Niezbyt wiele zdradziła Theo na temat swojego wuja, prócz zdawkowego "Zobaczysz, to przecudowny człowiek".
Z faktu, że nie tak dawno temu wuj Robert zszedł na zawał, w Mulciber wyrosła obawa, że jej ojciec mógłby do niego dołączyć po zobaczeniu jej. Co prawda Richard widział ją w takim czy podobnym stanie wiele razy, Scarlett aniołkiem nigdy nie była, nie w oczach każdego. A jednak... wolała aby teraz, nie tak dawno od pogrzebu, nie dodawać mu zmartwień. Także kamienica odpadła. O mieszkaniu Baldwina nawet nie myślała, uznając ten pomysł za idiotyczny. Pozostał jej ukochany wuj Anthony i jego wielkie serce.
Zaprowadziła Theo pod drzwi, obserwując jego wyraz twarzy ukradkiem, a jednak nim zdążył cokolwiek powiedzieć, dziewczyna zapukała.
Wyglądali jak obraz nędzy i rozpaczy, jakby wydarzyła się tragedia, brali udział w powstaniu lub uświadomili sobie dlaczego wycieczki na nokturn to wyjątkowo zły pomysł.
Ona z rozciętym łukiem brwiowym, z którego wciąż sączyła się obficie krew, spływając jej po twarzy.
On z rozciętą skronią, która również nie dawała o sobie zapomnieć, a wręcz ochoczo przypominała swe istnienie, barwiąc szkarłatem jego skórę.
Oboje poobijani, podrapani, brudni od kurzu i piachu. Ich twarze i ubrania oblepione były krwią i sami nie mogli być pewni czy swoją własną, czy obcych ludzi.
Wciąż czuła lekkie zawroty głowy i mdłości, a jednak stała dzielnie, ocierając raz w czas twarz, aby krew nie skapnęła na wycieraczkę. Jeszcze tego by brakowało, aby mu zniszczyła wycieraczkę. Ta myśl bardzo ją pochłonęła z jakiegoś powodu.
Gdy drzwi się otworzyły, ta odetchnęła w duchu. Był w domu.
-Mieliśmy mały wypadek... - wymruczała po norwesku, bo w ów języku zwykła do niego mówić - Przepraszam, że Cię niepokoje... - dodała ciszej, przymykając ślepia, stwierdzając że na tą chwilę były to najważniejsze informacje i że przedstawi go sobie z Theo ciut później. Nie była świadoma, że Theo i Anthony bardzo dobrze się znali, nie była też świadoma, że jej ukochany wujaszek miał gościa.