Rozliczono - Heather Wood - osiągnięcie Badacz Tajemnic I
Rozliczono - Atreus Bulstrode - osiągnięcie Badacz Tajemnic I
Część fabuły zakonnej Tropem przepowiedni. Sesja dla Heather, bliźniacza do Śladem Tymoteusa Salta.
*
Zaczęło się od pewnej przepowiedni, którą pozyskał Morpheus Longbottom. Prowadziła ku "wyspie, która pojawia się i znika".
Jeden z członków Zakonu, świeżo zwerbowany do zakonnej sieci, zdołał zebrać informacje na temat człowieka, jakoby posiadającego wiedzę o tej wyspie. On sam podążył za jednym ze zdobytych tropów, ale pozostały jeszcze dwa, dość obiecujące.
Zbadanie jednego z nich - wiodącego na pewien obszar podziemnych ścieżek, było kompletnym szaleństwem.
Oczywiście, że Brenna postanowiła to zrobić.
I oczywiście, że jako wsparcie zabrała ze sobą Heather.
*
- Magia chyba tutaj zaczyna szwankować - mruknęła Brenna, spoglądając na swoją różdżkę, rozświetloną zaklęciem lumos. Blask to przygasał, to rozbłyskał z powrotem, sygnalizując, że znalazły się na obszarze, na którym występowały jakieś zaburzenia magiczne.
Łatwo było domyśleć się, że kiedyś stało się tutaj coś paskudnego. Tak paskudnego, że na zawsze odcisnęło piętno na jednym z podziemnych korytarzy, którym wędrowały. W zapach zgnilizny i wilgoci wkradała się jeszcze jedna woń: czarnej magii. Tak subtelna, że niemal niewyczuwalna, nie pochodząca z niedawno rzuconych zaklęć, a raczej z czegoś, co wżarło się w tutejsze ściany, co na zawsze osiadło w powietrzu, pamiątka po wydarzeniach, których świadkami było to miejsce. Brenna czuła się tu nieswojo: jakby ktoś ją obserwował, chociaż nikogo nie mogła dostrzec.
Jakby całe to miejsce chciało w jakiś sposób zasygnalizować jej, że nie jest tutaj mile widziana.
Nic dziwnego, że od jakiegoś czasu nie napotkały nikogo na swojej drodze - nawet "stałych bywalców". A mogło wydawać się, że miały względne szczęście, bo nikt nie zaczepił ich na Nokturnie, a i korytarzami podziemnych ścieżek też przeszły spory odcinek całkiem spokojnie, tylko raz musząc uciec się do odrobiny magii, by zniknąć z oczu jakiemuś idącemu za nimi łachmycie. Brenna nie atakowała go, nie chcąc prowokować zemsty, ale parę drobnych zaklęć pomogło zgubić ten "ogon". Bez wątpienia śledził ich w końcu w jakimś celu. Być może wyglądały na łatwe ofiary - bo choć obie zadbały o odpowiednie ubrania, stare, znoszone i utrzymane w neutralnych barwach, a także o drobne zmiany w wyglądzie, by nie rzucały się w oczy z daleka (zwłaszcza Heather - ta bardziej rozpoznawalna i w dodatku rudowłosa), tak że rozpoznać je teraz dało się, ale gdy je znałeś, były jednak ostatecznie dwiema kobietami, nieznanymi miejscowym.
Najwyraźniej jednak tutaj panował spokój, bo nawet męty Nokturny czuły się nieco nieswojo.
Czy więc mogło być prawdą, że Tymoteus Salt kręcił się właśnie w pobliżu, czy też Vincenta oszukano, by wyciągnąć z niego parę monet?
- Miejmy nadzieję, że nie tylko nasza - dodała, na wszelki wypadek sprawdzając, czy ma pod ręką sztylet. - W teorii jesteśmy już blisko. Jeśli nic nie znajdziemy, wracamy, nie chcę zapuścić się aż pod Chinatown.