• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Reszta świata i wszechświata v
1 2 Dalej »
[15.08 Morpheus & Anthony] szukam słów których nie ma

[15.08 Morpheus & Anthony] szukam słów których nie ma
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#1
18.09.2024, 12:52  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.11.2024, 22:48 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Anthony Shafiq - osiągnięcie Badacz tajemnic I

Uderzyło mnie, że jest kotem: obcym, opanowanym,
zawsze samotnym i spostrzegawczym.

—15/08/1972—
Norwegia, Ålesund
Morpheus Longbottom & Anthony Shafiq
[Obrazek: AQHTfHT.png]

nie zdołałem ocalić
ani jednego życia

nie umiałem zatrzymać
ani jednej kuli 

więc krążę po cmentarzach
których nie ma
szukam słów
których nie ma
biegnę 

na pomoc nie wołaną
na spóźniony ratunek

chcę zdążyć
choćby poniewczasie



Przepowiednia pełna płomieni.

Słowa pełne żarliwości.

Pieczenie zapłakanych oczu po nieprzespanej nocy.

Anthony był słaby. Kto tylko poznał go lepiej, kto zajrzał do serca ukrytego za chłodną stalą kalkulacji, dostrzegła miękkość wody, łagodność usposobienia i ogromne serce, które kochało mocniej, niż można by przypuszczać po zewnętrznej powłoce. Kto znał Anthony'ego lepiej, chciał go chronić, milczeniem odsuwać niewygody losu, mamić go dopóty, dopóki sprawa nie była tak drażniąca, że wymagała ingerencji osoby trzeciej. Osoby, która mogła bardzo wiele.

Serce Anthony'ego krwawiło, rzeczywistość realnie przytłoczyła go wraz z wyznaniami spływającymi z ust najdłużej znanego mu przyjaciela, jego umiłowanej duszy, anam cara. Nielegalna bojówka w którą wmieszał się dla zemsty, kontakt z boginią determinujący nadchodzący los jego i całej jego rodziny... Barki dyplomaty, który tak skrzętnie ignorował i deprecjonował problem, przez lata żartując z zamaskowanych przebierańców, były dociążone jak nigdy. Odpowiedzialnością. Strachem. Potrzebą działania.

Serce krwawiło, lecz ciało z żelazną determinacją podźwignęło się. Usta ani na moment nie zaproponowały odwrotu. Longbottom był wojownikiem, czy tego chciał czy nie, swój popis dał u Abbottów, jego pochmurna twarz nosiła znamiona siły, która dopiero miała znaleźć swoje ucieleśnienie.

Kochali badania. Kochali książki i wiedzę w nich ukrytą. Opowieści, które nie odciskały na ciele piętna, raniąc ledwie duszę. Kochali czas tłustego pokoju. Beztroskę.

Teraz jednak, przemierzając Europę kilkoma pospiesznie zorganizowanymi świstoklikami dotarli do miasta na siedmiu wyspach, otoczonego siedmioma wzgórzami. Płomień strawił pierwotną jego architekturę, lecz magowie zwyczajnie zeszli do podziemi, ukrywając wiedzę przed spopielonymi przed wiekami mugolami. Skandynawowie, mieli inne podejście do magii tak zwanej czarnej. Jeśli gdziekolwiek para gentelmanów miała znaleźć wykraczające poza angielską rutyną myślenie, to najbliżej było tu - w surowej Norwegii, gdzie w obliczu żywiołu wszystkie chwyty były dozwolone.

– Pracuje tu bratanek drakonologa, z którym współpracuje od dwudziestu lat. Powinien...– odchrząknął, poprawiając połę szaty - radykalne przekonania miejscowej ludności co do podziałów ról absolutnie odwodziły od pomysłu flirtu z mugolską modą. Był chłodny, nieprzejednany i zdeterminowany. Maska powagi ukrywała strach, ale mięśnie rwały się do działania. – ..być przydatny. Zna angielski, więc nie będziesz mnie potrzebował gdy zniknę między regałami szukać woluminów ichniejszej wersji protego. A jeśli tak to wiesz co robić. – Palcami zakręcił młynka w powietrzu, sugerując "motylą" formą komunikacji. Czasu było niewiele, każda minuta przesypywała się... czy może topniała, jak lodowce na północy. Każda minuta, była tak koszmarnie cenna.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#2
20.09.2024, 16:45  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.09.2024, 16:47 przez Morpheus Longbottom.)  

Przepiękna Norwegia, kolejny z krajów, w którym właściwie nigdy nie był. Przeżywał podróże przez Charlotte, Jonathana i przede wszystkim przez Antoniusza. Natchniony zapachem i językiem lodowców wiatr przenikał ubrania i omiótł przyjemnie skórę. W porównaniu do upałów, jakie spadły na Anglię, przejmowały chłodem. Morpheus przez chwilę przyglądał się przestrzeni, w której pozostawił ich świstoklik, dokładnie nigdzie, pośród rozległych wzgórz, pokrytych ciemną zielenią i plamistymi brązami. Gdzieniegdzie wystawały ostre skały, z których wykuto tutejszych ludzi.

Jasnowidzów, którzy wykuwali sobie oczy, aby lepiej widzieć wolę Odyna, zreformowanych proroków w obdartych szatach, żądających wysokiej zapłaty za swoje usługi. Wieszczów oszalałych od ziół, niszczących ich ciała, na rzecz objawienia boskiego.

Sięgnął ku przyjacielowi, gotów wybrać się tam, gdzie tamten wskaże, teleportując ich do magicznej mekki naukowców i zatrzymał się w pół ruchu, dłoń wyciągnięta, palce rozstawione w połowie chwytu, jak złapana przez barokowego malarza chwila pomiędzy figurą świętego i wyznawcą. Moment zanim nastąpiło uzdrowienie.
Morpheus odetchnął nowym powietrzem i wolą nowych bogów.


Symbol: Wróżba dla Anthony'ego.
Rzut Symbol 1d258 - 132
Miecz (rozczarowanie/kłótnie)


Miecz ciął słodką nadzieję, a usta Morpheusa wykrzywiły się. Miecz jako rozczarowanie bardzo mocno uderzał w bliską mu symbolikę.

— Któregoś z nas czeka rozczarowanie. Widziałem miecz, stal, która zamiast ciąć, ześlizguje się.

Później zaś znaleźli się pośród esencji największych umysłów Norwegii oraz innych myślicieli, których dzieła nie docierały na zielone wyspy Anglii ze względu na zakwalifikowanie działań tego typu jako czarnomagiczne i bezwzględnie złe. Każda minuta była tak bardzo cenna, ale też on miał ich dwa razy tyle. Wiele wiele razy więcej. Cofał się i cofał i cofał, po to tylko, by naprawić przyszłość. Morpheus, w rubinach, pasowałby do potężnych lwów z wieży gryfonów. Z jego twarzy nie schodził uśmiech, jakby cały czas był nieco rozbawiony, jakby miał w głowie jakiś doskonały żart i tylko czekał, aby go opowiedzieć.

W rzeczywistości był niesamowicie podekscytowany perspektywami, bo czym innym są stare, mgliste woluminy na temat prywatnej praktyki, a czymś zupełnie innym uporządkowana wiedza, wytłuszczona bez tabu, krok po kroku. Oczywiście, krzywdę dało się zrobić umiejętnie rzuconą alohomorą, chodziło jednak o konkretny. Już zachłannie skanował półki. Doskonałe miejsce.

Precyzyjne narzędzia, a nie obuchy.
Potaknął przyjacielowi.

— Przydatny? A jest ładny? — zapytał, jakby miało to jakiekolwiek znaczenie. Chciał jednak zobaczyć chociaż na chwilę rozluźnienie, znajome wachlowanie oczami, zamiast spiętej sylwetki, która mogła służyć jednemu z ulubionych muzyków Shafiq'a, tak był naciągnięty. Młoteczki stresu przekręcały się i wcale nie dbały o to, czy jest zachowana elastyczność. Jak Stradivarius w rękach przedszkolaka.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#3
21.09.2024, 15:41  ✶  
Twarz Anthony'ego nie zmieniła się ani o jotę, gdy Morpheus podzielił się z nim tym co widział. Tacy byli... tacy byli właśnie jeźdźcy. Stal przyszłość, miękki sploty teraźniejszości i niszcząca pożoga przeszłości. Śmierć, Zaraza i Wojna, a gdzieś na końcu on, zbierający okruchy ich wzroku i układający je flegmatycznie na szali. Głód, który każe niespiesznie, z rozmysłem sycąc się pragnieniami innych i stając się tym, który te pragnienia może nasycić, nigdy jednak na tyle wystarczająco, by można o nim zapomnieć.

Rozczarowanie

To w obecnych okolicznościach było szalenie proste do osiągnięcia. Owszem, Anthony był napięty jak struna, ale któż ruszył ten kołek i przekręcił go, szukając granic wytrzymałości? Jedno proste zdanie ciągnęło za sobą setki kolejnych, uwikłanych w pytania: "Kto jeszcze?" oraz "Kiedy nastąpi koniec?". Im bardziej Shafiq przez lata unikał tego tematu, tym ostrzej punktował sobie zaślepienie w tej materii, a jego przekonanie o wpływie na wszystko i wszystkich teraz stawało się ciężkim brzemieniem, jakby on sam do tego dopuścił, jakby sam dał pajacowi o śmiesznym pseudonimi szansę na przechylenie szalki na swoją stronę.

Ale nie pokazał tego jak ów wróżba szalenie nie pomagała. Myśli rozbiegane uciekały do najbliższych... do Erika, którego praca i tak niosła wiele niebezpieczeństw, a jeśli po godzinach bratanek Longbottoma również rozładowywał frustrację ministerialnych indolencji uprawiając sobie wojnę podjazdową na ulicach Londynu... A jeśli Jonathan z ochotą i radością uwikłał się w tą samą historię? A jeśli Charlotte poniosła tam płomień swojej bezwzględnej nienawiści wobec skostniałych norm i namówiła resztę, by nie zdradzili nic czwartemu, bo jest zbyt miękki? Z drugiej strony aż nazbyt wiedział, że wiele bliskich mu niewiast ciągnie w kierunku mroku. Victoria zdawała się z każdym miesiącem posępnieć, Lorraine wciąż nie dało się wyrwać z Nokturna, i choć tu skwapliwie wykorzystywał jej kontakty, teraz bał się nawet zastanawiać się, czy podatna na wpływy blond główka nie uwikłała się w romans ze śmierciożercami. Aż w końcu Lorien i dziwaczny dobór małżonka, rosnące w tygodniach nieobecności...

Przymknął powieki i palcami rozmasował sobie nasadę nosa, próbując znów odnaleźć sposób na opamiętanie. Na zorientowanie się na cel.

– To obecnie nasz najmniejszy problem. Musimy zrewidować środki, opracować plan. Ale teraz skupmy się na wyszlifowaniu naszych mocnych stron – powiedział może nazbyt oschle, przyspieszając kroku do celu ich podróży.

Biblioteka, podobnie jak angielskie ministerstwo, znajdowała się w podziemiach, zaraz obok kapliczki boginii Freyi cwałującej w rydwanie ciągniętym przez olbrzymie koty. Stara, zarośnięta, pamiętająca czasy sprzed pożaru, broniła dostępu do wiedzy, do której oni teraz mogli zajrzeć. To się wydawało zbyt proste, ale Anthony od lat 50 rozwijał kontakty w Norwegii przy okazji regularnych wizyt u Richarda i jego dzieci. A przecież nie było tak, że tylko czytał bajki o czerwonym kapturku małej Scarlett. Biblioteka, podobnie jak rezerwat norweskich smoków, były stałymi punktami wycieczek na północ.

– Somnia błagam, nie dziś – burknął, choć chwilę potem uśmiechnął się lekko, pocierając nerwowo o siebie własne dłonie. W przeciwieństwie do przyjaciela nie miał czasozmieniacza, a każda sekunda zdawała mu się na wagę złota. Znał drogę, wiedział czego szukać by jego magia rozproszenia była jeszcze skuteczniejsza. Nie miał wyjścia, ta banda kretynów będzie chciała z pewnością strugać bohaterów. Kochał ich za to, ale w tym momencie również trochę bardzo nienawidził. Nie czekając wiele , gdy tylko znaleźli się w podziemnej jaskinii, której strop wciąż był litym kamieniem z rzeźbionymi korzeniami zdobnymi w szmaragdy, które udawało boskie drzewo, pośród krętych regałów sięgających sufitu Shafiq zniknął między jednym z nich, zapominając, że wypadałoby Morpheusa wprowadzić, czy choćby przestawić temu całemu znajomemu bibliotekarzowi...


– Pan Longbottom? – Zapytał głos zza niego. Niewysoki chłopak o ostrych rysach i bardzo szczupłej sylwetce przekrzywił głowę, wprawiając w ruch sterczące ku górze płowe loki. Na jego wydatnym orlim nosie osadzone były okulary o wściekle czarnych i grubych rogówkach. – Jestem Milo. Milo Iceberg, miło mi. – Wyciągnął dłoń ku górze, świdrując go nienaturalnie błękitnymi oczami. Jego skóra była zimna, choć w pomieszczeniu było wystarczająco ciepło i sucho, dobrze dla książek. – Pan Anthony uprzedzał, że się pojawicie – dodał, ani na moment nie odwracając wzroku. – Czym mogę służyć? – głos miał dość wysoki, pretensjonalny, choć ciężki akcent i wyraźnie brzmiące spółgłoski nadawały mu surowości właściwej regionowi. I ten zapach... pachniał tak, jakby na środku lodowca wypalił paczkę kubańskich cygar dla własnego kaprysu.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#4
07.10.2024, 14:37  ✶  

A więc był ładny, tylko nie w guście Morpheusa. Wieszcz uścisnął dłoń bibliotekarza, nie za mocno, nie za słabo. Zawsze bawiły go osoby, które w tym momencie przepychały się o moc tego gestu. Nie rozumiał części męskich rytuałów, ale z drugiej strony denerwowało go, gdy ktoś wystawiał rękę jak śnięta ryba. Najgorsze za to było to, gdy ktoś miał dłoń aż oślizgłą ze zdenerwowania, co zdarzało się nader często przez sytuacje, gdy występował jako przedstawiciel Departamentu Tajemnic.

Teraz jednak urzędowa estyma nie goniła jego osoby, nie był też specjalnie znanym nazwiskiem naukowym, jego praca zwykle zostawała w głębinach archiwum, podstemplowana jako ściśle tajne. Pewnego rodzaju swoboda i zadowolenie z poczynionych przez siebie (dzięki Antoniuszowi) kroków, już wpłynęły na Morpheusa, który po raz pierwszy od dłuższego czasu, prawdziwe się wyprostował i rozluźnił.

— Morpheus Longbottom, miło mi — dopełnił swoją godność, chociaż spodziewał się, że jest ona znana w pełnej formie Milo. — Jestem zainteresowany konkretnie transferami energetycznymi i różnicowaniem pochodzenia energetycznego. Chciałbym przyjrzeć się również badaniom na temat magazynowania zebranej energii.

Nie był pierwszakiem w kwestii badań naukowych, nawet jeżeli jego wiedza o Czarnej Magii była raczej nominalna. Przede wszystkim nie zamierzał na głos nazywać jej czarną magią, będąc w miejscu, gdzie była to tylko kolejna dziedzina, jak transmutacja czy translokacja, w miejscu, gdzie była legalna. Po drugie, konkrety. Tylko żółtodzioby przychodzą do świątyni nauki i mówią, że coś by chcieli, ale nie wiedzą co. On miał plan. Wiedział czego chciał. Wszystkiego.

Był gotów podążyć za panem Icebergiem, co za durne nazwisko, pomyślał, po czym przeanalizował własne i uznał, że jednak nie ma prawa tego oceniać. Mógł oceniać zapach swojego przewodnika. Nie przeszkadzał mu i chyba to było w tym wszystkim najgorsze. Mógłby tak pachnieć.

Uśmiechnął się do Antoniusza.

— Preferowany język to angielski, mogą być również starożytne runy, w razie jednak potrzeby, skorzystamy z pomocy mojego przyjaciela.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#5
20.10.2024, 12:30  ✶  
Anthony na tym etapie buszował już między regałami. Znał ten księgozbiór, odwiedzał go regularnie od dwudziestu lat, za każdym razem kiedy przybywał do Norwegii. Nie był w przeciwieństwie do Morpheusa aż tak zainteresowany transferami energetycznymi i różnicowaniem pochodzenia energetycznego. O nie. Jego paranoja z wiekiem rosła, zaszczepiona jeszcze w młodości przez ojca, który pozostawił w jego umyśle bardzo plastyczne wizje tego, jaką marionetką w rękach potężnych hipnotyzerów i leglimentów można się stać. Ostatni czas otępienia i marazmu, lekceważenie domowej wojny i pewność siebie upadły ostatecznie wraz ze zwierzeniami Morpheusa, lecz już wcześniej Anthony został wybity z pysznego samozadowolenia - w czerwcu, po opuszczeniu barier zaklęcia nie był w stanie ponownie go postawić, będąc marionetką w dłoniach Lorraine.

Oczywiście... ufał jej, a zauroczenie nie uczyniło mu żadnej szkoda, poza urażoną dumą i koniecznością oglądania spektaklu, baletu szachowych figur.

Nic się przecież nie stało

Próbował uspokoić się wtedy, ale stało się tak na prawdę wszystko.

Duma kroczy przed upadkiem, a konflikt za moment może się nasilić, w każdej chwili wybuchnąć w twarz, zwłaszcza teraz, gdy tak ostentacyjnie pojawiał się z Longbottomami publicznie. Zaklęcie nie wystarczy. Potrzebował czegoś więcej potrzebował...

... księga leżała zbyt daleko, górne półki zawsze miał ograniczone. Czas uciekał, zegar tykał, a on musiał jeszcze zająć się tłumaczeniami. Rozejrzał się gwałtownie na prawo i lewo w poszukiwaniu drabiny, ale nie było jej nigdzie. W emocjach, wściekle, wyciągnął rękę ku górze.
– No chodź tu piekielne tomisko...– sarknął, czując w palcach iskrzący splot, który... wysforował się ku górze i posłusznie pociągnął wolumin w kierunku przepaści, wprost w objęcie Anthony'ego.

– Morpheus!!! – zawołał patrząc się oniemiały na księgę, przeszkadzając w rozmowie, która się toczyła kilka "przecznic" bibliotecznych dalej.

***

– Chyba wiem o co chodzi, niestety ksiąg które realnie by pana mogły zainteresować w języku angielskim mamy niezwykle mało. Niemniej podejrzewam, że sprawny tłumacz wyłuści co najwazniejsze. Woluminy można wypożyczyć, niemniej karta wymaga... pewnego depozytu, pan jest u nas nowy, nie wiem czy pan Shafiq uprzedzał cóż to za depozyt. – Jego głos był cichy i w pewien sposób kojący, choć chłodny i zdystansowany. Młody bibliotekarz zdawał się być rzeźkim norweskim porankiem, oślepiającym bielą iskrzącego się od mrozu śniegu.

Podeszli do regałów i rzeczywiście wskazał ledwie dwie książki spośród uginających się półek, spisane w języku angielskim i... znane Morpheusowi z księgozbiorów onyksowego Departamentu. Jeśli ten chciał zadać jakieś pytanie, podekscytowany okrzyk przyjaciela z alejek obok wszedł mu w słowo.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#6
02.11.2024, 00:04  ✶  

Sztuka manipulowania energią była sekretem strzeżonym przez tych, którzy nie bali się zanurzyć w mrok. To nekromancja otwierała przed nimi drzwi do nieznanych sfer, umożliwiała wyciąganie życia z martwych powłok i wiązanie go w nici przeznaczone do służby. Była to magia, która pochłaniała duszę, każde jej użycie zostawiało ślad, niewidzialne znamię wypalane na esencji czarującego. Czarne zaklęcia wdzierały się do jego wnętrza jak trucizna, rozbijając na drobne fragmenty to, co pozostało ze światła. Dusza, dotknięta przez Ciemność, wiła się i drżała w konwulsjach, aż z niej samej nie pozostawało nic oprócz cienia, pustki, pełnej zimnych szeptów. Czarodziej, który popełniał to wykroczenie, stawał się narzędziem samej Śmierci, której żądna zniszczenia, nienasycona, prowadziła go na drogę bez powrotu, gdzie człowieczeństwo było jedynie bladym wspomnieniem.

Czarne moce nie zadowalały się powierzchownym dotykiem, wgryzały się głęboko, niczym niewidzialne zęby, w samą istotę czarującego, powoli pozbawiając go ciepła i nadziei. Każde zaklęcie nekromancji, każda manipulacja kruchą energią życia, była krokiem w głąb przepaści, gdzie światło ledwo docierało, a echo własnych czynów powracało z pogłosem grozy. Urok tych sztuk, choć uwodzicielski, wiązał się z żądzą, której nie sposób było zaspokoić, głodem mocy, który rósł jak cień, przesłaniając nawet to, co w czarodzieju pozostawało ludzkie.

Morpheus tak wiele lat opierał się temu, ale w głębi duszy wiedział, że w końcu podda się tej mocy. Wiedział to wtedy, gdy Godryk wyrzucił z rodziny Clemensa, wraz z wyjściem na jaw, że jego starszy brat mieszał ludziom w głowach. Że łamał prawo. I żadna ilość papierosów nie uchroni go od przed czujnym okiem sprawiedliwości. Któregoś dnia będzie krztusił się swoją krwią i łzami.

Nadszedł czas, aby wstąpić na tę ścieżkę.

Morpheus sięgnął dłonią ku tytułowi, który zaczynał się od Energioverføringer, nie dlatego że zgadywał, że energi to energia, a człon over będzie miał coś wspólnego z przekazywaniem, ale dlatego, że na sekundę ujrzał siebie z tą księgą w dłoniach i zadowolony uśmiech bibliotekarza. Nieco zbyt zadowolony. Oczywiście, wszyscy byli teoretykami. Oczywiście.

— Nie, nie wsp... — zaczął, ale wcześniej wspomniany zawołał jego imię. Wiedziony instynktem Morpheus wyjął książkę z rzędu i pokierował się za głosem przyjaciela, nie zwracając uwagi na Milo, wiedząc, że ten na pewno będzie go śledzić, jak wyblakły cień, negatyw jego samego.

— Anthony, bój się bogów, w bibliotece należy zachować ciszę — powiedział, żartobliwie karcącym tonem, jakby to nie on urządził sobie schadzkę w bibliotece publicznej, w jednym z mniej uczęszczanych księgozbiorów, szukając powodów ekscytacji przyjaciela, słyszanej w jego głosie wyraźnie, ale tytuł woluminu nic mu nie mówił, również dlatego, że go nie rozumiał.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#7
04.11.2024, 16:02  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.11.2024, 20:14 przez Anthony Shafiq.)  
Rzut O 1d100 - 81
Sukces!

Rzut O 1d100 - 66
Sukces!


To był moment. Usłyszał jego głos, usłyszał jego krok, miał wrażenie, jakby jego duch zadrżał w napięciu oczekiwania na jego drugą połowę, na stan w jakim powinni się znajdować, czyli po prostu razem. Czuł jak piekły go policzki z ekscytacji, gdy odliczał kroki tych, którzy mieli go zbesztać. A potem splótł dłonie i skupiony posłał ciężki wolumin jak motyla, który zawsze stanowił łącznik między wężem, a kukułką.

Księga ruchem falująco niezagrażającym pomknęła do Morpheusa i wylądowała wprost w jego dłoniach. Pochmurny nastrój Anthony'ego rozstąpił się na rzecz otwartego, słonecznego uśmiechu, który zaskakiwał, biorąc pod uwagę okoliczności w jakich się znajdowali, ale nie był aż takim zaskoczeniem dla kogoś, kto znał go tak długo.

– Przełom dotknął w ciągu ostatniej doby zbyt wiele dziedzin. – wyszeptał niemalże na wdechu Anthony, po czym ściągnął księgę na powrót do siebie tylko po to, by i tak podejść do mężczyzn. – No już, pokaż mi te skandynawskie tomiszcza, najwyżej zostanę dzień dłużej i spędzę czas na tłumaczeniach, by cena nie była zbyt wysoka. – Rzucił okiem w stronę Milo, ale nie powiedział nic więcej prócz: – Prowadźcie.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#8
11.11.2024, 13:24  ✶  

W spojrzeniu Morpheusa pojawiło się coś, co wyglądało jak duma. Longottom wiedział, że jego umysł jest słaby. Próbował wielokrotnie zamknąć swój umysł w bezpiecznej twierdzy, jak jego przyjaciele, ale oni stawiali twarde cegły ze ścisłą magiczną zaprawą, on jedynie domki z tarotowych kart. Wystarczył podmuch, aby struktura upadła. Wszystko, co chroniło, było jak niewygodne ubranie, drażniące swoją fakturą. Nie umiał panować nad swoim umysłem. Dlatego Morfeusz był niezmiernie dumny ze swojego Anam Cara. Bo osiągnął coś, co męczyło go od bardzo, bardzo dawna. Niektóre sukcesy przychodzą z dużo większym trudem, ale też smakują lepiej. Czasami płaci się biblijną cenę.

Morpheus wierzył w specyficzną wersję bogów, gdzie nie było jednego prawdziwego, wszystkie były prawdziwe przez utworzenie egregorycznych bytów, manipulujących energią. A biblijny bóg był potężnym egregorem, zbyt potężnym, by go ignorować, zbyt potężnym, by wymawiać jego imię w żądaniach, jak zwykle to robił Morpheus. Przeczytał jego pisma, studiował je w symbolice kart, bo bez kabały i bez chrześcijańskich testamentów nie było kart. Morpheus nie bał się bogów i nie bał się o swoją duszę. Bardziej obawiał się o duszę Antoniusza.

— Jestem zaznajomiony z tomami, które mają po angielsku, więc jak zwykle, potrzebuję cię —  Wędrując między regałami biblioteki, byli jak wilki na tropie, ostrożni, czujni, lecz pełni ekscytacji. Każda półka to inna ścieżka w gęstym lesie, a ukryte między tomami książki to zwierzyna czekająca, by ją upolować. Zmysły wyostrzone, a serce przyspiesza na widok obiecującego tytułu. Czasem potrzeba nie lada cierpliwości, by znaleźć to jedno dzieło, podobnie jak wilk musi czekać, czając się w cieniu, by zdobycz błysnęła pozłacanym tytułem, jak oczy zwierzęcia odbijające się od chłodnego światła różdżki. Kiedy w końcu natrafiają na odpowiednią książkę, chwytają ją jak zdobycz, a jej treść pochłaniam łapczywie, odnajdując tam wiedzę, której nie powinni mieć ludzie.

Usiedli przy jednym ze stołów, jedna osoba w dwóch ciałach, dwie strony tej samej monety, żeby rozpocząć wiwisekcję ich duszy, a przynajmniej jednej połowy. Pierwsze cięcia, jeszcze nie praktyka. Byli jak egipscy kapłani, który przygotowywali fragmenty ciała do mumifikacji, aby zachować mieszkanie dla duszy w czterech małych glinianych dzbanach. Kolejne strony, to kolejne godziny przygotowań, do wysuszenia, do obandażowania. Usuwali miękkie tkanki, usuwali to, co może zatruć proces. Proces śmierci.

I w tym wszystkim było szczęście, bycia obok siebie. Trwania. Poświęcenia.


Koniec sesji


And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Morpheus Longbottom (1514), Anthony Shafiq (1746)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa