• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 14 Dalej »
[wakacje 1956] Kto bywa na koniu, ten bywa i pod koniem... || Mona i Regina

[wakacje 1956] Kto bywa na koniu, ten bywa i pod koniem... || Mona i Regina
Olbrzymka
Draco dormiens nunquam titillandus.
Patrzysz i zastanawiasz się, czy masz do czynienia z olbrzymem, który zgubił się w Londynie. Barczysta, wysoka na blisko dwa metry, o twardych rysach twarzy. Dopiero później, jak już przyzwyczaisz się do jej wyglądu, zauważasz pewne drobnostki. Kartoflany nos zdobi poprzeczna blizna, przebiegająca na jego grzbiecie. Miodowe oczy spoglądają na świat ze spokojem, który ociepla serce i daje odetchnąć. Włosy ciemnobrązowe, prawie wpadające w czerń, skręcają się i falują, jeżeli ich właścicielka wypuści je z niedbałego warkocza. Olbrzymka zdaje się mocno stąpać po ziemi, ale znać w tym kroku delikatność.

Regina Rowle
#1
25.10.2024, 21:59  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.10.2024, 22:00 przez Regina Rowle.)  
— Musi spędzić najmniej tydzień w łóżku. Nie wiem, czemu zaklęcia nie działają, ale eliksiry powinny pomóc. Pozostawię wypis na dodatkowe, tymczasem trzy butelki Szkiele-Wzro powinny wystarczyć na najbliższe dni. Szklankę trzy razy dziennie i do tego powinna jeść dużo rzeczy z żelatyną. Przy jej wzroście...

Regina przewróciła oczami, słysząc pouczający i wyniosły ton uzdrowiciela, który przed paroma chwilami obdarowywał ją tym samym głosem podczas zawijania rąk i nóg w magiczne opatrunki. Zdrową ręką, bo miała taką tylko jedną, uderzyła z frustracją w poduszkę i wypuściła z siebie ni to jęk, ni to westchnięcie. I czemu to wszystko? Bo chciała sprawdzić, czy Stoddard Withers, jeden z najbardziej znanych hodowców skrzydlatych koni, miał rację, pisząc, że nie ma nic lepszego niż "wiatr we włosach, kiedy jest się na grzbiecie jednego z tych majestatycznych stworzeń. Miała szczerą nadzieję, że pan Withers podczas swojej kariery był przynajmniej raz połamany tak, jak ona.

Zatopiła się w poduszkach zrezygnowana i potoczyła szklistymi oczami po pokoju, a potem po swoim ciele. Była ubrana granatową koszulę nocną, którą miała zadartą do kolan, bo obie nogi były właśnie do nich zawinięte w tężejące opatrunki, które, według pana Abrandiego miały przyśpieszyć cały proces gojenia się kości. W dodatku prawą rękę również miała w takim opatrunku, bo tę też złamała podczas upadku.

A co tak dokładnie się stało? Pierwsze dwadzieścia minut podniebnej przejażdżki na aetonanie z przydomowej stajni było fantastyczne. Później skrzydlaty koń zaczął wydziwiać i nim Regina opanowała wierzchowca albo chociaż mocniej się schwyciła, to już leciała w dół, prosto w jodłowy młodnik. Rodzice znaleźli ją dopiero po godzinie, podobno, bo sama pamiętała tylko tyle, że w jednej chwili była na grzbiecie, w drugiej spadała, a w trzeciej ojciec niósł ją do domu, a całe ciało z każdym krokiem pulsowało bólem.

Otarła policzki wierzchem sprawnej dłoni i pociągnęła smutno nosem. Najgorsze nie było to, że się tak poważnie połamała, tylko to, że nazajutrz, czyli dzisiaj właśnie, miała jechać do hodowli smoczogników. Ojciec obiecał, że będzie mogła wybrać jedno z jajek i się nim zaopiekować. Z tym że dosiadła wierzchowca bez zgody któregokolwiek z rodziców i załatwiła sobie szlaban na najbliższe dwa tygodnie. Jakby połamanie było niewystarczającą karą. I może byłoby tego mało, ale właśnie trwały wakacje i piękna pogoda za oknem tym bardziej ją przybijała.

Z trudem sięgnęła do stolika nocnego i złapała swoją ulubioną książkę - "Fantastyczne Zwierzęta i jak je znaleźć" autorstwa jej idola, Newta Skamandera. Przewertowała ją naprędce i znalazła to, czego szukała, czyli ustęp o smoczognikach. Na brzegach stron drobnym i koślawym pismem były zrobione przez nią notatki. Powyciągała wszystko, co znalazła w innych książkach oraz z rozmów z tatą i dodała do ustępów napisanych przez Skamandera. Pewnie na głos by tego nigdy nie powiedziała, ale uważała, że pan Skamander bardzo niedokładnie opisał te stworzenia. Zasługiwały na znacznie więcej, niż półtorej strony w jego atlasie, koniec i kropka.

Pogrążyła się w czytaniu do tego stopnia, że zignorowała głosy dobiegające zza uchylonych drzwi. Dopiero kiedy podłoga przed jej pokojem skrzypnęła, poderwała głowę i spojrzała w tamtym kierunku.

— Nie Mona, bardzo się cieszę, że nas odwiedziłaś. Twój ojciec pewnie już ci powiedział o wypadku Reginy? Nie przejmuj się, nie jest tak źle, jakby mogło się wydawać...

Mów za siebie, mamo, pomyślała, zaciskając usta w wąską kreskę. Zrastające kości to nic miłego, a bolało, jakby rękę i nogi nakłuwano setką małych igiełek i to na raz.

— Właśnie niosłam szkiele-wzro, ale w takim razie proszę i weź jeszcze szklankę. Dopilnuj, żeby wypiła ją całą, bo to już czas. Jeżeli będziecie coś chciały do jedzenia, to Regina ma przy łóżku dzwonek, wezwiecie Grimka i wam coś przyniesie.

Drzwi się otworzyły, a młoda Rowleyówna była już gotowa na spotkanie z kuzynką i matką.

smocze serce
ach, długo jeszcze poleżę
w szklanej wodzie, w sieci wodorostów
Ta dziwna pannica, która zawsze nawijała o latających gadach; rude loki, ciemne i bystre oczy. Mierzy 168 cm i zawsze nosi materiałową rękawiczkę na prawej dłoni.

Mona Rowle
#2
27.10.2024, 20:41  ✶  
— Oczywiście, ciociu… — zza drzwi dobiegł podekscytowany głos małej Mony, a chwilę później dało się słyszeć szybki tupot małych stóp. Czy Regina była gotowa psychicznie na towarzystwo młodszego kuzynostwa? — …gina! Regina! Regina! — dziewczynka wpadła do pokoju jak burza, a jej rude włosy tańczyły w powietrzu. — Tata mówił mi, że miałaś jakiś wypadek i że nie powinnam cię odwiedzać, bo potrzebujesz spokoju, ale też nie chciał mi nic więcej powiedzieć, więc wymsknęłam się z domu! Wzięłam ci parę moich ulubionych książek i mugolskich magazynów… Och!
Drzwi odbiły się od ściany z hukiem. Mona przyglądała się Reginie z szeroko otwartymi oczami, trzymając w jednej dłoni szklankę ze szkiele-wzro, a pod pachą… książki. Czy naprawdę targała je ze sobą całą tę drogę? Otóż tak. I wkrótce przejęta zasypała ją pytania:
— Och, czy cię to boli? Głupie pytanie… Czy bardzo boli? Co się DOKŁADNIE stało? Musisz mi opowiedzieć! Miałyśmy przecież iść nad wodę, a ty leżysz w łóżku… — podreptała bliżej do łóżka, odstawiła ostrożnie (jak na nią) szklankę na szafkę obok. — Musisz to wypić, bo twoja mama chyba oszaleje — wciąż trzymając tytuły pod ramieniem, nachyliła się nad starszą (nieco za blisko), próbując zajrzeć na magiczne opatrunki z każdej możliwej strony. — Ale nie bój żaby! Oto jestem! Dotrzymam ci towarzystwa przez caluuuuutki dzień!

Rudowłosa sapnęła, kiedy odstawiła książki na podłogę, zupełnie nie przejmując się, że część z nich rozsypała się po pokoju. Jak gdyby nigdy nic, uklęknęła obok łóżka Reginy z głową niemal na wysokości materaca, żeby móc dokładniej widzieć reakcję kuzynki. Z błyskiem w oku wyciągnęła pierwszą lepszą książkę z rozsypanego stosu. Była to gruba, bogato ilustrowana księga o smokach z wytłoczonymi złotymi literami na okładce.
— Patrz, patrz! — zawołała i otworzyła książkę na pierwszej stronie. — To właśnie ta nowa edycja Dragonologii! Mówiłam ci… — Mona była tak pochłonięta swoimi książkami, że przez dłuższą chwilę nie zauważyła, co wcześniej czytała Regina. Jej twarz rozpromieniła się jeszcze bardziej. — Na burze! — wykrzyknęła i podniosła się na kolanach. — Czytasz Fantastyczne Zwierzęta! Przecież to książka Newta Skamandera! — tak, dwunastoletnia Mona Rowle musiała być chodzącym wrzodem na tyłku dorastającej nastolatki. Tym bardziej dla takiej, która była przykuta do łóżka i nie mogła uciec przed niekończącym się potokiem słów tej pierwszej. Jednak rudowłosa, która nigdy rodzeństwa nie miała, była wpatrzona w starszą kuzynkę jak w obrazek. Dla Mony Regina była kimś w rodzaju bohaterki z opowieści o smokach, o których tak lubiła czytać. A sama Mona… była jak nieświadome pisklę, które uczepiło się starszego rodzeństwa i nie miało pojęcia, jak bardzo było uciążliwe.
Olbrzymka
Draco dormiens nunquam titillandus.
Patrzysz i zastanawiasz się, czy masz do czynienia z olbrzymem, który zgubił się w Londynie. Barczysta, wysoka na blisko dwa metry, o twardych rysach twarzy. Dopiero później, jak już przyzwyczaisz się do jej wyglądu, zauważasz pewne drobnostki. Kartoflany nos zdobi poprzeczna blizna, przebiegająca na jego grzbiecie. Miodowe oczy spoglądają na świat ze spokojem, który ociepla serce i daje odetchnąć. Włosy ciemnobrązowe, prawie wpadające w czerń, skręcają się i falują, jeżeli ich właścicielka wypuści je z niedbałego warkocza. Olbrzymka zdaje się mocno stąpać po ziemi, ale znać w tym kroku delikatność.

Regina Rowle
#3
30.10.2024, 19:40  ✶  

Jak widać, przygotowanie psychiczne Reginy do wizyty kuzynki nie grało tu roli. Niezależnie od tego, czy była gotowa, czy nie, rudowłosa burza wpadła do jej pokoju i w mgnieniu oka pozbyła się z niego ciszy i spokoju.

Olbrzymka zamrugała parokrotnie, przyglądając się Monie tak, jakby słowa kuzynki docierały do niej z opóźnieniem. Oczywiście wcale tak nie było, po prostu puchonka musiała przystosować się do podwyższonego głosu dziewczynki i prawie wyrównanego stosunku ilości wypowiedzianych słów do szybkości ich wypowiadania. Biorąc pod uwagę aktualny stan Reginy, nie było to proste, ale pomruganie pomogło.

— Calutki dzień...? — powtórzyła, nie dowierzając "szczęściu", jakie ją spotkało.

Mona była od niej dwa lata młodsza i z każdym rokiem ta różnica robiła się dla Reginy coraz bardziej wyraźna. Spędzały coraz mniej czasu na wspólnych zabawach, bo te ją szybko nudziły lub też czuła, że już jej nie wypada tak biegać i skakać". Wspólne tematy też już ograniczyły się raczej do tych związanych ze zwierzętami i nawet byłoby to Reginie na rękę, gdyby kuzynka nie fiksowała się tak na punkcie smoków. Sama uważała, że jest tyle ciekawszych fantastycznych stworzeń, że bezsensownym było ciągłe czytanie o tych wielkich jaszczurach. Możliwe, że wynikało to też z obawy, jaką czuła wobec nich, w końcu jedno kłapnięcie szczęki i po czarodzieju nawet różdżka nie zostanie...

Otworzyła usta, żeby podziękować rudowłosej za odwiedziny, za przyniesienie czytadeł i by odpowiedzieć na pytanie o to, co się stało oraz sprostować, że tak, zdecydowanie to boli, ale nie zdążyła. Mona poderwała się w jednej chwili i zapiała z zachwytu nad książką, którą dzierżyła Regina.

— Tak, poszerzone wydanie i... — uśmiechnęła się, bo kuzyneczce zaraz szczęka o podłogę uderzy. — I podpisane!

Przeskoczyła na pierwszą stronę, którą następnie podetknęła pod nos Monie, by mogła sama przeczytać czarne pociągłe litery:


Newton Skamander
Dla miłośniczki fantastycznych zwierząt.

To była perełka Reginy, jeśli chodzi o książki, jej duma, oczko w głowie i powiernik największych sekretów i najbardziej skrytych marzeń. Nie lubiła się przechwalać, ale ta książka była dla niej bardzo ważna i to nie tylko ze względu na treść. Łączyła to, kim Regina chciała być i co chciała osiągnąć w przyszłości. Czytając, mogła wyobrażać sobie, jak sama odkrywa te wszystkie stworzenia i jak się z nimi zaprzyjaźnia (nie ze wszystkimi oczywiście, bo od akromantuli wolała się trzymać jak najdalej).

— Dostałam niedawno. — dodała, uśmiechając się już o wiele szerzej.

Akurat przed Moną nie wstydziła się tego, jak bardzo fascynują ją magiczne stworzenia. Wiedziała, że kuzynka podziela jej zainteresowania i czytanie o niuchaczach lub o dirikrakach jest dla niej równie ekscytujące, jak dla niektórych mecz quidditcha.

— Mówiłaś coś o nowej edycji Dragonologii? W końcu wyszła? Są jakieś nowe opisy?

Wiedziała, że Mona może godzinami mówić o smokach. O tym gdzie występują, ile ważą osobniki, ile dojrzewają, ile jedzą, co jedzą, jak je rozpoznać, czy zieją ogniem, czy wydychają trujący gaz i tak dalej. Czy chciała tego słuchać po raz n-ty? Nie, ale też wolała nie opowiadać o swojej katastrofalnej przejażdżce, a w ten sposób może kuzynka nie będzie dociekała, co się stało. Może.

smocze serce
ach, długo jeszcze poleżę
w szklanej wodzie, w sieci wodorostów
Ta dziwna pannica, która zawsze nawijała o latających gadach; rude loki, ciemne i bystre oczy. Mierzy 168 cm i zawsze nosi materiałową rękawiczkę na prawej dłoni.

Mona Rowle
#4
31.10.2024, 17:17  ✶  
Mała Mo potrafiła być dosłownie wszędzie. Jej męczący entuzjazm zalał pokój oraz pozbawił go ciszy, na którą kuzynka zapewne liczyła. Tak właściwie to Regina mogła już w tamtej chwili pożegnać się z odpoczynkiem. Chyba że udałoby się znaleźć dla małej jakieś inne, zajmujące zajęcie.
— Ca-lu-tki dzień! — zapewniła, co nie do końca pokrywało się z prawdą. Prędzej czy później ktoś przecież zauważy brak wiecznie głośnego, wiecznie ruchliwego rudzielca. Może będzie to zmartwiona mama Mony, która z delikatnym uśmiechem ponownie przeprosi za wtargnięcie córki i zapewni, że wcale nie chciała niepokoić biednej Reginy. Albo też zjawi się jej ojciec, który uniesie dziewczynkę pod pachą i zagrozi, że odbierze jej wszystkie książki o smokach, jeśli jeszcze raz ucieknie z domu bez słowa. Oczywiście, wszyscy doskonale wiedzieli, że nigdy do tego nie dochodziło, ponieważ Damon Rowle, który sam przekazał córce swoją miłość do magicznych gadów, zasypywał ją książkami o smokach niemal przy każdej okazji. On i jego jedynaczka mogli godzinami omawiać te fascynujące stworzenia, z taką samą pasją, co ich kuzyni na temat abraksanów (mimo że według tej dwójki nie mogły równać się ze smokami. Co z tego, że te i te latały!). Tymczasem matka małego rudzielca i żona smoczego fanatyka z lekkim uśmiechem przewracała tylko oczami, prosząc, aby chociaż przy posiłku odłożyć temat smoków na bok. Tak było, więc i dziecięca ciekawość oraz podsycana przez ojca pasja, były wyjątkowo trudne do ujarzmienia.

Między rodzinami Rowle istniała delikatna różnica zainteresowań, którą widać było nawet w relacji Mony z Reginą. Rodzice rudowłosej starali się tłumaczyć swojemu dziecku, że nie wszystko musiało dziać się na jej warunkach. Lecz dla Mo każde słowo kuzynki było niemal świętością i nawet wtedy, gdy sugerowano jej, że może być czasem za dużo, ona i tak znajdowała nowe sposoby, żeby dotrzeć do Reginy i spędzać z nią czas, nieważne, czy starsza tego chciała, czy też nie.

Dziewczynka zamarła, kiedy kuzynka podsunęła książkę pod jej nos. Rude włosy niemalże zasłoniły tekst, gdy nachyliła się jeszcze bliżej, żeby przeczytać eleganckie litery. Newton Skamander, przeczytała i wciągnęła gwałtownie powietrze. Dla miłośniczki fantastycznych zwierząt.
— Regina! — wykrzyknęła ponownie. — To… to jest podpis pana Newta Skamandera! I to jeszcze z dedykacją! — a jej oczy wręcz zabłyszczały. — To jest absolutnie… Absolutnie najwspanialsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałam! — skupiła wzrok na kuzynkce z mieszanką podziwu oraz zachwytu. Czy była zazdrość w tym spojrzeniu? Oczywiście, że tak, ale przybrała ona tę dziecięcą i niewinną wersję. — On napisał to dla ciebie… Osobiście! Jak to się stało? Gdzie go spotkałaś? …A w tej rozszerzonej wersji jest coś o smokach? — A potem rozpromieniła się jeszcze bardziej! Wspomnienie nowego wydania Dragonologii zadziałało na nią jak magiczne zaklęcie. — O tak! — zawołała, przysuwając się na skraj łóżka tak, aby być jak najbliżej nastolatki. — W końcu wyszły CAŁE nowe rozdziały o smoczych migracjach i żywieniu. Wiedziałaś, że samice naszych Walijskich Zielonych są o dwie tony cięższe od samców? Muszą być, żeby chronić młode! — spoglądała na kuzynkę z wypiekami na twarzy. Właściwie dla Reginy te informacje mogły nawet nie być niczym nowym (interesującym też), ale Mona była w swoim żywiole, zresztą już na dobre.
— Wciąż nie powiedziałaś mi, co ci się stało — wyszczerzyła się.
Olbrzymka
Draco dormiens nunquam titillandus.
Patrzysz i zastanawiasz się, czy masz do czynienia z olbrzymem, który zgubił się w Londynie. Barczysta, wysoka na blisko dwa metry, o twardych rysach twarzy. Dopiero później, jak już przyzwyczaisz się do jej wyglądu, zauważasz pewne drobnostki. Kartoflany nos zdobi poprzeczna blizna, przebiegająca na jego grzbiecie. Miodowe oczy spoglądają na świat ze spokojem, który ociepla serce i daje odetchnąć. Włosy ciemnobrązowe, prawie wpadające w czerń, skręcają się i falują, jeżeli ich właścicielka wypuści je z niedbałego warkocza. Olbrzymka zdaje się mocno stąpać po ziemi, ale znać w tym kroku delikatność.

Regina Rowle
#5
02.11.2024, 21:44  ✶  

Regina w przyszłości zatęskni nie raz za beztroską dzieciństwa. Za chwilami, które spędzała albo na zabawie z Moną, nad książkami o smokach i nie tylko albo na poszukiwaniu jeszcze nieodkrytych magicznych istot w ogrodzie. Zamarzy jej się powrócić do tej właśnie chwili, kiedy z kuzynką rozmawiały o tym, co kochają, nie zważając na czas czy na przyszłość. Ale przyszłość zostawmy, ona i tak nadejdzie bez naszej pomocy i wróćmy do teraźniejszości.

W tym momencie chciała, żeby Mona dała jej święty spokój. Żeby zabrała tę swoją rudą czuprynę i wrażenie totalnego chaosu, jakie roztaczało się dookoła jej osoby i zostawiła Reginę samą. Po co? Żeby ta w ciszy mogła rozpaczać nad swoim losem i wyobrażać sobie, że wcale nie spadła z latającego wierzchowca, a jeśli już, to wcale się nie połamała. Cóż, jak widać Mona miała inne plany.

Aż zmrużyła oczy, kiedy kuzynka wydała z siebie okrzyk zachwytu i niedowierzania. Bardzo podobny do tego, który Regina wydała z siebie kilka miesięcy temu, gdy ojciec wręczył jej książkę.

— Tak, przez pana Newtona Skamandera we własnej osobie. — potwierdziła między słowami zachwytu Mony.

Kłamstwem by było, gdyby powiedziała, że te wlepione w nią oczy zachwytu i zazdrości nie były przyjemne. Tak dziecinnie i próżnie napawała się słowami dziewczynki, niemal pękając z dumy, że wreszcie ktoś się zachwycał tą książką prawie tak samo, jak i ona.

— Nie spotkałam go osobiście... — przyznała się wreszcie, marszcząc nos i zaciskając usta, bo to trochę ujmowało wartości dedykacji. — Tata był na jakimś spotkaniu w Ministerstwie i on też tam był, i poprosił w moim imieniu o autograf, i on wtedy podarował mu książkę dla mnie.

Prawie się zapowietrzyła, odpowiadając na pytanie Mony. Kuzyneczka wcale nie myślała o tym, żeby dać Reginie odpowiedzieć i trajkotała w najlepsze, więc gdy zamilkła, żeby nabrać oddech, panna Rowle wtrąciła:

— I chyba nie ma tam nic nowego o smokach, niestety, ale...

Ale już było za późno na cokolwiek, co chciała jeszcze powiedzieć, bo pytając o "Dragonologie" uwolniła potwora. Pozostało jej tylko kiwać głową i udawać wielce zainteresowaną ciekawostkami, jakimi raczyła ją Mona.

Tak po prawdzie to nie musiała tak bardzo udawać. Pomimo że smoki nie były jej (proszę się nie śmiać) konikiem, to nadal zaliczały się do magicznych bestii i interesowały Reginę, w nieco mniejszym stopniu, niż kuzynkę, ale interesowały.

— Aż dwie tony cięższy?! — powtórzyła i podniosła się na łokciu, ze zdziwieniem spoglądając na Monę. — Przecież one i tak są ogromne.

I z powrotem opadła na łóżko po ostatnim stwierdzeniu kuzynki. Na chwilę zapomniała o połamanych nogach i ręce, o szlabanie, a kuzynka bezlitośnie sprowadziła ją na ziemię (choć nie tak boleśnie, jak spotkała się z gruntem wczoraj). Wbiła miodowe oczy w książkę, którą podczas rozmowy położyła sobie na brzuchu i zagryzła usta.

Nie za bardzo chciała o tym mówić. Co jak Mona będzie się z niej śmiała? Regina świetnie zdawała sobie sprawę, że to, co zrobiła, było głupie i nieodpowiedzialne, ale gdyby się udało, to mogłaby we wrześniu wszystko opowiedzieć Isabeli Tonks i nie tylko. Już sobie wyobrażała, jakby patrzyli na nią wtedy wszyscy, którzy na co dzień się z niej nabijali. W końcu kto z nich sam i bez niczyjej pomocy jeździł na aetonanie!

Pociągnęła nosem i spojrzała na kuzynkę spode łba. Dobrze wiedziała, że ta nie da jej żyć albo zaraz wypyta o wszystko jej mamę. Na portki merlina!

— Tylko masz się ze mnie nie śmiać... — powiedziała cicho i, tak przynajmniej chciała, groźnie.

Nabrała powietrza w płuca i wyrzuciła z siebie wszystko na jednym wydechu:

— Nobowczorajchciałamwreszciesamapojeździćnakoniachrodzicówibezichzgodywzięłamjednegoiwszystkobyłodobrzedopókisię czegośniewystraszyłiwtedyspadłam.

Z frustracją uderzyła w okładkę książki Skamandera i uciekła spojrzeniem na Szkiele-Wzro, które stało na lewo od łóżka, na stoliku nocnym.

— Bo przeczytałam w książce, że lot na tych wierzchowcach jest nieporównywalny z niczym innym. Nawet z lataniem na miotle.... — dodała dużo ciszej i spokojniej, ale za to bardzo smutno.

Trudno, powiedziała prawdę, Mona mogła się z niej śmiać ile tylko chciała.


wiadomość pozafabularna
Żeby łatwiej się czytało, co Reginka powiedziała: No bo wczoraj chciałam wreszcie sama pojeździć na koniach rodziców i bez ich zgody wzięłam jednego i wszystko było dobrze, dopóki się czegoś nie wystraszył i wtedy spadłam.
smocze serce
ach, długo jeszcze poleżę
w szklanej wodzie, w sieci wodorostów
Ta dziwna pannica, która zawsze nawijała o latających gadach; rude loki, ciemne i bystre oczy. Mierzy 168 cm i zawsze nosi materiałową rękawiczkę na prawej dłoni.

Mona Rowle
#6
07.11.2024, 19:06  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.11.2024, 19:07 przez Mona Rowle.)  
W tamtych czasach obie nie były jeszcze świadome, że wakacyjne popołudnia kiedyś odejdą w zapomniane, nie wiedziały z czym przyjdzie im się mierzyć; i że któregoś dnia ich drogi się rozejdą w dwie różne strony.

Jak mała Mona mogła inaczej patrzeć na Reginę niż z zachwytem? Bo nawet jeśli nie spotkała pana Skamandera osobiście, to przecież ONA trzymała w rękach tę książkę. Wpatrywała się w papierową stronę z nabożnym wyrazem twarzy. Znając dziewczynkę, pewnie by zrobiła jej ołtarzyk, gdyby sama taką dostała.
— W Ministerstwie? Aaaach, w Ministerstwie… — przytaknęła w taki sposób, jakby wiedziała z czym Ministerstwo Magii się wiązało. W rzeczywistości niezbyt wiele tego było; kojarzyła to, co padało z ust jej ojca, który nie przepuszczał okazji, aby skrytykować tę instytucję, więc i kończyło się na tym, że w jej oczach Ministerstwo było raczej nudnym miejscem pełnym starych papierów i nielubianych przez ojca czarodziejów. Mimo to myśl, że tata Reginy spotkał tam sławnego Newtona Skamandera, wydawała jej się zupełnie inna od wszystkiego, co sobie wyobrażała. — Mam nadzieję, że wujek był bardzo miły dla pana Skamandera — powiedziała finalnie, przypieczętując jej wiedzę (czy też brak) w tym zakresie. — Nawet jak nie ma nic o smokach, to wciąż dedykacja to jakby sam smok cię przed tobą ukłonił!

A widząc takie zainteresowanie kuzynki smokami, Mona tylko pokiwała głową z zapałem.
— No właśnie! I to nie byle jakie dwie tony więcej, jest to tylko u dorosłych Walijskich Zielonych! Tych, które rosną wolniej od innych gatunków — zagestykulowała do swojej paplaniny. — Jak dorosną, to nie mieszczą się… — jeszcze więcej paplaniny. — Dlatego zaczynają migrować na większe tereny bez… — dziewczynka zamilkła na chwilkę, aby odstawić najnowsze wydanie tytułu i rzucić się ponownie do stosu książek, który przyniosła dla Reginy. Rozpoczęła gorączkowe przekładanie i wertowanie stronic, aż w końcu z triumfem wydobyła opasły, mocno sfatygowany tom, pełen barwnych ilustracji i precyzyjnych szkiców smoczych sylwetek. „Dragonologia. Przewodnik po smokach Europy” widniało na wytartej już nieco okładce. — Wiedziałam, że to tu gdzieś jest — odparła i natychmiast otworzyła książkę na jednej z zakładek, gdzie widniała szczegółowa ilustracja zielonej bestii. Palcem przesuwała po tekście, kiedy dotarła do konkretnego opisu. — Tu! „Dorosłe Walijskie Zielone mogą osiągać ogromne rozmiary i ważyć nawet do sześciu ton, szczególnie te, które prowadzą samotniczy tryb życia.” Sześć ton! Jak one w ogóle unoszą się w powietrzu? — przewróciła jeszcze kilka stron, poszukując fragmentu o Szwedzkich Krótkopyskach, aby zaraz potem przysunąć książkę tak, aby Regina mogła dokładnie zobaczyć dokładnie namalowane, lśniące niebieskie łuski.
— I spójrz na to, bo w porównaniu do… — rudowłosa patrzyła na nią z szeroko otwartymi oczami jak spodki. Odłożyła książkę na bok. — Gina, ty naprawdę… Wzięłaś aetonana i… Poleciałaś?! Sama?! — sapnęła z niedowierzaniem, a potem w jednej chwili jej głos podniósł się o oktawę. — Przecież to najlepsze, co mogłaś zrobić! Gdyby udało ci się dolecieć do..! — no właśnie chyba średnio się udało, prawda? Dziewczynka nie ujrzała dumy na twarzy kuzynki, a jedynie  zakłopotanie oraz przygnębienie. Zmarszczyła brwi i wbiła w nią zmartwione spojrzenie, spoważniała w taki sposób i na tyle, ile dwunastolatka mogła. — Hej, nie przejmuj się, że cię zrzucił. Przecież to był dopiero pierwszy raz — właściwie to nawet chciała Reginę przyciągnąć do siebie w uścisku, ale opatrunki, które pokrywały kuzynkę, odrobinę ją przeraziły. Pozostało jej więc tylko się uśmiechnąć i dodać: — Następnym razem, obiecaj, że mnie zawołasz… A kiedy będziesz mogła wstać z łóżka? — W przypadku smoków Mona doskonale znała podstawowe zasady bezpieczeństwa: nie zbliżaj się, nieważne, jak fajne by się nie wydawały. Smoki niech tam sobie istnieją, ale w bezpiecznej odległości. Jednak fruwające konie? Tutaj wyobraźnia dziewczynki zadziałała jak najgorszy doradca, a pomysł, że mogłaby faktycznie spróbować czegoś tak nierozważnego, miało całkiem realne podstawy.

Uniosła dłoń do brody, z miną nad wiek zamyśloną.
— Ale czego on właściwie mógł się tak wystraszyć? — nie do końca oczekiwała odpowiedzi, ale spodziewała się, że Regina rzuci choć kąsek informacji, który pozwoliłby jej rozwiązać chwilową zagwozdkę. Dziewczynka często to robiła; to dziwne snucie teorii, gdzie każda kolejna potrafiła być dramatyczniejsza od poprzedniej. — Inne magiczne stworzenie? Zapach w powietrzu?

wiadomość pozafabularna
większość informacji o zielonych walijskich zmyśliłam, więc pardą
Olbrzymka
Draco dormiens nunquam titillandus.
Patrzysz i zastanawiasz się, czy masz do czynienia z olbrzymem, który zgubił się w Londynie. Barczysta, wysoka na blisko dwa metry, o twardych rysach twarzy. Dopiero później, jak już przyzwyczaisz się do jej wyglądu, zauważasz pewne drobnostki. Kartoflany nos zdobi poprzeczna blizna, przebiegająca na jego grzbiecie. Miodowe oczy spoglądają na świat ze spokojem, który ociepla serce i daje odetchnąć. Włosy ciemnobrązowe, prawie wpadające w czerń, skręcają się i falują, jeżeli ich właścicielka wypuści je z niedbałego warkocza. Olbrzymka zdaje się mocno stąpać po ziemi, ale znać w tym kroku delikatność.

Regina Rowle
#7
18.11.2024, 02:21  ✶  

Miodowe wielkie oczy wyjrzały znad podstawionej pod nos „Dragonolgii...”, gdy do Mony dotarło, co właścicielka tychże oczu wczoraj zrobiła. Regina nieznacznie się skuliła, gdy kuzynka podniosła głos i zupełnie zauważalnie skrzywiła się, kiedy ta spytała o czas, który przyjdzie jej spędzić w łóżku.

— Uzdrowiciel powiedział, że co najmniej tydzień, bo kości nie chcą się goić...

Jęknęła żałośnie i zapadła się w poduchach, co dodało dramatyzmu całej wypowiedzi, która wcale się nie skończyła.

— I nie ma opcji, że wsiądę na jakiegokolwiek konia! — wbiła spojrzenie w sufit, próbując odegnać łzy. — Nieważne, czy będzie miał skrzydła albo nie.

Tak, to była decyzja, którą Regina podjęła, będąc na rękach u taty. Cała zapłakana i zasmarkana bełkotliwie przekonywała go, że to był ostatni raz, że nigdy to się nie powtórzy i że bardzobardzobardzobaaaaardzo żałuje tego, co zrobiła. Na nieszczęście do ojca szybko dołączyła matka i jasno dała jej do zrozumienia, że tu płacz nic nie pomoże. Takie zapewnienia tym bardziej. Pewnie gdyby tak szlochała tatkowi na rękach jeszcze przez chwilę, to obyłoby się bez szlabanu.

Przełknęła gulę, która tworzyła się w jej gardle i spojrzała na kuzynkę. Wzruszyła ramionami, odpowiadając:

— Nie wiem. Był niespokojny, odkąd na niego wsiadłam, ale myślałam, że to przeze mnie, bo...

Czy prawie przyznała się, że bała się od samego początku? Prawie, całe szczęście, robi wielką różnicę.

— Bo nie wiem, ale był zdenerwowany, tylko przeszło mu, jak się wzbiliśmy w powietrze. I myślałam, że jest wszystko w porządku, i naprawdę było, ale nagle wierzgnął i odbił w bok tak szybko i nagle, że nie zdążyłam się złapać grzywy i...

Rozłożyła bezradnie ręce, czy raczej chciała, bo miała tylko jedną sprawną, a trzymała nią "Dragonologię..." Mony.

— I spadłam. Podobno wrócił sam po godzinie i nic mu nie jest.

Zmarszczyła brwi i zacisnęła usta niezadowolona, bo dziecięcy umysł jednak trochę chciał, żeby sam wierzchowiec też poniósł trochę odpowiedzialności. Za to cząstka Reginy, która uważała się za przyszłego magizoologa, uważała, że takie myśli są okropne i w ogóle nie powinny się pojawiać w jej głowie.

— Może rzeczywiście coś go spłoszyło... — zaczęła się głośno zastanawiać i sprawną ręką przesunęła po okładce książki. — Myślisz, że wyczuł jakiegoś drapieżnika? Ale jeżeli tak, to jakiego? Musiałby być większy niż on, a przecież od aetonanów większe i do tego latające są tylko...

Na pewno nie musiała kończyć, bo Mona na pewno zrobi to za nią. W końcu Regina na pewno nie była jedyną, która od razu pomyślała o smoku, który gdzieś tam mógł się przemknąć. Nieważne było, że to mało prawdopodobne, bo smoki tak blisko ludzkich siedzib raczej nie bytowały, a jeśli już, to raczej jej rodzice by o nim już wiedzieli.

Miodowe oczy Reginy zaświeciły się, gdy spoglądała na kuzynkę, a w jej głowie kiełkowała myśl, że może gdzieś tam, za chmurą znajdował się najprawdziwszy smok. To byłoby niesamowite!

— Myślisz, że to mógł być walijski zielony?
Spytała konspiracyjnie, nachylając się do Mony i podstawiając jej książkę.
smocze serce
ach, długo jeszcze poleżę
w szklanej wodzie, w sieci wodorostów
Ta dziwna pannica, która zawsze nawijała o latających gadach; rude loki, ciemne i bystre oczy. Mierzy 168 cm i zawsze nosi materiałową rękawiczkę na prawej dłoni.

Mona Rowle
#8
23.11.2024, 23:31  ✶  
Mona wlepiła spojrzenie w kuzynkę, a w jej oczach odbijała się mieszanka niewinnego podziwu, niedowierzania i… Rozbawienia, którego jednak nie ośmieliła się wyrazić na głos. Przynajmniej nie od razu.
— Tydzień? — powtórzyła powoli. — To nie tak długo. Jak na kogoś, kto spadł z aetonana, to chyba mogło być gorzej, prawda?
Chciała powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, że Regina nie miała o co się martwić, ale słowa nie chciały przejść wyjątkowo dziewczynce przez gardło. Nie była pewna, czy w ogóle potrafiła coś takiego powiedzieć tak, żeby brzmiało to pocieszająco. W głębi serca cieszyła się, że nic gorszego się nie stało, ale i tak już widok kuzynki unieruchomionej w łóżku wywoływał w niej poczucie paniki, które prawdopobnie dopiero w tamtej chwili zaczęło wychodzić na powierzchnię. I nie mogły razem wybiec na dwór, a przecież w ich planach było tyle rzeczy do zrobienia w te wakacje! A jeszcze na domiar złego, kiedy zobaczyła, jak kuzynka nieudolnie próbowała ukryć łzy, miała ochotę rzucić wszystko i po prostu przytulić ją, zaoferować jej swoje książki, skarby, dosłownie wszystko, co posiadała, aby zobaczyć uśmiech na jej twarzy. Ale czy to by coś dało? Czy mogłaby w ten sposób jakoś jej pomóc? Takie pytania pojawiały się w jej rudej głowie, bo mała dziewczynka jednak średnio potrafiła przejść obojętnie obok czyjegoś cierpienia. Wreszcie podparła brodę dłonią, patrząc na kuzynkę, której stan, w jakim się znalazła, bardzo ją gryzł.
— Ale żeby tak nigdy więcej? — to prawie jakby Regina zamierzała wyrzec się magii! — Przecież teraz już wiesz, co zrobiłaś źle raczej? To nie twoja wina… Tak całkiem. No może trochę, ale nie tak bardzo.
Kiedy Regina wciąż wyglądała na niezbyt przekonaną, Mona dodała:
— Ale wiesz, że następnym razem musisz lepiej trzymać się, prawda? Albo… Wiesz, chociaż zabrać mnie — spojrzała na opatrunki starszej Rowle. — Nooo… Może najpierw rzeczywiście lepiej trochę odpocznij. W sensie… Połamane ręce i nogi to nie jest najlepszy start do kolejnej przygody — potem wróciła do wertowania książki, mrucząc pod nosem: — Ale i tak to było superodważne. No w sumie to bardzo głupie, ale superodważne też.

Mona ponownie zrobiła wielkie oczy, bo sama idea smoka krążącego w pobliżu była nie do pomyślenia. Przełknęła ślinę i naprawdę próbowała ukryć podekscytowanie, ale jej policzki natychmiast pokryły się jasnoróżowym rumieńcem. Przysunęła się bliżej Reginy, prawie stykając się z nią czołem.
— Walijski zielony? — szepnęła dramatycznym tonem. — To byłoby… — szalone? Skrajnie niebezpieczne? — Raczej dziwne? — zmarszczyła brwi, jej głos nabrał sceptycznego tonu. Smoki rzadko opuszczały teren rezerwatu. — No bo gdyby naprawdę był tu smok, to na pewno ktoś by podniósł alarm i zabezpieczenia poszłyby w ruch… Chyba że… — jej oczy zabłysły. — Chyba że to jakiś młody smok, jeszcze niezarejestrowany… Nasze walijskie są dość ogromne, więc czy mogłby być tak cichy, aby przemykać niepostrzeżenie? I żebyś się nie zorientowała? — nie czekając na reakcję kuzynki, podniosła się z podłogi i zaczęła krążyć po pokoju, zupełnie jakby obmyślała plan tropienia owego domniemanego stworzenia, które spłoszyło biednego konia. — Może to był coś w stylu żmijoptaka? — zatrzymała się i spojrzała na Reginę.— Chociaż raczej nie zapuszczają się w takie rejony — po chwili zastanowienia odparła: — Jakieś magiczne stworzenie próbowało cię dorwać, a ty nawet o tym nie wiesz?!
Tragedia.
Olbrzymka
Draco dormiens nunquam titillandus.
Patrzysz i zastanawiasz się, czy masz do czynienia z olbrzymem, który zgubił się w Londynie. Barczysta, wysoka na blisko dwa metry, o twardych rysach twarzy. Dopiero później, jak już przyzwyczaisz się do jej wyglądu, zauważasz pewne drobnostki. Kartoflany nos zdobi poprzeczna blizna, przebiegająca na jego grzbiecie. Miodowe oczy spoglądają na świat ze spokojem, który ociepla serce i daje odetchnąć. Włosy ciemnobrązowe, prawie wpadające w czerń, skręcają się i falują, jeżeli ich właścicielka wypuści je z niedbałego warkocza. Olbrzymka zdaje się mocno stąpać po ziemi, ale znać w tym kroku delikatność.

Regina Rowle
#9
26.11.2024, 16:57  ✶  

Otworzyła usta, żeby zaprzeczyć, że wcale nie mogło być gorzej. Że tydzień to zdecydowanie za długo, jak na wakacyjny czas i to tak o tydzień za długo. I że nie, nigdy więcej nie wsiądzie na coś, co odrywa się od ziemi na wyżej niż jard, bo na pewno skończy tak jak teraz. Niezależnie czy będzie to wierzchowiec, miotła czy latający dywan. Nie i koniec.

Zamknęła usta, bo w tym samym momencie dotarło do niej, że musiałaby się przyznać przed kuzynką, że upadek wywołał w niej strach. W dodatku tak duży, że na samą myśl o lataniu na czymkolwiek pociły się jej dłonie i czuje, jakby znowu spadała i tę niemoc, i strach... Aż się wzdrygnęła na to wspomnienie i jakoś tak dziwnie i nieprzyjemnie zaschło jej w gardle. Może lepiej, jak skupi się na tym, co mówi Mona, która przywarła czołem do jej czoła.

Spojrzała głęboko w oczy kuzynki. Były tak blisko, że zlały się w jedno wielkie oczko, które spoglądało na nią najpierw z niedowierzaniem, później z uznaniem, aż wreszcie odsunęło się i z powrotem patrzyły na nią dwa oka. Teraz wypełnione powątpiewaniem.

— Wiem, że dziwne, bo tak jak mówisz, w rezerwacie na pewno odnotowaliby, że któryś ze smoków przekroczył granicę, ale co innego mogło spłoszyć mojego wierzchowca?

Uniosła sprawną rękę i przyłożyła zgięty palec wskazujący do ust. Tak często robił jej ojciec, gdy czytał coś ważnego lub się nad czymś zastanawiał. Regina uważała, że to idealny gest, by wyrazić swoje głębokie zamyślenie nad tym, co mogło spłoszyć jej konia.

— Żmijoptak?! Tutaj? — zmarszczyła brwi i zdecydowanie pokręciła głową. — Niemożliwe, przecież one tutaj nie występują. A nawet jeżeli ktoś go tutaj przywiózł, to wypuściłby go ot tak? Tuż przy rezerwacie? Przecież smoki i w ogóle...

Jasne, fakt, że mogła być tak blisko tego zwierzęcia, był fascynujący, ale nie pobudzał wyobraźni tak, jak smok! Bo gdyby w jakiś sposób dowiodła, że koń przestraszył się drakonida, to ten upadek, szlaban i złamania były niczym w porównaniu do tego, że w zasięgu ręki mogła mieć najprawdziwszego smoka. Może i go nie widziała, ale... Smok!!!

— Nie wiem, bo w jednym momencie siedziałam na grzbiecie, a w drugim pędziłam na spotkanie z ziemią i jakoś nie miałam czasu rozglądać się za tym, co mogło spłoszyć Łatka. — fuknęła zła na samą siebie, bo rzeczywiście tragiczne było, że się nie rozglądała.

Puściła wodze fantazji i przed oczami miała najróżniejsze stworzenia, które mogły się skrywać w tamym momencie za chmurami. Smoki, żmijoptaki, może nawet bystroduch albo...

— Wiwerna! Co jak tam była wiwerna?!

Spojrzała szeroko rozwartymi oczami na kuzynkę, pełnymi nadziei i zachwytu. Gdyby tylko pan Skamander tu był i usłyszał o jej przygodzie. Na pewno od razu odgadłby, co spłoszyło skrzydlatego konia i jeszcze pogratulował Reginie odwagi. Ale byłoby super, pomyślała.

smocze serce
ach, długo jeszcze poleżę
w szklanej wodzie, w sieci wodorostów
Ta dziwna pannica, która zawsze nawijała o latających gadach; rude loki, ciemne i bystre oczy. Mierzy 168 cm i zawsze nosi materiałową rękawiczkę na prawej dłoni.

Mona Rowle
#10
28.11.2024, 18:25  ✶  
Regina miała rację, bo kto normalny miałby czas na rozglądanie, kiedy spada się na ziemię? Chyba tylko jakiś szaleniec albo ktoś, kto regularnie ćwiczy spadanie z latających koni. A to raczej nie była jej kuzynka, co to, to nie. Dziewczynka aż podskoczyła, gdy słowo „wiwerna” padło z ust. Wiwerna i smok. Niby takie podobne, a jednak to smokom przypadło bycie tymi majestatycznymi i prawdziwymi królami nieba. Były symbolem potęgi i grozy, i to nawet w świecie magii. A co rudowłosa wiedziała o wiwernach poza faktem, że żadnej nigdy nie widziała w swoim jakże długim — dwunastoletnim życiu? Były mniejsze, chyba zwinniejsze i czasem nawet szybsze od smoków.
— Mogła się pojawić i zniknąć… — odpowiedziała. — Zanim ktokolwiek zdążyłby się zorientować, co zobaczył… — wypisz, wymaluj sytuacja Reginy, prawda? — Może to nawet nie była zwykła wiwerna, ale jakaś rzadka odmiana? Albo… — urwała dramatycznie. — Albo wiwerna królewska! Wiesz, ta z ciemnymi łuskami z legendy o królu Arturze! Myślałaś o tym, żeby sprawdzić miejsce, w którym spadłaś? Może tam jest jakaś wskazówka? Jakby co, to mogę ci pomóc poszukać, tylko nie możemy powiedzieć nikomu! — odparła. W związku z obawą, że ktoś ich mógłby je podsłuchać (a ktoś czytaj mama Reginy), to przysunęła się bliżej i nachyliła konspiracyjnie. — Musimy to sprawdzić. Pójdziemy tam i poszukamy dowodów! Śladów łusek, pazurów, czegokolwiek. To może być to… — w głowie Mony najwyraźniej w tamtym momencie działała tylko jedna szara komórka, bo musiał upłynąć spory moment, żeby przypomnieć stan Reginy i to, że była do łóżka przykuta. Na jej twarzy zagościła konsternacja, a potem śladem swojej starszej Rowleówny, dziewczynka przewróciła oczami i teatralnie westchnęła, jednakże w jej spojrzeniu było więcej troski niż krytyki. — JA pójdę i to ja poszukam dowodów. Chyba każde magiczne stworzenie zostawia po sobie ślady, nieważne jak superszybkie… I no… Niewidzialne… By było? — zapytała. — Coś musiało naszego Łatka wystraszyć.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Regina Rowle (3615), Mona Rowle (3455)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa