14.12.2024, 22:29 ✶
Jolene Bletchley obudziła się o szóstej dwadzieścia dziewięć; dokładnie minutę przed tym, kiedy miał zadzwonić zaczarowany budzik. Pomimo zaspania, udało jej się chwycić leżącą na szafce nocnej różdżkę na tyle szybko, by wyłączyć to ustrojstwo zanim zaczęło wyć na cały dom. Na szczęście Jo nie należała do osób, które po wyłączeniu budzika od razu zasypiały ponownie, więc po chwili leżenia i wpatrywania w sufit, stała się tylko bardziej rozbudzona. Odwróciła się, by spojrzeć na leżącego obok męża, który też powinien już wstawać. Julian jednak dalej smacznie sobie spał. Jej dzielny pan auror wyglądał teraz tak uroczo (pomimo głośnego chrapania), że nie mogła powstrzymać uśmiechu.
– Pobudka, señor Bletchley. – powiedziała, czule mierzwiąc mu włosy wolną ręką.
Niestety, nie mogli spędzić całego dnia w łóżku, bo oboje musieli iść do roboty, ale przynajmniej już za paręnaście godzin będą mogli się cieszyć weekendem. Z tą motywującą myślą, Jolene wreszcie wstała i zabierając ze sobą szlafrok oraz różdżkę, opuściła sypialnię.
Piętrowy dom Bletchleyów nie był może tak luksusowy jak kamienice na Horyzontalnej, ale nie można było mu odmówić uroku ani przytulnego klimatu. Kiedy Jo była młodsza, marzyła o własnym domku z ogródkiem, dlatego teraz bardzo dbała o swoje lokum, co też sprawiało jej przyjemność.
Zeszła po schodach na parter, mijając wiszące na ścianach zdjęcia rodziny oraz przyjaciół, a następnie skierowała się do kuchni. Jednym ruchem różdżki zagotowała wodę na kawę i zabrała się za przygotowywanie śniadania. Kuchnia stanowiła królestwo Jolene; wszystko było w niej poukładane idealnie, według rozmiaru i koloru (co odpowiadało również Alice). Bletchley zaczęła niemalże mechanicznie wyciągać składniki do kanapek i jajecznicy z boczkiem, które od razu potem leciały na stół w salonie. Starała się, żeby wszyscy mogli zjeść pełnowartościowe śniadanie, choć było to nie lada zadanie bo każdy z domowników miał zupełnie inne nawyki żywieniowe (niektórzy uwielbiali mięso, niektórzy go nie jedli, a jeszcze inni musieli po prostu zjeść dużo). I weź tu im dogódź!
Odgłosy krzątaniny na dole stały się już na tyle głośne, że reszta rodziny z pewnością mogła je usłyszeć.
– Pobudka, señor Bletchley. – powiedziała, czule mierzwiąc mu włosy wolną ręką.
Niestety, nie mogli spędzić całego dnia w łóżku, bo oboje musieli iść do roboty, ale przynajmniej już za paręnaście godzin będą mogli się cieszyć weekendem. Z tą motywującą myślą, Jolene wreszcie wstała i zabierając ze sobą szlafrok oraz różdżkę, opuściła sypialnię.
Piętrowy dom Bletchleyów nie był może tak luksusowy jak kamienice na Horyzontalnej, ale nie można było mu odmówić uroku ani przytulnego klimatu. Kiedy Jo była młodsza, marzyła o własnym domku z ogródkiem, dlatego teraz bardzo dbała o swoje lokum, co też sprawiało jej przyjemność.
Zeszła po schodach na parter, mijając wiszące na ścianach zdjęcia rodziny oraz przyjaciół, a następnie skierowała się do kuchni. Jednym ruchem różdżki zagotowała wodę na kawę i zabrała się za przygotowywanie śniadania. Kuchnia stanowiła królestwo Jolene; wszystko było w niej poukładane idealnie, według rozmiaru i koloru (co odpowiadało również Alice). Bletchley zaczęła niemalże mechanicznie wyciągać składniki do kanapek i jajecznicy z boczkiem, które od razu potem leciały na stół w salonie. Starała się, żeby wszyscy mogli zjeść pełnowartościowe śniadanie, choć było to nie lada zadanie bo każdy z domowników miał zupełnie inne nawyki żywieniowe (niektórzy uwielbiali mięso, niektórzy go nie jedli, a jeszcze inni musieli po prostu zjeść dużo). I weź tu im dogódź!
Odgłosy krzątaniny na dole stały się już na tyle głośne, że reszta rodziny z pewnością mogła je usłyszeć.