adnotacja moderatora
Rozliczono - Faye Travers - osiągnięcie Piszę, więc jestem
—02/06/1972—
Anglia, Dolina Godryka
Faye Travers & Anthony Shafiq
![[Obrazek: kZtUK4w.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=kZtUK4w.png)
W oczach psów można unieść nieba biały tulipan.
Kogo kochasz kochając przydrożne psy,
chodząc w ulicach wiatrem spalonych,
na szybach zastygając oczami szklanymi jak łzy?
Kogo kochasz kochając w ich oczach
maleńkie kobiety orientalnych snów,
kiedy boisz się twarz ich jak kwiat wziąć do ręki
i ostrożnie układasz mozaiki słów?
Kogo kochasz?
![[Obrazek: kZtUK4w.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=kZtUK4w.png)
W oczach psów można unieść nieba biały tulipan.
Kogo kochasz kochając przydrożne psy,
chodząc w ulicach wiatrem spalonych,
na szybach zastygając oczami szklanymi jak łzy?
Kogo kochasz kochając w ich oczach
maleńkie kobiety orientalnych snów,
kiedy boisz się twarz ich jak kwiat wziąć do ręki
i ostrożnie układasz mozaiki słów?
Kogo kochasz?
Spotkanie z Morpheusem było krótkie i treściwe. Wizyta na cmentarzu, wzajem złożone kondolencje. On nie zaprosił go do swojego domu. Anthony nie zamierzał przekraczać progu Warowni. Nic się nie zmieniło od ponad dwudziestu lat.
Przyjaciel poskąpił mu nawet krótkiego spaceru, a Shafiq nie naciskał, rezerwując sobie najcięższe armaty na sprawy ważniejsze niż wieczór, który był nieco inaczej rozplanowany. Dlatego po pożegnaniu, ruszył sam w kierunku jeziora, gdzie przed laty, gdy jeszcze nie otrzymał wilczego biletu, wspólnie z Morpheusem doglądał gromadki bawiących się dzieci. To znaczy nie doglądał, zasadniczo czytał i wewnętrznie narzekał na zaistniałą sytuację, po latach dopiero doceniając sielankę i ciepło bijące od tych wspomnień.
Wspomnień obecnie znajdujących się za żelazną bramą zakazu, który mimo czterdziestki na karku mężczyźni nie zamierzali łamać. Cóż, Anthony miał jeszcze dodatkowe powody, z których nie zwierzył się Morpheusowi i szczerze nie zamierzał tego robić, aby nie narazić łączącej ich więzi. W końcu to już i tak była przeszłość. Zamknięty rozdział.
Zamiast teleportować się od razu, mężczyzna szedł dalej, zatopiony w myślach, w emocjach, których nie dopuszczał gdy słońce wysoko na niebie mogło ujawnić prawdę o jego nazbyt nostalgicznej duszy. Teraz, gdy złota tarcza chowała się za wzgórzami, a on był sam, mógł odpuścić gardę, mógł pozwolić płynąć swobodnie tęsknocie i zazdrości za życiem pośród mieszkańców Doliny. Za przeszłością, w której na moment poczuł się członkiem rodziny, która nigdy go nie chciała.
Nagle, znajomy głos wyrwał go ze stuporu. Pospiesznie zaciągnął powietrze i wyprostował się, przeczesując przydługie ciemne włosy, układające się falą na zmęczonej głowie. Pospiesznie poprawił lnianą koszulę pociągniętą łagodnym lazurem i kilkumiesięcznym odruchem przygładził zarost. Przez moment musiał się zastanowić z kim ma przyjemność, ale była to tylko wina zatopienia się w przeszłości, w innych rejonach niż znajoma, uśmiechnięta buzia.
– Panna Travers. Minęło sporo czasu, czyż nie? – przywitał się skinieniem głowy, wymuszając łagodny uśmiech i swobodny ton. O ironio, dawno niewidziany wilkołak stanął przednim. Tylko nie ten, którego życzyłby sobie zobaczyć. Na szczęście, nie ten...
Przyjaciel poskąpił mu nawet krótkiego spaceru, a Shafiq nie naciskał, rezerwując sobie najcięższe armaty na sprawy ważniejsze niż wieczór, który był nieco inaczej rozplanowany. Dlatego po pożegnaniu, ruszył sam w kierunku jeziora, gdzie przed laty, gdy jeszcze nie otrzymał wilczego biletu, wspólnie z Morpheusem doglądał gromadki bawiących się dzieci. To znaczy nie doglądał, zasadniczo czytał i wewnętrznie narzekał na zaistniałą sytuację, po latach dopiero doceniając sielankę i ciepło bijące od tych wspomnień.
Wspomnień obecnie znajdujących się za żelazną bramą zakazu, który mimo czterdziestki na karku mężczyźni nie zamierzali łamać. Cóż, Anthony miał jeszcze dodatkowe powody, z których nie zwierzył się Morpheusowi i szczerze nie zamierzał tego robić, aby nie narazić łączącej ich więzi. W końcu to już i tak była przeszłość. Zamknięty rozdział.
Zamiast teleportować się od razu, mężczyzna szedł dalej, zatopiony w myślach, w emocjach, których nie dopuszczał gdy słońce wysoko na niebie mogło ujawnić prawdę o jego nazbyt nostalgicznej duszy. Teraz, gdy złota tarcza chowała się za wzgórzami, a on był sam, mógł odpuścić gardę, mógł pozwolić płynąć swobodnie tęsknocie i zazdrości za życiem pośród mieszkańców Doliny. Za przeszłością, w której na moment poczuł się członkiem rodziny, która nigdy go nie chciała.
Nagle, znajomy głos wyrwał go ze stuporu. Pospiesznie zaciągnął powietrze i wyprostował się, przeczesując przydługie ciemne włosy, układające się falą na zmęczonej głowie. Pospiesznie poprawił lnianą koszulę pociągniętą łagodnym lazurem i kilkumiesięcznym odruchem przygładził zarost. Przez moment musiał się zastanowić z kim ma przyjemność, ale była to tylko wina zatopienia się w przeszłości, w innych rejonach niż znajoma, uśmiechnięta buzia.
– Panna Travers. Minęło sporo czasu, czyż nie? – przywitał się skinieniem głowy, wymuszając łagodny uśmiech i swobodny ton. O ironio, dawno niewidziany wilkołak stanął przednim. Tylko nie ten, którego życzyłby sobie zobaczyć. Na szczęście, nie ten...