• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ministerstwo magii v
1 2 3 Dalej »
[05.08.1972r.] Musimy poważnie porozmawiać | Richard & Lorien

[05.08.1972r.] Musimy poważnie porozmawiać | Richard & Lorien
Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#1
15.07.2024, 23:23  ✶  

5 sierpnia 1972r.
Ministerstwo Magii / Departament Przestrzegania Prawa / Biuro Lorien



Po porannym śniadaniu, które tradycyjnie odbyło się o konkretnej godzinie, każdy udał się do swoich spraw, obowiązków i pracy. Niektórzy pozostali w domu, inni wybyli w teren. W znanym sobie kierunku. Richard, korzystając z faktu, że Prorok Codzienny był wolny i brat najpewniej go już przejrzał, zajął się jego przeczytaniem w salonie. Wciąż jednak nie mógł za bardzo skupić się na treści artykułów, mając w głowie to, w co wpakował się jego starszy syn. Ten ostatni list z Norwegii od Guldbrandsena.

Westchnął i zamknął gazetę. Nawet nie miał ochoty jakoś zajrzeć na dział sportowy. Powinien sobie jakoś dzień rozplanować, gdyż nie usiedzi tutaj w zamknięciu. Udał się do swojego pokoju, aby się przebrać do biegania. Te plany miały zostać zmienione. Niespodziewanie na parapecie otwartego okna, wylądowała wrona. Jej odgłos zwrócił na niego uwagę, że odwrócił się od swojej szafy w jej kierunku. Kojarzył to ptaszysko, do kogo należało. Stworzenie zostawiło list i odleciało. Mulciber podszedł do okna, aby zabrać kopertę z parapetu. Charakter pisma był także mu znajomy. Zmarszczył brwi. "Coś się stało, że pisze do mnie bezpośrednio?" – zastanawiał się w myślach. Zwykle taki przypadek nie miał w ogóle miejsca.

Otworzył kopertę i przeczytał zawartość informacji. Już go zaniepokoiła, że usiadł na brzegu łóżka. Baba pisze do niego z Ministerstwa i to jeszcze chodzi o Charlesa. "Charles… Obyś nie odwalił nic durniejszego." – pomyślał, chcąc być dobrej myśli, że cokolwiek mu Lorien ma do przekazania, byłoby stratą czasu, jakieś nieporozumienie?

O ile oboje się jakoś tolerowali, to raczej dla hecy Lorien nie ściągałaby sobie pod takim pretekstem do Ministerstwa. Swoje plany, Richard musiał zmienić.

Ubrał białą koszulę z krótkim rękawem, zostawiając rozpiętą pod szyją i popielaty garnitur. Jakoś przeczesał włosy, zabrał ów list od niej ze sobą. Sprawdził, czy ma ze sobą wszystko co potrzebne. Opuszczając pokój, skierował się na dół, skrzaty informując, że ma pilne spotkanie. Na wypadek, gdyby czasem Robert go szukał.

Tradycyjnymi znanymi czarodziejom metodami przemieszczania się, Richard pojawił w Ministerstwie Magii, na odpowiednim poziomie Departamentu Przestrzegania Prawa. Był już tutaj jakieś dwa miesiące temu. Może nie całe. Sugerując się napisaną przez Lorien instrukcją odnalezienia jej biura. Rozglądał się po korytarzu. Sprawdzał drzwi. Minął Biuro Aurorów. Był niedaleko.

"To chyba tu." – pomyślał i schował kartkę. Poprawił marynarkę i zapukał. Jeżeli dostał potwierdzenie, otworzył drzwi i wszedł do środka. Odnalazł wzrokiem Lorien.
- Powiedz, że Charles nie złamał prawa i nie potrzebuje prawnika. Skoro wzywasz mnie aż do swojego biura tutaj, musi istnieć inny sensowny powód.
Rzucił stwierdzeniem nadziei, prosto z marszu dość poważnie, zamykając drzwi za sobą. Skierował się w jej stronę. Rozejrzał się jeszcze w upewnieniu, czy naprawdę byli tutaj sami i nie miała pracowniczego towarzystwa.
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#2
16.07.2024, 09:22  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.07.2024, 09:29 przez Lorien Mulciber.)  
Soboty w Ministerstwie Magii były z reguły dość przewidywalne. Spokojne. Z reguły ograniczały się do obecności tych, którzy w pracy być po prostu musieli - brygadziści, którym przypadła weekendowa służba, kilkoro pracowników Czarodziejskiego Pogotowia Ratunkowego, czy nawet pani Mulciber, która dostała na nowo pod opiekę “gang świeżaków” - gromadkę podekscytowanych kursantów, których miała przygotować do przyszłej pracy w Departamencie.
A jednak - z reguły skupiona i pracowita grupa dziś wydawała się… aż nazbyt rozćwierkana. Lorien po raz kolejny musiała przerwać wykład, rozproszona zduszonym śmiechem.
- Drogie Panie.- Upomniane kursantki natychmiast poderwały głowy znad czegoś co czytały pod ławką, wymieniając jeszcze między sobą spojrzenia. - Ja naprawdę potrafię zrozumieć, że morderstwa ze szczególnym okrucieństwem na wilkołakach dla ich futer, może być dla was nieszczególnie interesujące w sobotni poranek, ale przypominam, że bez nich nie doszłoby do precedensu w tysiąc siedemset czter…
Znów chichot. Tym razem z drugiej strony sali.
- Na wielką Matkę, co się z wami dzisiaj dzieje?!- Podniosła poirytowana głos, schodząc wreszcie z katedry i wchodząc między ławki. Zatrzymała się przy jednym z podopiecznych.- Słucham, co was tak dzisiaj rozprasza?
Chłopak przez moment wyglądał jakby miał zemdleć. Pobladł, wymamrotał ciche “przepraszam” po czym drżącą ręką wyciągnął do niej… najnowszy numer Czarownicy.
- Naprawdę, nie macie nic lepszego do roboty? - Westchnęła spoglądając na artykuł. Czy w Twojej sypialni brakuje iskry? A może Twoje wieczory wymagają... bardziej odważnego oświetlenia? Czy kiedykolwiek marzyłaś o świe… Nie czytała dalej, bo jej wzrok uciekł na zdjęcia. Przyglądała się każdemu z nich przez sekundę czy dwie. Zamrugała zaskoczona. Choć ciężko było ten miks emocji określić zwykłym zaskoczeniem. Odchrząknęła.
Wróciła za katedrę starając się ignorować ciche szepty i chichoty kursantów. Zabiję smarkacza. Zabiję go. Ale morderstwo na Charlie’m musiało jeszcze poczekać. Teraz miała całą gromadkę przyszłych prawników i sędziów do ogarnięcia.
- Co powiecie, żebyśmy zostawili nudną teorię na dzisiaj?- Zapytała nagle. Przewróciła leniwie parę stron w magazynie, czując jak trzęsą jej się dłonie. Zepchnę gnojka na dna piekła i już nigdy nie wylezie.. Myśl Lorien, myśl. Jak odciągnąć ich uwagę? Spojrzała po zaintrygowanych, może nieco przestraszonych kursantach, zupełnie jakby miała przed sobą hogwarckich pierwszoklasistów.- Zrobimy sobie próbny proces. Podzielcie się na dwie strony postępowania i radę sędziowską. Za 3 godziny widzimy się z powrotem. A teraz sprawa.- Stuknęła różdżką w teczkę leżącą na katedrze, prostym zaklęciem tworząc kilka kopii. Czarownica leżała obok niczym wyrzut sumienia.- Szkocja. Rok 1675. Jacob Black jest lokalnym hodowcą wilkołaków. Jego umowa z okolicznymi wytwórcami futer zakłada bezwzględny nakaz sprzedaży osobników. Pewnego dnia córka hodowcy Renesmee zostaje ugryziona…

- * -


Posłanie listu do Richarda było czysto samolubnym aktem. Tak po prawdzie, gdyby nie dotyczyło to Lorien, ta nie kiwnęłaby nawet palcem, żeby szwagra uświadomić w jakie bagno wpakował się jego syn. Siedziałaby i obserwowała jak w kociołki kipi i wrze tak długo aż byłoby zbyt późno, żeby cokolwiek ratować.
Ale to jej reputacja była zagrożona. Była sędzią Wizengamotu do jasnej cholery! Latami pracowała na to co osiągnęła i wizja, że jakieś chujo-świeczki miały to wszystko zniszczyć… Najgorsze, że jeszcze nie wiedziała co zrobić. Więc przechadzała się w te i we wte po swoim gabinecie, zerkając tylko co chwila na zegar. Miała już na sobie togę sędziowską, choć charakterystyczne nakrycie głowy leżało na jednym z krzeseł.
Stukot w drzwi. Jej krótkie “proszę wejść”.
- Jesteś.- Powiedziała tylko, a w jej głosie pojawiła się.. ulga? Wyglądała jakby dopiero teraz mogła wziąć głębszy oddech.
Mógł poczuć, że Lorien przyjrzała mu się uważnie. Zmrużyła lekko powieki, spoglądając o parę sekund dłużej niż zwykłe; zatrzymując wzrok na wszystkich charakterystycznych elementach jego twarzy. Upewniła się, że nie jest Robertem. Najwyraźniej inspekcja przebiegła pomyślnie, bo uznała, za stosowne odpowiedzieć na pytanie, jednocześnie zapraszając go bliżej. Byli sami, pokój był zabezpieczony zaklęciami. Nic i nikt (no może poza jakimś zabłąkanym kursantem) nie powinien im przeszkadzać.
- Nie, nie złamał. Chociaż… Jak mam być szczera, może byłoby łatwiej, gdyby to zrobił.- Westchnęła. Oparła się plecami o biurko, biorąc do ręki nieszczęsną “Czarownicę”.- Twój syn… Zresztą siadaj. Sam zobacz.
Otworzyła magazyn na odpowiedniej stronie, wyciągając go w stronę szwagra.
Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#3
16.07.2024, 16:30  ✶  

Wchodząc do jej biura, nie spodziewał, że odczuje ona ulgę na jego widok. Którą wyczuć można było w jej krótkim słowie jesteś. Nie miał jeszcze pojęcia co się dzieje, poza tym, że chodzi o Charlesa. Dostrzegł też, że mu się przyglądała. Ze wszystkich dla niej ważnych i charakterystycznych cech, że Richard był tutaj Richardem, było posiadanie obrączki na palcu drugiej dłoni jako wdowiec i z odzieży miał na sobie koszulę, a nie letni golf. Wypalił też prosto zaniepokojony o sprawę Charlesa jako ojciec, więc miała przed sobą czystego szwagra, a nie podszywającego się za niego swojego męża.

Zaproszony bliżej, podszedł do jej biurka oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi. To co usłyszał z jej ust, nie brzmiało pocieszająco. Dobrze byłoby gdyby złamał prawo?

- Mów jaśniej. Co zrobił?
Był już przekonany, że coś odjebał. Tylko nie wiedział, co takiego. Lorien nie chciała nic więcej dodać, jedynie pokazać.
"Magazyn Czarownica? Co to ma wspólnego z moim synem?" – zastanawiał się, widząc jak Lorien przewraca stronice, zatrzymując się na czymś i mu podaje. Odebrał, jeszcze przez sekundę patrząc na Lorien, jakby miał nadzieję, wyczytać z jej twarzy coś więcej. Wtedy powiódł wzrokiem na tytuł "Płomień kontrowersji”. Zdjęcie zapalanej kutasowej świeczki. Przeczytał wstęp, który odnosił się świeczek jakie robił jego syn. Dostrzegł zdjęcie Charlesa. Wywiad? Inspiracje i rodzinne dramaty? Przedsiębiorca? "Isaac Bagshot… Zabiję go…" – przeszło mu przez myśl. Lorien mogła w tym momencie dostrzec, że Richard mocno spoważniał, a przy nazwisko dziennikarza, jego aura mogła pociemnieć bardziej.

Nie odezwał się nic. Ale skorzystał dopiero teraz z możliwości spoczęcia na wskazanym fotelu. Na stojąco nie da rady tego jednak przeczytać.

Zdanie po zdaniu. Pytanie, odpowiedź.
"Przypadek?... Leonard miał z tym coś wspólnego?... Zgorszeni... Wmieszał nas w to?" – pytał się sam siebie w myślach. Bardziej z kolei zatrzymał się na słowach, jakie wyraził się o nim samym: Najbardziej jednak boli mnie to, że mój tata nie popiera mojego pomysłu. Ojciec jest moim wzorem do naśladowania, wychował nas samodzielnie, mama zmarła, gdy byłem bardzo mały. Nie chcę go rozczarować, ale muszę podążać też własną ścieżką.
Tutaj musiał przerwać. Oprzeć łokieć o podłokietnik i dłonią podeprzeć czoła. Charles zawsze starał się go zadowolić. Chciał iść w jego ślady. Nie dawał jednak rady ukończyć odpowiednich szkoleń. Dlatego Richard nie chciał go zmuszać i pozwolił poszukać takiej drogi życia i zawodu, w jakiej się odnajdzie.

Widocznie był to błąd.

Teraz on sam zrozumiał, jaki zawód wobec niego czuł ojciec.

Teraz on sam musi się z tym zmierzyć.

Różnica między Richardem a Charlesem była taka, że ten pierwszy nie szkodził swojej rodzinie.

Wrócił do dalszego czytania, gdzie przeniósł się już na kolejną stronę i wtedy zobaczył TO zdjęcie. Niczym modela do gazety porno. Zamknął oczy na moment. Wziął głęboki wdech i wydech. Wściekłość w nim rosła. Musiał się kontrolować, aby nie rozjebać Lorien gabinetu.

"Wzór na odlew. Nie zdradził go… Ostrygi mandżurskie. Wspomniał mi o nich." – komentował dla siebie, w umyśle. Przy Lorien cały czas milczał. Ale mogła zauważyć, że ten wywiad mocno na niego wpłynął. Nie miał o tym pojęcia.
Nie tego się spodziewał po Charlesie.

Gdy skończył czytać, zamknął gazetę i rzucił na biurko Lorien. Wyjął papierośnicę, z niej papierosa i od razu zapalił, chowając opakowanie do kieszeni. Potrzebował tytoniu aby się uspokoić. Zebrać myśli. Zawiódł się. A rozmawiał z nim ostatnio. Prosił go o dyskrecję. Prosił o nie afiszowanie się tym publicznie a wywiad do takich należał. Zaciągnął się mocno. Wyjął papierosa z ust i wypuścił dym. Patrzył na czasopismo jak na coś, co chciałby spalić samym spojrzeniem. Było mu wstyd za syna. Wciąż milczał.

Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#4
17.07.2024, 11:51  ✶  
Milczała. I nie było to jakoś szczególnie zaskakujące.
Pod tym względem była wyjątkowo podobna do jego brata. Pozwalała mu zebrać myśli. Może przeczytać po raz kolejny co ciekawsze fragmenty tekstu (powinna mu zaznaczyć pytania o rodzinę i cały wywód o ojcu czy jednak sam do tego dotarł?). Nie przerywała mu gdy próbował zrozumieć co ma przed sobą. I pewnie zrozumieć co miała na myśli mówiąc, że "lepiej gdyby Charlie popełnił przestępstwo".
Wyciągnąć kogoś z prawnych kłopotów to był pikuś, typowy wtorek dla Lorien. Błahostka. Wystarczyło sypnąć złotem, zagadać do kogo trzeba, przeinaczyć parę faktów. Pozbyć się takiego artykułu? Legalnie opublikowanego, napisanego przez skąd inąd znanego gryzipiórka w magazynie, który czytała ogromny odsetek magicznej, brytyjskiej populacji? Praktycznie awykonalne bez doprowadzenia do eskalacji problemu.

Skrzywiła się natomiast, kiedy zapalił papierosa. Niby nie miała nic przeciwko, ale wypadało chociaż zapytać. Drogie dywany, mahoniowe meble - Lorien była wyjątkowo przywiązana do wystroju swojego biura i ostatnią rzeczą na jaką miała teraz czas to pozbywać się popiołu. Dlatego niemal od razu podstawiła mu na oparcie krzesła kryształową popielniczkę, która stała wcześniej po drugiej stronie biurka.
Nie kpiła.
Nie złościła się.
Ba, nie wyglądała nawet jakby miała mu zacząć robić wyrzuty - zupełne przeciwieństwo ich nocnej pogawędki w bibliotece. Może dlatego, że wybryk Sophie wydawał się teraz kompletnie nieistotny, a czarownica sama do końca nie wiedziała jak całą tą sprawę ugryźć. Ba, nawet nie siliła się na żadne rady, doskonale wiedząc, że to mogłoby tylko Ricka niepotrzebnie dobić.
Nie jesteś ich matką. Oczywiście, że nią nie była i nigdy nie próbowała udawać, że jest inaczej. Nawet jeśli dzieciaki się do niej powoli przywiązywały, Lorien nie była na pozycji krytykowania metod wychowawczych ani swojego męża ani tym bardziej szwagra.

Dlatego na moment zostawiła go sam na sam z własnymi myślami, podchodząc do zamkniętego sekretarzyka pod ścianą. Uchyliła drzwiczki i wyciągnęła na zewnątrz jeden kieliszek do koniaku i zakurzoną, zakorkowaną butelkę jakiegoś brandy. Prawdopodobnie jeden z rozlicznych prezentów od przyjaciół lub klientów. Odkorkowała, powąchała trunek, żeby określić czy się nadaje do picia. Uznając, że zapewne irracjonalnie drogi alkohol jest w porządku (nie pijała koniaków, więc ciężko było jej to określić per se), nalała go trochę do koniakówki. Zawahała się, ale ostatecznie wzięła ze sobą całą butelkę.
- Masz. Pij.- Mruknęła, stukając szwagra w ramię nóżką od kieliszka. Samą butelkę postawiła przed nim na biurku. Żaden regulamin nie zabraniał częstowania gości Ministerstwa czymś.. mocniejszym, więc nie było potrzeby się kryć z tym.
Zaraz potem oparła się plecami o biurko, znów biorąc gazetę do ręki. Nawet jeśli miała wrażenie, że zna tekst na pamięć nie mogła oderwać od niego wzroku. To było jak oglądanie tragicznego wypadku miotlarskiego - nawet jeśli człowiek nie chciał, cichy głosik w głowie kazał mu patrzeć.

- Będziesz musiał mu o tym powiedzieć.- Powiedziała nagle. Nie musiała tłumaczyć o kogo jej chodzi. Robert. Najbardziej poszkodowana w tej głupiej sprawie osoba nadal o niej prawdopodobnie nic nie wiedziała. Lorien nie zamierzała się spowiadać przed szwagrem “dlaczego nic jeszcze mężowi nie powiedziała” - choć w jej oczach był to tylko i wyłącznie gest łaski wobec Richarda; Dała mu coś cennego - czas i informacje. Trochę jakby znów byli w szkole i całkiem przypadkiem szepnęła mu do uszka, żeby na kartkówkę z Historii Magii skupił się na wojnach goblinów.
Tylko głupiec pomyślałby, że Lorien robi to bezinteresownie - tak po prostu oddała kartę przetargową, którą mogła wykorzystać do pozbycia się zarówno Charles’a jak i Leonarda z domu, a przy okazji pewnie z łatwością wbić pierwszą szpilkę w relację pomiędzy braćmi Mucliber? To nie było w jej stylu.
A jednak - siedzieli tu teraz, praktycznie w ciszy, przerywanej tylko stukaniem wskazówek zegara na ścianie.
Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#5
17.07.2024, 15:37  ✶  

Wiedział, że powinien zapytać o pozwolenie na zapalenie papierosa. Ale nie był wstanie teraz o cokolwiek prosić. Nawet o popielniczkę. Zarejestrowałby jej potrzebę posiadana blisko siebie, gdyby chciał strzepnąć popiół. Lorien w tym przypadku, myślała za niego.

Ten wywiad, był jak ostatni gwóźdź do trumny. Richard miał przeczucie, jak to się skończy, jeżeli ten artykuł trafi na biurko jego brata. Dlatego potrzebował teraz chwili spokoju, aby zebrać myśli. Zastanowić się. Przemyśleć kroki jakie powinien wykonać. Najpewniej będzie miał parę pytań do syna, na które potrzebował odpowiedzi, pozwalające mu zadziałać dalej.

Na ziemię z myślami sprowadziła go bratowa, która postawiła mu bliżej, na wyciągnięcie ręki, swoją popielniczkę.

- Wybacz, nie zapytałem czy mogę.
Mimo przeprosin, podziękował nieznacznie skinieniem głowy za popielniczkę. Po chwili drugą dłonią przetarł twarz, siadając nieco wygodniej, opierając się plecami o oparcie krzesła. Wciąż nie ruszył tematu. Analizując w głowie rozwiązania. Niekoniecznie jako auror. Choć byłoby to zdecydowanie łatwiejsze. Lorien miała rację w swoich słowach. Lepiej byłoby, gdyby Charles złamał prawo. Z tego problemu dało się go wybronić. Nawet z punktu widzenia aurora wiedziałby, jak obejść przepisy. Ale nie w czymś, co naruszało dobro ich rodziny i poszło przez plotkary dalej w miasto, kraj, wyspę, jeżeli nie dalej poza morza.

Zamyślił się znów, aż Lorien ponownie zwróciła na siebie uwagę, podając mu kieliszek z koniakiem. Jak ona wiedziała, czego potrzebował. Nie pytał, czy ma coś mocniejszego, gdyż nie każdy w Ministerstwie chwalił się posiadaniem ukrytego alkoholu w szafkach. Przyjął kieliszek i od razu wypił jego zawartość. Przełknął, czując jak płyn rozgrzewa mu przełyk. Kieliszek odstawił.

- Powiem.
Krótka zdecydowana odpowiedź. Tutaj nie było żadnych wątpliwości. To była sprawa, której nie można było zataić przed Robertem. On musiał o tym wiedzieć. Jeżeli nie od niego, może najpewniej dowiedzieć się inną drogą. Tutaj chodziło o Charlesa. Co dalej? Na taki scenariusz nie był przygotowany nikt z ich rodziny. Jeśli Diana także czyta ten szajs i pokazała wywiad Alexandrowi, trudno było przewidzieć jak on to odbierze. Wyśmieje? Nakrzyczy literkami w liście Robertowi albo jemu? Pochwali? Wydurni się inaczej? Trudno było przewidzieć jego reakcje. Ale Roberta, owszem. Za dobrze znał bliźniaka.
- Potrzebuję sprawdzić, czy Charles założył swoją działalność.
Zaznaczył, co najpierw potrzebował się dowiedzieć. Choć mógłby o to poprosić syna, o ukazanie dokumentów, lecz pewność miałby widząc je również w Ministerstwie. Aby mieć pewność, czy to uczynił, czy być może dopiero zamierza? Z jego wywiadu trudno było to wywnioskować jednoznacznie. Nie chciał, aby popełniał błędy Sophie. Nie chciał też posuwać się do metod, jakie na nim stosował ojciec. Czy będzie musiał?
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#6
17.07.2024, 22:33  ✶  
- Nie przejmuj się.- Machnęła tylko ręką. I na przeprosiny i na podziękowanie przy okazji. Na szczęście nie zdążył poczynić żadnych szkód, o które mogłaby się zezłościć.
lorien robiła to co robić potrafiła najlepiej - czekała i obserwowała. Nie naciskała na rozmowę, dawała przestrzeń do namyślenia się i zastanowienia “co dalej”.

Znów odetchnęła z ulgą, gdy potwierdził, że zajmie się najpilniejszą kwestią.
Nie zaproponowała, że z nim wróci do domu. Z dwóch wyjątkowo prostych powodów - po pierwsze: była w pełni świadoma jaka będzie reakcja męża. Nie chciała przy tym być; nie chciała zostać postawiona przed wyborami, które mogły doprowadzić do kompletnego rozbicia rodziny. Bo to, że Richardowi przyjdzie wybrać między synem, a bratem zdawało się być oczywiste. Po drugie: po prostu nie miała na to czasu. Ten który wyodrębniła kurczył się nieubłaganie, a następne godziny spędzi zamknięta w salce Wizengamotu słuchając argumentów za i przeciw oskalpowaniu nieszczęsnej Renesmee Black. Myślami cały czas wracając do tych przeklętych świeczek.
Wciąż jeszcze mieli jednak chwilę.

- Richard.- Próbowała zwrócić na siebie jego uwagę czymś grzeczniejszym niż pstryknięcie palcami. Więc słowa musiały wystarczyć.- To nie działalność czy jej brak jest problemem. Gdybyśmy mieli zamykać każdego dzieciaka, który chwali się, że sprzedaje jakieś wyroby za bezcen, Anglia byłaby jedynym w historii krajem z czarnym rynkiem stoisk z lemoniadą.
Sytuacja Sophie i Charlie’go była kompletnie różna z punktu widzenia Ministerstwa, choć znała i takich w Departamencie Skarbu, którzy i tak kręciliby nosem. Jedno podpisało daleko idące umowy z Prewettami, drugie… reklamowało świeczki w gazecie.
Ale czuła, że może mu to nie dać spokoju. Nawet jeśli ona sama podejrzewała, że Charles nie zdążyłby tego wszystkiego załatwić, to stać ją jeszcze było na jeden, miły gest.
- Wypiszę ci glejt dla dziewczyn z Biura Kontroli, aby udzieliły informacji czy Charlie kiedykolwiek się u nich pojawił.- Westchnęła. Obeszła powoli biurko, zasiadając na swoim miejscu. Wyjątkowo na blacie nie piętrzyły się żadne sterty akt, więc nawet miał szansę obserwować jej ruchy.- Ale jest sobota. Naprawdę nie nastawiałabym się, że cokolwiek u nich dziś załatwisz. Musisz z tym zaczekać do poniedziałku.
Mimo wszystko sięgnęła po czysty kawałek pergaminu. Zamoczyła stalówkę pięknego połyskującego odcieniami metalicznego błękitu i kobaltu pióra, własnego pióra, w atramencie. Ciszę zamiast słów wypełniło wpierw nerwowe skrobanie na papierze, a potem charakterystyczne uderzenie towarzyszące przybiciu pieczęci lakowej. Nie podała mu jeszcze dokumentu pozwalając, aby tusz i wosk zastygły.

- Czy…- Zamilkła, zastanawiając się w jakie słowa ubrać następną myśl.- chcesz usłyszeć co powinniśmy zrobić w tej sprawie? Zanim ten skandal wykończy nas wszystkich?- To co chciała powiedzieć nie było miłe. Nie było prawdopodobnie nawet fair w stosunku do dziecka, które po prostu popełniło błąd. Niewybaczalny, ale wciąż błąd. Dlatego dała szwagrowi uczciwą szansę na powiedzenie “nie”. Skinęła przy tym lekko głową w stronę otwartej butelki jakby chciała mu dać znać, żeby sobie dolał. Ponoć po alkoholu łatwiej połykało się gorycz porażki.
Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#7
18.07.2024, 22:47  ✶  

Akurat w tym przypadku była dla niego mile wyrozumiała. Przeczuwał, że to było jednorazowe wsparcie w takiej sytuacji, gdyż chodziło przecież o dobro ich rodziny. Jego syn, Charles, zrobił najgorszą rzecz, jakiej nawet jego ojciec się nie spodziewał.

Strzepnął papierosa w popielniczce i ponownie się zaciągnął. Wspomniał Lorien o chęci dowiedzenia się, czy Charles założył swoją działalność czy też nie. Potrzebował tej informacji tylko i wyłącznie dla siebie. Nie miała ona związku z tym pieprzonym wywiadem, ale chodziło o sprawy finansowe. Robert pokrywał koszty kary działalności Sophie, które musiała mu oddać jak zarobi. Richard chciał tego uniknąć w przypadku swojego syna. Robert zarabiał, Richard nie miał nadal pracy i żył ze swoich zarobionych oszczędności. Obaj jego chłopcy w jednym, bardzo krótkim czasie sporego problemu. A nie chciał żyć na utrzymaniu brata. Sprzedawać swojej posiadłości w Norwegii.

Na usłyszenie swojego imienia, spojrzał dość poważnie na bratową. Nie uważał, żeby musiała mu tłumaczyć tak oczywistej rzeczy.

- Lorien.
Zaczął tak jak ona od wypowiedzenia jej imienia.
- Potrzebuję tej informacji dla siebie. Jego działalność czy jej brak to jedna sprawa. To jak się wypromował i o nas wypowiedział, to druga.
Uświadomił ją, że oddziela te dwie sprawy od siebie. Bo najwyraźniej, miał na głowie większe problemy niż sam gówniany wywiad.

Widział ten jej gest zachęcający do ponownego spożycia alkoholu, lecz na razie odmówił. Wystarczył mu na razie tytoń. Dzięki temu, że Lorien dała mu czas do namysłu, wiedział już jakie kroki podjąć w sprawie Charlesa.

Skoro jednak Lorien zgodziła mu się wypisać ten glejt, skinął głową w zrozumieniu, że dzisiaj nic nie załatwi. Może nawet mu przejdzie i odpuści nachodzenia ludzi w Biurze Kontroli. W razie czego dobrze byłoby mieć jakiś papier zezwolenia czy coś. Nie miał tutaj takich kontaktów co Lorien i Robert.

Przez moment obserwował jak Lorien rozpisywała się na papierze. Jego wzrok zaraz powędrował znów na czasopismo. Wstał i sięgnął po nie znowu, wracając na swoje miejsce. Otworzył na stronie wywiadu i raz jeszcze wzrokowo przejrzał treść.

Ta chwila ciszy została przerwana jej próbą zadania pytania. Oderwał wzrok od wywiadu, aby skupić się na niej, wyjmując z ust papierosa. Czekał aż dokończy, ale widocznie jej pytanie brzmiało propozycją, chęcią przedstawienia rozwiązania problemu. Skoro szwagierka chciała się podzielić swoją uwagą, radą, wysłucha jej. Powinna się przecież cieszyć. Pozbędzie się z domu bratanków męża, a na końcu samego szwagra. Czyż nie tego chciała? Przeczekała, doczeka się? W tej chwili częściowa wygrana mogłaby być po jej stronie.

- Słucham. Co proponujesz?
Zgodził się na wysłuchanie Sędziny Wizengamotu.
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#8
19.07.2024, 22:15  ✶  
Przesunęła po blacie notatkę dla Biura Kontroli - zgoda na wgląd w pełną istniejącą dokumentację Charles’a… I Leonarda. Skoro już chciał prześwietlać swoje dzieci, niech robi to porządnie. Chociaż nie spodziewała się, by znalazł w aktach cokolwiek ciekawego.
Nie dyskutowała z nim dalej najwyraźniej przyjmując argument. Nie wnikała w szczegóły, bo te jej najzwyczajniej w świecie nie interesowały. Potrzebował informacji, które Lorien mogła mu za bezcen oddać - i informacje te przy odrobienie wysiłku otrzyma.

Szczerze mówiąc była pewna, że odrzuci jej propozycję. Zabierze papier, pożegna się i wyjdzie załatwić sprawę po swojemu.
- “Non c'è bene più grande della Famiglia”- Wyrecytowała niczym formułkę. Słowa, które matka powtarzała jej od dziecka, które wbiły jej się w pamięć jak upierdliwe pszczele żądło raz po raz przypominając o swoim istnieniu.- Nie ma wyższego dobra nad Rodziną.
Richard nie musiał wiedzieć, że w jej przypadku Rodzina była czymś więcej - plątaniną powiązań, wspólnych interesów i relacji wartych tysiące. Nie, Rick mógł to sobie interpretować w bardziej prozaiczny sposób. Ale mechanizm działania był taki sam. Odciąć szkodliwą gałązkę nim zaszkodzi całemu drzewu.
Jak na człowieka, któremu tego czasu zostało wyjątkowo niewiele, Lorien była konsekwentna w swoich działaniach. Metodyczna. Czy głównym celem było pozbycie się Richarda z domu, a nawet i własnego życia? Może. Ale do tego potrzebowała pozbyć się z szachownicy kilku istotnych pionków. Jeden z nich właśnie się odsłonił.
- Twoja bratanica jest w wieku, gdzie powinniśmy ją wydać za mąż. Która szanująca się rodzina przyjmie pannę uwikłaną w taki skandal obyczajowy? Ja…- Tu zamilkła, uznając ostatecznie, że lepiej nie zdradzać słabości.- Leonard dopiero zaczyna budować tu cokolwiek. Karierę, pozycję. Twój brat…- Znów ta dłuższa cisza - może przez ten wyskok stracić wszystko. Każdy głupiec skojarzy te… abominacje produkowane przez Charles’a z interesem Roberta. I żadna ilość zapewnień jak to “są od siebie niezależne” i “nie mają ze sobą nic wspólnego” tu nie pomoże. To pieprzone świeczki produkowane przez Mulcibera. Ludzie potrafią dodać dwa do dwóch. Kto przy Robercie zostanie z klientów? Dostawców? - Zacisnęła palce u nasady nosa zupełnie jakby nagle złapała ją migrena.
To tylko stres.
Wzięła parę głębszych oddechów, starając się uspokoić narastające emocje. Nawet jeśli opowiadała mu teraz oczywistości, musiał je usłyszeć. Zatrzymać się nad każdą z nich i zastanowić jakie konsekwencje poniosą wszyscy dookoła przez jeden głupi artykuł.
- Charlie wręczył naszym przeciwnikom broń do ręki. Nie każ ginąć od niej całej rodzinie.- Podświadomie Richard musiał wiedzieć do jakiej puenty czarownica zmierza. I chyba po raz pierwszy miał okazję widzieć jak do głosu dochodzi ta surowa Crouchówna, którą przecież Lorien była. Łatwo było o tej cząstce jej duszy kompletnie zapomnieć, patrzeć na nią przez pryzmat Grace.- Odpowiedz sobie na jedno pytanie. Kto jest dla ciebie ważniejszy Richardzie - syn czy brat. A potem zrób to co Mulciber zrobić powinien - wydziedzicz Charles’a póki jeszcze masz czas uratować resztki godności swojej rodziny.
Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#9
20.07.2024, 10:42  ✶  

Mógł to zrobić. Zabrać pismo, czasopismo i wyjść. Co będzie słuchał przemądrzałej baby zajmującej stanowisko Sędziny Wizengamotu? Żony swojego brata? Lecz został. Pozwolił się jej wyprodukować, gdyż najwyraźniej sprawa dotyczyła także jej osoby. Nosiła ich nazwisko. Jest członkiem rodziny. Czy musiała znów cytować mu coś po włosku? Widocznie musiała, użyć słów, których nie rozumiał.

"Nie ma wyższego dobra nad Rodziną”. Przypomniała mu tym samym jego rozmowę z bratankiem, kiedy się poznali. Wielokrotnie sam się zastanawiał, czy dla ojca też miała jakąś wartość, że nie wydziedziczył go dosłownie. Tak samo jak siostry. Tylko wydalił ich trójkę poza kraj.

Dając przykład Sophie, miał przed oczami ten problem z Charlesem. Która poślubi faceta, sprzedającego świeczkowy erotyczny gadżet? Który publicznie wychwala, wciągając w to rodzinę, zamiast podejść do interesu nieco dyskretniej? Kto w tych czasach będzie chciał Mulcibera w rodzinie? Jakby sama sprawa z Juliusem nie zakończyła ich problemów w rodzinie. Czy Alexandra ładującego się w jakieś bójki.

Z tego miejsca, Lorien potrafiła gadać mądrze. Zwracała uwagę na wiele aspektów problemu tego wywiadu. Mówiła to, co Richard doskonale wiedział, jak źle ten wywiad wpłynie na karierę Leonarda, jego brata i reszty rodziny. Czy przez ten wyskok on sam nie będzie miał problemów z dostaniem się tutaj do pracy?

Jego powaga na twarzy nie zmieniła się. Jej słowa do niego dotarły, ale nie okazał tego po sobie, ukrywając większość emocji. Był zawiedziony synem i wściekły za takie rozegranie. Miał ochotę uprzykrzyć życie dziennikarzowi, ale wiedział, że są pewne granice i nie może sobie na to jawnie pozwolić. Na zastraszanie.  Na uśmiercenie go. Dałoby to jednak ostrzeżenie dla innych dziennikarzy, że nie należy manipulować młodszym pokoleniem dla celów swojej kariery, niszczenia relacji rodzinnych, rodu Czystokrwistego Czarodziei.

"Kto jest dla ciebie ważniejszy Richardzie - syn czy brat?" Zadała mocne pytanie. Ale nad odpowiedzią, nie musiał się zastanawiać. "wydziedzicz Charles’a" – odbijało mu się w umyśle. Niczym kusząca żmija w ciele ptaszyny, nawołująca do tego czynu. Czy w ten sposób uratuje resztki godności swojej rodziny? Wszystko zależało od tego, jak potoczy się jego rozmowa z synem. Czy da mu powód do tego, aby podjąć taką decyzję. Nie wykluczone, że miał ją na uwadze.

Milczał. Zaciągnął się ponownie, aby dopalić papierosa. Spojrzał ponownie na wywiad. Wypuścił dym i zgasił peta w popielniczce. Zamknął czasopismo i wstał ze swojego miejsca.

- Doceniam, troskę o moją rodzinę. Zajmę się odpowiednio Charlesem. Jeżeli pozwolisz…
Tutaj wskazał jej na czasopismo.
- Wezmę ze sobą.
Sięgnął tym samym po przygotowane przez nią pismo. Spojrzał na treść i złożył dokument, aby schować do wewnętrznej kieszeni marynarki. Wzrok jego spoczął na butelce, kieliszku. Na wyjście postanowił sobie jeszcze nalać i wypić. Jakby tym samym chciał się przygotować na rozmowę z bratem.
Popielniczkę zwrócił jej na biurko. Wzrok utkwił na Lorien, tym razem z wdzięcznością za te informacje.
- Nie będę zabierał ci już czasu. Widzimy się w domu.
Po tych słowach pożegnania, opuścił jej biuro i później całe Ministerstwo. Nie odniósł się w żaden sposób do jej słów postrzegających sytuację z boku. Przyjął tylko do wiadomości jej zdanie. Jej uwagi, rady.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 3 gości
Podsumowanie aktywności: Richard Mulciber (2429), Lorien Mulciber (2224)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa