10.01.2025, 01:07 ✶
Całe kurwa szczęście — sierpień dobiegł końca.
Pierdolnik w Ministerstwie i sprawy rodzinne sprawiły, że poza wysyłaniem Rosie kwiatów i listów, nie miał czasu. Ostatnie dwa tygodnie spędził w rezydencji dziadka na Szkockich pustkowiach. I był zmęczony. Wszystkim dookoła, a samym sobą najbardziej. Zrzucił więc garnitur oraz koszule w mieszkaniu, biorąc zimny prysznic i czując, jak w dziwny sposób krople parzą jego skórę. Musiał wyjść, odciąć się od Anthonyego Borgina i na kilka godzin zostać tylko Tośkiem. Bez zasad, bez ładu i składu. Mógłby pojechać na plażę z butelką wódki, zgarnąć po drodze Atreusa lub Louvaina. Rozpalić ognisko, rzucić kilka zaklęć i wykąpać się w morzu. Mógł też pędzić przed siebie mugolskimi drogami, które ciągnęły się przez całą Wyspę i były jedynym, co im wychodziło. Wciągnął ciemne jeansy, koszulkę z białej bawełny — szanujmy się, gówna nosił nie będzie i skórzaną kurtkę, a potem zgarnął plecak, wychodząc z mieszkania. Wieczór był młody.
Ku swojemu zaskoczeniu, gdy wsiadł na motor — wcale nie ruszył w stronę obwodnicy Londynu, nie skierował się w stronę Hastings czy Southend. Nie jechał nawet do Edynburga! Prychnął, pokręcił na samego siebie z głową i przyśpieszył, nachylając się nad maszyną. Skoro niosło go do Doliny Godryka, to tak musiało być. Droga minęła mu na tyle szybko, że nim się spostrzegł, zatrzymał się przed posiadłością swojej narzeczonej, którą omiótł spojrzeniem zaraz po zdjęciu kasku i rzuceniu go niedbale na tył pojazdu. Zszedł, zabezpieczając go i oparł się wygodnie, przyglądając światłom w oknach. Powinien jej przeszkadzać, skoro na ostatni list nie odpisała? Może nie chciała go widzieć? Wsunął papierosa pomiędzy wargi, pozwalając, aby gryzący dym wypełnił jego płuca, a butelka zakołysała się w wypchanym plecaku, sugerując mu, że powinien zawrócić.
- Popierdoliło mnie.
Skwitował pod nosem, idąc w stronę wejścia. A potem znów przeklął, bo nie kupił kwiatów. Dla niej i dla jej matki. Co za kretyn, przecież jak jej rodzice go tak zobaczą, to go zabiją. I jej brat? Cofnął się pół kroku, mierzwiąc własne włosy z serią przekleństw cisnących się na usta, aby ostatecznie skierować kroki na tył domu. Pewnie mieli kwiaty, musiał coś wykombinować. Przemierzał zadbany trawnik, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu właściwego krzewu lub takiego, którego kwiatki by mu się po prostu spodobały. Kucnął przy czymś białym, nachylając się i wąchając roślinę, kontemplując, czy mogłaby się jej spodobać. Pewnie go wyśmieje za kradzież, ale przecież od kogoś małą kleptomanię podłapał, jak już. Nie była to absolutnie jego wina! Zerwał więc jeden z kwiatków i już chciał się obrócić, gdy dostrzegł czmychającą przez ogród postać, której sylwetka rysowała się w promieniach zachodzącego słońca. Westchnął, przyglądając się jej przez chwilę oczarowany tańcem brązowych pasm włosów na wietrze, sposobem, w który wiatr muskał jej ubranie i podkreślał sylwetkę, a potem ściągnął brwi. A co, jak miała schadzkę? No teoretycznie nie mógł jej tego zabronić, przecież ich narzeczeństwo było farsą, ale to wcale nie znaczyło, że nie mógł dać facetowi w mordę. Pięści go zaswędziały, a Anthony Borgin ruszył się z miejsca, znów niesiony emocjami i tajemną siłą, jakby nad sobą nie panował.
- Nie ma mnie miesiąc, a Ty się z domu wieczorami wymykasz, Różyczko? - zapytał z błyskiem w oczach, niskim głosem, delikatnie łapiąc ją za nadgarstek. Za nic nie zrobiłby jej przecież krzywdy. W momencie, w którym poczuł skórę pod palcami, zrozumiał, że będzie na niego po prostu wkurwiona. Uśmiechnął się więc niewinnie i słodko, najładniej jak umiał, wyciągając przed siebie kradzionego kwiatka. - No cześć piękna.
Uniósł wolną dłoń też na wypadek, gdyby musiał się bronić, bo Panna Greengrass chciałaby mu dać w mord. Owszem, była damą — w to nie wątpił, ale miała kolce i temperament
Pierdolnik w Ministerstwie i sprawy rodzinne sprawiły, że poza wysyłaniem Rosie kwiatów i listów, nie miał czasu. Ostatnie dwa tygodnie spędził w rezydencji dziadka na Szkockich pustkowiach. I był zmęczony. Wszystkim dookoła, a samym sobą najbardziej. Zrzucił więc garnitur oraz koszule w mieszkaniu, biorąc zimny prysznic i czując, jak w dziwny sposób krople parzą jego skórę. Musiał wyjść, odciąć się od Anthonyego Borgina i na kilka godzin zostać tylko Tośkiem. Bez zasad, bez ładu i składu. Mógłby pojechać na plażę z butelką wódki, zgarnąć po drodze Atreusa lub Louvaina. Rozpalić ognisko, rzucić kilka zaklęć i wykąpać się w morzu. Mógł też pędzić przed siebie mugolskimi drogami, które ciągnęły się przez całą Wyspę i były jedynym, co im wychodziło. Wciągnął ciemne jeansy, koszulkę z białej bawełny — szanujmy się, gówna nosił nie będzie i skórzaną kurtkę, a potem zgarnął plecak, wychodząc z mieszkania. Wieczór był młody.
Ku swojemu zaskoczeniu, gdy wsiadł na motor — wcale nie ruszył w stronę obwodnicy Londynu, nie skierował się w stronę Hastings czy Southend. Nie jechał nawet do Edynburga! Prychnął, pokręcił na samego siebie z głową i przyśpieszył, nachylając się nad maszyną. Skoro niosło go do Doliny Godryka, to tak musiało być. Droga minęła mu na tyle szybko, że nim się spostrzegł, zatrzymał się przed posiadłością swojej narzeczonej, którą omiótł spojrzeniem zaraz po zdjęciu kasku i rzuceniu go niedbale na tył pojazdu. Zszedł, zabezpieczając go i oparł się wygodnie, przyglądając światłom w oknach. Powinien jej przeszkadzać, skoro na ostatni list nie odpisała? Może nie chciała go widzieć? Wsunął papierosa pomiędzy wargi, pozwalając, aby gryzący dym wypełnił jego płuca, a butelka zakołysała się w wypchanym plecaku, sugerując mu, że powinien zawrócić.
- Popierdoliło mnie.
Skwitował pod nosem, idąc w stronę wejścia. A potem znów przeklął, bo nie kupił kwiatów. Dla niej i dla jej matki. Co za kretyn, przecież jak jej rodzice go tak zobaczą, to go zabiją. I jej brat? Cofnął się pół kroku, mierzwiąc własne włosy z serią przekleństw cisnących się na usta, aby ostatecznie skierować kroki na tył domu. Pewnie mieli kwiaty, musiał coś wykombinować. Przemierzał zadbany trawnik, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu właściwego krzewu lub takiego, którego kwiatki by mu się po prostu spodobały. Kucnął przy czymś białym, nachylając się i wąchając roślinę, kontemplując, czy mogłaby się jej spodobać. Pewnie go wyśmieje za kradzież, ale przecież od kogoś małą kleptomanię podłapał, jak już. Nie była to absolutnie jego wina! Zerwał więc jeden z kwiatków i już chciał się obrócić, gdy dostrzegł czmychającą przez ogród postać, której sylwetka rysowała się w promieniach zachodzącego słońca. Westchnął, przyglądając się jej przez chwilę oczarowany tańcem brązowych pasm włosów na wietrze, sposobem, w który wiatr muskał jej ubranie i podkreślał sylwetkę, a potem ściągnął brwi. A co, jak miała schadzkę? No teoretycznie nie mógł jej tego zabronić, przecież ich narzeczeństwo było farsą, ale to wcale nie znaczyło, że nie mógł dać facetowi w mordę. Pięści go zaswędziały, a Anthony Borgin ruszył się z miejsca, znów niesiony emocjami i tajemną siłą, jakby nad sobą nie panował.
- Nie ma mnie miesiąc, a Ty się z domu wieczorami wymykasz, Różyczko? - zapytał z błyskiem w oczach, niskim głosem, delikatnie łapiąc ją za nadgarstek. Za nic nie zrobiłby jej przecież krzywdy. W momencie, w którym poczuł skórę pod palcami, zrozumiał, że będzie na niego po prostu wkurwiona. Uśmiechnął się więc niewinnie i słodko, najładniej jak umiał, wyciągając przed siebie kradzionego kwiatka. - No cześć piękna.
Uniósł wolną dłoń też na wypadek, gdyby musiał się bronić, bo Panna Greengrass chciałaby mu dać w mord. Owszem, była damą — w to nie wątpił, ale miała kolce i temperament