiła bezy, a z malinami były naprawdę dobre. Osoba, która robiła te ciasta wiedziała, co czyni. Znowu spojrzała na niego i zmrużyła swoje oczy szukając u niego jakichkolwiek intencji. – Czemu chciałeś się spotkać? – zapytała i upiła łyka kawy, z której zniknęła już warstwa bitej śmietany. – Ty nie pijesz kawy?

Kot z tendencją do głupoty
kici kici miau
będę ciebie brał
Ma wzrost 174. Gibki, żwawy, skory do zabawy. Oczy jasnobrązowe, ale włosy ciemniejsze. Jest wysportowany, bo dużo biega i się wspina. Mięśnie ma, ale nie jest jakimś Pudzianowskim. Zyskał je ze swojego aktywnego trybu życia, a nie przez ciągłe ćwiczenia. Z reguły ciepły albo cwany uśmieszek ma na pyszczku. W WERSJI KOCIEJ: rudo umaszczony kot domowy, nieprzeżarty. Ma kompletnie inne zwyczaje niż Garfield.

Leo O'Dwyer
#8
25.02.2024, 17:50  ✶  
To chyba jednak źle Mayce zabrzmiało, że bylem stażystą, ale myślę, że się przekona od mnie, kiedy tylko zauważy, że wcale nie umniejszało to moim umiejętnościom. Gorzej, jeśli będzie potrzebowała mojej medycznej pomocy, a ja pomylę jakieś specyfiki z czymś dziwnym, ale wtedy po prostu odpowiednio się skupię i będzie wszystko w porządku. Chyba że mnie rozproszy Mayka albo coś maykowego, co było wielce prawdopodobne, ale dam z siebie wszystko. Chyba właśnie o to chodziło, żeby dawać z siebie wszystko. Czy Mayka wtedy to dostrzeże? Zobaczymy. Była z niej bystra dziewczyna, więc na pewno ujrzy ten mój blask-blask-blask. KOCI BLASK, MRAURR!
- Chciałem się z tobą zapoznać, żebyś się mnie nie bała, bo ja nie jestem straszny, tylko jestem bardzo otwarty, ale teraz staram się być mniej otwarty... CZY JEST CI TERAZ LEPIEJ W MOIM TOWARZYSTWIE??? - odpowiedziałem i zapytałem ją, gdzieś po drodze gubiąc to moje postanowienie i znowu wchodziłem jej na głowę. Może nie dosłownie, ale napierałem słowami, pytaniami, ciekawością. Bo ja to najchętniej to bym wziął ją tu i teraz w ramiona i wyprzytulkał, może znowu pocałował. Raz, drugi, trzeci... Nieco może głębiej, ale Mayka była niewinna. I jednocześnie na tyle była człowiekiem Nokturnu, że najpewniej dostałbym po jajach, a tego wolałem uniknąć. - Wybacz, bywam niecierpliwyyy... i juuuż lecę po kawkę dla siebie, hehe - stwierdziłem po raz pierwszy od dawien dawna zakłopotany. Wyrwałem się ponownie ze swojego miejsca by szybko zaparzyć jakieś takie latte, kawę z mlekiem, a właściwie mleko z kawą. Tak to bardziej wyglądało i smakowało - na mleko z kawą.
Powróciwszy, ponownie wsunąłem się na miejsce na przeciwko Mayki. Zwilżyłem usta w kawowym mleko i westchnąłem czule. Uwielbiałem mleko. Dodawało mi sił i odwagi, rozgrzewało albo schładzało od środeczka - w zależności od potrzeby.
- A ty czemu przyszłaś na spotkanie? - zapytałem Mayki. Nie tak żeby jej przygryźć, ale żeby delikatnie wyciągnąć z niej, co tam myślała o Leoleoleo. Miałem nadzieję, że ciepło o mnie myślała, bo o mnie to tylko ciepło można było myśleć. Może za wyjątkiem Mewki, ale Mewka była ewenementem i alergikiem.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Maya Chang (1440), Leo O'Dwyer (1571)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa