Mieszkanie Rodolphusa
Mieszkanie było w identycznym stanie, w którym zastała je Victoria wcześniej. Absolutnie nic się tu nie zmieniło: ani układ mebli, ani ułożenie książek czy przesunięcie szklanek. Wszystko było tak, jak wtedy. Oprócz jednej, jedynej rzeczy. Roślina, którą mu przesłała, stała przy oknie i prezentowała wydłużone, wytarte z kurzu liście. Co prawda było zbyt wcześnie by twierdzić, że młody Lestrange dba o nią lub nie, ale sam fakt że jej nie wyrzucił przez okno musiał o czymś świadczyć. O tym, że się jej bał? Że nie chciał więcej kwiatów? A może że skoro już coś dostał, to nie nawykł tego wyrzucać? Ciekawe czy gdyby przesłała mu krzak róży, przeznaczony do hodowli w doniczce, to tak samo chętnie by go zachował.
- Napijesz się czegoś? - zapytał, podchodząc do barku. Sam sięgnął po szklankę i karafkę z wodą. Miał też słabsze i mocniejsze alkohole: również nie wyglądało, jakby z butelek ubyła choć kropla. Zupełnie jakby trzymał je dla ozdoby lub pozorów, chociaż kiepskie to były te pozory, skoro było wiadomo, że unika alkoholu jak ognia. Dopiero co jedli, nie było więc sensu proponować czegokolwiek do jedzenia. Sam i tak by został przy samej wodzie, przejadanie się nigdy nie było w jego stylu. - Jak wspominałem, udało mi się rozpuścić wici tu i ówdzie. Dowiedziałem się czegoś, czego... co być może przeoczyliście. Co na pewno przeoczyło Ministerstwo.
Zaczął, wcześniej jednak czekając aż Victoria powie, na co ma ochotę. Każde szkło sprawdzał z pedantyczną wręcz manierą. I jakby z przyzwyczajenia? Może liczył, że kiedyś w końcu trafi na zaciek z wody, którego nie powinno być na naczyniu.