• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Little Hangleton v
1 2 3 4 Dalej »
[15.08.1972] Ayo, take one look in the mirror, implications so clear

[15.08.1972] Ayo, take one look in the mirror, implications so clear
Panicz Z Kłami
Hot blood these veins
My pleasure is their pain
Bardzo wysoki - mierzy 192 cm wzrostu. Z reguły ubiera się w czarne bądź stonowane kolory, ale można go spotkać w wielobarwnym ubiorze. Włosy ciemnobrązowe, oczy zielone. Jest bardzo blady, ma sine wokół oczu, które nieco jaśnieje, kiedy jest nasycony, ale to nieczęsto się zdarza.

Astaroth Yaxley
#1
12.09.2024, 19:39  ✶  
tuż po zachodzie słońca, Rookwoodownia

Znowu się stresowałem. Nie było to dobrym uczuciem. Z tęsknotą zastanawiałem się, czy kiedykolwiek będę mógł odetchnąć i się nie przejmować, czy wciąż będzie jakieś ale napierdalające uciążliwie z tyłu mojej głowy. Pragnąłem być wolny od tych wszystkich trosk związanych z moim wampiryzmem, ale jedyna szansa na poprawę czegokolwiek... Sam nie byłem pewien, ale miałem wrażenie, że Sauriel mnie zlewał tonem swojego listu. Zlewał mnie albo mój problem, bo te whisky... Czułem się z tym beznadziejnie w ręku, jak gdybym wcale nie niósł podarku czy też zapłaty za przysługę, tylko bardziej może jak skrzat domowy.
Kim nalegała, więc jadłem, ale... Bałem się tego bardzo. Każdego kolejnego ugryzienia. Wciąż śnił mi się incydent w domu Laurenta... Incydent z udziałem Laurenta. Taki przyjemny, taki słodki, przeradzający się w koszmar. KOSZMAR. W pełni tego słowa znaczeniu. Może właśnie dlatego nie odwołałem wizyty, tylko od razu po zachodzie słońca teleportowałem się do Little Hangleton.
Zanim dotarłem, pozwoliłem sobie na szybki spacer w kierunku posiadłości z papierosem w dłoni. Gdyby ktoś pytał, to wcale mnie to nie uspokoiło. Wręcz przeciwnie. Zacząłem myśleć, że to strata czasu i że po prostu pakowałem się do jamy idioty, bo tak na dobrą sprawę ten Sauriel to był ewidentnie ten Sauriel ze szkoły, który kariery w niej nie zrobił, wręcz przeciwnie.
Choć ja z kolei nie byłem lepszy. Moja kariera poszła się jebać wraz z początkiem tego roku w głównej mierze przez moją nierozwagę, więc... Na co nam to whisky? Albo Saurielowi? Cała cysterna by nam nie pomogła, mimo wszystko jednak zapukałem czy coś... Albo skrzat już czekał. Oddałem się w ręce losu.
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#2
13.09.2024, 18:50  ✶  

Owszem - skrzat już czekał. Spodziewany gość dostał więc powitanie odpowiednie do czysto krwistej rodziny, tylko nie było hucznie ani nawet nie było wesoło. Posiadłość Rookwoodów była stara, ale majątkiem wielkim to oni nie opływali. A przynajmniej tego wielkiego majątku nie było widać w tych murach. Nie było też uśmiechów i proponowania herbatki. Skrzat, zahukany jak większość z nich, przywitał gościa i poprowadził go do miejsca jego przeznaczenia. Nie do salonu, nie do jednego z pokoi, gdzie często w takich posiadłościach gości przyjmowano, nawet nie do żadnego gabinetu. Wszystkie drzwi to oni mijali, minęli też kuchnię, nie było pytań, czy by się czegoś nie napił. Został poprowadzony do drzwi, które po otworzeniu ukazały schody nie w górę, a w dół. Prosto do piwnicy. Jej wnętrze nie było owiane czernią i smrodem podziemnych korytarzy. Płonęły kaganki i atmosfera mówiła, że to miejsce nie służy tylko do przechowywania wina i starych rupieci. Dziwne? Niekoniecznie. W końcu starsze domy miewały takie miejsca budowane dla delektowania się wspomnianym trunkiem (i innymi trunkami), albo były zwyczajnie miejscami schadzek, które były trudniejsze do podsłuchania niż byle pokój z uchylonymi oknami.

Skrzat poprowadził więc korytarzem do jednych z drzwi. Dopiero tutaj zapukał i po chwili drzwi się same powoli otworzyły.

- Gość przyprowadzony, Paniczu. - Skłonił się skrzat i po błyśnięciu oczami w kierunku Astarotha zniknął.

