• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Reszta świata i wszechświata v
1 2 Dalej »
[27.08 Quintessa & Anthony] I tonę w uczuć wezbranych powodzi

[27.08 Quintessa & Anthony] I tonę w uczuć wezbranych powodzi
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#1
28.10.2024, 18:39  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.11.2024, 22:42 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Anthony Shafiq - osiągnięcie Badacz tajemnic I

—27/08/1972—
Francja, Paryż
Quintessa Longbottom & Anthony Shafiq
[Obrazek: N4J6trz.png]

Jak lichy aktor, co stojąc na scenie,
Zapomniał z trwogi słów do swojej roli
Lub ogarnięte wściekłością stworzenie,
Któremu gniew się ruszyć nie pozwoli,

Tak ja, nie wierząc, bym umiał wysłowić
Nadmiar miłości, straciłem już wiarę
I tonę w uczuć wezbranych powodzi
Pod namiętności zbyt wielkim ciężarem.



To miał być dwudziesty ósmy sierpnia, ale nie udało się tego zorganizować z kilku przyczyn. Nie mógł wytrzymać za bardzo, po ubiegłym wieczorze pełnym dziwacznych uczuć, które rozbłyskiwały i gasły, pozostawiając go w pożarze myśli i niezrozumienia. Listem przynaglił ją, mimo obolałych trzewi, mimo niedospania i ciężkiej głowy. Musiał z kimś o tym porozmawiać, a Quintessa z całego grona jego najbliższych przyjaciół jawiła mu się przy tym jako najodpowiedniejsza osoba, pomimo nazwiska, które nosiła. Ze wszystkich otaczających osób miała wszak największe doświadczenie życiowe i mądrość, która niejednokrotnie przebijała przez jej perlisty śmiech. To nawet nie musiały być słowa skierowane do niego personalnie, ale znał z jej opowieści ścieżki innych, które wygładzała swoją dobrocią i radą.

Obiecane naleśniki, zdawały się wyborną okazją by w końcu poruszyć temat, zwłaszcza że skóra na szyi piekła nie mniej, jak zagubione serce. To była znana trasa, zaaranżowanie testralowej karocy do pokonania kanału zajęło moment. Potem skok, znał te ścieżki na pamięć. Ulubiona magiczna kawiarenka z widokiem na słynną wieżę zawsze miała dla niego wolny stolik na piętrze, ulubiony, na balkonie, pozwalający na prowadzenie rozmów z dala od uszu zbyt zainteresowanych.

Kilka zaklęć chroniących przed widmowidzami, kilka modlitw do Matki o to, by buzująca krew nie zasznurowała ust. Jak spowiedź, jak mistyczne spotkanie, w którym jednak prym miast kadzidła wiodły.. ciepłe i parujące, oprószone gustownie cukrem pudrem naleśniki.

Ciepła kawa parowała, było trochę późno na śniadanie, ale zbyt wcześnie na lunch. Anthony nie miał pojęcia jak zacząć,  więc mówił nieskładnie o Lammas, o powrocie Mulciberów z Norwegii, o konieczności zmiany kambodżańskiego szczytu. Był w kryzysie, choć drastycznie odmiennym od poprzedniej przygaszonej czernią aury. Miał dużo energii, choć co jakiś czas krzywił się przy nazbyt gwałtownym ruchu. W pewnym momencie nawet przeprosił i wyciągnął z kieszeni niewielką fiolkę wiggenowego eliksiru, która niezwykle szybko znalazła się z jego przełyku, mimo dania degustowanego dopiero w połowie.

Ewidentnie krążył, w opowieści pojawiały się różne zacięcia, a to gdy przyszłoby mu mówić do tego co działo się po jarmarku, albo jak wygląda delegatura i z kim jedzie poza Morpheusem.

– Jeszcze dwa tygodnie Quintesso. Jeszcze dwa tygodnie i wszystko się skończy, umowa zostanie podpisana i wszyscy rozjedziemy się do domów. Znowu. – Wymowa zdania zmieniła się gwałtowanie jeszcze w trakcie jego trwania, jak mieniący się w świetle pryzmat. Nagle cień padł na otwartą i szczerą twarz, zwykle skrywającą zbyt wiele. Sięgnął po filiżankę, nieporadnie próbując ukryć bałagan jakim się stał.
Kwintesencja kobiecości
wpisano zdradę w pocałunek
w czułe spojrzenia, w szlachetny trunek
Co widzi się jako pierwsze po zauważeniu Tessy na ulicy? Na pewno to, że jest dosyć wysoka — ma w końcu 178 centymetrów wzrostu — a całe wrażenie potęgują buty na małym, ale wciąż!, obcasie. Po drugie, przenikliwe spojrzenie, które zdaje się równocześnie spoglądać prosto w duszę za twoimi oczami, a także patrzeć prosto przez ciebie. Jakby jednocześnie widziała wszystko i nic. Po trzecie, przy wizytach w mugolskim Londynie ubiera się dosyć stonowanie; świetnie skrojony komplet lub zwyczajna koszula, wciśnięta w dopasowane spodnie garniturowe. Kiedy, jednak, jest w zaciszu własnego domu lub wybiera się z wizytą do rodziny czy przyjaciół, pozwala wyjść na wierzch swojej nieco bardziej kolorowej, czarodziejskiej stronie. Po czwarte, a także, nareszcie, ostatnie, Tessa zawsze trzyma w ręku długą, staromodną lufkę z papierosem, nawet jeśli nie ma w intencji go odpalać.

Quintessa Longbottom
#2
29.10.2024, 00:26  ✶  
Wyczekiwanie na wiadomość od Anthony’ego spłynęło na nieco dalszy plan, choć przez kilka pierwszych dni miała nadzieję, że napisze wcześniej; że może serce zabije mu nieco mocniej i pozwoli sobie na wylanie żalów trochę prędzej. Niestety pochłonęły ją zdeka inne rzeczy. Wszystko zaczynało się stopniowo — wzbierało w niej, jak fala, która powoli mogła zburzyć przybrzeżne domy, a w niej samej zakłócić skrzętnie wypracowany spokój.
Nie opowiadała nikomu za bardzo tego, co działo się na plaży w Devon, bo nie było o czym tutaj rozprawiać. Ot, serce zakuło trochę bardziej po konfrontacji z Woodym. Najzwyczajniej w świecie schowała serwetkę z błyskotliwym wierszem pomiędzy kartki Raju utraconego i co jakiś czas zaglądała tam, aby ponownie parsknąć dziwnym, wręcz dziewczęcym śmiechem.
Potem wszystko zaczęło się psuć. Nie chciała od razu mówić, że pieprzyć, bo nie leżało w jej naturze, aby od razu pluć przekleństwami i wyklinać los, który rzucał jej kłody pod nogi i pętał kostki drutem kolczastym. Bo to właśnie robił.
Od dwóch dni nie mogła spokojnie zasnąć, nie słysząc w głowie ostrzeżenia wymalowanego na czerwono, które niosło za sobą posmak metalu i ziołowej, uspokajającej herbaty. Walczyła ze sobą, żeby nie napisać do przyjaciela wcześniej. Uprosić go kulturalnie o wybranie konkretnego, lepszego terminu, który bardziej odpowiadałby jej aniżeli jemu. Przecież potrafiła — zakręcić rozmówcę na tyle dobrze, aby ostatecznie myślał, że idzie po jego myśli. Niestety nie była w stanie zrobić tego właśnie jemu.
Zatem list Shafiqa objawił się jako najzwyczajniejsze wybawienie, bo olbrzymia harpia zastukała w szybę jej kuchni zaraz przed tym, jak w jej głowie miał pojawić się zdradliwy pomysł wyjścia na spacer. Zawędrowałaby wtedy trochę za daleko, zbyt blisko Kniei, choć ta ewidentnie odpychała ją całą swoją nieprzeniknioną masą. Nakarmiła Ptolemeusza, a zaraz potem zabrała się do odpowiedniego przygotowania do jednodniowego wyjazdu.
— Czego mi nie mówisz? — powiedziała nagle, zupełnie bezpardonowo i bez jakichkolwiek ogródek.
Wyciągnęła z kieszeni garniturowych spodni srebrną papierośnicę i odłożyła ją na ten moment na stolik, tuż obok barwionego wazoniku z pojedynczą gałązką plumerii, a gdzieś pomiędzy talerzem z naleśnikami i filiżanką kawy. Nie chciała na razie palić.
— Kochany, przepraszam, że tak bez zapowiedzi, ale — Kawałek naleśnika wylądował w jej ustach, a gdy przełknęła i pozwoliła mężczyźnie możliwie przygotować się na dalszy ciąg jej wywodu, powoli i zgrabnie kontynuowała: tak, jak kocham słuchać twoich opowieści i niezmiernie cieszy mnie to, że wszystko z tobą w porządku, tak chciałabym usłyszeć pełną wersję wydarzeń z twoich ust. Męczy mnie to krążenie wokół tematu, błądzenie przy urojonych i plotkarskich zeznaniach innych. To wszystko brzmi tak, jakby czegoś brakowało, jakbyś kogoś pomijał. Powiedz mi więc — co się stało w tym pieprzonym teatrze?
Spojrzenie Tessy nie było ostre, choć tak mogło wynikać z jej słów, a bardziej… czułe. Zmęczone. Wyraźnie pokazywało, że czarownicy naprawdę zależało na tym, aby Shafiq pozwolił jej w końcu wejrzeć w głąb siebie. Nie chodziło jednak o wystawienie jego serca na srebrnej tacy i pozwolenie, by pani Longbottom przestudiowała je dokładnie widelczykiem, którym właśnie zajadała się naleśnikami, a bardziej…
Nie, chyba myślała dokładnie o tym. O możliwości przestudiowania wnętrza głowy Anthony’ego; o dokładnej rozpisce emocji, które targały mu włosami i wciskały paluchy w purpurowe siniaki na brzuchu. Miała tylko nadzieję, że jej potulna interwencja nie sprawi, że partner podróży zadecyduje o całkowitym wycofaniu się w cień i przedwczesnym zakończeniu spotkania.


It's such an ancient pitch
But one I wouldn't switch
'Cause there's no nicer witch than you
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#3
29.10.2024, 00:55  ✶  
Zdziwił go ten wybuch, to nieoczekiwane wypunktowanie go, choć tak na prawdę nie powinno zdziwić go to wcale. Ileż to razy przerzucali się we własnych, jakże ludzkich hipokryzjach, w błędach poznawczych, uogólnieniach i mechanizmach obronnych, które ich mózgom pozwalały na co dzień pracować, ale też zabawnym było patrzeć jak dwoje osób przekonanych o sile własnej woli, reflektuje się w rozmowie ze sobą, że nad czymś tej kontroli nie mają. Że są i pozostają tylko ludźmi.

I o ileż te dysputy z Lorien, niedoszłą panią Shafiq, były zdecydowanie bardziej zawoalowane, pociągnięte szarością dymów i blaskiem srebrzystych luster, o tyle rozmowy z Quintessą... To właśnie była ta różnica. Czyż nie powiedział sędzinie u progu tego miesiąca wszystkiego? Całej historii, łącznie z pływającym po basenie mokasynie i nieszczęsnych preclach, powiedział jej wszystko tylko, że po ormiańsku? Sama prosiła, nie chcąc nosić jego tajemnic w głowie, za co bardzo ją cenił.

Quintessa była prostolinijna, w tej słodkiej prostolinijności, którą uwielbiał i szczerze nienawidził. Białe było białe, czarne było czarne. Lubiła poezję, lubiła taniec, ale też lubiła, gdy rzeczy były wykładane wprost.

Odetchnął, czując się zganionym tak, jakby nie nosił czterech dekad na swoim karku. W pierwszym odruchu spiął się i rzeczywiście zamierzał zbyć ją, wyśmiać, odwrócić temat i lumosem poświecić jej w oczy, okalając jej słowa interpretacją w której potrzebuje teraz uwagi dla siebie. Odpowiednia rama, drobna kłótnia, wybieg banalny do przeprowadzenia. Ale nie taki był przecież cel tego spotkania. Nie taki był jego zamiar, o czym życzliwie musiał przypomnieć sam sobie, wpatrzony w spinki od mankietów będące osadzonymi w złocie topazami kupionymi przed miesiącem.

W nerwach odłożył filiżankę i okręcił parokrotnie sygnetem, którego wcześniej nie było na jego dłoni, lewej dłoni, serdecznym palcu. Stal nie pasowała do jego ubioru tego dnia, podobnie jak celtycki symbol ochronny nie pasował do jego ubiorów i estetyki wcale.
– Och tak... teatr cóż... bardzo chciałem, żeby to się nie rozniosło za bardzo bo... em... tak się składa, że poza napaścią o którą zapewne pytasz, okoliczności dla których poszedłem do tego teatru były mm... może... powinienem powiedzieć, w pewnym sensie, tak sądzę, tak... romantyczne? To może być właściwe słowo. Randka. To brzmi tak obrzydliwie, że powiem to raz i nie powtórzę więcej. – Nie patrzył na nią, zupełnie, jakby w stalowych tęczówkach miał wytatuowane imię osoby z która tam się znalazł.

Zakładał, że Quintessa wie o jego preferencjach, ale może nie wiedziała. Nigdy nie rozmawiali o tym wprost, choć kiedy spędzało się z kimś tyle czasu, zwłaszcza rozmawiając pośród bezpiecznych rzeźb i tomów literatury pięknej... Wtedy może łatwiej było znaleźć odpowiedź na to, czemu Anthony nie miał ani dzieci, ani żadnej kobiety, która realnie zagościłaby w jego życiu na stałe.

Sądził, że będzie to prostsze, niż przyznanie się Morpheusowi, ale trudności w tej rozmowie znajdowały się na nieco innym pułapie. Kciuk ześlizgnął się po srebrze po raz ostatni, gdy odetchnął głęboko dogasającym sierpniem.

– Dzień po naszym spotkaniu, osoba o której nie chciałem Ci mówić... odwiedziła mnie i... wpuściła mnie znów do swojego życia – odchrząknął zażenowany czerwienią własnych uszu. Może zamiast kawy powinien kończyć butelkę wina? Może nie powinni siedzieć tutaj, a w jego winnicy, najlepiej w piwnicy, aby nikt i nic nie było w stanie im przeszkodzić. Otoczenie było tak ciche i tak głośne zarazem. Świat nie wybuchnął, choć jemu szumiało w uszach. – Ale... nie wiem, czy to na... czy to... czy to jest długoterminowe, bo wcześniej spotykaliśmy się w raczej... mmm... Spotykaliśmy się tylko na służbowych wyjazdach – pozwolił sobie rzucić okiem na Quintessę, badawczo, w napięciu, które skutecznie tonował, ale pozostawało widoczne w ogólnym nagłym zesztywnieniu gestów.
Kwintesencja kobiecości
wpisano zdradę w pocałunek
w czułe spojrzenia, w szlachetny trunek
Co widzi się jako pierwsze po zauważeniu Tessy na ulicy? Na pewno to, że jest dosyć wysoka — ma w końcu 178 centymetrów wzrostu — a całe wrażenie potęgują buty na małym, ale wciąż!, obcasie. Po drugie, przenikliwe spojrzenie, które zdaje się równocześnie spoglądać prosto w duszę za twoimi oczami, a także patrzeć prosto przez ciebie. Jakby jednocześnie widziała wszystko i nic. Po trzecie, przy wizytach w mugolskim Londynie ubiera się dosyć stonowanie; świetnie skrojony komplet lub zwyczajna koszula, wciśnięta w dopasowane spodnie garniturowe. Kiedy, jednak, jest w zaciszu własnego domu lub wybiera się z wizytą do rodziny czy przyjaciół, pozwala wyjść na wierzch swojej nieco bardziej kolorowej, czarodziejskiej stronie. Po czwarte, a także, nareszcie, ostatnie, Tessa zawsze trzyma w ręku długą, staromodną lufkę z papierosem, nawet jeśli nie ma w intencji go odpalać.

Quintessa Longbottom
#4
30.10.2024, 00:04  ✶  
Zachowanie powagi w sytuacji, gdy wystawiała przyjaciela pod ostre światło lampy w wyimaginowanym pokoju przesłuchań, a sama przyjmowała jednocześnie postawę złego i dobrego aurora, nie było łatwe. Naprawdę chciała pochwycić Anthony’ego za rękę i poklepać go po niej pokrzepiająco, aby na sam koniec dodać, że teraz to będzie tylko gorzej.
Kupidyn nie miał litości do czarodziejów. Za każdym pochwyceniem łuku prawdopodobnie celował z zamkniętymi oczami i mierzył dopiero po wykonaniu pięciu obrotów dookoła własnej, boskiej osi. Albo może wybierał specjalny rodzaj strzał? Może zawsze przy przelatywaniu nad Londynem wybierał takie, których próba wyciągnięcia równała się tylko i wyłącznie z poharataniem serca ostrymi zębami miłosnego grotu.
— Ach, rozumiem — zaczęła po jego całym wywodzie, zwieńczonym chłopięcym rumieńcem, wdzięcznie zdobiącym czubki uszu i małą połać karku. Spojrzała na niego spod rzęs.
Nie dokończyła też na razie myśli, kazała na siebie czekać, gdy przełknęła ostatni kęs ostatniego naleśnika i tylko otarła usta z cukru pudru. Zaraz potem nie przyszła pora na oświecenie zbolałego Shafiqa, o nie. Przyszła pora na papierosa.
Rozpoczęła się cała ceremonia odpalenia cynamonowej, ręcznie skręconej w domu, cygaretki. Była to jedna z dwóch samotnych w całej, wielkiej papierośnicy. Tą drugą podała mężczyźnie, wsunęła mu ją po prostu pomiędzy palce, a nawet jeśli nie zamierzał jej teraz odpalić, to mógł ją sobie zostawić na później. Tessa za to pozwoliła sobie na odrobinę ostentacyjne trzaśnięcie wieczkiem zapalniczki i momentalnie odchylenie się trochę do tyłu, by cała jej postawa przyjęła jeszcze luźniejszy wydźwięk.
— Rozumiem — kontynuowała nareszcie — i dziękuję. Nie wiem czy chciałabym usłyszeć jeszcze kiedykolwiek wyraz typu randka, padający z twoich słów, miły.
Uśmiechnęła się delikatnie, wydmuchując słodki dym na bok. Strzepnęła popiół do kryształowej popielniczki. Mówiła dalej.
— Och, no już! Daj spokój, nie zachowuj się jak Krukon na czwartym roku, kiedy ktoś przysłał ci czekoladki z Miodowego Królestwa i nabazgrany na kolanie liścik miłosny. Jesteśmy dorośli. Nie myśl, że nie wiedziałam, więc nie chcę, żebyś traktował mnie jak idiotkę. Bo nią nie jestem.
Nie, to chyba nie tak.
— Przepraszam, to znaczy — urwała na moment, stukając się paznokciem po linii szczęki, jakby szukała odpowiednich, mniej szorstkich słów. Musiała je znaleźć. Zaraz potem zagestykulowała żywo i pstryknęła w jego kierunku palcami. — spodziewałam się. Tyle wyjazdów z Erikiem, tyle subtelnych uśmiechów i błysków w twoim oku, kiedy ktoś o nim wspominał. Nie zmienia to jednak faktu, że oboje zachowujecie się, jak nastolatkowie. Powinniście już dawno zadeklarować się i przejść do czegoś poważniejszego. Stałego.
Anthony miał to do siebie, że kochał na zabój. Jakoś dziko, wręcz niezdrowo, ale na ten swój wycofany, subtelny sposób. Tessa zawsze uważała, że można go było opisać w kilku słowach — estyma idei miłości. Mógłby oddać komuś serce na tacy, uprzednio samemu wyrwawszy je sobie z piersi, ale przy okazji skrywał stygmaty, zdobiące jego dłonie. Chował ranę w boku, kiwał głową na komentarze, które starały się upewnić w zeznaniach, że Shafiq kochał tylko siebie albo nie był w stanie kochać wcale.
Kolejny obłok dymu. Kolejny łyk kawy. Kolejne przemyślenie.
— Chociaż… nie, teraz zachowuję się jak idiotka. Popatrz, najpierw mówię Ci jedno, a później utwierdzam w faktach, że masz prawo mnie tak nazywać. — Parsknęła śmiechem, który smakował dla niej ulgą, dla niego pachniał szczęściem. — Rozmawialiście już o tym? O oficjalnym ucałowaniu się w usta przy publiczności, aby dać każdemu do zrozumienia, że, owszem, Anthony Shafiq usidlił Erika Longbottoma. Choć, może tutaj jest na odwrót?


It's such an ancient pitch
But one I wouldn't switch
'Cause there's no nicer witch than you
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#5
31.10.2024, 22:40  ✶  
Słowa Quintessy trafiły na wybitnie niepodatny grunt. Anthony wyraźnie zesztywniał, każde kolejne zdanie wyraźnie odbijało się na jakichkolwiek szczątkach komfortu w tej i tak trudnej, ze względu na tematykę, rozmowie. To nie była kłótnia o mugolaków u szczytu władzy, to nie była żarliwa dyskusja na temat kierunków estetycznych obejmowanych przez kierownictwo The Globe. Jej łatwość, swoboda podszyta kpiną, była odwrotnie proporcjonalna do jego możliwości w tych przestrzeniach.

Odwrócił głowę, jego twarz sekunda po sekundzie zastygała, jakby był zbyt ciekawską żoną spoglądającą na boską zagładę. Odrobinę białego wapna, złocisty laur zdobiący skroń i mógłby uchodzić za figurę ze swojego ogrodu. Ramię w pozorze swobodnie oparte o podłokietnik, zwieńczone było proporcjonalnie długą dłonią, której szczupłe palce wystukiwały bezgłośny rytm słów, które nie padły.

– Nie wiem jak to jest dostać miłosny liścik, ponieważ nigdy żadnego nie otrzymałem – odpowiedział, po ciągnących się w nieskończoność minutach ciszy. Dotykająca jego twarz opalenizna, wydawała się bledsza, piegi zdobiące nos wyraźniejsze przy bladości, różnicującej chłodem ton skóry.
Kwintesencja kobiecości
wpisano zdradę w pocałunek
w czułe spojrzenia, w szlachetny trunek
Co widzi się jako pierwsze po zauważeniu Tessy na ulicy? Na pewno to, że jest dosyć wysoka — ma w końcu 178 centymetrów wzrostu — a całe wrażenie potęgują buty na małym, ale wciąż!, obcasie. Po drugie, przenikliwe spojrzenie, które zdaje się równocześnie spoglądać prosto w duszę za twoimi oczami, a także patrzeć prosto przez ciebie. Jakby jednocześnie widziała wszystko i nic. Po trzecie, przy wizytach w mugolskim Londynie ubiera się dosyć stonowanie; świetnie skrojony komplet lub zwyczajna koszula, wciśnięta w dopasowane spodnie garniturowe. Kiedy, jednak, jest w zaciszu własnego domu lub wybiera się z wizytą do rodziny czy przyjaciół, pozwala wyjść na wierzch swojej nieco bardziej kolorowej, czarodziejskiej stronie. Po czwarte, a także, nareszcie, ostatnie, Tessa zawsze trzyma w ręku długą, staromodną lufkę z papierosem, nawet jeśli nie ma w intencji go odpalać.

Quintessa Longbottom
#6
03.11.2024, 01:07  ✶  
Postukała palcem po niezbyt gładkim policzku, przejechała prędko palcami po skórze, aby na sam koniec ująć brodę i przyjrzeć się dokładnie Shafiqowi. Zrobiło się trochę niezręcznie i dobrze wiedziała, że to była jej wina. Po części. Nie, może jednak całkowicie? Zapędziła samą siebie w róg, myśląc, że robi to z Anthonym, a on zwyczajnie odwrócił się na pięcie i pozwolił jej samej uderzyć czołem o ścianę. Nie ma co, kolejny świetny manewr pani Longbottom.
Nie chciała jednak brać na siebie całej winy. Bo czarodziej mógł ustąpić — pozwolić zdjąć koronę cierniową ze swojej skroni i otrzeć twarz całunem. Miast tego postanowił chwycić się najprostszej rzeczy. Możliwie też bardzo bolesnej.
— Przepraszam — zaczęła powoli, ale nie niemrawo. Bez pośpiechu.
Dobrze wiedziała, co robił. Zamykał za sobą pozłacane wrota, mając w zamiarze przymknąć je potem na wielce ozdobny klucz; zaraz potem pewnie planował uronić kilka łez, ale w ukryciu, tak, aby nikt go nie widział i nie mógł mu pomóc. Dobrze, że jego umysłową posiadłość ochraniała tylko złota brama i żywopłot. A ten Tessa miała w zamiarze właśnie przeskoczyć, uprzednio, oczywiście, zdejmując obcasy.
— To wszystko jest takie… — urwała, znowu szukając słów. Z jakiegoś powodu nagle to wszystko stało się o wiele trudniejsze. Musiała podejść do tego z głową, bo naprawdę nie chciała go zranić.
Nie zaczynało to jeszcze pachnieć goździkowymi kadziłami, rozpalonymi te kilka lat wcześniej w jej antykwariacie. Nie zbierało się na czucie ciepła kominka, który wesoło buchał żarem zza ich pleców. Nic na razie nie wskazywało, że powtórzą sytuację, gdy omawiali Marsz Charłaków, a także, wcześniej, bratanie się czystokrwistych z mugolami. Ale Tessa od początku wiedziała, że już nigdy nie pozwoli na to, żeby Anthony trzasnął drzwiami, zostawiając dyskusję otwartą na pierwszej stronie.
— Mój drogi, proszę, pozwól mi sobie pomóc. Nie odsuwaj się ode mnie, kiedy dobrze wiesz, że jedyne czego chcę, to twoje dobro. — Równie nienachalnie pozwoliła sobie na sięgnięcie ponad stolikiem z błogosławionymi naleśnikami i chwycenie jego prawej dłoni. — Wiem, że znowu paplam, znowu męczę i suszę Ci głowę, ale…
Czy była tu jakakolwiek dobra wymówka?
Chyba tak.
Chyba chodziło o… miłość.
— Kocham Cię w tym najzwyklejszym, przyjacielskim sensie.


It's such an ancient pitch
But one I wouldn't switch
'Cause there's no nicer witch than you
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#7
04.11.2024, 13:33  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 04.11.2024, 13:38 przez Anthony Shafiq.)  
Długą chwilę milczał, dał się jej słowom unosić między nimi, jak dymowi palonych przez nią papierosów. Długą chwilę milczał ważąc to co powinien powiedzieć, a czego nie. Zacisk na gardle przeszkadzał w znaczący sposób, a wspomniany list, który nigdy nie przyszedł był tylko wierzchołkiem góry lodowej.
– Jestem pod wrażeniem, z jaką prostotą przychodzi Ci o tym mówić. Z jaką lekkością pytasz mnie o publiczne okazywanie uczuć, kiedy wiesz, że wydarzy się nigdy. I nie chodzi o to, co ja bym chciał, czy nie... – umilkł znów, gryząc wilgotną ściółkę wnętrza ust, dławiąc zdradzieckie łzy, które próbowały ostentacyjnie ukazać światu jego słabość, brak kontroli nad kotłującym się, wypalonym do cna wnętrzem pragnącym niczego więcej, niż możliwość złapania ukochanej osoby za rękę podczas przechadzki po parku.

Zacisnął wolną od dotyku dłoń tylko po to, by rozluźnić ją chwilę później, w bezradnym geście wobec tego jak zbudowany był świat, jakie były okoliczności. Tak lubił te momenty, gdy mogli to robić, od pierwszego razu wspólnego kluczenia wzdłuż uliczek Ascoli Piceno, czy niedawno, pośród wilgotnych szkockim słońcem drzew. Przypomniał sobie pokusę, by zrobić to na wieczorku hazardowym, gdy Lorraine oczarowała wszystkich, skupiła wzrok, zagwarantowała im prywatność pośród tłumu. Tak bardzo chciał... ale czy ta potrzeba była odwzajemniona?

Karma potrafiła być zawistna i teraz złośliwie punktowała jego dawną zachowawczość. Marzenie transparentności w odmienności było czymś, czego nie podzielał ze swoim pierwszym partnerem. Dawno zmarły mężczyzna pogrążył się w tej myśli, wręcz obsesyjnie dążąc do ujawnienia ich tajemnicy, teraz więc Anthony nie zamierzał w żaden sposób wymagać, oczekiwać. Mógł tylko tęsknić, dusząc w sobie drapiąc tęsknotę za bliskością inną niż seks.

– Tego by brakowało, by Godryk uznał, że deprawuje kolejnego członka jego znamienitej rodziny – dodał zdecydowanie ciszej, nie prosząc Quintessy, by zachowała całą tę rozmowę dla siebie, bo wiedział, że może polegać na jej dyskrecji. Nie czuł ulgi wynikającej z faktu, że nie musi kluczyć w tym zwierzeniu, aby uniknąć imienia kochanka. Wręcz niepokoiło go to bardziej, na ile ich tajemnica nie staje się zbyt oczywista. Jak wiele osób jeszcze mogło dostrzec te wszystkie drobne gesty, uśmiechy, skradzione momenty czułości? Jak wiele osób rozliczy ich za moment, ze zbyt długich lunchy, zbyt częstych wypadów na kawę. Przecież mogli się przyjaźnić. Tak sobie powtarzał, tak sobie mówił, że innym będzie tak mówić. Przed laty chciał ich strzec udając, że nic ich nie łączy. Ale teraz, gdy wezbrana tama pękła, gdy każdy moment spędzony w towarzystwie Erika rozświetlał jego twarz uśmiechem...? Jak wiele osób zauważy. Ile z nich zdecyduje się wykorzystać to po to by zniszczyć jego ukochanego?

Anthony nie bał się o siebie. Był starym, wyliniałym smokiem, z czterema planami awaryjnymi. Nie potrzebował ministerstwa, nie potrzebował politycznych gierek, by wieść dobre życie. Zagraniczne aktywa już teraz mogłyby być podstawą do spokojnej emerytury trwającej sześć, siedem dekad. W każdej chwili mógł wstać i wyjść, ale Erik...? Zbyt wiele leżało na jego barkach. Zbyt wiele miał do stracenia. Dławiące przeświadczenie o tym, że powinien odpuścić i wycofać się z tej relacji nim będzie za późno, zgięło mu kark. Już było za późno.

– Nie wiem co mam zrobić. – przyznał nagle, niemal szepcząc. – Niczego tak nie pragnę jak jego szczęścia i bezpieczeństwa, a mam... jestem przekonany o tym, że stoję na drodze do obu tych celów.
Kwintesencja kobiecości
wpisano zdradę w pocałunek
w czułe spojrzenia, w szlachetny trunek
Co widzi się jako pierwsze po zauważeniu Tessy na ulicy? Na pewno to, że jest dosyć wysoka — ma w końcu 178 centymetrów wzrostu — a całe wrażenie potęgują buty na małym, ale wciąż!, obcasie. Po drugie, przenikliwe spojrzenie, które zdaje się równocześnie spoglądać prosto w duszę za twoimi oczami, a także patrzeć prosto przez ciebie. Jakby jednocześnie widziała wszystko i nic. Po trzecie, przy wizytach w mugolskim Londynie ubiera się dosyć stonowanie; świetnie skrojony komplet lub zwyczajna koszula, wciśnięta w dopasowane spodnie garniturowe. Kiedy, jednak, jest w zaciszu własnego domu lub wybiera się z wizytą do rodziny czy przyjaciół, pozwala wyjść na wierzch swojej nieco bardziej kolorowej, czarodziejskiej stronie. Po czwarte, a także, nareszcie, ostatnie, Tessa zawsze trzyma w ręku długą, staromodną lufkę z papierosem, nawet jeśli nie ma w intencji go odpalać.

Quintessa Longbottom
#8
06.11.2024, 01:12  ✶  
Mówiła z naturalną dla siebie prostotą, bo, tak jak wcześniej określił ją Anthony, lubiła bezceremonialność. Niestety zaliczała się ona tylko i wyłącznie do kilku starannie wyselekcjonowanych segmentów codzienności, bo nie można było powiedzieć, że w jej życiu brakowało pompy. W ostatnim miesiącu było jej nawet trochę za dużo.
Chciała do tego wrócić, możliwie pokazać Anthony’emu, że chciała go wspierać; że nieważne, co los miał zgotować, to Tessa zawsze będzie stała tuż za nim, gotowa popchnąć go delikatnie do przodu. Niestety były też momenty, gdy stali tuż przy krawędzi klifu i kobieta usilnie szturchała go w bok, szczypała policzki, jakby miała nadzieję, że spadnie. Nie o to chodziło, nigdy nie chodziło o to.
Nie przepraszała, choć słowa cisnęły się na zasznurowane gardło. Trzymała jednak, zaciśnięte, milczące usta na wodzy, nie chcąc znowu powiedzieć czegoś głupiego. Bo naprawdę, czasami czuła się przy nim, jak speszona nastolatka — jakby oboje mieli po piętnaście lat i przez wyszeptanie kilku słów za dużo nie mogli już siedzieć razem przy stole w wielkiej sali.
— Ale właśnie, że chodzi — rzuciła zaraz, słysząc wręcz deprawujące jego własne dobro słowa. Tessa nie mogłaby żyć w ten sposób, choć… może właśnie to robiła. Wierzyła, że większość rzeczy robi tylko i wyłącznie dla swojego dobra, ale chyba tak naprawdę trzymała zaciśniętą pięść na własnym sercu. Czy mogła zatem mówić Shafiqowi, co dla niego dobre? Jednogłośnie była tutaj za tak. Bo pani Longbottom miała okropną, wręcz straszliwą, tendencję do zmuszania kochanych przez siebie osób do tego, aby najpierw na względzie miały swoje szczęście. Niestety w tej sytuacji było to trochę bardziej skomplikowane.
I na wzmiankę o teściu skrzywiła się lekko, ale tylko kapkę i no, prawie niezauważalnie. Kochała Godryka jak własnego ojca, uważała go też za naprawdę cudownego człowieka, ale… Tak, było tutaj to ale. Było i raziło w oczy, stojąc na środku ich stolika i najwyraźniej miało ochotę kopnąć w ich talerze z niedojedzonymi naleśnikami. Spuściła na chwilę spojrzenie, jakby ukłucie wstydu i żalu skutecznie nie pozwoliło jej utrzymać kontaktu wzrokowego z przyjacielem. Od dawna zastanawiała się i głowiła nad tym, jak poprawić relacje starego Longbottoma z Anthonym. Ale w tej sytuacji, nieważne jak bardzo chciała, nie mogła tego zrobić sama. Myślała o zaproszeniu czarodzieja na Yule do warowni. Może przy świątecznej atmosferze, przy żarze kominka i smaku ognistej whisky, gorącej jeszcze w przełyku, a także gałązce jemioły w holu, serce Godryka choć na chwilę pozwoliłoby sobie na sekundę zawahania?
— A co o tym wszystkim sądzi Erik? — zapytała po krótkiej chwili ciszy, wypełnionej wyłącznie ściśnięciem jego dłoni i smutnym spojrzeniem. — Rozmawialiście o tym? Czy on również uważa, że stoisz mu na drodze do szczęścia? Czy może sam tym szczęściem jesteś.
Urwała na chwilę i przesunęła swoje krzesło nieco bliżej, tak, aby mogła złapać go za ramię, a potem wierzchem dłoni przejechać po jego policzku.
— Nie powinnam podchodzić do tego z taką prostotą, masz rację. Nie możemy zapominać, że mamy takie czasy, jakie mamy. — Byłoby to za łatwe. Nikt w Londynie nie mógł być za długo szczęśliwy. — Ale nie możesz wykluczać go z tego równania, samemu uznając, że jest to zbyt niebezpiecznie. Bo, owszem, jest, ale Erik nie ma już czternastu lat i może sam odpowiadać za siebie, za swoje czyny i decyzje. Pozwól i jemu powiedzieć, co myśli. A mnie pozwól się przytulić, bo naprawdę sądzę, że tego potrzebujesz.


It's such an ancient pitch
But one I wouldn't switch
'Cause there's no nicer witch than you
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#9
08.11.2024, 17:59  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.11.2024, 18:04 przez Anthony Shafiq.)  
– Oczywiście, że nie rozmawiałem! On od razu powiedziałby, że nie jest dzieckiem i nie potrzebuje niańki, a potem nadąsałby się na mnie jak wyżej wspomniane i musiałbym wykupić pół cukierni jego przyjaciółki na przebłaganie, za moją troskę i być może nieco lepszy wzrok, w wypatrywaniu potencjalnych zagrożeń. – Odburknął jej, traktując jej sugestię z oczywistych powodów, jako kolejną abstrakcje bez pokrycia w rzeczywistości. – Za każdym razem jak próbuję z nim o tym rozmawiać, on traktuje to jako podważenie własnych kompetencji i samodzielności.

nie możesz wykluczać go z tego równania, samemu uznając, że jest to zbyt niebezpiecznie

Rozkoszną ironią tego stwierdzenia był fakt, że obaj panowie byli na tym etapie siebie warci i to nie do końca w tematyce planowania wspólnego pożycia, choć to oczywiście również po stronie Shafiqa wchodziło w grę, gdy być może jego młodszy kochanek nie miał w tej materii bardziej prostolinijne myślenie. Och nie, między nimi leżała również pewna bardzo tajna organizacja, o której Erik z sobie wiadomych powodów nie zamierzał się spowiadać Anthony'emu. Z kolei Anthony nie zamierzał podejmować z nim tematu hobby wuja, które było też hobby drugiego wuja, a kto wie czy cała Warownia nie była w tym przedsięwzięciu umoczona, z Quintessą na czele. Anthony nie zamierzał o tym mówić. Zamierzał działać. Paradoksalnie, nie był psem co dużo szczekał, a mało gryzł. Nie kiedy koszmary z obrożą przyobleczoną jadeitowym imperio wracały.

Odetchnął pokonany, nawet jeśli nie wysunęła żadnej argumentacji. Wiedział, że miała rację.
– Nie rozmawialiśmy. Rozmawianie nie idzie nam najlepiej – przyznał, odchrząkując, w długich palcach obracając za uszko filigranową filiżankę z kawą. – W najbliższych dniach jedziemy do Egiptu, próbowałem mu wyjaśnić, dlaczego nie podoba mi się dysproporcja w równowadze sił na takim wyjeździe, dlaczego nienawidzę kiedy jest moim podwładnym, ale zdawał się nieprzekonany. Mój stażysta bez wchodzenia w detale problemu, doradził mi, żebym używał prostszego języka, ale to jest... to jest... to jest tak sztuczne, tak koślawe. Co mam niby mu powiedzieć? "Kocham Cię od lat, proszę, czy moglibyśmy spróbować stworzyć związek? Być dla siebie obok, ufać sobie, wspierać się w trudnościach bez obaw, że któreś z nas pocałuje klamkę?" To znaczy... oczywiście, ja nie będę mógł go za bardzo odwiedzać, nie możemy chodzić na imprezy razem, to byłoby bardzo niestosowne i mogłoby mu zaszkodzić. – Mogłoby MI zaszkodzić – może tak to powinien sformułować, może powinien być szczery wobec samego siebie. Mógł zasłaniać się lękiem o dobro Erika, mógł deklarować chęć porzucenia kariery, ale jakoś od lat mu to nie wychodziło.

Na propozycję przytulenia skinął tylko głową. Pokonany i smutny w swoim wielkim szczęściu być może, kto wie, bardzo na to liczył, odwzajemnionej miłości. Wzdrygnął się oczywiście, gdy tylko poczuł jej dotyk, ale zaraz potem świadomie rozluźnił ciało i złożył podbródek na ramieniu.

– Nie umiem tak mówić. Ale on też mi nic takiego nie mówi. Boje się, że jest mu po prostu miło, że ktoś na niego zwraca uwagę. Że gdyby mógł wybrać, to wcale nie wybrałby mnie... – wyszeptał nagle strwożony myślą i uczuciem, które ze sobą niosła, czując momentalnie suchość na ustach.
Kwintesencja kobiecości
wpisano zdradę w pocałunek
w czułe spojrzenia, w szlachetny trunek
Co widzi się jako pierwsze po zauważeniu Tessy na ulicy? Na pewno to, że jest dosyć wysoka — ma w końcu 178 centymetrów wzrostu — a całe wrażenie potęgują buty na małym, ale wciąż!, obcasie. Po drugie, przenikliwe spojrzenie, które zdaje się równocześnie spoglądać prosto w duszę za twoimi oczami, a także patrzeć prosto przez ciebie. Jakby jednocześnie widziała wszystko i nic. Po trzecie, przy wizytach w mugolskim Londynie ubiera się dosyć stonowanie; świetnie skrojony komplet lub zwyczajna koszula, wciśnięta w dopasowane spodnie garniturowe. Kiedy, jednak, jest w zaciszu własnego domu lub wybiera się z wizytą do rodziny czy przyjaciół, pozwala wyjść na wierzch swojej nieco bardziej kolorowej, czarodziejskiej stronie. Po czwarte, a także, nareszcie, ostatnie, Tessa zawsze trzyma w ręku długą, staromodną lufkę z papierosem, nawet jeśli nie ma w intencji go odpalać.

Quintessa Longbottom
#10
11.11.2024, 21:22  ✶  
Słuchała go uważnie, ale myśli same z siebie uciekały lekko na bok — w stronę wyobrażeń i czystego gdybania pod najzwyczajniejszą tytulaturą Co jeśli.
Bo naprawdę czasami zastanawiała się co jeśli świat czarodziejski i ten za zasłoną, mugolski, byłyby zbudowane inaczej? Co jeśli nikt nie musiałby przejmować się tą cholerną reputacją i tym, że wraz z popularnością wzrastała liczba osób, które interesowało to, z kim chodzisz do łóżka i o której godzinie z niego wychodzisz? Co jeśli wyzbycie się naturalnych uprzedzeń przychodziłoby łatwiej? Co jeśli Anthony Shafiq w końcu mógłby zaznacz czystego, najzwyczajniejszego szczęścia? Miłości.
Tessa była magicznie, bo nie święcie, przekonana, że mogłaby oddać serce na nie tyle co srebrnej, a złotej tacy, byle tylko czarodziej mógł wyzbyć się spod okowów społecznej soczewki i żyć tak, jak chciał. Kochać tego, kogo chciał, nie przejmując się opinią innych.
— Oczywiście, że to nie takie proste — przyznała cicho, niemal smutno. Może wiedziała o czym mówił? Może i jej samej przychodziło trudno zrzucić z piersi balast niewypowiedzianych kiedyś słów, które miały adresata, ale jakoś nie spieszyła się do nadania wyjca. Nawet jeśli monolog układał się jej w głowie od lat, to nie była przekonana czy byłaby w stanie go faktycznie uformować, jeśli doszłoby do jakiejkolwiek konfrontacji. Dlatego trzymała głowę wysoko i nigdy nie pokazywała po sobie, że bolało.
Na co komu serce z kamienia, skoro ono i tak pęka?
— Kochany, z czystego, choć teraz to może i zepsutego, doświadczenia mogę Ci powiedzieć, że najprostsze słowa są tymi najlepszymi — wyznała w końcu, prawie równą tonacją, co wcześniej.
Zaszurały metalowe, rzeźbione krzesła, poprzestawiano filiżanki i talerze nieudolnymi gestami i przypadkiem trącono krawędź stolika jednym, lub dwoma łokciami. Ujęła przyjaciela w sposób, w jaki przytulała braci, kiedy ona miała trzynaście lat, a oni po siedem i pięć, a rodzice kłócili się w kuchni. Przejechała delikatnie palcami po jego karku i wsunęła je zaraz potem we włosy, a drugą dłonią poklepała go lekko po plecach. Wdychała perfumy i aurę smutku, która na przemian łączyła się z miłością, wylewającą się z boku Anthony’ego. I tak jak jej bracia nigdy nie wzdrygali się przed jej dotykiem, tak samo miała nadzieję, że może kiedyś i Shafiq pozwoli jej dotknąć swojego policzka przed odwracania twarzy na bok.
— Wiem. Wiem, że nie potrafisz. — Było w tym coś naprawdę czysto mogilnego. Porażająco wisielczego. — Ale musisz mi uwierzyć, że na pewno tak nie jest. Chociaż nie siedzę wam obu w głowach, to sam dobrze wiesz, że Erik taki nie jest. Nie będę wyciągać mu słów z ust, ale… Hm.
Zamyśliła się ledwie na chwilę, kręcąc kółka wnętrzem dłoni przy jego łopatce.
— Mogę Ci tylko życzyć powodzenia w Egipcie. Powodzenia w chwyceniu waszej miłości w dłoń i możliwemu ukształtowaniu z tej gliny czegoś, co może przyniesie Ci otuchę.
Mówiła to, sama nie będąc ekspertem w tej dziedzinie, bo druga połowa jej serca nie ukruszyła się już dawno i nie było chyba nadziei na złączenie ich ponownie razem.


It's such an ancient pitch
But one I wouldn't switch
'Cause there's no nicer witch than you
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Anthony Shafiq (2626), Quintessa Longbottom (2902)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa