Stanley Andrew Borgin & Sauriel Rookwood
Stanley od jakiegoś półtorej tygodnia znajdował się na emeryturze. Trochę przedwczesnej, ale nadal emeryturze. Może i nie pobierał za to pieniędzy z Ministerstwa, ale też był poszukiwany przez swoich byłych kolegów. Borgin zawsze miał łeb do interesów, co udowadniały jego wszelkie działania.
Teraz jednak miał ważniejsze rzeczy do roboty, niż jakieś zamartwianie się nad tym, że utracił ciepłą posadkę w Brygadzie Uderzeniowej. Nie miał zamiaru przecież, aby przestać uderzać - zaczynał to właśnie robić na swój rachunek. Fakt, nie do końca swój, bo we spółkę z Czarnym Kotem vel Ananaskiem vel Mulciber vel... No po prostu z Saurielem.
Ta nadmiarowa ilość wolnego czasu sprawiała, że Stanley, nie wiedział trochę co powinien ze sobą zrobić. Krzyżówki to były za mało, a w Głębinie to robił robotę stricte papierkową, zostawiając obsługę klienteli w kwestii Francisa. Borgin bardzo doceniał kiedy ktoś wpadał go odwiedzić, wszak kurewsko się tutaj nudził. Człowiek, który do tej pory tyrał na dwóch etatach, nagle został na jednym i to takim, gdzie musiał dopłacać do interesu.
Odpowiedź jaką otrzymał od Rookwooda, zaskoczyła go. Od kiedy to Sauriel nie pisał "ok"? To była sprawa do zbadania. Ktoś mu groził? Kazał się zmienić? Może go porwali i próbowali uspokoić wszystkich interesantów, wysyłając im słodkie zdjęcia kotków? Jeżeli tak... to prawie im się udało, wszak na kilka sekund zapomniał o swoim serdecznym druhu. Szybko się jednak ocknął, a otrzymane zdjęcie umieścił na tablicy korkowej, która znajdowała się w jego biurze.
Wiedział, że jego funfel go nie wystawi. Nigdy by tego nie zrobił, a odbiór zagubionego Stanleya z lasu po Beltane, nadal pozostawał w pamięci. Trochę tak jakby Sauriel przyszedł do przedszkola i wiedział, które dziecko jest jego. Czy to nie było wspaniałe? Nie do końca, ponieważ stary przyszedł jako ostatni i tylko Borgin tam został, więc musiał go zabrać.
Teraz jednak siedział sobie w swojej biało-marynarskiej koszuli, która miała insygnia kapitańskie, świadczące o piastowanym stanowisku. W ręce dzierżył szklankę z rudym trunkiem w środku. Taki sam zestaw alkoholowy przygotował swojemu Ananaskowi. Trzeba było przyznać, że ta whiskey od Lorraine, to była całkiem przyjemna. Schłodzona wchodziła niczym zła.
- I widzisz, tak to się właśnie żyje na tej wolności - przyznał, odpalając papieroska. Paczkę pozostawił na biurku, tak aby i Sauriel mógł się poczęstować. Stanley miał nawet popielniczkę z prawdziwego zdarzenia, co było zaskoczeniem - do tej pory to szklanka pełniła taką rolę - Rosie sobie pojechała na wczasy i zostawiła mi o tego koleszkę na wychowaniu - wskazał wolną dłonią na kota, który drzemał w najlepsze na kanapie. Sam Borgin starał się mówić tak cicho jak tylko potrafił, aby przypadkiem nie zbudzić zwierzęcia. Czasami zdarzało mu się nawet spać na kanapie, tylko po to, aby nowy kompan mógł spać na jego miejscu.
- Fajny ten kot taki - stwierdził, spoglądając ponownie w kierunku małego kłębka - Przychodzi czasem do Francisa kiedy tamten jest w kuchni. Zawsze mu coś spadnie - pokręcił głową z niedowierzaniem na działania swojego barmana. Nie zwracał mu jednak uwagi, ponieważ w ten sposób dbał o odpowiednie wyżywienie ich zwierzątka, które mieli po części na współe z Ambrosią.
!przestępstwa
"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina
"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972