A wnętrze? Kwadratowy pokój wyłożony był regałami z książkami, na ścianach wisiały zapisy nut albo płyty winylowe, stał piękny gramofon na jednej z szafek. Naprzeciwko drzwi znajdowała się duża sofa i stolik kawowy przed nią, po obu stronach zaś fotele. Wszystko utrzymane było w ciemnych kolorach, przecinała je szarość albo raczej blade dodatki. Na tej kanapie, obitej skórą, siedział Sauriel Rookwood. Tak, ten sam - tak jak i Astaroth był tym samym Astarothem - i choć minęli się w szkole, obaj dorośli, to jakoś tak zabawnie świat chciał im pokazać, że w pewnym momencie swojego życia można się zatrzymać i nie rosnąć wcale. Sauriel siedział z nogami wyciągniętymi na stolik, w czarnej koszuli niedbale zapiętej, Pan i Król tego miejsca. Jego czarne oczy były zblazowane, kiedy spoglądał na wampira, ale jego pojawienie się przynajmniej wywołało jakiś ruch. Albo to ta whiskey, którą trzymał, bo jeden kącik ust Czarnego Kota drgnął ku górze. Poprawił się nieco, ściągnął nogi ze stolika tak, by nie potrącić leżącej tam zapalniczki i popielniczki zaraz obok.

- Hej. Wchodź. - Zaprosił go gestem do środka i sam sięgnął po różdżkę, żeby nią machnąć i zamknąć jednocześnie za wampirem drzwi. Machnął nią drugi raz i z niewielkiego barku przywołał dwie szklanki. Rzucił ją nieco niedbale na kanapę obok siebie. - Chujowy ze mnie nauczyciel i mentor, ale ostatnio coś często ktoś chce, żebym go czegoś uczył. Jakbym był, kurwa, jakimś jebanym autorytetem. - Wzrok Sauriela ześlizgnął się z Astarotha na szklanki, które przesunął w oczekiwaniu na ten nektar bogów, ale zaraz znów był na sylwetce wampira. Zblazowanie ustąpiło miejsca czemuś innemu. Czemuś, co można było nazwać uwagą. Tak samo ludzie patrzyli na wielkie psy, których niby się nie bali, ale zastanawiali się, czy jednak będą gryźć..? I bynajmniej Sauriel się nie bał Astarotha. Za to był ciekaw co to za wampirzy dzieciak, który tu przyszedł w jego skromne progi. - Żaden ze mnie "pan". Sauriel, a dla osób, z którymi się lubię - Czarny Kot. Sam wybierz. - Uśmieszek się trochę pogłębił. - Kiedy zostałeś przemieniony w wampira?



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Panicz Z Kłami
Hot blood these veins
My pleasure is their pain
Bardzo wysoki - mierzy 192 cm wzrostu. Z reguły ubiera się w czarne bądź stonowane kolory, ale można go spotkać w wielobarwnym ubiorze. Włosy ciemnobrązowe, oczy zielone. Jest bardzo blady, ma sine wokół oczu, które nieco jaśnieje, kiedy jest nasycony, ale to nieczęsto się zdarza.

Astaroth Yaxley
#3
14.09.2024, 17:10  ✶  
Skrzat. Drzwi otworzył mi skrzat, więc było co nieco normalności w obyciu Sauriela. Albo to była po prostu kwestia lenistwa? List był krótki, zwięzły, pozbawiony oficjalnych elementów. Poczułem obecność drugiego wampira. Im dalej szliśmy korytarzem, tym bardziej intensywne było ostrzeżenie wyczuwalne z tyłu mojej głowy. Wampir, wampir, wampir - wariowały zmysły, jak gdybym sam nie był tym samym ścierwem. Na dobrą sprawę, gdybym rwał etykietę na drobne kawałki, mógłbym sam odprowadzić się do pokoju Sauriela.
Próbowałem dopatrzyć się podtekstu w spojrzeniu skrzata, ale nic z niego nie wyczytałem, więc wszedłem do środka zgodnie z wolą głosu dochodzącego z wewnątrz. Musiałem przyznać, że urządzenie sobie pokoju w piwnicy było błyskotliwym pomysłem, bo jednak czasami przebiegała zagubiona myśl, co by było gdyby niepożądana siła odsłoniła okna?
Choć pragnąłem wyglądać na wyluzowanego, to jednak niezbyt mi to wyszło. Mój krok nie był nawet sztywny, tylko miękki i uważny, jak gdybym wcale nie wchodził do pokoju przyszłego kolegi, tylko jamy bestii. Byłem łowcą. Teraz może bardziej drapieżnikiem niż łowcą, więc może to tym bardziej podsycało niepewność we mnie, bo jednak drapieżnik miał się spotkać z drapieżnikiem. Może mieliśmy sobie skoczyć do gardła niczym wściekłe zwierzęta, walcząc o bycie alfą, silniejszym samcem w stadzie. Ciekawe, czy wilkołaki miały takie instynkty? Niczym wilki, dzikie psy. I pytanie, jakie zwierzę najbardziej przypominało zachowanie wampira...?
- Hej - odparłem, wysłuchawszy jego narzekania. Nieco się rozluźniłem, widząc, że wcale nie rzuci mi się do gardła. Prędzej wyrzuci mnie za drzwi, bo jego nastawienie do spotkania ewidentnie do tego grało, mimo że te drzwi jednak za mną zatrzasnął. Tak, nie uszło to mojej uwadze.
Może to jednak nie ten adres? Może jednak pomyliłem domy? Może Victoria pomyliła ludzi? Nie wyglądała na roztrzepaną ani tępą, więc o co chodziło?
Zrobiłem krok czy dwa, aby cisnąć butelkę z whisky na stolik. Nie byłem pewien, czy dla Sauriela whisky to była po prostu whisky, czy był jakimś wielkim koneserem tego trunku, więc postanowiłem zainwestować w dobry rocznik, żeby też nie przynieść sobie wstydu ani nie ująć więcej godności niż musiałem. Nie zamierzałem przy tym usłużnie nalewać do szklanki. Butelka pomknęła parę wyważonych centymetrów w kierunku Czarnego Kota, po czym się zatrzymała.
- Astaroth.. - przedstawiłem się niby neutralnie, ale zaraz złożyłem ręce na piersi, patrząc na Sauriela z góry. Obawiałem się, że to faktycznie była strata czasu.
- W styczniu tego roku, a biorąc poprawkę na to, że byłeś z rocznika wyżej ode mnie, to... ty również jakoś niedawno... - stwierdziłem, jakoś nie potrafiąc dokończyć tego zdania. Ty również jakoś niedawno zostałeś przemieniony w wampira? Taaa. Niby proste, ale jednak mające za sobą spory bagaż emocjonalny. - Stąd widzę, że faktycznie trafiłem na chujowego nauczyciela... i stwórcę. Chyba mi nie powiesz, że możesz się tym upić? - odparłem, po czym zapytałem go, nie mogąc powstrzymać ciekawości. Coś mnie podkusiło do pociągnięcia tego tematu, jakiś głosik, który nawet rozplątał moje złożone na piersi ręce by palcem wskazać na butelkę pełną whisky. Odkąd zostałem wampirem, tylko raz poczułem procenty uderzające mi do głowy, ale równie dobrze mogło to być doborowe towarzystwo niedoszłego przyjaciela, więc to nie było znowu takie pewne.
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#4
15.09.2024, 13:39  ✶  

Może jeśli nie wiedziałeś, na co patrzeć, to dało się przegapić, że Astaroth Yaxley był trupem. Albo jak byłeś ślepy. W jakimś pomieszaniu zmysłów, gdzie twoje oczy nie funkcjonują jak należy i jebiesz się, co jest białe, a co czarne. Zawodzi też twój insynkt, który właśnie nie nadaje na tych falach "drapieżnik". Słodką miał buźkę - nie taką szczenięcą jak tamten staruch, co chciał grać na gitarze, ale nadal całkiem uroczą. Szkoda tylko, że skórę miał szarą i wydawała się stworzona z pergaminu. Może powinien polecić mu wizytację u Potterów, żeby poprawili mu trochę wygląd? Żeby wyglądał minimalnie bardziej jak człowiek, nie jak chodząca Śmierć?

- No siadaj, siadaj. Rozgość się. - Słowa "rozgość się" były uwarunkowane jakimś przyczajonym w tle tonem, który nie był groźbą, nie był negatywem. Czy to barwa żartu? Może jednak negatywu - sarkazmu, albo ironii? Sauriel nie był fanem zapraszania ludzi do swojej jamy, wolał, kiedy pozostawała ona nieskażona wspomnieniami ludzi zewsząd. Ale gdzie miał rozmawiać z nowym wampirem o wampiryzmie? W ogródku? Nad Tamizą? Może w kawiarence Nory? Nie, nie było takiego miejsca, które dawałoby większy komfort niż przestrzeń potencjalnie odseparowana od świata. Dla Astarotha pewnie bardziej komfortowo byłoby we własnym domu, ale Sauriel aż tak miły nie był. W końcu to Yaxley czegoś od niego chciał, więc po jego stronie było pofatygowanie się.

Złapał butelkę przesuniętą w jego kierunku i to on usłużnie nalał. Nie oczekiwał tego po swoim gościu, w żadnym wypadku. Zadowolenie wypisane było w tym leniwym, kocim uśmiechu, kiedy mógł otworzyć korek po spojrzeniu na etykietę i przyjrzeniu się kolorowi trunku. Nie był znawcą. Nie był koneserem. Po prostu lubił się napić. Aż w nadmiarze i aż za często, ale nie było chętnych do skazywania go za to. Jedną szklankę przesunął w kierunku gościa, a sam rozsiadł się z powrotem wygodnie na kanapie. Dostał swoją kocimiętkę, teraz mogli rozmawiać na poziomie.

- Wystarczająco dłużej od ciebie. - Odparł lakonicznie i siorbnął sobie łyczka tego bursztynu. Chciałabym napisać, że przy tym spojrzał niewinnie na Astarotha, ale niewinność była ostatnim słowem, jakim można było opisać czarnowłosego. Więc było to spojrzenie jak na niewinny żarcik, jaki sobie zrobił. W końcu to Astaroth przychodził do niego z problemem tego, że nie radzi sobie ze swoją naturą i nie wie, czego się spodziewać po sobie samym. - Jasne, że mogę się tym upić. - Wziął głębszy łyk i pochylił się, żeby jednak podnieść jeszcze na moment różdżkę i wyczarować kostkę lodu do swojej szklanki. Tak. Tak będzie idealnie. - Trucizny działają na nas tak samo, jak na ludzi. A to - zamachał szklanką przy swojej twarzy - jest jedna z trucizn. - Zdawał sobie sprawę, że istniały różne magiczne cuda i dziwy przekazywane przez krew, ale to już inna bajka. - Jeśli nie możesz upić się zwykłą whiskey to spróbuj przez eliksiry. Albo czyjąś krew.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Panicz Z Kłami
Hot blood these veins
My pleasure is their pain
Bardzo wysoki - mierzy 192 cm wzrostu. Z reguły ubiera się w czarne bądź stonowane kolory, ale można go spotkać w wielobarwnym ubiorze. Włosy ciemnobrązowe, oczy zielone. Jest bardzo blady, ma sine wokół oczu, które nieco jaśnieje, kiedy jest nasycony, ale to nieczęsto się zdarza.

Astaroth Yaxley
#5
15.09.2024, 18:04  ✶  
Rozgość się - miałem ochotę prychnąć na te słowa nieprzyjaźnie, ale właściwie to... może jednak powinienem wyluzować? Przy ludziach się stresowałem, że ich ugryzę. W towarzystwie wampira wcale nie musiałem się obawiać, że zrobię coś złego, nieodwracalnego. Coś złego i nieodwracalnego już nam się przydarzyło, więc nie mogło być gorzej, czyż nie?
Na razie nie usiadłem. Nie byłem w stanie. Nie chciałem też patrzeć na Sauriela, bo jego obycie działało mi na nerwy, ale on ewidentnie tak po prostu miał. Tak jak ja w innych lepszych czasach, w których nie musiałem się niczym przejmować. I może właśnie mnie to denerwowało w nim, że jechaliśmy na jednym wózku, ale on sobie tu po prostu siedział leniwie, a ja spinałem się przy każdym kroku, mając na rękach krew sprzed kilku dni. Zmyłem ją dokładnie... Albo też wylizałem, ale jednak...
Zamierzałem zająć głowę czymś przyjemniejszym niż własne myśli i morda Sauriela, więc zainteresowałem się gramofonem i płytami. Nie byłem pewien, czy picie whisky przeze mnie w towarzystwie Sauriela nie będzie marnostrastwem, więc chwilowo nie zamierzałem ruszać swojej działki, przynajmniej na jakiś czas, póki nie wybadam, co on miał w głowie. Nie byłem aby pewien, czy było to możliwe.
- To może jednak jestem odporny na trucizny - podsumowałem z przekrzywioną głową. Wertowałem winyle spojrzeniem, zastanawiając się, czy znajdę może boginię mojego muzycznego serca, ale w końcu jednak wyprostowałem się i wbiłem spojrzenie w Sauriela, nie Czarnego Kota. - Mieszasz eliksiry z alkoholem? To nie zmienia ich działania...? - zapytałem, bo to zdawało się być mało rozważnym rozwiązaniem, a mieszanie alkoholu z krwią... Wolałem unikać krwi jak ognia, a może nawet bardziej?
- Mam problem z kontrolą, a ty mi proponujesz mieszanie krwi z alkoholem, żebym mógł się upić? - zapytałem, patrząc już z litością na Sauriela, bo nie mogłem się już powstrzymywać. Ewidentnie nie kłamał, kiedy mówił, że jest fatalnym nauczycielem i mentorem. Wróć, użył słowa chujowy, ale to było coś jeszcze gorszego od bycia chujowym.
- Powiedz mi lepiej, czy masz coś Joplin? Janis Joplin? Albo coś rockowego, pozytywnie rockowego? - przerwałem mu ewentualne odpowiedzi do wcześniejszego pytania. Nie mogłem się upić whisky, to mogłem chociaż upić się głosem ukochanej kobiety... Która, tak nawiasem myśląc, zmarła wcześniej niż ja. To ona powinna wrócić do żywych jako wampirzyca, a nie ja. Z chęcią oddałbym jej całą swoją ówczesną krew, byleby tworzyła dalej.
- Czy sam osobiście piłeś taki eliksir z alkoholem...? I jaki to był eliksir? Jaki alkohol? - dopytałem, bo jednak może lepiej by było popaść w alkoholizm przy takim układzie zdarzeń? Może ostatecznie wróciłbym do żywych jako martwy, nierozważny wampir, ale przynajmniej zadowolony ze swojego nieżycia?
Tsaa...
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#6
17.09.2024, 23:35  ✶  

Świetne połączenie, z całą pewnością godne "ich wampirzej waszmości". Ten, co chwilowo nie potrafi się odprężyć i ten, który nie bardzo potrafił się spiąć. Naprawdę czegoś zapragnąć, naprawdę zachcieć. Naprawdę postarać się, żeby Astaroth Yaxley wyszedł stąd bogatszy w wiedzę. Jasne, chciał mu ją przekazać, inaczej w ogóle by go tutaj nie zapraszał, ale dobrze wiedzieliśmy, na jakim pułapie się to znajduje. Tu nie było wielkich starań, bo Saurielowi nie zależało na tym, żeby inny drapieżnik miał się dobrze i żeby wygodnie sobie poczyniał. Nie interesowało go nawet, żeby bydło, jakim byli ludzie, słodko sobie radzili w swoich jeszcze słodszych czterech ścianach domów. Interesowało go bliskie grono osób, jakie trzymał przy sobie. Reszta? Ozdobniki na kartach książki, które potrafiły umilić albo obrzydzić historię. Zależnie od gustów. Zależnie od tego, czy artysta się akurat postarał, czy jednak mieliśmy do czynienia z bohomazami.

- Bardzo wątpię. - A przynajmniej nie było mu nic wiadomego o tym, żeby wampiry były w stanie przeskakiwać pewne... rzeczy. Chociaż ponoć były te, co od razu nie spopielało słońce - ale to chyba z krwi Parkinsonów. I tak wszystko przekładało się - niby zmarłeś, a jednak krew jest gęstsza niż woda. Nawet gęstsza niż śmierć. - Ja nie. Ja się upijam tym. - Wskazał na szklaneczkę, która teraz spoczywała bezpiecznie w jego dłoni i nie zamierzał jej nikomu oddawać. Mój skarb, mój jedyny - prawdziwa miłość jego życia. Tak, whiskey, nie koty. Koniec końców chyba zawsze wybrałby tą przeklętą whiskey. Więc czy zmieniały działanie czy nie - nie miał pojęcia, to i wzruszył ramionami. Yaxley mógł się sam przekonać, albo samemu to wycenić - Rookwood się chuja znał na eliksirach, zielarstwie i wszystkich tym podobnych rzeczach. Był przyzwoitym mieszczuchem nie rozglądającym się za kolorowymi fiolkami.

- Sam sobie proponujesz, ja ci tylko odpowiadam na pytania. - I proponował mu też whiskey, ale bez krwi, na rozluźnienie. Niektórzy mieli bardzo słabą głowę, ale na pierwszy rzut oka do takiego grona by bestii siedzącej tutaj nie zaliczył. Czy też - stojącej. - Więc jak masz do tego jakieś "ale" to konstruuj inne pytania. - Albo niech je lepiej zadaje. W inny sposób. Wyraźniej. Sauriel nie był wielkim mówcą, a na pewno nie zamierzał się rozdrabniać na przejmowanie, czy coś nie tak zostanie odebrane. Zostanie to zostanie, czarnowłosy nie zwykł żyć dla zaspokajania dobrego nastroju innych. Dobra, zwykł, ale to było dawno temu. I wciąż nie było pełną prawdą. - A mam. - Nie mieć winyla królowej? Tak się nie godziło. Więc owszem, miał. Owszem, zamierzał się nim podzielić. Tak i teraz wstał i przesunął się gładkim krokiem do półki z winylami, żeby poszperać tam za odpowiednim.

- Nie pocieszę cię, ale to nigdy nie mija. Ten głód. - Pragnienie, by zanurzyć w czymś kły. - Można o nim zapomnieć ćpając i łykając eliksiry przeciwbólowe czy nasenne, ale nie da się go wyłączyć. - Być może nie tego oczekiwał, a może to właśnie mu przyniesie ulgę? Świadomość tego, że nie jest w tym "nienormalny"? - Im bardziej sobie odmawiasz i zagłuszasz - ten głód - tym bardziej dręczy. Aż w końcu... bang~! - Pstryknął palcami. - Nie wytrzymujesz i tracisz kontrolę. Więc klucz do sukcesu, mój przyjacielu, jest jeden. - Wyciągnął płytę i włożył ją w gramofon. - Jesz. Regularnie jesz. - Puścił i obrócił się do swojego gościa. - Reszta to małe tricki na radzenie sobie z trenowaniem opanowania. A to i tak przychodzi z czasem. Przyzwyczajenie.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Panicz Z Kłami
Hot blood these veins
My pleasure is their pain
Bardzo wysoki - mierzy 192 cm wzrostu. Z reguły ubiera się w czarne bądź stonowane kolory, ale można go spotkać w wielobarwnym ubiorze. Włosy ciemnobrązowe, oczy zielone. Jest bardzo blady, ma sine wokół oczu, które nieco jaśnieje, kiedy jest nasycony, ale to nieczęsto się zdarza.

Astaroth Yaxley
#7
22.09.2024, 17:17  ✶  
Próbował brzmieć na ważniaka, ale tak na dobrą sprawę, to miałem wrażenie, że nie mówił nic. Ba, gorzej! Słowa Sauriela wcale, ale to wcale mi nie pomagały, ale z kolei znowuż wprowadzały niepokój do mojego martwego serca. To nigdy nie mija. Ten głód - nie to chciałem usłyszeć. Ćpanie czy też zażywanie eliksirów przeciwbólowych i nasennych mogło być jakąś opcją na unikanie tematu, ale... Im bardziej sobie odmawiasz i zagłuszasz - ten głós - tym bardziej dręczy. Aż w końcu... BANG! Tak to ujął. Dla mnie tym bangiem było ostatnie ugryzienie Laurenta. Nie chciałem tego robić. Nawet nie byłem głodny, ale stało się. Dałem się ponieść jego urokowi, bliskości, własnym myślom i... BANG.
Z totalnej rozsypki uratował mnie jedynie głos królowej. Taaak... Wyciągnął z odmętów śmierci, chociaż właśnie tam, gdzieś głęboko pod ziemią znajdowała się moja Janis.
Przyzwyczajenie... Nie chciałem się do tego przyzwyczajać. Na dobrą sprawę, nie chciałem nawet dotykać się do krwi, a on mi mówił o regularnym jedzeniu. Nie tak wyobrażałem sobie tę rozmowę, ale... Ilekroć sobie ją wyobrażałem, to właściwie nie widziałem nic, oprócz pustki czy też przepaści, więc... czy ten scenariusz nie był bardziej niż prawdopodobny?
Opadłem odrętwiały na kanapę, zamykając oczy. Uśpienie jednego z ważnych zmysłów łowcy, uśpienie jednego ze zmysłów drapieżnika. Sauriel mógłby mnie rozerwać. Może byłoby mi to nawet na rękę, ale... jednak miałem wciąż wiele osób, których musiałem mieć na oku by nie podzielili mojego losu. Geraldine ciągle łaziła narąbana, Kimi bywała głupiutko naiwna, mama się o mnie martwiła, o moją przyszłość, a reszta... Może chciała mojej śmierci, ale ja ich niekoniecznie.
Przetarłem twarz dłońmi, rozkoszując się słodką Janis, a właściwie jej głosem. Taka optymistyczna, taka lekka, a jednak...
- Dobijasz mnie - stwierdziłem, podnosząc wzrok na Sauriela. - Nie chcę jeść regularnie. Nie chcę nikogo pozbywać krwi... I jednocześnie... - zamilknąłem, nie chcąc kończyć tej myśli. Ale brzmiałaby coś w stylu: Chciałbym wychlać całą wioskę?! Nie byłem pewien, czy mogłem ufać Saurielowi, poza tym nie byłem pewien, czy powinienem o tym mówić głośno. Jeszcze weszłoby mi w nawyk jako coś normalnego.
- Nie odraża cię to? Zadawanie bólu? Wysysanie życia? I jak zdobywasz krew? Masz stałych dostawców czy łapiesz przypadkowe osoby? Czy jeszcze inny patent? - zapytałem, chociaż to były raczej bardzo prywatne pytania. Nie byłem aby pewny, czy wampiryzm kompletnie nie zmieniał ich charakteru...?
Objąłem się ramionami, jak gdyby to mogło mnie ochronić przed tymi krwawymi tematami, gryzieniem, kradnięciem życia i tym wszystkim, co związane z wampiryzmem, ale jednak siedziałem tu w pobliżu wampira. Mój szósty zmysł mi go alarmował co chwila, kiedy próbowałem to zbyć. Nie zamierzałem go zabijać. Jakżebym śmiał? Ale... jednak trochę miałem ochotę? Miałem wrażenie, że serio miał to wszystko za sobą. Oswoił się ze swoim losem, zaprzyjaźnił z wampiryzmem i teraz po prostu trwał, nie wadząc nikomu, nie wadząc sobie. Chciałbym tak, ale jednak myśl, że miałbym pić częściej, aniżeli rzadziej, jakoś mi nie leżała w moim kodeksie moralnym.
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#8
25.09.2024, 18:08  ✶  

Kiedy miał do wyboru brutalną prawdę, albo ładną ściemę - wybierał brutalną prawdę. Szczególnie, kiedy ktoś do niego przychodził o nią prosić. Czy prosił o nią Astaroth? W zasadzie nie do końca - dopowiedział więc sobie sam. Upewnianie w tym, że tak tak, będzie dobrze i fajnie, że to minie, zostawiał dla osób, które tańczyły wokół Yaxleya i zależało im na nim jak i na relacji z nim. Sauriel nie był ani jednym, ani drugim. To znaczy w jakimś stopniu tę relację otworzył, bo gdyby był zupełnie obojętny to tego czasu by nie poświęcił, ale chyba rozumiecie przesuwanie tutaj skali.

- Nie graj upartego dupka i weź na poważnie to, że zdechłeś. - Podparł się dłonią o blat za swoimi plecami - ten, na którym stał gramofon. Głos Joplin zaraz zabrzmiał między tymi czterema murami, Sauriel trochę go przyciszył. - Jak nie zaakceptujesz tego, że zmieniła ci się dieta, to w końcu ci odbije. - Więc im szybciej z tym przejdzie do porządku dziennego tym będzie lepiej dla wszystkich. Wszystkich dookoła niego. Nie musiał kroczyć ścieżką zepsucia, którą sobie spacerował z pełnym zamiłowaniem Sauriel, na szczęście od jednego do drugiego była nadal daleka granica. - Niektórzy próbują żreć zwierzęta, ale to smakuje jak wyrzygane ściery. - Nie wiedział, czy Astaroth próbował, ale skoro istniała taka możliwość to zamierzał go o tym poinformować. Wiedział też, że da się zrobić sztuczny zamiennik za krew, ale ponieważ on nie był zamiennikiem całkowitym to nie zamierzał o tym mówić komuś, kto miał takie problemy z pożywianiem się. Jakby widział siebie przed paroma laty. Chociaż nie - z nim było jeszcze gorzej. Ćpał na potęgę, żeby tylko umorzyć pragnienie. Po tym "i jednocześnie" następowała cała ta kawalkada odczuć związanych z tym, czego pragnęła jego natura. - Ja i mój Stwórca nazywamy to "Bestią". To, co pragnie krwi. Mroczny element, który w tobie zostaje po nekromanckim przywróceniu do życia. Coś, co jest tobą i nie jest jednocześnie. Co głównie bazuje na instynkcie. - Niektórym to pomagało bardziej, innym mniej - to, że mogli oddzielić SIEBIE od tego ZWIERZĘCIA, który w nich zamieszkał. Ale zwał jak zwał, bo też wiedział, że są wampiry, które uważały, że to ty i tylko ty. Jakoś ciężko było znaleźć jeden głos w tym temacie.

- Nie, nie drażni. - Mi to sprawia przyjemność. - Każdy ma swój kink. Mi krew smakuje najlepiej, kiedy się boją. - Można pozostawić w niedopowiedzeniu i wyobraźni, czy to często wykorzystywał, czy też nie. Ale można też pytać. - Niektórzy lubią pić krew tylko ze śpiących, albo dobrowolnie oddających krew, żeby wyrzuty sumienia były mniejsze. Albo w ogóle traktują ludzi jak bydło. Jeszcze innych jara, jak ich ofiara uprawia seks, albo cierpi katusze. - Czy to zawsze chodziło o smak krwi to nawet nie wiedział, ale czasami i opakowanie robiło różnice. Sauriel nie lubił krwi brudasów i spoconych facetów z Podziemnych Ścieżek. Byli obrzydliwy. - Płacę dziwkom za oddawanie krwi. A jest i taka jebnięta, co sama mi płaci, żebym ją gryzł. - Tak jeśli chodzi o kinki. - Więc mam swoje... stado. - Jak to nazywał Joseph. - Albo pije krew tych, którzy mnie wkurwią. Niekoniecznie sobie żałuję.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Panicz Z Kłami
Hot blood these veins
My pleasure is their pain
Bardzo wysoki - mierzy 192 cm wzrostu. Z reguły ubiera się w czarne bądź stonowane kolory, ale można go spotkać w wielobarwnym ubiorze. Włosy ciemnobrązowe, oczy zielone. Jest bardzo blady, ma sine wokół oczu, które nieco jaśnieje, kiedy jest nasycony, ale to nieczęsto się zdarza.

Astaroth Yaxley
#9
28.09.2024, 21:57  ✶  
Ta, nie graj upartego dupka i chlej, ile wlezie, bo to właśnie jest w twojej naturze?! Na bogów! Nie! To zdecydowanie nie było w mojej naturze, szczególnie że ja ubijałem Bestie, jak to ujął Sauriel, Bestie, które były właśnie takie jak on. Idealnie się wpisywał w ten kanon, więc tak na dobrą sprawę, zastanawiałem się właśnie, czy powinienem zagłuszać swój nadnaturalny alert, szósty zmysł łowcy. Lubił, kiedy się bali! Co to w ogóle było za wyznanie?!
A jednak czułem w głębi siebie ten strach, tę obawę... Czułem to, a może nawet wiedziałem, byłem o tym przeświadczony, że w końcu mi odbije. Już przekraczałem granice. Takimi drobnymi krokami, które z reguły kończyły się w miarę dobrze, przynajmniej moje ofiary żyły. Pokiereszowane, ale żyły. Pytanie, co miało być potem? Kiedy zacznę sobie odmawiać bardziej. Miałem już niejednokrotnie okazję przekonać się, że odwalało mi, kiedy byłem najedzony; jeszcze bardziej mi się jebało w głowie, kiedy byłem głodny, a kiedy unikałem gryzienia... Szajba jasna, cholera bezwzględna. Miał rację, że to coś, ten mroczny element, który przejmował nade mną kontrolę, był tą Bestią. Ale czy to była po prostu bestia, czy to wciąż byłem ja, tylko że opętany potrzebą, ja przyparty do muru, ja-głodny. Nie bestia, tylko Astaroth.
Janis... Słodka Janis. Co ty byś zrobiła na moim miejscu? Zapewne się ujarała i śpiewała z uwielbieniem do księżyca...
- Ile znasz tych wampirów? - zapytałem, bo niektórzy wydawali się być naprawdę pojebani, jeszcze bardziej od samego Sauriela. Czy ja również miałem otrzymać w wampirzym dziedzictwie skrzywienia moralnego? Czy dało się tego jakoś uniknąć? Picie krwi zwierząt... Jakoś nie próbowałem i chyba nie chciałem próbować. Przynajmniej zwierzęta mnie jakoś nie przyciągały do siebie, a jednak... Może to miało być jakieś wyjście z sytuacji? Mniejsze zło? I tak niekiedy polowaliśmy dla zabawy, więc... co szkodziło spróbować? Jeśli serio smakowało niczym wyrzygane ściery, to jakoś mnie to nie kusiło... Nawet do spróbowania.
Aczkolwiek, kiedy się tak głębiej zastanowić, to sam czułem satysfakcję, kiedy udawało mi się przejść kontrolę i spijać krew. Władza, uczucie bezwzględnej władzy nad ofiarą. Może to kręciło, a może po prostu smak krwi mieszał mi w głowie. Może to i to uczucie ciepła, powracającego życia... Było nawet lepsze niż jakiekolwiek upojenie alkoholowe czy haj po narkotykach.
Chciałem zapytać jeszcze o seks, ale się wstrzymałem. To był mało godny temat, kiedy facetowi nie stawał. Zmieszałem się i zamknąłem mordkę.
- Chodzi o to, że jestem Yaxleyem, mam we krwi polowanie na takie ścierwa jak my... I mnie skręca to wszystko, co mówisz... Są we mnie te dwa jebane wilki, gdzie jeden chce gryźć bestię, a drugi jest bestią i chce gryźć wszystko - stwierdziłem za to głośno, wyrzuciłem z siebie nim się powstrzymałem, jak gdybym był na sesji u psychologa, a nie pierdolonego Sauriela Rookwooda, typa beznamiętnego, co serce... serca chyba nawet nigdy nie miał. Nie byłem pewien, jakim cudem Victoria na niego trafiła i jakim cudem miała nadzieję, że mi jakoś pomoże wywiad z nim. Raczej dodawał kolejne gwoździe do kolekcji, którymi powinienem się przybić do słupa i czekać na śmierć.
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#10
01.10.2024, 20:40  ✶  

Posrane było zróżnicowanie, które dzieliło jak i łączyło ludzi. Nie ma na to złotego środka, nie będzie żadnych chwalebnych i utartych przekazów, jak postępować w każdym wypadku, bo psychologia była za bardzo złożona. Wystarczy spojrzeć na prawo - ono starało się nadążać za wszystkimi przypadkami, a potem wszystko i tak leżało w ręce sędziego albo sędziny. Złoty środek? Nie ma sensu się oszukiwać, nigdy nie będzie idealnych "złotych środków". Tak jak Sauriel nie zamierzał szukać idealnych odpowiedzi na zadane pytania. Mógł tylko mówić z doświadczenia, a to doświadczenie dla każdego mogło mieć inną wartość. Jak działa wampiryzm, jak się pozbyć głodu, jak być "dobrym wampirem", cokolwiek słowo "dobry" miało znaczyć. Joseph miałby na temat tego zupełnie inne pojęcie niż Astaroth, oj, z pewnością. Bycie grzecznym chłopcem i wampirem jednocześnie? Ponoć nie ma czegoś takiego jak "niemożliwe" w tym wyjątkowo zróżnicowanym świecie.

- Niewiele. Bo nie ma nas zbyt wielu, wiesz. - Kontrolowany przyrost nie-naturalny był jedną z rzeczy, która zajmowała myśli najstarszych tego świata. I przez "najstarszych tego świata" mam na myśli dokładnie wampirzą socjetę. Sauriel nie wiedział, czy były jakieś... a tak, ghule. Jeszcze były ghule. - Ale kilku poznałem. W tym mój wampirzy daddy, ale jego nie chcesz spotykać. - Nie sądził, żeby się dogadali... albo by się dogadali i Joseph zrobiłby Astarothowi sieczkę z mózgu. Tak czy siak ktoś wyszedłby z tego spotkania niezadowolonym. A takie spotkania potrafiły potem podcinać skrzydła - i to bardzo realnie. Ograniczać. Sprawiać, że się dusisz. Co, jesteś wampirem, to dusić się nie możesz? Nic bardziej mylnego. Powietrza ci nie zabraknie, a jednak coś ciągle będzie ściskać twoje gardło i doprowadzać do rozpaczy.

- To rób to, co robiłeś. - Sauriel spojrzał na niego trochę z powątpieniem, jakby spotkał na swojej drodze idiotę, który sam mówił o rozwiązaniu, a mimo to się miotał. - Poluj. Na wampiry. Na bestie. Założę się, że krew wilkołaków smakuje jak ostre curry. - O ile Astaroth wiedział, czym curry było, ale może miał akurat okazję zakosztować tego przysmaku, który przytargany został z innego krańca świata. - Nie znam się na potworach szczególnie, ale póki nie spróbujesz, to nie będziesz wiedział. - Ponoć zabicie jednorożca wiązało się z wielkim przekleństwem, ale Yaxleyowie raczej na jednorożce nie polowali? Nie, no co ty! Na pewno polowali! Tylko może akurat nie ten konkretny, skoro się wypowiadał o "takich jak my". Teraz już MY. Teraz był częścią tego popierdolonego świata nocy. - A syrenki pewnie smakują jak dorsze. - Czy tam inne karpie albo śledzie. Wypił spory łyk szkockiej i spojrzał na nią z zadowoleniem. - Kurwa, dobre. Naprawdę dobre.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Sauriel Rookwood (2974), Astaroth Yaxley (2547)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa