11.12.2024, 22:51 ✶
Wybrali sobie chyba najgorszy możliwy dzień na spacer po Londynie. Po pierwsze było zdecydowanie zbyt gorąco i to tak, że nawet Basilius, któremu było przecież wiecznie chłodno, miał ochotę się wściec, Po drugie z każdym ich krokiem robilo sie coraz bardziej i bardziej tłoczno, aż zorientowali się, że tłum zamiast zniknąć, powoli przemieniał sie w marsz. Ah... Marsz. No tak. To było przecież dzisiaj.
Chyba powinnismy zawrócić – mruknął, zerkajac to w stronę rodzeństwa, to w stronę marszu, jakby już zaraz miał wysokoczyć z tłumu jakiś nożownik, kierując się akurat w stronę Electry i Icarusa.
To nie tak, że zakładał, że Marsz Praw Charłaków, o którym czytał już w gazetach, nie będzie pokojowy. Jego uczestnikom akurat ufał i wątpił, aby z ich strony miał się czegokolwiek obawiać, poza transparentami i wykrzykiwanymi hasłami. Nie ufał natomiast wszystkim zgromadzonym wokół marszu, bo kto wie co komu zaraz wpadnie do głowy? W tłumie zawsze mogła czyhać jakąś wredna, czystokrwista babcia, obawiająca się, że jej wykreślony ze wszelkich drzew genealogicznych wnuk zaraz wykrzyczy swoje prawdziwe nazwisko. A Prewett zbyt długo już pracował w Mungu, aby nie wiedzieć, że starsze panie są naprawdę niebezpieczne.
A szkoda, bo już kilka dni temu umówili się, że młodsi Prewettowie przyjdą do niego do mieszkania, tak aby razem pójść do kawiarni. Kawiarni, która oczywiście musiała znajdować się na drodze marsz. Niestety przedwczoraj miał dyżury, wczoraj powiedział, że wypadł mu kolejny dyżur, chociaż tak naprawdę po prostu źle się czuł po tym poprzednim dyżurze, a dzisiaj... No. Dzisiaj w pójściu na kawę przeszkadzały im próby walki o lepsze jutro.
Chyba powinnismy zawrócić – mruknął, zerkajac to w stronę rodzeństwa, to w stronę marszu, jakby już zaraz miał wysokoczyć z tłumu jakiś nożownik, kierując się akurat w stronę Electry i Icarusa.
To nie tak, że zakładał, że Marsz Praw Charłaków, o którym czytał już w gazetach, nie będzie pokojowy. Jego uczestnikom akurat ufał i wątpił, aby z ich strony miał się czegokolwiek obawiać, poza transparentami i wykrzykiwanymi hasłami. Nie ufał natomiast wszystkim zgromadzonym wokół marszu, bo kto wie co komu zaraz wpadnie do głowy? W tłumie zawsze mogła czyhać jakąś wredna, czystokrwista babcia, obawiająca się, że jej wykreślony ze wszelkich drzew genealogicznych wnuk zaraz wykrzyczy swoje prawdziwe nazwisko. A Prewett zbyt długo już pracował w Mungu, aby nie wiedzieć, że starsze panie są naprawdę niebezpieczne.
A szkoda, bo już kilka dni temu umówili się, że młodsi Prewettowie przyjdą do niego do mieszkania, tak aby razem pójść do kawiarni. Kawiarni, która oczywiście musiała znajdować się na drodze marsz. Niestety przedwczoraj miał dyżury, wczoraj powiedział, że wypadł mu kolejny dyżur, chociaż tak naprawdę po prostu źle się czuł po tym poprzednim dyżurze, a dzisiaj... No. Dzisiaj w pójściu na kawę przeszkadzały im próby walki o lepsze jutro.