30.11.2024, 07:28 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.09.2025, 12:09 przez Król Likaon.)
adnotacja moderatora
Rozliczono - Millie Moody - osiągnięcie Badacz Tajemnic
wiadomość pozafabularna
W założeniu: zabrał Moody bezpośrednio do Eurydyki – używam mojej Znajomości Półświatka (III)Galeria Eurydyka jak zwykle skąpana była w uciążliwych dla nieprzyzwyczajonych oczu odcieniach fioletu, różu i błękitu, mających swoje źródło w dziesiątkach jak nie setkach porastających ściany fluorescencyjnych grzybów. W panującej, niezmąconej niczym innym ciemności – kolory zdawały się być jeszcze mocniejsze, jeszcze bardziej nasycone. W powietrzu unosił się typowy dla Podziemnych Ścieżek zapach stęchlizny, trupa i czarnej magii, wymieszany z opium i ostrym rozpuszczalnikiem. Tylko szaleniec stwierdziłby, że pachnie tu domem.
Musiało być koło trzeciej w nocy, bo nawet szczury zaszyły się w kątach podziemnego klubu, śniąc swoje małe szczurze sny. Poza nimi i dwójką młodych ludzi nie było w Eurydyce żywego ducha – były te nieżywe. Pląsały w takt muzyki, unosząc się w powietrzu. Sunęły między krzesłami znikając w głębinach Katakumb. Powracały. Sabrina „nastoletnia wampirzyca” gdzieś wyszła dwie godziny temu, oświadczając, że nie będzie z geriatrią siedzieć. Czasem Baldwin zastanawiał się jak to jest być uwięzionym w ciele nocnej mary istotą z mózgiem czternastolatki. Wolał nie pytać, ot profilaktycznie jakby miała mu napluć do szklanki.
Jak o samym Malfoy’u jednak mowa…
- In restless dreams, I walked alone…- nucił stary mugolski kawałek, który akurat speakerzy zdecydowali się puścić w nocnej audycji. Wbrew zwyczajom muzyka grała na tyle cicho, żeby dało się rozmawiać i nie umrzeć od przebodźcowania. Dookoła stały pootwierane puszki z kolorami, które w okropnym świetle klubu zdawały się być jednakowe. Ciężko powiedzieć czy sam Baldwin wiedział jakiego używa, choć nie wyglądał na szczególnie przejętego, więc może nie miało to żadnego znaczenia. Szczególnie, że jego najnowsze dzieło było głębokim ukłonem w stronę kubistycznej wystawy, którą ostatnio widzieli z Moody w jakimś podrzędnym muzeum.
To nie była ich pierwsza tego typu nocka. Osuszali kieliszek za kieliszkiem, pokrywając ściany coraz nowymi obrazami. Niekontrolowany, artystyczny chaos. Hołd dla sztuki pierwotnej.
I turned my collar to the cold and damp
When my eyes were stabbed by the flash of a neon light
Zaśpiewał duet w radio i przez moment Malfoy uznał, że to doskonała piosenka dla nich. Dla tego miejsca. Ich własnego, odciętego od szarówki i monotonii tego co się działo wyżej. Otwarta butelka jakiegoś wina niezidentyfikowanego pochodzenia i nie pierwszej świeżości stała przed nimi otwarta i opróżniona z połowy trunku. W brudnawych szklankach ostała się nawet jakaś końcówka ciemnego napoju. Pierwszą kolejkę dzisiejszej nocy mieli już za sobą.
Siedzieli z Moody pod ścianą. On dzierżył w dłoniach pędzel, ona – różdżkę. Obserwował ją co jakiś czas kątem oka, analizując uważnie każdą emocję na jej twarzy, każdy jeden grymas zmęczenia, czy znak, że coś ją rozproszyło. Nie bez powodu ćwiczyli tutaj. Chciała efektów – musiała potrafić odciąć się od męczących bodźców, przetrwać długotrwałe godziny treningów i malowania. Męczące, momentami balansujące na granicy czystego sadyzmu. Przerywane oddechy, gdy emocje mieszały się ze sobą, łzy schnące na policzkach od przejmującego smutku. Krwawiące wargi, które przygryzali, gdy ogarniała ich panika i strach. Jej słodki zapach na jego skórze, kiedy mózg rozpaczliwie próbował zrozumieć dlaczego chce to czarnowłose dziewczę, o oczach tak przebrzydle innych niż oczy Calanthe.
Przeżyli już chyba każdą jedną emocję. Każdą jedną iluzję. Ale Sztuka wymagała poświęcenia. Ofiar.
- Mills. Nie starasz się.- Wycharczał. Przepity, niski głos przebił się z łatwością przez dźwięki piosenki. Nie odłożył nawet na moment pędzla, skrupulatnie malując kolejne geometryczne kształty. Chirurgiczna precyzja w abstrakcyjnym piekle. Gdy jednak skończył odwrócił głowę w jej stronę.- Skup się.