• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Little Hangleton v
1 2 3 4 Dalej »
[22.08 Victoria & Anthony] In Moon Dust & Ashes

[22.08 Victoria & Anthony] In Moon Dust & Ashes
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#1
22.10.2024, 20:48  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.10.2024, 09:12 przez Anthony Shafiq.)  

—22/08/1972—
Anglia, Little Hangleton
Victoria Lestrange & Anthony Shafiq
[Obrazek: qunRfQE.png]

Many moons,
have passed over my headpiece,
as you leave me behind,
in moondust & ashes each night,

You collect on the bookshelves,
I keep here,
collecting on hearts with your light,
dusting my world with your beauty,
diminutives in bits of the white,

This is not the end of the journey,
this a mere tiny part of the flight,
and I've not seen any more shiny,
or any star nearly as bright,



Ich życia były niekończącymi się podróżami.

Tymi geograficznymi i tymi w głąb siebie.

Victoria Lestrange była pierwszym z dzieci w nęcącej złotym blichtrem sieci. Victoria pojawiła się w jego życiu, gdy jeszcze utrzymywał, że nie lubi dzieci, że są ledwie namiastką rozwiniętego człowieka. Ale to namiastka człowieka jakim Victoria się stała zaintrygowała go od pierwszej rozmowy, od pierwszej logicznej myśli, którą zaprezentowała mu z pewnością i dumą.

Był oczarowany i choć sam konsekwentnie odmawiał sobie posiadania dzieci - co z resztą byłoby zdecydowanie utrudnione fizjologią preferencji i koniecznością posiłkowania się eliksirami, jak i skrzywdzeniem jakiejś kobiety swoją naturą - tak ze wszystkich latorośli, które gdzieś wzrastały w jego okolicy od dziecięcości, to w niej pokładał największe nadzieje i to na niej nigdy się nie zawiódł.

Teraz, gdy była dorosła, a czas trzeba było dzielić na czworo, by odnaleźć się w przestrzeniach samorozwoju, dbania o swoich ludzi, dbania o kontakty i zespoły w których się było czyimś człowiekiem, by odnaleźć się w czasie wojny, w oku cyklonu konfliktu, na który brutalnie rozwarto mu powieki ledwie kilka dni temu... Gdy czas trzeba było dzielić na czworo, moment taki jak ten, moment uwagi i czasu drugiej osoby był najcenniejszym skarbem.

– Victorio... moja droga, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że dotrzymałaś obietnicy i zawitałaś w moje skromne progi. – ucałował obie jej dłonie, osobiście wprowadzając ją do swojego domu. W samym centrum udawanego atrium zdobnego czarnobiałą szachownicą, pyszniła się fontanna - potężny Uroboros próbujący pochłonąć wielką, złocistą kulę imitujacą najprawdopodobniej Ziemię. Nie szli jednak ani do biblioteczki, ani kuchni, ani saloniku w skrzydle należącym do zmarłej żony Anthony'ego. Szli prosto do ogrodu, gdzie przestrzenie rozświetlały lewitujące lampiony, a obok smukłych posągów starożytnych herosów ułożone zostały zawczasu poduchy, na modłę wschodnią. na niskim stoliku kawowym, zdobnym obficie indyjskimi smokami, czekały łakocie i alkohole, między poduchami żarzył się węgielek na przygotowanej shishy. Zaczarowany duduk snuł melodię, wypełniając przestrzeń kojącą harmonią.

Sam gospodarz ubrany był swobodnie, choć też orientalnie - kurta i szarawary były wykonane z najwyższej próby lnu, a hafty na nich zachwycały pieczołowitością wykonania. Srebrzyste nici na głębokim granacie przedstawiały - podobnie jak stoliczek - bawiące się ze sobą smoki. Szlachetne rysy twarzy nie pasowały zbytnio do tego stroju, podobnie jak nienaganna płowa od słońca fryzura. Zaskakiwały piegi na twarzy i lekka opalenizna, zaskakiwał też uśmiech - promienny choć pełen troski. Zaskakiwać też mogło ciepło w gestach, otwartość na dotyk, którego zwykle w kontaktach, nawet prywatnych, Anthony skąpił.

Dawno się nie widzieli, ale czy rzeczywiście?

– Usiądź moja cudna księżniczko, jestem spragniony opowieści, Twojego głosu, Twojej osoby. Częstuj się czymkolwiek chcesz. Wina? Czy preferujesz zacząć od herbaty? – dopełniał formalności, wyraźnie się niecierpliwiąc, by mogli przejść już do drugiej części takich spotkań. Do mięsa. Do faktów. Przez twarz przebijało zmęczenie, nie dlatego, że ruchów i słów było mało. Wręcz przeciwnie, jego rozedrganie świadczyło o tym, że coś mocno zaprzątało jego głowę, ale chciał być tu i teraz dla niej i dla ich wspólnego spotkania. Dar, za dar. Czas za czas.

Sam sobie nalał i białego wina i herbaty - z lśniącego czajnika saharyjskiego, z wprawą godną nomada.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#2
23.10.2024, 21:43  ✶  

Było to być może tym bardziej prawdziwe, biorąc pod uwagę ostatnie trzy i pół miesiąca – to była prawdziwa podróż w głąb siebie, w rejony, których się o sobie nie wiedziało, ale świat nie zamierzał czekać, aż się namyślisz i należało to odkrywać teraz. Choćby to, że jednak jest w tym życiu ktoś ważny, ważniejszy niż przyjaciel, że może warto się zatrzymać i przestać wzbraniać przed uczuciem i sobie na nie pozwolić po raz pierwszy w życiu. Że życie jest krótkie, bardzo krótkie i trzeba liczyć się z tym, że skończy się, zanim się na dobre zacznie i wypadałoby już teraz zacząć robić rachunek sumienia, by szybko przejść do żalu za grzechy. Że trzy miesiące to krótko i długo jednocześnie; że w ich czasie ktoś zdąży złamać ci serce na milion kawałków, a i tak będziesz się martwić i dbać, i starać się, chociaż czujesz tylko odrzucenie, a potem… że ta sama osoba otula twoje serce dłońmi, niczym kocem i magiczną taśmą, wkładając te porozrzucane kawałki na swoje miejsce. Niekończąca się przygoda, gwiazda życia, która blyska gdzies na ciemnym firmamencie. Czy błyśnie i zgaśnie?

Czy zdążymy wypowiedzieć to ostatnie życzenie?

Victoria nie miała bladego pojęcia, że w życiu uczuciowym Anthonego jest równie zawile co i w jej; że mają bardzo zbliżone doświadczenia, że i jego serce było ściśnięte, rozbite i znowu sklejane, i to wcale nie z powodu śmierci żony. Że wyczekiwał tego spotkania, licząc na oderwanie myśli, że jest z niej tak dumny, jak chyba nigdy nie była jej matka… Na co dzień nie myślało się o takich rzeczach, prawda? Bo miał swoje życie, a ona miała swoje…

– Zawsze ich dotrzymuję, chyba, że naprawdę zaniemogę – jak po Beltane na przykład, gdy cały dzień przeleżała w polowym szpitalu, z którego nie chcieli ich wypuścić samych, aż Sauriel musiał ją stamtąd odebrać, a potem pomóc jej iść – wtedy zaniemogła i jeśli komuś coś obiecała, to nie była w stanie tej obietnicy dotrzymać. Zaskoczyło ją, że Anthony w ogóle złapał te jej lodowato trupie dłonie, że ubiegł ją, nim ona je zabrała w odruchu, który w sobie wykształciła przez te miesiące, nie chcąc sprawiać ludziom dyskomfortu swoją obecnością i aurą, ale też sobie – bo to mimo wszystko sprawiało jej przykrość, to jak ludzie się mimowolnie wzdrygali. Zdziwiło ją też, że sam po nią przyszedł, a teraz prowadził, gdy sama zerkała czy coś się tutaj nie zmieniło od czasu, gdy była tutaj ostatnio.

Na targu w Aleksandrii długo zastanawiała się, co właściwie przywieźć dla Anthonego, który był tam przecież tyle razy i znał Egipt doskonale… ostatecznie jednak zdecydowała się na niewielki, złoty ankh, w myśl tego, że liczy się gest, a po tym, co przydarzyło się jej… Życzyła Shafiqowi zdrowia i naprawdę długiego życia.

– Mam coś dla ciebie – nie było to wiele, ale ani ona, ani Anthony nie potrzebowali przecież drogich upominków; nie, gdy opływali w pieniądzach. On lubił się nimi chwalić, co uwydatniał w drogich ubraniach i chociażby w tym domu, ona – jedynie w materiałach, jakie nosiła, bo nie lubiła wydawać pieniędzy na byle co. Zresztą nie nosiła nawet żadnej biżuterii… prócz srebrnej róży z rubinem w środku, zawieszonej na półprzezroczystej, czarnej wstążce na szyi kobiety. Victoria już dawno nie nosiła żadnej biżuterii. Wręczyła wujowi malutką, błyszczącą torebeczkę i uśmiechnęła się leciutko samymi kącikami ust. Nie uszło jej uwadze, jak był ubrany, tak jak i ta lekka opalenizna, praktycznie nie do zdobycia w… skąpym angielskim słońcu. Z drugiej jednak strony, ona spędziwszy kilka dni w Afryce, była tak samo blada jak wcześniej, co czarny strój (materiałowe, dopasowane do niej spodnie i czarna koszula wyszywana w roślinne motywy doskonale podkreślał – to znaczy na tyle, na ile blada mogła być w swej oliwkowej, już i tak odrobinę ciemniejszej cerze. Z pewnością jednak afrykańskie słońce jej nie musnęło.

– A może być to i to? – uśmiechnęła się nieznacznie, zupełnie nieświadoma tego, jakie nieszczęście się dzisiejszego dnia stało i o czym dowie się jutro. Ale teraz było teraz i miała ochotę zmoczyć usta alkoholem, tym bardziej biorąc pod uwagę nerwy, jakie wiązały się z tą egipską podróżą i wiedzą, jaką z tego wyniosła. – Wszystko w porządku? Wydajesz się być… – Victoria zawahała się na moment, szukając odpowiedniego słowa. – Poruszony – powiedziała zaraz. Sama była dużo spokojniejsza, wyciszona – jak to ona, chociaż w pewnym sensie na pewno emanowała większym szczęściem niż choćby miesiąc temu.

the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#3
25.10.2024, 09:35  ✶  
Nie miał problemu z jej zimnem. Trupim, nieprzyjemnym, wzdrygającym. Może dlatego, że we Francji miał do czynienia z hrabią, który oswajał zebranych takim stanem rzeczy. Może dlatego, że zdawał sobie sprawę jak bardzo ludzie obłożeni klątwą potrzebują normalności w swoim życiu. Nie udawania, że tego nie ma, ale po prostu - drugiego człowieka obok, który nie wgapia się w smoczą łuskę, nie punktuje obrastania futrem w okolicach pełni czy pióra więcej we włosach. Anthony miał pewną słabość do osób, które pomimo przeszkód losu wykazywały się hartem ducha i niezłomną wolą parcia do przodu. Łatwiej co prawda było mu zaakceptować klątwy niż mugolactwo, ale to nie był casus dla którego się spotkali.

Przyjął drobiazg czując ciężar wszelkich konotacji, które znajdowały się w środku. Przytulił symbol do serca, następnie symbolicznie go ucałował, na znak przyjęcia całej intencji, wchłonięcia jej, otulenia się kolejnym ochronnym płaszczem. Nie odłożył go. Pozostawił prezent w dłoni, czując nazbyt kierunek rozmowy implikowany przez niego, co być może Victoria uczyniła nieświadomie, nieintencjonalnie, ale bardzo, bardzo skutecznie.

Nalał herbaty i jej, a potem pozbył butelkę korku, aby trunek mógł oddychać. Napar był intensywny, esencjonalny i wściekle słodki, zgodnie z resztą z naturą picia go w pustyni. Anthony, mimo iście imperialistycznych zapędów, wolał ten sposób picia, niż angielskie zmiękczanie esencji mlekiem.

– Ja... żyję od miesiąca w okresie nadmiaru – przyznał po momencie zawahania, gdy zapytała go o "poruszenie", podając przy tym pięknie zdobioną, kryształową szklaneczkę z parującą herbatą. Choć to on prosił o opowieść, wychodziło na to, że miał sam zacząć. There is no time like present, a słowa przychodziły mu tak łatwo, mimo że dotyczyły stanu tak nowego w kontekście jego ponad czterdziestoletniego życia. – Miłość zapukała do moich drzwi Victorio. Miłość i śmierć. Nadzieja i rosnąca z każdym dniem bezradność. Uniesienie i bezsenność pełna utrapienia. Po miesiącach, nie! Po latach stagnacji i szarości, odkryłem nagle, że spokój, który był moim udziałem, to nie obrzeża wojny, a sam jej środek. Oko cyklonu. Gdybym miał Ci powiedzieć od czego się zaczęło, co było pierwszą kostką domina, okruchem śniegu osuwającego się alpejskiego szczuty na moment przed lawiną... nie wiem. Ale teraz... teraz moją głowę wypełnia tysiąc scenariuszy, tych najsroższych, najczarniejszych, a niemal każdą chwilę spędzam na rozpaczliwej próbie zaradzenia ich realizacji. – Westchnął ciężko choć błąkający się po twarzy uśmiech zdradzał, że ten stan podoba mu się bardziej niż marazm i bezruch.

– Miotam się. Szukam osadzania i spokoju. Szukam możliwości by złapać te rozrastające się jadowite nici w jednym punkcie, ścisnąć je mocno i odzyskać kontrolę nad sytuacją. Szukam miejsca, aby to zrobić. Ta podróż... – zmrużył oczy, przy tej nagle pozornej zmianie tematu. Jego kciuk wolno obrysowywał symbol Ankh, którego nie zamierzał wypuszczać. Który miał przyświecać ich rozmowie. – Czy ja dobrze zrozumiałem, że i Ty, podobnie do mnie, byłaś, jesteś zmuszana szukać rozwiązań na własną rękę, zamiast opierać się na ciężkim ministerialnym ramieniu, na jego biurokratycznych strukturach, które nie tylko działają wolno, ale też nieskutecznie?
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#4
03.11.2024, 15:57  ✶  

Ludzie wokół byli całkiem wyrozumiali, artykuły w gazetach zrobiły swoje – niektórych to ciekawiło, niektórzy podziwiali odwagę, spora ilość obcych szeptała i się wzdrygała, ale pomimo tego trzymali ręce przy sobie i po pierwszym szoku nikt już nie mówił „zimna jak trup!”. Takie rzeczy słyszała z początku, gdy lekarze dopiero się nimi opiekowali i potem przez pierwsze kilka dni; nawet jej matka nie była gotowa na to, w jakim stanie córka wróci do domu. Ale najbliższe otoczenie Victorii bardzo się starało wytrzymać to zimno i robić dobrą minę do złej gry, chociaż po dłuższym czasie sama widziała na ich rękach gęsią skórkę i mimowolne dreszcze. Była jedna osoba, którą to nie ruszało… Osoba, z która oficjalnie się rozstała, a i tak można było ich zobaczyć jak idą obok siebie pomiędzy stoiskami na kiermaszu z okazji Lammas, albo jak tańczą ze sobą kolejną godzinę na weselu Blacków.

Uśmiechnęła się nieznacznie, jak to ona, widząc gest, jakim Anthony objął podarek. Wiedziała, że wie, że domyśli się wszystkiego, co chciała mu dzięki temu przekazać. Czasami naprawdę słowa były zbędne, wystarczały gesty, symbole, atmosfera… Dzisiejszy wieczór nie był ciężki, ale niósł coś w powietrzu. Pewien zapach. A może to po prostu to wino, którego aromat delikatnie uleciał w powietrze i zawisł pomiędzy nimi. Victoria wcale nie spragniona wody, a ciepła, instynktownie wyciągnęła dłoń do filiżanki, jakby ta mogła ją ogrzać. Czuła jej ciepło, ale ono nie rozlewało się na jej wyziębione ciało.

Słuchała Anthonego, nie przerywając mu, nie spodziewając się chyba tego, że z taką łatwością wyrzuci ze sobą słowa, jakby tylko na to czekał. Miłość, ach… Wiele lat już minęło od śmierci jego żony, kobiety z rodu Lestrange, którym to małżeństwem jeszcze bardziej przypieczętował więzi rodzinne pomiędzy sobą a małą wtedy Victorią. Doskonale zresztą pamiętała jak na ich weselu udało jej się, małemu smarkaczowi, zatańczyć z panem młodym… Ale jego żona zmarła. I absolutnie nie życzyła mu, by w tej samotności spędzał resztę życia. Nie miał już żadnych zobowiązań wobec rodu Lestrange, nikt nie miałby nic przeciwko, gdyby znalazł sobie nową żonę… Jakże daleka była w tych myślach od rzeczywistości.

– Miłość wiele ma oblicz, ale z tego co słyszę, trafiła cię ta najmocniejsza, że aż nie wiesz co masz ze sobą zrobić – uśmiechnęła się do niego szerzej i lekko przymrużyła oczy, spod filiżanki, którą uniosła, by przyłożyć sobie do pełnych ust. Co ona tam wiedziała o miłości… Nie zaznała tej rodzicielskiej, a przed romantyczną wzbraniała się całe życie, aż w końcu i ją trafiło i… to tak bolało. Odrzucenie bolało, myśli o tym, że druga osoba chce skończyć ze swoim (niemal pożyczonym) życiem przez ciebie, że jesteś niechcianym elementem, a twoje uczucia – nieodwzajemnione. Nie była to prawda, o czym przekonała się tak naprawdę niedawno i nadal nie wiedziała jak się względem tego umiejscowić, ale jej uczucia nie buzowały tak, jak w Anthonym. On, gdyby tylko potrafił, to by o tej miłości wyśpiewał, zagrał (choć może ta gra na gitarze już mu jakoś szła?), napisał wiersze, chcąc się nią podzielić, a Victoria… Trzymała ją w sercu, nie wiedząc jak powinna się dalej poruszać. Ale uśmiechała się, bo wylewność Anthonego dodawała skrzydeł – zwłaszcza jemu. – Daj temu czas, na pewno złapiesz w końcu kontrolę – a czasami… czasami warto było ją na trochę stracić i poczuć, że się żyje, czy nie tak? Upiła łyka herbaty, leciutko kołysząc filiżanką, by jej armat tym pełniej uderzył w nozdrza. Przez moment, gdy pytanie Shafiqa zawisło pomiędzy nimi, się nie odzywała, aż w końcu uniosła oczy, wlepiając ciemnobrązowe tęczówki w mężczyznę. Cały czas trzymała filiżankę pomiędzy palcami obu dłoni. – Tak. Moje poszukiwania… Specjaliści rozkładają ręce i kierują mnie tam, gdzie nasze Ministerstwo boi się zaglądać, a co doprowadziło nas do tego stanu. Ten strach przed nieznanym, próba chronienia ludzi przed nimi samymi – odparła w końcu, na moment robiąc pauzę, by te słowa mogły wybrzmieć. – Nekromancja nie jest zakazana w Egipcie, więc pomyślałyśmy, że tam prędzej się czegoś dowiemy. Ale i tam nigdy się z czymś takim nie spotkano. Żywi nie wchodzą do Limbo i z niego nie wracają – a jednak ta podróż nie była całkowicie bezowocna. Cóż, prócz wiedzy… Victoria przywiozła stamtąd przeświadczenie o tym, że narobiła sobie przynajmniej jednego wroga, jeśli nie dwóch…

the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#5
11.11.2024, 14:45  ✶  
– Czas... jest w tym konkretnym układzie zabawnym konceptem – uśmiechnął się enigmatycznie, samemu nie wiedząc do końca jak uporządkować chronologię tej relacji, która choć u samego źródła miała być - jak sam siebie przekonywał tyle lat - rozrywkowa, to tak na prawdę ukorzeniła się w nim wdzierając korzenie przez żyły i tętnice, wdzierając korzenie do głównych aort jego egzystencji czyniąc ją nierozerwalnym filarem. Było to ekstatyczne w równym stopniu co upokarzające, Anthony miał wrażenie, że pozbycie się owego emocjonalnego bluszczu skruszyłoby zupełnie jego twardą fasadę, odsłaniając go na piekło współczesności, na śmierć, od ciosów, przed którymi nie potrafiłby się już obronić.

Lecz, czy to już się nie działo? Czy nie tak wyglądał jego lipiec, pomimo usilnych prób ucieczki do własnych badań i rozwijania zdolności magii bezróżdżkowej? Czyż nie był teraz po stokroć wrażliwszy niż podczas lat marazmu, sinej mgły przekonania, że obiekt jego uczuć ich nie odwzajemnia? Wzdrygał się na samą myśl uzależnienia tak głębokiego, ale rzeczywiście słowa Victorii przyniosły chwilowy spokój. Kontrola, złapanie wiatru w żagle, złapanie energii, która pozwoli mu zapłynąć dalej niż kiedykolwiek miałby szansę... Natura Shafiqów-Odkrywców odzywała się tęsknie za tym doświadczeniem, tłamszona polityczną prozą. Nawet jeśli miałaby to być podróż w głąb siebie, nawet jeśli w jej finale roztrzaska się o skały i jak rozbitek zostanie wypluty na bezludną wyspę. Nawet jeśli..

– Jutro idziemy na mm... spotkanie, które dedykowane jest osobom wzajemnie zainteresowanymi sobą – zwierzył jej się nagle, uciekając wzrokiem w głąb ogrodu. – Nie wiem co przyniesie, ale bardzo... bardzo liczę, że odpowiedzi na pytania, które duszą mnie od tygodni, miesięcy, mam wrażenie, duszą mnie od zawsze. Może wtedy odetchnę? – zapytał z nadzieją i niepewnością nastoletniego chłopca zagubionego w gąszczu hormonalnej burzy. Nie był nastolatkiem, ale brak doświadczenia, obycia w sprawach związkowych dokuczał mu bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. I był to brak, którego ni jak nie dało się nadrobić. – Rano mam przymiarkę u Rosierów, wieczorem, ach... wieczorem musi być idealnie – rozmarzył się na moment, trochę nie dbając o to, że z tym pakietem informacji pannie Lestrange zbyt łatwo mogłoby przyjść ustalenie z kim też jej wuj wyszedł na to spotkanie. Pomagała myśl o jej oklumencji, pomagały sekrety, którym zdarzyło im się już do tej pory dzielić, jej stonowanie i zaskakująca jak na wiek dojrzałość. Pamiętał ją jako małą dziewczynkę, ale teraz, gdy w pełni rozkwitła, łatwo przychodziło mu przejście do relacji partnerskiej, rozmawiania jak równy z równym.

– Przykro mi, że ta wyprawa nie dała Ci odpowiedzi, których szukasz. W Twoim głosie pobrzmiewa też rozczarowanie, którego... cóż... nie wiem na ile Cię to pocieszy, ale zbyt łatwo mi z nim empatyzować. Nie było mnie w kraju kilka miesięcy, ale to co miałem szansę widzieć i doświadczyć po powrocie... Victorio, czy myślisz, że Jenkins w ogóle jakkolwiek zależy na tym, aby usunąć ten element chaosu z ulicy? Zwykłem wypowiadać się o śmierciożercach z lekceważeniem, jak o... infekcji naszego społeczeństwa, ale nawet prosta infekcja, która trwa zbyt długo, która jest przechodzona, może nieść poważne powikłania. Boje się, że nasi partnerzy w Międzynarodowej Unii Magicznej dojdą do podobnych wniosków i nałożą na nas sankcje. Lub... co gorsza, Ci, których poglądy pokrywają się ze Śmierciożercami, zaczną ich wspierać. Mam wrażenie, że Ministra patrzy bardzo... lokalnie na ten problem, zamiast otworzyć oczy na konsekwencje globalne. Populizm, którym wygrała wybory nie sprzyja myśleniu, to rzecz oczywista do zauważenia. – burknął upijając wina.

– Jest też inny, boleśniejszy dla mnie problem – dodał po chwili zdecydowanie ciszej, jego twarz stężała od powagi, od słów jego anam cary, które zmieniły jego życie na zawsze. To musiało kiedyś nastąpić. Tak jak kpił z Eugenii Jenkins, że nie patrzy na sprawy globalnie, tak ileż on sam patrząc na cały świat ignorował własny ogródek? Bliskich, którzy być może jeden po drugim próbowali coś przedsięwziąć gnani poczuciem obowiązku, zgubnego heroizmu. Gnani potrzebą zemsty...
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#6
29.11.2024, 01:26  ✶  

– Tak? Dlaczego? – co było w tym takiego zabawnego? Nie od dzisiaj wiadomym było, że czas… pozwalał się oswoić z sytuacją, przyzwyczaić do niej i nie reagować aż tak karykaturalnie czy panicznie, jak można to było robić z początku. Sama wiedziała to doskonale: jak reagowała w połowie czerwca, a jak reagowała teraz. Czas nie leczył ran, ale pozwalał nauczyć się z nimi żyć – i tak było też w każdym innym aspekcie życia związanym z emocjami, zwłaszcza tymi burzliwymi. Czy Anthony sobie z nimi nie radził? Nie wiedziała – skąd miałaby, ale widząc jego podekscytowanie, którego nie potrafił, lub wręcz wcale nie chciał ukryć za chłodną maską braku emocji i wyuczonego uśmiechu, to zgadywała, że było to dla niego coś… nowego? Może nie całkiem nowego, ale od dawna nie widzianego. Ale z pewnością coś ważnego. Ta jego radość – był nią wypełniony tak bardzo, że nie musiała być aurowidzem, by to dostrzec.

– Chciałeś bardzo dyplomatycznie powiedzieć, że idziecie na randkę? – Victoria nie dawała się łatwo zbić z tropu i tak jak potrafiła być bardzo delikatna w słowach, jakie wypowiadała do drugiej osoby, tak lubiła być też bardzo bezpośrednia. A gdy już to powiedziała, uśmiechnęła się pogodnie i – niemalże niewinnie. To był jej popisowy uśmieszek numer trzy, który przywdziewała na twarz już jako dziecko, a znaczył ni mniej, ni więcej, że pod tą ciemną łepetyną coś się właśnie… kotłowało i ten chochlik właśnie coś kombinował (cóż, w końcu zadawała się z Brenną Longbottom jako podrostek i dorosła kobieta, a poza tym była wychowana twardą ręką przez Isabellę z domu Parkinson, musiała umieć robić rzeczy tak, by uszły jej na sucho, choć w większości była bardzo spokojną młodą damą). – Myślę, że wcale nie odetchniesz, Anthony – powiedziała czule. – Nawet jak dostaniesz swoje odpowiedzi, to będziesz snuć kolejne scenariusze – byli na tym polu zbyt podobni, by nie wiedziała, że tak się to właśnie skończy. I czy to było coś złego? Och, absolutnie nie! Stąd też ten łagodny uśmiech, który zagościł na jej pociągniętych krwistą czerwienią ustach. A była tego pewna bo on, tak jak i ona, lubił być panem sytuacji, lubił trzymać w rękach lejce kontroli – a spokój i opanowanie, jakie z niego biło, nie było przecież przypadkowe. Nawet, gdyby nie wiedziała, jak dobry był z magii rozproszeń, czy że opanował oklumencję, to i tak by to w nim widziała – bo sama przecież była na tym polu jego odbiciem. – Dokąd idziecie? Kawiarnia? Galeria sztuki? Teatr? Park? Restauracja? – zaczęła wymieniać, mając cichą nadzieję, że z czymś trafi, ale tak naprawdę robiła to tylko po to, żeby trochę pozaczepiać Anthonego, a nie dlatego, że była taka wścibska. Ktokolwiek to był – lepiej żeby go uszczęśliwił, nic więcej nie było jej potrzebne.

– Dała mi odpowiedzi wystarczające, żeby zrozumieć, że nikt tak do końca nie wie co się dzieje i każda teoria może być tą odpowiednią. Ale to, co dziewczyny dowiedziały się w Szwecji, czy gdzie one tam były, wydaje mi się mniej prawdopodobne od tego, co powiedziała mi nekromantka z Egiptu – nie bała się przy nim użyć tego słowa z dwóch powodów: czuła się tu bezpiecznie i wiedziała, że Shafiq nie jest tak zamknięty na sprawy logiczne i sensowne, a po drugie – już od dłuższego czasu wraz z Laurentem myślała o tym, że pora zawalczyć o chociaż częściowe zniesienie zakazu na nekromancję; zaklęcie patronusa było przecież przez to równie zakazane, a było też jedynym, czym można było walczyć z dementorami, przed maledisem czarnoksiężników i tym paskudztwem z Kniei Godryka. – Bo to co mówiła, pokrywa się z moimi doświadczeniami, miała też sens reszta tego co mówiła, tylko… Hmmm… Jakby ci to powiedzieć – Victoria odłożyła filiżankę i zamyśliła się wyraźnie. – Według niej mam w sobie nadmiar energii. Jak takie… chodzące źródło, z którego można czerpać. I mówiła, że – parafrazując – mamy prawdziwe szczęście, że w Anglii guzik się znają na nekromancji i że się nie połapali czym jesteśmy i jak można nas wykorzystać. Mówię ci to w pełnym zaufaniu, Tony, to nie może wyjść poza nas. Ta kobieta na naszych oczach zabiła zwierzę Avadą, a potem chciała, żebym je wskrzesiła, żeby mieć ostateczne potwierdzenie, ale się nie zgodziłam i wtedy nas zaatakowała – westchnęła i lekko potarła dłonią knykcie drugiej. – Wyczyściłam jej pamięć, ale w końcu sobie przypomni – dodała u zrobiła taką minę, jakby nic się nie stało właściwie chociaż oboje chyba mieli świadomość ewentualnych konsekwencji. – A co do Jenkins… Szczerze? Bardzo wątpię. Widziałeś chyba ile nas przydzielili do ochrony Beltane i jak to się skończyło – a była ich przecież… garstka. A stoczyli walkę ze Śmierciożercami, były też ofiary śmiertelne. – I jak po tym chroniono sabat na Lithe. Nie sądzę, żeby wyciągała wnioski. A poza tym… zostałam ranna na służbie i wie o tym cała Anglia, a i tak z konsekwencjami mierze się sama, tak jak reszta Zimnych. Przynajmniej nie robią problemu jak biorę wolne – wolne na poszukiwania odpowiedzi rzecz jasna. Westchnęła. – I jednocześnie nadal nie mamy zgody na jedyne skuteczne narzędzie na te klątwy, którymi potrafią ciskać czarnoksiężnicy. Tak się niby boi, a my nie mamy jak skutecznie walczyć – mówiła dalej, a potem sięgnęła znowu po filiżankę herbaty, choć zawahała się i po dwóch sekundach złapała jednak za kieliszek z winem. – Jenkins pudruje to wszystko pod publikę, a od środka… szkoda gadać – mniej-więcej taki był jej pogląd na to wszystko, dlatego coraz częściej myślała o tym, żeby rzucić pracę aurora, całkiem olać Departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów i oddać się pracy naukowej, która naprawdę ją interesowała. Co z tego, że ostateczne egzaminy na aurora zdała na początku stycznia – po tym co się wydarzyło, chyba nikt nie byłby zdziwiony taką decyzją.

– Jaki problem? – przekrzywiła lekko głowę i upiła łyka wina.

the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#7
20.12.2024, 12:03  ✶  
Tylko uśmiechnął się na pytanie o czasie, bo przecież choć obiecał sobie, że ten wieczór upłynie im tak, jakby oboje sączyli nie trunek a veritaserum, o tyle nie chciał wdawać się w detale swojego... czegoś z Erikiem. Relacji? Zbyt płytkie. Romansu? Zbyt szerokie. Przygody? Zbyt bolesne. Mieli sześć długich lat, żeby zrozumieć, cóż takiego dzieje się między nimi, jaka magia przyciąga i sprawa, że nie potrafią o sobie zapomnieć nawet wtedy, gdy rozum siłą oddzielał ich od siebie.

Anthony marzył o wzajemności, ale gorzkie słowa o tym, że i tak będzie się zamartwiał choćby poznał tę ostateczną odpowiedź na odwieczne pytanie o odwzajemnienie uczucia, były tak prawdziwe, że nie sposób było je ominąć.

– Jak Ty mnie dobrze znasz Victorio. Tak właśnie będzie. Zamartwianie to niestety chyba mój język miłości. Ocena ryzyka tak weszła mi w krew, że nawet w prywatnej sferze trudno mi tego uniknąć. Randka... tak. Można to tak nazwać i w sumie tak właśnie to nazwałem, w momencie składania propozycji – Ewidentnie nie pasowało mu to słowo. Krzywił się, jakby zmuszono go do odwiedzin w Slytherinie.

– Wybieramy się do teatru, a potem na łódź, przy czym.. och w przypadku tego drugiego będzie to prawdziwa siła charakteru, bowiem jak wiesz, panicznie boję się wody. Jasność moich dni jednak wyjątkowo nalegała na tę wizytę, liczę, że jeśli odbywać się będzie wieczorem, to najtrudniejszym okaże się teleportowanie na pokład zacumowanej, maksymalnie zabezpieczonej przed utonięciem łodzi. – Nieznacznie zbladł wstydząc się tej słabości, ale strach towarzyszył mu wobec zbiorników wodnych od dziecka po tym, jak niemal utonął w Morzu Czarnym. Przeprawa przez jezioro u samego progu rozpoczęcia edukacji w Hogwarcie skutecznie ugruntowała jego niechęć do tej placówki.

Opowieści o tym co wydarzyło się w Egipcie słuchał z zapartym tchem, z każdym jej słowem mając coraz szerzej oczy, a potem i usta otworzone w zdziwieniu, niedowierzaniu, szoku. Czy chodziło o treść, a może formę przekazu, tak lekką wobec przełomu, który nastąpił. W momencie gdy zapytała o jego problem, zamrugał kilkukrotnie i nerwowo przełknął ślinę, czując duchotę utrudniającą mu oddech.

– Jesteś... jesteś reaktorem... O bogowie... Nie tylko Ty. Wy... Ilu Was jest? Czy znasz wszystkie nazwiska? – jego twarz była wręcz papierowo blada. Myśli pierzchły, gdy opadł na oparcie, niemalże słyszała jak jego mózg zaczął pracować na najwyższych obrotach, ewidentnie przegrzewając się, gdy stalowe oczy zaszkliły się nieco od braku mrugania, a palcami elastycznie sięgnął po splot, by podjąć próbę ukształtowania papierowego wachlarza, do przyniesienia sobie odrobiny ulgi.

Kształtowanie II, praktyka magii bezróżdżkowej, próby wyczarowania wachlarza

Rzut N 1d100 - 97
Sukces!

Rzut N 1d100 - 58
Sukces!
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#8
23.12.2024, 17:19  ✶  

Kwestie dotyczące spraw sercowych zawsze były delikatne, zwłaszcza, kiedy to serce rwało się do jednej, konkretnej osoby już od dawna. Zwłaszcza, jeśli nie była to sprawa całkowicie nowa, świeża, a miała za sobą już bolesne momenty. Victoria tego wiedzieć oczywiście nie mogła… Dla niej, względem Anthonego był to powiew świeżości, coś nowego, i kibicowała mu z całego serca, by wszystko ułożyło się tak, by zaznał szczęścia. Zasługiwał na to – by mieć go trochę dla siebie, jego prywatny moment i miejsce w życiu na bycie całkowicie sobą. To, ile masek zakładał na co dzień, wiedział tylko on, a Victoria mogła się tylko domyślać, biorąc poprawkę  na to, że od lat był politykiem z sukcesami – a tych nie zdobywało się ot tak.

– Po prostu wiem na co patrzeć – odparła i uśmiechnęła się do niego ciepło. Wiedziała na co patrzeć, bo sama widziała to w sobie, tę potrzebę kontroli. Wiedziała na co patrzeć, bo widziała w nim, prócz radości, też odrobinę strachu – i widział to też w sobie wielokrotnie. Anthony był momentami jej odbiciem bardziej, niż własne siostry, mieli to oboje we krwi płynącej w ich żyłach za sprawą Parkinsonów. – Musi ci naprawdę bardzo zależeć, skoro zgodziłeś się na łódź – dodała i uśmiechnęła się tak, że ten uśmiech dotarł do jej ciemnych oczu. – Cieszę się, Anthony, bardzo – podzieliła się z nim swoją myślą, patrząc na niego tak, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu. Był inny, spokojny i jednocześnie poruszony, coś kotłowało się w jego sercu tak strasznie mocno, że wiele różnych, skrajnych emocji, walczyło jednocześnie o dominację. – Zamknij oczy i wyobrażaj sobie, że lecisz – podpowiedziała mu i sięgnęła po lampkę wina. Znała ten problem, ale od drugiej strony: bo ona z kolei panicznie bała się latania i wysokości, tak, że musiała stoczyć ze sobą naprawdę wielką walkę, kiedy przechodziła kilka tygodni wcześniej z balkonu na balkon… a chodziło o większe dobro. – Będzie dobrze, mój drogi. Ważne, żeby postawić ten pierwszy krok. Kolejne będą łatwiejsze – i nie mówiła tu tylko o wchodzeniu na łódź… miała na myśli całą relację, która tak wstrząsała Anthonym do cna. Nie żeby miała przy tym wszystkim wielkie doświadczenie… Ale ostatnie miesiące przeprowadziły ją przez różne stany serca, i to złamane i to pomalutku zlepiane do kupy.

Przez moment zapadła pomiędzy nimi cisza i Victoria bez słowa obserwowała tworzący się bez pomocy różdżki wachlarz w piękny wzór ze smokami. Wiedziała, że to, co powiedziała, to jest… to dużo, że trudno to przyswoić ot tak – ona miała na to cały tydzień, by wszystko jej się poukładało w głowie. By sobie uświadomić, jaki nosi w sobie potencjał… i w jakim może być zagrożeniu.

– Mavelle Bones to kuzynka Brenny Longbottom, jest brygadzistką, chociaż ostatnimi czasy chyba gdzieś wyjechała, nie mam z nią kontaktu i nigdzie jej nie widać – zaczęła wymieniać. – Patrick Steward, auror, on też woli nie zwracać na siebie nadmiernej uwagi. Atreus Bulstrode… jego nie muszę ci przedstawiać – uśmiechnęła się krótko. – Chociaż w przypadku Atreusa może być trochę inaczej. Jego przypadek jest… Inny. Być może dlatego, że był w Limbo znacznie krócej niż my. Isobell Macmillan musiała go wyciągnąć, nie obudził się sam, trudno jest mi więc powiedzieć, czy z nim jest tak samo – i na tym kończyła się jej znajomość nazwisk, a te cztery, bo łącznie z nią, były znane publicznie, pismaki bardzo się o to postarali w maju. – Oprócz nas była tam trójka Śmierciożerców, z czego tylko jeden był świadomy, że się tak wyrażę. Dwójka… Zachowywała się tak, jakby nie do końca byli tam obecni, jakby coś im się stało – Lestrange przekrzywiła głowę w kierunku prawego ramienia, to nie było coś, o czym można było przeczytać w gazecie z wywiadem z nią, ominęla tam naprawdę mnóstwo rzeczy i szczegółów i nie bez powodu. – Może to przesada z mojej strony, ale być może Limbo odebrało im rozum? Może warto poszukać, czy ktoś z Ministerstwa nie zniknął od pierwszego maja, nie znaleziono ciała i nie ma z nim kontaktu? Albo w innych miejscach, nie wiem. Nikt z nas się w ten sposób nie zachowywał co ta dwójka. No i oczywiście był pan Lord. Łącznie osiem osób – potencjalnie osiem takich źródeł… Nic dziwnego, że Anglie nachodziły anomalie – to było całkiem sporo energii, prawda? – O czym myślisz, Tony?

the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#9
16.01.2025, 10:40  ✶  
Osiem

Ta liczba zapadnie mu w pamięci to pewne.

Jakiekolwiek romantyczne dywagacje wyparowały mu momentalnie z głowy, nie ukrywał nawet, że słowa Lestrange sprawiły, że zapominał o całym świecie skupiając się tylko na niej i na jej problemie. Poprawił się na siedzeniu, czując, że to co mu mówi jest sprawą w zaufaniu, bo sam lubiąc wiedzieć bardzo, nie miał dostępu do tych informacji i jeszcze przed kwadransem nie wiedział, że chciałby je mieć. Zimna skóra Victorii zdawała się wskazywać na fakt, że raczej powinna być osobą pozbawioną energii, a nie przepełnioną nią. Choć nie... może była tylko przekaźnikiem, nie reaktorem samym w sobie. Jego analityczny umysł pracował teraz na jak najwyższych obrotach.

– Victoria trzeba to sprawdzić, trzeba... trzeba zacząć to jak najszybciej badać. Być może to Wy jesteście kluczami do wyrwy w świecie. Być może jeśli wyrwa zniknie, to Wasz stan również przeminie, o bogowie Victorio powiedz mi, czy ktokolwiek z Ministerstwa oficjalnie zajmuje się Waszym stanem? Czy w Departamencie Tajemnic powołany jest zespół, który próbuje to rozwikłać? – Nie powinien tyle mówić, mógł ją wystraszyć. Opadł na krzesło próbując się wyciszyć, ale widać było w jego gestach, w wyrazie twarzy, że jest głęboko poruszony tą nowiną. Zwilżył usta winem, a potem przeczesał włosy dłońmi, zbierając myśli, tak dużo myśli. Nie mógł dopuścić do tego, żeby żałowała tej szczerości.

– Wybacz mi proszę to poruszenie. Tak bardzo... bardzo chciałbym, żeby ta wojna się już skończyła. Ludzie angażują się w ten konflikt z obu stron, ważni dla nas ludzie, zapominają, że wszyscy pochodzimy z tego samego źródła, że przemoc tylko zadusi kraj, a nie przyniesie obiecywanego czystokrwistego raju. Wszystko zaś stoi, choć może to nic dziwnego, skoro oni teraz mają tą samą zagwostkę i zdecydowanie lepszy dostęp do osób nie bojących się łamania zasad sięgania po sztukę nekromancji. Jeśli afrykańska dziwaczka potrafiła to dostrzec... – odetchnął głęboko, po czym srebrzyste oczy utkwione zostały w posągowej Victorii, w jej pięknej twarzy, w jej istocie, która musiała dźwigać to brzemię. – Wiesz moja droga Principesso, że nie zrobię żadnego kroku w tę stronę bez Twojej zgody. Czuję jednak, że potrzebujemy środków, potrzebujemy miejsca, potrzebujemy dobrej przykrywki i czasu dla Ciebie, aby rozwikłać tę zagadkę i ujarzmić potencjał, który płynie w Tobie i innych. Chciałbym... chcę pomóc. Bardziej niż kontaktem w Egipcie i świstoklikami – umilkł, wpatrując się w nią intensywnie, jakby od odpowiedzi, która miała wyjść przez jej słodkie wargi, zależały losy świata. Po prawdzie... być może tak właśnie było. W obliczu tego opowieść o łódce wydawała się dziecięcą igraszką ich lęki były niczym, wobec zagrożenia z którym być może przyjdzie im się zmierzyć razem. Teraz, gdy nie odwracał wzroku, oczy wypalały mu własne zaniedbania. Lekceważenie, próżność i pycha z jaką podchodził do tych nieszczęsnych przebierańców. Teraz nie mógł sobie pozwolić na dzień straty. Nie zamierzał w tym wszystkim dławić autonomii Victorii. Nie dlatego szanował jej umysł i rozeznanie, aby stereotypowo narzucać wolę z racji innego zestawu własnych genitaliów. Najważniejsza była dla niego świadomość wspólnego celu, wybór w którym nie robi się tego co łatwe, a to co słuszne.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#10
18.01.2025, 23:51  ✶  

Przez moment w ciszy przyglądała się Anthonemu, później sięgnęła po wino… Sprawa Zimnych potrafiła elektryzować, to była prawda, ale na niej przestało to robić aż takie wrażenie, w końcu była zmuszona z tym wszystkim żyć od kilku miesięcy… Oglądać swoją twarz w gazetach, zwłaszcza na początku – no i dała też swój wywiad, po części po to, żeby złapać rozgłos i w razie czego mieć trochę więcej możliwości manewru w swojej rodzinie, po części po to, by wziąć uwagę na siebie… to była przysługa dla Mavelle i Patricka, którzy kiepsko radzili sobie z ciągle przesuwającymi się za nimi oczyma.

– Tak, oficjalnie Departament Tajemnic zajmuje się naszym przypadkiem, ktoś tam się z nami kontaktował na początku, ale na tym wszystko się urwało. Składałam też obszerny raport przed Bonesem i Moody. Mój kuzyn Rodolphus też próbował się dowiedzieć, czy coś mają… Moim zdaniem Ministerstwo nam nie pomoże. A nie pomogą, bo do tego potrzeba specjalisty nekromancji i tu zaczynają się nasze angielskie schody. Nawet, jeśli by coś mieli, w co bardzo wątpię, to nie mogą się do tego przyznać, bo od razu ich przymkną za łamanie prawa – Victoria wzruszyła ramionami, bo co tutaj więcej dodać? Tak właśnie wyglądała gorzka prawda – ale z tym już się pogodziła, że musi działać na własną rękę. Więc działała. – Według tamtej nekromantki, jesteśmy powodem, dla którego Anglię nękają takie dziwne anomalie… Wichura w maju w Dolinie Godryka, ta szalejąca natura… Cóż, jakby nie było, to musi być potężne skupisko energii, i jej brak w Limbo, a wiec zachwianie jakiejś tam równowagi, ale spójrzmy prawdzie w oczy. Nasz śmieszny Lord jej nie odda, jego trójka koleżków też nie, pomijając, że nie wiemy nawet kim są. A nawet jeśli oddanie tego byłoby możliwe, nawet jeśli nasza czwórka jakoś by się tego pozbyła, to zostaje kolejna czwórka będąca przenośnym źródłem energii. W najlepszym wypadku tylko trochę zmniejszy to anomalie, a w najgorszym pozbawiamy się możliwości – bo jeśli to nie zagrażało jej życiu, a do tego się skłaniała, po rozmowie z Egipcjanką, to… wcale nie chciała oddawać tej energii tam, gdzie jest jej miejsce. Oczywiście to wszystko, to były tylko teorie niczym nie poparte, bo jak to zbadać? Co jest prawdą, co jedynie ślepym strzałem? – Oczywiście o ile to wszystko prawda… Bo tego nie wiem. Każda odpowiedź generuje kolejne dziesięć pytań – i było to frustrujące, nawet nie próbowała tego ukryć, a teraz odłożyła kieliszek i wpatrywała się w Anthonego. Widziała jego przejęcie, widziała, że zatrzymał się i spłynęło na niego to wszystko, z czym musiała się mierzyć do tej pory – choć nie, nie wszystko, bo były rzeczy, o których nie mówiła… Póki co przynajmniej.

– Jesteś kochany – stwierdziła nagle i uraczyła go szczerym uśmiechem swoich pełnych ust. – Niełatwo to mówię, ale… chętnie przyjmę pomoc. To wiele dla mnie znaczy. Robię co mogę, ale… ach. Wiesz jak jest – zmagała się z własnym stanem, z ciałem, szukała odpowiedzi i jeszcze do tego pracowała na pełen etat jako aurorka, w różnych godzinach, czasami robiąc chore nadgodziny, a do tego wszystkiego jeszcze po godzinach dumała nad tym, jak ułatwić wampirom ich egzystencję i zajmowało to jej myśli bardzo mocno. – Mam jeszcze jeden pomysł, w maju rozmawiałam z jedną z kapłanek kowenu i mam dostęp do ichniejszej biblioteki i tekstów, może teraz przyjdzie mi do głowy coś lepszego do poszukania tam, bo do tej pory wszystko to były ślepe uliczki – a tak naprawdę to najbardziej chciała sprawdzić kwestię kręgu kamieni, o których rozmawiała z Rodolphusem, ale póki co nie miała czasu. – Twoje kontakty i świstokliki były swoją drogą nieocenione, bardzo ci dziękuję – dodała i uśmiechnęła się lekko. – Jeden.... był źle skalibrowany, wylądowałyśmy z Brenną na jakimś lwie i musiałyśmy uciekać, nie wiem kto był bardziej zaskoczony… – roześmiała się w głos, bo ani trochę nie winiła Anthonego, to ludzie z Egiptu musieli się pomylić ustawiając jeden ze świstoklików. Ale… Przynajmniej było co opowiadać.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Victoria Lestrange (7790), Anthony Shafiq (6418)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa