• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu Podziemne Ścieżki v
1 2 Dalej »
[07.07.72] W pewnych kręgach, pewnych ludzi, pewnych rzeczy nie oduczysz

[07.07.72] W pewnych kręgach, pewnych ludzi, pewnych rzeczy nie oduczysz
evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#1
18.03.2024, 00:54  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.12.2024, 10:40 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Stanley Borgin - osiągnięcie Badacz tajemnic I

Bardzo mu się nie spodobał fakt, że Ambrosia wyszła z opowieścią o ich niedawnym spotkaniu w dalszy obieg. Oczywiście sobie nie miał nic do zarzucenia, wszystko przecież zrealizował zgodnie z wcześniej opracowanym planem. Dał jej szanse na awans społeczny, nawet jeśli na taki nie zasługiwała. Co z tego, że to również też dał jej powód do dołączenia w mroczniejsze kręgi. Słowa Czarnego Pana wyryły mu się grubą czcionką w psychice. Miał poszerzać kontakty i właśnie to robił.

Z drugiej strony jednak cieszył się, że będzie miał w końcu okazję zawitać do Borginowego przybytku. Nie było go na otwarciu, nawet chyba ominęła go informacja o takim. Nie było się jednak co dziwić, Louvain nie był za specjalnie związany z Nokturnem i jego podziemiami. Do kontaktów z półświatkiem miał wyznaczonego pewnego szweda i to on działał za jego poleceniami w tej sferze. Nie inaczej było w tym przypadku, nawet jeśli odrobinę pomógł szczęściu żeby tamte dwa oprychy znalazły gabinet Rosie.

Dlatego do Głębiny zaszedł w eleganckim humorze. Delikatnie podekscytowany z uśmiechem na twarzy, co rzadko się przecież zdarzało. Póki co delektował się urokami prawdziwej speluny, bo właściwie to nie miał zbyt wielu okazji do degustacji takich doświadczeń. Nawet jeśli w lokalu waliło odorem uryny i ogólnym smrodem to wciąż była to najbliższa jego sercu speluna. Głębina nie miała się co martwić o wizyty szmalcowników, o to również zadbał.

- A polej ciemnego, bo do jasnego pewnie szczacie.- rzucił na powitanie, z ironicznym uśmieszkiem na mordzie. Dobrze, że po pracy przebrał służbowy garnitur na skórzaną kurtkę, bo jeszcze złamałby panujący dresscode patrząc po pozostałej klienteli. Na architekturze to nieszczególnie się znał, ale miał nadzieję, że przy okazji nic nie zawali się im na łeb przy tej uroczej pogawędce która się im szykowała. Być może trochę go poniosło w tym liście z odpowiedzią dla przyjaciela, ale chyba nie będą kruszyć kopii o jakiegoś tam mieszańca co?

Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#2
19.03.2024, 23:23  ✶  

Ambrosia to gadał dużo rzeczy. Francis za to widział bardzo wiele rzeczy. Siedział, słuchał, zbierał informacje. Z jednej strony był tylko barmanem, a z drugiej pełnił rolę oczu i uszu dla Stanleya.

Dlatego też w ten sposób próbował ubrać narrację. Nie chciał robić żadnych problemów Rosie. Nie chciał, aby Louvain miał jakiś punkt zaczepny, wszak wiedział, że ten bywa momentami nieokrzesany. Zdarza mu się też zapominać o tym, że rozmawia z przedstawicielką płci pięknej.

Borgin był święcie przekonany, że Lestrange na pewno by się dogadał z Hadesem. McKinnon też miał trochę nierówno pod sufitem, a z drugiej strony - kto nie miał? Takich osób - nieskazitelnych - było może kilka, a sam Stanley, byłby skłonny zliczyć z 3. Przyszłoby mu to jednak z wielkim trudem.

- A bardzo proszę. Czym chata bogata - odparł i zaczął polewać. Louvain był gościem najważniejszego sortu - przyjacielem, więc mógł liczyć na obsługę przez właściciela - Ja nie, ale nie mogę tego samego powiedzieć za Francisa - wyjaśnił. Jedno mógł jeszcze dodać. Dobrze wyglądał w tej skórzanej kartce i pasowała do klimatów tego rejonu. Trochę pewnie też odstraszała ewentualnych prowodyrów, zwłaszcza kiedy Lestrange spojrzałby na nich spod byka.

Biedne parszywce nie wiedziały przecież jaką rolę pełnił w jedynej słusznej organizacji. Mógł tutaj mieć na zawołanie tuzin zwolenników, którzy z chęcią oddaliby za niego życie. Co więcej, część klienteli też zapewne popierała ich sprawę i też musieli się ukrywać na Nokturnie. Za co? Za niewinność.

- Lou. Powiedz mi proszę. Co tam się wydarzyło - rzucił w kierunku druha - Tu masz piwko - podał mu wspomniany trunek, który był czarny niczym smoła, a w smaku pewnie jeszcze gorszy. Wszystko zależało od interpretacji kubków smakowych - Możemy też przejść do biura jeżeli wolisz - zaoferował, a następnie polał drugie piwo dla siebie. Też postawił na ten czarnawy trunek, który miał nawet smak. Specjalnie dla ich dwójki, polał im spod lady - trunku, który nie był rozwodniony.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#3
24.03.2024, 21:20  ✶  

Właściwie to było do przewidzenia, że wypapla Borginowi o wszystkim. Przecież dzielili jedną, albo i nawet więcej, ścian. Nie chciało mu się wierzyć, że taka gorąca ploteczka jak rozróba w Ataraxii musiała trafić do Głębiny i ich właściciela okrężną drogą. Co z tego, że tamto zdarzenie miało miejsce jeszcze przed oficjalnym otwarciem. Pewnie dlatego Louvain nie wspomniał Stanleyowi wcześniej o tym, że jeśli chce pomóc Rosie to powinien włączyć ją do hierarchii póki była ku temu sprzyjająca okazja. Bo dla swojej bandy zrobiłby i o wiele więcej, niż przyjęcie do grona Naśladowców kogoś mieszanej krwi. I pewnie by tak było gdyby nie miał swoich podłych i parszywych intencji wobec ich wspólnej znajomej, dlatego sam zaplanował teatrzyk ze szmalcownikami i całym tym napadem. Wobec swojej zabaweczki miał nieco szersze plany, niż wspólny wypad do Szeptuchy. Musiała jeszcze rozpierdolić przynajmniej jedno fantomowe małżeństwo, ale nie wyprzedzajmy faktów.

Akurat Louvain był mistrzem taktu i gestu, sęk w tym, że jedynie tylko kiedy widział w tym okazję dla siebie. Poza drobnymi wyjątkami jak własna siostra, czy Cynthia, to jego sumienie pozostawało czyste kiedy odstawiał na bok dobre maniery i salonową etykietę, choćby wobec Ambrosie. I tutaj widział też swój ponadczasowy, wręcz progresywny punkt widzenia. Jeśli za kimś nieprzepadał, a wręcz życzył komuś źle, to nie miała znaczenia płeć, pochodzenie, orientacja i inne podziały. Wszystkich wtedy nienawidził tak samo, czyli z całych sił i do szpiku kości, dlatego będzie celował w to co bolało najbardziej z pominięciem wszystkich zasad fair play.

Wysłuchał pytania przyjaciela, żeby z zadziornym uśmieszkiem przeciągnąć te ciszę ile się tylko dało. Potem sięgnął po kufel piwska, najpierw jeden łyk dla spróbowania. Zaskoczony tym, że nie wykręciło go od posmaku podłego spirytu, który spodziewał się wyczuć nawet w piwie, uniósł brwi i mruknął niby z niedowierzaniem. - No, no. Całkiem nie najgorsze. - odpowiedział z zaskoczeniem, jakby nie robiąc sobie nic z tego, że przed chwilą Stanley zapytał go o coś. Przetarł usta rękawem bluzy z resztek pianki po piwie. Upił kilka kolejnych łyków, żeby nie przeciągać konsumpcji jednego piwka bożego w nieskończoność, bo w planach miał jeszcze kilka.

- Powiedzmy, że stworzyłem korzystną sytuację do włączenia Ambrosie w nasze kręgi. Oszczędziłem Tobie kłopotu z przychodzeniem z jej sprawą do mnie, a sobie wstydu z pochylania się nad problemem mieszańca. - wyrzucił w końcu, przerzucając prowokujące spojrzenie na kumpla. Oj to by było zbyt proste gdyby tak zwyczajnie przedstawił całe zajście, krok po kroku.

Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#4
01.04.2024, 22:03  ✶  

Na usta cisnęło się jedno - zadałem chyba jakieś pytanie, czyż nie? Zapewne Borgin mógłby się wkurwić, a może tylko zdenerwować. Znał jednak Louvaina wystarczająco długo, aby wiedzieć jak bardzo bywał wkurwiający momentami. Który z nich zresztą nie był?

Nasłuchiwał komplementów odnośnie serwowanego tutaj trunku, nie komentując niczego. Dostał chwilę na zaznajomienie swoich kubków smakowych z tym jakże przepięknym napojem, licząc, że może przestawi mu to myślenie na odpowiednie tory. Bo jeżeli nie, cóż - będą musieli mu wraz z Francisem pomóc. To też nie było tak, że chcieli mu grozić czy skrzywdzić. Nic z tych rzeczy. Chcieli mu po prostu pomóc, ponieważ skleroza w tak młodym wieku, nie dawała zbyt wielkich rokowań na przyszłość. Skąd to wszystko wiedział Stanley? Bredził, wszak nie miał zielonego pojęcia o medycynie.

- Rozumiem - odparł, popijając łyka własnego trunku - Chodź. Przejdziemy do mojego biura - wskazał mu dłonią drogę na zaplecze, a następnie ruszył za nim. Skręcił pierwsza w prawo, otworzył drzwi i wszedł do środka. Zajął miejsce przy biurku, kładąc paczkę papierosów. Uprzednio jednak wziął jednego i go odpalił. Teraz mogli zacząć rozmowę.

- Chcesz mi powiedzieć... - zaczął, zaciągając się papierosem - Że nasyłasz jakichś oprychów na Ataraxię... Po to, aby stworzyć dogodne warunki do włączenia Ambrosii w nasze kręgi? - zapytał, bo chyba się kurwa przesłyszał. Bardzo dobrze znał tę zagrywkę ale wykorzystywać ją przeciwko swoim ludziom? To akurat był cios poniżej pasa - dla wszystkich stron. Rosie miała przecież własny rozum, spaczony przez wróżbiarstwo ale nadal - była istotą myślącą i wychodziło jej to dużo lepiej, niż 90% społeczeństwa. Borgin wiedział, że ona wiedziała, że on wie, że... wiadomo o co chodzi. Po prostu McKinnon na pewno wiedziała z kim należy trzymać i dlaczego akurat ze zwolennikami Czarnego Pana.

- To teraz drugie pytanie. Mówisz, że oszczędziłeś sobie kłopotu z pochylaniem się nad problemem mieszańca... - przeniósł wzrok na Lestrange'a - A to przypadkiem nie działa tak, że jeżeli zaczniesz coś działać w danym temacie to robisz sobie kłopotu? Bo wiesz... jeżeli chciałeś sobie oszczędzić kłopotu to kazałbyś komuś innemu nasłać zbirów na Rosie i komuś innemu ją obronić... Bo tak to... Wiesz Lou, nie? - pociągnął łyka piwa - Robisz trochę kurwę z logiki, a ona nie bardzo to lubi - pokiwał głową do przyjaciela, raz za razem zaciągając się papierosem.

- A co jeżeli te oprychy okazałyby się zbyt silne czy cokolwiek? Wtedy naraziłbyś również mnie na uszczerbek na zdrowiu czy jakieś straty wizerunkowe? - dodał. O kwestie finansowe się nie martwił. Louvain był tak nieprzyzwoicie bogaty, że miałby z czego oddać na nową posadzkę w tej jakże pięknej instytucji zwanej "Głębiną".



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#5
12.04.2024, 13:58  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.04.2024, 20:19 przez Louvain Lestrange.)  

Nie byłby sobą gdyby chociaż trochę nie nadużył tej sytuacji, przeciągając te chwilę w której Stanley oczekiwał odpowiedzi dla własnej, czystej, złośliwej radości. Ale to tylko oznaka tego jak bardzo lubił Stanleya, to że pozwalał sobie na bycie odrobinę nieznośnym. Z drugiej też strony po prostu musiał zaznaczyć jak bardzo jest to dla niego błaha sprawa, a przede wszystkim, że w żadnym nawet drobnym szczególe nie czuje się za nic winny.

Zacmokał pod nosem i westchnął ciężko, niby niezadowolony z tego, że musi podnosić zadek, kiedy minutę wcześniej dopiero co się rozsiadł. No ale może faktycznie, nawet jeśli byli w Podziemnych Ścieżkach to ściany wciąż miały uszy. Konspiracja mimo wszystko wciąż zobowiązywała ich do powściągliwości jeśli chodziło o tego typu rozmowy. Zabrał ze sobą kufel ciemnego i idąc dwa kroki przed kumplem siorbał sobie piwo niczym irytujący dzieciak z kartonikiem soku. Oh, jak ta cała sytuacja go niesamowicie bawiła. Wszedł do środka, stanął przed biurkiem i odłożył na nim ten swój kufel na jakieś kartki papieru i pergaminu, nie zważając na to że naczynie mogło odbić się mokrym śladem na jakiś dokumentach, czy cholera wie czym to było. W środku roztaczała się woń taka jak się spodziewał czyli aromat popielniczki i Borgina, czytaj taniej wody kolońskiej i słabej jakości tytoniu. Do tego jednak zdążył już przywyknąć, a do woń wilgoci nie robiła już na nim wrażenia, odkąd spędził prawie cały maj w zgniłych lochach Kromlechy, starając się wybudzić Theona ze śpiączki Limbo.

Już od pierwszych chwil w biurze pana prezesa, nie za specjalnie był zainteresowany konwersacją z Borginem. Błądził wzrokiem po wnętrzu starając się dostrzec, coś co chociaż odrobinę wzbudzi jego ciekawość. Obdarował go może jednym, niezbyt oględnym spojrzeniem, kiedy zapytał o nasyłanie zbirów do miejsca Ambrosie. Wtedy uśmiechnął się krzywo, przekręcił głowę w bok, uniósł nieznacznie, otwarte dłonie i wzruszył ramionami w geście "chyba tak, ale chyba mi wszystko jedno". Oj tak, nie miał zbyt wielkiego respektu dla McKinnon i właściwie jakakolwiek problematyka tamtej sytuacji omijała go jak chybione pociski. Przerzucił w końcu wzrok na Stanleya, który gadał i gadał, a od tego gadania robiło się tylko niesmacznie. Zmarszczył brwi niby lekko zdegustowany tymi zarzutami, które wylewał przed nim Stanley, a Lestrange kompletnie nie miał ochoty wchodzić w to bagienko.

- No dobrze, masz mnie... - wtrącił się w końcu do tej rozmowy, bardziej zmuszony, niż z własnej chęci. - Miałem potrzebę odgryźć się za kilka jej złośliwości, które wymierzyła w kierunku mojej siostry. Nie będę ci teraz tłumaczył całego naszego rodzinnego mezaliansu, ale to tylko takie nasze... drobne przepychanki. Uśmiechnął się półgębkiem, szczerze, ale mimo wszystko w duchu niepocieszony tym, że ktokolwiek oczekiwał jego wyjaśnień na temat swoich decyzji. Gdyby ze Stanleyem nie znali się wuchte lat, rozmawialiby w zupełnie innym tonie, ale dla niego miał nieco więcej cierpliwości i wyrozumiałości. Miał też nadzieję, że on jego również zrozumie, że nie jest żadnym rycerskim rycerzykiem, a swoje problemy załatwia swoimi metodami. - Akurat kurwę to robię z... - urwał w ostatnim momencie, kiedy imię Kościanej Księżniczki samo pchało mu się na koniec jęzora. No nie robi się takich wystawek, tak jak nie mówi się "klucz pod wanną", jeśli nie chce się potem rozczarować. - kogoś innego... Skończył dyplomatycznie, chociaż Borgin i tak pewnie wiedział kogo miał na myśli, dlatego swój brzydki grymas na twarzy od powstrzymywania śmiechu schował w kuflu, przechylając go i starając się przy okazji nie zakrztusić. Odstawił jednak po chwili kubek, tak samo jak swój szczeniacki humorek.

- Ale nic się ostatecznie nie stało, prawda? Poza szklaną kulą, żadna śliczna buzia nie ucierpiała. - zaczął, zmieniając ton na ociupinkę poważniejszy i stanowczy. Do tego momentu było dla Louvaina całkiem zabawnie, ale ciągłe kwestionowanie jego metod, zaczynało być nużące, a lada chwila mogło zrobić się nawet irytujące. A prawda była taka, że Louvain zastał tamtego dnia Rosie w gorszej rozsypce, niż zwykle ją sam zostawiał. - Za dużo przejmujesz się tym, co się nie wydarzyło... Lepiej myśl o tym jak możesz pomóc mi, by pomóc sprawie. Zdecydowanie za dużo uwagi poświęcali nieistotnej sprawie, z której przecież nie wniknęły żadne kombinacje. Chyba, że to personalny problem, dlaczego więc owijać to tak w bawełnę?

Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#6
05.05.2024, 21:48  ✶  

Czy Stanley wspominał już kiedyś jak bardzo wkurwiający potrafił być Louvain? Nie? Będzie musiał to zrobić. No chyba, że tak? To nadal to się nie zmieniło - nadal był sobą. Z jednej strony był poważnym i dostojnym kawalerem, który piastował wysokie stanowisko w ich organizacji. Z drugiej zaś był największym dzieciakiem jakim znał albo przynajmniej taki, który ukończył te dwadzieścia parę lat i nadal się nie zmienił.

Po tym zachowaniu mógł stwierdzić, że to był Lestrange we własnej osobie, a nie nikt inny. Na pewno nikt się pod niego nie podszywał. Było to zbawiennie. Było to też karą.

Jakim cudem nie zarobił on jeszcze od nikogo porządnie po ryju? A, no tak. Miał ich - bandę Borgina, która była na każde wyciągnięcie dłoni jeżeli tylko ich potrzebował. Może to dlatego nigdy nie dostał? A może sam był wystarczająco straszny, aby odstraszać inne osoby? Merlin jeden to tylko wiedział.

- Rozumiem Lou. Jakby wszystko rozumiem ale... nadal twierdzę, że istnieją inne sposoby na "naprawę" relacji, niż nasyłanie jakichś oprychów na Rosie. Wiem, że Ty też dobrze o tym wiesz. Pomyśl teraz co by się stało gdyby ktoś nasłał jakiś bandziorów na Twoją siostrę... Nie byłoby zbyt kolorowo, nie sądzisz? - zapytał retorycznie - Nie mniej jednak, nie życzę jej tego, ponieważ Loretta jest w porządku dziewczyną, a przynajmniej taką ją zapamiętałem z czasów szkolnych - zapewnił - Więc proszę. O jedną rzecz. Nie nasyłaj więcej zbirów na Ambrosie, a jeżeli nie będziesz w stanie się z nią dogadać, daj mi znać. Zapewniam Cię, że pomogę. Masz moje słowo - przyłożył dłoń do swojej piersi. Stanley mówił spokojnie. Nie unosił się zbytnio. W końcu rozmawiał ze swoim kolegom, druhem, towarzyszem - przyjacielem. Nie było potrzeby robić rabanu, zwłaszcza, że nikomu nic się nie stało.

Na jakże błyskotliwą odpowiedź na temat tego z kogo robi "przysłowiową kurwę", pokręcił tylko głową i westchnął bezgłośnie. Cały Louvain... Nie omieszkał również upić odrobinę swojego piwa, bo co innego mógł zrobić? Przejechać po twarzy z braku sił do jego osoby? Nie było sensu.

- To prawda. To ważna sprawa, że nic się nikomu nie stało... - ale kurwa mogło, a wtedy Hades to by Cię własnymi dłońmi chyba udusił... Alex chyba też? - Kula to najmniejszy problem w tej chwili. Jakoś się dogadacie na zadośćuczynienie czy cokolwiek tam będziecie chcieli z tym zrobić - zauważył. Nie zamierzał się w to wtrącać... Znaczy może odrobinę? A może nie powinien? To dopiero wtedy, kiedy będzie potrzebny rozjemca między Lou, a Ambrosią. Do tej pory, cóż, muszą sobie jakoś radzić.

- Trochę tak. Nie ukrywam ale zostawmy już to... - machnął dłonią - Powiedz mi w czym potrzebujesz pomocy, a ja odpowiem Ci jak jestem w stanie Ci pomóc. Wiesz, że możesz na mnie polegać - odparł, spoglądając na piwo. Wpatrywał się w jego czerń przez kilka dłuższych chwil. Stanley się zastanawiał, ponieważ nie podobało mu się wystawianie jego rodziny na jakąś możliwą krzywdę. A co by jednak nie mówić to McKinnon była częścią jego rodziny.

- Ale mimo wszustko, chciałbym, abyś nie narażał mojej bliższej czy dalszej rodziny na żadne niebezpieczeństwa. A na pewno nie część rodziny, która nie jest poszukiwana z polecenia nestora naszego rodu - poprosił - Jeżeli już chcesz kogoś dręczyć, męczyć i grozić... Rób to na Crawleyach, zdrajcach mojej rodziny. Do tego masz pełnie praw. Sam będę Ci nawet wdzięczny - uśmiechnął się do Louvaina, unosząc kufel do góry, aby zbić z nim toast - Za śmierć dla zdrajców?



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#7
25.05.2024, 00:24  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.10.2024, 14:48 przez Louvain Lestrange.)  

Powiedzieć mu, że jest wkurwiający to jak próbować go poderwać. Dla niego to znakomity komplement, który mógłby słuchać praktycznie codziennie i nie miałby dość. Mało co go wprawiało w tak dobry nastrój, jak psucie go innym. I Staszek miał w zupełności rację. Louvain posiadał zdecydowanie zbyt prosty nos jak na gościa dla którego wyprowadzanie innych z równowagi było słodką przyjemnością. Nie to, że nigdy nie zarobił w ryja za swoje igranie na cudzych nerwach, jednak stosunek ciosów na nim do jego złośliwości przeważał na jego korzyść. Lestrange nawet nie zamierzał się wypierać, że to on był zazwyczaj prowodyrem największych głupot do jakich namawiał ich ekipę. To on z całej tej bandy był najbardziej konfliktowy i pierwszy mierzył z różdżki do oponentów, przez co wpakowywał chłopaków w masę zupełnie niepotrzebnych im tarapatów.

Jednak dla równowagi to działało w obie strony. Nigdy nie oszczędzał knykci jeśli trzeba było nadstawiać karku dla załogi. I nawet kiedy był w piku swojej sportowej kariery nie wyparł się bandy Borgina, chociaż towarzystwa mu wtedy nie brakowało. Nie zamknął się w swojej elitarnej bańce, dopuszczając do siebie tylko tych którzy próbowali wejść mu w tyłek dla profitów. Chętnie o nich wspominał kiedy był pytany o najbliższych, pewnie nawet częściej, niż o rodzinie. I obecnie dalej tak to działało. Bo gdyby, obecnie ścigany z urzędu Stanley miał faktycznie problemy, nie wahałby się przed niczym.

- Czy Ty łajzo właśnie stawiasz w jednej linii MOJĄ siostrę z mieszańcem?! - wyrwał nagle uniesionym tonem. I tutaj przestał się tak cwaniacko uśmiechać, bo ewidentnie nie spodobały mu się słowa przyjaciela. Temat Loretty był najbardziej drażliwym jaki tylko się przewijał wokół Louvaina. Granie mu na tę nuty wywoływało u niego wyłącznie negatywnie reakcje. Dlatego nerwowe stukanie obcasem buta o parkiet już mogła wybrzmieć w cudzych uszach. Oderwał się od oparcia krzesła, pochylając się nieco bardziej w kierunku Borgina, bo gra nagle zrobiła się poważna. - Na Twoim miejscu, nie chwaliłbym się głośno takim spowinowaceniem. - dorzucił wciąż utrzymując rozdrażniony i wzburzony ton. Może jako Louvain ze względu na przyjaźń, po prostu by to przemilczał, nawet jeśli nie do końca by się z nim zgadzał. Jednak jako lewa ręka był zobligowany do utrzymania spójności w dyscyplinie ideologicznej. No, a że chwilę wcześniej podirytował go wspominaniem o Lorettcie to był już nastawiony na bardziej zaczepny ton.

Westchnął ciężko bo im dłużej rozmawiali tym więcej cierpliwości go to kosztowało. Oj Stasiu, gdybyś tylko wiedział nieco więcej... Przewijało mu się w myślach, kiedy on wciąż i wciąż gadał o tym nasyłaniu kogoś na Ambrosie. Ze wszystkich okropieństw jakie się dopuścił na Kościanej Księżniczce, akurat ta sprawa ze szmalcownikami w Ataraxii była właściwie nawet romantyczna. W żadnym wypadku nie zamierzał teraz oświecać przyjaciela i przyznawać się do akcji ze świecznikiem, próbą otrucia Rosie krwią Blacków i jeszcze kilku innych przemocowych występków.

- Crawleyowie to wasze brudy, nie zawracaj mi nimi głowy. Ale odkąd Ambrosia dołączyła do nas, do niej również mam pełnię praw. - odburknął zniesmaczony. Co z tego, że jeszcze przed momentem żartował sobie jak duży chłopiec. Sprawy zrobiły się poważne odkąd wyciągnął to porównanie z bliźniaczką. A mówiąc "dołączyła do nas", nie miał namyśli stricte śmierciożerców, bo na to nie było zupełnie mowy. Dla takich jak McKinnon były jeszcze niższe szczeble w hierarchii, a Louvainowi w zupełności było to na rękę. W całkowitej ostateczności mógł mieć głęboko w dupie to co Stanley, Alex czy inny Hades mogą mu gadać. I tak zrobi z tym Kościanym zasobem to co będzie mu się żywnie podobało, a reszta będzie musiała się podporządkować, albo liczyć z konsekwencjami. Aczkolwiek była to wyłącznie opcja atomowa.

- Ale niech Ci będzie przyjacielu... Za śmierć zdrajców. - wyrzucił po chwili milczenia. Niezbyt ochoczo zerwał się do tego toastu, bo odczuwał jakby właśnie odstępował pola Borginowi, co było mu okropnie w niesmak. Jednak były rzeczy ważniejsze od jego wybujałego ego i przerośniętej dumy. Sprawy dużo większej wagi, niż jedna sponiewierana kochanka. Sumienie by mu nie dało w spokoju zasnąć, gdyby dosłownie pobiłby się z przyjacielem przez laskę. Dlatego uniósł ten kufel piwska w górę i stuknął się nim z panem kryminałem. - A jeśli faktycznie chcesz mi pomóc to jest jedna sprawa. Jakiś czas temu zrekrutowałem pewnego szwedzkiego dyrygenta, ale jak na muzyka jest całkiem skutecznym gościem na zlecenia. Łyk zimnego piwa od razu ostudził temperament, bo Lou szybciutko zmienił nastawienie i przeszedł do normalnej gadki. - Facet jest poszukiwany listem gończym i potrzebuję bezpiecznej lokacji na spotkania z nim. Głębina by się do tego świetnie nadawała. Dookreślił szybko o co dokładnie mu chodzi. Do tej pory Z Umbrielem spotykali się w starym mieszkaniu w niemagicznym Londynie i wiedział, że potrzebują usprawnienia komunikacji między nimi. Gdyby tak Briel mógł zostawiać wiadomości dla niego u Stanleya, na pewno ułatwiłoby to przekaz informacji z czołowym szmalcownikiem Londynu.

- Przemyśl to, a ja tymczasem będę się zbierał. Bo przesiąknę tym odorem już na zawsze. - rzucił zawadiacko. Właściwie to miał już wystarczająco ekscesów na dzisiaj. Zresztą nie wygodnie mu się siedział w atmosferze tego, że musiał mu odpuścić. Nie będzie teraz specjalnie udawał, że taki obrót spraw mu całkowicie odpowiada i będzie z uśmiechem dalej sączył ten browar. Jednak wybujałe ego to wybujałe ego. Przechylił kufel do końca, aż nie zobaczył przed dno mordy tego kryminalisty. Potem wstał zawinął się szatą, uścisnął przyjacielowi dłoń na pożegnanie i zawinął mandżur z tej mordowni.


Postać opuszcza sesję
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#8
15.12.2024, 21:42  ✶  

Louvain, mimo upływu tych wszystkich lat, dalej był w gorącej wodzie kąpany. Stanley mógł zaś niefortunnie dobrać do tego wszystkiego słowa. Nie chciał przecież skrzywdzić swojego przyjaciela. Ot, takie porównanie mu się rzuciło z tego wszystkiego. Nie był w tym za grosz złości czy nienawiści kierowanej do Lestrange'a lub jego siostry. Nic z tych rzeczy.

- Nie, nie. Spokojnie - studził zapał Louvaina - Źle to ująłem, więc przepraszam. Nie będę poruszał już tego tematu w Twoim otoczeniu - zapewnił - Nie każdy wie o naszym powiązaniu i nie każdy się o tym dowie. Nie jest to rzecz, którą się głosi na lewo i prawo. Uważam jednak, że kto jak kto, ale Ty... dobrze było, abyś to wiedział - uśmiechnął się pogodnie w kierunku swojego rozmówcy. Z perspektywy Borgina była to po prostu rozmowa. Ot, zwykła, przyjacielska. Może z odrobiną szpileczek wbijanych w jedną czy drugą stronę. Tylko czy właśnie nie na tym polegało to ich całe jestestwo? To samo, które trzymało się od tylu lat?

Lestrange niestety, powoli zaślepiał się władzą. Zapominał o jednej, prostej zasadzie - nie gryzło się ręki, która Cię karmiła. Tutaj nie dosłownie ale w pewnej przenośni. W końcu to oni go wybrali na następce Chestera i jeżeli zajdzie taka potrzeba to oni... też go z tej funkcji ściągną. Z Rookwoodem było dokładnie to samo - został ściągnięty za swoje działania, czyny i brak szacunku do innych Śmierciożerców. Tych samych, którzy narażali swoje życie dla Chestera. Takie były fakty i nikt nie mógł tego zaprzeczyć.

Stanley jednak nie życzył źle przyjacielowi, ale mógł trochę więcej od niego oczekiwać. Chciał od niego więcej oczekiwać. Odrobiny więcej szacunku, a nie tego... co działo się właśnie teraz. Bo w braterstwie nie było - to Twoja sprawka. Crawleyowie to Wasze brudy. W braterstwie było by, że to wspólny problem, który trzeba jakoś rozwiązać, a Louvain, ubierając to odpowiednio w słowa, mógł sobie zyskać jeszcze większą przychylność Borgina. Niestety, wyszło inaczej.

Tematu Rosie nie skomentował więcej, wszak nie było najmniejszego sensu. Nie mieli możliwości dogadać się na tym szczeblu, ponieważ inaczej patrzyli na pewne sprawy. Skoro Lestrange uważał, że ma "prawo" do McKinnon. Kim był Stanley, aby go z tego błędu wyprowadzać? Jak to się mawia - jak się przewrócisz to się nauczysz. Tego właśnie zamierzał się trzymać Borgin. Nie szło go do tego przekonać, cóż... kiedyś pewnie przyjdzie mu zapłacić za to najwyższą cenę, ale to nie jego przyjaciel będzie rozjemcą czy sędzią w sprawie.

- Powiedz tylko kiedy chcesz, a lokal będzie gotowy. Zabezpieczony i bez zbędnych gapiów. Bez żadnych gapiów - tylko zaufani ludzie - zapewnił, biorąc łyka własnego piwa - Zresztą nie tylko tutaj możemy zorganizować miejsce na jakieś spotkania. Inne miejsca też wchodzą w grę i tylko należy je przygotować, a właścicieli przekonać do współpracy... albo pożyczyć od nich lokal? - zasugerował, wzruszając ramionami. To co byłoby mu potrzebne, to by zorganizowali. Nie mieli przecież dwóch lewych rąk i nie jedno zrobili, aby dalej móc szczycić się chodzeniem pośród żywych.

Lestrange dopił swoje piwo i nawet nie miał, aż takiego grymasu nie zawodolenia. Ta czerwona poświata, przypominająca bardziej rozgrzany czajnik, zniknęła z jego twarzy. Wyluzował trochę.

- Idzie się przyzwyczaić - dodał, wykonując gest salutowania w powietrzu podczas gdy tamten wychodził - Trzymaj się zdrów - rzucił jeszcze, biorąc pierwszy, lepszy dokument z brzegu do przejrzenia. Trzymaj się zdrów, bo co jak co... ale zdrowie to Ci się przyda...


Koniec sesji


"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Stanley Andrew Borgin (1910), Louvain Lestrange (2305)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa