• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 10 Dalej »
[14.07.1972, wieczór] Kamień na kamieniu | Rodolphus, Victoria

[14.07.1972, wieczór] Kamień na kamieniu | Rodolphus, Victoria
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#1
03.10.2024, 20:26  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.10.2024, 23:04 przez Rodolphus Lestrange.)  
14 lipca 1972
Mieszkanie Rodolphusa

Mieszkanie było w identycznym stanie, w którym zastała je Victoria wcześniej. Absolutnie nic się tu nie zmieniło: ani układ mebli, ani ułożenie książek czy przesunięcie szklanek. Wszystko było tak, jak wtedy. Oprócz jednej, jedynej rzeczy. Roślina, którą mu przesłała, stała przy oknie i prezentowała wydłużone, wytarte z kurzu liście. Co prawda było zbyt wcześnie by twierdzić, że młody Lestrange dba o nią lub nie, ale sam fakt że jej nie wyrzucił przez okno musiał o czymś świadczyć. O tym, że się jej bał? Że nie chciał więcej kwiatów? A może że skoro już coś dostał, to nie nawykł tego wyrzucać? Ciekawe czy gdyby przesłała mu krzak róży, przeznaczony do hodowli w doniczce, to tak samo chętnie by go zachował.
- Napijesz się czegoś? - zapytał, podchodząc do barku. Sam sięgnął po szklankę i karafkę z wodą. Miał też słabsze i mocniejsze alkohole: również nie wyglądało, jakby z butelek ubyła choć kropla. Zupełnie jakby trzymał je dla ozdoby lub pozorów, chociaż kiepskie to były te pozory, skoro było wiadomo, że unika alkoholu jak ognia. Dopiero co jedli, nie było więc sensu proponować czegokolwiek do jedzenia. Sam i tak by został przy samej wodzie, przejadanie się nigdy nie było w jego stylu. - Jak wspominałem, udało mi się rozpuścić wici tu i ówdzie. Dowiedziałem się czegoś, czego... co być może przeoczyliście. Co na pewno przeoczyło Ministerstwo.
Zaczął, wcześniej jednak czekając aż Victoria powie, na co ma ochotę. Każde szkło sprawdzał z pedantyczną wręcz manierą. I jakby z przyzwyczajenia? Może liczył, że kiedyś w końcu trafi na zaciek z wody, którego nie powinno być na naczyniu.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#2
06.10.2024, 23:37  ✶  

Nawet nie liczyła na to, ze u Rodolphusa coś się bardzo zmieni przez te dwa dni, odkąd go odwiedziła ostatnio – i się nie przeliczyła, bo gdy znaleźli się w środku, to zanotowała, że wszystko jest na swoim miejscu dokładnie tak, jak to zapamiętała. Nawet fotel stał tam, gdzie stał, nim go złośliwie przesunęła o te kilka centymetrów, celowo doprowadzając do pulsacji żyłkę na skroni młodszego kuzyna. I nawet roślinka, którą mu wysłała, prezentowała się dumnie, co przyjęła z tajemniczym uśmieszkiem błąkającym się po ustach, ale kiwnięcie głową wyrażało aprobatę, bo niemalże od razu się do niej skierowała, żeby zobaczyć jak się ma, i czy radzi sobie w nowym środowisku. Nawet nie rozważała (póki co…) posyłania mu kolejnych roślin, w tym dużo trudniejszych w hodowli i uprawie. Ta jedna wystarczająco dobrze radziła sobie, by w pewnym sensie „ocieplić” wnętrze, nie psując jego charakteru.

– Wody. Wystarczy mi już tego wina – stwierdziła, pochyliwszy się odrobinę do liści rośliny, oglądając je z bliska. I najwyraźniej kontrola wypadła całkiem dobrze, bo za chwilę wyprostowała się i tak po prostu, jakby była u siebie, skierowała się do fotela, który ostatnio też zajmowała, i się nań wpasowała, zakładając przy tym nogę na nogę, a torebkę odłożyła na stolik i wlepiła spojrzenie ciemnych oczu w Rodolphusa. – I co, milej od razu z rośliną – to nie było pytanie, raczej powiedziała to w intonacji stwierdzenia. Bo nawet nie pytała go o zdanie…

Co być może przeoczyliście brzmiało jednocześnie wyzywająco, tajemniczo i… stawiało tak samo wiele pytań, co dawało odpowiedzi. Bo jedyni znani Zimni, to była ona, Mavelle, Atreus i Patrick, z którymi była w stałym kontakcie. I tylko ich badało Ministerstwo. Cóż więc takiego mógł dowiedzieć się Rodolphus, co pominęli oni lub to Ministerstwo…? Victoria milczała przez dłuższą chwilę, wpatrując się w kuzyna, jej chłodna mimika wyrażała raczej niewiele… Ale myślała. Bo wiedziała doskonale, że nie był ijedynymi osobami, które do Limbo trafiły. Był jeszcze Voldemort i… trójka jego popleczników. Kto to był? Cóż… Nie wiedziała, ale z łatwością można było założyć, że istnieje prawdopodobieństwo, że zmagają się z podobną przypadłością.

Tylko kto to był?

Opinia publiczna tego nie wiedziała. Zimni tego nie wiedzieli. Ministerstwo tego nie wiedziało. Ale…

Kurwamać.

Ta cisza była być może nawet trochę za długa jak na nią, lecz w końcu się odezwała.

– Z całym szacunkiem do Ministerstwa, ale bardzo się zdziwię, jeśli odkryje cokolwiek – A nawet jeśli, to się tym nie podzielą, bo od razu wyda się, że zrobili to nielegalnie – nie powiedziała tego na głos, za to pomyślała. – Co takiego mogliśmy przeoczyć? – zapytała w końcu. Nie skąd się dowiedziałeś, nie gdzie kopałeś, tylko co…

Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#3
09.10.2024, 10:03  ✶  
Przewrócił oczami na jej pytanie dotyczące rośliny. Stał do Victorii tyłem, więc nie mogła tego widzieć, ale w jego opinii nawet milczenie było doskonałą odpowiedzią na ten temat, więc nie dodał nic. Po prostu napełnił obie krystalicznie czyste szklanki wodą i przeniósł je na stolik. Ostrożnie postawił naczynia na podkładkach, by nie stały bezpośrednio na blacie stolika.
- Tu nie musisz udawać, Victorio - powiedział, siadając na fotelu naprzeciwko niej. Minę miał poważną, chociaż gdzieś z tyłu oczu czaiło się przekonanie, że oboje stoją po tej samej stronie, przynajmniej w tej jednej sprawie. Mieli podobne zdanie na temat Ministerstwa a to już wystarczało, by chwycić się wspólnej nici i dojść po niej do kłębka porozumienia. - Czy zastanawialiście się w Ministerstwie, w jaki sposób zostało otwarte przejście do Limbo?
Zapytał wprost, opierając wygonie przedramiona na podłokietnikach. Ton głosu miał jednostajny i spokojny, a spojrzenie czyste i trzeźwe. Można było iść o zakład, że to wino które zamówił w Chimerze, było na pokaz a on sam mógł upić z kieliszka zaledwie łyk albo dwa. Maksymalnie dwa.
- Z tego co wiem, Ministerstwo pominęło ten aspekt. Chodzi o kamienie, które były na Polanie Ognisk. Nikt ich nie badał, a wydaje mi się, że są kluczem do odgadnięcia, w jaki sposób otworzono przejście do Limbo. Być może, jeżeli udałoby Ci się odtworzyć wszystkie kroki, jakie podjęto, uda ci się zrozumieć, co zaszło już w samym Limbo. Skąd pochodzą? W jaki sposób zadziałały? Jakiego rytuału użyto, by otworzyć przejście? Może da się tam wrócić i tym samym uzyskać odpowiedzi na twoje pytanie? Twoje i - jak zakładam - innych. Atreus i Mavelle Bones. I ktoś jeszcze, Steward, prawda? Wszyscy z jednego Departamentu. Czy spotkaliście się i myśleliście nad tym, by tam wrócić i odwrócić cokolwiek się zadziało? - przekrzywił lekko głowę, wlepiając spojrzenie w Victorię. To nie był przełom, oczywiście, ale znalazł pominięty element. Być może celowo, a być może przypadkiem. - Skądś się musiały wziąć. Być może w bibliotece Parkinsonów znajdziesz odpowiedź? Albo u Shafiqów. Z tego co wiem, zajmują się klątwami, runami i artefaktami. Uważam, że mogliby pomóc.
Powiedział spokojnie, przerywając swoją kamienną pozę by sięgnąć po szklankę z wodą.
- Ministerstwo skupia się na efekcie, którym jesteście wy, Zimni. Ale jak można odwrócić efekt, nie zagłębiając się w to, co do niego doprowadziło?
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#4
12.10.2024, 20:19  ✶  

Tym razem to ona wywróciła oczami, kiedy Rodolphus już siadał na fotelu, a ona oglądała sobie roślinkę i jak się ma. Nie musiała udawać – oczywiście i częściowo tę maskę ściągnęła, druga jej część czuła się za nią po prostu bezpieczniej. Była do niej przyzwyczajona, jakby była jej prawdziwą twarzą; chłodna, z dystansowana, mogąc ukryć swoje emocje i nie zdradzać swojego poruszenia, czy czegokolwiek innego. To nie było proste – to były lata pracy. A jednak wywrócenia oczami siedząc tuż przed młodszym kuzynem. Chciał, żeby nie udawała – no to miał.

– Nie wiem czy Ministerstwo się zastanawiało. Ja na pewno to rozważałam – sięgnęła po szklankę z wodą, ale zamiast patrzeć na Rodolphusa, spoglądała na szklankę, mimowolnie palcem jeżdżąc po jej rancie. – Tym bardziej, że to ja wprowadziłam nas do Limbo – dodała po chwili zawahania, po czym westchnęła i dopiero uniosła spojrzenie. Doskonale wiedziała, że gdyby nie ona, to nikt z Ministerstwa by się tam nie znalazł, a to, co robił tam Voldemort… Nigdy nie zostałoby przerwane.

– Potrzebowałam gdzieś tygodnia żeby dojść do siebie po tym, co się tam stało, a potem kolejnego tygodnia, żeby pójść w teren. Chwilę później zamknięto wejście do Kniei Godryka, a wcześniej Departament Tajemnic zamknął całą Polanę Ognisk, nigdy więc nie widziałam jak skończyła po tym, co tam się stało. Więc nie wiem, co tam było. Nie wiem nic o żadnych kamieniach – były dziwne światła, które raniły ludzi, osobiście zneutralizowała dwa z pięciu, ale kamienie? Nie, nie widziała żadnych kamieni, zresztą było wtedy już ciemno, a jedyne światło jakie mieli, pochodziło z rytualnego ogniska i tych dziwnych świateł. Nie miała jak zbadać tematu czegokolwiek co tam zaszło. Więc Departament Tajemnic tego też nie robił?
[a]Lekko przekrzywiła głowę w kierunku prawego ramienia.

– Więc Departament Tajemnic zamknął Polanę i nic z tym nie robi? – nawet nie była zaskoczona. Zakładała, że użyto tam nekromancji, więc oficjalnie też nie mogli nic powiedzieć, nawet jeśli coś zbadano, to… Heh. Nie. To prawo tylko im utrudniało wszystko. Czarnoksiężnicy i tak mieli je gdzieś i używali nekromancji, badali ją, a reszta społeczeństwa miała utrudnione zadanie. To nie była równa walka. – Spotkaliśmy się i rozmawialiśmy – ale nie do końca o tym, jak tam wrócić, bo żadne z nich nie bardzo wiedziało, co się stało… A na pewno nie wiedziała Victoria. – Szukałam w bibliotece, ale żeby cokolwiek znaleźć, to musiałabym wiedzieć, czego w ogóle szukać. Czy mam pytać skąd wiesz o jakichś kamieniach? – uśmiechnęła się uprzejmie, dając mu ten malutki wybór, chociaż prawdę mówiąc, jak zwykle była ciekawa (ale ciekawa wiedzy książkowej), to tego jakoś nie chciała wiedzieć. – Nie wiem nawet jak to wyglądało i tak dalej. Kojarzę żywiołaka, który ciskał w nas kamieniami, to o to chodzi?

Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#5
14.10.2024, 14:24  ✶  
Gdy Victoria podkreśliła, że ona się nad tym zastanawiała, nie mógł ukryć delikatnego kiwnięcia głową. Z uznaniem, bo cokolwiek by myśleć o Ministerstwie jako instytucji, tak pojedyncze jednostki pracownicze potrafiły zachować jednak zdrowy rozsądek. Żałował tylko, że ludzi takich jak on, Victoria czy chociażby Nicholas lub Cynthia było dużo, dużo mniej niż bezmyślnych marionetek, które wykonywały każde polecenie przełożonych, radośnie merdając ogonami, że zostali zauważeni. Cholera, nawet taka Brenna czy Atreus byli bardziej elastyczni w swoich działaniach niż większość pracowników Ministerstwa Magii.
- Robi, oczywiście że robi. Zostały wysłane grupy, które miały zbadać to, co się stało na Polanie Ognisk, jednak... - Rodolphus przeniósł spojrzenie z Victorii na okno. Zawiesił głos celowo, pozostawiając clue swojej wypowiedzi w zawieszonym niedopowiedzeniu. - Doskonale wiesz, jak to wygląda. Białe rękawiczki, raporty. Czyste sumienie. I zakazy.
Podjął w końcu temat, marszcząc nieco brwi. Nie był to grymas zadowolenia, wręcz przeciwnie. Przez twarz Rodolphusa przemknęło zniecierpliwienie, pomieszane z irytacją. Nie musiał tego udawać, niekompetencja poszczególnych departamentów drażniła go niemalże tak samo, jak Victorię, chociaż sam nie brał w całym zamieszaniu udziału.
- Lepiej nie pytaj. Niektóre informacje nie mogą wyjść poza Departament Tajemnic. Nigdy - ostrzegł ją tak, jakby nie wiedziała, że samą rozmową z nią łamie jeden z największych zakazów w jego pracy. Wbił ostrzegawcze spojrzenie w swoją kuzynkę. Nie ostrzegał jej tym samym, nie groził, po prostu uczulał na to, by pamiętała, że w tej chwili wyciąga do niej pomocną dłoń, a jeżeli wyda się, że wynosi z pracy informacje... To może się skończyć czymś dużo gorszym, niż samo zwolnienie. - Nie. Chodzi o kamienie, które zostały rozstawione na polanie. 5 kamieni, których wcześniej tam nie było, co zostało odnotowane, lecz zignorowane.
Między prawdę zgrabnie wplatał półprawdę i kłamstwa. Tak, żeby wszystko to, co mówił, wydało się podparte wiedzą, wyniesioną z Departamentu Tajemnic.
- Nie znalazłem informacji, by miały na sobie jakiekolwiek znaki czy były zaklęte, ale jestem pewny, że ta informacja została wymazana z akt - powiedział, nachylając się lekko. Odruchowo ściszył głos, chociaż tutaj nikt nie miał prawa ich usłyszeć. - W to była zamieszana czarna magia, o czym wiecie. A co, jeżeli także nekromancja? Co jeżeli te kamienie stanowią rozwiązanie zagadki, która pozwoliła otworzyć przejście do Limbo? Nie bez powodu usunięto o nich wzmiankę w raportach, chociaż pominięto w wymazywaniu sam fakt ich istnienia. Powinienem być zły za tak niechlujną pracę, lecz dzięki temu mamy punkt zaczepienia. Nie bez powodu w ogóle ta informacja się tam znalazła. Mam wrażenie, że brakuje kilku kartek, najpewniej zostały zniszczone. Ta sprawa nie dotyczy Komnaty, w której pracuję, a wyciągając informację od innych Niewymownych muszę polegać na ich chęci współpracy. To jest jedyne, co mam na ten moment, ale w obliczu jednej wielkiej niewiadomej - może być wszystkim.
Wydawał się przekonany o tym, że wzmianka o pięciu kamieniach, których istnienie potem ignorowano, była ważna. Wpatrywał się w Victorię, jakby chciał poznać jej zdanie na ten temat.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#6
30.10.2024, 01:14  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.10.2024, 01:17 przez Victoria Lestrange.)  

Westchnęła. Mogłaby dużo mówić o tym, co sądzi o Ministerstwie i podejmowanych działaniach. O decyzji Eugenii Jenkins i wszystkich tego konsekwencjach. O tym, że powolutku rodziła się w niej myśl, że Ministerstwo z takim zarządzaniem skazane jest na porażkę, gdy nie bierze się pod uwagę działań Voldemorta na głos mówić nie chciała. Tak samo jak o tym, że czuje się porzucona i opuszczona po tym, jak podczas wykonywania swoich obowiązków służbowych, doznała sporego uszczerbku na zdrowiu. Takiego, który, wedle opinii, jaką niedawno usłyszała, może ją w niedługim czasie zabić. Wyrok śmierci odroczono na nie wiadomo kiedy, a prawdopodobną datą miał być 31 października.

Coraz częściej w jej głowę drapała myśl, że skoro Departament Tajemnic nie chce się dzielić tym, co ustalił, to może powinna wziąć sobie tę wiedzę siłą w najbardziej bezczelny sposób, jaki istniał na świecie: gdy wypraszają cię drzwiami, wejść oknem.

– Wiem. To prawo, które zamiast chronić społeczeństwo, tylko je upośledza, bo nie dotyczy tych, którzy nie boją się procesu i więzienia – mówiła tu rzecz jasna o zakazie, jaki nałożono na nekromancję, przez ci dziedzina w oficjalnych kanałach była w Anglii mało znana, nie można się było skutecznie bronić przed niektórymi wpływami czarnej magii, a na domiar wszystkiego ludzie wyjęci spod prawa… mieli ten zakaz w poważaniu, będąc dwa kroki przed Ministerstwem, które musiało działać oficjalnie. Victoria i tak niespecjalnie się tego zakazu słuchała, znała nekromancję w podstawowym zakresie, który pozwalał jej wykonywać pracę w miarę skutecznie, ale i tak korzystała z niej tylko, jak wiedziała, że nic jej z tego tytułu nie grozi. – I doskonale wiem, że żeby zbadać to, co się nam przydarzyło, potrzeba wiedzy nekromantycznej, którą urzędnicy Ministerstwa nie mogą się głośno chwalić – uśmiechnęła się krótko, sztucznie. Nawet jeśli badano tam nekromancję… czego nie wiedziała, ale czym innym badać śmierć? Więc nawet jeśli ją tam badano, to nie mogli tego przyznać na głos i było to frustrujące.

Spojrzała na Rodolphusa tępo, jakby mówił do niej co najmniej po chińsku, a nie angielsku i jakby przy tym skakał jak małpka w zoo – a przecież jedyne co zrobił, to opisał o jakie kamienie mu chodzi. Dopiero po chwili zmarszczyła brwi i lekko zmrużyła powieki, myśląc intensywnie, bo… Nie kojarzyła żadnych kamieni, nic w raportach o tym nie widziała, nie kojarzyła, żeby ktoś o tym mówił.

– Nie kojarzę nic o żadnych kamieniach – zaczęła powoli, przenosząc spojrzenie na roślinkę, grzecznie pyszniącą się pod oknem. Victoria myślała teraz intensywnie, bardzo intensywnie, przeszukując pamięć w poszukiwaniu… czegokolwiek. – Nikt mi o nich nie mówił, a siłą rzeczy nie byłam w stanie zobaczyć pobojowiska. Nie chcieli mnie wypuścić z tego szpitala polowego, i w sumie to im się nie dziwie, też bym siebie z niego nie wypuściła – mogła wyjść do domu dopiero, kiedy ktoś ją odebrał i… cóż, był to Sauriel. Przyszedł wtedy po nią i ją zabrał do domu, ledwo trzymającą się na nogach. Nie kojarzyła kamieni, za to doskonale pamiętała inną rzecz, której też było pięć: światła, które wydobywały się jakby z ziemi. Zdążyła o tym zapomnieć na przestrzeni tych miesięcy, ale teraz, przy wzmożonym myśleniu, gdy cofnęła się pamięcią do tamtego dnia… W sumie nikt jej nigdy nie wyjaśnił, o co chodziło z tymi światłami. Nikt o nich nie mówił, jakby były nieistniejącym, nieistotnym elementem. – Pamiętam… Światła – powiedziała powoli, nadal nie patrząc na Rodolphusa, przeniesiona pamięcią w inne miejsce i czas. – Pięć dziwnych świateł, które paliły się jakby… z ziemi? – dodała po chwili. – Jedno z nich było pod innym kątem, nie prostopadle do podłoża, wycelowane w niebo, tylko pod kątem, zraniło jakąś czarownicę… Pamiętam, że biegliśmy do niego, żeby je zneutralizować. Rozproszyłam jego magię aż zgasło. I potem to samo zrobiłam z jeszcze jednym. Pozostałe trzy… Wydaje mi się, że też zgasły, że inni się nimi zajęli – w końcu przeniosła wzrok na kuzyna, który się do niej nachylał. [b]– Myślisz, że… że to te kamienie emanowały to światło? Liczba się zgadza. I fakt, że nikt o nich nie mówi również.

Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#7
03.11.2024, 02:28  ✶  
Czy wiedział, jak bardzo Victoria czuła się odrzucona i pozostawiona samej sobie? Cóż... Być może nie. Być może pokładał zbyt wielkie nadzieje w swojej własnej (i jej) rodzinie, szczególnie że sam niezbyt się tematem interesował do pewnego momentu. Ale im bardziej zgłębiał się w to, co się odpierdoliło na Polanie Ognisk, tym bardziej wierzył w to, że Victoria była sama. Sama, jeżeli wziąć pod uwagę Ministerstwo.

Bo prawda była taka, że jego kuzynka miała wokół siebie ludzi, którzy oddaliby za nią życie. Dzielili z nią wspólne tajemnice, które mogłyby skończyć się przymusowym pobytem w Azkabanie. Miała wokół siebie ludzi, którzy przyjęliby na siebie pierwszy cios, gdyby byli obok niej. Czy on miał obok siebie kogokolwiek takiego? Nawet jeśli, to wolał na nich nie polegać.

Rodolphus nachylił się i uniósł dłoń, by przykryć nią dłoń Victorii. Była zimna jak lód, ale wydawało się, że mu to w ogóle nie przeszkadza. Delikatnie przejechał kciukiem po grzbiecie jej dłoni w pocieszającym geście.
- To prawo, które chroni tych, którzy są słabi i się boją - powiedział poważnie, marszcząc lekko brwi. Słabość i strach - to były do tej pory cechy, które stawiał na równi. Teraz jednak zaczął je rozgraniczać. Strach przed nieznanym mógł zostać uznany za ostrożność, lecz tylko jeżeli wykonywało się ten pierwszy, maleńki krok. Inaczej było to głupotą. A słabość... Słabością było stanie w miejscu. Zacisnął palce na dłoni Victorii. - Najprawdopodobniej. Nekromancja bada siły witalne, które przepływają przez ciało człowieka. W księgach, które przeglądałem w rodowej posiadłości, wychwyciłem kilka niuansów, pozwalających mi stwierdzić, że w Komnacie Śmierci zajmują się... Śmiercią. Nic co tam robią, ci nie pomoże.
Zabrał dłoń, jednocześnie się prostując. To był fakt, któremu nie dało się zaprzeczyć w żaden sposób. Na wiele sposobów można było próbować zakłamywać rzeczywistość, ale skoro nekromancja była zakazana, to nie było mowy o tym, by Departament Tajemnic jakkolwiek pomógł Victorii czy innym Zimnym, o których Lestrange w tej chwili nie dawał najmniejszego jebania. Gdy Victoria przyznała, że nie wie nic o kamieniach, przeniósł wzrok gdzieś w bliżej nieokreśloną przestrzeń. Milczał, słuchając tego, co miała do powiedzenia. Mógłby wydawać się tak samo zimny jak ona, gdy opowiadała o tym, co się działo podczas Beltane, lecz grymas, który przeszył jego twarz, był aż nadto wyraźny. Nie podobało mu się to, że tego doświadczyła. Ba, uważał że nie powinna tego doświadczyć. Nie potrafił tego ukryć, nawet gdy uciekał wzrokiem.
- Światła... - chrząknął, zmieniając temat. Nie był pewien, czy Victoria zauważyła ten grymas. Miał nadzieję, że nie - nie chciał, by widziała troskę, która na kilka chwil była widoczna na jego twarzy. Wiedział, kim była i wiedział, po której stronie stoi. Ale jednak... jednak nie potrafił wyzbyć się jakiegoś przeświadczenia, że była lepsza od innych. Że wiedziała więcej, że była w stanie zrobić więcej. Potrząsnął głową. Victoria była zakazanym owocem, którego mieli nie ruszać. Przyjaźniła się z Brenną, była aurorem. Ale... Czy inni nie byli aurorami? Czyż on sam nie zacieśniał więzów z Longbottom? Tą albo tamtym? Spojrzał na Victorię uważnie.
- Skoro było pięć kamieni, a ty mówisz że było pięć świateł i nikt się tym nie zainteresował... - pozwolił, by jego słowa zawisły w powietrzu. To było aż nadto oczywiste. - Tu jest zbyt dużo punktów wspólnych. Te kamienie i światła są powiązane z otwarciem przejścia do Limbo. Skoro jedno zostało zneutralizowane... a kolejne zraniło kogoś. Powiedz mi proszę, dokładnie - czy przeszliście do Limbo póki światła płonęły, czy najpierw je zgasiliście, a potem przeszliście? Gdzie były zlokalizowane te światła? Jesteś w stanie je narysować?
Rodolphus sięgnął po różdżkę. Machnął nią, a z kredensu wypłynął pergamin i pióro. Zgrabnie podpłynęły do Victorii i zawisły przed nią, jakby w oczekiwaniu. Ale było tu coś jeszcze. W zimnych oczach mężczyzny błyszczało coś... co wyglądało na podekscytowanie. Niecierpliwość. I irytację jednocześnie. Nie od wczoraj wiadomo było co Lestrange sądzi o Ministerstwie, ale tak samo nie od wczoraj wiadomo było, co sądzi o tym, by odkrywać to, co ukryte. Nachylił się w kierunku Victorii.
- Jesteś w stanie rozmieścić te punkty? W jaki dokładnie sposób wprowadziłaś innych do limbo? - uniósł wzrok. Wbrew pozorom był czysty i jasny, skupiony w stu procentach na Victorii. - To jest kolejna zagadka. Raporty mówią co innego. Opisz krok po kroku co zrobiłaś, co widziałaś. Przypomnij sobie te pięć kamieni czy świateł. Skup się, Victorio. Każdy szczegół ma znaczenie.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#8
05.11.2024, 12:21  ✶  

Rodzina robiła co mogła tak naprawdę – czyli niewiele. Widziała zmartwienie sióstr, nawet tej najmłodszej, z którą była związana najbardziej, widziała, że nawet jej zimna (w znaczeniu czysto metaforycznym) matka też na swój sposób się martwi. Ale co oni mogli zrobić? Coś takiego nigdy wcześniej się nie wydarzyło. Victoria dostała dostęp nawet do tekstów kowenu, a i tak… wszystko było mgliste. Została zbadana przez gości z Departamentu Tajemnic, ona i reszta Zimnych i… wszyscy rozkładali ręce. Ale wiedziała dlaczego, nie było sensu się od tego znowu odbijać; wszystko sprowadzało się do nekromancji.

Drgnęła lekko, czując obcy dotyk – dłoń Rodolphusa na swojej własnej. Nie dlatego, że było to niechciane, a dlatego, że było niespodziewane. Rodolphus, tak jak i ona, był powściągliwy i oszczędny w gestach i nie zauważyła, by do tej pory miał chęć na dotykanie ludzi w trakcie rozmowy. Uniosła spojrzenie na kuzyna, może nawet trochę pytająco, ale nie zabrała rąk.

– To prawo, które chroni tych, którzy jak zaczną, to nie wiedzą kiedy przestać – czyli tak, ludzi słabych. Żarłocznych. Którzy chcieli więcej i więcej, bo apetyt rósł im w miarę jedzenia. – Życie i śmierć są ze sobą ciasno splecione. Nasz świat jest światłem żywych, a Limbo umarłych i śmierci. A ja weszłam wprost do niego i mnie zmienił – nie zgadzała się z tym, że nic co tam robili jej nie pomoże. Bo badali Limbo, tak? Z jakiegoś powodu to Departament Tajemnic odgrodził Polanę Ognisk i ktoś od nich ją badał. Być może Rodolphus chciał jej myśli odsunąć od tamtej Komnaty, może mieli coś, czego nie powinna wiedzieć, a może nie mieli nic… w każdym razie nie zamierzała tutaj polegać na Ministerstwie. Już zresztą się umówiła z Brenną na wyjazd do Afryki.

Grymas widziała… ale nie zamierzała na niego reagować. Bo mógł być wynikiem niezadowolenia na cokolwiek tak naprawdę, stawiała, że na opieszałość rządzących.

– Były rozmieszczone wokół ogniska rytualnego. Mogę je narysować mniej-więcej, nie pamiętam w jakiej dokładnie odległości były od ogniska ani od siebie wzajemnie, zresztą byłam tylko przy dwóch. Zgasiłam jedno, pobiegliśmy do drugiego, je też zgasiłam… nie wiem czy w tym czasie paliła się reszta, byłam trochę zajęta tym, żeby żywiołak mnie nie zmiażdżył jakimś kamieniem, którym rzucał. W każdym razie jak weszliśmy do Limbo to zgaszone były przynajmniej dwa – trochę za dużo się wtedy działo i byli najbliżej ogniska, by mogła zwrócić uwagę na to, co działo się po drugiej stronie. Wzięła pergamin i pióro od Rodolphusa i przyłożywszy sobie kartkę do nogi, wyprostowała ją na swoim kolanie. Na środku zaznaczyła duże ognisko, obok niego koślawego ludzika nktory miał oznaczać żywiołaka, wokół nich, w pewnej odległości narysowała okrąg, s jeszcze bardziej na zewnątrz pięć kropek, które miały symbolizować swiatła.

– To jest ognisko, to żywiołak. Tu jest krąg czarnego ognia, który odgradzał ognisko od reszty. Tu są światła. Ale to wszystko nie jest w skali – pokazała palcem na konkretne rzeczy, które znajdowały się wtedy na polanie ognisk. – Weszliśmy w ognisko na środku. Nie wiem co mówią raporty, ale ja swój bardzo dokładnie zreferowałam przed Moody i Bonesem – spojrzała jeszcze raz na swój rysunek. Może i pięknie pisała, ale Picasso to z niej nie był. Zaraz dorysowała jeszcze żywiołaków dwie kropki na oczy i ( jako buzię i V pomiędzy oczami, pokazując że był wkurwiony. – Z ogniska leciał fioletowy dym, ale moi towarzysze tego nie widzieli – dodała jeszcze po chwili namysłu.

Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#9
11.11.2024, 01:02  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.11.2024, 01:12 przez Rodolphus Lestrange.)  
- Bez życia nie ma śmierci, a bez śmierci: życia. Ale nekromancja jest surowo zakazana, więc co tak naprawdę mogą tam badać? - odpowiedział jej, przenosząc wzrok gdzieś na bok. Pytał o to, rozmawiał, ale jak to z Niewymownymi bywa: nikt nie chciał zdradzić swoich tajemnic. Nie dziwił się temu zresztą - on sam nie zdradzał tego, co działo się w jego komnacie. Zbywał pytania krótkim wzruszeniem ramion czy kręceniem głową, czasem rzucił mądrym słowem, które jednak niczego nie wnosiło do rozmowy. I tak to się żyło w tym Departamencie Tajemnic.

Milczał, nie chcąc przeszkadzać Victorii w rysowaniu. Chociaż bardzo kusiło go skomentowanie jej artystycznych umiejętności, to wiedział, że teraz nie był na to ani czas, ani miejsce. Gdy skończyła, wstał i przeszedł bliżej jej fotela. Jedną dłoń oparł na oparciu, a sam zawisł nad Victorią niczym sęp nad umierającym człowiekiem. Jednak w odróżnieniu od sępa, wcale nie czekał łapczywie na śmierć kuzynki. Przeciwnie: wydawało się, że robi wszystko, by do tej śmierci nie doprowadzić. W skupieniu studiował rysunek, lecz gdy Victoria dorysowała złą minkę do ludzika, przewrócił oczami. Naprawdę, w takiej chwili? On tu się powstrzymuje przed komentarzami, a ona co - sama mu się daje na tacy?
- Zrobisz karierę jako malarka - zauważył z przekąsem. - Mogę?
Nie czekając na odpowiedź wyciągnął rękę po rysunek. Chciał go podnieść wyżej oczu, żeby nie tkwić w tej niewygodnej pozycji i móc na spokojnie się mu przyjrzeć.
- Czarny ogień miał odgrodzić ognisko, które jak mówisz, było przejściem do Limbo. Światła ustawione w taki sposób mogą symbolizować różne rzeczy, jednak jestem pewny, że mają związek z kamieniami, o których czytałem. Być może zmieniły się pod wpływem magii w światło, a może nadal tam są? Jeżeli zgasiliście dwa, to mogły się rozpaść. Trzech kamieni, szczególnie tak umieszczonych, nikt by nie ruszył. Może są małe? Na tyle, że ktoś je przeoczył? - myślał głośno, ruszając się z miejsca. Chodził po pomieszczeniu, wlepiając oczy w kartkę. Mruczał coś do siebie niezrozumiale, marszcząc brwi. Wyglądał na niezwykle skupionego, jakby próbował połączyć kropki. Światła, kamienie...

Rzut na wiedzę o świecie - czy pamięta o symbolice 5
Rzut N 1d100 - 50
Slaby sukces...

Rzut N 1d100 - 29
Akcja nieudana


- Piątka symbolizuje zmianę i wolność. W numerologii o ile mnie pamięć nie myli: ekspresywność, zmienność, nieprzeciętność. W astrologii symbolizuje którąś planetę, ale nigdy nie uważałem na tych zajęciach... - mamrotał, tym razem nieco głośniej, tak żeby Victoria mogła słyszeć to, co mówił. - Pięć ramion ma także pentagram w wierzeniach chrześcijańskich. W Chinach za to...
Urwał, zatrzymując się. Spojrzał jeszcze raz na kartkę, a potem na Victorię.
- Powiedziałaś, że był to żywiołak. W chińskiej symbolice pięć elementów to kolejno pięć żywiołów. Woda, Drzewo, Ogień, Ziemia i Metal - powiedział powoli, wracając do fotela. Opadł na niego ciężko, a co więcej: zacisnął palce na nasadzie nosa, zaciskając mocno powieki. Czuł, że głowa mu paruje. - Nic mi to nie mówi. Ale skoro kamieni było pięć i świateł pięć, to musimy mówić o tym samym. Znasz może kogoś, kto zna się na astrologii, runach, symbolach - czymkolwiek? Albo na Chinach. Mówiłaś, że płyniecie do Egiptu, może tam warto o to zapytać?
Otworzył oczy i spojrzał na Victorię ponuro. Nie lubił nie wiedzieć, a wydawało się, że utknęli w martwym punkcie. Mieli jeden element ze stuelementowych puzzli. Zajebiście. Pozostało kolejnych 99.
- Ktoś, kto lubi się babrać w historii i przeszłości. Bagshot? Shafiq? Morpheus Longbottom jeśli chodzi o przyszłość? - odłożył rysunek, by potrzeć skronie. Miał wrażenie, że kręcą się w kółko.
- Teoria pięciu elementów oraz zmienności i przemian by pasowała do tego, co się stało, ale nie tłumaczyłaby w jaki sposób przeprowadzono rytuał, by otworzyć wejście do Limbo. I po co ktokolwiek chciał tam wchodzić - wydawał się być zły. Zły, że nie może sięgnąć pamięcią do tego, co zaniedbał w Hogwarcie. Nitek powiązań było cholernie dużo i nie mieli pewności, że którakolwiek z nich była tą właściwą. Jak obiorą jedną drogę, mogą wpaść w ślepy zaułek. Jak wypróbują wszystkie: może się okazać, że żadna z dróg nie jest właściwa, bo coś przegapili.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#10
02.12.2024, 23:41  ✶  

Nekromancja była zakazana, to się zgadzało. A jednak nie wierzyła, że jej w Ministerstwie nie badają. Była wręcz pewna, że to robili, ale nie mogli o tym mówić oficjalnie.

– Być może sama nekromancja jest zakazana, ale jej efekty już nie – odparła być może równie nieprecyzyjnie i wzruszyła ramionami. Co miała na myśli było przynajmniej dla niej oczywiste: z pewnością badali sprawy związane z Limbo, być może z nieumarłymi, którzy zmarli, a następnie wstali… ich egzystencja nie była przecież zakazana, a jednak nieodłącznie wiązała się z nekromancją. Być może zajmowali się tym, jak przedłużyć sobie życie? Mogła tylko zgadywać.

– Dzięki, ale takich aspiracji nie mam. Już wystarczy jedna artystka Lestrange, dwie to byłby już ścisk – rzecz jasna mówiła o Lorettcie, bliźniaczce Louvaina, która pojawiała się i znikała, a jej udziałem był chaos. Nie oponowała, gdy Rodolphus wziął to jej dzieło sztuki by przestudiować je z bliska. Victoria miała ładny charakter pisma, ale w rysowaniu była… cóż. Kiepska i miała tego świadomość. Narysowała to jednak na tyle jasno i schematycznie, na ile umiała, chcąc zobrazować to wszystko kuzynowi.

– Nie mam pojęcia. No i reszta też mogła wpaść na to, żeby rozproszyć magię, nie mam pojęcia co się działo. Byłam trochę zajęta tym, żeby nie zostać zgnieciona na papkę i jakąś dwójka śmierciożerców, którzy wybiegli z tego kręgu ognia w popłochu – wzruszyła ramionami, bo doskonale pamiętała jak jednemu związała nogi aż wywalił się na ten głupi ryj, bo złapała go w biegu, ale wtedy żywiołak i w nich zaczął ciskać kamieniami, nie miała więc czasu zająć się uciekinierami.

– Wiesz czego jest też pięć? Masz pięć palców na każdej kończynie – mniej-więcej taką wagę przykładała do tego mistycznego gadania o znaczeniu cyfr, liczb i innych symboli. – Nie wiedziałam, że interesujesz się mugolskimi wierzeniami – zauważyła, lekko przekrzywiwszy głowę, którą i tak miała obróconą, jak i całe ciało, by mieć Rodolphusa na widoku, gdy tak krążył w zamyśleniu. Dotarło do niej, jakie to idiotyczne, kiedy sama tak robiła – a robiła często. Myślała, rozmawiała i chodziła tam i z powrotem po pomieszczeniu. Rzecz jasna nie teraz – teraz grzecznie siedziała. – Trochę daleko nam do Chin. Żywiołak był… raczej ziemny, no ciskał kamieniami. Brakowało tylko tego, żeby gniewnie tuptał i grzmiał „nnniiiiiisszzzzccczzzyyyyyyććććć” – zaintonowała w spowolnionym tempie, modulując glos tak, żeby brzmiał nisko. – Atakował nas i tych typów w szlafrokach też, więc to raczej nie był ich kolega, albo jakiś idiota nie wiedział jak zapanować nad taką magią – to już mówiła normalnie, tylko po drodze chrząknęła i sięgnęła po szklankę z wodą, która do tej pory stała sobie z boku i czekała na odpowiedni moment. Tak, mówiła o szlafrokach, bo sama idea wydawała się dla niej absurdalna i niepoważna. To, że stanowili zagrożenie, to inna sprawa. Również to, że znała imiona przynajmniej dwóch osób, które te paskudne wdzianka nosiły, a domyślała się trzeciej… Cóż. Nic z tym nie robiła i nie zamierzała – wręcz przeciwnie. Niezależnie od tego, co działo się właśnie w jej życiu prywatnym i jak bardzo jej serce zostało złamane i podeptane.

– Znam. Mąż Annaleigh, Vasilij Dolohov. Jeśli kogoś miałabym pytać, to pewnie jego. Jakiś czas temu wysłał mi wróżbę sam z siebie, cóż… Spełniła się – choć to jeszcze nic nie znaczyło… Fakt był jednak taki, że był to specjalista o światowej sławie i już jakiś czas myślała nad tym, by z nim porozmawiać. – Znam też jednego archeologa, Shafiqa właśnie. No i oczywiście mój drogi Anthony – uśmiechnęła się leciutko na myśl o wuju od strony rodziny Parkinson. Połączenie rodzinne być może nieoczekiwane, ale jednak – istniało. I był to jej ulubiony wuj, bliska jej sercu osoba, na której zawsze mogła polegać – a teraz miał się zająć załatwieniem dla nich przewodnika i świstoklików na miejscu. Bagshota żadnego nie znała.

– Cóż… po co pewnie trzeba pytać samego zainteresowanego. Ale możemy zgadywać. By zabrać stamtąd jakąś moc? By rozerwać zasłonę między jednym światem i drugim, i doprowadzić do chaosu? A może, żeby pokazać, że po prostu może? Każda opcja może być równie poprawna, co błędna – to, że jest geniuszem – już udowodnił, bo zrobił coś, czego nikt do tej pory nie dokonał. A ona… była przykrym efektem, raczej niespodziewanym niż wykalkulowanym. – Ale jak? Nie mam pojęcia, próbuję się dowiedzieć od maja. Wiem wielkie nic – wzruszyła ramionami, ale… cóż. Nie wiedziała nic o żadnych kamieniach i nie przyszło jej do głowy, że mógł to być element rytuału. A skoro miała dostęp do biblioteki kowenu po rozmowie z jedną z kapłanek… może znając coś konkretnego, łatwiej byłoby coś znaleźć?

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Victoria Lestrange (3341), Rodolphus Lestrange (2791)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa