Sophi nie widziała, ta musiała wyjść i nie uprzedzić nikogo o swojej nieobecności, w tym skrzata, który rozstawiał trzy zastawy z myślą, że ruda wróci. Stała, obserwując jak skrzat kończy przygotowywać wszystko, jednocześnie oddając się myślom, które krążyły dookoła wisiorka z ptasią czaszką, którego miętosiła delikatnie między palcami.
Przeszła spokojnym krokiem do gabinetu Richarda w którym zgadywała, że ten zalega. Zastukała po czym otworzyła drzwi
-Dzień dobry, Tatku - powitał go łobuziarski uśmiech Mulciberówny - Śniadanie już w sumie gotowe...
Wtem i usłyszała pukanie do drzwi, marszcząc brwi w niezrozumieniu.
-Spodziewamy się gości? - zagaiła, aby zaraz podążyć na dół do drzwi, które otworzyła. Nie przypominała sobie by miał kto ich odwiedzić. Czyżby Charles jednak pozbył się alergii związanej z kamienicą i postanowił wpaść na śniadanie?
Gdy otworzyła drzwi na jej twarzy przez krótką chwilę wymalowało się zaskoczenie, Malfoy był w tym momencie ostatnią osobą jaką spodziewała się zobaczyć w progu swoich drzwi.
-Już się stęskniłeś? - Zagaiła z zaczepnym uśmiechem, otwierając szerzej drzwi - Chodź, nie stój w progu...- skinęła głową, nim zdążyłby wyjaśnić po co się pojawił. Mógł to zrobić chwilę później, ale nie w progu, w progu się nie stoi.