28.09.2024, 20:41 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.01.2025, 02:39 przez Król Likaon.)
adnotacja moderatora
Rozliczono - Perseus Black - osiągnięcie Piszę, więc jestem
30 sierpnia 1972
Sad Boy Summer
You chase fandoms I've got plans I don't have time for tantrums
You don't ask questions when you talk cause you won't like the answer
You chase fandoms I've got plans I don't have time for tantrums
You don't ask questions when you talk cause you won't like the answer
Ten wieczór był wyjątkowo irytujący z wielu powodów. Dość wymieniać, że po raz kolejny wystawiła go ta sama osoba, na którą liczył w sprawie pewnej współpracy. Zaczynał się zastanawiać, czy brak odpowiedzi od panny Abbott znaczył, że ich znajomość została zakończona? Czyżby znalazła sobie inny obiekt, na którym mogła żerować? A może to ostatnie wydarzenia w sadzie jej rodziny sprawiły, że nie miała czasu na cokolwiek innego poza zamartwianiem się? Nie, to nie mogło być to: kobieta była tak nagrzana na samą znajomość z kimś jego pokroju, że musiało się coś stać. I bynajmniej nie obchodziło go, czy dziewczynie coś w tej chwili groziło lub coś jej się stało. Podejrzewał raczej, że stary Abbott postanowił tupnąć nogą i zmusić córkę do zamążpójścia i po prostu załatwił jej dobrą, bogatą partię. Czy mogła ona równać się z jego bogactwem? Wątpił - lecz na pewno było to coś stałego i pewniejszego niż zwykła znajomość, okraszona kupowaniem drogich sukien i płaceniem za posiłki, do czego zdążył ją przyzwyczaić na przestrzeni lata.
Jak ona miała na imię? Ach, tak. Marie. Marie Abbott.
Rodolphus zabębnił palcami o blat stolika, zerkając jednocześnie na wystający spod koszuli zegarek, zapięty na jego lewym nadgarstku. Czuł irytację, chociaż mógł się tego spodziewać. Nie dostał od niej odpowiedzi potwierdzającej lub odmawiającej spotkania. Zwykle nie musiał czekać na sowę dłużej niż kilka godzin. Mężczyzna westchnął ciężko, przenosząc spojrzenie na drzwi, które się otworzyły. Zajmował stolik niedaleko, przy ścianie. Klasyczny, okrągły i dwuosobowy. Sam z siebie nigdy nie wybrałby tego miejsca na spotkanie z kimkolwiek, lecz pamiętał, że Marie kiedyś wspominała mu o tym miejscu. Uznał, że połechcze to miło jej ego i sprawi, że być może przemyśli tę zerwaną znajomość. Co prawda po drodze wydarzyło się kilka wykolejeń i Marie nie była mu już potrzebna, ale w zasadzie chciał kontynuować plan Roberta. Pech jednak chciał, że raczej nie było to możliwe.
Czekał już dwadzieścia minut. Muzyka w środku nie była głośna, lecz towarzystwo wręcz przeciwnie. Nie był do tego przyzwyczajony - sam unikał spędów tego typu i zatłoczonych miejsc. Westchnął po raz kolejny. Już miał wstać i po prostu wyjść, gdy znajoma sylwetka przykuła jego spojrzenie. Ściągnął ciemne brwi w zastanowieniu. Czyżby Perseus zdążył wrócić ze swojej podróży poślubnej? Lestrange odrobinę przekrzywił głowę, nie spuszczając wzroku z Blacka, którego postać odcinała się na tle blasku świecy. Czy on był pijany, czy po prostu źle chwycił swoją laskę? Zdecydował się na razie nie podchodzić do niego, póki nie wybada sytuacji. Nie zdążył jeszcze dobrze ochłonąć po jego weselu, po którym chyba już nigdy nie tknie rosołu. Oczywistym było, że będzie starał się dopytać o personalia osoby, która odpowiadała za jedzenie, ale gdzieś w natłoku innych spraw to mu po prostu umknęło. Na chwilę o tym zapomniał: aż do teraz.