• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ministerstwo magii v
1 2 3 Dalej »
[30.08.1972] Westwood road | Faye, Leviathan

[30.08.1972] Westwood road | Faye, Leviathan
Leśna powsinoga
Może lew jest silniejszy od wilka, ale wilka nigdy nie widziałem w cyrku.
Niewysoka, mierząca około 155 cm. Ma wysportowaną sylwetkę i gibki chód, zdradzający że dużą część czasu poświęca na aktywność fizyczną. Faye ma brązowe włosy, mieniące się rudością w świetle słonecznym, oraz jasnobrązowe oczy. Usta są wiecznie rozciągnięte w uśmiechu, a nosek zadarty.

Faye Travers
#1
02.01.2025, 00:56  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.06.2025, 23:48 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Faye Travers - osiągnięcie Piszę, więc jestem
Rozliczono - Leviathan Rowle - osiągnięcie Piszę, więc jestem


30 sierpnia 1972

So I kneel and pray
All my wasted days away
I just wanna find a way back home
Just let go
I’m moving on

To nie był dla Faye łatwy dzień. Gdyby był, to nie znajdowałaby się teraz w Ministerstwie Magii, blada i wciąż roztrzęsiona, chociaż odrobinę bardziej spokojna, niż w chwili gdy przekraczała próg budynku. Rozmowa z Hugonem odrobinę ją uspokoiła, bo z trzech problemów nagle zrobił się jeden. I z tym jednym Brygada Uderzeniowa nie mogła jej pomóc. Ona zrobiła to, co do niej należało. Gdy opuściła pokój przesłuchań, skierowała swoje kroki prosto do windy. Chciała udać się do atrium i wrócić do domu. Burczenie w brzuchu boleśnie jej przypomniało, że rano wyszła po brakujące składniki na śniadanie. Herbata z cukrem, którą wypiła podczas rozmowy, tylko pobudziła ściśnięty żołądek, który teraz domagał się porządnego posiłku. Ale nie była jeszcze na tyle opętana żądzą jedzenia, żeby zaburzyło jej to zdolność myślenia.

Zmieniła zdanie - nie czas jeszcze wracać do domu. Do domu, który przestał być jej domem w chwili, w której stała się ofiarą magicznej anomalii, zmuszającej ją do przemiany na oczach ludzi, którzy mogli być mugolami. A nawet jeśli nimi nie byli to czy to miało jakiekolwiek znaczenie? W jej oczach nie. Zawiodła, powinna zbierać dupę w troki i zacząć się pakować. Ale najpierw chciała porozmawiać z Lazarusem. Podejrzewała, że nikt inny nie zrozumie jej w tym momencie tak, jak on. On jako jedyny wstawiał się za nią, gdy reszta protestowała, by zatrudniać wilkołaka i jej zaufać. Czuła, że zawiodła nie tylko rodziców oraz siebie, ale przede wszystkim jego. Zawsze był dla niej dobry i wyrozumiały i chociaż wiedziała doskonale, że to, co się stało, nie było jej winą, powinna mu to wytłumaczyć. Przedstawić swój punkt widzenia, który będzie pełen ładunku emocjonalnego, którego braknie na kartkach raportu, sporządzonego przez Hugo. Dlatego też gdy wylądowała na odpowiednim piętrze, tak jej znanym, ruszyła dobrze rozpoznawaną ścieżką, praktycznie nie patrząc na to, co działo się wokół. Zapewne gdyby bardziej uważała, dostrzegłaby sylwetkę, której nie chciała dzisiaj zobaczyć. Ale nie uważała, nie miała już siły być ostrożna i silna, nie miała siły by ciągle oglądać się za siebie i rozglądać wokół. I pewnie dlatego dostrzegła go zbyt późno, by zawrócić i zbyt późno, by jakkolwiek się ulotnić. Sapnęła więc, rozpoznając sylwetkę nie tego Rowle, którego chciała spotkać.
- Co ty tu robisz? - w jej głosie nie było agresji: tylko zaskoczenie. I głupie pytanie, bo przecież był przed drzwiami gabinetu jego własnego ojca.
dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#2
02.01.2025, 18:17  ✶  
To był dla niego jeden z tych prostych, nieskomplikowanych dni, który zaczął się powoli i równie nienerwowo miał się zakończyć. Przede wszystkim, oscylował on dookoła pojawienia się Leviathana w Ministerstwie. Potrzebował uaktualnić parę dokumentów i odebrać zezwolenia, a nawet jeśli samo w sobie nie było to zbyt wymagające czy czasochłonne zadanie, to nierzadko wiązało się to z poświęceniem dodatkowego czasu czy to zapełniającej zwyczajne stołki urzędnicze, dalszej rodzinie, czy to jego własnemu ojcu.

Szkoda tylko, że ten spokojny dzień szybko okazał się w karykaturalny sposób zaburzony, bo kiedy tylko Rowle znalazł się w Ministerialnych salkach i zapukał do drzwi gabinetu Lazarusa, odpowiedziała mu cisza. Sekretarka powiedziała, że był jakiś problem - co absolutnie nie pocieszało Leviego, ani tym bardziej nie mówiło ile to mogło potrwać. Tym bardziej, że problem okazywał się jakąś jedną wielką tajemnicą, ale to chyba była charakterystyka tych nagłych wydarzeń, których nikt nigdy się nie spodziewał.

Dlatego zmienił plan i w pierwszej kolejności zajrzał do Mony, ucinając sobie z nią krótką, dość suchą pogawędkę, kiedy ta kompletowała dla niego dokumenty i wymagane zezwolenia, z których zrobił się całkiem pokaźny plik makulatury. Potem pozostawało wrócić do biura.

Nigdy nie rozumiał, co właściwie Lazarus widział w Faye. Nie tylko w niej, ale w jego oczach była jakimś symptomem większego problemu. Jakiejś zażyłości z istotami potępionymi, których odrzucało społeczeństwo, co może faktycznie miało swoje źródło z łączącej ich wszystkich klątwy. Levi nie sądził jednak, by ta sympatia sięgała gdzieś głębiej - gdzieś poza istotę problemu, przeklętą bestię czy zdziwaczałego Szefa Biura, którego wygląd zwyczajnie raził. Dla jego syna to było jak opieka na kulawym pieskiem lub rannym ptaszkiem. Opieka ta sprawiała satysfakcję i pozwalała dostrzegać w słabości podopiecznego jakichś znajomych cech, z którymi łatwiej było sobie poradzić na zadanym przykładzie, a nie na własnym. Ale gdzieś dalej Leviathan zastanawiał się, czy jego ojciec nie miał w tym wszystkim jakichś innych intencji.

On sam był w stanie dostrzec łączące ich podobieństwo; przeklętą krew, która płynęła w ich żyłach, jednak było to dla niego za mało by sięgnąć po swoje skąpe zasoby empatii i przelać je na jakiegokolwiek wilkołaka. A w szczególności na nią. Nie kiedy była tak irytująca, w dziwny sposób uderzająca swoją bezmyślnością i naiwnością w rozdrażniającą strunę, która wibrowała intensywnie już na sam jej widok. I na głupie pytanie.

- Zwiedzam. A jak myślisz? - pomachał jej plikiem dokumentów, zanim schował je, ograniczając jednak w swojej wypowiedzi złośliwy ton i stawiając na ten znajomy, zwyczajnie wyzuty z emocji. - Mam do załatwienia parę spraw dla rezerwatu z moim ojcem. A ty? Wyglądasz jakby cię połknęła, przeżuła i wypluła sama Pani Księżyca.
Leśna powsinoga
Może lew jest silniejszy od wilka, ale wilka nigdy nie widziałem w cyrku.
Niewysoka, mierząca około 155 cm. Ma wysportowaną sylwetkę i gibki chód, zdradzający że dużą część czasu poświęca na aktywność fizyczną. Faye ma brązowe włosy, mieniące się rudością w świetle słonecznym, oraz jasnobrązowe oczy. Usta są wiecznie rozciągnięte w uśmiechu, a nosek zadarty.

Faye Travers
#3
03.01.2025, 23:48  ✶  
Tym problemem była Faye, oczywiście. Chociaż sama by się tak nie nazwała, bo przecież Lazarus nawet nie był na jej przesłuchaniu - zjawił się tylko na chwilę, na kilka uderzeń serca, by porozmawiać z Hugonem i potem odejść. Z wiadomych względów wtedy go nie goniła, lecz teraz naprawdę musiała z nim porozmawiać. Nie dlatego, że wierzyła, że znajdzie jakieś rozwiązanie, ale naprawdę czuła, że może mu zaufać i był tą osobą, która ją zrozumie. Czasem zastanawiała się, jakim cudem mógł spłodzić tak okropnego potomka, jakim był Leviathan. Niczym ten mistyczny stwór, który czaił się w głębi morza tylko po to, by w kluczowym momencie wysunąć swoje macki z odmętów oceanu i zmiażdżyć statek, na którym znajdowali się niewinni żeglarze.
- Być może tak właśnie było - powiedziała ponuro, odruchowo unosząc dłoń, by przygładzić swoje włosy. Czuła pod palcami splątane pasma, a także zaschnięte błoto i... Czy to był liść? Z lekkim zaskoczeniem wyjęła go z włosów i przyjrzała się mu, jakby po raz pierwszy w życiu zobaczyła ten dar natury. - Muszę porozmawiać z twoim ojcem, możesz poczekać.
Dodała, chowając listek do kieszeni. Przecież go nie wyrzuci, no nie? Spojrzała jednak z powątpiewaniem na plik dokumentów, które trzymał mężczyzna i machał nim przed jej nosem. Faye zmarszczyła brwi ze zniecierpliwieniem, odpychając dłoń Leviathana, trzymającą plik kartek.
- Chociaż sama nie wiem. Długo ci zejdzie? - naprawdę starała się trzymać nerwy na wodzy i być w miarę uprzejmą, ale nic nie mogła poradzić na to, że reagowała na niego nie tyle co dystansem, a niechęcią.
dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#4
20.01.2025, 13:42  ✶  
W gruncie rzeczy Leviathan był aż nadto podobny do swojego ojca i to nie tylko pod względem fizycznym i przeżerającej ciało klątwy. Ale młodszemu z mężczyzn zwyczajnie brakowało chyba chęci i aspiracji, żeby prezentować się lepiej. Żeby sprowadzić się do postaci łatwego do przetrawienia w każdej sytuacji, a nie wtedy kiedy było mu to na rękę. Bo Lazarus posiadał tę szczyptę więcej charyzmy, której ewidentnie brakowało Leviemu, tak samo jak i obycia. Matka wołała za to o pomstę do nieba, ale w bardziej wyrozumiałych momentach stwierdzała, że zawsze mogło być gorzej. Mógł jeszcze zapraszać mugolski cyrk na wesela, wziąć za żonę mugolaczkę albo czarownicę półkrwi (chociaż to wciąż śniło jej się po nocach, aczkolwiek rzadziej od momentu kiedy Ollivander wyjechała z kraju) albo otwarcie działać przeciwko swojej rodzinie.

Jego zdaniem Faye powinna być mu wdzięczna, że nie okazywał jej takiego zrozumienia, jakiego łaknęła od jego ojca, bo w momencie kiedy by to zrobił, sprowadziłby ją do poziomu zwierzątka. Zagubionego wilczka, który powinien raczej znaleźć się w rezerwacie, zepchnięty z piedestału stworzeń podobnie do centaurów i trytonów. Powinna być mu więc wdzięczna, że wciąż traktował ją jak istotę ludzką.

- Poczekać? - uniósł lekko brew w wymownym geście. Jeśli ktokolwiek miał tutaj czekać to na pewno nie on. Swoje w tym temacie już odbębnił, kiedy Lazarus rozmawiał z brygadzistą pod pokojem przesłuchań zamiast znajdować się w swoim biurze. Odsunął dłoń z dokumentami, zakładając ręce za sobą. - Nie. Nie długo. To parę parafek. Mogłabyś w tym czasie na przykład iść do kafeterii i napić się herbaty. Albo stanąć przed lustrem i doprowadzić się do jako takiego porządku, bo jeszcze hycli poniesie, jak cię zobaczą w takim stanie. W każdym razie, mogę potrzymać ci miejsce, żeby nikt nie wcisnął się po mnie, a przed ciebie.
Leśna powsinoga
Może lew jest silniejszy od wilka, ale wilka nigdy nie widziałem w cyrku.
Niewysoka, mierząca około 155 cm. Ma wysportowaną sylwetkę i gibki chód, zdradzający że dużą część czasu poświęca na aktywność fizyczną. Faye ma brązowe włosy, mieniące się rudością w świetle słonecznym, oraz jasnobrązowe oczy. Usta są wiecznie rozciągnięte w uśmiechu, a nosek zadarty.

Faye Travers
#5
30.01.2025, 17:06  ✶  
Widziała to uniesienie brwi i już jej się ono nie spodobało. Leviathan był jedną z niewielu osób, która ją po prostu irytowała samym swoim jestestwem. Istnienie takich jak on policzyłaby na palcach jednej ręki. Najśmieszniejsze, że naprawdę nie wiedziała dlaczego tak jest - przecież lubiła praktycznie każdego, a on? Jego twarz, chociaż przystojna, sprawiała że Faye miała ochotę zwinąć dłoń w pięść i po prostu mu przypierdolić. Jego głos, chociaż głęboki i niski, za którego szepty wiele kobiet oddałoby naprawdę dużo, sprawiał że krew w jej żyłach zaczynała się gotować.
- Tak, poczekać. Parafki mogą poczekać, moja sprawa jest ważniejsza - wyrwało jej się, zanim zorientowała się, że powinna utkać ryj. Faye westchnęła, przenosząc dłoń przed własną twarz. Rozmasowała palcami nasadę nosa, zamykając powieki. Tylko spokojnie, Travers... Jeszcze musisz odwiedzić brata. - Sam jesteś hycel.
Nie była w stanie zdobyć się na cokolwiek innego. Zwykle jej riposty nie były najwyższych lotów, ale teraz to już było przegięcie. Była tak cholernie zmęczona i wystraszona, że było widać i słychać, że naprawdę nie ma ochoty na kłótnie, chociaż odruchowo go zaczepiała. Tylko tak jakoś... Bez pasji, którą miała zwykle w głosie.
- Przepraszam - mruknęła, co też było dość nietypowe jak na nią. Odsunęła się, bo nagle poczuła, jak świat zaczyna skręcać na bok. Niebezpiecznie szybko i gwałtownie, tak że musiała chwycić się ściany. Ale ściany obok nie było - był za to Leviathan i jego ręka, na której zacisnęła swoją dłoń, by nie zaliczyć efektywnej gleby. Pobladła, bo co z tego, że na przesłuchaniu Hugo dał jej herbatę z dużą ilością cukru? Była głodna, przemieniła się i nie odespała, na dodatek nie piła nic poza tą słodką breją, którą jej dali. Adrenalina zniknęła z jej organizmu i teraz ten mówił jej dość. Tupał nogami i kazał się położyć: chociaż wokół nie było łóżka ani nawet ławeczki.
dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#6
03.03.2025, 08:21  ✶  
- Trochę chyba jestem, faktycznie - mruknął, bardziej do siebie, niż do niej, bo jakby nie patrzeć w jakoś udało mu się ją złapać. Co prawda w sposób równie głupi co przypadkowy, ale nie zamierzał się na tym w tym momencie aż tak bardzo roztrząsać. Widać jednak było, że ta pyskówka należała do tych z rodzaju niskich lotów i wyrzuconych z siebie ze zmęczenia i raczej nisko zawieszonego poczucia obowiązku, by bronić się czym tylko miało się pod ręką. Nigdy nie uważał jej za przesadnie kreatywną, jeśli chodziło o słowne utarczki, ale w teraz trochę biła samą siebie i jego też na głowę. Ściągnął usta w wyrazie zastanowienia, przez moment tylko patrząc na nią, jak nagle zastygnięty w wyczekiwaniu gad.

Doczekał się, ale chyba nie tego czego się spodziewał. Wymruczane przeprosiny były raczej czymś, co ani razu nie znalazło się w możliwym scenariuszu tego, jak mogła potoczyć się ta rozmowa. Wszystko sprowadzało się do jakiejś niepisanej zasady, że siebie nie przepraszali. Byli szorstcy, drażniący i na pewno nie spolegliwi wobec siebie.

Rowle podrapał się po nieco szorstkim policzku, z dziwną manierą posągu, który był w stanie poruszyć tylko jedną kończyną, jednocześnie nie drgnąwszy wszędzie indziej nawet o milimetr. W głowie widział, że otwiera się przed nim jakieś dziwne okienko i gdyby tylko sprawnie wcisnął w nowopowstałą szparę otwór, to może dowiedziałby się czegoś ciekawego. Nie był tylko pewien czy chciał to robić.

Los jednak zdecydował za niego, albo raczej za nich, bo Faye nie wyglądała jakby robiła to specjalnie - bo to przecież było pierwsze, co przyszło mu do głowy. Że teraz, kiedy gotowi byli walczyć o miejsce w kolejce do Lazarusa, to był jej sposób na pierwszeństwo. W pierwszym odruchu w ogóle chciał zrobić krok w tył i pozwolić jej polecieć tam gdzie chciała, ale zamiast tego wyciągnął rękę na której mogła znaleźć podporę.

- Powinnaś usiąść - szkoda, że ministerialne korytarze nie były stworzone do posiadówek. Tu się wchodziło i wychodziło, a przysiąść można było sobie w biurach. Większość rzeczy pewnie i tak załatwiało się za pomocą sowy. - Teraz już musisz powiedzieć co się stało, albo odniosę cię do stołówki i tam zostawię. A nie wrócisz póki nie nabierzesz sił - kąciki jego ust drgnęły w marnym żarcie podszytym groźbą bez pokrycia, ale w oczach czaiło się gdzieś zaciekawienie.
Leśna powsinoga
Może lew jest silniejszy od wilka, ale wilka nigdy nie widziałem w cyrku.
Niewysoka, mierząca około 155 cm. Ma wysportowaną sylwetkę i gibki chód, zdradzający że dużą część czasu poświęca na aktywność fizyczną. Faye ma brązowe włosy, mieniące się rudością w świetle słonecznym, oraz jasnobrązowe oczy. Usta są wiecznie rozciągnięte w uśmiechu, a nosek zadarty.

Faye Travers
#7
03.03.2025, 10:42  ✶  
- Nie mam czasu na siadanie - mruknęła, ściągając brwi w wyrazie dziwnego, dziecięcego wręcz uporu. Świat się kołysał, ale chwilowa słabość którą w tej chwili prezentowała, powoli odchodziła w zapomnienie. Spodziewała się, że faktycznie się odsunie a ona zaliczy glebę, ale przynajmniej w tej chwili Rowle prezentował jakiekolwiek ludzkie odruchy. Miła odmiana po tym, co ją dzisiaj spotkało. Traversówna wzięła głęboki wdech, przymykając nieco oczy, a potem wypuściła powietrze ze spokojem. Jeszcze jeden wdech i wydech i mogła go puścić, bo na nowo stała twardo na ziemi i zawroty głowy postanowiły odpuścić. Odsunęła się też od niego, jakby bała się, że gdy będzie stała za blisko, zarazi się byciem dupkiem. Potrząsnęła głową, by sprawdzić, czy znowu się zachwieje ale nie - wszystko już było w porządku. - Muszę?
Faye wzięła się pod boki, unosząc jednocześnie nieznacznie brew. MUSI? A kim on był, żeby jej mówić co ona musi a czego nie musi?
- Nie ma mowy, to nie jest twoja sprawa - odpowiedziała z prychnięciem, na powrót przyjmując marsową minę. - To sprawa między mną i Ministerstwem, a z tego co wiem z Ministerstwem masz tyle wspólnego, że twój ojciec tu pracuje.
Nie siliła się na złośliwość lecz myśl o tym, że miałaby mu powiedzieć wszystko to, co się stało tego dnia, sprawiała że na powrót robiło jej się słabo. To nie była sprawia Leviathana, to była sprawa między nią a Lazarusem. Chociaż Lazarus był już przy przesłuchaniu, chociaż tylko na chwilę i nawet na nią nie spojrzał. Może to również nie była jego sprawa? Faye odsunęła się na dwa kroki.
- Wiesz co? Weź sobie to miejsce w kolejce. Przyjdę później - powiedziała w końcu, zaciskając drobną dłoń w pięść. - Róbcie sobie te parafki, ja mam inne sprawy. Wspaniałomyślnie pozwolę ci wejść jako pierwszemu, skoro już odwiedzamy rodzinę w ich miejscu pracy, to ja pójdę do brata.
Odpuściła nader szybko. Zbyt szybko, jeżeli patrzeć na to, jak potrafiła się z nim kłócić. Uderzył w czuły punkt: to, co się stało dzisiejszego ranka. Nie miała zamiaru nic mu mówić, bo to nie tylko nie była jego sprawa, ale przede wszystkim gdyby mu powiedziała, dowiedziałby się tego, kim jest. Czym jest.
dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#8
06.03.2025, 08:10  ✶  
Wystarczyło jedno słowo, a kiedy je powtórzyła, zmrużył zirytowany oczy, czując że niepotrzebnie w ogóle próbował cokolwiek zrobić. Interaktowanie z ludźmi zawsze przychodziło mu kulawo i nawet nie chodziło o to jak wyglądał. Zwyczajnie nie miał do nich ręki, a język plątał się czasem, nie wiedząc co powinien odpowiedniego powiedzieć. Drażniło go to, ale w jakiś przestarzały, odleżany sposób, bo zwyczajnie zdążył się do tego stanu rzeczy przyzwyczaić. Niewiele było momentów, kiedy czuł że jego słowa miały znaczenie i jednymi z tych nielicznych były te, które spędzał w towarzystwie Laurenta. Może właśnie dlatego tak cenił sobie Prewetta i ich znajomość. Może właśnie dlatego tak strasznie ubolewał nad tym, że selkie dał się podejść i opublikowano w gazecie artykuł gdzie wytłuszczono jego nazwisko.

Rowle westchnął, wypuszczając ciężko powietrze nosem i patrząc gdzieś ponad nią, na pusty korytarz Departamentu Kontroli nad Stworzeniami. Wyprostował się też nieco bardziej, zakładając ręce za siebie, jakby fakt że go puściła tylko zachęcił go do zwiększenia dystansu.

Ona miała z Ministerstwem wspólnego tyle, że musiała stawiać się kontrole hycli i jego ojciec uważał ją z zabawne zwierzątko. Bez tego podchwytywałaby łowieckie ochłapy, rzucane w jej stronę przez ludzi których nie było stać na zawodowców z wyższej półki. To natomiast była żałosna perspektywa, stawiająca jej osobę jeszcze niżej niż faktycznie się znajdowała w strukturze społeczeństwa.

Dlaczego więc nie mógł jej pozwolić tak zwyczajnie odejść?

Faye zdążyła zrobić krok, odwróciwszy się od niego, bo Leviathan wyglądał tak, jakby w ogóle nie zamierzał nic powiedzieć na te jej żale. Stał i patrzył, wreszcie też na nią, a nie na pusty korytarz znajdujący się za nią, ale robił to z wyższością i obojętnością, jakby wyjątkowo jej słowa nie irytowały go przesadnie. Ale kiedy faktycznie odpuściła, poczuła jak łapie ją za przedramię, nie chcąc pozwolić jej odejść.

- Dlaczego za każdym razem kiedy próbuję wykazać odrobinę zainteresowania - zaczął niskim, warkliwym tonem. - Tak bardzo nalegasz na to, żeby zrobić ze mnie swojego wroga?
Leśna powsinoga
Może lew jest silniejszy od wilka, ale wilka nigdy nie widziałem w cyrku.
Niewysoka, mierząca około 155 cm. Ma wysportowaną sylwetkę i gibki chód, zdradzający że dużą część czasu poświęca na aktywność fizyczną. Faye ma brązowe włosy, mieniące się rudością w świetle słonecznym, oraz jasnobrązowe oczy. Usta są wiecznie rozciągnięte w uśmiechu, a nosek zadarty.

Faye Travers
#9
06.03.2025, 21:33  ✶  
Dlaczego nie mógł po prostu pozwolić jej odejść? Dlaczego gdy tylko się odwróciła z zamiarem pójścia do windy, by zjechać prawie na sam dół do Departamentu Tajemnic, Leviathan chwycił ją za przegub dłoni? Dlaczego nie mógł zostawić jej w spokoju? Normalnie pewnie strząsnęłaby jego dłoń, trzepnęła go w nią wolną ręką, wyszarpnęła się lub po prostu bezczelnie go ugryzła jak dzieciuch: bo przecież ona tak naprawdę nigdy nie wydoroślała. Nadal była dzieciakiem, który uważał, że jeżeli zrobi słodkie oczka, to większość rzeczy ujdzie mu na sucho. Inna sprawa że Faye naprawdę przypominała naiwne dziecko, jeżeli chodzi o niektóre swoje poglądy. Ale poglądy poglądami: to niektóre jej odruchy doprowadzały do pasji nie tylko Leviathana, ale również Nicholasa, który... Cóż, Nick czekał na swoje starcie zaraz po tym spotkaniu w korytarzu w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami.

Faye była zmęczona tym, co widziała i tym, co się dzisiaj stało, a konfrontacja z mężem kosztowała ją zbyt dużo energii. Nie rozumiała, czemu zachowywał się w ten sposób i dlaczego uczepił się akurat jej, bo przecież był tak samo winny tego, co się stało, jak ona. A zachowywał się tak, jakby to była wyłącznie jej wina - jakby go upiła, uwiodła i zaciągnęła przed ołtarz. Jakby to był jakiś szalony masterplan, jakby miała go oskubać z bogactwa czy z czegokolwiek, co tam posiadał. A przecież tak nie było: może i nie była bogata, ale nigdy nie skrzywdziłaby nikogo w tak podły sposób, nawet jego. Nie lubiła go, był antypatyczny, nawet teraz patrzył z wyższością i pogardą na nią samą. Do tego zdążyła się przyzwyczaić, bo nie on pierwszy i ostatni, ale... Skoro tak bardzo nie rozumiał dlaczego tak bardzo Faye go nie znosi, to może brakowało mu nie tylko piątek klepki, ale jakiegoś pierwiastka empatii? Tak samo jak jej bratu. I to niby ona była dzieckiem, któremu trzeba było tłumaczyć świat. Z cichym westchnięciem przeniosła wzrok z korytarza na rękę mężczyzny, a potem wyżej, na jego twarz. Milczała przez chwilę, wpatrując się w jego oczy.
- Bo jesteś niemiły - powiedziała poważnym tonem. Mówiła cicho i miała bardzo, bardzo zmęczony ton. I wyglądało na to, że absolutnie kurwa nie żartuje ze swoją odpowiedzią.
dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#10
06.03.2025, 22:14  ✶  
Sam bardzo chciał zrozumieć, dlaczego nie mógł jej dać spokoju. Dokładnie tak samo dręczyło go pytanie, dlaczego ona nie była w stanie się od niego odczepić. W którymś momencie zwyczajnie zaczęli się napędzać i było to tak dawno temu, ze już chyba żadne z nich nie pamiętało, kto właściwie zaczął. Ale w swoich oskarżycielskim tonie i krzywych spojrzeniach, Leviathan nie myślał o tym, że uwiodła go dla statusu czy pieniędzy. Wbrew pozorom nie był aż tak płytki i nie posiadał aż tak rozbujanego ego, bo pod koniec dnia wszystko dla niego sprowadzało się do tego, jak zareaguje na to Lazarus.

Faye mogła lubić jego ojca, albo uważać że i on lubił ją. Jakkolwiek nie wyglądała prawda, to jego syn oglądał go z dala od ministerialnego biurka, w domowym zaciszu. Lazarus bywał ekscentryczny, nie przepadał za ludźmi i kochał zwierzęta, a w ten sposób można było określi naprawdę wiele osób na świecie, ale jemu przypadało w udziale bycie także Śmierciożercą. Takim z rodzaju tych, którzy się nie wahali i nie posiadali skrupułów. Jeśli ktoś miewał wątpliwości co do tego, czym posługiwali się w swoich działaniach słudzy Czarnego Pana, to właśnie starszy Rowle umiejętnie pokazywał, że Śmierciożercom nie chodziło o logikę czy próbę przekonania do siebie odpowiednim podejściem kogokolwiek. Chodziło o siłę i tylko siłę. Było w tym coś niezwykle przewrotnego i trafnego, biorąc pod uwagę że Rowle byli łączeni ze smokami - tymi samymi bestiami, które tak dobitnie uosabiały ten atrybut.

Lazarus bywał straszny i bezwzględny. Także dla swoich dzieci.

A jego syn, nawet jeśli zrodzony z jego krwi i tak samo przeklęty, czasem jeszcze miewał ludzkie odruchy. Jednym z nich była Septima, teraz nagle oddalona o dziesiątki tysięcy kilometrów, prowadząc swoje własne badania. Była nim matka, była szalona ciotka, był Laurent. Była nim nawet Faye bo w gruncie rzeczy, Levi nie widział potrzeby w tym, by robić im krzywdę. Jeszcze nie teraz. Nie, kiedy wyraźnie nie zasłużyli.

Zmarszczył brwi, przyglądając jej się przez moment, bo naprawdę nie wiedział co miał jej odpowiedzieć. Ale nie w ten typowy sposób, do którego się przyzwyczaił. Nie, jej słowa wytłumaczenia były zwyczajnie absurdalne, jakby uleciały z ust przedszkolaka.
- Obudź się, księżniczko, jest nas dwoje. Od samego początku. I próbuję zrozumieć dlaczego - a mimo tego, że starał się słowami podzielić tę winę na dwoje, coś w jego słowach, w ich brzmieniu i ułożeniu mogło sugerować, że wciąż to ona była o ten jeden ułamek bardziej winna niż on. Bo przecież próbował zrozumieć, prawda? Dlaczego więc ona jednoznacznie musiała odtrącać te jego starania, od samego początku?
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Leviathan Rowle (2686), Faye Travers (2537)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa