• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu v
1 2 3 Dalej »
[6.09.1972] Mary on the cross | Hati, Faye

[6.09.1972] Mary on the cross | Hati, Faye
Leśna powsinoga
Może lew jest silniejszy od wilka, ale wilka nigdy nie widziałem w cyrku.
Niewysoka, mierząca około 155 cm. Ma wysportowaną sylwetkę i gibki chód, zdradzający że dużą część czasu poświęca na aktywność fizyczną. Faye ma brązowe włosy, mieniące się rudością w świetle słonecznym, oraz jasnobrązowe oczy. Usta są wiecznie rozciągnięte w uśmiechu, a nosek zadarty.

Faye Travers
#1
04.01.2025, 18:25  ✶  
6 września 1972


We were speeding together
Down the dark avenues
But besides of the stardom
All we got was blues

W zasadzie to nie wiedziała, dlaczego tu przyszła. Tym razem na Nokturnie znalazła się świadomie, doskonale wiedząc, w którą uliczkę skręca i którymi schodami schodzi. To miejsce było dla niej obce tak, jak dla ryby stały ląd. Ona tu po prostu nie pasowała - drobna, niska, z ładnie uczesanymi włosami. Nawet ubrania, które miała na sobie, były czyste i niepocerowane, chociaż nie można było nazwać ich nowymi. Papieros między wargami nie powodował, że wyglądała jak Woody czy Maddox, którzy tutaj żyli. Nie wyglądała jak ktoś, dla kogo chodzenie między uliczkami Nokturnu było chlebem powszednim. Chociaż gdyby się przebrała, gdyby założyła gorsze ciuchy i zrezygnowała z czesania pukli po kilkanaście razy, to może... Nie, wciąż nie dałoby się ukryć orzechowych oczu, z których biło niezdecydowanie, pomieszane z ciekawością i niepokojem. To jej oczy zdradzały wszystko: nie jestem stąd, zdawały się krzyczeć, pomimo pozornie zdecydowanego kroku i wyprostowanej sylwetki.

Prawda była taka, że naprawdę nie miała pojęcia, czemu tu przyszła. Być może to wczorajsze spotkanie z Maddoxem, a może chęć zrobienia czegoś ze swoim życiem? Nie wiedziała, ale nie mogła wysiedzieć w domu. Dolina Godryka wydawała jej się obca i niebezpieczna, odkąd 30 sierpnia się przemieniła. Została oczyszczona ze wszystkiego, nikt nie narzucił jej żadnych konsekwencji, nie ukarał, ba - nawet jej pomogli, ale całe to wydarzenie tak mocno na nią wpłynęło, że nie potrafiła znaleźć sobie miejsca. Czemu więc Nokturn? Może miała nadzieję, że Greyback wylezie ze swojej nory i wpadną na siebie jak w jednym romantycznym filmie mugolskim, który widziała lata temu. Przeprosiłaby go wtedy, zorientowała się, że to on, on zapytałby co tu robi. Posprzeczaliby się chwilę, a potem zabrałby ją do siebie i poczęstował czymś dobrym, zanim by się nie pocałowali.

Ach, Faye, głupia gąsko - jak można było myśleć tyle o facecie, który ewidentnie nie był dla ciebie stworzony? To było jak zderzenie dwóch różnych światów. Nigdy nie zeszłaby na Ścieżki, bo już Nokturn przyprawiał ją o dreszcze. To nie mogło się udać. A jednak tu przylazła, jakby prosząc się o to, by ktoś złamał jej nos lub okradł. Niekoniecznie w tej kolejności.

!nokturn
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#2
04.01.2025, 18:25  ✶  

To twój szczęśliwy dzień – nic się nie dzieje.

Krew jak czekolada
Nikt nie jest bezkarny - Zawsze trzeba płacić.
Przerośnięta, barczysta zbitka mięśni mierząca 192 cm wzrostu. Jego ciało w większym stopniu pokrywają tatuaże. Niepokojące, podkrążone ślepia w kolorze jasnego błękitu często wyrażają szaleńczą rządzę mordu. Włosy ciemne od skóry głowy - pojaśnione słońcem końce, zazwyczaj zaczesane na gładko do tyłu. Odziany zazwyczaj w szyte na miarę garnitury, na palcach widnieją dwa sygnety, zaś na szyi złoty łańcuszek. W lewym uchu często widnieje złoty kolczyk - kółeczko. Pachnie trawą cytrusową, słodką mandarynką, piżmem - niekiedy i krwią (czasami pizzą xD). Pierwsze wrażenie raczej każe zejść mu z drogi.

Hati Greyback
#3
04.01.2025, 21:44  ✶  
Siedział na płaskim dachu jednej z rudery. Jedna noga zwisała bezwładnie, zaś na drugiej, zgiętej, opierał przedramię.
Obserwował Nokturn, który jak na ironię nie szedł spać, a dopiero zaczął się wybudzać.
Jasny pusty wzrok zalegał na jednym z budynków, zastanawiając się nad czymś usilnie. Wyglądał niczym papuga, odziany w drogi garnitur, zupełnie niepasujący do tego miejsca. Po co wracał? Nie do końca znał odpowiedź na to pytanie. Wraz ze śmiercią żony postanowił wrócić do Londynu, chciał zmienić otoczenie - więc niczym ostatni idiota postanowił wejść do bagna, z którego piętnaście lat temu wyszedł. A jednak tym razem był to jego wybór.
Szelest kroków, który zagłuszył pozorną ciszę, wywołał drgnięcie. Źrenice się zwężyły, a on dopadł wzrokiem obiekt, który wytrącił go z myśli.
Proszę Proszę Proszę.... Faye Travers - jej widok nieco go zaskoczył. Nie widział jej przeszło piętnaście lat, w dodatku nie potrafił wyobrazić sobie jej w tym bagnie. A jednak tu była... Odstając okrutnie od otoczenia, wręcz był w stanie wyczuć słodko trawiasty zapach jej włosów, które rozwiewał wiatr. Wyglądała niemalże tak jak ją zapamiętał, jakby wciąż liczyła z szesnaście wiosen - przez moment nawet poczuł się nielegalnie, mimo iż nie zrobił nic.
Czy tak wiele się zmieniło, czy zwyczajnie jego brat był idiotą, pozwalając jej samej błądzić po ulicach nokturnu?
Jego wzrok przesunął się ciut dalej, dostrzegając, że nie był jedynym, który obserwował dziewczynę. Dach był niesamowicie łaskawym miejscem, pozwalając dostrzec znacznie więcej. Widział ich zainteresowanie, domyślał się zamiarów.
Sprawnie ześliznął się z dachu na daszek, z którego zeskoczył, lądując tuż przy dziewczynie, którą bezceremonialnie zgarnął ramieniem, jakby nie było w tym niczego zaskakującego czy nieodpowiedniego.
Cóż, od ich ostatniego spotkania przybyło mu kilka centymetrów, sam Greyback się rozrósł, a jego ciało pokryły w dużym stopniu tatuaże, których za czasów szkolnych nie posiadał zbyt wielu. Ale cóż, najwidoczniej postanowił zostać pierdoloną, przerośniętą pisanką.
-Postradałaś zmysły, Travers? - mruknął głębokim, niskim tonem, nachylając się do jej ucha - Nie szarp się - szepnął powoli, stawiając dłuższą pauzę między każdym ze słów. Zacisnął mocniej palce na jej ramieniu, przyciskając ją do siebie- zwołałaś już kilka hien, nie trzeba nam więcej...- na jego ustach pojawił się szyderczy uśmiech, a On sam zerknął za siebie, widząc, iż towarzystwo chyba zmieniło plany, rezygnując z dalszej drogi. Teraz zwyczajnie stało i patrzyło, stercząc na środku ulicy niczym idioci - Chcesz im powiedzieć "Dobry wieczór"? - wyprostował się, stając, a tym samym zmuszając ją do zatrzymania.
-Hati Greyback, pamiętasz? -kolejny raz nachylił się w jej kierunku -Bo ja nigdy nie zapominam... - szepnął, a uśmiech na jego ustach się poszerzył, nabierając niepokojących tonów.
Leśna powsinoga
Może lew jest silniejszy od wilka, ale wilka nigdy nie widziałem w cyrku.
Niewysoka, mierząca około 155 cm. Ma wysportowaną sylwetkę i gibki chód, zdradzający że dużą część czasu poświęca na aktywność fizyczną. Faye ma brązowe włosy, mieniące się rudością w świetle słonecznym, oraz jasnobrązowe oczy. Usta są wiecznie rozciągnięte w uśmiechu, a nosek zadarty.

Faye Travers
#4
04.01.2025, 22:49  ✶  
Usłyszała delikatne tąpnięcie, lecz nie zwróciła na nie większej uwagi. Brzmiało dziwnie miękko, jednak wiedziała że to nie mógł być kot ani inne zwierzę, które mieszkało na Nokturnie. Dlatego podjęła decyzję, którą powinna była podjąć już wcześniej: wiać. To znaczy w pierwszej kolejności w ogóle nie powinna była się tu znaleźć, prawda? Ale skoro już się znalazła, to następnym krokiem powinno być eleganckie spierdalanie w taki sposób, by nikt się nie zorientował, że to ucieczka.

Nie zdążyła jednak, bo w chwili gdy tylko spróbowała się odwrócić w stronę źródła dźwięku, silne ramię zgarnęło ją do siebie. Jej pierwszym odruchem było mocne szarpnięcie się, ale dla zobrazowania sytuacji Greybackowi Faye sięgała do ramienia. RAMIENIA! Była też dużo drobniejsza, a on przez te lata urósł nie tylko wzwyż, ale i rozrósł się w barach, jakby przez kilkanaście lat przerzucał kamienie w kamieniołomie. Chociaż może i tak faktycznie robił, kto wie? To by wiele tłumaczyło, nawet nieboską liczbę tatuaży, których nie dało się przegapić.
- Co ty... - urwała w połowie słowa. Znał jej nazwisko, a i jego zapach był znajomy. Bardziej niż głos, który przez lata zdążył się zmienić. Był głębszy, bardziej niepokojący. Ale ten zapach... Traversówna uniosła głowę. - Bo co?
Pewnie sama by przestała się szarpać, gdyby jej nie powiedział, że ma tego nie robić. To był w zasadzie bardzo, bardzo głupi ruch, którego by nie wykonała, gdyby nie znajomy zapach, który docierał do jej nozdrzy. Pachniał trochę jak Maddox, a trochę jak placek z sosem pomidorowym i szynką z serem, ale bez ananasa. Poza tym gdy uniosła głowę, to pochwyciła jego oczy. Oczu nie przykrył tatuażami. Zmienił się i to bardzo, ale najwidoczniej tylko fizycznie, bo wciąż zachowywał się tak, jak ten kilkanaście lat temu. Pech chciał, że Faye również nie dorosła. Może to wilkołacza przypadłość? Traversówna szarpnęła się, ale chyba bardziej dla zasady, bo zrobiła to jakoś tak niechlujnie, wiedząc że nie ma żadnych szans z kimś, kto jest co najmniej trzy razy silniejszy od niej.
- Mogę im powiedzieć "pierdol się" - burknęła, zadzierając głowę. Ani myślała uciekać przed jego spojrzeniem czy uśmiechami. Był Greybackiem, a Maddox obiecał, że jest bezpieczna. Co z tego, że go tu nie było, by ją chronić? Nie musiał tu być, ona sama potrafiłaby sobie z nim poradzić, gdyby chciała. Uśmiechnęła się więc szeroko i rozchyliła ręce. - Oczywiście, że pamiętam. Pachniesz tak samo, ale trochę za dużo w tym pomidorów, a za mało krwi, Hati.
Czy chciała uciec? Nie. Rozchyliła ramiona tylko po to, by go uścisnąć. W swojej opinii mocno, w jego... Cóż.
- Co tu robisz? - zapytała, zanim ten zdążył zadać jej to samo pytanie. Jako ofiara tego spotkania uznała, że najlepszą obroną jest atak.
Krew jak czekolada
Nikt nie jest bezkarny - Zawsze trzeba płacić.
Przerośnięta, barczysta zbitka mięśni mierząca 192 cm wzrostu. Jego ciało w większym stopniu pokrywają tatuaże. Niepokojące, podkrążone ślepia w kolorze jasnego błękitu często wyrażają szaleńczą rządzę mordu. Włosy ciemne od skóry głowy - pojaśnione słońcem końce, zazwyczaj zaczesane na gładko do tyłu. Odziany zazwyczaj w szyte na miarę garnitury, na palcach widnieją dwa sygnety, zaś na szyi złoty łańcuszek. W lewym uchu często widnieje złoty kolczyk - kółeczko. Pachnie trawą cytrusową, słodką mandarynką, piżmem - niekiedy i krwią (czasami pizzą xD). Pierwsze wrażenie raczej każe zejść mu z drogi.

Hati Greyback
#5
25.01.2025, 20:45  ✶  
Szarpała się, a On z każdym kolejnym szarpnięciem nie potrafił odgonić myśli, że robi to złośliwie. To byłoby w jej stylu. Była niegdyś jak ten poranny promień słońca, ciepły, przyjemny, ale niezwykle figlarny, gdy wpadał nieproszony do oczu.
Z jego ust wyrwał się cichy, krótki chichot, gdy zaprezentowała swoją przygotowaną odpowiedź.
Wojowniczości nie można było jej odmówić, tak jak i odwagi - lub głupoty. A jednak balansowanie po linie musiało być jej hobby od wielu, wielu lat skoro zadała się z Greybackiem. Na próżno było szukać rozsądku u tych, których trzymali blisko, a u nich samych - oni chyba nigdy rozsądkiem nie zostali uraczeni.
-Wciąż urocza - mruknął, nieznacznie mrużąc ślepia, które lustrowały spojrzeniem drobną dziewczęcą sylwetkę. Drobną w jego odczuciu, bo ten drobiażdżek miał wysportowaną sylwetkę, która pewnie nie jednej osobie byłaby w stanie spuścić łomot.
Gdy jej miękkie usta wyrzekły jego imię, na jego wargi wpłynął leniwy uśmiech. Poznała go.
Prawda, tego dnia tak wyszło, że spędził go w pizzerii, która wbrew pozorom nie była jego stałym miejscem pobytu. Była jego małym włoskim marzeniem, przejściem do poważniejszych interesów - oraz wymówką na pytanie skąd ma pieniądze. Chociaż raczej mało kto wierzył, że to ona przynosiła takie dochody by Greyback mógł paradować w szytym na miarę garniturze. A jednak każdy mógł wierzyć w co chciał, ci co powinni wiedzieli nieco więcej o jego interesach.
Drgnął delikatnie, gdy Travers odjebała coś tak niespodziewanego, że nawet Greyback przez moment zwątpił w sytuację w jakiej się znajduje. Przytuliła go. Zrobiła coś odwrotnego do tego co zwykli robić inni. Coś na tyle zaskakującego, że przez moment musiał się zastanowić czy go tuli, czy próbuje wykonać na nim nieudolnie jakiś chwyt.
-Dolce... *- zamruczał przeciągle z dziwną pasją w głosie, unosząc dłonie, które musnęły skroń Faye. Powoli opuszki jego palców odgarnęły włosy dziewczyny za jej ucho, a ten wpatrywał się w nią spod półprzymkniętych oczu.
Co tu robisz - ubiegła go, a uśmiech na jego ustach zdawał się poszerzyć. Pochylił głowę, aby niejako dobyć jej ucha
-Przyszedłem Cię wykraść- szepnął chrapliwie owiewając gorącym oddechem jej ucho, kątem oka lustrując ulicę, upewniając się że wszelkie nieproszone szmaty zniknęły z pola widzenia. Powoli się wyprostował.
-Chodź, zjemy coś, napijemy się dobrego wina. Opowiesz mi dlaczego mój brat jest idiotą, że pozwala Ci się samej tutaj szlajać - mruknął, układając dłoń na jej głowie - Chociaż widzę, że dalej żeś niesforna... zabranianie tylko Cię kusi do grzechu... - kącik jego ust się uniósł w szelmowskim wyrazie.

Dolce* - słodka
Leśna powsinoga
Może lew jest silniejszy od wilka, ale wilka nigdy nie widziałem w cyrku.
Niewysoka, mierząca około 155 cm. Ma wysportowaną sylwetkę i gibki chód, zdradzający że dużą część czasu poświęca na aktywność fizyczną. Faye ma brązowe włosy, mieniące się rudością w świetle słonecznym, oraz jasnobrązowe oczy. Usta są wiecznie rozciągnięte w uśmiechu, a nosek zadarty.

Faye Travers
#6
30.01.2025, 15:44  ✶  
Oczywiście, że robiła to złośliwie, a raczej: z przekory. Taka już była, jej umysł działał naprawdę nieskomplikowanie. Była impulsywna, była trochę jak dziecko zamknięte w ciele dorosłej kobiety. Tak jakby nie była w stanie do końca się rozwinąć - Faye była upośledzona na kilku poziomach, a jednym z nich była na przykład wiara w innych ludzi i ich dobroć. Czy to było słodkie i urocze? W tym wieku już niestety nie bardzo - raczej lekkomyślne, jeżeli nie powiedzieć: głupie.

Nie uważała, że jest zagrożeniem - przecież nigdy nic mu nie zrobiła, prawda? Być może nie była z nim tak blisko jak z Maddoxem, ale przecież był Greybackiem. Nie mógł jej zrobić krzywdy, nawet jeżeli Dox wspominał jej, że Sfora rządziła się innymi prawami, niż logiką. Przecież przyszedł do niej pobity i powiedział, że to właśnie mała kłótnia z rodziną sprawiła, że tak wyglądał. A jednak uparcie wierzyła w to, że żaden Greyback nic jej nie zrobi, bo przecież ona nie zrobiła im nic złego. Naiwne? Owszem, ale zapewne tak samo uważała ze śmierciożercami. Była czystej krwi, nie zadawała się z mugolakami, nie mówiła na głos że jebać Voldemorta, więc nie powinni jej nic zrobić. W tym rozumowaniu były takie braki, że naprawdę cud, że ta kobieta nadal żyła.
- Przecież nikt mnie nie ukradł, głuptasie - zachichotała. Jeżeli myślał, że da radę ją onieśmielić, owiewając oddechem odsłonięte ucho, to się mylił. Mylił się dlatego, że był bratem tego, którego właśnie szukała, chociaż nie przyznałaby się do tego tak otwarcie, a przynajmniej nie w tej chwili. Nawet ona wiedziała że łażenie po Nokturnie było niebezpieczne. W każdym razie: Hati był poza jej zasięgiem, off the limit, a przynajmniej tak uważała. Nie byli z Maddoxem razem, ba: miała męża na papierze, o którym nikt nie wiedział, lecz myśl o tym, że mogłaby chociaż pomyśleć o kimś z jego rodziny, mroziła krew w żyłach. Tak się nie robiło, to nie było w porządku. - Jest idiotą, ale nie dlatego.
Zaperzyła się, nagle mrużąc nieznacznie oczy. Jak to pozwala? Czy Hati sugerował, że ona jest jakąś jego własnością, którą można było rozporządzać wedle własnego widzimisię?
- Maddox nic nie wie o tym, że tu jestem - powiedziała, strącając dłoń Greybacka ze swojej głowy. Oburzenie udała tylko w połowie, bo naprawdę ta myśl o tym, że mogłaby być czyjaś ją ubodła do żywego. - A poza tym nie jest w pozycji, w której mógłby mi mówić co mam robić, a czego nie!
Zadarła głowę do góry, bo Greyback był kurewsko wysoki, a ona cholernie niska. Tym bardziej potęgowało to wrażenie, że zachowuje się po prostu jak niesforne dziecko - z tym, że to dziecko miało nie tylko różdżkę, ale i kły oraz pazury. Nie było tajemnicą dla rodziny Maddoxa, że Faye również była wilkołakiem.
Krew jak czekolada
Nikt nie jest bezkarny - Zawsze trzeba płacić.
Przerośnięta, barczysta zbitka mięśni mierząca 192 cm wzrostu. Jego ciało w większym stopniu pokrywają tatuaże. Niepokojące, podkrążone ślepia w kolorze jasnego błękitu często wyrażają szaleńczą rządzę mordu. Włosy ciemne od skóry głowy - pojaśnione słońcem końce, zazwyczaj zaczesane na gładko do tyłu. Odziany zazwyczaj w szyte na miarę garnitury, na palcach widnieją dwa sygnety, zaś na szyi złoty łańcuszek. W lewym uchu często widnieje złoty kolczyk - kółeczko. Pachnie trawą cytrusową, słodką mandarynką, piżmem - niekiedy i krwią (czasami pizzą xD). Pierwsze wrażenie raczej każe zejść mu z drogi.

Hati Greyback
#7
09.03.2025, 22:00  ✶  
Jasne ślepia dostrzegły oburzenie dziewczyny, stwierdzając, że ta bojowa postawa jest zabawno uroczą mieszanką. Uśmiechnął się pod nosem
-Obawiam się Travers... - zaczął, kręcąc głową nieco rozbawiony- że nigdy nie będzie w takiej pozycji, nawet jakbyście się hajtnęli - wyznał szczerze z myślami. Faye może była urocza i chaotyczna, a jej dusza przypominało duszę szczenięcia - dobrą i delikatną. To jednak ta sama Faye była uparta, butna i nieustępliwa. Taką można wziąć pod but tylko pozornie i tylko na chwilę, bo ostatecznie nie wiadomo kiedy samemu się trafia pod pantofla. Czy to z powodu uroku, czy jej zaciętości. Ah, kobiety. Z nimi źle, bez nich jeszcze gorzej. Każda niby podobna, a każda działająca zupełnie inaczej.
Chociaż dziwił się, że tyle czasu razem, a wciąż nie sformalizowali związku. Nie widział by miała na dłoni pierścionek zaręczynowy. Wciąż się nie oświadczył?
-Już, chodź - skinął głową - pokrzyczysz na mnie jedząc pizze, co? - zgarnął ją ręką na powrót ruszając, aby ułatwić jej decyzje. Jedzenie jakoś tak zawsze pomagało w tego typu sytuacjach, nauczył się tego jeszcze w czasach szkolnych. Widział jej nastawienie, widział jej oburzenie i prawdopodobnie niezrozumienie, także postanowił wyjaśnić powoli i spokojnie, chcąc ją zabrać z tego miejsca. Wolał aby nie została tu ani chwili dłużej, a tym bardziej by nie poszła gdzieś zła. Maddox by mu nie wybaczył jeśli coś by się jej stało.
-Nie miałem na myśli niczego złego, Travers... Po prostu gdybyś ty wiedziała, że gdzieś jest niebezpiecznie chciałabyś go puszczać tam samego? - zerknął na nią - chodziło mi o zwykłą troskę... Ja bym odchodził od zmysłów, gdyby kobieta mojego życia włóczyła się sama nocą po nokturnie... nieważne jak silna i zaradna by była. Rozumiesz?- zerknął na nią. Nie wiedział na jakim etapie był jego brat i Faye, wiedział natomiast (a przynajmniej tak mu się wydawało), że spotykali się od czasów szkolnych, a to kazało sądzić, że między nimi jest coś więcej niż niezobowiązująca przygoda. Nie wiedział jedynie jak skomplikowana była ich sytuacja.
Leśna powsinoga
Może lew jest silniejszy od wilka, ale wilka nigdy nie widziałem w cyrku.
Niewysoka, mierząca około 155 cm. Ma wysportowaną sylwetkę i gibki chód, zdradzający że dużą część czasu poświęca na aktywność fizyczną. Faye ma brązowe włosy, mieniące się rudością w świetle słonecznym, oraz jasnobrązowe oczy. Usta są wiecznie rozciągnięte w uśmiechu, a nosek zadarty.

Faye Travers
#8
09.03.2025, 22:59  ✶  
Hajtnęli... Faye uśmiechnęła się szeroko, ale coś w jej serduszku poruszyło się niespokojnie. Czy ktokolwiek kiedykolwiek wierzył w to, że ona i Maddox mogliby się pobrać i wieść spokojne, staromałżeńskie życie? Na wszystkich bogów, ona go zostawiła zaraz po tym, jak zerwali. A gdy wróciła, to przypadkiem wyszła za mąż, o czym nie wiedział absolutnie nikt poza nią i Leviathanem. Ten pieprzony ślub był jednym z powodów, dla których Traversówna nigdy nie będzie mogła wyjść za mąż - bo najpierw musiałaby dostać rozwód, a Rowle prędzej by ją zabił, niż pozwolił komukolwiek dowiedzieć się, że się z nią ożenił.
- Teraz mówisz jak prawdziwy dżentelmen - jej początkowe oburzenie w odpowiedzi na jego słowa prysło jak bańka mydlana. Jeżeli chodziło o jedzenie, to Faye niemal zawsze dawała się przekupić. Potrafiła jeść tak pokaźne porcje, że w pewnym momencie jej matka zaczęła się zastanawiać, czy córeczka nie zabiera do pokoju 5 talerzy, z czego 4 rozdaje psom bo to niemożliwe, żeby ktoś tak mały potrafił zjeść aż tyle. Traversówna miała świetną przemianę materii, na dodatek ciągle była w ruchu - no i, do czego się raczej nie przyznawała, zdarzało jej się przemieniać poza pełnią, co pochłaniało ogromne ilości energii, którą musiała wykorzystywać. - Maddox jest u ojca.
Mruknęła niechętnie, jakby to miało wszystko wyjaśnić. Wiedziała przecież, gdzie żył i jak żył. To nie dlatego go szukała, ale na samą myśl zaczynało ją coś kłuć w żołądku. Odwróciła na moment głowę, niby tylko po to by skontrolować kieszeń, z której wyciągała papierosa, ale tak naprawdę po to, by Hati nie dostrzegł błysku strachu, który pojawił się w jej oczach. Nie bała się Greybacka - ani tego, który teraz stał obok, ani tego, którego pokochała ani tego, który dowodził Sforą. A jednak bała się o tego, który był teraz w podziemnych korytarzach i... Który cholera wie co teraz robił. To ją bolało, tak cholernie bolało - szczególnie gdy Hati teraz stał przed nią w dobrych, czystych ciuchach, podczas gdy jego brat żył jak szczur pod ziemią. I chuj z tym, że sam wybrał takie życie? Powinna mu była wysłać ten sweter.
- On nigdy nie będzie bezpieczny, Hati. Muszę z tym żyć - mruknęła przez zaciśnięte wargi, odpalając papierosa przy pomocy zippo. Zezowała na Greybacka spod przymrużonych oczu, jakby zastanawiała się nad czymś, co powiedział. Wydmuchnęła dym nosem i posłusznie ruszyła do jego lokalu. - Kobieta jego życia? Tak ci powiedział? Że jestem kobietą jego życia?
Może zareagowała nieco ZBYT emocjonalnie na tę wieść, bo i oczka jej się rozszerzyły, i usta wygięły w uśmiechu pełnym niedowierzania.
Krew jak czekolada
Nikt nie jest bezkarny - Zawsze trzeba płacić.
Przerośnięta, barczysta zbitka mięśni mierząca 192 cm wzrostu. Jego ciało w większym stopniu pokrywają tatuaże. Niepokojące, podkrążone ślepia w kolorze jasnego błękitu często wyrażają szaleńczą rządzę mordu. Włosy ciemne od skóry głowy - pojaśnione słońcem końce, zazwyczaj zaczesane na gładko do tyłu. Odziany zazwyczaj w szyte na miarę garnitury, na palcach widnieją dwa sygnety, zaś na szyi złoty łańcuszek. W lewym uchu często widnieje złoty kolczyk - kółeczko. Pachnie trawą cytrusową, słodką mandarynką, piżmem - niekiedy i krwią (czasami pizzą xD). Pierwsze wrażenie raczej każe zejść mu z drogi.

Hati Greyback
#9
12.04.2025, 10:02  ✶  
-Czasem mi wychodzi - wyznał z nieco rozbawionym uśmiechem, widząc jej reakcje na temat jedzenia. Ta, ta jedna rzeczy chyba łączyła wszystkie kobiety. A przynajmniej te, które zdążył poznać. A jednak patrząc na reakcje Travers miał wrażenie, że przyszło mu odmłodnieć o kilka lat. Cofnąć się w czasie i znowu wylądować w szkole. Od dziewczyny bił specyficzny rodzaj energii i ten się nie zmienił mimo upływu lat. Energii, która działała kojąco, która nie pasowała aby zostać zbezczeszczona. Czystej, wręcz dziecięcej. I mimo, że Faye z pewnością nie była beztroska, wszak każdy z nas walczył z jakimiś demonami - niemniej jednak biła od niej dziecięca, beztroska radość, świeżość i młodość emocji, tak czystych, nieskalanych plugawością ów miejsca.
Przyjemnie się na to patrzyło, czuło, przebywało. Jak gdyby człowiek odmłodniał trwając obok.
Pełna życia, radości i nadziei - miał szczerą nadzieje, że to nigdy się nie zmieni. Miał nadzieje, że jej spojrzenie nigdy nie utraci tego blasku. Bo jakież smutne miałaby spojrzenie bez niego dla kogoś, kto widział ten błysk w oku, chęć życia i wole walki.
-u ojca - powtórzył za nią, jakoby w zadumie. On również bywał u ojca, bądź ojciec u niego, a jednak w jego przypadku wyglądało to nieco inaczej. Po powrocie z Włoch niczym marnotrawny syn stanął w progu, acz on nie przetracił powierzonego majątku, On wrócił ustawiony finansowo z planem wspólnego biznesu.
-Rozumiem - dodał, hamując delikatne westchniecie. W przypadku Maddoxa wyglądało to ciut inaczej. Zaczynając od tego że sam Maddox był inny, od zawsze. Gdyby stary miał mieć fanclub to Mad prawdopodobnie byłby jego przewodniczącym. I tak było od lat - On chyba jako jedyny pałał bezwarunkową miłością do starego, On jako jedyny za dzieciaka był w niego zapatrzony i On jako jedyny z chęcią poddawał się tym wszystkim torturom. Dlatego też Hatiemu było nieco żal Travers bo wybrała sobie wyjątkowo trudnego faceta do uchowania, faceta którego umysł był bardzo silnie zakorzeniony w tej całej patologii i sam Greyback powątpiewał czy dało się to zmienić. Czy przyjęta przez niego racje nie zalęgły się zbyt głęboko.
-Nikt z nas nigdy nie będzie bezpieczny, Travers... ani On, ani Ty - wyznał, nieznacznie mrużąc ślepia. I chociaż mogło to brzmieć jak filozoficzne pierdolenie to nim nie było.
-Moja żona zginęła kilka miesięcy temu - dodał, aby nakreślić dziewczynie nieco lepiej co ma na myśli. Jego żona nigdy nie wchodziła w jego interesy, miała immunitet, a za jej śmierć poleciały głowy. A jednak nie wszystko dało się przewidzieć - Może i sfora, może nawet i nokturn Ci nie zagraża... ale to nie znaczy, że jesteś bezpieczna. To, że jesteś z nim zapewnia Ci zarówno nietykalność, co wieczny nóż na gardle. A zemsty nie przywracają życia... - mruknął, besztając się w myślach. W końcu kim on był by prawić jej mądrości? A jednak nie chciał aby skończyła jak Giulia, która zginęła z przypadku, podczas policyjnej obławy. Nie wiedział jak wielu Maddox ma wrogów, jak bardzo zdążył nagiąć prawo - ale wiedział, że niezależnie jak bardzo by się starał w pierwszej kolejności przyjdą po nią, nie po niego.

Zerknął na nią, gdy ożywiła się na kolejne słowa. Na jego twarzy zagościł delikatny, nieco rozbawiony uśmiech
-Nie powiedział, ale czy musiał? - skrzyżował ręce na piersi, patrząc na nią uważnie - Ile lat już balansujecie tak przy sobie? Odpychając i przyciągając się wzajemnie - powoli ruszył, ciągnąć dziewczynę za sobą  - A ty mu powiedziałaś? - zerknął na nią ukradkiem - Czasem najważniejszymi słowami są niestety te niewypowiedziane, Faye... Ale gdybyś nie była ważna to nie dbałby o twoje bezpieczeństwo, a żadne inne imię nie padło - W oczach Greybacka Faye była jedyną osobą o której bezpieczeństwo Maddox w pewnym sensie dbał, jedyną spoza sfory. Cóż, może nie wiedział, nie był doinformowany, aczkolwiek bazując na tym co miał obraz rysował się dość jaskrawo. Czy Faye byłaby w stanie go uratować przed samym sobą? A może zniszczą się wzajemnie, spłonął ale nigdy się nie odrodzą. I zostaną smutną smugą przeszłości, popiołem rozwianym przez wiatr, ostatnim tchnieniem.
Leśna powsinoga
Może lew jest silniejszy od wilka, ale wilka nigdy nie widziałem w cyrku.
Niewysoka, mierząca około 155 cm. Ma wysportowaną sylwetkę i gibki chód, zdradzający że dużą część czasu poświęca na aktywność fizyczną. Faye ma brązowe włosy, mieniące się rudością w świetle słonecznym, oraz jasnobrązowe oczy. Usta są wiecznie rozciągnięte w uśmiechu, a nosek zadarty.

Faye Travers
#10
13.04.2025, 11:27  ✶  
W przypadku Maddoxa wszystko wyglądało inaczej. Nic nie mogło być z nim proste i to wiedziała Faye od początku, gdy tylko się spotkali w Zakazanym Lesie podczas pełni. On był w amoku, ona - doskonale kontrolowała swoje odruchy. I może nie chodzili razem pod ramię podczas pełni i nie trzymali się za swoje wilkołacze łapki, ale Faye pomagała Maddoxowi walczyć z demonami klątwy księżyca na wszystkich możliwych polach. W formie bestii, w formie ludzkiej - fizycznie, psychicznie. Z czasem ich więź stała się bardzo, bardzo mocna, lecz nie na tyle, by zerwać tę więź, która łączyła go z ojcem. Traversówna była tu na przegranej pozycji - była pewna, że zawsze Maddox wybierze Sforę. I chociaż nie była to prawda, to o tym nie wiedziała. Nie wiedziała że teraz zapewne dostaje kolejne razy, bo te które dostał gdy się spotkali w sierpniu, mogły być niewystarczające.
- Przykro mi - powiedziała szczerze, otaczając Hatiego ramionami. Uścisnęła go mocno, lecz w tym uścisku było wiele smutku i współczucia. - Jak się trzymasz? Potrzebujesz czegoś?
Zadarła głowę, by obdarzyć go współczującym spojrzeniem. Zignorowała dalsze pierdolenie o Sforze i o tym, że skoro buja się z Greybackiem, to jest nie tylko chroniona, lecz również znajduje się na celowniku. Miała to, kolokwialnie mówiąc, w dupie. Głęboko, tam gdzie jelita się przeplatają i gdzie światło nigdy nie dojdzie. To nie było teraz ważne, nie w chwili gdy Hati przyznał, że jego żona umarła. Bardzo chciałaby mu pomóc, ale nie potrafiła znaleźć ani słów, ani gestów, by pokazać że w razie czego może na nią liczyć. Utrata bliskiej osoby zawsze bolała - czasem tak mocno, że ludzie nie potrafili żyć z tego bólu.

Puściła go, a gdy w końcu ruszyli, dziewczyna wzruszyła ramionami. Ile lat? Nie miała pojęcia, straciła rachubę. Trochę namieszała w swoim życiu, lata jej nie było, zostawiła go tu, a jednak zamiast strzelić ją w pysk - podczas pierwszego spotkania nie tylko jej pomógł, ale i nagiął swoje zasady.
- Nie powiedziałam - mruknęła, wciskając dłonie do kieszeni spodni. Skrzywiła się nieco, brzydko. - Nie mogę. To nie jest takie proste, nie tylko Maddox ma nóż na gardle. Pamiętaj, że przez lata nie było mnie w kraju. Pamiętaj, że mam stukniętych rodziców i brata, który pracuje w Ministerstwie, który na pewno nie chciałby, żebym spotykała się z kimś z podziemi.
To było aż urocze, jak bardzo Faye myślała, że Nicholas Travers jest prawy i stoi po właściwej stronie. Rozczulające w chuj.
- Nie mogę mu tego powiedzieć, bo sama wplątałam się w kilka zdarzeń, które mogą mu zagrozić - nie chciała nikomu mówić o Leviathanie, ale czuła że gdyby ten dowiedział się o Maddoxie, mógłby zrobić coś głupiego. Dlatego milczała i odpychała obu mężczyzn, chociaż to właśnie za Greybackiem latała, szukając jego akceptacji i towarzystwa. - Najwyżej znowu zniknę. Czyż nie lepiej jest złamać komuś serce na kilka miesięcy, byle tylko uchronić go przed złamaniem karku?
Zerknęła na Greybacka uważnie. Powinien rozumieć takie dylematy.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Pan Losu (9), Faye Travers (2521), Hati Greyback (3188)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa