• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Reszta świata i wszechświata v
1 2 Dalej »
[28.07 Quintessa & Anthony] But too great weight and largeness of his head

[28.07 Quintessa & Anthony] But too great weight and largeness of his head
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#1
05.07.2024, 12:50  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.11.2024, 22:50 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Anthony Shafiq - osiągnięcie Badacz tajemnic I

—28/07/1972—
Belgia, Bruksela
Quintessa Longbotttom & Anthony Shafiq
[Obrazek: lDJYvve.png]

The sunflower, thinking 'twas for him foul shame
To nap by daylight, strove t'excuse the blame;
It was not sleep that made him nod, he said,
But too great weight and largeness of his head.



– Początkowo, gdy pokazała mi te figury myślałem, że żartuje ze mnie. Z drugiej strony... jej sprawność jest oszałamiająca. Pomyślałem "co masz do stracenia i tak absolutnie nikt tego nie widzi". I wiesz... Po dwóch miesiącach czuję różnicę, a lęk przed starczą niedołężnością odsunął się, mam nadzieję o kolejnych kilka lat – opowiadał swobodnie, w ich rodzimym języku pośród francuskiego poszumu kawiarnianych ploteczek. Ubrani na wskroś po mugolsku, jak za starych dobrych czasów, popijający kawę, raczący się lokalnymi słodkościami, jak za starych dobrych czasów, czekający na licytację, jak za starych...

To był impuls. Gdy udało mu się zażegnać kryzys Morpheusowy, gdy udało mu się wypchnąć przyjaciela z lodowatego uścisku życzenia śmierci, postanowił żelazem własnej woli, że musi się wziąć za siebie również, powrócić do starych nawyków, do ludzi, którzy wypełniali mu czas niezobowiązująca zabawą. Ileż można było pochylać się nad własną żałosną pozycją w przegranej sprawie? Ileż można było rozpaczać z powodu odrzucenia? Uczciwa odpowiedź nie napawałaby go optymizmem, Shafiq był bowiem samoświadomy własnych tendencji do melodramatyzowania, bezwarunkowego poddawania się wewnętrznym powodziom nostalgii i przeszłości, która tak łatwo w obecnym czasie zalewała go żałością i niemocą.

Dlatego też Lisa, była partnerka zmarłej żony, a obecnie osobista asystentka, najbardziej zaufana pracownica Shafiq'a, dostała polecenie znalezienia tej licytacji. Jakiejkolwiek licytacji. Zorganizowanie "powodu" urzędowego, dla którego mógłby te dwa świstokliki wrzucić w koszty były już banalne. Prostsze nawet niż przekonanie królowej Tess, żeby po półrocznym milczeniu skoczyła tam razem z nim. Wojna trwała i może to milczenie nie byłoby aż tak dziwne. Trzeba było "pracować", nawet jeśli Anthony bagatelizował działania śmierciożerców żeby otwarcie nie wspominać o ich tuszowaniu w konkretnych przypadkach. Pamiętał jednak o tym, że ostatnia ich styczniowa nocna rozmowa przy ognistej whisky skończyła się siarczystą kłótnią na temat tego do czego nadają się mugolaki oraz tego czy Voldemort jest przerażającym zagrożeniem, czy pajacem z głupawym pseudonimem artystycznym. "Let's agree we disagree" – powiedział wtedy do niej polubownie, ale wiedział, że osoba o temperamencie pani Longbottom będzie nosić w sercu zadrę. Dał się sprowokować alkoholem i kadzidłami w jej starym, przyjaznym antykwariacie. Musiał pamiętać, żeby następnym razem nigdy nie dać się jej usidlić w tych okolicznościach, w końcu zależało mu na latach wzajemnej przyjaźni, która obfitowała w liczne benefity absolutnie niezwiązane z seksem.

Kobieta jednak zaproszenie przyjęła i teraz, na kwadrans przed licytacją wysłuchiwała opowieści o "witaniu słońca", które okazywało się ciągiem tak zwanych asan – figur przyjmowanych przez ciało w określonej konfiguracji i odstępach czasowych. Anthony od lat marzył o magii bezróżdżkowej i w końcu znalazł dla siebie nauczycielkę. Dlaczego musiał ściągać ją z Kambodży? I dlaczego to była tajemnica, że uczyła go tej sztuki? Tego była pracownica ministerstwa jeszcze nie wiedziała. Co z kolei wiedziała, to fakt, że mimo lekkiego tonu i barwnych opisów wyginania ciała w przeróżne strony, Anthony wcale nie jest w takim dobrym stanie. Oczywiście nikt by się nie zorientował, był wytrawnym kłamcą politykiem, który umiał się pokazać. Ale ona nie była nikim. Może nie czytała w nim jak z otwartej książki, ale bez problemu widziała rysy na okładkach i zagięte rogi poszczególnych stron.

Mężczyzna umilkł i podsunął mankiet marynarki i koszuli. Złociste spinki błysnęły w brukselskim świetle.
– Ostatnia pralinka i idziemy. Może były martwy właściciel już jest poza prawami czasu, ale większość kruk i wron, które zleciały się nad jego dobytkiem pewnie jest już na miejscu oglądać obiekty przed licytacją. Ostatnia pralinka moja droga. – Uśmiechnął się serdecznie, dopijając swoje podwójne espresso. Szkoda tylko że uśmiech nie sięgnął jego trochę nieobecnych stalowych oczu. Czy to mogły być echa żałoby po starszym bracie? Raczej nie, wiedziała, że nigdy nie trzymali się blisko, a ojciec Shafiqa zadbał by rywalizacja między braćmi nigdy nie należała do tych "zdrowych".

Kwintesencja kobiecości
wpisano zdradę w pocałunek
w czułe spojrzenia, w szlachetny trunek
Co widzi się jako pierwsze po zauważeniu Tessy na ulicy? Na pewno to, że jest dosyć wysoka — ma w końcu 178 centymetrów wzrostu — a całe wrażenie potęgują buty na małym, ale wciąż!, obcasie. Po drugie, przenikliwe spojrzenie, które zdaje się równocześnie spoglądać prosto w duszę za twoimi oczami, a także patrzeć prosto przez ciebie. Jakby jednocześnie widziała wszystko i nic. Po trzecie, przy wizytach w mugolskim Londynie ubiera się dosyć stonowanie; świetnie skrojony komplet lub zwyczajna koszula, wciśnięta w dopasowane spodnie garniturowe. Kiedy, jednak, jest w zaciszu własnego domu lub wybiera się z wizytą do rodziny czy przyjaciół, pozwala wyjść na wierzch swojej nieco bardziej kolorowej, czarodziejskiej stronie. Po czwarte, a także, nareszcie, ostatnie, Tessa zawsze trzyma w ręku długą, staromodną lufkę z papierosem, nawet jeśli nie ma w intencji go odpalać.

Quintessa Longbottom
#2
16.07.2024, 00:23  ✶  

Jakby ująć całą jej relację… Nie, może nie brnijmy w aż tak poważne tony.
Gdybyśmy mieli określić reakcję Tessy na wiadomość od Anthony'ego po tylu miesiącach ciszy, to jak zręcznie ująć to w słowa? Nieukrywana radość? Albo bardziej lekka konsternacja? Chyba bardziej chodziło o ulgę.
Zwyczajnie martwiła się o tego idiotę, bo to, w jakich stosunkach rozstali się przy ostatniej rozmowie nie zapowiadało ani trochę na dobrą kontynuację. Czy, może bardziej, jakąkolwiek. Kobieta obawiała się — ale tylko odrobinę! — że wraz z trzaśnięciem drzwiami jej antykwariatu zamkną się również wszystkie drogi, mogące prowadzić do dalszych spotkań.
Nie chodziło o benefity, płynące z tego, że wraz z czarodziejem często samotnie wybierali się na przeróżne licytacje. Jak to on sam ujął — rozdziobywali pozostałości po zmarłym niby sępy; jak kruki i wrony, kłócące się o znalezioną na chodniku błyskotkę. Tylko tutaj ów artefakt należało wyrwać czysto metaforycznie, zarzucić idealnie dobranym spojrzeniem i odpowiednią kwotą. Było coś iście ujmującego w podnoszeniu tabliczki z wybranym numerem do góry i piorunowaniu wzrokiem przeciwnika po drugiej stronie sali. Byli idealnym zespołem.
Jednak nie cierpiała momentów, kiedy Woodrow, w przypływach oświecenia swoim wybitnym dowcipem, nazywał Anthony’ego jej kochasiem, albo, co gorsza, gachem. Miała wtedy ochotę wymyć mu gębę szarym mydłem i przejechać parę razy pumeksem. Strefa fizyczna była, owszem, bo często trzymała go pod rękę albo przejeżdżała palcami po twarzy, starając się doszukać w jego oczach wszystkich drzazg, tkwiących mu w sercu. To jej wystarczyło.
— Uważaj, bo jeszcze zmobilizujesz mnie do wrócenia do latania na miotle — stwierdziła, przewracając oczami. Jakoś jej to nie przekonywało, to całe prężenie się na macie w różne strony przy wschodzie lub zachodzie słońca. Wolała już spacery. Tam to nikt jej nie oceniał, można było nawdychać się świeżego powietrza, powiedzieć komuś: Dzień dobry i czasami nawet pogłaskać jakiegoś psa.
Dopiła prędko kawę, a potem na deser przepłukała całość ostatnią praliną z talerzyka. Kiedy czekolada skutecznie osłodziła gorzkawy posmak napoju, wyciągnęła z torebki lusterko i szminkę, aby poprawić lekko rozmazany makijaż. Słuchała go cały czas, oczywiście. Zmrużyła zatem lekko oczy, spoglądając na niego znad krawędzi zwierciadełka.
— Oczywiście, mój drogi, nie możemy się przecież spóźnić! Jeszcze nie pozwolą nam wejść, a tego byśmy zwyczajnie nie… Nie chcieli.
Urwała pod koniec.
— Miły. — Trzasnęła rozkładanym lusterkiem. — Nie chcę być wścibska, ale znając mnie doskonale wiesz, że jednak chcę. Wszystko dobrze? Możemy zostać na jeszcze jedną kawę. Na jeszcze jedną pralinkę.


It's such an ancient pitch
But one I wouldn't switch
'Cause there's no nicer witch than you
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#3
16.07.2024, 22:35  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.07.2024, 22:36 przez Anthony Shafiq.)  
Relacja Anthony'ego J. Shafiqa z domem Longbottomów traktowanym, jako całość, była ambiwalentna, podobnie z resztą, jak jego niekwestionowana słabość do mieszkańców drugiej z zamieszkałych przez uczniów Hogwartu wież. U podstaw leżała sprzeczność wartości tych, którzy byli mądrzy i często cenili wiedzę dla samej wiedzy w kontrze do tych, którzy byli silni i lojalni, a zebrane zasoby pragnęli używać do zewnętrznej ochrony, nie bacząc czy wybuchną im one w twarz. Woda i ogień, istnienia, które choć powinny koegzystować, to wspólnie... Zbyt mało wiedziano o silnikach parowych o tym, jak wielki skok cywilizacyjny zrobili dzięki nim mugole, nie cieszący się zdobyczami teleportacji i proszków fiu. Wciąż jednak Anthony pozostawał wodą. Zbyt wolny, zbyt spokojny, za słaby, używający zbyt wielu trudnych słów. Zbyt kobiecy na potrzeby domu żołnierzy i wojowników, co wytknięto mu o jeden raz za dużo. Dawno już niebyłe plotki o tym, że odbił żonę brata swojego najlepszego przyjaciela bawiły go, choć zdecydowanie nie chciałby z braćmi Morpheusa spotkać się w ciemnej alejce. Byli jak wielkie psy. Należało podchodzić doń z należytym respektem. Szczęśliwie praworządność stała ponad chęcią zemsty, jego nocne spacery pozostawały więc spokojne.
– Miotła, miotła... o to właśnie chodzi, że nie musisz nawet odrywać się od ziemi. Jak wrócimy do kraju pokażę Ci powitanie słońca. To nawet nie wygląda aż tak źle, gdy testujesz swój kręgosłup i stawy, braki, biodra... Trochę jak taniec, choć bardziej angażujący i... cóż, wymagający czystej podłogi. – Anthony mówił, podsuwając jej kolejne kropki do połączenia w tym obrazie. Mówił wolno, musiał pilnować się by pozostać w angielskiej mowie. Pomimo entuzjazmu, który usiłował z siebie wykrzesać, unikał bezpośrednio kontaktu wzrokowego, zdawał się - choć oczywiście nie dosłownie! - wić pod jej spojrzeniem. Czyżby się starzał? Wszak nie raz wyprowadził ją w pole, na przestrzeni tych wielu lat owocnej znajomości.

Gdy i ona sfinalizowała swój posiłek, już się podniósł, głównie po to, by swoje długie palce owinąć wokół oparcia tuż za nią. Chciał odsunąć krzesło, pomóc wstać swojej dzisiejszej towarzyszce, gdy ta prosto w twarz rzuciła mu oskarżeniem. Napiął się mimowolnie i sapnął, pod dolną linią warg widać było delikatne wgłębienie, znak, że przygryza ją od wewnątrz.

–Nie – odpowiedział sekundę później, zaskakująco szczerze i bezpośrednio jak na niego. Stalowe oczy patrzyły wprost w jej twarz, skupione i odkryte, w tak surrealistycznych okolicznościach, jak przestrzenie brukselskiej kawiarenki. – I nic nie da się z tym zrobić– dodał bardzo powoli, jakby zależało mu szalenie na tym, by go usłyszała i zrozumiała. By odpuściła, na bogów, czy było to w ogóle możliwe? – A pomoże mi wspólna licytacja. Zabawa. Jak za starych dobrych czasów, o słodka Kwintesencjo kobiecości, szafirowy sprycie w okowach piękny loków. Chodźmy, przecież wiem, że pewnie jeszcze będziesz chciała zapalić. Wolisz bawić się przeciwko sobie, czy przez moment zawalczymy o uwagę jako para? – Chwilowe odsłonięcie przeminęło, uśmiech i kokieteria niczym księżycowy przypływ zbyt szybko przesłonił wejście do nadmorskiej jaskini umożliwiającej jej wgląd w to co prawdziwie bolesne.

Anthony czekał z wyciągniętą ręką, gotów poprowadzić ją pod dom aukcyjny. Pozostał im kwadrans.
Kwintesencja kobiecości
wpisano zdradę w pocałunek
w czułe spojrzenia, w szlachetny trunek
Co widzi się jako pierwsze po zauważeniu Tessy na ulicy? Na pewno to, że jest dosyć wysoka — ma w końcu 178 centymetrów wzrostu — a całe wrażenie potęgują buty na małym, ale wciąż!, obcasie. Po drugie, przenikliwe spojrzenie, które zdaje się równocześnie spoglądać prosto w duszę za twoimi oczami, a także patrzeć prosto przez ciebie. Jakby jednocześnie widziała wszystko i nic. Po trzecie, przy wizytach w mugolskim Londynie ubiera się dosyć stonowanie; świetnie skrojony komplet lub zwyczajna koszula, wciśnięta w dopasowane spodnie garniturowe. Kiedy, jednak, jest w zaciszu własnego domu lub wybiera się z wizytą do rodziny czy przyjaciół, pozwala wyjść na wierzch swojej nieco bardziej kolorowej, czarodziejskiej stronie. Po czwarte, a także, nareszcie, ostatnie, Tessa zawsze trzyma w ręku długą, staromodną lufkę z papierosem, nawet jeśli nie ma w intencji go odpalać.

Quintessa Longbottom
#4
07.08.2024, 22:03  ✶  
Licytacje czasami były gorszym nałogiem od alkoholu, który Tessa sporadycznie popijała i tytoniu, które zawsze trzymała pod ręką. Momentami dochodziło nawet do kumulacji, gdzie cała trójka spotykała się podczas jednego wieczoru — otwarcie aukcji zakrapiano kapką wina, potem była przerwa na szybkiego papierosa, a potencjalne zwycięstwo (lub, w gorszym wypadku, porażkę) okraszano kilkoma kieliszkami zimnego szampana. Potem, oczywiście, wypalano na tarasie jeszcze dwa kolejne szlugi, aby pozbyć się mdłości.
Tego triku nauczyła ją jeszcze koleżanka w Hogwarcie, kiedy podczas przerwy świątecznej upiły się trzema kuflami taniego, grzanego wina. Siedziały wtedy w pustym pokoju wspólnym, rozmawiając głośno przy otwartych czekoladowych żabach i na wpół zjedzonej tarcie kajmakowej.
Tessa miała wtedy jakieś piętnaście lat i były to jedne z pierwszych świąt, które spędziła sama, w szkole. Nie chciała jakoś wracać do domu, szczególnie, że atmosfera w nim nie była najlepsza — ojciec nadal nie pozbierał się po stracie córki i, byłej co prawda, żony. Pamiętała też, że nie spały prawie do rana, plotkując o najróżniejszych rzeczach i dzieląc się naprawdę wieloma zmaganiami. Choć młoda Skamander nikomu wtedy nie mówiła o tym, co działo się u niej tak naprawdę.
Gdzieś po północy zaczęła czuć skutki wyzerowania poprzedniego kufla, a wtedy koleżanka wyciągnęła z kieszeni swetra wymięte, widocznie ręcznie zrobione, cygaretki. Zebrały się wtedy razem, wzięły koce i latarnię, a potem wyszły dziedziniec, gdzie utworzyło się jedno z jej ulubionych wspomnień. Pierwszy papieros.
Teraz naprawdę miała ochotę zapalić i podzielić się tym razem z Anthonym. Wyglądał jakby naprawdę potrzebował chwili spokoju. Ale czy to właśnie nie było to? Czy właśnie teraz nie byli na urlopie? Powinna zatem zejść z niego, pozwolić mu odpocząć od wszystkich czarnych myśli, które zapewne kłębiły się przy zwojach i nie pozwalały mu zasnąć.
— Kochany… — zaczęła w końcu, patrząc na niego z nieukrywaną, wręcz cioteczno-matczyną czułością. Miała słabość do takich zbolałych spojrzeń; do person, które potrzebowały pomocy, ale nie miały odwagi lub dumy, aby o nią poprosić. Nie chciała jednak drążyć mu dziury w brzuchu, bo bała się, że go wystraszy. Mógłby wtedy wycofać się na powrót do jednego z pokoi w swoim umyśle i zamknąć za sobą zamek, nie chcąc wpuścić Tessy do środka już do końca wyjazdu.
— Niech Ci będzie. — Westchnęła. Nie lubiła zostawiać niedopowiedzeń. Naprawdę chciałaby wiedzieć wszystko tu i teraz, ale chyba nie wypadało prosić o wyrzucenie całych żalów, zalegających na sercu w jakiejś… zwyczajnej, przyulicznej kawiarni. Może dociśnie go na aukcji? Zaśmiała się w końcu na jego słowa, machnęła dłonią i przejechała palcami po niezbyt gładkim policzku. — Przestań już mi słodzić, bo jeszcze Ci uwierzę! Tak… chodźmy, miły. Bardzo chętnie zapalę i mam nadzieję, że ty też. Tego wieczoru będziemy w końcu działać razem.
Nie chciała z nim rywalizować i w ogóle nie chodziło o to, że myślała, iż nie sprosta wyzwaniu. Było coś przyjemnego w tym, jak mogła szeptać mu na ucho obelżywe komentarze na temat ich przeciwników, jak zawsze w czasie przerwy wynajdywał dla niej talerzyk słodkiego deseru albo podbijał cenę o naprawdę absurdalną kwotę, obserwując czerwoną ze złości twarz ich oponenta.
— Przypomnij mi, co dokładnie wpadło Ci w oko? — dopytała konspiracyjnym szeptem, gdy byli już na sali, a ona miała w ręku zaufany ciężar kieliszka pełnego alkoholu. Czasami można było spuścić z tonu, poluzować pas i wspomóc swoje ulubione nałogi.


It's such an ancient pitch
But one I wouldn't switch
'Cause there's no nicer witch than you
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#5
01.09.2024, 14:36  ✶  
Nie prowadzili tej gry od wczoraj, mijało już sześć lat, gdy próbowała zza stalowej kurtyny jego oczu odczytać cóż takiego, a raczej któż taki zaprząta jego myśli. Anthony był świadom jej intuicji, był świadom gry, w którą grali tak długo. Ich zaufanie było na tyle silne,  że może i zwierzyłby się Quintessie wcześniej, podczas jednego z długich wieczorów przy kontemplowaniu muzyki i sztuki, ale... jeszcze wcześniej bawiło go to wodzenie jej za nos, teraz zaś sprawa była zbyt świeża, zbyt bolesna, zbyt upokarzająca. Nie przyszedł tu - zgodnie ze swoimi słowami - aby szukać pociechy w słowach, a w rozrywce, która zawsze mu pomagała.

– Cóż mi wpadło w oko poza Tobą? – ucałował jej dłoń flirtując otwarcie, jak tylko można flirtować z przyjaciółką, którą znało się zbyt długo. – Och... Rzeźba kruka, która bardzo mi przypomina wejście do domu Roweny, oraz... – zawahał się na moment, bo drugi z eksponatów przykuł jego uwagę w folderze swoim kolorem, co w przypadku jego dysfunkcji było raczej niezwykłą sytuacją. – ...dwa złote topazy. Ich... ich barwa bardzo mi przypomina oczy kogoś, kogo utraciłem. – Przyznał szczerze, proponując jej swoje cygaretki i paląc samemu, głównie po to by zająć czymś ręce i usta, by przypadkiem zmanipulować dym tak aby okadził mu twarz i uzasadnił zaczerwienione oczy. Był tak żałośnie sentymentalny, z trudem przychodziło mu dźwignięcie samego siebie i zgodnie ze słowami, które miał napisać do Morpheusa kilka dni później - zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby dał upust swoim uczuciom, gdyby tylko pozwolił sobie otworzyć się na kogoś i dać się poznać, ów nieszczęśnik z pewnością nie dałby sobie rady z powodzią, która miałaby miejsce chwilę później.

Mówienie o oczach było bezpieczne. Oczywistym był fakt, że nie widzi kolorów jak inni. Z tego co pamiętał, Erik mówił mu, że jego oczy są zielone, a tylko przy źrenicy realnie lśnią magią złota. Dla Shafiqa były to jednak lśniące kryształy otoczone szarą twarzą, nie był jeszcze tego pewien, ale na zdjęciu topazy oddawały ten blask zaskakująco dobrze.
– Musimy się upewnić, że jest to poszukiwana przeze mnie barwa. Rozważałem... mam kontakt z dość utalentowaną jubilerką, która od czasu do czasu wykonuje dla mnie różne prace. Liczę, że z tych kamieni można byłoby uczynić jakąś zgrzebną ozdobę. A Ty moja droga? Miałaś czas przejrzeć katalog, który podesłałem Ci wraz zaproszeniem? – odbił piłeczkę, licząc na dobre punkty zaczepienia, by zostać już w toku rozmowy przy osobie byłej żony Longbottoma. Byłoby to zdecydowanie wygodniejsze, nawet jeśli jego myśli wciąż krążyły wokół innego mieszkańca Warowni.

Kwintesencja kobiecości
wpisano zdradę w pocałunek
w czułe spojrzenia, w szlachetny trunek
Co widzi się jako pierwsze po zauważeniu Tessy na ulicy? Na pewno to, że jest dosyć wysoka — ma w końcu 178 centymetrów wzrostu — a całe wrażenie potęgują buty na małym, ale wciąż!, obcasie. Po drugie, przenikliwe spojrzenie, które zdaje się równocześnie spoglądać prosto w duszę za twoimi oczami, a także patrzeć prosto przez ciebie. Jakby jednocześnie widziała wszystko i nic. Po trzecie, przy wizytach w mugolskim Londynie ubiera się dosyć stonowanie; świetnie skrojony komplet lub zwyczajna koszula, wciśnięta w dopasowane spodnie garniturowe. Kiedy, jednak, jest w zaciszu własnego domu lub wybiera się z wizytą do rodziny czy przyjaciół, pozwala wyjść na wierzch swojej nieco bardziej kolorowej, czarodziejskiej stronie. Po czwarte, a także, nareszcie, ostatnie, Tessa zawsze trzyma w ręku długą, staromodną lufkę z papierosem, nawet jeśli nie ma w intencji go odpalać.

Quintessa Longbottom
#6
22.10.2024, 21:04  ✶  
Walczyła z nieodpartą chęcią przewrócenia oczami na zbędny, ale miło przyjęty komentarz Anthony’ego. Zawsze rzucał takimi słodkimi, nic nieznaczącymi słówkami — zazwyczaj szeptał je cicho, kiedy jego usta dotykały jej dłoni, gdy witali się na progu antykwariatu albo w jednej z magicznych kawiarni na Pokątnej.
Tessa przeważnie kwitowała je wdzięcznym uśmiechem, machnięciem dłonią i prędką zmianą tematu. Teraz nie było inaczej, choć jej reakcja podyktowana była głównie małą frustracją. Bo naprawdę chciała wiedzieć, co działo się ostatnio z Shafiqiem.
— Rzeźba kruka i dwa topazy? — powtórzyła, przekrzywiając lekko głowę na bok. Zaraz potem pokiwała nią powoli, kodując sobie wiadomość w głowie. Będzie się za nimi bacznie rozglądała i nie pozwoli nikomu zgarnąć ich sobie sprzed nosa.
Przyjęła papierosa z nieukrywaną wdzięcznością. Nachyliła się zaraz potem, aby towarzysz mógł odpalić jej szluga, dopóki płomień w jego zapalniczce jeszcze się tlił. Był to zaszczyt na jaki pozwalała nielicznym. A może po prostu nie chciało się jej grzebać w torebce w poszukiwaniu własnego zestawu palacza…?
Dmuchnęła dymem lekko w bok, nie chcąc buchać śmierdzącymi oparami prosto w twarz mężczyzny. Nie chciała żeby oboje pachnieli jak pospolici kloszardzi spod Rejwachu na Nokturnie, dlatego miała już w planach spsikanie ich obu perfumami, które zawsze trzymała pod ręką. Przez cały czas wpatrywała się jednak w twarz Anthony’ego. Starała się go studiować nie gorzej niż runy, które rozpracowywała jeszcze kilka dni temu we własnym gabinecie, niestety… Czarodziej miał to do siebie, że lubił utrzymać naprawdę dobrą pokerową minę i ciągle zmieniał temat. Zupełnie inaczej niż szyfry rozłożone na biurku, bo te miały w swojej naturze siedzieć cicho i nie przeszkadzać Tessie w jej śledztwie.
— Musisz mi koniecznie podać jej kontakt, mam w szufladzie trochę starej biżuterii do odnowienia… I obowiązkowo chcę zobaczyć co tam wyszło z tych twoich topazów!
Zgasiła peta w niedalekiej popielniczce i zaraz zajęła się ponownym poprawieniem makijażu w malutkim, podręcznym lusterku. Zaraz potem w ruch poszły perfumy — na kark, pod włosy, na nadgarstki i przy linii dekoltu.
— Ach, co mnie zainteresowało? — ożywiła się nagle na samą wzmiankę o możliwych zakupach na aukcji. Nie mogła kłamać. Przejrzała katalog chyba z trzy razy i za każdym podejściem wracała do tego samego: Mam na oku dwa obrazy, jeden ze słonecznikami, a drugi… Hmmm… Ten drugi jest dosyć specyficzny, ale powiem ci dokładnie o jaki mi chodzi, kiedy go wystawią.
Nagle, niczym na zawołanie, wybrzmiały trzy dzwonki, ogłaszające rozpoczęcie licytacji. Tessa prędko odwróciła się w stronę partnera i poprawiła mu krawat, a potem wygładziła marynarkę. Zaraz potem odebrała mu niedopalonego papierosa i zgasiła go. Musieli się odpowiednio prezentować. Bogato i nieustępliwie, żeby nikt nie chciał z nimi zadzierać i kłócić się, kiedy będą machać tymi idiotycznymi tabliczkami.


It's such an ancient pitch
But one I wouldn't switch
'Cause there's no nicer witch than you
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#7
24.10.2024, 09:14  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 24.10.2024, 09:22 przez Anthony Shafiq.)  
Z wdzięcznością przyjął fakt, że nie ciągnęła tematu, nie dopytywała, nie jątrzyła sprawy, o której przyjechał tu zapomnieć.

Wzdrygnął się lekko w momencie gdy wygładzała mu poły płaszcza, nienawykły do dotyku, do tego typu zachowań względem siebie, kontaktu nad którymi nie miał kontroli, bo go sam nie inicjował. Zganił się za to w myślach, za to rozchwianie, rozmemlenie, za tą atrofię rozumu, która toczyła jego głowę. Od przeszło dwóch miesięcy zgłębiał sztuki niedostępne większości magów w tej szerokości geograficznej, od lat prowadził badania na temat oklumencji i magii rozproszeń, aby osłaniać swoją głowę, swoje myśli przed innymi. A teraz? Teraz odsłaniał miękkie podbrzusze każdym gestem, każdym słowem, czyniąc z siebie rozlazły, rozmokły emocjonalny pudding. Wiedział, że Quintessa nie wykorzysta tej informacji przeciwko nie mu. Może nie wiedział, ale ufał jej w tym zakresie. Czuł jednak poluzowanie własnego gorsetu, poluzowanie sznureczka od maski, która jeszcze się trzymała, ale ile można?

Czuł potrzebę oczyszczenia.

Czuł potrzebę zmiany.

Nie mając pojęcia jak złośliwy będzie dla niego los tego dnia, skinął głową Quintessie, odgarniając niesforny kosmyk, który umknął z misternie upiętej fryzury.

– Jestem na Twe rozkazy królowo. Tylko nie kop mnie po kostce zbyt mocno, gdy nadejdzie ten moment – zaśmiał się dość swobodnie, gładząc rękę zaplecioną w jego ramię.

Szli w równym tempie, rutyną, w którą tak łatwo było wejść. Niepomni na zmartwienia, niepomni na toczącą się wojnę domową, niepomnie na własne potrzaskane serca. Teraz byli lwami polującymi na swoje upatrzone ofiary, obok innych lwów tłoczących się w sali domu aukcyjnego. Odebrali ich wspólną tabliczkę i zajęli miejsca. Czas na przedstawienie:

– Moja droga, nie wiem kto sprawdzał im te obrazy, ale widziałem jak z jednego łuszczy się farba, a drugi jest zbyt płaski w fakturze oleju, by uznawać go za autentyk – podjął znudzonym tonem, ale bardzo brzmiącym, jak na rozmowę, która miałaby się odbywać prywatnie. – Rozumiem przegrany zakład, ale żeby chcieć wstawiać takie paskudztwa do mojego gabinetu? To jest niskie nawet jak na Ciebie kochanie...
Kwintesencja kobiecości
wpisano zdradę w pocałunek
w czułe spojrzenia, w szlachetny trunek
Co widzi się jako pierwsze po zauważeniu Tessy na ulicy? Na pewno to, że jest dosyć wysoka — ma w końcu 178 centymetrów wzrostu — a całe wrażenie potęgują buty na małym, ale wciąż!, obcasie. Po drugie, przenikliwe spojrzenie, które zdaje się równocześnie spoglądać prosto w duszę za twoimi oczami, a także patrzeć prosto przez ciebie. Jakby jednocześnie widziała wszystko i nic. Po trzecie, przy wizytach w mugolskim Londynie ubiera się dosyć stonowanie; świetnie skrojony komplet lub zwyczajna koszula, wciśnięta w dopasowane spodnie garniturowe. Kiedy, jednak, jest w zaciszu własnego domu lub wybiera się z wizytą do rodziny czy przyjaciół, pozwala wyjść na wierzch swojej nieco bardziej kolorowej, czarodziejskiej stronie. Po czwarte, a także, nareszcie, ostatnie, Tessa zawsze trzyma w ręku długą, staromodną lufkę z papierosem, nawet jeśli nie ma w intencji go odpalać.

Quintessa Longbottom
#8
24.10.2024, 22:04  ✶  
Zmarszczyła czoło na jawne kłamstwo Anthony’ego. Miała ochotę obruszyć się straszliwie, trzepnąć go w ramię i możliwie jeszcze raz poszukać wzrokiem licytowanych obrazów. Nie mogło być przecież aż tak źle, prawda?
— Bredzisz mi już tutaj całkowicie od reszty — ucięła kwaśno, szczypiąc go delikatnie w zagłębienie łokcia. Nie przedarła się co prawda przez warstwę materiału, ale gest pozostał i dzięki niemu wyraziła sobie narastające niezadowolone.
Co za tupet. Przychodzić tutaj z nią i jeszcze obrażać rzeczy, które chciała powiesić w swojej pracowni. No, co prawda miała też zamiar podarować jeden z nich Shafiqowi, aby znalazł dla niego gdzieś miejsce w tej swojej wyszukanej, antycznej rezydencji, ale teraz chyba straciła ochotę. Wymamrotała zatem coś jeszcze pod nosem, co brzmiało jak nazywanie czarodzieja bezguściem, a także możliwie pięknookim szachrajem. Zaraz potem zaczęła się licytacja.
Światła uwięzione w kryształowych żyrandolach i barwionych lampionach przygaszono tak, aby widownia skryła się w przyjemnym cieniu, a cała uwaga publiczności mogła skupić się na aukcjonerze. Facet właśnie wtaczał się powoli na scenę, a przelewające się od niezdrowego podniecenia szepty wzniosły się na chwilę pośród innych gości.
Tessa przerzuciła tabliczkę parę razy w dłoni, wyciągając szyję tak, by zobaczyć, co właśnie stawiano na scenie. Dwójka innych mężczyzn wtoczyła na zmurszałe deski podium stary, podniszczony kabinet. Wykonany z dębowego drewna, ale rzeźbiony orzechem i inkrustowany porcelaną. Nic ciekawego. Longbottom postanowiła zatem pozaczepiać trochę Anthony’ego, a przynajmniej dopóki nie pojawią się inne, ciekawsze znaleziska.
Spojrzała na niego z ukosa, lustrując tymi swoimi orzechowymi oczami nieprzeniknioną maskę partnera i choć doskonale wiedziała, że nie powinna drążyć tego szybu, tak słowa same ukształtowały się w jej ustach.
— Przepraszam — umilkła na chwilę, bo przerwało jej stukanie młotka. Sprzedane. Powróciła spojrzeniem do Shafiqa. — wiem, że nie powinnam, ale nie daje mi to spokoju. Czyje oczy zaklęto w tych topazach? Jestem też świadoma, że nie po to tu jesteśmy, ale, kochany, pozwól choć na chwilę odjąć ciężaru z twoich barków. Licytacje to nie wszystko. Pamiętaj, że w razie potrzeby możesz po prostu zawitać do mnie, do Doliny, żeby odpocząć. Razem ze mną co prawda, ale myślę, że dalibyśmy radę. Lekka odskocznia od burżujskiego rozbijania się po większych miastach.
W czasie, gdy Tessa szeptała mu na ucho swój monolog, gdy owijała mu policzek oddechem i muskała nos perfumami, aukcjoner wyciągnął na podest malutką skrzyneczkę obitą atłasem, a w środku wdzięcznie leżały dwa kamienie. O wilku mowa.
Ceny od razu zostały podbijane, machano tabliczkami jak uczniowie rękoma, gdy profesor zadał proste pytanie na Historii Magii, a za które można było zdobyć kilka dodatkowych punktów do domu. Pięćset franków francuskich, osiemset, tysiąc sto—
— Trzy tysiące — powiedziała głośno Tessa, unosząc numerek do góry, ale wzroku nie odwróciła. Patrzyła cały czas na przyjaciela. Szepnęła potem tylko raz ostatni: Pamiętaj o tym, kochany. Chętnie wyjmę kilka drzazg z twojego serca, nie przejmując się ilością krwi, jaka przy okazji zaleje mi dywan.
Po raz pierwszy.
Po raz drugi.
Trzeci.
Sprzedane.


It's such an ancient pitch
But one I wouldn't switch
'Cause there's no nicer witch than you
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#9
25.10.2024, 10:47  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.10.2024, 10:49 przez Anthony Shafiq.)  
Było cudownie, para która oglądała te obrazy wcześniej z pewnością usłyszała jego słowa. Kobieta wspomoże kobietę, ufał, że żona tamtego jegomościa w pewnej chwili nadepnie mu na nogę, żeby uniemożliwić licytowanie, dla czystej zawiści wobec krnąbrności Shafiqa i tego, że nie chciał własnej małżonki słuchać w sprawie wystroju wnętrz.

Uśmiechnął się, odetchnął, rozluźnił. A wtedy padło pytanie, którego... cóż, skłamałby, gdyby powiedział, że się nie spodziewał. Wyczuła drżenie, przez materię ich odzienia, usłyszała świst wypuszczanego powietrza, stężałą twarz w neutralnym uśmiechu, pod którą kryło się kłębowisko wszystkich niewypowiedzianych sekretów. Idealne miejsce na takie zwierzenia. Idealny czas.

Anthony pochylił się ku niej, opatulając ją korzenną wonią ciężkich perfum, z nutami rumu i ciepłem bursztynu. – One nie są tak na prawdę złote, nie przypominają słonecznej tarczy ani tych topazów... Moje oczy są wadliwe, wiesz przecież... Dla Ciebie... Dla Ciebie myślę, byłyby pewnie zielone. Pełne życia i nadziei, których mi odmawiają, innym rozdając obficie. – Wyglądali jak para przeżywająca drugą młodość, jakby nagle pośród tłumu chciał wyznać jej miłość, choć mówił o uczuciu skierowanym ku zupełnie komu innemu. To było surrealistycznie adekwatne. Tłum mugoli był nikim, wobec oceanu uczuć topiących od miesięcy Shafiqa. Tama trzymała się ostatkiem sił. Musiał to zmienić, ale wciąż nie wiedział jak.
– Jeśli kiedyś ten czas zmieni się w zabawną anegdotę, o Erosie co chybił strzałą, by zakpić z losu statecznego starca... Jeśli kiedyś będę kochał mniej, wtedy Ci opowiem Quintesso więcej. Obiecuję. – Odsunął twarz od kobiecego ucha i ująwszy dłoń ucałował ją ponownie. Ze smutkiem stali oczu, ale też wdzięcznością, która przetykała każdy gest:

– Już mi pomagasz. Już mnie łapiesz i pozwalasz zapomnieć – dodał, nie patrząc w stronę sceny, przymykając powieki na wspomnienie świetlistych tęczówek, które karmiły jego sny nęcącym koszmarem, bólem marzeń niespełnionych, niemożliwych do realizacji. Przełknął ślinę. – Kupmy te obrazy i wracajmy do domu. Chciałbym pokazać Ci te ćwiczenia. Bardzo pomagają mi z rozproszeniem. Napisałem nawet na ten temat kilka słów do Horyzontów... – przyznał czekając umarłych słoneczników, próbując przywrócić się do ładu, choć jej pytania i deklaracje tylko pogłębiały kryzys, topiąc bezpieczny lód skamieniałego serca.
Kwintesencja kobiecości
wpisano zdradę w pocałunek
w czułe spojrzenia, w szlachetny trunek
Co widzi się jako pierwsze po zauważeniu Tessy na ulicy? Na pewno to, że jest dosyć wysoka — ma w końcu 178 centymetrów wzrostu — a całe wrażenie potęgują buty na małym, ale wciąż!, obcasie. Po drugie, przenikliwe spojrzenie, które zdaje się równocześnie spoglądać prosto w duszę za twoimi oczami, a także patrzeć prosto przez ciebie. Jakby jednocześnie widziała wszystko i nic. Po trzecie, przy wizytach w mugolskim Londynie ubiera się dosyć stonowanie; świetnie skrojony komplet lub zwyczajna koszula, wciśnięta w dopasowane spodnie garniturowe. Kiedy, jednak, jest w zaciszu własnego domu lub wybiera się z wizytą do rodziny czy przyjaciół, pozwala wyjść na wierzch swojej nieco bardziej kolorowej, czarodziejskiej stronie. Po czwarte, a także, nareszcie, ostatnie, Tessa zawsze trzyma w ręku długą, staromodną lufkę z papierosem, nawet jeśli nie ma w intencji go odpalać.

Quintessa Longbottom
#10
26.10.2024, 22:17  ✶  
Nigdy do końca nie była w stanie doprecyzować, co takiego dokładnie łączyło ją z Shafiqiem. Niektórzy — ci, nie mający zbyt dobrego wglądu w ich prywatne życie czy charaktery — mylnie i bardzo uparcie interpretowali ich relację jako coś, co przekracza granicę cielesności i zakrawa o romans. Ale nie, oboje byli dostrojeni do zupełnie innych tonów, choć oba rytmy nosiły to samo nazwisko.
Znali się naprawdę długo, ale Tessa dopiero od niedawna zaczęła bardziej przejmować się stanem Anthony’ego. Łapała się na tym, że częściej lustrowała jego nieprzeniknioną twarz; starała się doszukać w gestach trochę więcej, niż sam chciał mówić. Powtarzała sobie, również, że nie może też za bardzo na niego naciskać. Nie zamierzała drugi raz doprowadzić do sytuacji, kiedy czarodziej zgarnąłby nagle swoje rzeczy, zarzucił marynarką na prawe ramię i wyszedł, trzaskając drzwiami antykwariatu tak mocno, że szyld spadł z pozłacanej klamki. Co nie zmieniało faktu, że nie zamierzała ponownie podejmować spraw mugoli czy możliwych działań charytatywnych. Musiała być tylko bardziej delikatna.
— Dobrze — odparła zaraz miękko, klepiąc go pokrzepiająco drugą dłonią po kolanie. — Dobrze, niech Ci będzie, mój drogi. Poczekam na twoją decyzję. 
Wylicytowane topazy zostały odłożone na bok, a Tessa zakodowała sobie w głowie, aby nie zapomnieć poinformować licytatora, że najlepiej będzie jeśli wyślą je prosto do hotelu, w którym się zatrzymali. Nie powinno być z tym najmniejszych problemów — robiła już tak kilka razy, choć… Choć wtedy wykupiła szmaragdową rzeźbę chińskiego smoka, a przy innej okazji było to zabytkowe, barokowe biureczko.
Musiała jednak przyznać, że kochała go na swój sposób. Tak mocno, jak przyjaciółka może drogiego przyjaciela. Tak bardzo, jak ktoś, kto chciałby, żeby druga osoba przejrzała na oczy. Nie śmiała wypytywać dalej o imię tajemniczego adoratora, któremu Anthony podzielał tyle uwagi. Mogła mieć podejrzenia, oczywiście, ale nie były one na tyle pewne, żeby mogła wytoczyć dowody bez obecności adwokata.
— Nie zgodziłam się jeszcze na szorowanie kolanami po podłodze — zauważyła cicho, choć zdecydowanie. Dalej nie była przekonana. Chyba już naprawdę wolałaby wrócić do latania na miotle. Może odkopie ze strychu pudła ze szkolnymi albumami i znowu poużala się nad sobą i tym, że przestała latać kilkanaście lat temu? — Najpierw muszę zobaczyć, jak ty to robisz. Dopiero wtedy pozwolę się sobie zbłaźnić.
Aukcja upłynęła potem już nader spokojnie. Longbottom ścisnęła mocniej dłoń Shafiqa (bo od momentu ucałowania jej knykci już go nie puszczała), gdy pojawiły się jej umiłowane słoneczniki. Zostały wykupione po naprawdę przystępnej cenie trzystu franków i pomimo faktycznie łuszczącej się farby, Tessa mogła śmiało przyznać, że była bardzo zadowolona z wydania tylu pieniędzy. Kusiło ją jeszcze kilka innych rzeczy, ale powstrzymała się, przynajmniej dzisiaj i przynajmniej teraz.
— Wracajmy. Nie mam dzisiaj ochoty odwiedzać paryskich restauracji ani wychodzić już poza granice naszego hotelu. — Machinalnie sięgnęła dłonią do ufryzowania, sprawdziła stan wsuwek i spinek, trzymających jej loki w ryzach. — Może nawet pozwolę Ci potem opowiedzieć sobie ze szczegółami i wszystkimi przemyśleniami spektakle, na których ostatnio byłeś, hm?


It's such an ancient pitch
But one I wouldn't switch
'Cause there's no nicer witch than you
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Anthony Shafiq (2614), Quintessa Longbottom (2378)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa