26.08.2024, 12:16 ✶
2 sierpnia 1972
Korytarz w Ministerstwie Magii
Korytarz w Ministerstwie Magii
Wydarzenia, które miały o świcie, w zasadzie wcale się na nim nie odbiły. Ot, odrobina chaosu tuż przed pracą i śniadaniem, które planował zjeść wyjątkowo w pokoju dla pracowników Ministerstwa. Zwykle jadał je w domu, ale tym razem chciał najpierw nadgonić pracę i papierologię, uporządkować co trzeba i dopiero wtedy pozwolić sobie na przyjemności. To nie jego wina, że spotkał rano Brennę, która akurat wracała z jakiegoś nocnego dyżuru, bo przecież jego mózg nie dopuszczał do siebie myśli, że ta kobieta robiła cokolwiek poza pracą. Liczył na spokojny poranek, ale niestety - słowa, które Longbottom wypowiedziała do goblinów, musiały dać im jakąś nadzieję, bo gdy tylko udało mu się wejść wejściem dla pracowników, jeden z goblinów, którzy tego poranka awanturowali się z czarodziejami, już na niego czekał. Lestrange nie od razu go rozpoznał: dla niego te stworzenia wyglądały jednakowo. Jednakowo niskie, jednakowo odrażające. Uznał po prostu, że to zbieg okoliczności, więc swoim zwyczajem nawet nie zaszczycił stworzenia spojrzeniem, planując go wyminąć.
- Halo, a co z moim zgłoszeniem?! - po bójce z Brenną goblin był dużo bardziej uległy, co nie zmieniało faktu, że nadal tak samo wyszczekany. Dla Rodolphusa brzmiało to bardziej jak pisk desperacji. Z początku nie zwrócił nawet na to uwagi, lecz goblin potruchtał za nim. Potruchtał, tak - Rodolphus był wysoki, miał długie nogi i nawet jeśli się nie spieszył, to szedł dużo szybciej niż normalni ludzie. A gobliny... Cóż. - Pana koleżanka obiecała mi pomóc! Powiedziała że można zgłosić kradzież!
No, tego to już było za wiele. Lestrange zatrzymał się gwałtownie, a stworzenie tylko cudem uniknęło zderzenia z nim. Zapewne nic by sobie z tego nie robił, gdyby nie fakt, że wokół kręciło się już sporo pracowników Ministerstwa. Kim by był w ich oczach, gdyby teraz po prostu odpędził goblina nerwowym, zirytowanym ruchem? Rolph ściągnął brwi w grymasie irytacji.
- Zaprowadzę pana, to po drodze. Nie pracuję w Departamencie Przestrzegania Prawa - wycedził, a tylko Merlin był mu świadkiem, jak bardzo piekł go język i żółć podchodziła do gardła na samo użycie "pan" w tym zdaniu, skierowane do goblina. Sytuacja była niecodzienna, nic więc dziwnego że oboje przyciągali uwagę.
Kątem oka dostrzegł znajomą, niską postać. Wiedział doskonale, kim jest Lorien Mulciber i czym się zajmuje w Ministerstwie. Do głowy przyszedł mu doskonały plan, który nie tylko sprawi, że kobieta nie będzie mogła narzekać na nudę, ale i on sam pozbędzie się balastu. Skinął głową w stronę niskiej Mulciberówny. Przynajmniej będą mogli porozmawiać z goblinem na poziomie.
- Pani Mulciber, możemy zająć chwilę? - zapytał uprzejmie, jak na chłopca z dobrego domu przystało. Nawet skłonił się lekko, bo przecież tak go matka wychowała. W szacunku do kobiet. - Proszę wybaczyć, że tak na korytarzu, ale... Pan tutaj ma problem, którego ja jako Niewymowny nie jestem w stanie rozwiązać.
W jego oczach tliły się złośliwe iskierki, które Lorien mogła bez problemu dostrzec, jeśli tylko odpowiednio mocno zadarłaby głowę.
- Pan chciał zgłosić kradzież banku i dowiedzieć się, co za to grozi. A kto zna się lepiej na prawie czarodziejów od sędzi Wizengamotu?