05.12.2024, 15:39 ✶
4 września 1972, wieczór
Wrzesień, wrzesień, co mi przyniesiesz... Tak mogłaby zaśpiewać pod koniec sierpnia, gdyby nie fakt, że doskonale spodziewała się, co jej przyniesienie jesień. Sierpień skończył się tak obrzydliwie, że tak naprawdę wolałaby o nim zapomnieć. Ale to przecież było kilka dni temu - nie dało się tak szybko zapomnieć o fakcie, że zawiodła i przemieniła się na oczach sporej grupy ludzi. Niekontrolowanie, co ją jeszcze bardziej rozsierdzało, bo przecież zawsze była mistrzem, jeśli chodzi o kontrolę nad sobą. Czy to podczas pełni, czy nie. Dlatego nie rozumiała: nie rozumiała co się stało wtedy i nie rozumiała, co się z nią teraz działo. Była zirytowana, to fakt, lecz przynajmniej nie zatraciła swojego wewnętrznego blasku, który rozświetlał mrok czasów, w których przyszło im żyć. Nie straciła go, lecz stał się on trochę bardziej przygaszony.
Nie mogła zostać w Dolinie Godryka - to znaczy mogła i została, lecz nie mogła zostać w niej w takim stopniu, jak bywała do tej pory. Nie poszła więc do knajpy U Lizzy, a zamiast tego teleportnęła się do Kotła, na Pokątną. Tutaj nie odjebała jeszcze nic takiego, by ludzie na nią krzywo patrzyli. Gdy tylko weszła, jej usta rozciągnęły się w uśmiechu. Lubiła to miejsce: lubiła dym, który unosił się w pomieszczeniu, lubiła zapach alkoholu i obsługę. Lubiła też ludzi, którzy tu przychodzili, bo nie musiała się wtedy martwić o to, że się zdradzi - tu było inaczej niż w Dolinie czy gdziekolwiek indziej, gdzie światy mugolski i czarodziejski przeplatały się między sobą. Faye siadła przy ladzie, witając się grzecznie z Agathą, która stała dzisiaj za barem, i poprosiła o whisky. Było już ciemno, chociaż godzina dobijała do zaledwie 6 po południu.
- Ciekawe kiedy spadnie śnieg - mruknęła ni to do siebie, ni to do kobiety, wysupłując monety z kieszeni. Przy okazji spadła jej paczka papierosów na ziemię, po którą planowała zaraz się schylić. Może by tak posprzątać kieszenie płaszcza w kratę, który miała na sobie? Pełno w nich było śmieci.