25.09.2024, 15:29 ✶
To miał być zwykły dzień.
A w każdym razie na tyle zwykły, na ile pozwalały warunki ulic Śmiertelnego Nokturnu; chociaż trzeba było przyznać, że przynajmniej każdy dzień był całkiem inny. Zasady tego, czym była ich norma ciągle się zmieniały - od zawsze były płynne, sprawiając, że każda chwila stawała się czymś niespodziewanym. A mimo to, młode panny Chang bez problemu sobie z tym radziły, sprawnie przemierzając to przedziwne otoczenie.
W końcu był to dom.
Moira od zawsze znajdowała w nim jakieś pocieszenie; zapewnienie, że nawet jakby cały świat stanął w płomieniach, to Nokturn miał nadal trwać. Pełen sprzeczności, pełen przemocy, pełen szemranych interesów i pełen rodziny, którą zdołały sobie tu stworzyć. Co jakiś czas mogła wystawiać te mniej udane obrazy na ulice, by za parę dni dostrzec je w całkiem innym miejscu; najczęściej zniszczone i poplamione, stanowiące już całkiem inną całość niż ta, którą pierwotnie były. Lubiła te chwile. Sztuka żyła samodzielnie; jej zadaniem było tylko tchnąć w nią oddech.
Nie było jej jednak dane dzisiaj zająć się sztuką. Już nie pamiętała, dlaczego znalazła się na zewnątrz wraz ze swoją siostrą; dyskutowały o czymś pozornie bez znaczenia, kierując się przed siebie. Co właściwie chciały zrobić? Pozostało to jednak bez większego znaczenia w momencie, w którym dopadł do nich ktoś ewidentnie pijany. Zdołała jedynie dostrzec błysk biżuterii, poczuć ostry zapach alkoholu i usłyszeć przedziwny bełkot, zanim ów ktoś zaciągnął ich w stronę knajpy. Radosne okrzyki podniosły się na ich widok, w dłonie zostały im wciśnięte kielichy z alkoholami, a one same znalazły się przy stole z bufetem. Ktoś coś świętował. Tylko co one tu właściwie robiły?
— W sumie nikt dawno nie oszalał, może to nasz szczęśliwy dzień — mruknęła w stronę siostry, podnosząc jeden z noży i obróciła go w palcach, by zaraz odrzucić go na stół. — Ktoś chyba wspomniał coś o jakichś zaślubinach? Co, jeden z twoich znajomych dał się wreszcie złapać?
Spojrzała na siostrę z uniesioną brwią, nie zaszczycając kielicha nawet spojrzeniem. Bo i po co? Przecież i tak znajdujący się w nim płyn nie zadziałałby na nią.
A w każdym razie na tyle zwykły, na ile pozwalały warunki ulic Śmiertelnego Nokturnu; chociaż trzeba było przyznać, że przynajmniej każdy dzień był całkiem inny. Zasady tego, czym była ich norma ciągle się zmieniały - od zawsze były płynne, sprawiając, że każda chwila stawała się czymś niespodziewanym. A mimo to, młode panny Chang bez problemu sobie z tym radziły, sprawnie przemierzając to przedziwne otoczenie.
W końcu był to dom.
Moira od zawsze znajdowała w nim jakieś pocieszenie; zapewnienie, że nawet jakby cały świat stanął w płomieniach, to Nokturn miał nadal trwać. Pełen sprzeczności, pełen przemocy, pełen szemranych interesów i pełen rodziny, którą zdołały sobie tu stworzyć. Co jakiś czas mogła wystawiać te mniej udane obrazy na ulice, by za parę dni dostrzec je w całkiem innym miejscu; najczęściej zniszczone i poplamione, stanowiące już całkiem inną całość niż ta, którą pierwotnie były. Lubiła te chwile. Sztuka żyła samodzielnie; jej zadaniem było tylko tchnąć w nią oddech.
Nie było jej jednak dane dzisiaj zająć się sztuką. Już nie pamiętała, dlaczego znalazła się na zewnątrz wraz ze swoją siostrą; dyskutowały o czymś pozornie bez znaczenia, kierując się przed siebie. Co właściwie chciały zrobić? Pozostało to jednak bez większego znaczenia w momencie, w którym dopadł do nich ktoś ewidentnie pijany. Zdołała jedynie dostrzec błysk biżuterii, poczuć ostry zapach alkoholu i usłyszeć przedziwny bełkot, zanim ów ktoś zaciągnął ich w stronę knajpy. Radosne okrzyki podniosły się na ich widok, w dłonie zostały im wciśnięte kielichy z alkoholami, a one same znalazły się przy stole z bufetem. Ktoś coś świętował. Tylko co one tu właściwie robiły?
— W sumie nikt dawno nie oszalał, może to nasz szczęśliwy dzień — mruknęła w stronę siostry, podnosząc jeden z noży i obróciła go w palcach, by zaraz odrzucić go na stół. — Ktoś chyba wspomniał coś o jakichś zaślubinach? Co, jeden z twoich znajomych dał się wreszcie złapać?
Spojrzała na siostrę z uniesioną brwią, nie zaszczycając kielicha nawet spojrzeniem. Bo i po co? Przecież i tak znajdujący się w nim płyn nie zadziałałby na nią.