• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Reszta świata i wszechświata v
1 2 Dalej »
[14.08 Morpheus & Anthony] Un éclair… puis la nuit!

[14.08 Morpheus & Anthony] Un éclair… puis la nuit!
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#1
02.07.2024, 23:10  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.05.2025, 14:25 przez Anthony Shafiq.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Morpheus Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic I
Rozliczono - Anthony Shafiq - osiągnięcie Badacz tajemnic I

—14/08/1972—
Francja, okolice Awinionu
Morpheus Longbottom & Anthony Shafiq
[Obrazek: EwEuamZ.png]

Un éclair… puis la nuit! — Fugitive beauté
Dont le regard m’a fait soudainement renaître,
Ne te verrai-je plus que dans l’éternité?

Ailleurs, bien loin d’ici! trop tard! jamais peut-être!
Car j’ignore où tu fuis, tu ne sais où je vais,
Ô toi que j’eusse aimée, ô toi qui le savais!



Były słowa, które musiały zostać wypowiedziane.

Anthony wybrał wręcz żałosne okoliczności swojego wyznania. Pijani, rozchełstani, na środku mostu w zamkniętym mugolskim parku, patrzący na miejskie iluminacji, wyzywani od pedałów przez mugolskiego policjanta. Sacrum i profanów, święty ogień i do bólu zwyczajna woda. A jeśli to były ich zaślubiny...

...tak przyszedł czas na miesiąc miodowy, zredukowany z przyczyn oczywistych do dwóch, trzech dni góra z dala od tego całego cyrku, jakim była magiczna Anglia. Anthony wolał latającą karocę jako środek transportu, Morpheus i jego lęk wysokości dorównujący rozmiarami (w przybliżeniu) jego ego, dopłynął do Francji nieco później. Podróż ta i tak nie była aż nazbyt męcząca: wystarczyło skorzystać z réseau local de cheminées by w dwóch skokach znalazł się na skraju ziem swego przyjaciela. Rozległe południowe wzgórze znajdujące się w obrębie słodkiej Prowansji, zachwycało sierpniowym złotem tulącym rosnące w równych rzędach winnorośle. Kamienna Westa powitała niemo gościa, który musiał przejść milę nim dotarł do niewysokiej posiadłości zwieńczonej dumnym napisem:
Château des Dragons

Niski kamienny dom, składał się z części dla mugolskich pracowników i posesji w której pan domu smoka podejmował swoich gości. Podobnie ogrody były z jednej strony tymi upublicznionymi, dla zwiedzających w dni, kiedy Shafiq pozostawał w rozjazdach, oraz tuż przy podwójnych wrotach znajdował się tajemniczy ogród, przesłonięty barierą portalu - aby do niego wejść, trzeba było w bogato zdobione smokami wrota wetknąć odpowiedni klucz, a wtedy oczom wybranych ukazywała się przestrzeń skąpana zielenią i marmurem, w której Anthony lubił odpoczywać. W przeciwieństwie do Little Hangleton, nie organizował tu przyjęć, raczej kameralne spotkania przy winie ograniczające się do góra czterech osób. A teraz do dwóch, choć jeśli prawdziwie byli jednym, to można było powiedzieć, że do jednej.

Morpheus prosił o rozmowę, kim był, aby mu odmówić? Anthony sprzeciwiał się Longbottomowi niezwykle rzadko, mieli już nazbyt wydeptane ścieżki by zwyczajnie wiedzieć o co nie prosić. Teraz, w tym wrażliwym czasie, gdy nowe-stare uczucie zaczęło niespiesznie rozkwitać, nieśmiało zapuszczać w nim nowe korzenie w miejsce tych uschniętych tęsknotą, wyjazd nie powinien być mu w smak. Gdy jednak nadarzył się termin pasujący obu państwowym urzędnikom, nie było w nim momentu zawahania. I tak oto zajmowali leżaczki w ciepłą sierpniową noc, nasyceni morską ucztą zupy bouillabaisse i później grilowanym jagnięcym udźcem ze szparagami skąpanymi sosem aioli. Teraz na wyciągnięcie rąk mieli ułożone promieniście tosty z przeróżnie doprawianymi tapenadami, ale kluczem było wino... Gospodarz zdecydował się na bardzo stary rocznik, bowiem sięgnął po swoje pierwsze wino... Rocznik 1956, kiedyś roczny trunek, który pili tutaj z Edith i Lisą. Teraz bez nich, odmienieni upływem czasu, choć wciąż, niezmiennie patrzący w tą samą stronę.

Gwiazdy spadały nad ich głowami, a Anthony chłonął spokój tego spotkania. Spokój, który zaraz miał czmychnąć, mimo nieprzerwanego akompaniamentu francuskich świerszczy.

– Pomyślałeś życzenie? – zapytał w rozkojarzeniu po francusku. – Chciałbym, aby każda z Perseid przyniosła pomyślność naszym planom. Tylko po to, by nasze roczne spotkana odbywały się niezmiennie w tym samym gronie. Gwiazdy wskażcie drogę. – uniósł kielich w górę pozdrawiając kosmiczne wędrowniczki. Lubił tu przyjeżdżać. Ale. – Chociaż nie. W przyszłym roku na naszą rocznicę zapraszam Cię do Hiszpanii. Nowe czasy potrzebują nowej samotni. Do tego czasu wyremontuję ja na tyle, że nie będzie wstyd Cię tam wpuścić przyjacielu.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#2
03.07.2024, 14:12  ✶  

Całą drogę Morpheus czytał księgę, którą pożyczył z Komnaty Artefaktów i czynił notatki w swoim dzienniku. Większość tekstu to były truizmy zmęczonego czarną magią umysłu autora, bowiem wolumin w zasadzie był bardziej pamiętnikiem mężczyzny, podpisanego jako Lord Vargangh, niż naukowym esejem. Zdawał się jednak pisać to dla potomnych, a Longbottom uznał, że może być tym potomnym. Po sprawie z Nożem Ciemności i wyspie, która znika, postanowił zainspirować się kartą Gwiazdy, która zanurza jedną tylko stopę w wodzie.

Stukot kół pociągu, szum fal na promie, ciepła bryza sierpnia, tylko sprzyjały temu, aby pracować nad treściami nekromantycznymi. Układał sobie swoją własną wiedzę, poszarpaną, obecną w różnych zakątkach, bez odpowiedniego porządku. Systematyczność i odpowiednie skatalogowanie, uzupełnienie luk. Dlatego sięgnął do początku. Od podstawowych zaklęć, których rzucać nie wolno. Na szczęście wszyscy wiedzieli, że Morpheus Longbottom jest przede wszystkim teoretykiem.


Pomimo wszystkich środków ochrony, jakie możesz podjąć na poziomie fizycznym, twoją główną ochroną zawsze jest umiejętność obserwacji własnych myśli i ustalania, kiedy jesteś pod wpływem sił duchowych. Wszystkie możliwe zabezpieczenia na poziomie fizycznym mają jedynie pomóc ci w głównym zadaniu ochrony twojego umysłu. Jeśli twój umysł nie został przygotowany do praktyki sztuk magicznych nie ma nic, co można by zrobić na płaszczyźnie fizycznej, co miałoby trwałe skutki w ochronie przed jakimkolwiek wpływem duchów.

Dlatego brama prowadząca do Wyroczni w Delfach była opisana słowami „Człowieku, Poznaj Siebie”. Dopóki znasz siebie i dążysz do ostatecznych duchowych celów ludzkości, nie będziesz raniony przez żaden wpływ duchów. Jeśli oszukujesz sam siebie co do swoich zdolności i jesteś żądny władzy nad innymi odkryjesz, że twoje praktyki w sferze magii prowadzą jedynie do twojej własnej destrukcji poprzez złudzenie i samozachwyt.

Aby mieć kontrolę nad światem wokół ciebie, musisz najpierw mieć kontrolę nad sobą. Wymaga to panowania nad swoim umysłem. Jeśli zamierzasz wykonywać jakąkolwiek magię, musisz najpierw dobrze poznać i umieć pracować z tymi częściami siebie, które faktycznie ją wykonują. Wymagane więc jest, abyś znał siebie znacznie lepiej, zrozumiał swoje motywacje, prawdziwe potrzeby i pragnienia, niż przeciętna osoba mogłaby się w ogóle nad tym zastanawiać.*


Na dworcu w Paryżu zamknął i swój notes i książkę i schował ją głęboko do niedużej walizki, a następnie przetransportował swoją zacną osobę w mugolskim garniturze do winnicy Anthony'ego. Morpheus nie miał wolnego, był w podróży służbowej w głąb kontynentu, aby odebrać pewną paczkę, a nieocenione talenty językowe jego Anam Cary miały mu posłużyć w sprawniejszym załatwieniu sprawy. Oczywiście nie chodziło tylko i wyłącznie o to. Nigdy nie chodziło. Chciał być wobec przyjaciela szczerym, a to wymagało pewnych wyznań. Spowiedzi i prośby o wybaczenie, nie dlatego, że żałuje, ale że nadal będzie to robił. 

Z wypowiedzi zrozumiał ledwie Perséide, prospérité i réunions annuelles. Oraz, oczywiście, mon ami. Reszta pozostała dla niego niezrozumiała. Uroki przyjaźni z magimultilingwistą.

— Angielski, mon bien-aimé — rzucił do niego z przekorą. — Bo mogę zacząć opowiadać o wpływie elektromagnetycznym na pływy i miejsca energii Perseid, a myślę, że nie o to ci chodziło.

Leżał wyciągnięty na szezlongu, w eleganckich spodniach, swojej kwiecistej koszuli i szalu letniej magicznej szaty na ramionach, która po części spływała niedbale na posadzkę patio. Wdychał nocne powietrze Prowansji, próbując ubrać myśli w odpowiednie słowa. Było to jednocześnie łatwe i piekielnie trudne.


*Na podstawie Communing with spirits M. Coleman


And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#3
05.07.2024, 13:11  ✶  
Westchnął ciężko i ostentacyjnie. Westchnął zwielokrotnioną po tysiąckroć dezaprobatą, którą wszyscy powinni usłyszeć z ostatniego rzędu widowni. Oczy przetoczyły się wewnątrz swoich czaszkowych dziur, głowa odchyliła w geście absolutnej bezradności.

– Na tym etapie absolutnie wszyscy powinni znać francuski Morpheus na bogów, współcześnie nie jest to już nic wyjątkowego znać dwa, trzy języki. – Ów utyskiwanie jednak równie dobrze jak zagrzmiało, tak minęło, pozostawiając tylko psotne iskry w oczach Shafiq'a, który przechylił głowę rozłożony obecnie bezceremonialnie na swoim leżaku. Spoglądał na Morpheusa z miłością wytatuowaną wspólnymi latami, hektolitrem wspomnień, ulgą ostatnich wyznań i wzajemną akceptacją, która wraz z nimi przyszła. – A może to dobrze, wiesz co... pozostań nieukiem. Dzięki temu mogę być pewien, że zawsze zapukasz do moich drzwi, gdy potrzebny będzie Ci zaufany tłumacz – mówił tak, jakby wątpił w to, by Morpheus zaglądał do niego nie mając palącej potrzeby. Cóż, obaj byli ludźmi zapracowanymi, nawet jeśli w ów zapracowanie Anthony'ego powątpiewali wszyscy. Z pewnością Jonathan wyrabiał niepochlebną opinię, były na to nawet dowody rzeczowe!

– Mówiłem o gwiazdach i o życzeniach, które możemy tkać podczas ich spadania. Mówiłem o tym, że chciałbym jak najwięcej rocznic w naszym życiu. Mógłbym też powiedzieć o tym, że się starzeje i sentymentalizm, którego unikałem od najmłodszych lat rozbija się o brzegi mojego istnienia, wypłukując pragmatyczną jego skałę. – Oczy zwrócił znów ku gwiazdom, z przyjemnością wyłapując każdą biegnącą córę Persei. Oddychał spokojnie popijając doświadczenie chwili winem pełnym wspomnień. Pełnym rocznic, które już nigdy nie będą obchodzone w tym samym gronie. Edith odeszła, Lisa odchodziła każdego roku jak księżyc od ziemi, łagodnie, o niecałe dwa cale.

– Po powrocie mam spotkanie z kanclerzem w sprawie delegacji do Kambodży. Muszę podać mu pełną listę nazwisk, choć mam nadzieję, że w przypadku lekarza rodzinnego i pokojówki nie będę musiał tego czynić. Mam nadzieję, że Twój termin... nadal jest zarezerwowany? – zapytał, jakby wątpił i tak rzeczywiście było.

ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#4
05.07.2024, 15:15  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.07.2024, 15:57 przez Morpheus Longbottom.)  

— Mam inne zalety — stwierdził, przyglądając się niebu zakurzonemu iskrami gwiazd i pięknymi Perseidami. Jakie życzenie mógłby wypowiedzieć gwiazdom? Wróć do mnie, wróć do mnie? Nie będzie zaprzątał głów gwiazd i magii rozterkami swojego serca, które powinien był rozwiązać tak dawno temu, bez pomocy ze strony bóstw i życzeń. Nie, gdy nastał mrok, nastały inne czasy. Pierdolone listy, pierdolone wesele, pierdolone Windemere.

— Ty? Unikałeś? — Morpheus uniósł brwi w górę, a zaraz za nimi swoją dłoń. Na małym palcu został osadzony sygnet z kosą, jeden z zestawu czterech, podarowanych przez Antoniusza dla każdego z Jeźdźców, przyjaciół, po zakończeniu edukacji w Hogwarcie. Stara przekomarzanka nad winem, które miało tyle lat, ile jego obecność w obsydianowych komnatach Departamentu Tajemnic. Trochę, jak wypomnienie, jak trudno jest żyć blisko z kimś, kto może w każdej chwili zniknąć i nigdy nie wrócić.

— Składam życzenie gwiazdom, abyśmy spotkali się tu następnego roku, bez kolejnych wykopanych grobów i kolejnych szat żałobnych w naszych szatach, a później w następnym i następnym, a nasze życia wypełniał śmiech i nostalgia za dawnymi przygodami, nie przyjaciółmi, którzy odeszli— przecież nie zdradzał życzenia nikomu, jeśli dzielili tę samą duszę, byli tą samą osobą. Przestrzeń między nimi mogła być równie dobrze tym, co oddziela jedno ucho od drugiego. Niektórzy, jak oni, mieli tam mózgi, inni, echo. W duchu jednak spoglądając na konkretną kometę, licząc jej sekundy w ziemskiej atmosferze, gdy paliła się o ciepło ziemi, ciągnęła swój śliczny warkocz, życzył Anthony'emu i Erikowi szczęśliwego zakończenia, nawet jeśli miałby zapłacić miał za nie swoim życiem.




And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#5
07.07.2024, 22:18  ✶  
Anam cara było dziwną koncepcją, bardzo słabo zbadaną. Dwie połowy tej samej duszy, cóż to znaczyło? Czy osoby, które współdzeliły swoje duchowe istnienie powinny być podobne do siebie, w myśl jednej materii z której zostały ukute, czy właśnie różne, przez wzgląd na przymioty, którymi miały się podzielić? Panowie siedzący teraz pod gwieździstym niebem Prowansji byli zaiste od siebie bardzo różni, a jednak w kilku kluczowych sprawach zaskakująco zgodni – obaj za siebie i swoje szczęście oddaliby życie. Obaj również w żałości i nieutulonej żałobie nie mogliby się pogodzić z faktem, gdyby drugie odeszło przedwcześnie.

Dlatego tego tez Antoniuszowi tak lekko było na Lammas, mimo strachu przed ewentualnym zamachem. Jeśli Morpheus zostałby pochwycony przed zmianą czasu i zabity... jakiż sens byłoby żyć dalej? Oczywiście, miłość którą dzielili nie zaspokajała pełnego spektrum potrzeb, porywu serca czy intymności ciała, świadomość tego jednak, że na świecie zawsze jest ten drugi była stałą wykraczającą poza świadomość własnego istnienia. Dlatego też Antoniusz najprawdopodobniej mocno by jebnął Morpheusowi, gdyby znał jego górnolotne myśli całopalnej ofiary z siebie samego, poświęcenia na które może i Longbottom był gotów, ale Shafiq nie zamierzał go przyjmować i akceptować, w pełnym świetle hipokryzji. Sam zrobiłby to samo dla przyjaciela. Dla swojej umiłowanej duszy. Snu w kuli.

– Owszem unikałem, byłeś świadkiem ledwie połowy, nie! jednej ósmej tego do czego jestem zdolny i doceń proszę jak dbam o Ciebie i Twoje psychiczne zdrowie! – obruszył się, lecz z pełnią uśmiechu, usadzając się wygodniej i chwytając kieliszek z winem. – Ten rok wybitnie mi nie sprzyja. Też to czujesz? Co mówią nasze kalendarze? Bo że mapy wskazują Kambodżę jako energetyczną mekkę, to pamiętam. To była okazja z której nie sposób było nie skorzystać. – Niespiesznie wracał do tematu, który Morpheus zignorował, a przecież co za problem było odpowiedzieć? Mimo wzniosłości myśli, proza życia pukała do ich drzwi niestrudzenie, za nic mając ich poetycko-egzystencjalne wzniesienia. – Zatem? Będziesz mógł jechać do tej mekki ze mną? Potrzebujesz kogoś zabrać z departamentu? Tą swoją... potencjalną odstręczającą asystentkę? – To był ich prywatny czas, ale jakoś Anthony wolał mówić o pracy niż o prywatnym życiu. Zwłaszcza teraz, gdy ich osobiste ścieżki tak bardzo rozjeżdżały.

ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#6
11.07.2024, 08:49  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.07.2024, 10:39 przez Morpheus Longbottom.)  

— Tak, powiedz mi o tym coś więcej — westchnął i wziął duży łyk alkoholu. — Kiedyś chodziłem do Departamentu Tajemnic i czasami zastanawiałem się, który artefakt, strącony łokciem, mnie zabije lub pozbawi zdrowych zmysłów. Teraz zastanawia mnie to również w kontekście moich współpracowników. Byłem na weselu Blacków i myślałem, że jest wysokie prawdopodobieństwo, że rozmawiam z kimś, kto zamordował mi brata. Wiesz... — zamilkł na chwilę, przyodziewając swoje milczenie w wagę wyroków Wizegamotu, w szatę powagi typową dla wyznań w mroku, poza zasięgiem uszu wszelkich postronnych, tylko on i druga połowa jego duszy.

— Pamiętasz, jak przed wyjazdem do Grecji, byłem taki nieznośny? Wiedziałem, że Derwin coś ukrywa i byłem niesamowicie zły, że nie ufają mi dostatecznie, aby mi powiedzieć? Stałem się częścią tego, pod koniec lipca. Bardziej nielegalne, niż twoje czy nasze kombinacje. Podziemna bojówka.

Powiedział to i mu ulżyło. Nienawidził kryć niczego przed Antoniuszem, drażniło to go, jak źle przeszyta nitka w ubraniu, jak kamyk w bucie. Dało się z tym żyć, ale dużo lepiej gdy ten nacisk nie istnieje. Anthony zaś był prawdziwie jego przyjacielem, jego bratnią duszą, duszą z jego duszy, biblijnie stworzeni z tego samego żebra. Jego umysł strzegły baszty magii, takie same jak dookoła Warowni, gładkie ściany z marmuru, przez które nie da się przedostać. Na dodatek wiedział, gdzie leży jego serce. Piękna stałość. Czasami bliźniaczość leżała w podobieństwach, a czasami w różnicach. Anthony gasił w nim pożary.

— Nikt nie może wiedzieć, ani Charlie ani Jonathan — Na tym etapie nie wiedział jeszcze, że Jonathan należy do Zakonu Feniksa, a tylko członkowie wiedzieli o jego istnieniu. Anthony był pierwszą osobą spoza, która otrzymała powiedzenie, że jest ktoś, kto działa przeciwko Voldemortowi poza Ministerialną papierologią, poza kieratem raportów i literą prawa. I może gdyby Derwin nie umarł, sprawy miałyby się inaczej, jednakże jego brat zginął, nie tylko na służbie w Ministerstwie, ale jako aktywny członek Zakonu Feniksa.

— Derwin nie chciał, żebym był tego częścią, bo złamie mi to serce. A później ten stary pierdziel sam to zrobił, poświęcając się dla sprawy, jak ostatni idiota.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#7
12.07.2024, 10:33  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.07.2024, 22:56 przez Anthony Shafiq.)  
Być może to byla kwestia tonu, jaki nieoczekiwnie zakradł się w wypowiedź Morpheusa. Być może Anthony nigdy do końca nie lubił rozmów o Departamencie Tajemnic i tak zwanym ryzyku zawodowym pracowania tam. Podobno praca w Brygadzie Uderzeniowej była ryzykowna, podobno ryzykownym był zawód aurora. Tymczasem Departament Tajemnic skrywał w swoich onyksowych ścianach wszystko to, co przeszkadzało w normalnym funkcjonowaniu - plugawe księgi, przeklęte artefakty, niepokojęce przepowiednie i śmierć... Dużo śmierci. Oszalejesz lub umrzesz. I nie masz nawet wyboru tego, która droga Cię sięgnie.

W tej beczce miodu pojawiła sie nie łyżka, a kilogram dziegciu. Anthony już dawno musiał się pogodzić z awansem Morpheusa, z jego decyzja o dołączeniu do grona Niewymownych. Początki nawet nie były takie trudne. Kiedy nie dotkniesz zagrożenia, nie wiesz prawdziwie, czego się lękać.

Nieświadomość jest definicją szczęścia.

Nawet przez chwilę się cieszył, te dwie dekady temu, że jego przyjaciel będzie mógł rozwijać swoje pasje, ale też, że będzie miał oko na ukochanego Alcuina, który zaraz po Hogwarcie zapuszczal korzenie w przestrzeniach spowitych czernią. Słodka młodości, słodka naiwnosci, w Twych szafirowych oczach wszystko jawiło się takie proste i piekne. Okrutny chichot losu za moment spowije Twoje tęczówki szarością, chłodną zdystansowaną stalą. Okrutny chichot zdaje się pozwalać doswiadczyć takie chwile, tylko po to, by tym boleśniej dać Ci odczuć upadek. Tragiczna śmierć kochanka dobitnie uswiadomiła Shafiqowi kruchość życia czarodziei, którzy służą społeczności magicznej zgłębianiem sekretów magii i strzeżeniem tego, czego owa spoleczność widzieć nie powinna. ''Wypadek przy pracy'', tak lekko można było to powiedzieć teraz, po ponad dwudziestu latach. I choc ziarno duszy uśmiechnetego, jasnowlosego mężczyzny trafiło na płytki grunt życia, a korzenie z łatwością dały się wyrwać przesłonięte złowrogą zasłoną departamentu zgniłej ciszy, tak lęk który wtedy rozkwitł w sercu Anthonego pozostał. Alcuin odszedł, ale jego przyjaciel wciąż był eksponowany na zagrożenie. Wciąż. Każdego dnia.

Zapewne dlatego zadbał, by Morpheus był jakkolwiek chroniony, dlatego zadbał o relacje z Hadesem, gdy ten jeszcze wspołdzielił pozycję z Longbottomem. Krewki McKinnon był trudny do okrzesania, ale wciąż pozostawał dobrym, pewnym okiem tam, gdzie Shafiq nie mógł wejść. Nie mogł doglądać, nie mogł sprawdzić. Chronić. Lata wygładzily żałobę i strach, ale teraz...

...o nie...

To było oczywiste, że na weselu Blackow byli też Ci, którzy co jakiś czas zakładali maski, by rozrywkowo pomordować tych, których krew im nie odpowiadała. To było oczywiste, że nikt nie dostrzegał na takich uroczych spendach krwi na ich rękach, że wszyscy uśmiechali się do siebie, popijali wino i te piekielne drinki, kto wie, może nawet któryś z dumnych poplecznikow Voldemorta zamienił się w przerośniętego chomika i radośnie chrumkając cwałowal przez salę balową. Nie wykluczal tego, że bez szaleństwa i paranoi Departamentu Tajemnic był wśród gości morderca Derwina. A więc trzymał swoje oczy szeroko zamknięte, a swoje poglądy socjologiczno-polityczne wygłaszał uczciwie tylko w gronie tych najbardziej zaufanych, sprawdzonych, tych których znał od lat. Źle byłoby się śmiać z pseudonimu artystycznego lidera terrorystow w twarz komuś, kto przysięgał mu wierność i lojalność do grobowej deski. Anthony nie byl jasnowidzem, a jednak, we wszystkich scenariuszach, które obracał w głowie w bezsenne noce, był przekonany, ze jesli ktokolwiek przyzna się do swojej działalności i przyjdzie prosić go o pomoc, lub nakaże określenie swojej lojalności, to będzie to ktoś z drugiej strony.

nieświadomość definicją

Milcząco wpatrywał się w gwiazdy, gdy glos przyjaciela, głos jego anam cary, jego umiłowanej duszy, najbliższego z żyjacych mu ludzi opadł na ramiona puchem ważącym tonę albo dwie. Nielegalna bojowka. Podejrzewałby o to bardziej Jonathana, ale przecież odpowiedź znajdowała się na wyciągnięcie reki. ''Nie ufają mi dostatecznie'', okrutna liczbo mnoga... Derwin był tylko jedną nitką prowadzącą do reszty kłebka, czyż nie? Przymknął oczy, mając poczucie że gwiezdny pył wdarł się pod powieki, wypalając spojówkę boleśnie. Nie chciał widzieć, tak bardzo nie chciał tego wiedzieć. To bylo dobre, nudne życie. Bezpieczne. Długie. Takie w którym największym problemem było odrzucenie zaproszenia na kolację przez mężczyznę, u którego boku chciałby zasypiać i budzić się, z którym chciałby widzieć swoją przyszłość. Nowa perspektywa szydziła z niego wonią spopielonych podczas Beltane ciał. Czy Morpheus nie wiedział, że jedyną ich szansą na przetrwanie tej zawieruchy było nie wybieranie żadnej strony?

Czy nie wiedzial, ze jeśli to zrobi, to poszerzy tym ciąg złamanych serc?

Poszum przesypywanego w klepsydrze zlotego piachu martwych gwiazd wzmógł, a Anthony dołożył wszelkich starań, całej swojej mocy, całej swojej sily woli, by swoją wściekłą bezsilność zamknąć w zaciśniętej piersi. Longbottom potrafił być tak piekielnie upartym osłem. Już postanowił. Już było za późno na jakiekolwiek próby odwiedzenia go od tego pomysłu. Już wszedł w płomienie, zabierając ze sobą Anthony'ego w podróż, w której próżno było szukać szcześliwych zakonczeń, chyba że za szczęśliwe zakończenie możnaby uznać w miarę bezbolesną śmierć.

Nigdy nie wątpił w zdolności Somni, a wspomnienie jego chmurnej twarzy sprzed kilku dni, kiedy w łaźni mówił mu o podejmowaniu trudnych decyzji. Czy właśnie to widział? Czy słyszał tę rozmowę, kiedy trzeba podjąć decyzję, tak ważną o tym, żeby opowiedzieć się po którejś ze stron? A może decyzję o tym co trzeba byłoby mu odpowiedzieć...?

Wypuścił z siebie wstrzymywany oddech, wypuścił powietrze powoli i bezgłośnie.

- Co mogę dla Ciebie w tej sprawie zrobić Somnia? - zapytał cicho, nie odwracając się nawet ku niemu, kciukiem delikatnie głaszcząc kryształ trzymanego przez siebie kieliszka pełnego goryczy, którą przyjdzie im wypić tego wieczoru. Tego i każdego kolejnego. Aż do końca.

ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#8
21.07.2024, 00:15  ✶  

Odkąd okazało się, że nie ma drygu do magitechnologii i wynalazków, jak jego matka, ani do walki i tężyzny fizycznej, Morpheus wiedział, że będzie musiał znaleźć swoją własną drogę. Kradł słowa Anthony'ego, gdy byli w szkole i znajdował piękne ułożenia dla nich, najpierw na papierze, a później na głos, a pośród nich było znamienne Departament Tajemnic. Gdy tylko usłyszał po raz pierwszy od opiekuna domu Roweny Ravenclaw o tym, jak wygórowane są wymagania, aby się do niego w ogóle dostać, zaprojektował całą ścieżkę swojej kariery. Gdzieś w pewnym momencie w tych planach rozbłysnęła złocista gwiazda, lecz w perspektywie, tak samo szybko zasnęła i przestała ogrzewać zalane srebrem i błękitem kamienie traktu.

— Tylko żebyś nie pytał. To nie moje sekrety. Pewnie pojawią się momenty, gdy będę potrzebował przysługi dla kogoś, kogoś dziwnego, spoza naszego zwykłego towarzystwa. I wtedy nie pytaj.

Zapalił papierosa. Miał termin ważności; krótki i powoli zbliżał się ku tej dacie. Paczka papierosów w tę czy w tamtą nie robiła mu różnicy. W przeciwieństwie do Shafiq'a czy swojego ojca, nie szukał dobrych blendów cygar, smaków i wyjątkowych mieszanek, chociaż gdy otrzymywał takie, nie odmawiał i wyczuwał różnicę. Na co dzień jednak palił parszywe, popularne papierosy z kartonika, niejednokrotnie zgniecionego w pośpiechu. Pachniał zawsze odrobinę czarną magią, a przynajmniej tak mogło się wydawać tym, który kojarzyli jej woń, gdy kradło się jej woń.

— Ostatecznie może być tak, że prędzej będą chcieli zamknąć mnie w Azkabanie niż umrę. Nie stoję na pierwszej linii. Powiedziałbym nawet, że niskie jest prawdopodobieństwo, że zaatakują mnie tak ogólnie, ale po Derwinie ciężko powiedzieć. Bogowie są szaleni. Nie zajmuje sobie swojej ślicznej głowy tym. Powiem ci, jeśli będzie źle.

W nerwowej prostocie słów wychodziła niepewność swojej pozycji w świecie, która już dawno nie męczyła go w żadnym zakresie. Grecja miała go wyciszyć i jednocześnie tak było, ale też działo się coś innego. Zamrożone opowieści powoli topiły się w wewnętrznym ogniu Morpheusa w zatwarzającym tępie. Nowa bestia wyłaniała się w spojrzeniu. Ta, której rzekomo pozbył się dawno temu, agresywna i nienasycona.

Samotny wilk umiera, lecz wataha przetrwa. I on właśnie w pełni do jednej dołączył. Przestał żywic się na granicy światła. Czarne futro, posrebrzone czasem, wyznaczał trasę okiem wyrytym na czole, powolne kroki, nadając rytm, pozwalając dotychczasowym liderom na chwilę odpoczynku. Tutaj jestem, tutaj pozostanę. Jako kamień. Jako wybielone słońcem kości. Jako energia, która scali dusze po jego śmierci, bo będzie żył w Antoniuszu, bo jego Anam Cara i on to jedno.

Wyciągnął rękę w stronę Anthony'ego, aby zahaczyć ich dłonie o siebie. Byli jednym. Może dlatego Antoniusz nie potrzebował różdżki. Wystarczyła im jedna.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#9
22.07.2024, 14:36  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.05.2025, 14:26 przez Anthony Shafiq.)  
Jakże cudownie było usłyszeć, że on nie zajmował sobie tym swojej ślicznej głowy. W Anthonym wzbierało emocje, jak fale przypływu, zalewały piaszczyste spokojne nabrzeże, podmywały klif, który dawno już był podmyty. Jeszcze moment i będzie osuwisko, jeszcze moment i wszystko się zawali.

Zdrowie i życie Morpheusa Longbottoma od zawsze leżało na sercu Anthony'ego. Teraz mogli ze spokojem uzasadnić to zjawiskiem anam cary, gdzie obaj zgodzili się, że wobec wszelkich symptomów i objawów, są żywym przykładem tegoż współistnienia jednej duszy w dwóch ciałach. Oczywistym więc będzie, że wzajem będzie im zależeć na swoim szczęści i - nade wszystko - na swoim życiu.

Anthony przywykł, że z ich dwójki to on był bardziej wycofany, stateczny, to on pilnował, żeby rzeczy działały, żeby płynęły bezpiecznym nurtem, przynosząc zysk. Morpheus parł do przodu, on, naznaczony imieniem władcy snów, śnił marzeni i koszmary sobie i innym. Departament Tajemnic kusił go tym ryzykiem, adrenaliną, podobnie jak przygodne romanse, jak ryzykowne kroki drgania w osnowie czasu, w zaplątaniu wizjami przyszłości i możliwością wycofania się te kilka godzin wstecz za sprawą urządzenia jego matki. Ogień zachęcał do działania, ale też łatwo spalał paliwo, na którym się kładł i tańczył, a też sam z siebie miał problem by istnieć.

Nie musiał tym jednak zaprzątać swojej ślicznej główki, skoro obok trwali przyjaciele, którzy pilnowali.

O bogowie, ze wszystkich ludzi prędzej spodziewałbym się Jonathana z takim wyznaniem – pomyślał nieszczęsny, tamujący strugi obaw i lęków, które związane były z działalnością przestępczą jego przyjaciela. Azkaban był gorszy niż śmierć, Anthony'emu zdarzało się śnić o tym, zwłaszcza kiedyś, gdy ich działania budujące dzisiejszą stateczność dalece wykraczały poza przyjęte prawo. Zamknął to wszystko w swoim ciele, przybierając możliwie obojętny ton. Umiał dobrze kłamać, wiedział gdzie Morpheus ma poukrywane swoje dźwignie, te bardziej skuteczne niż zawartość bielizny.

– Przysługi to moja specjalność, w braku pytań też świetnie się odnajduję. Musisz bardziej się postarać, żeby zadanie jakkolwiek mnie przytłoczyło Somnia. – Kołyszący się kieliszek wina, pełen nonszalancji gest, spojrzenie utkwione w niebo. Morpheus rozbił właśnie przed nim lustro, ale kim był, żeby go osądzać. Wiedział, że umiłowany przyjaciel zrobiłby dla niego wszystko. Mgliście przeczuwał, że robił bardzo wiele, gdy nie patrzył, podobnie z resztą jak on sam decydował się na popychanie niektórych okoliczności na Moprheusa, na ich korzyść. Tylko teraz musieli o tym rozmawiać. I, co gorsza... Teraz nie mógł odwrócić oczu, nawet jeśli Longbottom nie zapuka do niego po prośbie. – Nie będzie im Ciebie brakowało we wrześniu? – Podziemna bojówka, na bogów ciekawe, czy planują jakiś zamach? Prychnął do własnych myśli, nieco na wyrost, ale jego nerwy były obecnie zszarpane dwoma prostymi, zestawionymi obok siebie słowami. – Dobrze, że będziemy sąsiadami, nie chciałbym, żeby ktoś hmm... ktoś uznał, że mój dom stanowi zagrożenie dla sprawy – próbował przybrać lekki ton, jakby żartował.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#10
30.07.2024, 16:49  ✶  

Napełnił policzki powietrzem i wypuścił je powoli, cienką rureczką oddechu, w przestrzeń. Noc była jeszcze na tyle ciepła, aby ten pozostał niewidoczny w przestrzeni. Wystarczyło jednak, że był słyszalny ulgą przed bezpośrednią krytyką. Wiedział, że może mu ufać, ale czasami nie potrafił znieść tego smutnego, zmartwionego zmartwienia. Trochę kojarzyło mu się z jego matką, ta świadomość, że nie da się zatrzymać procesu.

Morpheus pilnował się, jak mógł. Kontrolował swoje spożycie alkoholu, unikał toksyn neurologicznych, nie używał ich poza pracą, gdy jego głowa nie pozwalała mu zrozumieć, co mówiły wizje i potrzebował innego stanu rzeczywistości. Palił ale brał eliksiry lecznicze. Zmuszał ciało do snu mieszankami.

— Bliżej mi do konsultanta w sprawie upływu czasu i nadchodzących wydarzeń. Aby grać w szachy, gdy inni patrzą na warcaby. Erik wystawił nasze nazwisko tak czy tak na celownik, bez względu na moje prywatne zaangażowanie, tym wywiadem, był w gazetach jeszcze zanim wróciłem. Na tym etapie nie robi to większej różnicy, a wiesz... Wiesz jaki jest mój umysł. Konstrukcja z lodu i szkła. Wolę nie wiedzieć.

Zakręcił kieliszkiem, aby wydobyć więcej zapachu, którym mógłby się delektować, zanim w ogóle się napije, przynajmniej po raz wtóry. Przy tym obiecał sobie, że od września nie tknie procentów, bo pętla się zaciskała dookoła jego szyi.

Poprawił się wygodniej na leżaku i zapalił kolejnego papierosa. Jedyny nałóg, którego nie zamierzał się pozbywać. Wtedy gdy zacznie cuchnąć czarną magią, nikt nie zauważy różnicy.

— Wracając do Kambodży, chciałem wziąć ze sobą Brennę, potrzebne są jej wakacje, nie umie odpoczywać, a tak będzie miała wakacje służbowe. Słyszałeś o Borginie? Jest na niego list gończy i Brenna dostaje kociokwiku, poplecznik Czarnego Pana w BUM-ie. Pracowała z nim.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Morpheus Longbottom (2686), Anthony Shafiq (4275)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa